Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Eksterminacja

The bizon's strike back... epizod 2.

Autor:Redvampire
Serie:Neon Genesis Evangelion, Warhammer 40 000
Gatunki:Akcja, Parodia
Uwagi:Self Insertion, Przemoc
Dodany:2005-08-22 22:53:30
Aktualizowany:2005-08-22 22:53:30


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kiczowatość w pełni zamierzona, podobieństwo do niektórych postaci i person też. Więc z miejsca ostrzegam, że poniższy tekst może zbulwersować Yaoistki, Bizonofanki, Artystki rysujące gotic lolity i fanatyków Evangeliona. Uwaga na dość drastyczne opisy scen, przez co niezalecane jest czytanie dzieciom na dobranoc ani też osobom o słabych nerwach. Jeśli ktoś się czuje urażony podobieństwem swojej persony do jakieś z postaci lub zbieżnością wydarzeń to ma problem he he.

PS. W moim opowiadaniu nawiązuje do uniwersum świata Warhammera 40 000, który stworzyli ludzie z Games Workshop. Niektóre nazwy i zwroty pochodzą z tej figurkowej gry bitewnej.


Przebijanie się prze labirynt korytarzy tajnej bazy naukowo badawczej JSDF obecnie kontrolowanej przez jajoistki nie sprawiało grupie większych problemów. Drużynie udało się nawet pozyskać plany konstrukcji od zabitego oficera.

- Hmmm nigdy wcześniej nie widziałem takich mundurów, to na pewno nie JSDF - oświadczył eks-komandos przeszukując jedne ze zwłok w celu pozyskania niepotrzebnej już delikwentowi amunicji.

- Nie ociągaj się, musimy się gdzieś zadekować na chwilę, by pomyśleć nad planem ucieczki zanim pojawi się tu ich więcej - powiedział szef.

- Co jak co, ale jeśli oni wchodzą w skład JSDF, to takich strat chyba nie da im się zatuszować średnią wypadków w wojsku - stwierdził czerwony.

- Zawsze mogą to zwalić na tajfun, tsunami czy trzęsienie ziemi - uśmiechnęła się wampirzyca.

- Dobra moi państwo, zabarykadujmy się w tym pomieszczeniu. To chyba jakiś pokój

łączności - zarządził dowódca.

- Hej, może mogłaś byś dowiedzieć się czegoś z tych komputerów? - Zapytał dowódca.

- Zobaczmy? Hmmm... Nigdy jeszcze nie widziałam takiego sprzętu ani systemu operacyjnego, ale wiem jedno, za jego stworzenie stoi jakieś większe zło niż Bill G. - powiedziała wampirzyca siadając za panelem futurystycznego komputera. Po czym zagłębiła się w przeglądanie bazy danych.

- Dziwne, przestali nas atakować - stwierdził szef.

- Fakt już dwadzieścia minut tu siedzimy, weź się pośpiesz z tym komputerem - oświadczył nerwowo eks komandos.

- Na waszym miejscu martwiłabym się czymś innym - wampirzyca przerwała ich konwersację.

- Co tam znalazłaś? - zainteresował się szef.

- Włamałam się do systemu kamer ochrony i patrzcie, co tu mają ciekawego.

Wszyscy spojrzeli w monitor. Ich oczom ukazała się ogromna hala długa być może na milę lub więcej pełna zbiorników z jakąś różową cieczą.

- Hmm... perfumy sobie ważą? - zapytał komandos.

- Czekajcie dam zbliżenie - powiedziała naciskając enter i trzy razy spacje.

W tym momencie resztą ekipy targną dreszcz przerażenia.

- Rozprute lolity pozszywane niczym Frankenstein, ale, po co im one? - zapytał szef.

- Są ich tysiące budują sobie armię - stwierdził chłodno Czerwony.

- To wysadźmy draństwo - krzyknął wesoło komandos snując sobie w wyobraźni radosne wizje wielkiej eksplozji.

- Tak jasne, tylko powiedz mi proszę, czym, a z resztą, nawet jak byśmy mieli dostateczną ilość materiałów wybuchowych to i tak jest za późno - oświadczyła wampirzyca dając zbliżenie na drugą część sali.

Ku ogólnemu przerażeniu większość tamtejszych pojemników była już pusta, a z pozostałych właśnie wychodziły sztuczne stwory.

- No to zajebiście, i co teraz? - zapytał szef.

- Jakbym miał ze dwie głowice N2 - warknął komandos.

- Ale nie masz - syknęła wampirzyca.

- Hmm, ciekawe, co chcą zdziałać? - Zapytał szef.

- Znalazłam tutaj ich doktrynę, nazywają siebie ZFFM&AYiGLoWnRNT - odparła krwiopijczyni.

- Że co?? - przerwał jej paker.

- Zjednoczony Front Fanatyków Mangi & Anime Yaoi i Gothick Lolita oraz Wojowniczek na Rzecz Nieograniczonej Tolerancji. A chodzi im osiągniecie następujących celów:

1. Przerobienie wszystkich nadających się do tego samców w bizony.

2. Puszczanie Anime głownie jajoi we wszystkich telewizjach oraz wydawanie mang tego typu we wszystkich kioskach zamiast prasy codziennej.

3. Nieograniczona możliwość ekspresji artystycznej.

4. Nieograniczona tolerancja, skrajna wolność i nieograniczona miłość we wszystkim dla wszystkich, którzy okażą wiarę w zasady i posłuszeństwo wielkiej S.

5. Symbolem wielkiej S oraz ZFFM&AYiGLoWnRNT od dziś aż po wieki jest ośmioramienna gwiazda.

- Hmm, ośmioramienna gwiazda?? Spodziewałbym się raczej pentagramu - zamyślił się szef kalkulując, jakie ma szanse na uratowanie świata, oraz czy mógłby żyć jako bizon.

- Ośmioramienna gwiazda powiadasz...- powiedział czerwony. - Chyba wiem skąd oczekiwać pomocy, musicie się stąd jak najszybciej wydostać i nie martwcie się przy tym o mnie - dodał.

- Co ty bredzisz przecież.... - próbował cos powiedzieć szef.

- No to na razie - przerwał mu czerwony, po czym znikną w rozbłysku czerwonego światła.

- A to sukinkot, nawiał!!! Zostawił nas tu!!! - wrzasnął komandos.

- No nie wiem, bredził o czymś, że wie skąd oczekiwać pomocy... Może wróci - powiedział szef.

- A nawet jeśli nie, to zabierajmy się stąd, zanim te ich lalki się za nas zabiorą! - stwierdziła wampirzyca.

Ciemnym korytarzem biegły trzy uzbrojone po zęby postacie.

- Ruszać się, już prawie jesteśmy przy szybie ewakuacyjnym!! - biegnący na czele gościu w dżinsach i wymiętej marynarce ponaglał pozostałą dwójkę.

Nagle jeden z trójki przystanął i zaczął się w coś wpatrywać.

- Hej, stójcie patrzcie na to! Co one do diabła robią??? - zapytał muskularny mężczyzna w moro.

- Ty ja cię kręcę one się ubierają w lolicie ciuszki!! - stwierdziła rozbawiona tym faktem wampirzyca.

- Wiecie, zaczyna mnie to coraz bardziej przerażać, nawet nie chcę wiedzieć, co chcą tym osiągnąć, zabierajmy się stąd! - wysapał jednym tchem gościu w marynarce.

Nie minęła minuta jak nasza trójka dobiegła do szybu.

- Kuźwa, nie ma windy - stwierdził gościu w marynarce.

- No to trzeba będzie iść po schodach, to tylko pięćset metrów w górę. W wojsku gorsze rzeczy robiłem - stwierdził paker w moro, po czym zaczął wbiegać do góry.

Pozostała dwójka chcąc nie chcą podążyła za nim.

Po piętnastu minutach...

- Cholera mnie weźmie, po co ja idę i niszczę moje nowe buty jak mogę lewitować - stwierdziła wampirzyca, po czym uniosła się w powietrze.

- Widzicie mądrą, męczyć się nie musi skubana - skwitował to gościu w marynarce.

Po pół godziny...

- Kuźwa, ile jeszcze zaraz płuca wypluję - wysyczał próbując złapać oddech gościu w marynarce.

- He, he, widzisz trzeba było ćwiczyć - skwitował go facet w moro.

- A zamknij się - odparł mu ten drugi.

Po kolejne pół godzinie...

- Ja nie mogę, ile jeszcze tych schodów?? - zapytał zdyszany i zlany potem paker.

- He, he, czyżby za mało biegał w tym wojsku? - skwitowała go wampirzyca.

- Odzywa się mądra, co lewituje!- odparsknął się paker.

- Ahyyy.... ahyyy... ahhyyy - dało się słyszeć sapanie szefa gdzieś 10m niżej.

Po jeszcze piętnastu minutach...

- Ruszcie się wy dwaj słabeusze jeszcze niecałe 50 m nam zostało! - syknęła lewitująca wampirzyca

- Gdyby hyy.. hyyy... nie ... hyyy.. była hyyy... kobietą to.. hyyy.. coś bym jej.. hyyy. Zrobił! - wysyczał szef próbując złapać oddech.

Ten drugi nic na to nie odpowiedział tylko popatrzył spojrzeniem maniakalnego zabójcy na lewitująca dziewczynę.

Po dziesięciu minutach byli już na górze. Wyszli do czegoś w rodzaju chodnika kopalnianego, na którego drugim końcu widać było światło.

- He he he, masz pecha pijawko chyba jest dzień - roześmiał się paker.

- Nie łudź się to sztuczne światło - pdparła z nie małą satysfakcją dziewczyna.

- Hyyy... hyyy... ruszajmy hyyy... potem będziecie sobie dogadywać - rozkazał szef łapiąc oddech. Byli już prawie przy wyjściu, gdy nagle jakieś potężne uderzenie zawaliło korytarz za nimi.

- Was czas się skończył skur..le. Wychodźcie z rękami w górze, jeśli chcecie jeszcze trochę pożyć!! - dało się słyszeć z przodu nagłośniony przez megafon głos Misato.

- Wyłaźcie lub gińcie w tej dziurze jak robale!! - dało się słyszeć wrukwiający głos Asuki.

- No to zarąbiście i co teraz??!- Zapytał paker w moro.

- Nie ma szans, jest ich o wiele za dużo nawet jak na dla nas, z paręset tych pozszywanych lolit i dwa Evangeliony - stwierdziła wampirzyca rzucając okiem na zewnątrz.

- No to naprawdę koniec... poddajemy się - oświadczył szef, po czym założył ręce za głową i ruszył w stronę światła.

- Myśleliście, że uda wam się nam uciec? Co to to nie nadszedł wasz koniec! - Z czerwonego Evangeliona dało się słyszeć głos Asuki.

- Ale nie bójcie się, pozwolimy wam żyć, byście mogli zobaczyć jak pod przywództwem wielkiej "S" tworzymy nowy lepszy świat - dodała Misato.

- Po co? Dlaczego po prostu ich nie zabijemy?! - syknęła Asuka wycelowywując gigantyczna spluwę swojego mecha prosto w drużynę.

Szefa oblał zimny pot, gdy tak spoglądał w czarny otwór lufy gigantycznego karabinu, już nawet zastanawiał się, czy przypadkiem się na szybko nie nawrócić i nie zmówić ostatniej modlitwy. Gdy nagle z nieba wystrzelił snob oślepiająco żółtego światła, który praktycznie stopił prawe ramię i część nogi gigantycznego bio-mecha.

Wokół wystrzeliło jeszcze kilka podobnych promieni, które powodując coś w rodzaju miniaturowych wybuchów nuklearnych siały spustoszenie w szeregach oddziałów ZFFM&AYiGLoWnRN.

- A to co do diabła atak anioła??!!!! - wrzasnęła Misato.

W tym samym momencie kolejny promień rozszczepił dosłownie na pół drugiego z Evangelionów.

- Bóg chyba jednak istnieje, w nogiii!!!!!! - wrzasnął szef biegnąc w kierunku najbliższych skał.

Po chwili cała trójka leżała skulona pod skalna skarpą.

- Co to do diabła było??!! - wrzasnął paker próbując przekrzyczeć dźwięk eksplozji.

- Nie wiem, może zaatakował ich jakiś anioł jak w tej mandze??! - odparł szef.

- Albo to ta pomoc, o której mówił czerwony? - powiedziała wampirzyca.

W tym samym momencie wszystko ucichło dało się słyszeć jedynie odgłos palącego się ognia i opadającego kurzu.

- A to co znowu??! - wrzasnął eks-komandos wskazując na niebo.

- Meteory?? - zapytał szef.

Gwieździsty nieboskłon przecinało kilkadziesiąt spadających przypominających meteory ognistych kul. Po chwili kule nieco przygasły i dało się w ich wyglądzie zauważyć, iż są to jakieś stożkowate metalowe obiekty.

-Co to kur.. o matko ten leci prosto na nas!!! - wrzasnął szef.

Cała trójka rozpierzchła się na wszystkie strony, a obiekt z hukiem zarył w glebę tam gdzie przed chwilą się ukrywali. Boki obiektu upadły tworząc rampy i odsłaniając sześć komór wewnątrz, z których wyszły jakieś zakute w masywny pancerz postacie. Było ich pięć natomiast szóstą był wysoki szczupły mężczyzna w czerwonym płaszczu. W jednej ręce trzymał jakąś dużą wręcz groteskowo wyglądającą spluwę a w drugiej skrzyżowanie miecza z piłą łańcuchową.

- Naprzód bracia Astrates tam jest siedlisko plugawego spaczenia, naprzód Mroczne Anioły nieście śmierć heretykom niech święty ogień oczyści ich przeklęte dusze!!! - krzyknął osobnik w czerwonym płaszczu wskazując dziwnym mieczem w kierunku płonącej już bazy.

Po czym odwrócił się i podszedł do osłupiałej reszty drużyny.

- A nie mówiłem, że sprowadzą pomoc - oświadczył. - A teraz wybaczcie mam coś załatwienia. Patrzcie i podziwiajcie, bo takiej bitwy na tej planecie jeszcze nie było.

Po czym podszedł do skarpy i spojrzał na płonącą bazę.

A widok był naprawdę niesamowity. Na głowy przerażonych wrogów spadały właśnie dziesiątki imperialnych kapsuł desantowych, a każda z nich pełna była Space Marines z legionu Mrocznych Aniołów. Fanatycznych, elitarnych i zawsze wiernych żołnierzy imperatora zwanych też Adeptus Astrates.

Mężczyzna w czerwonym płaszczu wyciągnął jakiś rodzaj komunikatora, który wpiął sobie w ucho.

- Tutaj inkwizytor Red, szósty członek kręgu obrońców krwawego pucharu. Niech kompania II i III wydesantuje się z północy meldować, gdy będą na pozycjach. Niech kult maszyn zrzuci Dreadnoughty na koordynaty D16, B7 i S32. Po oczyszczeniu głównego placu niech serwitory przygotują na nim lądowisko dla inkwizytora Tiberiusa i jego terminatorów. Jeszcze raz powtarzam nich żadna drużyna nie zapuszcza się w głąb kompleksu dopóki nie przybędzie inkwizytor.

Po paru chwilach w komunikatorze dało się słyszeć.

- Kompanie II i III na pozycji czekamy na dalsze rozkazy??

- Doskonale. Wszystkie kompanie naprzód w kierunku głównego szybu w sercu kompleksu. Wykonać Exterminatus kod Alfa, żadnych jeńców!!!

- Hej czerwony mam tylko dwa pytania?! - powiedział szef podchodząc.

- Tak? Jakie??

- Pierwsze, to co to jest "Exterminatus", a drugie to skąd do diabła ty wytrzasnąłeś tych świrów, ze Star Wars?? - zapytał szef.

- Exterminatus to praktycznie to samo, co robimy teraz, tylko na ciut bardziej masową skalę, a tych "świrów" wytrzasnąłem z ich bazy na Kalisto. Imperium ma tam swoją wysuniętą placówkę- odparł czerwony.

- Co rozumiesz przez ciut bardziej masowa skalę? - zapytał szef.

- To zależy od kodu. Jeśli to alfa, to chodzi tu o całkowita eksterminacje wszystkiego, co żyje, a nie jest naznaczone imperialna pieczęcią czystości na jakimś obszarze, a kod omega to eksterminacja całej populacji danej planety. - odparł spokojnie czerwony.

- Co rozumiesz przez jakiś obszar?? - pytał dalej szef.

- Ehhh męczysz mnie już tymi pytaniami, ale no dobra. Ta baza leży na Sikoku, po tym jak skończymy z tymi heretykami tutaj i założymy ładunki atomowe, a potem poprawimy jeszcze ostrzałem orbitalnym, to zamiast wyspy Sikoku, północnej części Kiusiu i południowej Honsiu będzie krater o średnicy 300 km z gotująca się zupą rybną. - wyjaśnił z niekrytym zadowoleniem czerwony.

-Aha, byłbym zapomniał, jeszcze jedno, przypnijcie sobie to!! - dodał.

- A co to do diabła jest?? - zapytał szef.

- Imperialna pieczęć czystości, bez niej wy też skończycie w zupie! - odparł czerwony.

- Dzięki, że raczyłeś o nas łaskawie pomyśleć - skomentowała to wampirzyca wyrywając mu pieczęć z ręki.

