Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

...Halo, gdzie jesteś?

VIII

Autor:Taco
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Komedia, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy
Dodany:2013-07-23 08:00:34
Aktualizowany:2013-07-15 20:36:34


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Proszę nie kopiować.


02 styczeń 2008

Nie spotkałem nikogo z mieszkańców kamienicy. Bo wywnioskowałem ze znalezionej wczoraj kartki, że ktoś tu jednak mieszka oprócz mnie.

Starałem się też rozglądać za jakąś pracą... gdziekolwiek. Ale nie znalazłem takiej, przy której nie byłaby potrzebna zgoda opiekuna prawnego. Do dupy.


05 styczeń 2008

Dzisiaj na schodach wpadłem na jakiegoś faceta. Dosłownie wpadłem. On zbiegał, ja wbiegałem. Siła zderzenia odepchnęła mnie w tył. Mężczyzna zdążył mnie chwycić za rękę, ale... to moje przewrażliwienie nie pozwoliło mu utrzymać mnie zbyt długo. Po prostu odruchowo się wyrwałem i oczywiście zleciałem z łomotem na dół.

Gościu stał i patrzył się pytająco z góry.

-Jeśli chciałeś się poobijać, mogłeś powiedzieć, to w ogóle bym cię nie łapał - powiedział z nutką rozbawienia w głosie.

Ja tymczasem starałem się usiąść. Zanim się obejrzałem, facet stał przede mną i wyciągał rękę do pomocy.

Spojrzałem na niego myśląc sobie: „Pojebało Cię?” No i cóż. Wstałem bez jego pomocy, obszedłem i zacząłem się wspinać po schodach, lekko kuśtykając. Usłyszałem tylko jak wołał za mną:

-Na pewno nie potrzebujesz pomocy?

Tak więc, może kiedyś zmienię swoją opinię, na temat ludzi i ich braku bezinteresownej dobroci. Może.

07 styczeń 2008

Jestem tu już tydzień, a pracy jak nie było, tak nie ma. Ja nie wiem czego ludzie oczekują. Że niby wszyscy mają świetny kontakt z... NIMI? Wypchajcie się.

08 styczeń 2008

Poznałem kolejnego lokatora. Chociaż poznałem to nie jest dobre słowo.

To było gdzieś koło dziesiątej. Akurat wróciłem z poszukiwań (zapuszczam się w coraz odleglejsze rejony miasta). Jeszcze zanim przekroczyłem próg drzwi wejściowych, usłyszałem krzyki z parteru. Po wejściu do środka, zobaczyłem barczystego mężczyznę walącego pięścią w drzwi na końcu korytarza.

-Otwieraj, kurwa! - wydarł się przy wtórze łomotu pięści.

Zza drzwi dobiegł stłumiony głos, chyba kobiety:

-Wynoś się stąd, albo wezwę policję! Tym razem to IM będziesz musiał się tłumaczyć! Ale chyba nie bardzo będą chcieli słuchać kogoś, z taką historią!!

-Otwórz te drzwi, albo - nie będę przytaczać całej jego wypowiedzi, była zbyt zawiła, żebym mógł zapamiętać. I zbyt elokwentna.

-Zamknij się! Twój syn tego słucha! Jeśli taki przykład chcesz mu dawać, to tym bardziej Cię do niego nie dopuszczę!

-Ty...

Wtedy przerwał mu ten gościu, którego spotkałem pierwszego. Pojawił się na dole, nie wiadomo kiedy. Teraz oni na siebie krzyczeli. Lokator zdołał jakoś przepędzić wściekłego - prawdopodobnie - ojca. Ten z rozmachem wypadł na zewnątrz, aż drzwi huknęły. Ja zapobiegawczo przesunąłem się spory kawałek w lewo. Takich ludzi najlepiej omijać szerokim łukiem, nawet nie patrzeć w oczy. Bo widzą łatwą zdobycz. A mój stan psychiczny pozostawia wiele do życzenia, jestem tego boleśnie świadomy. Hm. Dobrze, że chociaż świadomy.

Wracając do całego tego zajścia.

Lokator zapukał do kobiety, by upewnić się, czy wszystko w porządku. Ona uchyliła drzwi, podziękowała, przeprosiła za kłopot i zapewniła, że wszystko już jest ok.

Dopiero po chwili, mężczyzna mnie zauważył. Sądzę, że byłem w lekkim szoku, po ponownym zderzeniu z rzeczywistością. A w zasadzie z moją dotychczasową codziennością.

-O - zdziwił się - Znowu ty - Chyba chciał się uśmiechnąć, ale jakoś zmienił zdanie. Musiałem mieć niewyraźną minę. I tak też się czułem. Niewyraźnie - lekko powiedziane.

-A z tobą wszystko w porządku? - zapytał niepewnie.

Ku swojemu własnemu zdumieniu, pokręciłem przecząco głową. No i oczywiście wleciałem na górę w tempie, o które bym się nie podejrzewał.

A pracy ni chuja.

11 styczeń 2008

Śnieżyca. Zaczęła się akurat, kiedy byłem na mieście. Wiatr uparł się, że zepchnie mnie na drugą stronę ulicy. Nie opierałem się zbytnio, i tak nic by to nie dało, wpadłem więc do pobliskiej kawiarni. Klienci nie byli zachwyceni. Ja sam oczywiście bym im nie przeszkadzał, ale za mną wleciał także zimny wiatr i masa śniegu. Ci którzy siedzieli najbliżej wejścia spojrzeli na mnie nienawistnym wzrokiem.

Pisząc to, siedzę właśnie w tej kawiarni, gdzieś pośrodku sali. Widok za oknem utwierdza mnie w przekonaniu, że spędzę tu dobre parę godzin. Piszę z nudów.

Cholerny mróz. Nic bym do niego nie miał, gdybym tylko posiadał jakąś kurtkę. Bo w tej chwili mam na sobie wszystko co wziąłem z domu. Trzy bluzy - z krótkim rękawem, z długim i takie swetrowe coś. Dżinsy (oczywiście, bo co innego?) i kolanówki. Ok., mogłem nie wspominać tego ostatniego… Marcin zawsze miał ze mnie polew, że noszę kolanówki. Ale dlaczego? Przynajmniej jest ciepło.

Marcin.

Daniel.

Lula.

Stop. Nie będę sobie tego robić. Masochistą nie jestem. Taak. I o tym mają niby świadczyć świeże rany na rękach...? Och, zamknij się. Pięknie. Gadam sam ze sobą. Co jeszcze?

Teraz to już nie wiem nawet o czym pisać.

Hej, moje wewnętrzne Ja, przytul mnie...

Pierdol się. Sam się przytul.

No i na cholerę mi takie Ja?!

Jeśli ktokolwiek to przeczyta, stwierdzi, że jestem psychiczny. JEŚLI jeszcze tego nie zrobił. A więc... wal się, nieproszony gościu! Nie chcesz? Nie czytaj!

Ogarnęła mnie ochota zagryzdolić to wszystko.

O.

Jakaś kobieta się do mnie przysiadła. Oczywiście wcześniej pytając się mnie uprzejmie, czy może.

Kolejne O. Kobieta odwróciła się i pokiwała ręką. Machała do mężczyzny z tobołkiem na ręce, który zaraz ruszył w naszą stronę. Tobołek okazał się być małym dzieckiem.

-Przepraszam, mam nadzieję, że nie będziemy ci przeszkadzać? - zapytała.

Wykonałem nieokreślony gest, coś pomiędzy „nie przejmuj się”, a „wypierdalaj”. A ukradkiem rozejrzałem się po sali. Była pełna. Przy każdym stoliku siedzieli ludzie. Niektórzy coś pili, inni siedzieli w kurtkach, niecierpliwie oczekując końca śnieżycy.

Ech. Dlaczego nie mam osiemnastu lat? Mógłbym normalnie pracować, normalnie żyć... Chociaż dotychczas i tak mam mnóstwo szczęścia: policja mnie nie złapała, a do tego mam gdzie mieszkać.

Ci naprzeciwko mnie sobie beztrosko gawędzą, a dziecko skwierczy. Bo nie umiem inaczej nazwać tego, co wydobywa się z jego ust. Na pewno nie jest to mowa. Chciałbym być taki beztroski. Może nie jak to dziecko, ale... A właśnie, to dziewczynka czy chłopak jest? Nieważne. Nie będę zgadywać, bo jak się pomylę, to mogę zranić czyjeś uczucia. Tak jak drażni mnie to, że ludzie często biorą mnie za dziewczynę. Teraz już mniej, bo mam krótkie włosy, ale kiedyś... Okropieństwo. Jak byłem mały, często bawiłem się w piaskownicy obok kościoła, z innymi dzieciakami. Pewnego dnia, po rannej mszy (na którą zawsze chodziliśmy, tak dla pozorów), podeszła do mnie jakaś babcia. Ubrana była w elegancką garsonkę, która wydawała mi się odrobinę za ciasna i mały kapelusik. Pochyliła się nade mną i powiedziała:

-Ty jesteś Alex, prawda? Jak ja Cię dawno nie widziałam, dziecinko - widocznie znała mnie od urodzenia. Jak dotąd wszystko było mniej więcej ok. Ale potem wystrzeliła z tekstem:

-Śliczna dziewczynka z Ciebie wyrasta, kwiatuszku.

Słodki ton dopełnił dzieła.

Wziąłem wiaderko z piaskiem i sypnąłem babie w dekolt.

Ja rozumiem, że imię Alex może być dla dziewczynki i chłopca, ale…

Rodzinka zajęła się rozmową ze stolikiem naprzeciwko, a ja zaczynam się dyskretnie zbierać. Śnieżyca zelżała na tyle, by można było normalnie iść. To mi wystarczyło, nie mogłem już na nich patrzeć.

15 styczeń 2008

Mam pracę! Babcia dogadała się z właścicielem pewnej małej knajpki (podobno dobrym, starym przyjacielem). Przynajmniej będę mógł się jej jakoś odwdzięczyć.

16 styczeń 2008

Właściciel okazał się być całkiem miłym starszym facetem. Z twarzy wygląda jak Chińczyk - ma takie jakby azjatyckie rysy, ale to tyle. Bo reszta ciała to ogromna masa. Nie, nie chodzi mi oto, że jest gruby, bo nie jest, ale jest po prostu wysoki i potężny. Kiedy się uśmiecha wygląda wręcz dziecinnie, ale kiedy jest wkurzony, możesz zacząć się zastanawiać, czy myśli o tym, by Cię podać w menu jako danie dnia. Na moje szczęście prawie cały czas się uśmiechał, inaczej zszedłbym na zawał.

Mimo wszystko, bardzo szybko się do niego przekonałem i przyzwyczaiłem. Z zachowania można wiele wywnioskować.

Tak więc dołączyłem do kilku pomocników których miał już od paru lat.

27 styczeń 2008

Pracuję trochę tu, trochę tam, czyli przeważnie zmywam naczynia, co mi naprawdę pasuje. Czasem też zbieram zamówienia i je dostarczam, ale to nie idzie mi zbyt dobrze. Raz trafił mi się jakiś gbur. Poszedłem sobie w połowie jego idiotycznego wywodu, skierowanego oczywiście w moją stronę. Wkurzył się i zawołał właściciela. Ten mu powiedział, że jak mu się nie podoba, to może sobie iść i nie wracać. Nie był na mnie zły, a myślałem, że mnie wywali. Serio.

30 styczeń 2008

Szef co chwilę mnie zaskakuje. Jak nie swoją szczerą sympatią do wszystkich wkoło, to osobliwym poczuciem humoru. Podobno uwielbia przeróżne, najczęściej głupie powiedzonka i wierszyki. Nigdy się nie wie kiedy wyskoczy z jakąś rymowanką. Na przykład jak sprzątaliśmy w kuchni jakiegoś wieczoru, przyszedł do nas i nawiązała się zwyczajna rozmowa, a potem chwila ciszy, wynikająca ze skupienia towarzyszącego rzeczy którą akurat się robiło. I wtedy szef, jakby dotyczyło to wcześniejszej rozmowy, powiedział trochę do siebie ze stoickim spokojem i luzem:

„Polną dróżką koło sracza, zapierdala cień Apacza. Dokąd pędzisz wojowniku? Siiiku..siiiku...”

Co z nim jest nie tak?

04 luty 2008

Ostatnio nawet dobrze mi się śpi. Przyjemne uczucie.

06 luty 2008

Dręczyciel lokatorki mieszkającej na dole powrócił z fanfarami. A w zasadzie z alarmem. Włamał się w nocy do środka, pewnie nie przypuszczając, że taka stara kamienica, może mieć alarm anty. Zwłaszcza jeśli właścicielką jest stara kobieta, nie znająca się na elektronice. No cóż, miał problem, jednak niezbyt się nim przejął, bo próbował nawet wyłamać drzwi do swojej żony, wydzierając się na całe gardło. Serio, ten facet ma coś nie tak z głową. Wszyscy obecni lokatorzy obudzili się i zbiegli na dół.

Policja przyjechała po pewnym czasie i go zgarnęła. Ja oczywiście nie ruszałem się ze swojego pokoju, więc tylko słyszałem podniesione głosy wszystkich zebranych.

Nie zapalając światła wgramoliłem się do łóżka i opatuliłem kołdrą, przyklejając plecami do ściany. Wiedziałem, że tej nocy już nie zasnę.

07 luty 2008

To niesamowite, ale zacząłem normalnie rozmawiać z babcią i z tym gościem, który mnie potrącił (Dowiedziałem się, że ma na imię Artur i studiuje). Okazało się, że babcia ma dwudziestoletnią wnuczkę, która, jak twierdzi, za rzadko ją odwiedza.

Wszystko niby zaczyna się układać. Policja mnie jeszcze nie znalazła, co było i tak mało prawdopodobne, bo jestem naprawdę daleko od „domu”; mam mieszkanie, pracę i naprawdę życzliwych ludzi wokół. Ale.

18 luty 2008

Moja podświadomość doprowadza mnie do szału. Chcąc nie chcąc, odświeżam w pamięci wszystko, chociażby i we śnie. Dlaczego nie mogę dostać amnezji? Mam już tego dość. Jestem zmęczony, tym, że nie mogę zapomnieć, nie przejmować się. Nie mogę sobie wmówić, że co było, to było, że mam to za sobą, bo najwyraźniej tak nie jest. No do cholery!

23 luty 2008

Od jakiegoś czasu śniegu jest po kolana. Strasznie trudno się chodzi.

24 luty 2008

Dogadałem się z babcią, że poczeka trochę dłużej na czynsz, bo musiałem w końcu kupić sobie jakąś kurtkę. Dosłownie wypchnęła mnie do sklepu. Kupiłem taką, która nie była za droga, ale przynajmniej ciepła. Wracając od razu się w nią ubrałem. Ciepło. Brak mi ciepła.

29 luty 2008

Wczoraj wieczorem przed kamienicą spotkałem Artura. Stał z jakimś chłopakiem i dziewczyną; rozmawiali, śmiali się. Kiedy mnie zauważył powiedział cześć. Miło. Nie tak na odczep się, nie znam Cię.

-Hej - odpowiedziałem i kiwnąłem głową pozostałym. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to nieuprzejmie, bo jakoś nie miałem siły na nic. Trudem okazało się nawet podniesienie nogi, albo ustanie prosto.

Dowlokłem się do swojego pokoju i padłem na łóżko. Butów nie chciało mi się zdejmować, to je zostawiłem. Nie wiem ile tak leżałem. Było ciemno, straciłem poczucie czasu. Pamiętam, że zamknąłem oczy, chciałem zasnąć. Nie udało się, więc po prostu leżałem.

02 marzec 2008

Cholera, kończy mi się zeszyt. Chyba będę musiał kupić sobie nowy. Polubiłem takie... zwierzanie. Nie mam komu tego mówić (chociaż i tak bym tego nie zrobił), więc mówię... Tobie. No, w zasadzie to tylko sobie i tym kartkom, ale szczerze, to trochę mi to pomaga.

03 marzec 2008

Sny. A raczej koszmary, powróciły. Śnię o wszystkim i o niczym. Czasami są fikcyjne, jak na przykład to, że uciekam przed kangurem, a czasami to same wspomnienia. Dzisiaj akurat śnił mi się środek pewnej styczniowej nocy, jak miałem jakieś dziewięć lat. Siedziałem w swoim pokoju, na biurku i wyglądałem przez okno. Śnieg pruszył sobie lekko i wpadał przez uchylone okno do środka. Nie było wiatru. Ogólnie było ciemno, nie licząc delikatnego blasku śniegu i przyćmionego światła w oknie sąsiadów. Od czasu do czasu słychać było przejeżdżające samochody, które powoli się oddalały. Z dołu dobiegały podniesione głosy Ich, oraz jakichś obcych. W środku głośno, na zewnątrz zimowa cisza.

Po chwili usłyszałem ciche stukanie w drzwi i skrzypienie przy uchylaniu. Do pokoju weszła Lula. Stała w progu skulona.

-Hej...mogę do Ciebie...? - zapytała nieśmiało.

-Pewnie - odpowiedziałem miękko.

Zamknęła drzwi i usiadła na moim łóżku.

-Co jest? Nie możesz spać? - spytałem.

Pokręciła głową, którą szczerze ledwo co widziałem, przez te ciemności.

-Dlaczego? - drążyłem.

Pociągnęła nosem.

Zszedłem z biurka i usiadłem koło niej.

-No co?

Położyła głowę na moim ramieniu. Objąłem ją i mocno przytuliłem. W odpowiedzi wtuliła się we mnie na tyle, na ile mogła. I zaczęła płakać.

-...nie chcę żeby...Ciebie...-tyle zdołałem zrozumieć z jej wypowiedzi przerywanej coraz głośniejszym i częstszym pociąganiem nosa.

-Och, no już, Lula. Wszystko jest w porządku...-szepnąłem.

Sam chciałem w to wierzyć.

Obudziłem się jakoś przed piątą. W pokoju panowała ciemność, więc przez chwilę miałem wrażenie, że ciągle znajduję się w swoim starym domu, a jak wstanę, zobaczę Lulę siedzącą przy biurku.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.