Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Bardzo straszna Draksylwania

Rozdział 1 - Tajemnicza książka. Lina w szoku.

Autor:Tula
Korekta:Dida
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Komedia, Przygodowe
Dodany:2010-08-17 22:11:09
Aktualizowany:2010-10-17 22:28:09


Następny rozdział

Cała wyprawa po skarb zaczęła się bardzo przyjemnie.

Pewnego słonecznego poranka Lina Inverse obudziła się w wynajętym pokoju w gospodzie. Obok niej chrapała Amelia, a w pokoju obok spali smacznie Gourry i Zelgadiss. Wrodzona oszczędność, jak i chwilowy brak funduszy, nakłoniły przyjaciół do przenocowania w dwóch pokojach, zamiast w czterech. Amelia rzuciła też uwagę, że Lina chrapie jak smok, ale w tym momencie sama nie była gorsza.

Lina postanowiła więc w ramach dobrego uczynku obudzić księżniczkę i ocalić swoje uszy. Uniosła się na łokciach i rzuciła w dziewczynę poduszką.

- Amelia, wstawaj! - zawołała. - Czas na śniadanie!

Czarodziejka była jak na razie finansowo zależna od Amelii. Dopóki jednak Amelia płaciła wszystkie rachunki bez gadania, nie było powodów do narzekań.

Lina ze zdziwieniem zauważyła, że z poduszką jest coś nie tak. Była jakby… trochę za ciężka jak na poduszkę. Teoretycznie Amelia powinna nie zareagować na ledwie odczuwalne uderzenie, jednak księżniczka otworzyła oczy niemal od razu i spojrzała wyrzutem na Linę.

- Panno Lino - jęknęła Amelia. - Jak pani może, od samego rana…

- Sama jesteś sobie winna - prychnęła czarodziejka. - Trzeba było ciszej chrapać.

- Ja nie chrapię! - oburzyła się Amelia. - Ja… Chrapałam? Wciąż jednak nie jest to powód, by budzić mnie książką.

Lina z zainteresowaniem spojrzała na poduszkę, leżącą teraz na podłodze. Czyżby w poszewce było coś poza pierzem? Może porzucone na pastwę losu pieniążki?

Czarodziejka szybko wyskoczyła z łóżka i zajęła się poduszką.

- Co się stało? - zapytała Amelia.

Serce Liny zabiło szybciej - wyraźnie wyczuła jakiś przedmiot ukryty w poduszce. Książka? Pudełko klejnotów? Na chwilę zostawiła poduszkę, by przeszukać swoje ubranie, po czym pochyliła się nad biednym przedmiotem ze sztyletem w ręce.

- Co pani wyprawia?! - przeraziła się Amelia, kiedy Lina zanurzyła ostrze w poduszce.

- Patrz i ucz - odparła podekscytowana Lina, obszukując poduszkę.

- Czego mam się uczyć? Pani Lino, niszczenie cudzych rzeczy jest złe!

- Chyba, że posłuży wyższemu celowi - uzupełniła Lina, wydobywając na zewnątrz niewielką książkę.

- Co to jest? - Amelia przysunęła się do Liny.

- To jest klucz do bogactwa! - powiedziała pewnym głosem Lina, już wyobrażając sobie góry złota. - Na pewno jest tu mapa do skarbu albo rzadkie zaklęcia… - Zaczęła kartkować książkę. - O, to ciekawe… - urwała nagle, czytała przez chwilę, po czym oblała się rumieńcem.

Amelia spojrzała na książkę ponad ramieniem czarodziejki.

- Jej ogniście rude włosy emanowały erotyzmem - odczytała zaskoczona, nie wiedząc, jak włosy mogą czymkolwiek emanować. - Falami opadały na nagie ciało, skromnie przysłaniając wielkie i wspaniałe p… Och, panno Lino!

Czarodziejka zamknęła książkę i zbyt spokojnym ruchem położyła obok siebie.

- To jakieś durne romansidło - wyszeptała drżącym głosem, obejmując rękami swoje pie… swoją klatkę piersiową. - Takie rzeczy powinno się egzorcyzmować i palić.

