Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

56. Sala treningowa

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-03-05 18:00:05
Aktualizowany:2015-03-05 18:00:05


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Weszłam do pierwszego lepszego pomieszczenia.Wszędzie panowała ciemność. Jedynie, co mogłam dostrzec to zarysy poniektórych mebli,których przeznaczenia nie mogłam odgadnąć, a także drzwi i prawdopodobnie duże okna jednak nie byłam w stanie stwierdzić czy za nimi było podwórze czy inne pomieszczenie gdyż i tam było wszystko ogarnięte mrokiem. Stąpałam niepewnie starając się dostrzec cokolwiek. Na próżno. Starałam się także mrużyć oczy, alei to na nic się zdawało. Zdezorientowana pokonywałam drogę nie wiedząc, dokąd mnie zaprowadzi. Udało mi się wymacać dłonią ścianę, która zaprowadziła mnie do zamkniętych metalowych drzwi. Gdzie jestem? Przeszło mi przez myśl. Skąd się tu wzięłam także nie było mi wiadome. Po omacku odnalazłam zimną klamkę. Bez namysłu nacisnęłam ją by dowiedzieć się czy są otwarte a co za tym idzie odnalezienia się w tej ciemności. Lekko się uchyliły. To był dobry znak! Ogarnęło mnie ciepło, gdy dostrzegłam, że stamtąd dochodzi jakieś blade światło. Wzięłam głęboki wdech, po czym pospiesznie je otworzyłam w swoją stronę. Ku mojemu zaskoczeniu dostrzegłam ogromne laboratorium. Podłoga była wyłożona płytkami w ciemnym odcieniu zieleni. Również ściany były pokryte tym samym materiałem o tej samej barwie. Co kawałek stały dziwne urządzenia a niektóre z nich wydawały dziwne odgłosy, coś w rodzaju pikania i piszczenia.Lampy na sufitach były pogaszone, jedynie te przy maszynach były włączone lekko oświetlając, co kawałek pomieszczenie. Powoli spacerując po pomieszczeniu starałam się odgadnąć, do czego mogłyby służyć te rozmaite sprzęty, a także dzięki nim odgadnąć gdzie właściwie się znajdowałam. Nic jednak nie było mi znane tak jak i samo pomieszczenie. Nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz,zupełnie nie wiadomo skąd. Usłyszałam chwilę po tym ciche huknięcie. W mgnieniu oka odwróciłam się w stronę dobiegającego dźwięku. Podchodząc zauważyłam dziwną mazistą substancję, która wydostała się z szklanego pojemnika, który przed momentem spadł na posadzkę. Przykucnęłam chcąc dowiedzieć się czegoś na ten temat. Umoczyłam dwa palce w mazi, a następnie przyłożyłam je do twarzy chcąc powąchać ową ciecz. Miała ona dość specyficzny słodkawo a za razem mdły zapach.

- Czego tu szukasz?- Usłyszałam chrapliwy męski głos.

Zerwałam się na równe nogi przydeptując przy tym stłuczony pojemnik. Nie widziałam twarzy osobnika gdyż stanął tak, że jego twarz spowita była mrokiem. Przełknęłam ślinę i machnęłam parę razy ogonem ze zdenerwowania. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Nie mogłam mieć pewności,z kim mam do czynienia. W końcu byłam w nieznanym dla mnie pomieszczeniu.Przesunęłam lewą nogę lekko w tył by mieć lepsze oparcie w razie gdybym miała się bronić. Musiałam mieć się na baczności!

- Jak się tu dostałeś dzieciaku?- Zadał kolejne pytanie.

- Tamtymi drzwiami- wskazałam wyciągniętą dłonią w uchylone metalowe drzwi- A ty?

Osobnik płci brzydkiej cicho zaśmiał się, w sumie śmiech bardziej przypominał charczenie, przez co wydał mi się niebezpieczny. Oblizałam nerwowo wargi. Miałam wrażenie, że ze zdenerwowania strasznie mi wyschły. Mężczyzna wciąż stojąc w tym samym miejscu podniósł rękę wskazując drogę, która przyprowadziła go w to miejsce. Kawałek dalej mieściły się kolejne metalowe drzwi, te były zamknięte. Bezszelestne stworzenie,pomyślałam przypatrując się w owe miejsce.

- Kim jesteś i co to za miejsce?- Zadałam pytanie chcąc się czegoś dowiedzieć.

On nic nie mówiąc zrobił parę kroków do przodu ukazując przy tym swoją twarz. Skóra była w kolorze ciemnego błękitu pokryta gdzie nie gdzie łuskami. Twarz przypominała kształtem nieco ludzi, lecz miał dużo większe oczy i tak jak nasze były w kolorze czerni, a przynajmniej miałam takie wrażenie w tym półmroku. Grymas, jaki widniał na jego twarzy zdradzał, że nie jest zadowolony z tej wizyty. Albo miałam omamy, albo słyszałam jak cicho warczy. Na ten dźwięk lekko się wzdrygnęłam. Nawet nie wiem, kiedy to się stało… Rzucił się w moim kierunku powalając na ziemię.

Muzyka

Obudziłam się cała zlana potem. Ku mojemu zdumieniu słońce było już wysoko na niebie. Gdyby nie ten dziwny sen zerwałabym się z łóżka natychmiast, lecz czułam się bardzo zmęczona. Spojrzałam w sufit próbując sobie odtworzyć dziwne obrazy a przede wszystkim twarz napastnika, który zaatakował mnie bez uprzedzenia! Chociaż… Jakby się dobrze zastanowić warczał, co oznaczało, że szykuje się do ataku. Mogłam temu zapobiec,a co za tym idzie nie obudziłabym się tak gwałtownie. Może dowiedziałabym się czegoś więcej na temat tej rasy, na temat tego pomieszczenia i przy okazji,czym była ta dziwna substancja, której zapach wydawał się bardzo rzeczywisty.Leżałam jeszcze tak może z dziesięć minut, po czym podniosłam się. Ociężale przeniosłam się do łazienki gdzie zabrałam się za porządny prysznic. Jakby nie patrzeć byłam cała mokra i w dodatku nie pachniałam zbyt przyjemnie. Schodząc na dół spodziewałam się jakiś domowników, lecz nikogo nie zastałam ani w salonie ani też w jadalni.

- Gdzie się wszyscy podziali?- Zapytałam samą siebie- Czyżby coś mnie ominęło?

Choć nie był głośny do moich uszu doszedł delikatny szmer, a przynajmniej tutaj było go ledwie słychać.Postanowiłam niezwłocznie za nim podążyć chcąc dowiedzieć się gdzie podziali się domownicy tego wielkiego budynku. Z każdym krokiem dźwięk stawał się coraz bardziej wyraźny. W końcu zaprowadził mnie na podwórze gdzie niczego nie dostrzegłam poza dwoma bezdomnymi kotami grzebiącymi w śmietniku. Widok ten wprost mnie zniesmaczył. Sądziłam, że kogoś spotkam, czegoś się dowiem, a tymczasem nie dostrzegłam niczego, co by mnie zainteresowało. Westchnęłam wzruszając ramionami a następnie wróciłam do domu podążając prosto do kuchni by się posilić. Miałam szczęście - znałam ten dom, nawet tutaj.

Po sytym posiłku wybrałam się nalot do lasów by trochę potrenować. Ku mojemu zaskoczeniu odnalazłam las, w którym tak całkiem niedawno trenowałam z Trunksem z przyszłości. Przyszłości, w której prawdopodobnie mnie nie było. Przyszłości, do której nie mógł się udać gdyż posiadałam jego wehikuł ukryty w kapsułce, którą miałam schowaną pod pancerzem wojowników. Mimo, że czasy Freezera dawno się skończyły nie potrafiłam rozstać się z tym strojem. W nim czułam się jak ryba w wodzie, był idealnie dopasowany do mojego ciała, lecz nie był już w tak dobrym stanie jak przed wyruszeniem w przeszłość, poza tym tyle walk w nim stoczyłam i poniekąd przyniósł mi szczęście. Powoli przechadzałam się między wysokimi drzewami przywołując obrazy z nie tak dalekiej przeszłości. Wspomnienia były dość ciekawe. Wiedziałam, że od tamtego czasu trochę się zmieniłam. Poznałam tajniki nowych mocy, odkryłam w sobie ogromną odwagę, a także parę innych zjawisk i uczuć, których nie potrafiłam nazwać. Przysiadłam na jednym ze zwalonych pni a następnie zamyśliłam się spoglądając w konary drzew. Wyglądały tak spokojnie. Musiałam przyznać, że nieco odprężały. Słońce ogrzewało moją bladą twarz, a lekki wietrzyk wionął łąki gdzie rosły wszelakiego rodzaju kwiaty. Ich zapach docierał także do moich nozdrzy.

- Szkoda, że nie da się nic naprawić- westchnęłam- Że zmienianie przyszłości i przeszłości nie zmienia mojego życia…

Machnęłam parę razy ogonem. Nie wiedziałam,za co mam się zabrać. Nie mogłam nawet potrenować gdyż mogło to się skończyć spotkaniem z tymi dziwnymi cieniami. Długo nie zastanawiając się wróciłam do miasta. Spacerowałam między domostwami obserwując mieszkających tu ludzi.Zdawało się, że są szczęśliwi, że zajmują się codziennymi sprawami, nie zauważają nieszczęścia, jakie na nich spadło. Ale nie można było ich o to winić. Wojownicy nie byli znani na całym globie. Tu życie wyglądało zupełnie inaczej niż na mojej ojczystej planecie gdzie walka była naszym niemalże obowiązkiem. Przez chwilę nawet przeszło mi przez głowę, że fajno by było być takim zwykłym człowiekiem, dla którego nie istnieją realne zagrożenia z innych światów. Że gdzieś we wszechświecie są istoty, które pragną panować nad światem i mają dużo potężniejszą broń, niż te ich dziwne zabawki do zbijania takich szarych ludzi jak oni. Szybko jednak odrzuciłam tę podłą myśl. Bycie kimś więcej niż tylko zwykłym ziemianinem było czymś fascynującym! Te wszystkie planety,jakie odwiedziłam, te wszystkie stworzenia myślące, flora, fauna, nawet powietrze wszędzie było inne! Za nic nie chciałabym oddać tych przeżyć i wspomnień. Zerwałam się jak oparzona w stronę domostwa Briefsów. Zauważyłam paru zdziwionych przechodniów jednak się nimi nie przejęłam. Ich życie było ich życiem, a ja miałam coś więcej. Kiedy tylko pojawiłam się na trawniku przed domem usłyszałam wołanie Bulmy. Kiedy oznajmiłam jej, że jestem na dole prawie w mgnieniu oka pojawiła się na dole. Nawet zwykły człowiek potrafi zaskakiwać pomyślałam.

- Gdzie się podziewałaś?- Zapytała.

- Tu i tam- mruknęłam- Nie było nikogo w domu to poszłam się przejść.

- Mam nadzieję, że nie byłaś wiesz gdzie.

- A to, dlaczego?- Zdziwiłam się.

Zaiste nie powinno ją to interesować. Przecież przebywałam tu z własnej woli i równie dobrze mogłabym wrócić do domu albo tu skonać. Lecz ta druga opcja nie była mi na rękę. Na samą myśl przeszły mnie ciarki.

- Nie rozumiesz, że to niebezpieczne?

- Niebezpieczne było skakanie między przyszłością a przeszłością, Bulmo.

Kobieta popatrzyła na mnie surowo.Widać było, że obcowała z Vegetą, na co dzień i nie dawała sobie jemu wejść na głowę. Uparta tak samo jak mój brat. Nie ukrywałam, że podobało mi się to.

- Wy, Saiyanie myślicie tylko o walce- burknęła- Nawet kobiety.

- Jeśli to cię zaskoczy to nasz ród w dawnych czasach określono, jako barbarzyński a co za tym idzie…

- Jesteście brutalni i na okrągło szukacie guza!- Dopowiedziała swoimi słowami.

Zaśmiałam się.

- Możemy tak to określić- Potaknęłam-A gdzie jest mój brat?

Kiedy wypowiadałam „mój” użyłam cudzysłowie zaginając środkowe i wskazujące palce w powietrzu. Niebiesko oka wytłumaczyła mi, że pomimo ciężkich czasów książę nie pozwoliłby opuścić się w morderczych treningach temu też wybudowała mu specjalną salę treningową, gdzie energia uwalniana z ciała wojownika nie wydostawała się na zewnątrz, a co za tym szło cienie nie mogły go dopaść. Dość sprytnie to sobie wymyślili, ale, poco miał używać tej siły skoro i tak by została wyssana z niego doszczętnie.Doprowadziłoby to go tylko do rychłej śmierci. Chcąc wnikliwie to zbadać przekonałam żonę księcia by wskazała mi miejsce, w którym przebywał jej mąż i jak mówiła wykonuje tam mordercze treningi. Kiedy dotarłyśmy na sam koniec ogrodu Bulma wpisała na małej klawiaturze umieszczonej przy drzwiach jakiś kod następnie otworzyła drzwi i wprowadziła do środka. W niewielkim korytarzyku znajdowały się kolejne wrota i kolejny punkt zabezpieczenia. Tym razem przyłożyła palec wskazujący do niewielkiego ekranu gdzie urządzenie zeskanowało jej linie papilarne a po zatwierdzeniu uchyliły się drzwi, które nie miały klamki. Zauważyłam to dopiero po tym jak się otworzyły. Przedostałyśmy się do kolejnego pomieszczenia tym razem nieco większego od dwóch poprzednich.Dostrzegłam szyby a za nimi ściany obłożone jakimś materiałem oraz ćwiczącego w nim Vegetę. Podchodząc do okien zastanawiałam się, kiedy zwróci uwagę na to, że nie jest już sam.

- On cie nie widzi- powiedziała pospiesznie kobieta- Te szyby to lustra weneckie, czyli takie, przez które jedni widzą, co znajduje się po drugiej stronie szyby, zaś drudzy mogą dostrzec tylko własne odbicie.

- Jak bym nie wiedziała, po co to jest- Jęknęłam- Choć u nas to nie miało prawdopodobnie tej nazwy.

Po chwili rozległ się przeraźliwy dźwięk wprawiający mnie o ból uszu, a następnie usłyszałam słowa Bulmy oznajmujące, iż za chwilę otworzą się drzwi. Musiało to oznaczać, że tylko tamto pomieszczenie jest szczelne i jeśli się je rozpostrze energia, jaką emituje wydostanie się na zewnątrz. Momentalnie mężczyzna zaprzestał jakichkolwiek działań, przystanął a następnie usiadł krzyżując nogi. Zdziwiła mnie ta postawa. Nie spodziewałam się, że można przekonać czy zmusić a nawet poprosić go o to by coś wykonał albo po prostu przestał, jak w tej chwili. Oniemiała wpatrywałam się w to zajście tak długo aż Bulma chrząknęła. Wchodząc do środka uporczywie wpatrywałam się w podłogę albo w czubki swoich butów. Nawet nie byłam pewna, co tutaj właściwie robię. Kiedy stanęłyśmy na wprost księcia zaledwie parę kroków przed nim wstał z podłogi wciąż się patrząc w naszym kierunku.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy- Zaczęła- Twoja siostra, a przynajmniej ta, którą znałeś kiedyś chciała zobaczyć to miejsce.

Tu spojrzał na mnie.

- I?- Prychnął.

- I zobaczyłam- odparłam równie oschle jak on sam.

Niebiesko włosa chwilę rozglądała się po pomieszczeniu, po czym oznajmiła, iż wychodzi, nawet odprowadziłam ją wzrokiem by na chwilę uniknąć spojrzenia starszej wersji swojego brata. On tymczasem nie przejmując się moją obecnością zajął się swoim dotychczasowym zajęciem - trenowaniem. Przyglądałam się jego technice oraz szybkości. Nie miałam pewności czy był szybszy bądź silniejszy od Vegety, z jakim przyszło mi obcować,na co dzień. Jednego byłam pewna, był potężniejszy od samego Son Goku. Poczułam uderzającą energię i dostrzegłam nagłą przemianę Saiyana w super wojownika.Przypatrywałam się i próbowałam dostrzec coś, czego nie znałam, lecz nic niemogłam takiego znaleźć. Lasery i inne urządzenia wytwarzające energię celowały w niego a on niczym tancerka omijał je zgrabnymi i szybkimi ruchami. I nagle wpadłam na pomysł by maszyny zamienić w prawdziwego przeciwnika - siebie.

- Vegeta!- Krzyknęłam.

Nie zareagował.

- Vegeta!- Ponowiłam próbę oderwania go od treningu- Vegeta posłuchaj!

Ani drgnął. Albo mnie olewał albo nie słyszał nic poza własnymi myślami. Pomyślałam, że skoro w ten sposób nie mogę powstrzymać tej „walki” muszę podjąć jakieś działania. Stanęłam wygodnie a następnie uwolniłam ze swojego ciała cząstkę swojej energii by przykuć jego uwagę. Mężczyzna momentalnie odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał ze zdziwieniem.

- Możesz na chwilę zaprzestać?

- Czego chcesz?- Wylądował twardo surowo łypiąc na mnie.

- Zaproponuję ci lepszy trening-Uśmiechnęłam się bardziej zgryźliwie.

Nie odpowiedział, ale było widać,że jest zainteresowany moim pomysłem. Przestąpiłam z nogi na nogę, po czym kontynuowałam swoją wypowiedź.

- Zamiast tych beznadziejnych urządzeń zaoferuję ci walkę ze mną- wskazałam palcem na jeden ze zniszczonych maszyn uwalniających sztuczną energię.

- Że niby, co?- Zdziwił się- Mam z tobą walczyć? Niby, po co?

- Nie podoba ci się coś?- Warknęłam.

Po tych słowach wcale nie było mi do śmiechu. W pierwszej chwili miałam ochotę usunąć z jego niedoskonałej już twarzy usunąć ten głupi uśmieszek, ale zaraz odegnałam tę myśl dal gdyż okazałabym przy tym swoją słabość nad nim. Ułożyłam się wygodnie by ten, jako pierwszy mnie zaatakował i zrozumiał, że jestem godnym przeciwnikiem, a już na pewno nie jego siostrą, nie tą, którą znał. Szybkim ruchem dłoni zaprosiłam go do walki. Nie zdążyłam nawet przymknąć powieki, kiedy ten rzucił się w moją stronę chcąc mnie staranować jak jakieś drzwi! W ostatniej sekundzie zdematerializowałam się za jego plecami. Chcąc mu dopiec stuknęłam w jego plecy jednym palcem. Spodziewałam się, że to sprawi, iż jego agresja wzrośnie i od razu zacznie działać. Właśnie tego od niego chciałam by ten trening potraktował jak prawdziwą walkę, lecz bez ofiar śmiertelnych, a ja chciałam się trochę zabawić a za razem przekonać się, co potrafi Saiyanin. Unikałam jego ciosy z łatwością odsuwając się od niego krok po kroku.

- Nie baw się ze mną- zawołałam-Bij się naprawdę!

- Nie boisz się?- Zadrwił- Mogę zdeformować ci tę buźkę.

- Chcę wiedzieć, co potrafisz!

Przystanął na moment, po czym ponownie ruszył w moją stronę. Zaczęliśmy bić się rękoma i nogami zarazem blokując przeciwnika by ten nie trafił w zamierzony cel. On nie chciał oberwać od gówniarza, a ja nie chciałam okazać się słabeuszem. To bardziej przypominało lekki sparing niż prawdziwą walkę. Chcąc go zmusić do użycia większej siły odskoczyłam daleko w tył a następnie rzuciłam się na niego włączając przyspieszenie. Po walce z Freezerem nabrałam większej wprawy, jeśli chodziło o uniki i natarcia. Walczyłam na śmierć i o mały włos się o nią nie otarłam. My wojownicy potrafiliśmy się szybko uczyć. Każda wygrana jak i przegrana walka uczyła nas nowych doświadczeń, udoskonalaliśmy dzięki nim swoje techniki,poprawialiśmy kondycję i przede wszystkim stawaliśmy się silniejsi i bardziej odporni na ból.

Musiałam przyznać, że czarnooki dobrze walczył. Udało się jemu rozciąć moją wargę zetrzeć naskórek z lewego kolana i otrzeć prawe ramię. Na moje nieszczęście nie udało mi się nic zrobić by książę doznał jakiegoś skaleczenia. Był zadowolony z siebie, było to doskonale widać. Jeśli chodziło o niego nie potrafił ukrywać obrzydzenia,obojętności i przede wszystkim zuchwałości. Te trzy cechy przede wszystkim sprawiały, że jego przeciwnicy czasem tracili głowę z powodu jego jestestwa.Znałam Vegetę od dziecka wiedziałam, jakie posiada uczucia, myśli i marzenia jednak mimo tego starał się być zawsze lodowatym. Z kiedy zabrakło go w moim życiu zrozumiałam, że pod grubą skorupą zadziornego tupetu miał serce, które potrafił okazać i zapamiętałam go w ten sposób. Dzięki temu nie straszny mi jego gniew. Nawet sprawiał czasem radość, choć brzmiało to całkowicie niedorzecznie.

Dosięgła mnie jedna z kul energii odpychając mnie paręnaście centymetrów w tył. Zamyśliłam się zachwycając się wspomnieniami. Jeden z najpoważniejszych błędów podczas walki! Nie można przecież zaprzątać sobie głowy jakimiś niestosownymi do chwili starych epizodów. Musiałam o tym pamiętać, bo gdyby przytrafiłoby mi się to podczas prawdziwej walki… Otrzepałam się i postanowiłam zaatakować odskakując przy tym na drugi koniec sali.

- Koniec!- Zawołałam uśmiechając się.

- Poddajesz się?- Zadrwił a zarazem lekko się zdziwił.

- Zwariowałeś?!- Oburzyłam się -Czas na poważniejszą część tej imprezy!

Zachichotałam złowieszczo, po czym skumulowałam w sobie moc, co pozwoliło mi przejść na wyższy poziom. Vegeta popatrzył na to lekko przychylnym okiem, sam, bowiem był w stadium złotowłosego wojownika. Jak wiadomo musiał spodziewać się wyższych obrotów z mojej strony a także większej siły. Ruszyliśmy ku sobie chcąc pokazać, na co stać każdego z nas. Miałam okazję w końcu pokazać swoją siłę dzięki i której pokonałam Freezera, którego nienawidziłam z całego serca.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.