Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

I będę pamiętać

Rozdział IV

Autor:Ai-chan
Korekta:Dida
Serie:Pandora Hearts
Gatunki:Dramat, Fantasy, Romans
Dodany:2010-12-04 19:21:10
Aktualizowany:2010-12-04 19:21:10


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

W sprawie kopiowania, cytowania itp. zgłaszać się na pw albo na maila.


Siedziałam przy brzegu, wybierając z wilgotnego piasku kolorowe kamyczki. Osuszałam je, patrzyłam jak lśnią w słońcu i układałam na suchym piasku.

Po drugiej stronie jeziora rozbłysło oślepiające białe światło. Stałeś i rozglądałeś się, szukając mnie wzrokiem. Pomachałam do ciebie. Zauważyłeś i ruszyłeś w moją stronę.

- Co słychać? - spytałam.

- Nic specjalnego. Mój pan robi w sąsiednim mieście jakieś interesy i muszę mu towarzyszyć w tych wszystkich śmiertelnie nudnych rozmowach i negocjacjach. A ty co robisz?

- Oglądam kamyki.

- O, jeszcze bardziej fascynujące zajęcie.

- Nie nabijaj się. Chodź, zobacz.

Posłusznie usiadłeś obok.

- No i?

- Widzisz? Tu układam te najładniejsze. Zobacz jak różne mają kształty. Nie znajdziesz dwóch takich samych. I te kolory. Najbardziej lubię te miodowożółte, są takie gładkie. I te karminowe. Jak się przyjrzysz, to zobaczysz w środku takie cieniutkie, srebrne żyłki. Spójrz pod światło. No, widzisz?

- No... coś widzę - bąknąłeś.

- Są piękne.

- Nigdy nie myślałem w ten sposób o zwykłych kamieniach, ale... faktycznie, całkiem ładne.

- Żyjąc tak długo w takim małym i niezmiennym świecie, nauczyłam się dostrzegać coś pięknego w każdej jego cząstce. Nawet w drobnych kamyczkach na brzegu.

- Chcesz powiedzieć, że to kolejna zaleta tego świata?

- Na to wygląda.

Wygrzebałam z piasku niemal idealnie okrągłą bryłkę, barwy jaspisu.

- Niedawno ruszała się woda, więc jest wiele nowych. O, podaj mi tamten szary. Nie, ten większy, tak ten.

- Ruszała się woda?

Spojrzałeś na taflę jeziora.

- Myślałem, że zawsze jest nieruchoma.

- To brama do Otchłani, nie mówiłam ci? Kiedy w pobliżu tego Wymiaru znajdują się jakieś Łańcuchy, cała woda drży i faluje, tworzy wiry, zachlapuje brzeg. Wtedy wiem, że są blisko i w każdej chwili mogą tutaj przyjść. Ale rzadko to robią.

- A w drugą stronę? To znaczy, gdybym tam wskoczył, to znalazłbym się w Otchłani?

- Najlepiej wskocz i się przekonaj.

Posłałam ci żartobliwy uśmiech. Spojrzałeś na mnie z udawaną naganą.

- Raczej nie skorzystam.

Stanąłeś przy samym brzegu jeziora, teraz tak sennie spokojnego, i spojrzałeś w głąb wody.

- Nie ma dna?

- Nie ma.

- Czyli nici z kąpieli.

Przeciągnąłeś się leniwie.

- O, mam jakiś niebieski.

Podniosłeś oblepiony piaskiem kamyk.

- Podoba ci się?

- Nie. Brzydki.

Wrzuciłam go z powrotem do wody. Spadł z cichym pluskiem.

- A kiedyś przyszedł tu już jakiś Łańcuch? - spytałeś ze wzrokiem wbitym w rozpływające się po tafli okręgi.

- Tak, parę razy. Dopiero tutaj dowiedziałam się, jak obrzydliwie brzydkie i przerażające mogą być te istoty. Wcześniej znałam tylko Susan, ona była piękna i dobra. Myślałam, że wszystkie Łańcuchy są takie, więc nieźle się zdziwiłam, gdy raz czy drugi przylazł tu jakiś potwór.

- Nic ci nie zrobiły?

- Nie. Z paroma nawet rozmawiałam. Ale zaraz wracały do Otchłani. I nie zależało mi specjalnie na tym, by je zatrzymywać.

Też zwróciłam wzrok na roziskrzone słońcem jezioro.

- Ale myślę sobie czasem, że Susan nie mogła być jedynym Łańcuchem, z którym byłabym w stanie się zaprzyjaźnić. Musi być ich więcej. Może kiedyś jakiegoś spotkam.

- A może sama poszukasz takich w Otchłani?

- Nie mogę opuścić mojego świata. Istnieje tak długo, jak ja w nim jestem. Gdybym stąd odeszła, już nigdy nie mogłabym wrócić.

Spojrzałeś na mnie z zaciekawieniem.

- Tak? A skąd wiesz?

- Susan mi wyjaśniła. To ona stworzyła ten Wymiar i rządzące nim reguły. Chciała, żebym była tu bezpieczna i szczęśliwa. Wiesz, ochrania mnie nawet woda w tym jeziorze. Ten kto się jej napije zapomina o tym świecie i o tym co tu widział. Także o mnie. Łańcuchy wracają tędy do Otchłani i jest spore prawdopodobieństwo, że po drodze nałykają się trochę wody.

- Chyba, że je ostrzeżesz.

- To mi się jeszcze nie zdarzyło. Ale raz przyszła do mnie taka obleśna pluskwa. Śmierdząca i agresywna. Zaproponowałam, żeby spróbowała wody z samego dna, bo jest bardzo smaczna.

- Złapała się na to?

- Była strasznie tępa.

- A ty strasznie wredna - stwierdziłeś, ale zobaczyłam podziw w twoich szkarłatnych oczach.

Wyciągnąłeś się na piasku obok mnie. Zatopiłeś dłonie w jego złotawych ziarenkach.

- Dobrze, że mnie ostrzegłaś. Nie chciałbym zapomnieć.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przerzucałam w dłoniach kamyki. Choć leżały już długo na słońcu, wciąż były chłodne.

- Czy nigdy nie chciałaś się stąd wydostać? - spytałeś po chwili ciszy.

Zacisnęłam palce na twardych bryłkach.

- Nie wiem. Czasami... Ale to i tak niemożliwe. Więc po co o tym myśleć?

- Ale mogłabyś zawrzeć kontrakt z Łańcuchem, prawda?

- Tak. Ale to bezcelowe.

- Wydostałabyś się z powrotem na Ziemię.

- Kevin, ja nie mam na Ziemi nic, do czego chciałabym wrócić.

- A twoja matka?

- Moja matka nie żyje. Zmarła jeszcze zanim się tu znalazłam.

- Ale przecież...

- Posłuchaj, ja... Ja naprawdę nie potrzebuję stąd odchodzić. Tu jest mi dobrze. Susan wiedziała, że tak będzie. I jest. Lepiej niż na Ziemi. Dlatego mnie tu zabrała.

- Ale tam nic nie jest takie wieczne jak tu, tam wciąż wszystko się zmienia, mogłabyś...

- Nie.

- Dlaczego?

- Ty nie zrozumiesz.

Oplotłam kolana ramionami i oparłam na nich brodę.

- Boję się. Nie chcę do tego wracać.

Usiadłeś. Wyczułam na sobie twoje spojrzenie, ale nie odwróciłam głowy. Wbiłam wzrok w nieruchomą taflę wody.