- Proszę przestać - powiedziała Amelia i poklepała Linę po ramieniu. - Wcale nie jest tak źle. Jeszcze urosną.

Lina spojrzała w bok, ale w jej polu widzenia znalazły się doskonale widoczne atuty księżniczki. Czarodziejka wzdrygnęła się i szybko spojrzała w drugą stronę.

- Śniadanie - wymamrotała. - Muszę coś zjeść. Natychmiast.

Wstała i chwyciła swoje ubranie. Amelia skorzystała z chwili, gdy Lina się ubierała i sięgnęła po porzuconą książkę. Wyglądało to na ilustrowany zbiór opowiadań, z których każde dotyczyło innej kobiety. Księżniczce zdawało się, że dostrzega nawet kilka imion męskich, ale równie dobrze mogło to być przywidzenie. Wreszcie zajęła się czytaniem jednego z opowiadań, mimo woli coraz bardziej się wciągając.

- Co, takie to wciągające? - Usłyszała nagle przy uchu syk, aż podskoczyła. - To narzędzie mazoku powinno przestać istnieć…

- Panno Lino! - Amelia odskoczyła od wściekłej czarodziejki, tuląc książkę do piersi. - To jest literatura, a literatura to część kultury! Proszę tylko pomyśleć, jak namęczył się autor tego… dzieła! Trzeba umieć uszanować pracę innych!

Amelia otworzyła książkę, chcąc zaakcentować swą wypowiedź. Namęczył? Lina spojrzała na ilustrację. Jeśli opowiadania pisał na podstawie własnych doświadczeń, to raczej dobrze się bawił niż męczył.

- Śniadanie - warknęła Lina, odwracając wzrok.

Amelia rzuciła książkę na łóżko, tym razem bez należytego szacunku, korzystając z chwili samoopanowania czarodziejki. Błyskawicznie przygotowała się do wyjścia.

- Nie czekamy na pana Gourry’ego i pana Zelgadissa? - zapytała jeszcze.

Lina skierowała się do pokoju chłopaków. Gourry już nie spał, Zelgadiss właśnie się przeciągał.

- Wstawać! - zawołała Lina tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Śniadanie czeka!

- Po co ten pośpiech? - ziewnął Zelgadiss. - Nie umrzesz od chwili czekania.

- Fire…

- Bardzo proszę, panie Zelgadiss! - przerwała Linie Amelia. - Panna Lina ma zły dzień.

- Pośpiesz się, Zel - zawtórował jej Gourry, który stał gotowy do wyjścia jeszcze zanim przebrzmiała ostatnia sylaba wyrazu śniadanie.

Zelgadiss zerknął spode łba na czarodziejkę.

- Wyjdźcie - powiedział. - Chcę się przebrać.

- Byle szybko - zastrzegła Lina i wymaszerowała z pokoju, a za nią Gourry.

Amelia rzuciła Zelgadissowi przepraszające spojrzenie, jakby humor Liny był właśnie jej winą i również wyszła.

Zelgadiss pokręcił głową. Lina była porywcza i drażliwa, ale na ogół nie używała Fireballów przed rachunkiem za śniadanie.

Ledwie wyszedł na korytarz, pozostali już zaczęli iść ku schodom. Na dole nie było wielu osób, ale tym lepiej dla nich.

- Śniadanie proszę! - zawołała Lina, opadając na krzesło przy najbliższym stole. - Potrójne!

- Jest nas chyba czworo. - Gourry podrapał się po głowie.

- To było dla mnie - wyjaśniła czarodziejka. - Ile można czekać?!

Kelnerka uwinęła się błyskawicznie, mając w pamięci scenę z poprzedniego wieczora, kiedy ta sama czwórka zamówiła obiad. Będzie bogata, będzie obrzydliwie bogata!

- My też poprosimy - westchnął Zelgadiss, wskazując na siebie, Amelię i Gourry’ego.

Lina rzuciła się na jedzenie nie czekając na towarzyszy, a gdy kelnerka przyniosła kolejne porcje, zamówiła jeszcze jedną, podobnie Gourry.

- Kto za to zapłaci - jęknęła cicho Amelia.

- Ty - odparła Lina, na chwilę zatrzymując widelec. - Jako księżniczka jesteś najbogatszą osobą wśród nas.

- Niby tak, ale nie noszę skarbca w kieszeni - zauważyła Amelia.

- A kto normalny nosi?

Zelgadiss i Amelia cierpliwie poczekali, aż Gourry i Lina skończą posiłek. Lina przeciągnęła się i uśmiechnęła szeroko.

- Czas się zbierać - powiedziała. - Musimy znaleźć jakiś biedny, porzucony skarb zanim zrobi to ktoś inny.

- Ale Lina, myślałem, że nie wiemy, gdzie jest skarb - odezwał się Gourry.

- Nie przemęczaj się tak - prychnęła Lina, niezadowolona, że szermierz przerwał jej marzenia. - Dowiemy się, gdy go znajdziemy. W każdym razie mamy oparcie w legendzie Draksylwanii.

- Która równie dobrze może być nieaktualna - mruknął Zelgadiss. - Zamek władcy wampirów z piwnicami wypełnionymi złotem… Jesteś pewna, że to nie miał być władca mazoku?

- Wampir, mazoku, wszystko jedno - powiedziała Amelia. - Ani jedno, ani drugie nie jest tym, co chciałabym spotkać.

- Zapłać za nas - Lina wstała. - Zostawiłam miecz w pokoju.

Zelgadiss spojrzał na nią zaskoczony, ale Amelia domyślała się powodu roztargnienia czarodziejki. Gourry przyglądał się talerzom, jakby zastanawiał się, czy można je zjeść. „I dobrze- pomyślała Lina - niech trochę poćwiczy myślenie.”

Weszła do pokoju w gospodzie nie patrząc w stronę łóżka Amelii, gdzie spoczywała książka pełna zła. Zabrała miecz, ale całkiem niechcący jej wzrok padł jednak na ową książkę. Wahała się chwilę. Wreszcie ciekawość wzięła górę i odwróciła tomik. Rysunek, na jaki trafiła, nie przypominał kobiecego ciała, a nawet męskiego. Zaciekawiona Lina przyjrzała się mu bliżej. No, jeśli ktoś został obdarzony wyobraźnią, może coś z kobiety by tam dostrzegł. Lina jednak nie miała zamiaru używać własnej, żeby zobaczyć kolejną obdarzoną hojnie przez naturę pannę. Ale linie wykreślone w miejscu, gdzie, według tekstu obok, miała znajdować się Hermenegilda von Weber, przypominało jej coś…

Czarodziejka nagle doznała olśnienia. Wydobyła z kieszeni mapę Draksylwanii i porównała oba rysunki. Pasowały niemal idealnie - wersja w książce obejmowała mniejszy obszar.

I zaznaczono coś na niej.

Skarb. Do tego podpisany drobnymi literkami.

Lina omal nie usiadła z wrażenia. Nagle poczuła sympatię do paskudnej książki. Zerknęła jeszcze na pierwszą stronę, szukając tytułu i autora, ale kartka została wyrwana. Okładka zaś była gładka, pozbawiona napisów. A, mniejsza z tym.

Szczerząc zęby, wróciła do towarzyszy, by podzielić się swoim odkryciem.

Towarzysze jednak na samotność, jak zauważyła, nie mogli narzekać.

- Sporo czasu minęło - usłyszała znajomy głos.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Socki : 2010-08-19 18:13:17
    Darksylwania

    Heh, Darksylwania mnie rozczuliła :3 Może Slayersom wreszcie przytrafi się coś ciekawszego niż ratowanie świata? Taka odmiana byłaby miła(ale ja niczego nie sugeruję), w każdym razie dobrze się czyta...może za dobrze, bo po paru minutach czytania ze smutkiem stwierdziłam, że na razie koniec.

    Nom ale trzymam kciuki i czekam na więcej:) Powodzenia.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu