Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

104. Zło górą

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2018-01-03 20:52:32
Aktualizowany:2018-01-03 20:52:32


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Chłopcy byli bardzo niezadowoleni z tego co mówił do nich Buu. Widać było, że targają nimi urażone emocje, zupełnie jakby dostali po twarzy, wszak potwór ciskał przeróżnymi obelgami w ich kierunku. Nie byłam pewna czy aby na pewno powinniśmy byli pozwolić dzieciakom walczyć, poza tym oni już swoją szanse mieli, teraz była moja kolej i nie zamierzałam jej oddać nikomu, bez względu na okoliczności. Czy ja jeszcze miałam jakiekolwiek prawa na tym globie? Gdziekolwiek się nie pojawiłam wszyscy próbowali odsunąć mnie od sprawy. Czy to była jakaś zmowa do cholery?

- Obawiam się, że to jakaś pułapka -Skrzywił się Piccolo - On coś kombinuje.

- Nie martw się, chętnie dokończymy walkę, nie jesteśmy tchórzami - Rzekł pewnie Trunks.

- Nie jesteśmy słabeuszami - Poparł go Son Goten.

Dzieciaki były niemal pewne swojej wygranej w kolejnej szansie od losu, nawet skakały ze szczęścia, że trafiła im się ponowna okazja, a czas który upłynął od zniknięcia różowego stwora pozwalał na kolejne scalenie chłopców. Nic nie wskazywało na to by pogoda miała ulec zmianie, a ja mimo to widziałam dookoła czarne chmury.

- Nie ma mowy -Gohan zabrał głos - Nie będziecie walczyć.

- Oczywiście, że nie będą - Wtrąciłam zakładając ręce na biodra - I ty także Son Gohanie.

Nastolatek wywrócił oczyma teatralnie wymachując rękoma. Odkąd spiknął się z tą głupią dziewucha miał zawsze jakieś „ale” do moich wypowiedzi, oraz czynów z którymi nigdy nie miał problemów zanim ta wtargnęła do naszego życia. Z każdą nasza sprzeczką bądź kłótnią dostrzegałam jak wielka rodziła się miedzy nami przepaść. Teraz żałowałam rozmowy z Bulmą, oraz tego iż zrozumiałam pojęcie miłości, głupiego uczucia, którego być nigdy nie powinno. A może jednak tylko mi się zdawało i byłam postawiona przed najprostszą formą zazdrości? I jakie nagle byłoby to proste. Całkowicie.

- Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji-Warknął chłopak - To nie jest wyścig szczurów.

- A co tu rozumieć? - Dziwiłam się - Mam okazję zmierzyć się z najsilniejszą istotą w najbliższym kosmosie i nie zamierzam jej zaprzepaścić - Przestąpiłam z nogi na nogę - Ty, jak widzę wszystko mi utrudniasz, a o ile mi wiadomo także swoją szansę zmarnowałeś!

Ruszyłam w jego stronę, a moje ciśnienie skoczyło w górę. Po raz kolejny musiałam tłumaczyć innym, że też byłam wojownikiem i tak samo jak oni i również należał mi się szacunek! Czy już płci męskiej do reszty odbiło? Każdy, dosłownie każdy uznawał mnie za kruchą lalkę? Przecież doskonale zdawali sobie sprawę z potęgi jaka spoczywała na moich barkach. A mimo wszystko działy się takie rzeczy.

Czarnooki zrobił zdziwioną minę, zupełnie jakby spodziewa się, że będę grzecznie czekać, aż ktoś łaskawie dopuści mnie do głosu. Jego niedoczekanie.

Słońce zaczęło schodzić z najwyższego punktu na niebie, a leniwie przesuwające się obłoki nie zwiastowały ani jednej kropli deszczu, z resztą od kilku tygodni, a sucha ziemia niemal wołała o deszcz. Naszej kłótni nie byłoby końca gdyby nie interwencja dzieciaków najwyraźniej zniesmaczona docinkami Buu. Niemal wystrzelili w powietrze by stanąć na skale najbliższej przeciwnikowi oznajmiając przyjęcie wyzwania. Zanim zdążyłam wziąć powietrze by ryknąć na zuchwalców ci odtańczyli swój taniec zwycięstwa przeistaczający ich w jedną, jakże waleczną istotę. Trzeba było także nadmienić, iż bardzo pewną siebie. W chwili ich scalenia groźnooki roześmiał się niczym dziecko, mnie przeszedł dreszcz.

