Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Misja

Prolog

Autor:Edzia
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Obyczajowy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Erotyka
Dodany:2012-11-26 16:43:19
Aktualizowany:2012-11-26 16:43:19


Następny rozdział

Być zakochanym, to być szalonym przy zdrowych zmysłach.

Owidiusz


To, o czym tu przeczytacie, to jedynie parę dni wyciągniętych gdzieś spośród pergaminów codziennego życia.

Jest późna jesień, 2003 roku.

To już prawie dwa długie lata, odkąd Harry Potter ruszył w daleki świat poszukując nowych doświadczeń. Dwa lata od znacznej rozbudowy Zakonu Feniksa. Dwa lata od pierwszego placka z jagodami Ginny i dwa lata, od kiedy Ronald Weasley sprawił sobie prawo jazdy.

*

- Panie Weasley!- Młoda kobieta wybiegła z impetem ze swego gabinetu - a spotkanie z dżentelmenami z Rzymu?

Ronald odwrócił się do niej z uśmiechem.

- Spokojnie, to dopiero jutro, zdążę się przygotować, a na razie śpieszę się - mrugnął na pożegnanie.

*

Młody chłopak położył na biurku trzy potężne woluminy.

- Są strasznie stare - westchnął - i zakurzone. Myśli pani, że jest w nich cokolwiek ciekawego..?

Hermiona podeszła i pogładziła okładkę pierwszego tomu.

- Średniowieczne obicie... - Szepnęła z zapałem - to musi być coś niezwykłego! Szybko, podać mi moje narzędzia! Gdzie to cholerne szkło powiększające?!

*

Drodzy Molly i Arturze.

Rozumiemy Wasze obawy i w pełni się z nimi zgadzamy. Ostatnie tygodnie zarówno dla Was, jak i dla nas były bardzo stresujące. Winda faktycznie nie była najlepszym pomysłem. Nasza córka nigdy nie skarżyła się na klaustrofobię! A tu taka heca! Bardzo Was przepraszamy! Może gdybyśmy nie wyłączali im światła... mamy nadzieję, że Artur wrócił już do zdrowia po ostatniej misji.

Czy Ronald zjawi się u nas w najbliższym czasie? Muszę, czym prędzej wygonić Hermionę na zakupy. Nie wiecie może, jaki jest ulubiony kolor Ronalda?

Z poważaniem Anna i Henryk Granger.



Kochani Anno i Henryku!

Nie macie się, czym obwiniać! Nigdy byśmy nie posądzali, że Ronald zacznie tak bardzo panikować w małym, ciemnym pomieszczeniu. Najwidoczniej nasze dzieci potrzebują więcej przestrzeni do skonsumowania swojego przyszłego związku.

Z ust Ronalda wyczytałam, iż zamierza pojawić się u Was jeszcze w tym tygodniu. Artur ma jakiś tajemny plan, ale to przecież nic nowego- plany, plany, zero efektów! Swoją drogą, podoba mi się Wasz ostatni projekt, z górską chatą.

O ile mi wiadomo, Ronald lubi kolor zielony.

Całujemy - Molly i Artur Wesleyowie.


P.S: Artur czuje się już lepiej. Obiecał już nigdy własnoręcznie nie bawić się tymi całymi windami. I chwała Bogu.


Prolog


- „Hej, mili radiosłuchacze, jak tam zdrówko? Mam nadzieję, że lepsze, niż pogoda za oknami, co tu kryć, Anglia to kraj wiecznych smutasów, kto by przy takim deszczu miał na cokolwiek ochotę? Hej, a może zamierzacie obalić ten mit? Dzwońcie do nas i zwierzajcie się ze swego pomysłu na dobre samopoczucie!”

Ronald wyłączył radio. Dobry humor towarzyszył mu dziś od samego rana - nareszcie może odwiedzić swoją przyjaciółkę, jeszcze ze szkolnej ławy - Hermionę Granger. Nie, żeby nie jechał tam także ze względu na wspaniałe wypieki jej matki - od kiedy z ich tria znikł Harry, Ron postanowił sobie mocno, że nie pozwoli, aby reszta więzi rozpadła się sposobem naturalnym. Wystarczy, że Potter włóczy się po całym globie, on zamierza zostać tam gdzie jest i siedzieć za biurkiem w ministerstwie. Co prawda Harry nabija się z niego w listach, zachęcając równocześnie do nowej wyprawy, a to w Góry Smocze, a to w jakiś bezkres oceanu - młody Weasley to jednak typ domatora. Wystarczyło mu, że pokonał w swym życiu Voldemorta - jedynymi przygodami, na jakie teraz ma ochotę, to zwykła, „szara” codzienność.

