Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

41. Przeszłość to nie dom

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2014-11-29 08:00:23
Aktualizowany:2014-11-25 20:24:23


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Obie kapsuły miękko wylądowały na lądowisku. Kapsuła ze sprzętem już na nas czekała. Nie mieliśmy ani chwili do stracenia. Musieliśmy jak najszybciej uporać się z środkami wybuchowymi by godnie przywitać Changelingów. Odkąd wyjawiłam Bardockowi swoje pochodzenie nie wymieniliśmy ani jednego zdania. Od czasu do czasu wymawiał jedynie,co mam mu podać, co gdzie podłączyć bądź mówił sam do siebie. Trapiło mnie wciąż to samo, a mianowicie czy dobrze postąpiłam. Po długiej udręce z samą sobą poddałam się. Jeśli już to się stało musiałam zakończyć ten proces. Nie było już odwrotu.

- Gotowe- ucieszył się.

- Teraz tylko trzeba czekać- mruknęłam- Nie mam tyle czasu. W domu pewnie się martwią o mnie…

- Jeśli zadziała-zamyślił się- Według moich obliczeń powinno działać- odwrócił się w moim kierunku- Mogę to zrobić osobiście, księżniczko.

- Czyli?

- Wracaj do domu - oświadczył spokojnie - Wszystko jest tak skonstruowane, że rozszarpie ich na kawałeczki. Nikogo nie musi tu być. Zrobię to z Vegety.

- Myślisz?

- Nie martw się księżniczko- uśmiechnął się- Wszystko jest pod kontrolą. Widzisz- pokazał mi małą skrzyneczkę, którą miał przypiętą do zbroi w pasie- To urządzenie powie mi czy Changelingowie są na planecie.

- Czyli nie muszę się już martwić- odetchnęłam.

- Tak księżniczko.

- Mów mi Sara- bąknęłam-Proszę.

- Dlaczego?- zdziwił się-Jesteś przecież księżniczką Saiyanów?

- Tam skąd pochodzę nie ma już Vegety- prychnęłam oschle- Tam jestem zwykłą Saiyanką.

[center]***[/center]

Nie czułam w sobie tego super szczęścia, o jakim myślałam przylatując tutaj po tym, czego dokonałam.Byłam jakby sprzeczna z samą sobą. Nie miałam nawet apetytu, który już zdążył ostygnąć. Kucharki ugotowały moje ulubione danie. Choć ja go nie tknęłam spoglądałam na małą księżniczkę, która pałaszowała ze smakiem. Co jakiś czas Verinia upominała ją by zachowywała się kulturalnie.

- Jesteś niesamowicie potężna jak na dziecko- wtrącił król.

- Tam skąd pochodzę są silniejsi ode mnie- wzruszyłam ramionami.

- Skąd czerpiecie taką moc?

- Z ciężkiego treningu-oświadczyłam- Leniąc się niczego nie można osiągnąć. Ja miałam dość trudne warunki by dojść do takiego stanu, w jakim się obecnie znajduję.

- Kiedy fracass do siepie?- zapytała Sara.

- Jutro z samego rana.

- Cemu tak sypko?- zmarkotniała.

- Muszę, może kiedyś was odwiedzę?

Całą noc leżałam na łóżku spoglądając w czarny sufit. Zastanawiałam się jak potoczą się losy Saiyanów z przeszłości. Czy będą inni niż przed atakiem Freezera i przede wszystkim czy kiedykolwiek będą żyć w zgodzie z Ziemianami? A może Vegeta nigdy tam miał nie powrócić? Uznałam, że dość mocno ingerowałam w ich życie, więc teraz musieli radzić sobie sami. Jeśli kiedykolwiek przyszło by im spotkać się Ziemianami nie będzie to na pewno to samo, co w moim świecie.

- Cokolwiek się wydarzy nie mam na to wpływu- westchnęłam cicho- Niech się dzieje, co chce.

W końcu zasnęłam, jednak pobudka nastąpiła zbyt szybko. Musiałam wracać do domu! Bardock zapewnił mnie, że zniszczy 78, a wraz z nią istnienie Korda i Coolera. W sumie, jeśli by tego nie zrobił mieli by poważny problem. Wiedzieli gdzie szukać Vegety, a zemścić się na Saiyanach nie mieliby problemu. Nie zamierzałam więcej mieszać się w ich problemy i tak dużo ryzykowałam i to własną skórą. Myśl o tym, że mogłam dać się pokonać Freezerowi przyprawiała mnie o dreszcz. Po śniadaniu byłam gotowa do drogi…

- Możesz mi dać plany maszyny uzdrawiającej?- zapytałam ojca Son Goku’a- Na Ziemi by się nam przydała.