- Nie podoba mi się to… - Mruknęłam.

- Nie przesadzaj, dzieciaki są silne -W jego głosie dało się słyszeć wiarę w chłopców - W razie co jesteśmy by im pomóc.

Ach tak… Oni mogli, ja musiałam się wykłócać. Jakaś solidarność plemników zapanowała, czy co? Jednak radosny, a za razem szalony okrzyk różowego potwora oznajmił nam najgorsze, a mianowicie pojmanie złotowłosego. Gumowata część ciała Buu oblepiła chłopca i z każdą sekundą okalała coraz bardziej jego ciało. Pomimo prób zdjęcia jej, za nic nie chciała odkleić się od skóry złotowłosego. I tyle było z ich wielkiej walki. Sytuacja wyglądała dramatycznie, a jak się chwilę później okazało także Piccolo został pojmany. Zamarłam z przerażenia. Nawet on nie był w stanie odeprzeć ten atak.Oczy niemal wyszły mi z orbit, a mówiłam, że w powietrzu śmierdziało podstępem. Mówiłam? Teraz mogłam jedynie splunąć sobie w twarz na przyzwolenie tych wydarzeń. Mimo tak dramatycznego scenariusza zastanawiałam się co było na rzeczy, dlaczego postanowił zjeść ich, a nie nas skoro byliśmy o wiele silniejsi. To nie miało przecież najmniejszego sensu! Buu zaś niemal tańczył ze szczęścia, bo jego plan doskonały wypalił, dosłownie rozpierała go duma, a nad nami wisiały iście czarne chmury, a przecież na niebie widniało piękne słońce, a pogoda zachęcała do zamoczenia się w chłodnym potoku oraz błogim relaksie.

- A nie mówiłam? - Warknęłam nawet nie spoglądając na starszego syna Goku.

Chłopak wściekle zacisnął pięści po czym doskoczył do Buu srogo nań łypiąc.

- Dlaczego? - Zadał krótkie pytanie z goryczą.

Różowoskóry odepchnął czarnookiego od siebie pozwalając przysposobić sobie nową moc, a tym samym zmienić swój wygląd. Nie urósł bardziej ani nie zmalał, a jedynie „odział” się w nowe szaty, mianowicie posiadał niemal identyczny bezrękawnik jak Gotenks.

- Dlaczego? To proste - Majin postanowił odpowiedzieć na-Buu chciał mieć godnego przeciwnika, dlatego cię nie pożarł. Buu chce walczyć i wygrać. Buu musiał pomyśleć i postanowił przygarnąć także tego zielonego.

- Żeby być inteligentnym, cwane - Skwitował Gohan- Mimo wszystko jesteś głupi nie wchłaniając mnie.

- Ale po co Buu niezwyciężona siła jeśli nie miałby się z kim mierzyć? - Wyjaśnił - Buu kocha walczyć i nie boi się ciebie, ani tej z ogonem.

- A powinieneś się bać! - Fuknęłam oburzona - Zaraz ci pokażę jak bardzo jestem straszna!

Zagotowało się we mnie, a ten tutaj ewidentnie szydził ze mnie, a ja nie miałam ochoty tego wysłuchiwać. Jak on w ogóle śmiał kpić z Księżniczki Saiyan?

- Buu ma niedokończone porachunki z kolegą - odparł pogodnie.

Jakby zupełnie zapomniał, że ze mną także właśnie dzięki temu koledze! Na jego słowa prychnęłam odwracając głowę. Ja też się nie bałam, a na pewno nie o siebie. Więc celem tworu czarnoksiężników było walczyć i siać postrach wokoło. A jeśli chodziło o syna Goku to niemal się napuszył, iż to jego przebrzydła kreatura postanowiła uraczyć swoimi pięściami. Trudno, mogłam popatrzeć jak daje mu cięgi, a kiedy już przegra zajmę się nim osobiście, tylko musiałam przypilnować by i jego nie zjadł bo mimo mojej siły mogłabym już mieć problem w pokonaniu tego furiata, a ja jako jedyna kobieta walcząca, nie miałabym się z kim scalić by odeprzeć tyranię różowego stwora o ile byłabym w stanie sama wykonać te cudaczne ruchy.

- Żebym nie musiała po tobie sprzątać - Rzuciłam sucho do czarnookiego odskakując dużo w tył.

Chcieli, to mieli. Postanowiłam nie marnować energii na wykłócanie się. Miałam okazję przeanalizować technikę przeciwnika i nie zamierzałam tego zaprzepaścić, a przy okazji dowiedzieć się czego nowego nauczył się Gohan, bo przecież tak się obnosił swoją wizytą w krainie bogów, więc śmiało mógł pokazać nieco klasy, o ile w ogóle było na co patrzeć. I mimo iż normalnie trzymałabym kciuki by wygrał i pokonał prześladowcę Ziemi, tak teraz większa część mnie chciała by jednak przegrał, bym mogła pokonać przeciwnika i obwieścić to całemu wszechświecie! Że ja, głupia kosmitka pokonałam Majina i uratowałam ten nędzny świat. Choć na chwilę obecną to nigdzie nie znalazłabym lasu rąk wiwatujących, nawet durne imię ojca Videl, wszak planeta była opustoszała.

Przeciwnicy stanęli naprzeciw srogo łypiąc na siebie. Zaraz miała się rozpocząć walka prawdopodobnie o istnienie tego ekosystemu na mapach, a ja byłam jedyną osobą która mogła to oglądać. Cóż za zaszczyt mnie spotkał. Gdzie w ogóle znajdował się Kenzuran do cholery? Naprawdę aż tak mu przywaliłam, że tyle czasu go nie było? A może jednak wrócił do swoich czasów? Któż by to wiedział?

Nastało już późne popołudnie, a słońce wciąż prażyło niemiłosiernie. Gdzie okiem nie sięgnąć marne były okoliczności na ukrycie się przed jego promieniami. Tylko tutaj była szansa, ta malutka „oaza” bez wody składająca się z trzech drzew i dużego kamienia na którym wcześniej siedział syn Goku. Usiadłam więc wygodnie na piaskowym głazie oczekując zapierającej dech wymianie ciosów między dobrem a złem, a Buu i Gohan wznosili się powoli ku górze wymieniając zaciekle spojrzenia. Zanim jednak zniknęli na dobre w wirze walki dostrzegłam ostatnie zerknięcie naszego przeciwnika, który nie wyglądał ani trochę na przestraszonego. Czy aby moc Gotenksa i mózg Piccolo były w stanie zniszczyć te Zielone Płuca? Miałam nadzieję, że nie, jednak wciąż byłam dobrej myśli, iż zdążę skopać ten różowy zad, choćby dla zasady. Mimo wszystko chciałam pomścić śmierć swojego brata, który pomimo złej sławy chciał własnym życiem ocalić Ziemię w dodatku po raz drugi. Poprzednim razem mu się to udało, bo właśnie dzięki niemu udało mi się przeciwstawić truciźnie i wyzwolić w sobie insini. Nie chciałam by jego akt stał się nic nieznaczącym epizodem, by to ciało niebiskie przestało istnieć, a wraz z nim my sami.

Gdzie okiem nie sięgnąć było widać pobojowisko, a przeciwnicy zdawali się nie zwracać uwagi na to gdzie celują i jakie są tego skutki, czy wydrążą krater sięgający do jądra planety, czy przerobią eliptyczny kształt na półmisek. Oglądałam całe zajście z Dende, a Herkules zdawał się nie ogarniać całego chaosu.

- Czy oni zniknęli? - Zapytał niebieskooki - Zdaje się, że twój kolega uciekł. Czy to są jakieś czary?

Spojrzałam na mężczyznę po czym prychnęłam kręcąc głową. Prymitywna istota nawet nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, pomimo wiedzy na temat siły i bezwzględności Buu.

- Herkulesie, ty nie widzisz? - Dende zadał pytanie.

- Oczywiście, że nie widzi! - Burknęłam podpierając brodę o dłoń - Toż to zwykły człowiek.

To, co dla nas było widzialne dla tego osobnika każdy ruch walczących raczej przypominał zabrudzenie obrazu na ułamek sekundy niczym paproch zaśmiecający starą taśmę filmową. Jego oko niewiele mogło zarejestrować, wszak nie było do tego wyszkolone, a także nie używał do tego wszystkich zmysłów.

- Wypraszam sobie! - Obruszył się wcześniej wspomniany - Nie jestem byle kim, tylko mis….

- Zamknij się do cholery! - Wrzasnęłam - Dla mnie jesteś nikim, cieniem ludzkiej egzystencji.

Mężczyzna zmieszany z błotem spojrzał na Wszechmogącego jakby prosił o podważenie mych słów, poparcie dla jego chwalebności.

- Saro, nie mierz wszystkich ludzi jedną miarą - Rzekł cicho Nameckanin.

- Wiesz o co mi chodzi, Dende. Tobie nie muszę się tłumaczyć. Z resztą dlaczego go bronisz?

Co prawda młody bóg miał rację. Wypowiadając się w sposób uwłaczający ludzkiej rasie ani przez chwilę nie pomyślałam o Kuririnie, Tenshinie czy Yamchy, którzy niejednokrotnie stawali w obronie tego świata nie bacząc czy zginą, a robili wszystko co w ich mocy bo pokonać zło i oni nie należeli do znienawidzonej przeze mnie ludzkiej hołoty, wszak nie pochodzili z ciemnogrodu jak reszta Zielonej Planety. Zielonoskóry westchnął z rezygnacją kątem oka jeszcze na mnie spoglądając. Czy odnosiłam wrażenie iż cały glob się na mnie uwziął i w jakiś dziwny sposób sprzeniewierzył się mnie? Czy wszyscy musieli brać mnie za podłą i niegodziwą istotę oddychającą? A może mój sposób postrzegania na tyle się zmienił, że gdziekolwiek się znajdywałam doszukiwałam się krytyki w moją nie skromną osobę? Z drugiej strony Dende był osobnikiem, który gdyby mógł miłowałaby każdego, bez względu na jego przeszłość i obycie, ot dobra dusza. Ale czy nie na tym polegało zadanie jakie mu powierzono? Miłować świat ludzki i się nim opiekować?

- Widzisz Herkulesie, tylko wyszkoleni wojownicy są w stanie to dostrzec, iż to co twoje oczy nie są w stanie zarejestrować dla takiego oka Sary jest po prostu szybkim ruchem - Dende jednak postanowił wyjaśnić co się dzieje dookoła - Wykorzystuje ona do tego każdą cząstkę swojego ciała i zawartą w niej energię.

- Czyli, że czary? - Nie umiał pojąć tego inaczej.

- Nie, Herkulesie, to nie są czary - Westchnął zrezygnowany młody bóg - To Energia jaką posiada każde ciało, nawet takie jak twoje.

- Czyli ja też mogę latać? Jak wy i moja córeczka? - Klasnął w dłoń z dużym entuzjazmem.

- Nie, nie możesz - Sarknęłam ukrócając jego niedoszłe fantazje - Nikt cię tego nie nauczy, z resztą twój mózg jest nazbyt oporny na tego typu wiedzę, a twoja córka miała dobrego nauczyciela i najwidoczniej sporo determinacji, nie wspominając o szczęściu.

Choć ja do tego ręki bym nigdy nie przyłożyła,dokończyłam w myślach. Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie z ukosa, a ja jak gdyby nigdy nic wyszczerzyłam zęby w niemal szampańskim nastroju tych ciętych uwag pod adresem pseudo bohatera, z resztą zaczynałam traktować to jak hobby. Po chwili jednak wróciłam do obserwacji toczącej się zaciętej walki, karciłam się w duchu dopuszczając się do rozmowy z tym pachołkiem zamiast na bieżąco doglądać poczynań w sprawie obrony planety. Jedno było pewne - Son Gohan słabł, a Buu najwyraźniej świetnie się bawił rozwalając dookoła wszystko co było możliwe. Nieopodal znajdował się nienaturalny krater, w którym aktualnie znajdował się starszy syn Goku unikając ile wlezie ataków KI ze strony wroga i doskonale byłam w stanie wyczuć uciekającą z jego ciała energię jak i nasilające się zmęczenie. Zastanawiające było to iż ani razu nie wszedł na złoty poziom, a jego moc mimo to była nader wysoka, zupełnie jakby był w stanie pominąć ten etap. Kiedy zatrząsała się ziemia po jednym z wystrzałów różowego Herkules zawył z przerażenia. Poturbowane ciało Gohana spoczęło nieopodal. Był w opłakanym stanie, a niby twierdził iż jest w stanie pokonać tą gadzinę. Do tej pory taki widok mroził we mnie krew, tym razem jednak spoglądałam na to z zupełnie innej perspektywy. Czy ja faktycznie zmierzłam? Nameck’anin nie czekając ani chwili pognał przed siebie krzycząc tylko, że go wyleczy. Szczerze to nie podobał mi się ten pomysł, z resztą jak prawie każdy jaki był tutaj ostatnio podejmowany, bo zaraz po tym chłopak stwierdził, że może walczyć dalej, a ja wciąż musiałam zajmować ławkę rezerwowych, dosłownie chwilę później Buu wystrzelił pocisk skierowany prosto we Wszechmogącego, moja reakcja była nazbyt wolna by uchronić go przed nieuniknionym i w duchu miałam nadzieję, że zielonoskóry uchyli się od niego, ale stał jak zaklęty. W chwilę po tym oślepiło mnie światło i jak się okazało nie tylko mnie, a wszystkich zebranych. Na horyzoncie pokazał się nie kto inny jak sam Tenshin.

- Nie wszystkich jednak pożarł - Zauważyłam - Gdzie żeś się podziewał?

- Nie sądziłem, że sobie dzieciaki nie radzicie! - Zawołał machając na powitanie - Co się tutaj dzieje?

Mężczyzna wylądował bacznie obserwując naszego przeciwnika. Widać było, iż trenował w górach jak oznajmił Gohanowi jakiś czas temu gdy ten informował go o nadchodzącym turnieju. Małego człowieczka jednak z nim nie było.

- To, że Son Gohan sobie nie radzi nie oznacza, że ja też - Burknęłam do mężczyzny machając mu przed twarzą pięścią - Czekam na swoją kolej.

- To jest ten sam Buu, o którym tak wszędzie głośno? - Zapytał celując weń palcem - Ostatnim razem gdy go widziałem dzięki magii jego pana był mały i gruby. Zmienił się i gdyby nie ta moc mógłbym pomyśleć, że to zupełnie ktoś inny.

- Cóż… - Westchnęłam teatralnie wyrzucając ręce na boki- Zjadł dzieciaki i Piccolo więc wygląda jak wygląda, pomijając, że zżarł samego siebie!

Trzyoki wytrzeszczył gały na moje słowa by po chwili zacisnąć pięść. Chociaż sporo go ominęło na pewno nie miał czego żałować, wszak nie wylądował w żołądku tego gumiastego tworu. Ocalił Dende’go, a to było najważniejsze. Na samą myśl o stracie cennych smoczych kul przeszedł mnie lodowaty dreszcz.

- Nowy kolega? Buu ma więcej zabawy - Zarechotał - Nie wiem jakim cudem żyjesz, ale nie szkodzi, tobą Buu także się zajmie. Proszę ustawić się w kolejce.

- Tuż po mnie - Sarknęłam ciężko wzdychając - Ale jak ja zginę, to już nic pewno nie będzie do ratowania.

Moje słowa niemal mnie rozbawiły, pojawienie się czarnego humoru w jakiś sposób poprawiało mi nastrój. Nie było sensu myśleć nad przybyszem z innego świata, jak był tak przepadł, a szukanie go nie miało największego sensu, z resztą to nie była jego bajka, nie musiał się mieszać w nasze sprawy, nawet jeśli przeżył w niedalekim czasie podobne. Z resztą jeśli im się udało dlaczego nam miałoby się nie udać? Dlatego, że w jego świecie nie istniałam ja? A może dlatego, że jego nie było wśród nas? W każdym bądź razie nie mogłam się dowiedzieć od Vegety czy aby na pewno nie zginął wraz z planetą i po prostu nie miał tutaj tyle szczęścia. Po co w ogóle zaprzątałam sobie nim głowę?

Muzyka

Nastolatek ponownie staną twarzą w twarz z nieprzyjacielem nie chcąc tracić energii na czcze gadania i dobrze. Wystarczająco długo zajmowało mu okiełznanie problemu i chciał czy nie otrzymał trzecią i moim zdaniem ostatnią szansę. Dende był nad wyraz opiekuńczy wobec niego co mnie momentami doprowadzało do spazmów. Czy nie wolno mi było złamać kilka palców na jego gumowy ciele? Moje ciało rwało się do pojedynku bez względu na jego ostateczny werdykt, a tego dnia miałam w sobie ogromny niedosyt i potrzebowałam tego jak powietrza. Odreagować, móc ponieść się emocjom w nieograniczonych limitach. Czy to dla kogoś było za wiele?

I nagle padł cios, od którego czarnooki się nie podniósł. Zarył z potężnym impetem w kamienistą ziemię. Leżał na dnie sporego krateru ciężko oddychając prawie na wyciągnięcie ręki. Podeszłam powoli do krawędzi starając się ocenić sytuację i czy na pewno był mu potrzebny na już magiczny dotyk zielonoskórego. Tym razem nie chciałam ryzykować jego nagłą śmiercią, jak w poprzednim wypadku, choć trzeba było przyznać, że pod tym względem młody bóg był nad wyraz odważny, a może po prostu głupi?

- Ani mi się waż do niego schodzić - Wycedziłam w stronę Wszechmogącego - Tym razem możesz nie mieć tyle szczęścia i Buu cię zabije - Machnęłam ogonem kilkukrotnie - Jeśli zginiesz wszystko przepadnie.

- Masz rację, Saro - Przytaknął piskliwym głosem - Prawie o tym zapomniałem.

- Jeśli teraz by zginął zawsze możemy zwrócić mu życie, pamiętaj że po twojej śmierci tego nie zrobimy.

Nameck’anin zawstydził się, a na jego twarzy pojawiły się purpurowe wypieki. Choć nie znał się na walce, jego serce było nad wyraz waleczne, to trzeba było mu przyznać. W chwilę po tym na niebie zawisnął Kenzuran krzycząc do Buu by ten się z nim zmierzył jeśli się nie boi. Zagotowało się we mnie. Miałam już zamiar pluć jadem byleby nie wtrącał się do mojej wyczekiwanej walki, na którą już wystarczająco za długo czekałam i gdy zrównałam się z nim w powietrzu, z dołu rozległy się krzyki Wszechmogącego. Zdezorientowana spojrzałam w dół gdzie przed chwilą jeszcze stałam i dostrzegłam coś czego nie spodziewałam się w ogóle, aż wstyd było przyznać! Buu okalał wyodrębnioną gumą ciało przegranego i postanowił go wchłonąć.. Kiedy demoniczna substancja pochłaniała ciało wojownika ni stąd ni zowąd postura Buu się przekształciła i zniknął ubiór Gotenksa, a w zamian niego pojawił się płaszcz nie do podrobienia samego Szatana Juniora. Musiało oznaczać to iż pół godziny scalenia minęło, a zdesperowany twór magiczny posiłkował się właśnie mocą nieszczęsnego Gohana by ponownie stawić opór obrońcom planety - w tym wypadku mnie. Chcąc jednak powstrzymać misterny plan różowej galarety ostrzelałam ciało syna Goku, a Tenshin nie czekając ani chwili zaatakował na odległość tamtego gałgana. Martwego by nie wchłonął, a skoro miały być ofiary… Cóż szczerze wolałam zabić swego przyjaciela niż pozwolić by został zjedzony, a później wykorzystany do podbicia wszechświata. Los jednak tego dnia mi nie sprzyjał, a guma otoczyła postać w całości by chwilę później wpleść ją w swoje DNA i stworzyć kolejne monstrum, tym razem na wzór samego Sona. Westchnęłam opuszczając ręce, choć nie mogłam pozostawić tego bez echa poczułam ogrom bezradności. Musiałam ostatecznie rozprawić się z kreaturą, która wykorzystała mojego Gohana! Nawet jeśli aktualnie byłam z nim na ścieżce wojennej. I w tej chwili zaświtała mi myśl by w ten sposób wyładować swój gniew. A może jednak gwiazdy były po mojej stronie?

