Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Death Note - child of BB

Słodko pachnący podkoszulek

Autor:Shinigami
Serie:Death Note
Gatunki:Komedia, Kryminał, Obyczajowy
Dodany:2012-12-02 10:01:56
Aktualizowany:2012-12-02 10:01:56


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Można kopiować ale nie podawać jako swoje.


Ryuzaki obudził się zadowolony koło godziny dziewiątej. Wiedział już, którą sprawą zająć się najpierw. Z Watarim i Rogerem wszystko już załatwił. Watari przyjedzie po bachorka kiedy tylko skończy to co zaczął. Zajmie mu to może nawet i trzy tygodnie ale L i tak odczuwał satysfakcję. Przeciągnął się.

Zauważył coś dziwnego. Coś go trzymało. I oddychało.

Popatrzył ze zdziwieniem na burzę czarnych włosów i drobne rączki obejmujące go w klatce piersiowej. Mała poruszyła się, wtulając twarzyczkę w jego podkoszulek.

Gdyby to był komiks nad głową detektywa pojawiłby się znak zapytania. Albo nawet trzy.

Z początku miał zamiar wstać i zrobić sobie coś do jedzenia ale nie chciał budzić dzieciaka. No i co on ma z nią zrobić?

Pomyślał o jej wczorajszych odpowiedziach w autobusie. Posiadała dość rozległą wiedzę. Oczywiście miała jakieś braki i wiedza była uporządkowana chaotycznie ale jednak ją posiadała. Nie każdy sześciolatek rozumie wiązania jonowe.

Uśmiechnął się lekko. Nie ma co, BB zadbał o edukację dzieciaka. Ale on raczej postrzegał ten poziom jako normalny. W końcu nie wychował się wśród dzieci, które miały trudności z czymkolwiek. Jemu mogło się wydawać to całkiem naturalne.

Dzieciak ziewnął, napiął mięśnie i zamrugał. Podniosła na niego swoje czarne oczy i zameldowała:

- Jestem głodna.

Cholera! Nakarmił ją wczoraj poza tymi lodami? Chyba nie…

On się do tego nie nadaje.

- Dlaczego w ogóle przypałętałaś się do mojego łóżka? - zapytał.

- Nie mogłam zasnąć. Jestem głodna.

- Jadłaś coś wczoraj poza lodami?

- Dżem. Trzy słoiki i trochę płatków owsianych.

No i dobrze. Przynajmniej nie musi się martwić, że mu tu umrze z głodu. Wstał i poszedł do kuchni, a Lucy podreptała za nim. Poza swoimi majtkami miała na sobie… jego podkoszulek!

- Skąd go wytrzasnęłaś? - spytał chociaż znał już odpowiedź.

- Leżał w łazience.

- Ale to nie znaczy, że mogłaś go wziąć.

- Ale tak fajnie pachniał…

- Czym niby?

- Tobą. To znaczy, lodami, ciastkami, tortem, bitą śmietaną i kremem waniliowym.

Dobrze wiedzieć jak się pachnie. Albo jak pachną twoje ubrania. Sądził, że nie każdy posiada wiedzę o tym czym pachną jego podkoszulki.

- Tata zawsze pachniał dżemem. I czasami jak wracał z dłuższych wypraw to pachniał czymś dziwnym. Takie to było metaliczne i nieprzyjemne. Ale nigdy nie pachniał tym długo. Wolałam jak pachniał dżemem., tamtego zapachu nie lubiłam.

Ryuzaki bał się pytania „Gdzie jest tata?” ale jakoś nie padało. I fajnie. Stanął przy blacie i zrobił sporą ilość grzanek z dżemem. Postawił talerz obok siebie, pacnął małą dłoń wędrującą w kierunku talerza, zrobił trzy kubki gorącej czekolady i dwa mocno posłodził. Dopiero wtedy postawił wszystko na stole.

Usiadł w typowej dla siebie pozycji i zaczął jeść jednocześnie czytając raporty policji, jakie (nieudolne) kroki podjęła, jak (amatorsko) zbadała miejsce zbrodni i… tak, to chyba policja stamtąd… Nigdy nie spotkał się gdzie indziej z tak nieudolnymi funkcjonariuszami.

Podniósł wzrok i zauważył, że dziewczynka uparcie mu się przypatruje. Próbowała siadać jak on. Jako, że siedziała raczej blisko udało mu się złapać ją jedną ręką zanim spadła. Z zaciekawieniem patrzył jak chwieje się i spada (za każdym razem łapał Lucy), znowu siada na krześle i od początku. W końcu udało jej się usiąść tak jak on i nie zlecieć. Patrzył z jakim zapałem wtranżala grzanki.

- Nie jedz tak szybko i nie pakuj tyle do gęby - powiedział - bo się udusisz.

Pokazała mu język.

Jako, że już skończył wstał i niedbale wrzucił naczynia do zmywarki. Przechodząc obok smarkuli trzepnął ją lekko w tył głowy.