- Dobrze, że przypomniałeś sobie o tym teraz a nie, gdy ci twoi zakuci chcieli nas usmażyć jednym z tych swoich promieni. - dodała.

- Nie ma sprawy - odparł czerwony z ironicznym uśmiechem.

W tym samym momencie z komunikatora dało się słyszeć kolejny meldunek.

- Inkwizytorze Red, powierzchnia opanowana, drużyny I i VI przystępują do likwidacji resztek oporu w naziemnych budynkach głównego kompleksu. Czy wydać serwitorom rozkaz przygotowania lądowiska?

- Tak sierżancie, niech serwitorzy przystąpią do pracy.

- No dobra drużynko, chcieliście się pozbyć tego mangowego syfu raz na zawsze, to teraz macie okazję. Jak chcecie to przyłączcie się do walki. W kapsule znajdziecie broń i amunicję, do wyboru do koloru, co komu odpowiada, od mieczy łańcuchowych aż po wyrzutnię rakiet i karabiny plazmowe - oświadczył, po czym odwrócił się i zbiegł na dół po zboczu w kierunku budynków głównego kompleksu.

Nie minęło pełne piętnaście minut jak pół mechaniczne serwitory przygotowały lądowisko na głównym placu bazy. To, co robiły trudno nazwać budowaniem, lecz raczej destrukcją, gdyż przygotowanie lądowiska polegało na zrównaniu z ziemia wszystkich zabudowań w promieniu 200 metrów.

Pozostała trójka po odpowiednim uzbrojeniu się również podążyła za czerwonym. Szli w kierunku głównego placu podziwiając dzieło zniszczenia. Stosy ciał martwych być może już po raz drugi rozprutych gotyckich lolit i żołnierzy w dziwnych czarnych, przypominających esesmańskie, mundurach. Co ciekawe niektórzy z nich nie byli japończykami, ani nawet ludźmi, co można było poznać po ich szpiczastych uszach i bizonowatych twarzach.

Gdzieniegdzie z budynków dobiegały jeszcze odgłosy strzałów i jęki błagających o litość, ale sama walka już dogasała.

Po jakimś czasie, szef paker i wampirzyca dotarli do głównego placu będącego pewnie w przeszłości placem apelowym bazy, lecz teraz jego rogach stały małe przekaźniki orbitalne, a otaczające go kiedyś budynki koszarowe leżały w gruzach.

Red stał na południowym rogu lądowiska koło głównego przekaźnika, otoczony przez kilkunastu Space Marines i dwóch Dreadnoughtów. Pozostałych przekaźników też strzegły Dreadnoughty.

- O widzę, że postanowiliście dołączyć do zabawy. - powiedział do reszty grupy.

- No, ale widzę, że już skończyliście, nie ma czego już likwidować - odparł eks komandos.

- Nie mów hop dopóki nie przeskoczysz, ta baza sięga prawie kilometr w głąb ziemi, a jej korytarze i hale ciągną się na przestrzeni kilkunastu kilometrów. A poza tym, skanery floty imperialnej wykryły zogniskowanie jakiejś potężnej mocy w jednej z hal na dolnym poziomie, więc cała zabawa jeszcze przed nami. - wyjaśnił czerwony.

- Hej, Red, wytłumacz mi jedno, jakim cudem ty wampir, zło wcielone, strzelający pentagramami na wszystkie strony zostałeś inkwizytorem, który z założenia powinien eliminować wszelkie zło, demony i chaos?? - zapytała blada dziewczyna, próbująca mówić tak, by nie było widać jej ostro zakończonych kiełków.

- To bardzo długa i stara historia, nie mam czasu jej teraz opowiadać, ale powiedz mi, dlaczego uważasz mnie za zło wcielone?? Przecież to, że strzelam pentagramami wcale nie musi oznaczać, że jestem zły, wbrew pozorom ja jestem bardziej neutralnym, preferującym porządek i ściśle określone reguły stworzeniem. A z mrocznej magii korzystam, gdy mi jest naprawdę potrzebna by nie stracić kontroli - odparł. - A z chaosem walczę dlatego, że nie lubię pajaców nawołujących do totalnej wolności, a jeszcze bardziej ich zwierzchników, którzy wykorzystując naiwność niektórych kretynów chcą tak naprawdę przeistoczyć wszelką materią w czystą, spaczoną masę chaosu, w której wszyscy co prawda będą ostatecznie wolni, ale tylko dla tego, że przestaną istnieć w każdym sensie - dodał.

- Czyli jednym słowem, z czystego instynktu przetrwania - odpowiedziała wampirzyca upraszczając wypowiedź czerwonego i wyjmując z niej zawoalowana w demagogii prawdę.

- No, masz rację, ale teraz odłóżmy dyskusje na później, bo właśnie nadlatuje nasz honorowy gość - odparł czerwony wskazując na niebo.

Na niebie, mimo zasłaniającego nieboskłon dymu dało się na niebie zauważyć wielki świetlisty obiekt. Obiekt zbliżał się coraz bardziej i przebiwszy się przez wierzchnie warstwy atmosfery nieco przygasł, dzięki czemu dało się określić jego kształt. Statek przypominał skrzyżowanie gotyckiego kościoła z niszczycielem Lorda Vadera z Gwiezdnych Wojen .

- Jaki wielki!! - powiedział z podziwem szef.

- Ee tam, ten jest malutki przystosowany do lądowań i desantów na planety - odparł czerwony.

- Ten ma przecież chyba z pół kilometra, chcesz powiedzieć, że są większe?! - zapytał eks komandos.

- No, dokładnie 420 m. To bardziej prywatny jacht Inkwizytora, gdyż prawdziwe Battlekatedry mierzą od kilkunastu do kilkudziesięciu kilometrów, jak mniemam ogień jednej z nich mieliście okazje niedawno podziwiać - powiedział czerwony skazując na leżące w oddali rozszczepione szczątki Evangeliona.

Pozostał trójka z podziwem patrzyła na potężny statek, który zbliżył się już na tyle by przysłonić niebo. Szef właśnie z przerażeniem wyobrażał sobie jak wielkie i potężne musza być inne okręty imperialne, skoro ten, podobno mały, już i tak prezentował się okazale.

- Skoro te Imperium jest takie potężne jak mówisz, to jak znam historię może się już z naszej planety nie wycofać tylko ją podbić - stwierdził szef.

- A po co, to miejsce to zadupie wszechświata, nie ma tu żadnych super potężnych zasobów czy też mocy magicznej, a nasza populacja to tylko kilka miliardów, wiec nie nadajemy się jako źródło mięsa armatniego dla Gwardii Imperialnej. Podbicie i utrzymanie tutaj garnizonu dbającego o porządek jest po prostu nieopłacalne. Oczywiście do czasu, aż sami zaczniemy budować okręty gwiezdne i uzurpować sobie prawo do otaczającej nas przestrzeni, wtedy być może przyciągniemy czujny wzrok Imperatora.- odparł czerwony.

Reszta już o nic nie pytała, gdyż huk silników okrętu Inkwizytora był już tak głośny, że nie dało się nic powiedzieć. Silniki hamujące okrętu wzbiły tumany kurzu i wywołały potężny podmuch, a sam okręt przyziemił wywołując małe trzęsienie ziemi. Po chwili kurz i pył opadł, a z boku okrętu opuściła się rampa, na której było około trzydziestu postaci. Po chwili rampa zjechała, a postacie zaczęły się zbliżać. Szesnaście z tych postaci było zakutych w potężne pancerze o wiele masywniejsze, niż ci Space Marines, których nasza trójka miała już okazję oglądać. Jedna z tych zakutych postaci nie nosiła hełmu, przez co widać było jego starą już twarz. A właściwie pół twarzy, gdyż lewą połowę, poczynając od nosa, zastępował jakiś stalowy implant czy też proteza. W ręce, zamiast jakiejś okazałej spluwy czy obrotowego działka, nosiła pokryty runami, przypominający średniowieczny, młot bojowy, a jego zbroja była pokryta złotymi, przypominającymi runy wzorami oraz poprzyczepianymi pieczęciami zwojami. Twarze pozostałych zakutych osobników zasłaniały masywne hełmy, których wizjery jarzyły się żółtym światłem, wiec nie sposób było określić, czy w środku znajdują się ludzie czy też to mechaniczne stwory.

- Czy te pancerne puszki to ci "Terminatorzy"?- zapytał szef.

- Tak, to oni, elita elity armii imperialnej. Są praktycznie nie do zatrzymania, no chyba, że masz dywizję pancerną - odparł Red.

- Nazwa wydaje się adekwatna to wyglądu, ale chętnie zobaczę jak się ma do praktyki - skwitował odpowiedź stojący obok eks komandos.

Zakutym postaciom towarzyszył dwudziestoosobowy oddział złożony w całości z kobiet. O wiele lżej opancerzonych, z daleka przypominały trochę gotyckie lolity, gdyż prawie wszystkie miały nienagannie równo przystrzyżone gładkie czarne włosy, a ich pancerz przypominał coś w rodzaju zdobionego gorsetu z czarnej stali, czy też może jakiegoś tworzywa nałożonego na przypominający lateks kombinezon. Nogi okrywały idealnie dopasowane płyty czarnego pancerza, który na pierwszy rzut oka dawał złudzenie skórzanych obcisłych spodni. Uzupełnieniem pancerza były srebrne naramienniki przyozdobione złotym imperialnym orłem. Choć ich wieku nie sposób było stwierdzić, po dokładniejszym przyjrzeniu się można było określić, iż te panie są o wiele bardzie muskularne i doroślej wyglądające, niż standardowe lolity, a zwłaszcza mówiły o tym ich zimne spojrzenia zaprawionych w boju weteranek. Większość z nich uzbrojona była w spluwę podobna do tej trzymanej przez Czerwonego, tylko, że przyozdobioną jakimiś znakami i runami na magazynkach. Uzupełnienie uzbrojenia stanowiło długie, zakrzywione, przypominające katanę ostrze o ząbkowanej krawędzi.

- Łowczynie! A one, czego tu szukają?? - zapytał sam siebie czerwony.

- Niezły towar służy w tej imperialnej armii - powiedział paker uśmiechając się lubieżnie.

- Na twoim miejscu bym ich nie podrywał, no chyba, że chcesz żeby twoja pusta czacha była ozdobą ich pancerzy, a reszta popiołem użyźniającym glebę - czerwony ostudził jego zapał.

Po czym wystąpił do przodu, przykląkł na jedno kolano i powiedział

-Witamy na Ziemi Wasza Eminencjo, niechaj blask Waszej prawości przyniesie światło Imperatora w to mroczne miejsce.

- Daruj sobie uprzejmości! Masz szczęście, że jesteś przydatnym i lojalnym sługą imperatora, bo z miłą chęcią bym spalił twoja nędzną formę świętym ogniem, więc się strzeż, bo wystarczy jedno potknięcie lub akt nielojalności, a z przyjemnością dopilnuję byś skończył w bólu - padło w odpowiedzi.

- He he chyba ten inkwizytor bardzo lubi naszego wampirka - szepnęła do ucha szefowi Gonik próbując nie pokazywać swoich ząbków.

- Milczeć stworze!! Masz szczęście, że pieczęć czystości dowodzi, iż nie nosisz w sobie spaczenia chaosu, bo z chęcią wsadziłbym cię do wzmacniaczy bólu wraz z tym szubrawcem. Nie rozumiem, dlaczego imperator ufa i pozwala egzystować takim istotom, ale wierzę w nieomylności jego osądu, który dostrzega w tym jakieś wyższe cele niezrozumiałe dla mego marnego umysłu - zagroził inkwizytor

Wampirzyca słysząc to przybladła jeszcze bardziej, ale chyba raczej ze złości niż ze strachu. Już chciał odpowiedzieć jakąś bardzo miłą ripostą, ale krótkie spojenie po arsenale, jaki taszczyli ze sobą towarzyszącym inkwizytorowi terminatorzy i łowczynie czarownic i postanowiła jednak przytrzymać swój ostry języczek za równie ostrymi zębami.

- Czy mogę spytać waszą świątobliwość o powód obecności tutaj łowczyń demonów? - Zapytał Czerwony.

- Myślę, że skoro jednak masz poprowadzić nasze oddziały w głąb tego spaczonego miejsca to powinieneś znać odpowiedź. Lady T.Maya chętnie ci ją udzieli.

Jedna z łowczyń, odróżniająca się od pozostałych tym, że jej gorset przypominał raczej jakiś kewlaro-podobny materiał nabijany złotymi ćwiekami a spód okrywała skórzana spódnica z rozcięciami po bokach, dzięki czemu można było dostrzec płyty srebrnego pancerza idealnie okrywającego uda. Miała włosy koloru ciemny blond i zielonkawe oczy. Jako iż była wzrostu przeciętnej ludzkiej kobiety ok. 170 cm, co czyniło ją prawie o głowę niższa od pozostałych łowczyń

Ten szczegół pozwalał domyślać się, iż nie była efektem imperialnej inżynierii genetycznej tak, więc jej zdolności oraz ewentualna moc magiczna musiały być całkowicie naturalne. Dziewczyna podeszła do klęczącego w ukłonie czerwonego i powiedziała.

-Nie obawiaj się, nie przybyłyśmy tu polować na ciebie, przynajmniej nie tym razem.

- Ale, z jakich powodów czcigodne siostry miały by ścigać tak wiernego sługę imperatora jak ja? - zapytał czerwony

- Milcz i nie prowokuj mnie, bo w twoich ustach zakrawa to na bluźnierstwo!! - dziewczyna gniewnie spojrzała na czerwonego, a w jej oczach dało się zauważyć dziwny błysk.

- Zapewne interesuje cię powód naszego przybycia na tą zapomnianą przez bogów planetę? - zapytała

- Mniemam, iż ma to coś wspólnego z zaistniała tutaj sytuacją, podejrzewam, iż przyjdzie się nam mierzyć z czymś więcej niż zwykłymi heretykami skoro wasza obecność jest potrzebna? - Odparł czerwony.

- Jak zwykle przenikliwie rozumujesz, ale prawdę mówiąc dziwię się, iż sam jeszcze nie wyczułeś powodu, czyżby twoja moc osłabła przez te ostanie kilka wieków czyż byś nie wyczuwał jednego ze swoich starożytnych wrogów?? - powiedziała łowczymi.

- Przez chwile czułem moc jakiegoś demona cos jakby znajomego, ale nie to niemożliwe, czyżby to była ona? To niemożliwe - powiedział z niekrytym zdziwieniem czerwony, podnosząc wzrok i patrząc prosto w oczy łowczyni.

- Na wszystkie moce, które sprzyjają naszemu szczęściu nie, KhornComa jeszcze się nie odrodziła z niebytu, ale demonica tu obecna jest wielce do niej podobna. To jej była uczennica i miejmy nadzieje, że jeszcze nie przerosła swoje mistrzyni, bo może okazać się, iż nawet Exterminatus kod omega będzie zbyt słabym lekarstwem na tak potężne spaczenie - powiedziała łowczyni.

- A wiec wielka "S" jest jedną z członkiń kręgu "mrocznej sztuki", któremu niegdyś KhornComa przewodziła?? - zapytał czerwony.

- Nie inaczej, masz okazję się mierzyć z jedną z tych, które kiedyś doprowadziły do twojego uwięzienia, ale nie to mnie martwi. - odparła łowczymi.

- Czy jest jeszcze coś, o czym nie wiem?? - zapytał czerwony.

- Istnieją uzasadnione podejrzenia, iż wykorzystując charakterystyczna moc swojego rodzaju przeciągła na swoją stronę kogoś z inkwizytorów - odpowiedziała

- Chwila próżności sprowadza wieki potępienia w herezji - powiedzieli jednym głosem Red i inkwizytor Tiberius.

- Niechaj światłość majestatu nieznającego śmierci boskiego imperatora nas chroni i prowadzi - dodał inkwizytor przyklękając.

- Kurde albo mam jakieś schizy, albo mamy tu nagły nawrót średniowiecza, tak czy inaczej niezły cyrk - szef szepnął do ucha wampirzycy.

- Muszę powiedzieć, że to mnie nieźle zaskoczyło, nie znałam czerwonego od tej strony i pomyśleć, że brał on udział w rewolucji, która obaliła Cara - dpowiedziała szeptem wampirzyca.

- Kim jest ta trójka?? - zapytała łowczyni wskazując na resztę drużyny.

- To moi słudzy na tym świecie, proszę im wybaczyć to, że nie okazują należytego szacunku świętym sługom i słowom imperatora, ale to poganie, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać jego światła- powiedział Red

- Słudzy! Już ja mu dam słudzy niech tylko ten cyrk sobie stąd odleci - syknęła wampirzyca do ucha szefowi

- To dlaczego są tutaj zamiast płonąc z resztą tutejszych pogan i heretyków! - warkną inkwizytor

- Gdyż okazali się niesłychanie użyteczni przy zwalczaniu tutejszej herezji. To doskonali wojownicy o silnej woli, dzięki której nie łatwo ulegną spaczeniu, dlatego też uznałem, iż powinni mieć okazję poznania światła boskiego imperatora - oświadczył czerwony.

- Ciekawe, co on rozumie przez "światło imperatora"? - zapytała szeptem wampirzyca.