- Kenzuranie - Ustawiłam przed nim szlaban z ręki - To moja walka, póki żyję nie wtrącaj się. Jeśli chcesz być pomocny zrób co uważasz za słuszne, ale gdy odejdę z tego świata. Z resztą jesteś mi to winien.

- Co masz na myśli? - Zapytał zdziwiony.

- Przez ciebie złapał go w pułapkę bez wyjścia!

- A to niby dlaczego?- Obruszył się na moje oskarżenie.

- Bo gdybyś się akurat w tej chwili nie pojawił i nie wyzwał tego przeklętego chudego grubasa nie odstąpiłabym od niego i nie doszło by do tego wszystkiego! - Wrzasnęłam poirytowana.

- Uznaj to za odegranie się, za celowe odmrożenie mi twarzy - Sarknął cicho.

Jak on w ogóle śmiał zadawać takie pytanie? Nie znał mnie, nie wiedział, że pomimo mojego uporczywego zachowania nie pozwoliłabym aby ktokolwiek tknął tego chłopaka. Mężczyzna przytaknął bez słowa, a jego delikatny uśmiech mówił, iż doskonale rozumie mój zapał do walki. Najprawdopodobniej miał podobne doświadczenie w swoim, innym świecie. A może po prostu stwierdził, iż za dużo gadam i od tak oddał mi walkę, jak wcześniej sama zrobiłam to przy Son Gohanie. Teraz to już nie miało zresztą znaczenia. W końcu nadeszła moja wielce upragniona chwila! Nareszcie mogłam stanąć twarzą w twarz z potężnym szubrawcem i sprawdzić swoje nowe umiejętności, albo polec jako nic nie warta podróbka Saiyana. Nadeszła ta chwila, a mnie aż nosiło od środka by od razu eksplodować na najwyższych obrotach i dopaść tego, który rujnuje ten świat i posłać go prosto do piekła.

- Hej! Ty obrzydliwy potworze! - Wrzasnęłam strzelając w obrażanego palcem - Zmierz się ze mną i giń albo wygraj.

- Buu nie może się doczekać! - Odrzekł z szaleńczym błyskiem w oku - Jestem gotowy cię zniszczyć, a potem całą tę głupią planetę!

- Na to liczyłam - Uśmiechnęłam się szczerze do niego wzbijając się bardzo powoli w powietrze.

- Proszę, Saro - Zawołał z troską Dende - Nie pozwól mu wygrać.

- Dokładnie - Poparł go trzyoki - Skop mu tyłek.

- Taki mam zamiar - Zarechotałam do samej siebie będąc coraz bliżej oprawcy.

On czekał niewzruszony, a nawet pewny, że oto kolejna przystawka pojawiła się na wyciągnięcie ręki. Ani myślałam zawitać w jego wnętrznościach! Miałam tylko jeden cel - zlikwidować obcego i pomścić śmierć księcia Saiyan! Zmrużyłam złowrogo oczy przymierzając się do wstąpienia na pierwszy poziom super wojownika.

- Walczmy.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.