Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Ślepcy

3.

Autor:Clemerina
Serie:Naruto
Gatunki:Dramat, Fikcja
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2011-12-07 09:17:52
Aktualizowany:2011-12-07 09:17:52


Poprzedni rozdział

Pojawienie się Nagato nie wydawało mi się niczym zwyczajnym. Jego zniszczoną, nie potrafiącą ustać samodzielnie sylwetkę przywitałem delikatnym skinieniem głowy i wyciągnięciem ręki na której ten smutny, zniszczony życiem człowiek mógłby się oprzeć. Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się tak bezpośrednio. Pomiędzy nami zawsze było ciało Yahiko, które broniło dostęp do serca Paina lepiej niż sama Konan. Jednakże w tej dość bezsensownej sytuacji musieliśmy na sobie polegać.

- Wiesz, to trochę śmieszne - powiedział Nagato, opadając na moje zniszczone łóżko i wpatrując się w niezwykle jasny dla jego oczu płomień świecy. Usiadłem na drewnianym krześle, które pod moim ciężarem delikatnie stęknęło. Mimowolnie, sam brzydząc się swoimi reakcjami, unikałem patrzenia na jego nienaturalnie wychudzone ciało, skrywane pod ciemnoczerwonym płaszczem w jakie, w swojej dziwnej mądrości, ubrał nas Kabuto. - Dawnej nigdy bym nie pomyślał, że skończę w ten sposób. Jeszcze nie tak dawno sam planowałem zapanowanie nad światem i przywrócenie mu spokoju, a teraz staję się nic nie znaczącym pionkiem w szachach, którymi gra Madara.

- Od samego początku byliśmy pionkami przeznaczonymi na zatracenie - powiedziałem, próbując nie nadawać mojemu głosowi żadnych emocji. - Nie było nam dane pokrzyżować plany kogoś, kto miał nieskończoną ilość czasu, by zniszczyć to, co próbowaliśmy zbudować. Jedyna nadzieja w Uzumakim, prawda?

- Zawsze pyłem pełen podziwu dla twojej dociekliwości - uśmiechnął się smutno ten zmęczony człowiek i spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem Rinnengana. To już nie było przepełnione żalem i gniewem spojrzenie Paina, wreszcie można w nich było dostrzec fragment jego duszy. Mimowolnie westchnąłem, spoglądając na sufit. - Jak to możliwe, że mimo twojej wcześniejszej niż moja śmierci i tak zawsze wszystko wiesz?

- Powiedzmy, że nie było innej możliwości, gdybyś spotkał młodego Uzumakiego - odpowiedziałem, unosząc lekko kąciki ust do góry. - Naruto łączy w sobie entuzjazm Kushiny i wytrwałość Minato. Nie było innej możliwości, niż pokazanie tobie, jak niewiele was różni. Oby on jeden nie zatracił swoich ideałów dla których broni przyjaciół. Nawet takich jak Sasuke.

- No tak, Sasuke - Nagato westchnął, przymykając na moment oczy i opierając głowę na dłoniach. Milczał przez chwilę, a panująca pomiędzy naszą dwójką cisza zdawała się przenikać myśli. - Nigdy do końca nie rozumiałem jego powodów postępowania, ale dopóki były takie same jak moje, nie przeszkadzało mi to. Chyba popełniłem błąd, pozwalając mu dołączyć do Akatsuki. Chociaż już wtedy moja władza w organizacji była znikoma.

- Wiem - odparłem. - Możemy powiedzieć, że byłem ostatnią przeszkodą dzielącą Madarę od jego upragnionego celu. Wioski nie będą w stanie przeciwstawić się jego potędze, jeżeli on wyśle do walki nas wszystkich. To będzie kres ich świata.

- Nie wmówisz mi, że nie masz czegoś w zanadrzu - Nagato pokręcił głową i uśmiechnął się kpiąco. - Nie ty, morderca klanu Uchiha - Skrzywiłem się słysząc to określenie. Nie lubiłem go. - Ach tak, zapomniałem. Chyba powinienem powiedzieć wierny obywatel Konohy, dbający o przyszłe pokolenia w zgodzie z naukami Trzeciego.

- Ucisz się, z łaski swojej. Bo wchodzisz na niepewny grunt i nawet bycie wskrzeszonym ci nie pomoże, Nagato.

Wraz z upływem czasu stawałem się coraz bardziej zirytowany całym tym czekaniem na wielką niewiadomą. Nie byłem w tym osamotniony. Nieprzywykły do długiego odpoczynku Zabuza pogardliwie wyrażał się o kolejnych posunięciach tej dziwnej pary, jaką tworzyli Madara z Kabuto. Dawny mistrz miecza nie potrafił pojąć, że ich posunięcia przypominały szachy. Potrafili przewidzieć kolejne ruchy pięciu Kage, jednocześnie między sobą prowadząc podobną rozgrywkę.

Jednakże po pewnym czasie, ludzie, a właściwie to co z nich obecnie po wskrzeszeniu zostało, zaczęli znikać. Wśród nas, ożywionych stworów, których nie sposób nazwać ludźmi, rozeszły się nerwowe plotki o rozpoczęciu wojny. Będący niemalże zawsze obok mnie Nagato przyjął je z zaskakującym sposobem. Oto jedna z niewielu szans, by shinobi stworzyli świat bez wojen. Uśmiechał się tylko z malującym się na twarzy bólem. Już wkrótce mieliśmy wyruszyć.

Madara przyszedł do nas dzień przed naszym wyruszeniem. Czekał na nas w klaustrofobicznym pomieszczeniu, w którym za jedyne meble uchodziły cztery drewniane krzesła. Usiedliśmy naprzeciwko niego, przez moment trwając w świdrującej ciszy, pełnej niewypowiedzianych słów.

- Miło was znów zobaczyć w pełni sił - zaczął Madara, a ja mimowolnie wyczułem drwiący uśmiech pod jego pomarańczową maską. Zdusiłem w sobie silne pragnienie prychnięcia. - Jesteście w końcu dwójką, od której będzie dość dużo zależało. Wam powierzymy, pod nadzorem Kabuto, oczywiście, złapanie Kyuubiego i Hachibiego. Dla posiadacza Mangekyou i właściciela Rinnengana, nie powinno to być specjalnie trudne.

- A co, jeżeli nie będziemy chcieli wykonywać waszych poleceń? - Zapytał cicho Nagato, co i tak było ponad jego siły. Rinnengan to straszne brzemię, przeszło mi przez myśl. Jednak czy gorsze od Sharingana? - Co, jeżeli się przeciwstawimy waszym planom?

- Wątpię, żeby wam się to udało - Madara pokręcił głową. - Nawet wasza dwójka nie będzie w stanie przeciwstawić się Edo Tensei. - Tu zamilkł na chwilę, by zdjąć maskę i uśmiechnąć się do nas kpiąco. - Powiedzcie, jak to jest wiedzieć, że wszystkie wasze marzenia za chwilę zamienią się w pył, a wy nie możecie nic zrobić?

Milczeliśmy. Każdy z nas inaczej odczuwał koniec wszystkiego co w jego życiu cokolwiek znaczyło. Wojna miała przekreślić wszystko to w co wierzyliśmy i czego chcieliśmy bronić. Sprawiało to, że chciałem się przeciwstawić temu głupiemu uczuciu bezradności, zrobić cokolwiek, by nie żałować, że pozwoliłem światu zginąć. Zerknąłem na Nagato, u którego sama myśl o końcu tego ulotnego pokoju jaki istniał powodowała pogłębianie się bruzd na twarzy. Miałem ochotę westchnąć, widząc ten chodzący wrak człowieka jakim kiedyś był.

- Chociaż nie musicie nic mówić - Madara odłożył pomarańczową maskę by wziąć inną, która zamiast spirali, łączyła w sobie charakterystyczne okręgi Rinnengana i łezki Sharingana. Założył ją powoli, a z dwóch otworów błysnął Mangekyou. - Już i tak jesteście martwi.

Wyszedł, pozostawiając nas z kłębowiskiem uczuć i emocji, które wywołał koniec naszego świata.

Mieliśmy trzymać się na uboczu. Zniknął Haku, Zabuza, Kimimaro czy nawet staruszka Chiyo. Została tylko nasza dwójka i przerażające klony Zetsu, trzymające nad nami straż. Zostaliśmy zamknięci w małym, klaustrofobicznym pomieszczeniu, które miało nas powstrzymać przed trudnymi do przewidzenia ruchami. Kabuto był zbyt zajęty innymi wskrzeszonymi, którzy pomimo swojego wojowniczego nastawienia za życia, po śmierci stanęli po stronie shinobi. Utrzymywanie na nas ograniczenia pochłaniało za dużo chakry.

Mogło to dawać nam złudną nadzieję, że może coś nam się udać. Nie wszystko musiało iść zgodnie z planem Madary i Kabuto, chociaż każdy z nich inaczej wyobrażał sobie swoją rolę w powojennym świecie. Starali się ukrywać fakt, że niemal jak piątka Kage nie mogą się porozumieć ze sobą i tylko fragment głównego celu chcą osiągnąć razem.

Rozmyślaliśmy więc. Pozostawieni w odosobnieniu oddaliśmy się ogarniającej wszystko ciszy, z uporem maniaka chcąc dostrzec chociaż odrobinę nadziei, że to wszystko się tak beznadziejnie nie skończy. Wymieniając między sobą nieco zmęczone spojrzenia widzieliśmy w nich to, co pozostawił w nas Naruto. Tą odwagę i chęć odpokutowania za te wszystkie błędne decyzje, które sprawiły, że jesteśmy tu teraz.

Westchnąłem cicho i obróciłem w dłoniach krótki ołówek, próbując sklecić zdanie i zapisać je na leżącej przede mną kartce. Jakże pusty się stałem w tych czterech ścianach, pochłaniających moje myśli i emocje. Nagato zerknął na mnie, bardziej z przyzwyczajenia niż z chęci rozmowy i ponownie utkwił wzrok w tym samym punkcie w przestrzeni. Odwróciłem się nieco w jego stronę i przyjrzałem się tym wystającym obojczykom, żebrom i wychudzonej twarzy, które tworzyły ten nieszczęśliwy obrazek.

Prychnąłem cicho, pochylając się nad kartką. Jakże żałosne stało się moje życie.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Lana : 2012-05-08 00:31:45
    <3

    Naprawdę brak mi słów, dawno nie czytałam tak wspaniałego tekstu. Proszę o nowe rozdziały, czekam na nie z utęsknieniem :*

  • Skomentuj