Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Szkarłatna rzeka

Rozdział 2

Autor:Patsirikuja
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Mroczne
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2011-12-16 22:15:24
Aktualizowany:2011-12-16 22:15:24


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zastrzegam sobie prawa autorskie do wszystkich tekstów opublikowanych na moim koncie i nie wyrażam zgody na wykorzystywanie żadnego z opowiadań albo jego części, do rozpowszechniania bez wcześniejszego pozyskania mojej ewentualnej zgody.


- Kim jest ta dziewczyna? Jest chyba tu od niedawna? Wcześniej jej tu nie zauważyłem.

- Tak doktorze, jest tu od kilku dni.

- Co jej dolega - pielegniarka podała mi jej kartę - napady lęku, koszmary. Nie chce z nikim rozmawiać i niewiele pamięta.

- Amnezja?

- Na to wygląda.

- Skąd się tu wzięła?

- Właściwie nie wiadomo, ktoś ją znalazł dwa dni temu w naszym ogrodzie. Była całkowicie naga. Ktoś szybko pobiegł po koc i zaprowadziliśmy ją do środka. Dostała łóżko na sali otwartej, ale już tego samego dnia zaczęła się dziwnie zachowywać. Prawdopodobnie miała jakieś koszmary. Krzyczała i wyrywała się pielęgniarzom. Ciągle wołała o szkarłacie wokół niej. Dostała środki uspakajające i przenieśliśmy ją do izolatki.

- Czy to było konieczne? - Zastanowiłem się przez chwilę czy ta dziewczyna rzeczywiście może być aż tak niebezpieczna, przy mnie szybko się uspokoiła - była na pewno w szoku, dziś też widziałem głębokie przerażenie w jej oczach. Na pewno ta cała sytuacja z lekami i izolatką dostarczyły jej jeszcze więcej stresu.

- Zachowywała się bardzo źle.

- Ale pasy....? Czy uważasz Kristin, że nasza mała pacjentka może stwarzać aż takie zagrożenie żeby ją pasami wiązać?

- Nie wiem ja...

- Przy mnie szybko się uspokoiła i zasnęła spokojnie.

- Ale...

- Nie skończyłem! - Musiałem być stanowczy. Inaczej nikt mnie tu słuchać nie będzie. - Od dziś to ja przejmuję nad nią opiekę. Codziennie będę pisać raporty na temat jej zdrowia, zachowania, jeśli trzeba zlecę odpowiednie badania, a wy je wykonacie. Trzeba dowiedzieć się co przeszła ta biedna dziewczyna, a nie dodatkowo ją stresować. W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Rozumiemy się? - Spojrzała na mnie zaskoczona. Nie chciałem być wobec niej opryskliwy. Nie ma dla mnie znaczenia szpitalna hierarchia - pielęgniarka pod lekarzem - po prostu musiałem przejąć ten przypadek. Musiałem.

- Tak oczywiście. - Po tych słowach odwróciła się i szybko odeszła. Przejechałem ręką po włosach. Czy jej nie uraziłem? Nie chciałbym żeby ludzie znów mnie nienawidzili.

Zacząłem przechadzać się po szpitalu w zamyśleniu. Zanim się spostrzegłem stałem już pod drzwiami izolatki. Zajrzałem przez szybę w drzwiach - było to niewielkie, okrągłe okienko - dziewczyna nadal spała. Wyglądała na spokojną. Wszedłem do środka. Cicho zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem obok niej na krześle. Uważnie się jej przyjrzałem. Nie była już dzieckiem, nie była też dojrzałą kobietą. Szczerze mówiąc trudno było określić jej wiek. Mogła mieć 18 lat, ale mogła mieć też 25. Było to bardzo dziwne. Skórę miała bardzo bladą, niemal śnieżnobiałą. Delikatnie zaróżowione usta i policzki. Oddychała miarowo. Włosy miała zmierzwione, lekko zabrudzone - widocznie nikt nie zadbał o to by mogła się porządnie wykąpać, pokręciłem gniewnie głową - ale kolor nadal był czysty i piękny. Czysty szkarłat. Może je farbowała, może to był jej naturalny kolor, nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Wczoraj miałem też okazję dokładnie przyjrzeć się jej oczom, co prawda wtedy patrzyły na mnie niemal sarnie, ogromne ze strachu czarne źrenice, tęczówki jednak było trochę widać. Złote, niemal jak kryształ. Uśmiechnąłem się. Spojrzałem na jej usta i wtedy spostrzegłem że jej złote oczy wpatrują się we mnie. Nie widziałem jednak w nich strachu ani przerażenia. Już nie.

