Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

B.A.K.A. Y2K11 – relacja z konwentu

Autor:Szaman Fetyszy
Redakcja:IKa
Kategorie:Recenzja
Dodany:2011-10-19 18:34:19
Aktualizowany:2011-10-19 18:34:19

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Najbardziej znany i przez lata flagowy wrocławski konwent, po odwołaniu go w roku 2009, wybrał niezbyt dobrą datę na powrót. Druga dekada XXI wieku wieku będzie z całą pewnością okresem przesytu konwentowego, w którym polscy mangowcy mogą przebierać wśród - o zgrozo - ponad 30 imprez. Idąc na BAKĘ, której edycja z 2003 roku była notabene moim pierwszym konwentem zastanawiałem się, czy siła wyrobionej przed laty marki będzie na tyle znana, by przyciągnąć młode pokolenie, które w wielu przypadkach zdążyło zapomnieć, lub w ogóle nie wiedziało, że taki konwent w ogóle istniał. Część osób spekulowało, że może pęknąć nawet bariera 3 tys. konwentowiczów. Moje szacunki były dużo bardziej sceptyczne biorąc pod uwagę frekwencję na istniejących już od lat imprezach. Jaka zaś była rzeczywistość? Czy BAKA zaliczyła udany powrót?

Zacznijmy od miejsca, w którym rzecz się działa, czyli szkole. Osoby, które były na Love 2 z całą pewnością ją dobrze zapamiętali - zarówno od dobrej, jak i złej strony. Jej drobnym minusem jest stosunkowo duża odległość od centrum, jednak w porównaniu do edycji z 2007 i 2008 roku poczyniono duży postęp. Po pierwsze - było bliżej. Po drugie - zmieniono dzielnicę na dużo bezpieczniejszą, a wspomnę, że Nowy Dwór, gdzie poprzednie dwie edycje się odbywały obecnie jest dużo niebezpieczniejszym rejonem Wrocławia od osławionego Trójkąta Bermudzkiego. Ci, którzy pamiętają wizytę agresywnej ludności tubylczej na cosplayu przed czterema laty z pewnością się ze mną zgodzą. Plusem obiektu jest niewątpliwie jego powierzchnia - zgodnie z oficjalnymi informacjami przez teren konwentu przewinęło się ok. 1,5 tys. osób, a tłoku nie było, ba powiedziałbym, że szkoła świeciła pustkami, co dodatkowo wpasowywało się w konwencję. O rozmiarze szkoły niech świadczy fakt, że przez kilkanaście godzin zasuwałem po niej niczym kot z pęcherzem, a wielu znajomych, którzy zawitali spotkałem tylko raz - albo wcale. Brak tłoku osobiście uważam za zdecydowany plus. Co więcej, nie było praktycznie obozów uchodźców na korytarzach - sleep roomy pomieściły większość konwentowiczów, a co bardziej hardkorowi uczestnicy, starym uświęconym zwyczajem spali w salach panelowych. Tłoku tak naprawdę uświadczyłem w trzech miejscach: na cosplayu, praktycznym konkursie yuri i... przed wejściem. Kolejka została rozładowana całkowicie w okolicach godziny 12, zatem do obecnych rekordów radzenia sobie z wężykiem konwentowiczów jest jeszcze BACE daleko.

Przejdźmy zatem do konwencji, która była o tyle pomysłowa, że sam konwent kopnął w kalendarz w 2009 roku i dwa lata gryzł ziemię. Co więcej to nie pierwsza jego śmierć. Trudno zatem o bardziej trafioną i klimatyczną tematykę na reaktywację niż zombie, zwłaszcza, że wielu niedowiarków twierdziło, że BAKA pozostanie w grobie na dobre. Jak zaś udała się realizacja konwencji? Już na starcie byłem bardzo sceptyczny, pamiętając, że podczas pierwszej reaktywacji w 2006 roku była konwencja, której nie było. Następnie utrzymywała się tendencja zwyżkowa, ale bez rewelacji. Nie żeby problemy z jej realizacją były jedynie problemem BAKI, jest to kłopot dotyczący dużej części polskich konwentów. Muszę przyznać, że realizacja konwencji udała się organizatorom najlepiej od 2004 roku. Po pierwsze dzięki obszernej szkole. Pod drugie - jej wnętrzu, które sprawiało wrażenie, że zaraz jakieś zombie zza winkla wyskoczy (co często się zdarzało). Po trzecie - dzięki konwentowiczom, którzy licznie stawili się przebrani za umarlaków oraz siły zbrojne. Notabene zostali oni perfidnie wykorzystani przez ambitnych członków Altbay.tv do nakręcenia epickiej sceny batalistycznej na dziedzińcu szkoły. Kto nie widział niech żałuje - Resident Evil wymiękał. Szkoda tylko trochę, że potencjał drzemiący w poprzebieranych uczestnikach nie został - poza wspomnianą scenką - wykorzystany.

Dużo gorzej wyglądało dostosowanie do konwencji samego budynku. O ile braku możliwości przystrojenia szkoły z racji na jej rozmiar i koszty przedsięwzięcia mogę jeszcze zrozumieć, tak zupełnie nie zrozumiałem braku planu atrakcji przed każdą z sal z wydrukowanym umarlakiem czy żołnierzem. Niby mała rzecz, a cieszy, no i kilka punktów do konwencji więcej - oraz nie trzeba co chwilę zerkać do informatora.

Zresztą na wpadki natury logistyczno-informacyjnej należy poświęcić więcej miejsca. Zabrakło mi zdecydowanie wywieszonych wspomnianych powyżej kartek z rozkładem godzinowym atrakcji przed każdą z sal. Jedyną taką uświadczyłem przed salą Altbaya. Warto też wspomnieć, że szkoła znana jest uczestnikom Love 2 z tego, że bardzo łatwo jest się w niej zgubić. Tym bardziej bolał fakt niemal całkowitego braku drogowskazów. Sam ponad pół godziny bezskutecznie szukałem Second Roomu niczym peronu 9 i 3/4, mimo że salę mijałem kilkukrotnie. Dopiero tajemna wiedza udzielona mi przez moich znajomych sprawiła, że wspomniane lokum znalazłem. Co więcej, budynki A i B, w których odbywał się konwent, były bliźniaczo podobne do siebie. Tym samym niejednokrotnie idąc na dajmy na to atrakcję X orientowałem się po jakimś czasie, że po raz kolejny jestem w nieprawidłowym obiekcie i muszę nadrabiać kolejne kilometry. Nie był to zresztą tylko mój problem. Na koniec mojego recenzenckiego marudzenia w sprawach logistycznych jeszcze kwestia orgów i helperów - ja rozumiem, że identyfikatory były robione pod konwencję, ale przez to, że wszystkie były jednakowo zombiobure nie było możliwości odróżnienia organizatora, helpera czy twórcy atrakcji od zwykłego uczestnika bez bardziej uważnego przyjrzenia się. Ok, były fioletowe opaski, ale nie rozwiązywało to problemów typu „Helper? Nie, patron i twórca atrakcji. A to przepraszam.”.

Żeby nie było za bardzo różowo z mojego recenzenckiego obowiązku wymieniłem najpierw wady i wpadki na konwencie. Nie oznacza to jednak, że odsłona BAKI na rok przed końcem świata była niewypałem na miarę Mokonu. Duży plus należy się za estetyczne jak na zzombifikowane standardy identyfikatory, smycze i informatory z ilustracjami na europejskim poziomie. Jedyną ich wadą był rozmiar i brak rozpiski godzinowej, która znajdowała się na osobnej kartce.

Atrakcje natomiast są od zawsze kwestią mocno dyskusyjną, ponieważ przez te niemal 15 lat fandom rozrósł się do takiego stopnia, że nie sposób zadowolić wszystkich uczestników. Powód takiego stanu rzeczy jest bardzo prosty - jeszcze na początku XXI wieku internet raczkował, dostępne było może 300 anime, garstka mang, konsolowcy dyskutowali nad wyższością FF VII nad FF VIII, PS 2 była szczytem marzeń i burżujstwa, a konwent na 500 osób - molochem. Przygotowanie zatem atrakcji pod taką ilość osób, w których gusta było dużo łatwiej trafić było łatwiejsze. Obecnie, kiedy fani mają dostęp do ponad 3 tys. anime i filmów, dziesiątek nowości growych na konsole i pecety, a 1500 osób na konwencie to norma, dobór odpowiednich atrakcji jest tak naprawdę wróżeniem z fusów. Cokolwiek by się nie zaoferowało, zawsze pozostanie kilka-kilkanaście grupek zapaleńców, interesujących się czymś mniej czy bardziej niszowym, które będę narzekać że się nudziły. Rada jest na to jedna: jak w demokracji należy zadowolić większość, jaka by ona nie była.

Organizatorzy poszli właśnie w tym kierunku starając się po części zadowolić możliwie największy procent fanów. Tak zatem pojawiły się między innymi panele, warsztaty i konkursy pod konwencję zombie, maniaków najnowszych mainstreamowych hitów (i niewypałów) anime, miłośników kultury japońskiej, gier oraz popularnej muzyki niekoniecznie z Kraju Wschodzącego Słońca. Na nudę nie powinni byli narzekać również fani oldschoolu i mangowcy starszej daty, pamiętający jeszcze dział Manga Room w Secret Service. Większą ilość atrakcji retro ostatnimi czasy widziałem jedynie na DoubleBacku, który był imprezą dedykowaną zamierzchłej historii. Co mnie mile zaskoczyło, frekwencja należała do przyzwoitych, a większości uczestników owych atrakcji nie stanowiły „trzydziestoletnie dziadki konwentowe” chcące powspominać jak to za starych czasów było fajnie, a właśnie młodzież szkolna i studencka. Oczywiście zawsze znajdą się malkontenci, którzy stwierdzą, że nie było nic o visual novel, touhou czy za mało yuri. Jak już jednak wspomniałem, nie sposób wszystkich zadowolić, a proporcje w doborze atrakcji były zachowane i nie dochodziło do absurdów typu „prawie połowa programu to atrakcje związane z yaoi”. Najbardziej popularną okazał się Praktyczny Konkurs Yuri, z którego ludzie wysypywali się wręcz drzwiami i oknami.

W kwestii moich paneli (i prowadzonego przeze mnie w zastępstwie za Tilka panelu o demografii) siłą rzeczy nie będę się wypowiadał - aż tak narcystyczny nie jestem. Ich ocenę pozostawiam uczestnikom. Przyznam się jednak bez bicia, że musiałem odwołać mój panel o Transformerach. Powód prozaiczny - praca. Była szansa go uratować, ale... powiedzmy że z tych i innych powodów nie wyszło, za co wszystkich chcących porozmawiać o japońskich sezonach pierwszej generacji Zamaskowanych Robotów bardzo przepraszam.

Przeprosin natomiast oczekiwałem od organizatorów za zamknięte na cztery spusty drzwi do Games Roomu, gdzie miał odbyć się mój panel o Kingdom Hearts. Nie tylko ich nie otrzymałem, ale zostałem wręcz potraktowany per noga i pouczony że helperzy i szefowie sali (notabene żaden szef Games Roomu nie figurował w informatorze) mogą nie mieć czasu i że moim obowiązkiem jest osobiście zaiwaniać do org roomu po klucz. Może ja, wyrażając się młodzieżowo, nie ogarniam zmian zachodzących w konwentowym savoir vivre, ale przez te kilka lat odkąd prowadzę atrakcje nie spotkałem się z takim przypadkiem, a niejednokrotnie prowadziłem panele o niedzielnych porankach. Zresztą nie ja jeden zetknąłem się z takim przypadkiem i zostałem tak potraktowany, że wspomnę Kola i Munfloda prowadzących warsztaty o Shogi w (sic!) Games Roomie. Nie był to wprawdzie ten kaliber chamstwa i drobnomieszczaństwa, co zasłyszany w opowieściach o Funekai (gdzie śpiewano „Nic się nie stało”), ale trudno na ten incydent przymknąć oko. Ja nie wymagam, żeby organizatorzy byli całą dobę uśmiechnięci, wiem ile pracy, potu, krwi łez i Red Bulli trzeba włożyć w imprezę żeby wszystko działało, jednak inaczej sprawa by wyglądała, jakbym usłyszał „ok, masz ten klucz, przepraszamy, szef sali przemęczony całonocnym pilnowaniem zasnął na siedząco, a helperzy tymczasowo są zajęci”. Wówczas tego akapitu by po prostu nie było.

Dla równowagi dodam, że zaopatrzenie w sprzęt na salach panelowych było wysokiej klasy. Nie mam nic do zarzucenia zarówno komputerom, jak i rzutnikom, kodekom i głośnikom - wszystko działało tak jak działać powinno, a miałem do czynienia z przypadkami na niektórych konwentach, że siłami narodu i improwizacją trzeba było ratować panel, bo brakowało przedłużacza, komputer nie był podłączony, a kodeki... jakie kodeki? Na Bace do takich przypadków nie dochodziło, wręcz przeciwnie, warunki były komfortowe. Z jednym zastrzeżeniem - był deficyt pilotów, w wyniku czego były czasem problemy z włączeniem rzutnika. Akurat w „moich” salach nie było większego kłopotu - wystarczył wysoki uczestnik stojący na ławce, aczkolwiek była sala, gdzie dodatkowo była potrzebna katana by sięgnąć upragnionego guzika.

Na pochwałę zasługuje sala AltBay.tv, telewizji internetowej, która na Bace oficjalnie rozpoczęła swoją działalność. Ci, którzy oglądali videorelacje przygotowane przez tę ekipę wiedzą, że stoją one na wysokim poziomie. Okazje się, że przygotowane przez nich atrakcje również. Dużo czasu spędziłem zarówno na panelach jak i konkursach przygotowanych przez AltBayowców i nie zawiodłem się.