- Pamiętasz, mówiłam, że mieszkałam w Tatsubie. Przecież znasz tę dzielnicę. Nędza, bród, smród, choroby i kwitnąca przestępczość. Mieszkałam z moją matką w piwnicy jednej ze starych, rozpadających się kamienic. Było tam zawsze wilgotno, pleśń porastała sufit i wszystkie ściany. Po podłodze biegały szczury. Moja matka od dawna była chora. Cały czas kaszlała. Była praczką. Prała ludziom, którzy, choć byli bogaci, często wcale jej nie płacili. Kiedy miałyśmy pieniądze, wydawałyśmy je na jedzenie, ciepłe ubrania albo drewno na opał. To dlatego nie miałam nigdy żadnej zabawki z wyjątkiem Emily, którą dostałam później od Susan. I bardzo rzadko jadłam czekoladę - uśmiechnęłam się gorzko. - Moja matka zawsze była smutna. Zawsze zgarbiona, z czerwonymi od płaczu oczami i rozdzierającym jej piersi kaszlem. Ale kochałam ją. Nie miałam nikogo innego. Nigdy nie znałam mojego ojca. A twoja matka, jak była?

- Moja? Prawie jej nie pamiętam. Miała długie włosy. Bardzo długie, do pasa, miękkie, ciemnobrązowe. I pachniała mlekiem.

- Hm. Moja pachniała... gotowaną wodą, wybielaczem, proszkiem do prania. Ciągle tylko tym. Potem, którejś wiosny poznała tego mężczyznę, który był Kontrahentem Susan. Miał na imię Henry. Nie lubiłam go. Ale poznałam Susan, która wkrótce stała dla mnie wszystkim. Henry pochodził z innej części kraju, gdzieś z północy. Uciekł stamtąd, bo miał tam jakieś problemy. Najpierw zbankrutował, a potem wmieszali go w jakąś bójkę i oskarżyli go o morderstwo. Właśnie dlatego został Kontrahentem. Żeby zmienić tamtą przeszłość. Ale nieoczekiwanie zaczęło układać mu się życie w Tatsubie. Prowadził jakieś interesy, z których miał niezłe korzyści. Ożenił się z moją matką. W sumie był dla niej dobry, choć bił ją czasem, gdy wracał pijany do domu. Chciał ją leczyć. Ale i tak zmarła, następnego lata. Niedługo po tym dobiegał końca kontrakt Henry’ego z Susan. Bał się Otchłani, nie chciał odchodzić z tego świata, przestało mu już zależeć na zmianie przeszłości. Nie wiem, kto pierwszy zaproponował, żebym to ja poszła do Otchłani, on, czy Susan. Ale to bez znaczenia. Tak się stało i znalazłam się tutaj. Byłam szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Potem straciłam także Susan. Nauczyłam się żyć tu sama. Pomyślisz pewnie, że jestem nienormalna, ale ja naprawdę lubię to życie. Nie chcę nic zmieniać. Zresztą, prędzej czy później musiałabym wrócić do Otchłani. I musiałabym tam zostać, bo mojego wymiaru już by nie było.

- Ale na Ziemi mogłabyś poznać inne życie. Lepsze.

Miałeś taki kojący głos. Spokojny, ciepły. Ale mówiłeś bzdury.

- Kto mi to zagwarantuje? Ty? Jakiś Łańcuch? Może Świadomość Otchłani? Nikt. Mogę mieć lepsze, albo gorsze, albo takie samo. Nie mogę tak ryzykować.

- Gdybyś zmieniła przeszłość...

- Kevin, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Zmiana przeszłości. Tylko tyle. Po prostu: „zmiana”. Nie: „zmiana na lepsze”. Skąd mogę wiedzieć, czy gdybym nie zgodziła się na przejście do Otchłani, albo gdyby moja matka nie umarła, byłoby lepiej? Myślisz, że wtedy żyłabym dostatniej, szczęśliwiej, spokojniej? Mało prawdopodobne. Raczej upadłabym jeszcze niżej. Dlaczego nie wierzysz, że tu jest mi dobrze?

- Wierzę. Wierzę, tylko... Masz okazję. Szansę.

- Kevin, pomyśl, gdybyś ty był na moim miejscu, co byś zrobił? Zaryzykowałbyś?

Skierowałeś wzrok na jezioro.

- Nie wiem - odpowiedziałeś cicho. - Nie wiem. Ale nie chciałbym być nigdy na twoim miejscu.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.