- Jesteś...

- Tak jestem przy tobie.

- Boli mnie głowa... - Chwyciła się rękami za skronie i powoli usiadła.

- Chciałabyś się czegoś napić? - Przytaknęła. Sięgnąłem do jej stolika i nalałem jej wody. Podałem jej, a ona zaczęła łapczywie pić, potem podała mi szklankę. Przysiadłem na skraju lóżka.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. To... Masz jakieś imię? - Uśmiechnąłem się do niej. Ona spuściła wzrok.

- Pewnie mam.

- Nie pamiętasz go? - Pokręciła głowa.

Wyjąłem notes i zapisałem - pacjentka nie pamięta kim jest, co się stało ani jak się nazywa. Spojrzała pytająco najpierw na mnie, potem na notes i ołówek i znów na mnie.

- Co robisz?

- Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać muszę notować wszystko co mi powiesz, wtedy będzie łatwiej ustalić twoją historię, twoje życie. Rozumiesz? - Skinęła lekko głową. - Czujesz się na siłach żeby odpowiadać na moje pytania? - Znów skinęła. - W każdej chwili, jeśli poczujesz że trzeba przerwać, zrobimy to, dobrze? - Kolejne skinienie. Patrzyła smutno na podłogę.

- Amelia - szepnęła. Spojrzałem na nią szybko.

- Słucham?

- Mam na imię Amelia.

- Pamiętasz to?

- Po prostu wiem, że mam tak na imię. Nie wiem skąd. - Znów spuściła wzrok.

- Dobrze. - Uśmiechnąłem się do niej krzepiąco. - A... Czy może pamiętasz... swoją rodzinę? Czy miałaś chłopaka, kogoś na kim ci bardzo zależało?

- Nie wiem.

- Chodziłaś do szkoły? Pracy? Gdzie mieszkasz? Tutaj?

- Nie pamiętam.

- Ile masz lat?

- 19.

- Dobrze... - Znów zanotowałem, żadnej rodziny, bliskich nie pamięta. Nie zna swojej szkoły, pracy. Pamięta, że ma na imię Amelia i ma 19 lat. Nagle dziewczyna zaczęła płakać, chwyciła się za głowę i zwinęła w kłębek na łóżku. Podszedłem do niej, chcąc ją uspokoić, ale mnie odepchnęła. Nie wiedziałem jak mógłbym pomóc. Ostatnią rzeczą jaką chciałem zrobić, to dawać jej kolejną dawkę środków uspakajających. Przytuliłem ją, a wtedy ona mnie ugryzła. Kiedy spojrzałem w jej oczy błyszczały czerwienią. Cofnęła się szybko w kąt łóżka i patrzyły na mnie już tylko przerażone złote oczy.

- Niestety w takich okolicznościach muszę podać ci środki uspakajające.

- Proszę nie - szepnęła. - Ja... Ja... Nie chciałam. Ja... Nie wiem co się stało. Wybacz mi. Nie zostawiaj mnie, proszę!

- Przykro mi. Wrócę tu jeszcze. - Nie wyrywała się kiedy podawałem jej ten środek. Właściwie to w ogóle się nie poruszyła. Skrzywiła się tylko kiedy igła przebiła jej skórę i zetknęła się z żyłą. Patrzyła złotymi oczami, dopóki jej powieki nie opadły. Ułożyłem ją wtedy w łóżku, okryłem i wyszedłem z pokoju.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.