Udane były również atrakcje main roomowe. Karaoke, Whose Impro i flagowy punkt każdego konwentu czyli cosplay cieszyły się sporym zainteresowaniem, zwłaszcza ten ostatni na którego, z racji rozmiarów sali trudno się było dostać. Podobny problem wynikł zresztą w 2008 roku. Trudno jednak na tłok na cosplayu cokolwiek zaradzić, zwłaszcza że większość szkół nie dysponuje salami odpowiednich rozmiarów. Alternatywą jest przeniesienie cosplayu na zewnątrz, co jednak biorąc pod uwagę doświadczenia z 2007 roku (inwazja troskliwych tubylców, którzy stwierdzili, że mangowcy mają jakiś problem) nie jest rozwiązaniem należącym do najbezpieczniejszych.

No i docieramy do sal cateringowo-rozrywkowych. W tej materii konwent wypadł bardzo dobrze. Uczestnicy mieli okazję skosztować wybornego i stosunkowo taniego sushi spod szyldu Banzai Sushi. O popularności tej mobilnej restauracji niech świadczy fakt, że na zamówione danie czekało się ponad godzinę - tak długa była lista zamówień. Mniej zasobni w gotówkę konwentowicze mogli się pożywić w szkolnym barze, a spragnieni odprężenia przy bezalkoholowych drinkach odwiedzić Host „Gay” Bar. Na nudę nie mogli narzekać również miłośnicy darcia paszczy do mikrofonu oraz skakania po matach. Były również dwie sale konsolowe: jedna z nich dedykowana drużynowym starciom w Halo, druga zaś klasyczna, w której z racji mojej miłości do tej formy rozrywki elektronicznej spędziłem sporo czasu. Jedyną wpadką było dość spore opóźnienie w jej starcie (ruszyła w okolicach południa), ale później było już tylko lepiej. Wyposażona była - o ile mnie pamięć nie myli - w kilka PS 3, dwa X360 i jedno Wii - czyli bez szału, ale całkiem przyzwoicie. Największą popularnością cieszyła się chyba najnowsza odsłona gry, w którą swojego czasu niejeden z nas grał w ukryciu przed rodzicami. Mowa oczywiście o Mortal Kombat. Warto też dodać, że oprócz stanowisk znajdował się również sklepik z gadżetami. W kwestii gadżetów - dobrym posunięciem ze strony organizatorów było przeniesienie wystawców do jednej sali. Można w niej było między innymi zagrać w stworzoną przez Arię i Vela z grupy Multiworld pierwszą polską grę danmaku. A także odchudzić portfel ponieważ wybór gadżetów wszelkiego rodzaju był całkiem przyzwoity.

Mimo wszystkich większych i mniejszych potknięć, incydentów oraz wpadek konwent BAKA Y2K11 uważam za udany. Żadne bowiem z wyżej wymienionych nie dyskwalifikowały konwentu, a do większości organizatorzy uczciwie przyznali się na panelu podsumowującym. Drugi powrót udał się zdecydowanie lepiej niż w 2006 roku, kiedy konwent był zwyczajnie słaby i nijaki. Tegoroczną edycję głównie dzięki dobremu socjalowi, przyzwoitej frekwencji i solidnym atrakcjom można zaliczyć do klasy średniej ze wskazaniem na dobrą. Poza tym historia pokazuje, że każda kolejna edycja BAKI jest coraz lepsza, zatem wierzę, że bądź co bądź pracowici (co do tego nie mam zastrzeżeń) organizatorzy pełni energii, chęci i zapału do pracy wyciągną wnioski z tegorocznej edycji, dzięki czemu BAKA Y2K12 będzie dużo lepsza. I życzę, żeby tym razem nie doszło do kolejnego krachu jak w 2005 i 2009. Podupadły ostatnimi czasy konwentowo Wrocław potrzebuje solidnych imprez tego typu. Czego sobie i wszystkim życzę.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Quintasan : 2012-11-18 21:27:04

    >nie było nic o visual novel

    Kolega chyba był na innym konwencie niż ja :D

  • Ariel-chan : 2011-10-19 21:52:16

    "Najbardziej popularną okazał się Praktyczny Konkurs Yuri, z którego ludzie wysypywali się wręcz drzwiami i oknami", mówisz? Oj to Ty nie widziałeś, drogi Autorze, Konkursu Yaoi :P xD Ten z yuri był w małej sali, to nic dziwnego że się ludzie nie mieścili O_O... Konkurs Yaoi był w Secondzie, dwa razy większej sali, a pełna była po brzegi~~ xD TO się nazywa popularny konkurs ;3

  • Skomentuj