- Miejmy nadzieje, że nie wypalenie powierzchni ziemi atomowym ogniem - odparł jej szeptem szef.

- Powinieneś takie decyzje konsultować z nami, nie ufam tym istotom być może powinniśmy je eksterminować dla pewności - skrytykował go inkwizytor.

- Niech wasza eminencja zostawi siły na prawdziwych heretyków, nie wyczuwam w tych istotach spaczenia, a nałożone na nich pieczęcie czystości również tego dowodzą, poza tym mam przeczucie, iż mogą się okazać niezwykle użyteczni - powiedziała łowczyni.

- Co za łaskawość - szepnęła cichutko aczkolwiek ironicznie wampirzyca.

- No, dlatego wiec kontroluj trochę swój temperamencik aż sobie poleca, bo jeszcze im się może odwidzieć - odparł jej szeptem szef.

- Dobrze, więc ty wraz z siostrą T.Mayą opracujcie plan szturmu na głębsze poziomy a ja przygotuję egzorcyzmy i magiczne pieczecie, które będą chronić naszych żołnierzy.

- Tak się stanie - odparła czerwony.

- Czy czcigodna siostra wybaczy na chwile i pozwoli mi naradzić się z moimi sługami by udzielić im stosownych wyjaśnień?? - zapytał Red

- Rób, co musisz daję ci na to kilka minut przez ten czas sama naradzę się z swoimi siostrami odnośnie dalszych procedur. - odparła.

- Chodźcie za mną - powiedział czerwony wskazując na pozostałą trójkę.

Reszta drużyny bez szemrania poszła za nim. Gdy cała ekipa znalazła się za jedną z ogromnych hydraulicznie chowanych płóz, na których lądował statek inkwizytora. Gonik podbiegła do czerwonego i najpierw wypłaciła mu plaskacza w pysk, a potem kopnęła go w kostkę.

- A to, za co??!- oburzył się czerwony.

- Jakim prawem śmiałeś nazwać mnie swoim sługą i co ci strzeliło do łba by sprowadzać tu ten cały cyrk?!!! - wrzasnęła, a jej czerwone oczęta piorunowały wzrokiem.

-Hej pomyśl kobieto gdyby nie ten cyrk już by było po nas a armia tych wariatek właśnie zabierałaby się za podbój świata, a na świecie by się pewnie nie skończył! - sykną Red.

-Co rozumiesz prze to ze na świecie by się nie skończyło?? - zapytał szef.

-To, że prędzej czy później ta cała wielka "S" uderzyłaby na imperialne bazy na księżycach Jowisza myśląc, że uda się jej z nimi wygrać i w spokoju rozwijać swoja potęgę w tym systemie. Ale raczej by się przeliczyła imperium odpowiedziałoby z całą swoją potęgą zgniotłoby "S" jak robaka przy okazji wykonując dla pewności na ziemi "Exterminatus kod omega" - wybiliby wszystkich, całą populację do ostatniego mężczyzny, kobiety i dziecka obojętnie winnych czy niewinnych, bo tak się w szerokim wszechświecie leczy chaos i likwiduje rebelie - odparł Red.

- Skoro te całe imperium to taka banda pojebów, to trudno się dziwić, że ludzie im się buntują i przechodzą na stronę tych jak im tam "heretyków chaosu" - skomentował szef.

- Nie rozumiesz, imperium to i może reżim totalitarny, na który na ziemi nawet najbardziej pochrzanionym filozofom nie śnił, ale jest mniej złym z dwóch złych wyjść z sytuacji. - odparł Red.

- Według mnie to i tak paranoja - stwierdził szef.

- Tak masz rację, ale dzięki tej paranoi większości zwykłych obywateli imperium żyje w spokoju i w miarę dobrych warunkach z dala od wszelkich wynaturzeń i mutacji chaosu oraz heretyków czczących chaos dążących do zguby, przy której apokalipsa św. Jana to bajka do dzieci. Dodaj do tego roje pożerających światy tyranidów czy też demony podprzestrzeni. - odparł czerwony.

- Cały czas nawijasz o tych czcicielach chaosu, ale moim zdaniem oni jak i twoje imperium są siebie warci - powiedział szef.

- Tak ja ci powiem tylko, skoro według ciebie imperium to banda totalnie odchylonych popaprańców, to pomyśl sobie o chaośnych, ci to dopiero mają nawalone we łbie. O ile imperium zakłada w swoim dogmacie życie w idealnym porządku i ślepej wierze w imperatora, to chaos dąży do całkowitej anihilacji wszelkiej materii, zniszczenie wszelkiego życia w jak najbardziej drastyczny sposób, przetworzenia istnienia w jedna spaczona masę chaosu, w której nawet dusze bogów przestaną istnieć.

- Hmm no rzeczywiście, przy tym to nawet ci imperialni pajace prezentują się miło, oczywiście pod warunkiem, że jak skończą tutaj to sobie polecą jak najdalej i zostawia nas w spokoju - przerwała im kłótnię wampirzyca.

- No chyba, że im odwali by dla pewności wypalić nasza planetę atomowym ogniem, ale cóż chwilowo przyznaję Redowi rację. A co ty Soundvave na to??

- Mi to tam wisi i tak nie jarzę, o czym nawijacie, po prostu powiedzcie, kogo rozwalić a to zrobię - odparł paker w moro.

- No dobra, to zapraszam do zabawy, tylko tym razem dla odmiany chociaż poudawajcie, iż moich rozkazów słuchacie i najlepiej się nie odzywajcie, no chyba, że macie do zakomunikowania "padnij, snajper", albo coś w tym stylu - powiedział Red po czym ruszył w kierunku oczekującej już go łowczyni.

- Gotowy? - zapytała.

- Jak zawsze. Wiec, jaki jest plan?

- Plan jest taki: Astrates atakują frontalnie będą oczyszczać wszystkie poziomy po kolei, a ty, ja, moje łowczynie, drużyna terminatorów i twoi słudzy zostaniemy teleportowani przez bibliotekarzy do samego serca tego plugawego miejsca, gdzie zadamy cios niczym święty sztylet.

- Czyli chcesz wysłać wielką "S" na jej miejsce dopóki jest jeszcze na tyle słaba, by nie stawić nam większego oporu? - zapytał czerwony.

- Właśnie tak - odparła.

- Chodźcie za mną, bibliotekarze już przygotowali pole teleportacyjne - dodała, po czym odwróciła się i pomaszerowała w kierunku rampy desantowej statku.

- Bibliotekarze??- zapytała zdziwiona Gonik

- Tak nazywają magów, ruszajmy - powiedział Red idąc w ślady łowczymi, a reszta podążyła za nimi.

Wnętrze okrętu było tak samo gotyckie jak wygląd zewnętrzny. Gotyckie w sensie jak najbardziej architektonicznym, a nie w sensie współczesnych pseudo mrocznych paranoi. Gdyby nie porozstawianie gdzie niegdzie terminale i przechodzące pod sufitem rury i kable, można było pomyśleć, że właśnie zwiedza się jakiś zamek czy katedrę.

- Tak jak myślałem, średniowiecze - skomentował Szef.

- No fakt spodziewałam się raczej Star Treka, a nie Umberto Eco - dodała wampirzyca.

Szli dalej, aż doszli do ogromnej sali wysokiej na jakieś 15 metrów, której ściany przyozdabiały niesamowite wysokie regały z księgami, na oświetlenie składały się głównie świece a szczególnie wrażenie wzbudzał zwisający z gotyckiego sklepienia ogromny świecznik o średnicy około ośmiu metrów. A zwieńczeniem nastroju był ogromny fresk, umieszczony nad głównymi drzwiami, przedstawiający bitwę dziesiątek Space Marines w czarnych pancerzach z jakimś ogromnym demonem.

- Muszę przyznać, że mi się tu podoba sam bym lepiej wnętrza nie urządziła - powiedziała zachwycona widokiem wampirzyca.

T.Maya zamieniła kilka słów z człowiekiem w czarnym habicie zdobionym złotymi runami, po czym odwróciła się do pozostałych i powiedziała:

- Jako, że niestety nasz wróg otoczył siebie magicznymi zaporami, nasi bibliotekarze są w stanie przesyłać nas tylko po pięciu w trzech falach. Najpierw idziemy ja, ty oraz twoi słudzy - powiedziała wskazując na czerwonego. - Potem pięć moich sióstr najlepszych wojowniczek z oddziału, a na końcu drużynę pięciu terminatorów reszta z braci terminatorów wesprze oddziały marines oczyszczające resztę kompleksu - dodała.

- Zarąbiecie, zabawa prezentuje się coraz ciekawiej - szef skomentował po cichu sytuację.

- Dobra, poczekajmy aż przybędzie inkwizytor i udzieli nam ochronnego błogosławieństwa -Powiedziała T.Maya.