- Nie wiem- mruknął- To dość skomplikowane urządzenie i wymaga specjalnych minerałów do stworzenia płynów.

- Znam pewną kobietę,która jest dobra w te klocki- puściłam mu oczko.

- Skąd wiesz?

- Dzięki niej podróżuję w czasie.

Dostałam plany. Wpadłam na ten pomysł ze względu na przyszłość. Jeśli przyjdzie nam walczyć będziemy gotowi do walki. Wystarczy, że zabierzemy do maszyny leczniczej i w przeciągu piętnastu godzin będzie zdrów i pełen sił. Oczywiście piętnaście godzin, gdy stan wojownika jest krytyczny. To nie to samo, co fasolka jednak daje ten sam efekt, a przecież nie zawsze będziemy ją posiadali.

- Weź jeszcze to- podał mi trzy maleńkie flakoniki.

- Co to?

- Niewielkie ilości minerałów, które są niezbędne do produkcji leczniczego płynu- mrugnął do mnie-Ta kobieta bez nich się nie obejdzie.

Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Bulma była genialnym wynalazcą i na pewno uradowałaby by się tą nowiną. Będzie miała ogromnie dużo pracy. Byłam w końcu gotowa do drogi. Saiyanie zebrali się wokół wehikułu czekając na mój odlot. Mieli dość wesołe miny,choć niektórzy z nich stracili swoje rodziny. Dla mnie to nie miało znaczenia. Dla mnie było ważne, że planeta i wiele istnień zostały ocalone.

Wskoczyłam na pokład.Ostatni raz postanowiłam spojrzeć na zebranych. Dostrzegłam pewnego chłopca o bardzo smutnej twarzy, stał na uboczu. Zeskoczyłam z machiny bez zastanowienia podeszłam do niego.

- Przykro mi- szepnęłam.

- Za co?- burknął Saiyanin.

- Za rodziców.

- Skąd ty to…

- Twój ojciec, Nappa-jęknęłam- On nie wróci.

- Wróci!- krzyknął- Skąd możesz to wiedzieć?!

Spuściłam głowę. Był taki przygnębiony. Tyle lat go nie widziałam, on jeden był w stanie się mną opiekować w przestrzeni kosmicznej i także nie miał rodziny, a tutaj? Wyglądał jak beksa! Czy to sytuacja, w której się znalazł zmusiła go do tego by był mężny i waleczny? Czy może tylko w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa potrafił obudzić się w nim prawdziwy Saiyan, który nie zna strachu, nie wie, co to łzy?

- Żegnaj- mruknęłam i wróciłam.

Westchnęłam głęboko.Stałam tyłem do zebranych. Poczułam oddech króla. Stał tuż obok.

- Żegnaj ojcze…

Wskoczyłam w pojazd i dopiero teraz dostrzegłam sparaliżowany wzrok króla Vegety. Czyżby nie spodziewał się, że jego córka może być super wojownikiem czy może, że jest w stanie pokonać Freezera? Wcisnęłam „auto”. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Nie pasowałam do tego świata. To było jak wspomnienie i marzenie zarazem. Tutaj nie było miejsca dla uciekiniera czasu. Parę osób pomachało mi na pożegnanie. Dostrzegłam mistrza Gartu stojącego u boku Natto. Widziałam w jego oczach słowa. Były bardzo wymowne, wiedziałam, co oznaczały jak i kto był ich odbiorcą. Powiedział to tylko raz, a dziś ujrzałam te słowa w jego spojrzeniu.Miał rację, nie poddałam się przeznaczeniu. Po narodzinach mój los był przesądzony, stało się inaczej. Wszystko zależało ode mnie.

- Dokąd?- odezwał się mechaniczny głos wyrywając mnie z zamyśleń.

- Do domu- mruknęłam.

Komputer ustawił wszystko. Wystartowałam w przeciągu paru chwil.

- „Tylko, kiedy trzymasz swój los w rękach jesteś w stanie przeciwstawić się narzuconemu przeznaczeniu”- wspomniałam.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.