Skręcił w boczną uliczkę i zaparkował samochód. Po wyjściu i rozpostarciu parasola, wręcz w podskokach podszedł do niewielkiego jednorodzinnego domku z ogródkiem, poprawił kołnierzyk koszuli, zmierzył dłonią włosy i nacisnął dzwonek.

Drzwi otwarła mu znajoma kobieta - uczesana w luźny kok, w fartuszku i kapciach.

- Ronald!- Zapiszczała radośnie - jak miło cię widzieć!

I pocałowała rudzielca w oba policzki.

- Ja też bardzo się cieszę - Ron ucałował starszą panią w dłoń, po czym został wręcz wepchany do środka domu.

Każdy dom charakteryzuje się swoim swoistym i niepowtarzalnym zapachem. W domu państwa Granger można było wyczuć woń starych ksiąg, skórzanych obić i kocich przysmaków.

Ronald powiesił swój płaszcz w przedpokoju i wszedł ostrożnie do salonu, ponaglany przez panią domu. Krzywołap zeskoczył z fotela już na sam jego widok - podbiegł i otarł się o jego mokre nogawki. Rudzielec kucnął przy nim.

- Słuchaj - przetarł czoło - ciągle jestem zły za tamtą rozlaną kawę, to były moje nowe jasne spodnie, nie myśl, że po takim ocieraniu się o mnie o wszystkim zapomnę.

Kot wysunął różowy języczek i musnął piegowaty policzek.

- Bierze cię na litość - powiedział kobiecy głos.

Ron wstał i z uśmiechem podszedł do Hermiony. Wyciągnęła ręce i uściskała go mocno w ramach powitania.

Hermiona Granger nigdy się nie zmienia - nie stosuje makijażu, nie eksperymentuje z fryzurą, nie ubiera się wyzywająco - a jednak przyciąga wzrok swoją kobiecością i delikatnością. Takie przynajmniej jest zdanie Ronalda Weasley 'a.

- Jak tam w ministerstwie? - Spytała spokojnie, jak zawsze, gdy przychodził -prawa i bezprawia czarodziei dają ci w końcu w kość?

Ron westchnął. Pogładził ją po plecach.

- Można tak powiedzieć. A jak tam pasjonujący świat pergaminów i nieznanych autorów? - Wyszczerzył do niej zęby.

Pani Granger już niosła tacę z kawą i wypiekami. Hermiona nie zdążyła zripostować.

*

Deszcz za oknem wydawał się być jakimś większym wyciekiem z nieba, czyżby ktoś zapomniał przykręcić kran?

- Twój ojciec powinien przyhamować - powiedział Ron, sięgając po mokry talerzyk - to pracoholik! Ósma wieczór a jego jeszcze nie ma!

- Wiem - jęknęła Hermiona i przykręciła nieco ciepłą wodę - nie chce pogodzić się z faktem, że czas odejść na emeryturę. Całe życie spędził w gabinecie. A teraz dali mu jeszcze jakiegoś młodego stażystę - dziewczyna warknęła - musisz mi pomóc wybrać sukienkę.

- Idziecie na randkę?

- No... - Wybąkała Hermiona, mimo, iż wiedziała, że damie nie wypada burczeć pod nosem - chciałam go spławić, ale to jakiś ewenement, od słowa do słowa umówiliśmy się jutro rano na drugie śniadanie w kawiarni, najpierw zaczął coś mówić o moich włosach, potem oczach...

- Twe oczy są piękne niczym dwa jeziora - naśmiewał się Ron.

- Ron, to nie jest zabawne - Hermiona pochlapała go wodą - to taki nudziarz, że nie wiem jak wytrzymam z nim te półtorej godziny, ciągle opowiada mi o swoich ostatnio wyrwanych trzonowych!

Rudzielec wybuchł śmiechem, Hermionie też udzielił się wesoły nastrój.

Przez moment zmywali w ciszy.

- Nie jedziesz może w tym tygodniu do Nory? - Spytała po chwili Hermiona - chętnie odwiedziłabym Ginny.

- Może nieco później - Ron wycierał dokładnie szklanki i ustawiał na półce - w ministerstwie mają do mnie jakąś sprawę... zdaje mi się, że będę musiał wyjechać na jakiś czas do Ameryki.

Hermiona zmarszczyła brwi.

- Wyjechać?

- Taa... ale nie martw się, zdążę pomóc ci w przygotowaniach do spotkania z mistrzem zdrowego uśmiechu!- Uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic.

Hermiona słuchała w skupieniu i uwadze, rzetelnie notując każdy jego wyraz w specjalnym notatniku, który mieści się gdzieś między płatem potylicznym, a skroniowym jej prześlicznej główki. Chciała okazywać spokój, ale coś strasznie ją denerwowało. Drażniło gdzieś tam w środku. Ameryka? A może jeszcze Japonia, do cholery! Przychodzi na obiadki, śniadanka, kolacje, zabiera na spacerki, kwiatuszki na urodzinki, imieninki, na pierwszy dzień wiosny, we wtorek, środę, a tu co? Egoista jeden, parszywy, męski egoista, wyjeżdża sobie nie wiadomo na ile i nie wiadomo gdzie!

- Hermiono? - Spytał Ron zaniepokojony - wszystko dobrze?

- Ależ tak - odparła prędko.

Cienka szklanka nagle pękła jej w dłoni.

- Ach!

- Ostrożnie! - Ron szybko obejrzał zakrwawioną rękę - szkło ci się wbiło, niezdaro jedna!

- W szafce mam ten, no... wodę utlenioną!- Podczas silnego krwawienia jedni mdleją, inni zachowują spokój, jeszcze inni (jak Hermiona) zaczynają bredzić.

- Nie wierć się tak, są na to inne sposoby - rudzielec nachylił się i dotknął ustami wnętrza jej dłoni.

Po chwili wyciągnął pokaźny odłamek szkła i wypluł do umywalki.

- Tak to się robi - wytarł usta - widziałem to w jakimś filmie. Ten wasz mugolski wynalazek, telewizor, to jednak fajna rzecz - zachichotał - teraz można opatrzyć.

Światło w kuchni państwa Granger było jasne i mocne. Nic się przed nim nie ukryło. Zwłaszcza wyraz twarzy młodej panny Granger, zajętej przemywaniem ran.

Ronald siedział odwrotnie na jednym z krzeseł, opierał się łokciami o drewniane oparcie. Uśmiechnął się złowieszczo.

- Jesteś zła.

- Nie, nie jestem - odarła z wyższością - coś ci się przywidziało.

- Jesteś - wstał i zaczął się z nią droczyć - jesteś zła, że ze mną nie jedziesz.

- Polecę ci dobrego okulistę.

- Chciałabyś ze mną pojechać, prawda?- Wyciągnął ku niej ręce.

- Ron, przestań! - Wyrwała się z jego uścisku - bawi cię to!? Wyjeżdżasz sobie, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo na ile, jak Harry! I zostawiasz mnie tutaj, tak? Mam być sama i czekać, aż łaskawie przypomni ci się przyjaciółka z Londynu!

Usiadła za kuchennym stołem z rozgniewaną miną.

Ron westchnął.

- Przepraszam - usiadł obok - tak sobie gadam...

- Bardzo zabawne!

- ... ponieważ obydwoje jesteśmy proszeni w tej sprawie do ministerstwa - dokończył z uśmiechem.

Hermiona wypuściła z siebie powietrze.

- Obydwoje?

- Tak powiedział mi ojciec - Ronald wstał i podszedł do okna - nic nie chciał wyjaśnić, tylko „przyjdź z Hermioną, to się dowiesz”. Jutro spróbuję ponownie dowiedzieć się, o co chodzi, może nie będziesz musiała specjalnie marnować wolnej soboty na odwiedziny w ministerstwie…- potarł podbródek, którego rysy zaczynały się nieznacznie zaostrzać -ale w razie czego jedziemy, prawda? - Odwrócił się do niej, pełen entuzjazmu - no, chyba, że ci się nie chce. W Ameryce na pewno dadzą mi jakąś młodą, zgrabną asystentkę, może nawet przez przypadek zapragnie poznać bliżej Anglię...

Hermiona wiele wytrzyma. Ale to był gwóźdź do jego trumny.

Pani Granger otworzyła drzwi - jej mąż wrócił właśnie ze świata dziąseł i wirujących maszyn do borowania.

- Witaj kochanie - ucałował żonę w czoło - jak tam, działo się dzisiaj coś ciekawego?

Pani Granger chciała odpowiedzieć, lecz przerwał jej donośny krzyk ich pierworodnej.

- RONALDZIE WEASLEY, JA CI ZARAZ DAM„PRZYPADEK”!

Rudzielec wybiegł czym prędzej z kuchni i zatrzymał się przy miękkim fotelu, aktualnym legowisku Krzywołapa.

- O... o witam pana, panie Granger - poczerwieniał i uśmiechnął się na widok starszego mężczyzny - ma pan piękny dom, cudowną żonę, a córka, drugiej tak spokojnej i subtelnej damy ze świecą szukać w całej Brytanii!

W tej chwili do pokoju wbiegła Hermiona, uzbrojona w chochlę.

Na widok swojego ojca stanęła w miejscu jak wryta.

- O.. o cześć tato - wybąkała.

- Witaj córeczko - pan Granger podszedł i pocałował dziewczynę w policzek -... a na co ci ta wielka łyżka?

- Bo... - Hermiona zaczerwieniła się jeszcze silniej.

- Hermiona była troszeczkę głodna - odpowiedział szybko Ron - wie pan, jak to jest z kobietami...

- Och nie tato, to, co innego - szybko poprawiła Hermiona - po prostu nie potrafiłam znaleźć niczego ostrzejszego! - Warknęła w kierunku Ronalda.

Pan Granger odszedł nieco na bok, do swej żony.

- Kochanie, ile to jeszcze potrwa?

Pani Granger westchnęła ciężko.

- Jak chciałam ich zamknąć na dwa dni w domku w górach, to nie pozwoliłeś, i masz! Według ciebie to by było niehumanitarne! - Starsza dama zaciągnęła męża do kuchni, by zrobić mu herbaty, - że niby powinni dojść do tych spraw stopniowo, wydorośleć, i tak dalej, a ja cały pokój naszpikowałam pachnącymi ziołami! Na srebrnych tackach! I co ja teraz napisze Molly?

Pan Granger zamrugał szybciej powiekami.

- To była dekoracja?

- To ty ją zjadłeś?! A ja Krzywołapka oskarżałam!

Oczywiście najbardziej zainteresowani w ogóle nie byli świadomi, jakie sidła zastawiają na nich kochani rodziciele.

- Słuchaj - Hermiona stała przy jednym brzegu kanapy - jestem zajęta pracą, nie mam czasu jeździć z tobą po świecie! - Wymachiwała chochlą.

- Nie wiedziałem, że praca bibliotekarki jest tak absorbująca - zaśmiał się Ron z drugiego końca sofy.

- Och, jak śmiesz!

Hermiona wskoczyła na kanapę biegnąć w jego kierunku.

Niestety miękkie poduszki nie są ani stabilne, ani przyjaźnie nastawione człowiekowi - nie dziwota, przecież leży się na nich od rana do wieczora a i tak marudzi, że twardo i niewygodnie.

Tak też Hermiona nie tylko się poślizgnęła, ale z całym impetem spadła na Ronalda.

Krzywołap obudził się gwałtownie i zeskoczył z fotela.

- Co to za huk? - Spytała pani Granger, wyciągając z szafki ciasteczka.

- Daj im załatwić swoje sprawy na osobności - odparł pan Granger - i módlmy się, aby ten gamoń wreszcie się jej oświadczył.

Pani domu trzepnęła go ścierką.

- Nie mów tak o twoim przyszłym zięciu!

Pierze było wszędzie. Na podłodze. Pod sufitem. Na stoliku.

- Au... no nie! - Jęknęła Hermiona, siadając - to już trzecia poduszka w tym miesiącu! Ron!

Ronald zacharczał.

- Tak..?

- Ron, widzisz, przez ciebie znowu mam w domu bałagan!

Rudzielec z trudnością nabrał powietrze.

- Hermiono możesz ze mnie zejść?

Dziewczyna poczerwieniała i szybko opuściła jego klatkę piersiową.

- Nawet nie wiesz, jaki twardy i niewygodny jesteś - mruknęła.

- Ha, dziewczyno, tu nie ma ani grama tłuszczu - zaczął się przechwalać i podniósł sweter - chcesz zobaczyć?

- RON!

Uderzyła go w twarz jedną z ocalałych poduszek

- Ty... ty niewychowany...

- To co, jedziesz, ze mną? - Złapał ją mocno za przegub.

Zamyśliła się.

- Ale będziesz się zachowywał przyzwoicie?

- No przecież jak zawsze - wyszczerzył do niej zęby.

- I nie będziesz podrywał przy mnie małolat?

- Ja? Podrywać? To przecież one nie potrafią oprzeć się mojemu urokowi i płomiennej czuprynie!

- I grzecznie pomożesz mi posprzątać ten bałagan?

Ron nieco rozluźnił uścisk i zaczął wymachiwać ich splecionymi dłońmi.

- No a od czego są przyjaciele?

- Niech ci będzie - westchnęła, ale zaraz się uśmiechnęła - zgadzam się.

Nagle z kuchni wydobył się dziki okrzyk, wręcz nieludzki szał.

- Zgodziła się! - Pierwszy wybiegł pan Granger - naprawdę się zgodziła!

- Moja córeczka! - Zaraz za nim potruchtała pani Granger - moje małe dzieciątko...

Ron i Hermiona spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.

- Czy ty wiesz, o co i chodzi? - Spytał ostrożnie Ron.

- Ciężko się przyznać, ale nie mam pojęcia.

Państwo Granger padli sobie w ramiona, cicho szlochając. Młodzi postanowili wycofać się po angielsku. Mają to w końcu we krwi. Minie zresztą trochę czasu, nim rodzice Hermiony zrozumieją swoją pomyłkę.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.