Po kilku chwilach do sali wszedł znajomy inkwizytor i powiedział:

- Nigdy w życiu nie sadziłem, że nastaną czasy, w których będę udzielał błogosławieństwa poganom i demonom. Ale skoro taka jest wola imperatora- po czym podszedł po kolei do każdego z pierwszej piątki, kładąc ręce na ich głowach wymawiał jakieś inkantacje w nieznanym języku.

Żadnego widocznego efektu nie dało się z pozoru zauważyć, ale każdy z piątki nawet Grisznak poczuł się jakiś taki bardziej pewny siebie i silniejszy.

- Gotowe niech jego światło będzie z wami - powiedział inkwizytor skończywszy swoje inkantacje.

- Teraz stańcie obok mnie tu w tym czerwonym kręgu - powiedziała łowczyni, wskazując czerwony krąg na środku sali, wokół którego stało pięć piedestałów z jakimiś opasłymi zakurzonymi tomami.

Tak też zrobili. Gdy cała piątka stała już w kręgu w pięciu punktach, wokół okręgu stanęło piciu osobników w czarnych szatach. Każdy z nich otworzył stojącą przed nim księgę i zaczął śpiewać czy też może bardziej inkatować jakieś słowa w języku przypominającym łacinę. Po chwili coś huknęło, a błysk jaskrawego światła oślepił drużynkę na chwilę. Gdy wzrok im wrócił zorientowali się, że stoją na środku ogromnej podziemnej hali pełnej pustych pojemników, jakie już widzieli będąc tu poprzednio.

- Coś tu pustawo chyba.... - chciał powiedzieć szef, gdy seria Rkm-u przerwała mu w pół zdania.

Cała piątka rozproszyła się na wszystkie strony. Eks komandos odskoczył za stalową osłonę jednego z generatorów zaopatrujących kiedyś zbiorniki hodowlane w energię i omal tam nie stracił głowy z rąk lub może raczej ostrzy, które miała zamiast rąk jedna z lolit. Ale szybka seria z imperialnego ciężkiego boltera ostudziła gorące zapędy lolity do przytulanek. Zaraz za nią biegła następna, tylko, że ta zamiast ostrzy miała piły łańcuchowe, ale i tutaj małpi refleks w naciskaniu spustu eks komandosa sprawił, iż górna część ciała pozszywanej lalki rozbryzła się w fontannie krwi i flaków. T.Maya mimo dźwiganego przez siebie dość ciężkiego pancerza wykonała skok w bok połączony z saltem, którego nie powstydziłaby się nawet Lara Croft. Na nią również wyskoczyły dwie lolity, ale ta z kocia gracją uniknęła ich ciosów. Błyskawicznie dobyła bolt pistola i odstrzeliła pierwszej lolicie jej pozszywany łeb, a drugą wyeliminowała poziomym cięciem z półobrotu. Po tym iście chirurgicznym zabiegu górna cześć lolity z plaskiem uderzyła o podłoże a nogi poszły sobie gdzieś dalej. Gonik wykonała wysoki skok połączony z saltem i wylądowała za plecami dwóch bizonów obsługujących KM na jednej z platform położonych 12 metrów powyżej.

Błyskawicznym cięciem swoich ostrzy zdekapitowała obydwóch. Kolejna, mająca zamiast rąk piły łańcuchowe lolita wyskoczyła na Szefa, ale ten błyskawicznie pociągnął za spust jakiejś dziwnie wyglądającej giwery, którą znalazł w imperialnej kapsule, z lufy tej broni wystrzeliła kula jasnobłękitnej energii, po której przejściu z lolity zostały tylko nogi i ciągle poruszająca ustami głowa a reszta po prostu wyparowała.

- Łoo niezłe!! - krzyknął Grisznak nie kryjąc zadowolenia z efektów działania broni.

Niestety Red, jak zwykle mający pecha, co do lolit miał naprzeciw siebie cztery przeciwniczki. Dwie będące najbliżej błyskawicznie rozbryznął po otoczeniu kilkoma strzałami z bolt pistola, lecz trzeciej już nie zdążył. Ta miała obie ręce całe i charakteryzowała się czerwoną sukienka z różowymi falbankami, gdyby nie zbyt wąska talia świadcząca o braku kilku żeber i puste białe oczy trupa była by całkiem ładna. Nim Red zdążył wycelować ta wybiła mu z ręki broń trzymanym przez siebie gigantycznym tasakiem o ząbkowanym ostrzu.

- Zginiesz - wysyczała.

Charakterystyczny strój, zdolność mówienia oraz kolczasta obroża z zardzewiałej pokrwawionej stali, z której na kształt gwiazdy chaosu wychodziło osiem szpikulców, które od wewnętrznej strony wbijały się stworowi w szyje, świadczyło o tym, iż pełni ona rolę dowódcy polowego.

W tym samym momencie czwarta lolita z ostrzami zamiast rak rzuciła się z boku na czerwonego z piskiem przechodzącym w charkot. Lecz tym razem na szczęście udało się czerwonemu wywinąć mieczem i przeorać łańcuchowym ostrzem w poprzek przez klatkę piersiowa lolity rozpruwając ja ostatecznie. Ten moment wykorzystała lolita dowódca wypłacając czerwonemu tasakiem przez plecy. Mimo, iż ostrze nie przecięło magicznych włókien czerwonego płaszcza, lecz siła uderzenia przyszpiliła czerwonego do ziemi. Lolita już zamierzała się do kolejnego ciosu mającego oddzielić głowę Reda od reszty jego tułowia. Lecz tym momencie coś wyrznęło lolitę miedzy puste oczy rozszczepiając jej głowę wzdłuż linii nosa. Red rozejrzał się i zobaczył jak ociekający czarna posoką magicznych wachlarz bojowy wraca do rąk T.Mayi.

- Nie dziękuj mi pomiocie, bo kiedyś tak samo skończysz - powiedziała.

Lolit wychodziło nacierało coraz więcej. Nasza piątka już zaczynała się cofać w kierunku rogu hali, gdy nagle coś błysnęło i obok drużyny pojawiło się pięć łowczyń w czarnych pancerzach, które na nic nie czekając zaczęły grzać ze wszystkich luf do nacierającego plugastwa. Po kolejnej chwili w kolejnym rozbłysku magicznej energii zjawiło się pięciu ciężkozbrojnych terminatorów, którzy ogniem obrotowych działek i motaczy ognia zaczęli siać prawdziwą apokalipsę w szeregach wroga. Ten dysponujący już pokaźną siłą bojową oddział szybko przemieszczał się do przodu pozostawiając po sobie szlak zniszczenia, panoramę masakry przekraczającej wyobraźnię despotycznych dyktatorów, hollywoodzkich reżyserów i rysowników mang razem wziętych.

Przebijanie się przez dziesiątki zastępów tych sztucznych wynaturzonych stworów zajęło oddziałowi dobre paręnaście minut, lecz w końcu się przebili na drugi koniec długiej na dobre 2 mile podziemnej hali. Lecz to, co tam zobaczyli wzbudziło lek nawet wśród tych weteranów znających setki bitew. Na końcu hali znajdował się ogromny zbiornik wysoki może na dwadzieścia pięć a szeroki na dziesięć metrów. W środku, zanurzoną w czerwony z lekka fosforyzującym płynie stała postać przypominająca kobietę, trzeba przyznać, że wybitnie piękną kobietę, gdyby tylko nie ten jej gigantyczny wzrost i skórzaste przypominające nietoperze skrzydła. Jej nagie ciało pokryte było wytatuowanymi runami, a na głowie miał złoty diadem ze znakiem ośmioramiennej gwiazdy chaosu. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu można było zauważyć, że do jej pleców podłączonych było sześć pulsujących zielonym światem rur czy też może przewodów. Przewody ciągnęły się do stojącego obok urządzenia, do którego raz po raz wchodziła jakaś lolicio ubrana dziewoja albo bizon. Problem w tym, iż z urządzenia już nikt nie wychodził.

- A co to za diabelstwo!? - zapytał zaniepokojony Grisznak.

- Zniszczyć demona i ego piekielna machinę, eksterminować heretyków!! - wrzasnęła T.Maya szarżując do przodu Red i łowczynie rzucili się za nią a terminatorzy osłonili ich ogniem.

Reszta drużyny przez chwilę stała w osłupieniu, po czym również ruszyła do ataku.

Red za szarżował w jednym konkretnym celu i kierunku. Już z daleka wypatrzył ten ryży czerep.

- Super, a już myślałem, że suka zginęła w swoim Evangelionie, ale na szczęście się myliłem, więc jednak będę miał trochę zabawy - mówił sobie w myślach zrywając się do skoku

Przeleciał tak nad pozycjami obronnymi heretyczek i wylądował tuż za ryżą lafiryndą.

- A kuku moja słodka gołąbeczko, przyszedłem po ciebie - powiedział włączając przy okazji swój miecz łańcuchowy.

Dziewczyna aż podskoczyła z przerażenia. Z początku cofnęła się do tyłu cała drżąc ze strachu, a jej przerażone mangowe oczka potęgowały ten słodki obraz bezbronności. Lecz na Czerwonego to nie działało, on nie znał litości obojętnie w czyim imieniu walczył, nigdy ni oszczędzał wrogów, a tych, z którymi miał szczególne porachunki nie mógł od tak po prostu zlikwidować dla tych zawsze wymyślał jakąś ekstra udrękę.

Asuka widząc, iż kaprawe oczka na niego nie działają zmieniła. Przybrała swój charakterystyczny wredny wyraz twarzy i powiedział.

- Przybywacie za późno, nic już nie przeszkodzi wielkiej "S" w przebudzeniu. Ona sprowadzi nam pokój, w którym nie będzie miejsca dla takich jak ty.

- He he, zawsze wiedziałem, że to twoje prawdziwe oblicze mała zdziro, nie dość, że głupia to jeszcze tępa. Czy ty naprawdę wierzysz, że to coś sprowadzi wam pokój - syknął i w szyderczym uśmiechu wskazał na demonicę.

- Mów sobie, co chcesz, ale już za niedługo wszyscy ludzie na ziemi będą żyli w harmonii i pokoju, świat będzie inny, lepszy, bo nie będzie w nim miejsca dla takich potworów jak ty potrafiących tylko mordować słabych i bezbronnych!! - wrzasnęła tak jakby rzeczywiście w to wierzyła.

Red przyskoczył do niej chwytając ja za gardło przysuwając ostrze do jej talii chcąc ja powoli przeciąć na pół. Lecz w tym samym momencie wyłączył ostrze i ją puścił.

- Na wszystkie moce wszechświata, w tobie nie ma skazy chaosu, ty na serio jesteś na tyle głupia by wierzyć - powiedział.

- O czym ty mówisz demonie!! Nie zwiedziesz mnie! - wrzasnęła tym razem nie kryjąc przerażenia i próbując uciec.

- Tym gorzej dla ciebie nic nie przynosi mi takiej przyjemności jak uświadomienie wrogom konsekwencji ich tragicznych błędów i delektowanie się ich rozpaczą - syknął złapawszy Asukę.

Trzymając jedną ręka wierzgająca i próbująca się wyrwać dziewoję, używając drugiej ręki wyciągną z jakiejś kieszeni płaszcza zielony kryształ, który przyłożył do czoła dziewczyny.

Dziewczyna nagle przestała się miotać zastygając niczym sparaliżowana, po czym znikła w nagły jaskrawo zielonym przebłysku. Czerwony z ironicznym uśmiechem spojrzał na zielony kryształ, w którego wnętrzu pulsowało teraz bladożółte światło.

- Jeszcze się spotkamy moja słodka - powiedział chowając klejnot gdzieś w płaszczu.

W tym samym momencie Red poczuł jak w jego plecy wbija się coś gorącego. Dawno nie czuł takiego bólu kula musiała być magiczna skoro przebiła płaszcz na szczęście nie była święta ani srebrna, bo na bólu by się nie skończyło.

- Kto śmiał!!! - wrzasnął wściekły.

- Ja podła kreaturo!! - powiedziała młoda kobieta o fioletowych włosach, po czym przestrzeliła mu kolano.

- Za Shinjego! - powiedziała posyłając mu z niekryta satysfakcją kolejną kulę prosto w druga nogę

Czerwony padł na kolana.

- Za Asukę!! - syknęła oddając kolejny strzał tym razem w brzuch.

- I za wszystkich niewinnych, którzy przez ciebie zginęli!! - Powiedziała posyłając mu kolejna kulę prosto w pierś.

- Nie ma czegoś takiego jak niewinność, jest tylko poczucie winy! - syknął czerwony słaniając się od ran na kolanach.

- Milcz kreaturo i podziwiaj jak nadchodzi ta, która przyniesie ziemi pokój, wolność i miłość! - powiedziała Misato sięgając do jakiegoś przycisku na konsoli, przy której jeszcze przed chwila stała Asuka.

-Nie rób tego kobieto, bo nie wiesz, co czynisz!! - wrzasnął czerwony mimo bólu.

- Przynoszę światu pokój!!!! - krzyknęła Misato naciskając przycisk.

Przez zbiornik przeszło gwałtowne wyładowanie energii, która skoncentrowała się na znajdującej się w środku istocie. Energia wewnątrz osiągnęła masę krytyczną a gwałtowny rozbłysk mocy stłukł osłaniającą zbiornik szybę. Krwisto czerwona ciecz rozlała się wokół. Istota w środku otwarła gorejące czerwienią oczy.

- Pokój!!? Nie będzie żadnego pokoju!! Tylko objawienie Chaosu!!! - przemówiła istota nieziemskim głosem, a z jej rąk wystrzeliły czerwone wyładowania a na głowie pod diademem pojawiły się rogi.

Jedno z wyładowań uderzyło w konsole, przy której stała Miasto, przerażona tym, że zdała sobie naprawdę sprawę z tego, co zrobiła. Uderzenie odrzuciło ją w tył prosto w objęcia konającego już prawie Czerwonego. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i powiedziała:

- Zrób to!

On nie zastanawiając się nawet przysunął ja do siebie odsunął jej głowę na bok i wgryzł w szyję dziewczyny. Ssał tak dobre pół minuty nie zważając na uderzające wszędzie wokół wyładowania energii, wrzaski agonii i kanonadę strzałów. Po pół minucie przerwał spojrzał na kredowo białą dziewczynę i powiedział.

- Wybierasz potępienie czy zbawienie??

- A czy może być jeszcze dla mnie zbawienie? - zapytała słabym głosem.

- Tym aktem poświecenia zmyłaś z siebie grzech naiwności, ktokolwiek tam jest po drugiej stronie niech się zlituje nad twoją duszą - powiedział czerwony skręcając jej kark.

Po czym stał upuszczając zwłoki na ziemię i spojrzał na demonicę miotającego gromami i ognistymi kulami w desperacko próbujący stawić jej opór oddział wsparty Space Margines, którzy zostali tu być może przesłani lub zdążyli się tu już przebić przez wyższe poziomy kompleksu.

Mimo nawały ognia, która mogłaby zniszczyć dywizję pancerną demonica parła na przód tylko lekko spowolniona. Pod jej stopami leżało dwóch terminatorów, rozczłonkowanych pomimo ich potężnych pancerzy. A sama demonica właśnie rozrywała na strzępy jedną z łowczyń.

Red już chciał się nią rzucić, kiedy nagle miedzy nim a demonem pojawił się inkwizytor wraz z sześcioma space marines. Z okrzykiem:

- Za imperatora!! Jego światło jest wieczne, a wiara w niego będzie nam tarczą!!! - Inkwizytor rzucił się na demona i wyrżnął swoim młotem w nogę istoty. Która zachwiała się od uderzenia i omal nie upadła. Uzbrojeni w świecące energią długie miecze towarzyszący mu space marines rzucili się za inkwizytorem. Lecz nie dobiegli daleko, fala uderzeniowa ognistej energii odrzuciła ich gdzieś w tył, a demonica pochwyciła inkwizytora w swoje dłonie, które teraz przybrały kształt szponów, które bez problemu przebiły się przez jego masywny pancerz. Demonica wbijała przez chwile szpony w inkwizytora, po czym odrzuciła jego ciało prosto pod nogi czerwonego.

- Weź go zniszcz to - powiedział inkwizytor ostatkiem sił podając mu młot.

Czerwony bez słowa wziął broń z rąk konającego inkwizytora po zebrał energię nabyta dzięki świeżej krwi o skoczył do przodu.

Demonica zajęta zabijaniem kolejnych Space marines wyczuła nagle za sobą znajoma energię. Już się odwróciłaby zobaczyć gdzie stoi jej nowy przeciwnik. Ale było już za późno. Potężne uderzenie wyrżnęło jej w tors zwalając z nóg. Po chwili poczuła kolejne a potem kolejne prosto w serce. Lecz ostatkiem siła zrzuciła wroga z siebie.

Wiedząc to cała resztą skoncentrowała ogień na demonie. Szczególnie broń plazmowa przysparzała niesamowitego bólu osłabionemu demonowi.

- To ty jak śmiesz!!! - ryknęła

- Ano śmiem zdziro, szykuj się na powrót do otchłani!! - wrzasnął czerwony szarżując na klęczącego z bólu demona.