- Mówiłem, żebyś nie jadła tak szybko - upomniał dzieciaka. Poszedł do salonu zająć się sprawą, którą wybrał poprzedniego wieczoru. Kiedy młoda przyszła usiąść koło niego zrezygnowany dał jej jakąś grę edukacyjną, jedną z tych, które Watari przesłał pocztą. Takie gry i zabawy stosowano w Wammy’s House’sie. Wspomagały one rozwój dzieci, kształciły młode umysły.

Lucy zajęła się grą.

Miał trochę spokoju. Wiedział, że kiedy rozwiąże sprawę będzie musiał się skontaktować z policją i zawsze robił to przez komunikator, ale tym razem bał się, że smarkula wyda z siebie jakiś głośniejszy dźwięk. Na tyle głośny, żeby został usłyszany przez policjantów. Może po prostu wytłumaczy jej, że ma być cicho? Dobry pomysł. Jak nie będzie mu się chciało tłumaczyć, po prostu zagrozi jej, że nie dostanie dżemu do końca pobytu u niego i finisz.

- Mogę wyjść na dwór? - zapytała.

- Nie - odparł bez emocji - zresztą tu nie ma ogrodu.

- Ja nie chce do ogrodu.

- Na jakiś plac zabaw chcesz. Nie mylę się?

- Nie mylisz.

- Sama tam nie trafisz.

- To idź ze mną.

- Mam ważniejsze rzeczy do roboty. Możesz porobić statki z kartonów po mleku. Dam ci papier, taśmę klejącą, nożyczki i kredki. Napuścisz sobie wody do wanny i popuszczasz.

- Nie lubię wycinać. Nigdy mi to nie wychodziło.

- To graj w tę grę.

- Już przeszłam. Trzy razy.

- Zajmij się czymś innym. Chcesz pograć na playstation?

- Chcę na plac zabaw.

- Uparta jesteś.

- Wiem. Wszyscy prędzej czy później mi to mówią.

Westchnął. Zajął się rozwiązywaniem sprawy. Kiedy mała zaczynała hałasować dał jej kilka tych nieszczęsnych gier. Następnie powiedział, że nie dostanie dżemu do końca pobytu u niego jak nie będzie cicho.

Sprawa, którą się zajął była banalna. Jak ten zespół policyjny przez miesiąc nie mógł sobie z nią poradzić? Morderca zostawiał wyraźne ślady, trzeba było tylko je logicznie połączyć. Cóż, może nie każdy to potrafi?

Widząc, że skończył, Lucy podbiegła do niego i zażądała wyjścia na plac zabaw. Zirytował się, ale nie mógł nie odmówić jej dżemu bo zrobiła to w miarę cicho.

- Nie chce mi się iść - rzucił.

- To co mam robić? - zapytała z niesmakiem.

- Trzeba ci mówić co masz robić?

- Trzeba - odparła buńczucznie - chodź na plac.

- Nie mam zamiaru.

- Jak pójdziesz to będę grzeczna dwa dni. Dziś i jutro.

- Zgoda - powiedział z rezygnacją, czując się głupio, że daje się manipulować dziecku.

Ubrał buty, pomógł dzieciakowi ze sznurówkami i wyszli z domu.

- Ryuzaki? - zagadnęła mała.

- Co chcesz?

- Będę mogła poprowadzić jeszcze jakieś śledztwo?

- Raczej tak.

Uśmiech. Bardzo szeroki. Mimo, że była tak podobna do BB to uśmiechała się zupełnie inaczej. Może miała swój własny uśmiech, wynik pomieszania uśmiechu jej matki, uśmiechu B i jej własnego. A może właśnie uśmiechała się jak mama? Jak jej mama? Dzieci zawsze miały coś z obojga rodziców. Słyszał jak śmieje się Beyond i widział jego uśmiech i cieszył się, że mała ma inny. Pomyślał, że warto spytać o matkę Lucy chociaż był pewny, że nie żyje. Było to bardziej prawdopodobne niż zostawienie dzieciaka. Ledwie o kilka procent, ale bardziej.

- Twoja mama nie żyje - stwierdził nie przejmując się nietaktownością.

- Nie żyje - zgodziła się dziewczynka.

- Dlaczego?

- Tata mówił, że była chora. Umarła jak byłam malutka.

- Ty nadal jesteś malutka. Ile miałaś lat?

- Miesiąc.

- Rzeczywiście malutka - powiedział w zamyśleniu, z zaciekawieniem sprawdzając czy w swojej pamięci zachował obraz własnej mamy.

Nie, chyba nie.

Ona też nie pamięta.

- Ryuzaki! - dziewczynka wskazała przed siebie ręką - plac!

Nic nie odpowiedział. Lucy pociągnęła go za rękę. Patrząc na twarz dziecka, zauważył na niej wesołość i fascynację.

Nie wiedział czemu, ale poczuł się nagle szczęśliwszy niż zwykle.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • : 2012-12-02 20:52:28

    Zgadzam się z przedmówcą/przedmówczynią. Słodziaśne:)

  • Nazeli : 2012-12-02 13:07:12
    Kawaii *_*

    Bardzo mi się ten fragment spodobał. Pełen ciepełka, charakteru L i innych uroczych rzeczy^^

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu