Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Kapitan

Autor:Ayanami
Korekta:Dida
Serie:One Piece
Gatunki:Przygodowe
Dodany:2011-01-23 11:48:54
Aktualizowany:2011-01-23 11:48:54


Zabrania się kopiowania treści tego opowiadania.


„Każdy statek musi mieć nazwę. Musi także mieć kapitana.”

Cyborg Franky

Kiedy Złota Era miała swój początek, wielu ludzi zakupiło statki, zebrało załogi i wyruszyło na morza. Każdy z owych statków miał swą nazwę, choć niewiele nazw zostało zapamiętanych po dziś dzień. Były jednak takie statki, których nazwy, jak i imiona ich kapitanów, zostały na zawsze zapisane na kartach historii. Bo choć piraci wypływali w rejs w pogoni za sławą i skarbem, byli i tacy, którzy po prostu szukali przygody, a po drodze, dokonywali wielkich wyczynów, które zmieniły świat.

„Nie ma dobrych i złych statków. Gdy na fladze namalują mewę wtedy będzie to statek Marynarki. Kiedy zaś na fladze pojawią się czaszka i piszczele, wówczas będzie to okręt piracki.”

Rybolud Tom


Rok Morski 1535, East Blue, Tequila Wolf

Robin spoglądała na most, do którego pomocy w budowie była zmuszana. Tortury, jakim ją poddano i marznięcie w ciasnej celi, nie pozostawiły przyjemnych wspomnień. Mimo to, młoda kobieta uśmiechała się, bo mimo iż tak wiele tutaj przeszła, dane jej było poznać także ludzi, których dobre serce napełniały ją nadzieją. Teraz, patrzała jak mała blondynka, która ją dwukrotnie uratowała, macha jej na pożegnanie, roniąc łzy. Robin widziała w niej młodszą siebie; tę ośmiolatkę, która straciła dom, przyjaciół, rodzinę. A jednak nigdy się nie poddawała.

„Zostałabym z tobą dłużej, Soran”, pomyślała smutno, „ale moi przyjaciele mnie potrzebują. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy”.

Statek rewolucjonistów, na którego pokładzie była, oddalał się od mostu niezwykle szybko. Aż wkrótce owy most zniknął z zasięgu jej błękitnych oczu. Nie narzekała, bo choć pożegnania zawsze są trudne, teraz zależało jej na czasie. Nie miała go zbyt wiele i musiała dobrze go wykorzystać. Bo jej kapitan, którego tak bardzo kochała, potrzebował pomocy.

- Ty jesteś Nico Robin? - Usłyszała nieznajomy głos. - Nie myślałem, że spotkam na tych wodach kogoś twojego pokroju.

Tuż obok niej stanął wysoki, szczupły mężczyzna. Sądząc po tym, z jakim szacunkiem odnosili się do niego pozostali rewolucjoniści, był kimś ważnym na tym statku.

- Ja też nie spodziewałam się, że wpadnę na oddział rewolucjonistów. Wiem z różnych źródeł, że jesteście rozsiani po całym świecie, ale któż by pomyślał, że przyjdzie nam się spotkać - odparła z uprzejmym uśmiechem.

- Gdybyśmy jednak się nie spotkali, nigdy byś nie uciekła z niewoli.

- Może mi pan wierzyć, że bym uciekła. Bez względu na koszty. Choćbym miała odciąć sobie dłonie, by uwolnić się od kajdanek, uciekłabym - zapewniła, kierując swój wzrok na tańczące fale. Nie podobał się jej ten człowiek, był arogancki, nieuprzejmy i dumny, ale była mu winna szacunek, bo jakby nie patrzeć, to on udzielił zgody na jej wejście na pokład.

- Pozwoliłem ci wsiąść na mój statek tylko dlatego, że mój szef wydal taki rozkaz - wyznał, jakby czytając jej w myślach. - Gdyby to zależało ode mnie...

- Ale nie zależy - przerwał mu starzec, który dopiero co opuścił kajutę dowódcy. - Byłeś kapitanem tego statku tylko na czas mojej nieobecności. Nie muszę ci chyba przypominać, że skoro wróciłem, ten statek ponownie znajduje się pod moją jurysdykcją?