- A ty wraz ze mną!!!! - ryknęła

- Naghtak ulu da thil ustan rghta. Na me wezwanie przybywajcie Oni-no-neko i Dagoth-RaVirze!!! - zainkatowała Demonica. A z jej diademu uwolniła się fala ciemnogranatowej przeszywanej czerwonymi błyskawicami energii. Jedna z błyskawic uderzyła czerwonego prosto w tors zwalając go na kolana. Strumień energii uformował kulę o średnicy paru metrów, z której wnętrza wyszły dwie postacie. Jedna z nich stanęła za nim i machnięciem miecza utworzyła za jego plecami czarną, rozszerzająca się szczelinę. Kiedy po chwili szczelina osiągnęła szerokość na tyle odpowiednia by zmieścił się w niej człowiek druga z postaci wyglądająca na kobietę ubraną jak lolita z kocimi uszami wystrzeliła w Czerwonego wiązkę błyskawic, które wepchnęły go w szczelinę.

Lecz w tym samym momencie dało się słyszeć przeraźliwy krzyk rozpaczy głośniejszy niż cała kanonada strzałów i czarów towarzysząca starciu.

-Niieeeeeeeeeeee!!!!!!!!! On był mój!!!!!! - ku ogólnemu zdziwieniu krzyk ten wydobył się z piersi T.Mayi biegnącej właśnie w kierunku zamykającej się już szczeliny.

Lecz nim dobiegła po szczelinie międzywymiarowej i czerwonym nie było już śladu, pozostał tylko porzucony młot na podłodze. A istoty, które dokonały tego aktu banicji stały się eteryczne i powoli znikały nic sobie nie robiąc z desperackich ciosów miecza T.Mayi, która próbowała ich usiec. Po chwili znikły strzały też umilkły nastała cisza, którą przerwał straszliwy śmiech demonicy.

- Ha ha ha ha ha myślał, że może się z nami mierzyć, on, który sam nie jest święty, niech cierpi wieczne męki!!! -

- On i może święty nie był, ale mój gniew jest!!!! - wrzasnęła łowczyni chwytając za młot.

Nim demonica zdążyła uniknąć ciosu czy się zasłonić, T.Maya podbiegła, wyskoczyła na parę metrów w powietrze i wyrżnęła demonicę prosto w jej rogaty już łeb. Przeklęty diadem pękł na pół a część czaszki demona zapadła się do środka. Wielka "S" z straszliwym rykiem zwaliła się na ziemie próbując jeszcze w ostatnim zrywie desperacji żądzy krwi złapać tę, która wymierzyła jej ostateczny cios. Lecz jej szponiaste dłonie chwyciły już tylko powietrze. Ciało demonicy uderzając o ziemie wywołało wstrząs, który zwalił wszystkich z nóg by po chwili w huku obrócić się w popiół.

- Tak kończą adepci mrocznej sztuki, tak kończą demoniczne aspekty, tak kończą oddający cześć KhornComej!!! - krzyknęła T.Maya wznosząc młot nad kraterem, który pozostał po Demonie.

- Astrates Spalić to przeklęte miejsce!! Niech oczyści jej nuklearny płomień!! - dodała.


Jeden ze Space Marines podszedł do Kobiety klęczącej nad ułożonymi w rząd ciałami poległych. Klęcząca miała zamknięte oczy pogrążona w głębokiej medytacji czy może modlitwie.

A na jej kolanach spoczywał wielki młot bojowy świecący jasno błękitną poświatą.

Marines ukląkł przed kobietą i powiedział.

- Lady T.Mayu ładunki założone 3 min do eksplozji promienie teleportujące namierzone.

- Doskonale, zabierzcie nas z tego przeklętego miejsca - powiedziała.

- A ciała poległych przesłać do krypty na bojowej barce inkwizytora, tam zostaną pochowani z należyta czcią. - dodała.

- Tak jest moja pani - odparł Space Marine.

- Kapitan Samuel do "Ostrza Gniewu" uruchomcie impuls teleportujący - powiedział do komunikatora.

- Tak jest promień namierzony i gotowy, wysyłam impuls - padło w odpowiedzi.

Po chwili wszystkie znajdujące się w hali postacie jak i ciała poległych sług imperatora znikły jakby wyparowały. Ale nie miało to już znaczenia, bo dosłownie sekundę później cała sala jak i reszta kompleksu znikły pochłonięte przez rozbłysk potężnej energii termojądrowej.

Po chwili w to miejsce jak i wiele innych punktów w południowej Japonii z nieba uderzyły strumienie skondensowanej energii, która wywołała eksplozje, która zagotowała ocean prawie cała południową część wysp Japońskich. Na szczycie fali uderzeniowej lawirując między niszczycielskimi promieniami leciał okręt, który z bliska wydawał się potężny, lecz z daleka na tle tego, co się wokół działo zdawał się małym pyłkiem.

Na stanowisku dowodzenia tego okrętu oprócz kapitana i załogi stały jeszcze cztery osoby.

Szczupła blada kobieta w czarnym płaszczu ze schowanymi zakrzywionymi ostrzami w rękawach. Wysoki i muskularny mężczyzna w moro z założonym na plecach zasobnikiem z amunicją i ogromnym ciężkim bolterem w ręce, długowłosy mężczyzna w dżinsach i marynarce ściskający w dłoni karabin plazmowy, a w kaburach pod marynarka chowający demon guna oraz młoda kobieta o smutnych oczach ubrana w przypominający gorset pancerz, stalowe naramienniki oraz nałożone na czarny wspomagany kombinezon nakolanniki i nagolenniki z srebrnej stali, trzymająca w dłoniach młot bojowy świecący błękitna poświatą.

Cała czwórka przyglądała się wyświetlanemu na gigantycznym ekranie obrazowi tego, co się dzieje na zewnątrz.

-Co teraz zrobicie gdzie was wysadzić?? A może chcecie się przyłączyć do nas?? - zapytała kobieta dzierżąca młot.

-Nie dziękuje, myślę, że my raczej się nie nadajemy na służbę imperatora, ale chaos możemy dalej zwalczać. Wysadź nas w Hollywood, tam na pewno znajdziemy jakiś chaos do eksterminacji - odparł mężczyzna w marynarce.

- A co ty teraz zrobisz?? - zapytał.

- Będę dalej wiernie wypełniać rozkazy imperatora oraz synodu inkwizycji i czekać... - odparła jakby nie kończąc.

- Czekać, na co?? - zapytał człowiek w marynarce.

- On może kiedyś wróci - powiedział naciskając przycisk na panelu przed nią.

Uruchomiła tym strumień teleportujący, który przesłał pozostałą trójkę tuż obok wielkiego napisu HOLLYWOOD.


A pytacie, co z Redem??

Ciemnoczerwone bezchmurne niebo doskonale pasowało do scenerii świata będącego jałową skalą pustynią bez śladu jakiegokolwiek życia, a zamiast rzek mórz były zbiorniki pełne stęchłej zepsutej krwi. Ten martwy i pusty plan był więzieniem, w którym nic nie umiera ani też nic do końca nie żyje, więzieniem, na które wszechpotężni możni innych planów skazywali innych, czasami są straszliwe zbrodnie, a czasami po prostu dla kaprysu, by ci cierpieli wieczną udrękę pustki samotności i strachu. Nagle nad jednym z postrzępionych szczytów otwarła się ziejąca czernią szczelina, rozdarcie w kontinuum planów, otwarta rana w materii czasu i przestrzeni.

Przez tą szczelinę wypadła postać. Przez chwile spadała bezwładnie, po czym uderzyła o ziemie wzbijając wokół siebie tuman kurzu. Gdy pył opadł kurz można było dostrzec, iż istota był wysoki szczupły mężczyzna o długich czarnych spiętych z tyłu włosach okryty czerwonym płaszczem.

Mężczyzna wstał rozejrzał się wokoło i rozpaczliwie krzyknął

-Nieeeee znowu!!!!!

Po czym z rezygnacją uklękną na pokrytej pyłem skale. Lecz po chwili wyraz rozpaczy na twarzy przeszedł w szyderczy uśmiech. Mężczyzna wyjął z pod płaszcza jakiś zielony kryształ, w którego wnętrzu tliła się iskierka żółtego światła.

-A jednak nie będzie mi się tu całkiem nudzić

Mężczyzna coś szepną a klejnot rozsypał się w pył.

A na ziemi przed nim pojawiła się młoda dziewczyna o rudych włosach.

-Witaj moja słodka cieszę się, że tu jesteś by umilić mi wieczność - powiedział mężczyzna w czerwonym płaszczu zbliżając się do dziewczyny

-Kyaaa!!! - krzyknęła dziewczyna z prawdziwego przerażenia cofając się w tył


Koniec.... Czy ostateczny nie wiadomo...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Crystal Storm : 2008-03-08 16:34:55

    Totalny pogrom^^'

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu