Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Księga Zanapara

Filon

Autor:DuchDucha
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Fikcja, Mistyka, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2010-10-06 23:10:06
Aktualizowany:2010-10-06 23:10:06


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Jeśli chcesz je udostępnić, to napisz, że autorem jest DuchDucha i podaj link http://zanapar.blog.onet.pl/


„W owym czasie głową rodu Korneliuszy był sędziwy starzec imieniem Lucjusz, który dorobił się pokaźnej fortuny dzięki wyprawom wojennym i handlowym, umiejętnościom organizacyjnym, sojuszom oraz zmyślnie i konsekwentnie prowadzonej polityce rodowej.”

Historyk nadworny cesarzowej Salomei

To był koniec długiego upalnego dnia, gdy do majątku Korneliuszy przybyła karoca zaprzężona w cztery konie. Woźnica zszedł z zajmowanego miejsca i otworzył drewniane drzwiczki, zza których wysiadło dwóch mężczyzn. Był to Filon - głowa rodu Justynianów, wraz ze sługą, potężnym wysokim i szerokim w barach barbarzyńcą z północy. Widać nie czuł się on pewnie i potrzebował ochroniarza, a może chciał wymusić siłą odpowiednie postanowienia, gdyby przebieg wydarzeń nie był po jego myśli.

Sługa stojący przy drzwiach powitał ich słowami:

- Witam szlachetnych panów. - Po czym dodał: - proszę za mną, mój pan na was czeka.

Zdziwieni takim powitaniem przybysze, nie dali po sobie poznać zażenowania, ale jeszcze długo musieli się zastanawiać, jak bardzo przeżarty jest przez szpiegów ich własny dwór. Ktoś im przecież doniósł o niespodziewanej wizycie.

Sługa otworzył drzwi do pałacu i wszedł do olbrzymiego holu, który olśniewał drogocennymi tkaninami, ścianami pokrytymi marmurowymi płytami, rzeźbami i innymi przedmiotami zbytku, mającymi olśnić gości bogactwem gospodarza. Jednak na tych gościach zdawało się to nie robić większego wrażenia. Z holu przeszli do jeszcze większego niezadaszonego placu, umieszczonego w samym centrum domostwa, na którego środku rósł monumentalny dąb, będący największym skarbem rodu. Stał przy min łysawy starzec z długą siwą brodą, wpatrujący się w jedną z gałęzi.

Sługa podszedł do niego i oznajmił:

- Przybył gość, panie. - Po czym zostawił ich samych.

Panem rodu był w owym czasie doświadczony w bojach i handlu sędziwy mąż imieniem Lucjusz. Oderwał smutny wzrok od gałęzi, zwracając go ku ziemi, po czym wziął głęboki oddech i odwrócił się w kierunku przybyszów rozpoczynając rozmowę:

- Witam cię, przyjacielu - rzekł, całkowicie ignorując drugiego gościa. - Cóż może cię do mnie sprowadzać? Interesy są już omówione.

- A cóż innego mogło by mnie tutaj sprowadzać jak nie interesy? - odparł z irytacją w głosie.

Lucjusz spojrzał na przybyłego gościa, a potem na jego sługę, stojącego w oddali. Sługa ten ze swoją blizną, zaczynającą się na czole, przebiegającą przez oczodół z tkwiącą w niej mechaniczną protezą oka, a kończącą się w dolnej części policzka, wyglądał jak zbój, którego strach spotkać w ciemnej uliczce. Zrozumiał natychmiast, to był żołnierz lub najemnik, ale nie byle jakiś tam żołnierz lub najemnik, ten był zaprawiony w bojach, a więc niebezpieczny, o czym świadczył fakt, że stać było go na tak wyrafinowaną protezę.

- Nie zwykłem rozmawiać o pieniądzach w towarzystwie tych, których one nie dotyczą.

Filon dał znać słudze, iż ma wyjść, a on bez chwili namysłu opuścił plac, wychodząc przez te same drzwi którymi wszedł chwilę wcześniej.

- Do rzeczy, o co chodzi? - powiedział już stanowczym głosem Lucjusz.

- Twój najstarszy syn niedługo wróci ze wschodu, prawda?

Nie było sensu, zaprzeczać w tak oczywistej sprawie, jednak widząc tę zapalczywość, stwierdził, że być może można na tym coś ugrać. Nie dając po sobie nic poznać, próbował na początek uspokoić gościa.

- To o to chodzi? - udawał zdziwienie. - Dziś wrócił. Nie musisz się bać o swój udział, dostaniesz wszystko co do ostatniego miedziaka.

- Chce negocjować - powiedział.

- Nie rób tego, co już jest zrobione - przestrzegł Filona.

- Mam do tego prawo.

Prawdę mówiąc Lucjusz cieszył ten upór Filona, ponieważ nie mając kart przetargowych, tylko osłabiał swoją pozycję, przez co mógł oczekiwać więcej. Ale i tak musiał postępować z nim bardzo ostrożnie.

- Więc o co chodzi? - zapytał i czekał na żądanie pieniędzy, bo o co innego mogło by chodzić.

- Nie godzi się, by zysk kogoś z moim urodzeniem był taki niski.

To żądanie było w zasadzie bezczelnie pretensjonalne, a to że zjawił się z nim tutaj osobiście, świadczyło tylko o desperacji w jakiej się znaleźli członkowie tego niegdyś znamienitego prawniczego rodu. Szpiedzy donosili przecież o problemach finansowych, w jakich znaleźli się Justynianie, jednak zawsze trzeba było brać na nich poprawkę, ponieważ w nadziei na większy zarobek, lubili ubarwiać sprzedawane informacje.

- Siedemdziesiąt tysięcy cezarów to dla ciebie mało?

- Chce większego udziału.

To żądanie dało Lucjuszowi pewność. Justynianie faktycznie musieli być w desperacji, co oznaczało możliwość żądania czegoś więcej.

- W zamian za co? - zapytał śmiało Lucjusz.

- Za co? Moje nazwisko otworzyło wam wszystkie drzwi - wykrzykną Filon.

- To my! - wykrzykną Lucjusz, wskazując palcem wskazującym na siebie, po czym spokojnie dodał: - Ryzykowaliśmy, my przygotowaliśmy okręty nawodne i powietrzne oraz najęliśmy załogę, my ruszaliśmy w bój, gdy było trzeba, my zakupiliśmy towar i przewieźliśmy do miasta, my ułożyliśmy się z pustynnymi ludami. To my wyłożyliśmy większość pieniądze. Więc dlaczego mielibyśmy nie czerpać profitów?

- Bo gdyby nie ja, nie siedziałbyś w tym mieście. Przejąłby je prawowity właściciel.

- Przestań bredzić - zdenerwował się Lucjusz. - Mój rod wszedł w posiadanie Nazaire legalnie. Zapamiętaj to sobie!

Filon na chwilę zamilkł wystraszony tak gwałtowną reakcją, po czym z jego rozwartych ust padła cicha odpowiedź.

- Minimum sto tysięcy.

To była olbrzymia suma, lecz i tak można było się spodziewać większej. Tak czy inaczej teraz należało zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze utemperować jego zapędy, bo mógłby zażądać więcej, po drugie przekonać się ile naprawdę jest w stanie dać Filon.

- Nie ma mowy - odparł z pewnością w głosie. - Musiałbym mieć zabezpieczenie.

- O jakim zabezpieczeniu mowa?

- Jak się miewa córka? Jakoś nie mogę zapamiętać jej imienia.

- Mila? - Filon pobladł.

- Tak, Mila. - potwierdził. - Starzeję się i wzrok już u mnie nie ten. Ostatnio podobno bardzo wyładniała.

- To prawda.

- Czy zgodnie z prawem nie powinieneś ją wydać za mąż?

Teraz do bladości dołączył pot. Musiał się bać i czuć, że nie ma wyboru. Sytuacja w domu Justynianów musiała być tak tragiczna, że stary Korneliusz nie musiał kryć się za charakterystycznymi dla niego półsłówkami i niedomówieniami.

- To niemożliwe - próbował się wycofać rakiem, mimo iż miał świadomość, że nie może.

- Myślisz, że nie wiem, że majątek ci topnieje i niedługo popadniecie w długi?

- Nie mogę.

- A dlaczego nie? To małżeństwo rozwiąże ci wiele problemów - wyjaśniał.

- Nie mogę dopuścić do mezaliansu. Na dworze mi tego nie darują.

- A możesz dopuścić do upadku takiego rodu. - Lucjusz podszedł do swojego rozmówcy i wyszeptał: - Dobrze się zastanów, co jest ważniejsze, mały skandalik, bo ożeniłeś córkę z członkiem młodego rodu, czy wielki skandal, bo znamienity stary ród okazał się być bankrutem. Możesz uratować przyszłość swojego rodu, póki nie zostało ci się tylko nazwisko. Nie zostało wam się wiele czasu.

Filon musiał czuć miękkość w nogach. Takie rozwiązanie faktycznie mogło zapewnić przyszłość rodowi, a w każdym razie ją przedłużyć. Jednak z drugiej strony oznaczało to wstyd ,przez skażenie szlachetnej niebieskiej krwi pogardzanymi homo novusami.

- Wygrałeś. Ale i ja chcę gwarancji. Jak mogę mieć pewność, że twój potomek okaże się godzien?

- Nie masz, ale czy masz wybór?

- Troszczę się o przyszłość mojej córki...

- Mój potomek nie sprawi mi zawodu tego możesz być pewien - przerwał Filonowi i dodał: - Umowa stoi?

Filon opuścił głowę.

- T-tak - Jąkanie się Filona i trudność z jaką przechodziły mu te słowa przez gardło, świadczyły o tym jak trudna była to dla niego decyzja.

- A więc nie ma powodu by zwlekać. Jutro wieczorem wprawiam litkup, dla uczczenia naszego udanego interesu. Ogłosimy wtedy zaręczyny. Zgadzasz się?

- Po co się pytasz, skoro znasz odpowiedzi?

Faktycznie, to pytanie nie miało już sensu. Rozbawiony tym faktem zadał jeszcze jedno pytanie:

- Mówisz że dbasz o przyszłość córki. Mam dwóch wnuków na wydaniu. Nawet nie przyszło ci do głowy spytać, który z nich ma zostać twoim zięciem.

- Słusznie, a więc jak brzmi jego imię?

- Mój najstarszy wnuk, nazywa się Tytus Aleksander Korneliusz.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • DuchDucha : 2010-10-14 17:06:26

    To się nawet nie rozkręciło :) .

  • kimoki : 2010-10-07 19:58:52

    No, no całkiem nieźle się zapowiada. Jak i również zapraszam do siebie. "Zamaskowany" :)

    Pozdrawiam.

  • Skomentuj