- Oczywiście, przepraszam, Colonel-sama. - Ukłonił się tamten, pospiesznie odchodząc.

- Mam nadzieję, że mój podwładny nie naprzykrzał ci się, Nico Robin.

- Po prostu Robin - poprawiła go z uśmiechem. - Dziękuję za troskę, ale ze mną wszystko w porządku. A pana człowiek nie był w stanie już bardziej popsuć mojego złego nastroju.

- Czy ma to coś wspólnego z położeniem twojego kapitana? - zainteresował się starzec. - Dużo się o nim ostatnimi czasy słyszało. Nie interesują mnie piraci, ale przyznam, że ten młody człowiek umiejętnie przykuwa uwagę.

- O tak, ma coś takiego w sobie. - Zaśmiała się Robin. - Chcę go zobaczyć najszybciej jak się da. Musi teraz bardzo cierpieć, po stracie brata - dokończyła szeptem. - Nie znałam osobiście Ace, ale Luffy dużo o nim mówił. Wypowiadał się wtedy z taką troską i miłością, że nie potrafię sobie wyobrazić, jak musi się czuć po tym, jak zmarł na jego oczach.

Tak naprawdę Robin wiedziała, jak Luffy musi się teraz czuć. Sama była kiedyś w podobnej sytuacji; zmuszona patrzeć na śmierć najbliższych. Właśnie dlatego chciała się pospieszyć. Ona dawniej nie miała w nikim podpory, nie mogła pozwolić, by z Luffym było tak samo.

- Ponieważ i tak płyniemy w kierunku Nowego Świata, wysadzimy cię na najbliższej twemu celowi wyspie - zapewnił mężczyzna, unosząc kącik swoich ust w lekkim, ledwo zauważalnym uśmiechu. - Dzięki temu, że nasze statki budową przypominają okręty Marynarki, będziemy w stanie dostać się na Grand Line znacznie szybciej. Nie wiem jednak ile czasu nam to zajmie. Wszystko zależy od pogody i od tego, czy na naszej drodze nie staną inne przeszkody.

- Jestem wam bardzo wdzięczna. W końcu nie musieliście na mnie czekać, mogliście opuścić most dużo wcześniej ode mnie.

- Mogliśmy - przyznał. - Ale mogliśmy również poczekać. Kilka minut nas nie zbawi. Wybrałem więc tę drugą opcję. Poza tym, jeśli plotki okazałyby się prawdziwe, a twój kapitan byłby synem mojego przełożonego, Dragona, wówczas myślę, że moim obowiązkiem byłoby pomóc kompance tego młodego pirata.

Starzec uważnie przyglądał się mimice swej uroczej rozmówczyni. Był doświadczonym strategiem i mimo swych lat, posiadał wielką siłę i intelekt. Z łatwością skanował ludzkie umysły; czytał z reakcji i gestów. Potrafił więc wybierać do swojego oddziału jedynie tych ludzi, którym mógłby powierzyć własne życie.

Dlatego też mógł stwierdzić, że Nico Robin, wiedziała znacznie więcej, niżeli chciałaby okazać.

- Nie jesteś zaskoczona - zauważył ostrożnie.

- Nie, nie jestem. Od dawna wiem, że Luffy jest synem Dragona.

- Rozumiem. Tak też myślałem.

- Ty również nie wydajesz się być zaskoczony.

- Znam Dragona od dnia, w którym postanowił zostać rewolucjonistą. Znam go lepiej niż ktokolwiek w szeregach naszej armii. Wiedziałem, że miał kiedyś rodzinę. Myślałem jednak, że zarówno jego żona, jak i syn zginęli dawno temu - westchnął. - Powiedź mi, jaki on jest?

Robin milczała przez chwilę. W pamięci przywołała uśmiechniętą, szeroko twarz swojego kapitana, a w jej uszach niemal zadźwięczał jego śmiech.

- Luffy jest jak pięciolatek, zupełnie beztroski i zawsze pełen energii. Lubi słodycze, prezenty i przygody. Dla niego większość życia to zabawa - zaczęła, odgarniając kosmyki swoich długich, czarnych włosów, które pod wpływem wiatru, opadły jej na twarz. - Kiedy jednak bliskim mu ludziom dzieje się krzywda, wtedy Luffy pokazuje swoją drugą twarz. Jest nieugięty, odważny, pewny siebie, gotów na wszystko. Częściej robi, niż myśli. Nie interesują go skarby ani rozgłos, choć gdy widzi swoje nowe listy gończe, cieszy się z podwyższenia nagrody, jak dziecko z prezentu gwiazdkowego. Luffy traktuje członków swojej załogi jak rodzinę. Bardzo rzadko i tylko w wyjątkowych okolicznościach wydaje nam rozkazy, przypominając o swoim stanowisku.

- Brzmi jak dobry przyjaciel.

- Tak, Luffy jest nie tylko dobrym kapitanem, ale i wspaniałym przyjacielem. Może nawet zna nas lepiej, niż my jego. Czasami mam wrażenie, że samym spojrzeniem jest w stanie czytać ze mnie jak z otwartej książki - wyznała z uśmiechem. - Zawsze wie co sprawia nam smutek i uwalnia nas od tego. Bywa czasami nieodpowiedzialny, a niektóre z jego decyzji wydawać się mogą szalone, ale on nigdy nie patrzy w tył. Nie waha się. A gdy coś staje mu na drodze, zwalcza to z całą swoją mocą. Gdy popełnia błędy, przeprasza i naprawia je. A gdy ktoś proponuje mu pomoc, przyjmuje ją z wdzięcznością. Na ogół działa instynktownie, ufa swojej intuicji.

- Nie wydaje się zbyt podobny do Dragona. Widocznie odziedziczył po nim jedynie hart ducha.

Colonel wsłuchiwał się w opowieść Robin ze szczerą ciekawością. Musiał przyznać, że ten niesławny, młody pirat zaczynał go fascynować. Wydawał się, wbrew pozorom, zupełnie skomplikowaną postacią, skrywającą wiele sekretów i wiele twarzy. „Może nawet zna nas lepiej, niż my jego”, powiedziała Nico Robin. Starzec był przekonany, że to zdanie jest niezwykle prawdziwe. „Monkey D. Luffy, kim naprawdę jesteś?”, zastanawiał się, wsłuchując w odgłos przecinanych przez statek fal.

- Co ma w sobie takiego wyjątkowego, że wybrałaś go spośród miliona innych piratów? W swoim życiu należałaś do wielu załóg, pływałaś na wielu okrętach, a jednak tylko tego człowieka nazwałaś swoim kapitanem.

- Nie potrafię tego wyjaśnić - przyznała, patrząc starcowi prosto w oczy. - Trzeba poznać go samemu, trzeba spędzić z nim trochę czasu, żeby móc to pojąć. Luffy jest wyjątkowy, uwolnił mnie od ciemności, która więziła mnie przez dwadzieścia lat. Nie sposób streścić w kilku zdaniach całej jego osobowości. Luffy jest moim kapitanem. I nikt nigdy nie będzie wystarczająco dobry, bym mogła go tak nazwać... prócz niego.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Lyneel : 2011-07-26 20:47:28

    Bardzo trafnie ujeta postac kapitana - za to naprawde duzy plus. tak samo zgrabnie dobrany cytat na samym poczatku. umiejetnosc stworzenia odpowiedniego wstepu i zakonczenia jest bardzo wazna. Wstep - aby przykuc uwage i zachecic do czytania, z kolei zakonczenie -aby wyrobic w czytelniku pozytywne zdanie. choc pewnie juz o tym wiesz;) mimo wszystko to podbija moja ocene. dobra robota :]

  • frania2709 : 2011-04-21 14:11:26

    muszę przyznać,że ten one-shot mnie zaciekawił już wcześniej ale nie miałam czasu by go skomentować.historia jest krótka i zwięzła a przede wszystkim poprawnie napisana(nie znoszę błędów ortograficznych,a zwłaszcza przy banalnych słowach XD).mogłabyś jednak napisać może jakąś kontynuację(np.coś podobnego tylko z innymi członkami załogi lub rodzinką Luffy'ego,którzy mówią co o nim myślą.lub mają przemyślenia).Sama kiedyś myślałam nad napisaniem czegoś podobnego.no rozpisałam się ;).mam nadzieję,że jeszcze coś napiszesz

  • Skomentuj