Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

60. Szokujące zagadki

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-04-12 16:54:29
Aktualizowany:2015-04-12 16:54:29


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Od momentu sprzeczki z Vegetą nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Wciąż w głowie dudniły mi jego wściekłe wrzaski. Sama byłam na niego zła, ale wiedziałam, że kłótnia do niczego nas nie zaprowadzi, przynajmniej teraz, kiedy musieliśmy trzymać się razem i ubezpieczać na wypadek nieoczekiwanego niebezpieczeństwa. Wielka zmiana była taka, że ja milczałam, zaś Son Goten trajkotał jak najęty z Trunksem, co jakiś czas komunikując się ze starszymi Saiyanami. Po zaobserwowaniu tejże ciekawej zmiany postanowiłam nie odzywać się tak długo jak było to konieczne. Nawet księciu musiała przejść wściekłość na syna Son Goku gdyż również włączał się do rozmowy ilekroć miał coś do wtrącenia. Nikt nie zareagował na moje milczenie.

Po długiej przeprawie krętymi tunelami naszym oczom ukazał się niewielkich rozmiarów otwór wypełniony wodą prowadzący w dół.

- Może jednak to była zła droga?- Zastanowił się Son Goten.

- A może mają coś do ukrycia? Właśnie tam- Wskazał palcem Trunks.

„A może jesteście głupcami” Pomyślałam nie chcąc wdawać się w rozmowę.

- Myślę, że powinniśmy to sprawdzić- Oznajmił Son Goku wyraźnie zainteresowany głębią.

- Nawet nie wiesz czy ten tunel kończy się gdzieś gdzie jest powietrze- Warknął Vegeta- Chyba, że chcesz się udusić, proszę bardzo- Dodał zgryźliwie się uśmiechając- Jestem za.

Nie powiem, komentarz Saiyana rozbawił mnie do tego stopnia, że nie utrzymałam emocji na wodzy i parsknęłam cichym śmiechem zwracając swoją uwagę. Wzięłam głęboki wdech, po czym wskoczyłam w otwór chcąc załatwić tę sprawę bez zbędnych komentarzy. Szczerze nie obchodziło mnie czy za mną wskoczą. Interesowało mnie tylko jedno - rozwikłać swoje zagadki. Może i mój pobyt tutaj nie służył tutejszym mieszkańcom, jednak mając okazję chciałam dowiedzieć się jak najwięcej by móc później to wykorzystać w swoim życiu. Tu i teraz może i byłam nikim, miniaturową kopią księżniczki Saiyanów, która zagubiła się w czasie i straciła wszystko, co miała poza jednym… Tylko to utrzymywało mnie przy życiu. Tylko wiedza o przeciwnikach, każda możliwość wzbogacenia się chociażby o niewielką namiastkę mocy nakręcała mnie by dalej istnieć. Bez celu nie byłam w stanie funkcjonować. Gdyby nie chęć zemsty nigdy nie zaszłabym tak daleko. Nigdy nie przybyłabym na Ziemię, nie spotkała brata i nie miała okazji zrobić czegoś pożytecznego dla całego wszechświata - pokonania zła, którym okazał się Komórczak. Wciąż szukałam kolejnych celów by nie popaść w obłęd, by mieć ten cholerny cel, by mieć, po co żyć.

Nie chcąc marnować czasu „poszybowałam” korytarzem wypełnionym wodą chcąc jak najszybciej dotrzeć do jego ujścia. Jeśli Vegeta miał rację mogłam się udusić z braku tlenu, albo tak jak uznał Trunks dotrzeć do czegoś, co pozwoliłby nam prowadzić dalszą podróż, a za razem nasycić moją ciekawość. Tunel zaczynał przypominać niekończącą się drogę donikąd, ale będąc potomkiem dumnego ludu mogłam liczyć na wsparcie duchowe swojego ciała i umysłu by w końcu dostrzec miotające się światełko w oddali. Koniec był już bliski, tam było powietrze i kolejny etap mojej podróży w tym zagmatwanym świecie.

Pospiesznie wynurzyłam głowę łakomie łapiąc powietrza, którego już prawie mi brakowało. Nawet nie zdążyłam się rozejrzeć, a poczułam w kostce uszczypnięcie. Momentalnie się za nią chwyciłam łykając przy tym sporą ilość niesmacznej wody, którą przed chwilą przemierzyłam. „Co za baran” krzyknęłam w myślach dostrzegając kontury stroju młodszego pół-saiyana. Wygramoliłam się z wody kładąc się na plecach i masując przy tym zaatakowaną kostkę.

- Pomyśl kiedyś nie tylko o sobie- Mruknął czarnowłosy wychodząc na powierzchnie pozwalając przy tym kolejnej osobie na wynurzenie się- Ty i wasza królewska krew- prychnął.

Spojrzałam na niego gniewnie. Gdybym tylko mogła wybuchłabym, ale nie było to odpowiednie miejsce, więc ograniczyłam się do samego przeszywającego spojrzenia.

- Uch!- Dało się słyszeć potężne sapnięcie syna Bardocka, który właśnie wynurzył się z wodnego tunelu- Jednak Vegeta nie miał racji.

Na te słowa chłopak uśmiechnął się gorzko wciąż nie spuszczając mnie z oczu. „Idiota” pomyślałam. Gdyby to jeszcze miało mnie w jakiś sposób zaboleć. Gdyby książę miał rację w życiu nie skoczyłabym do tej paskudnej wody. Szkoda mi było życia, a już na pewno nie miałam ochoty na taką śmierć.

- Hmpf- Prychnęłam odwracając głowę od zuchwalca.

Chwilę później pojawił się fioletowo włosy a zaraz po nim sam wredny Saiyanin. Cuchnąca woda powoli ociekała z naszych ubrań doprowadzając, co poniektórych do szału. Oczywiście Son Goten musiał wydedukować parę opryskliwych komentarzy na temat królewskich nosów, choć sam nie potrafił przyzwyczaić się do odoru. Zastanawiające jednak było nie to jak pachnieliśmy a dokąd podążaliśmy. Schodziliśmy coraz głębiej aż dostrzegliśmy kolejne błękitne płomienie. Tam musiała być kolejna „podziemna komnata” zaprojektowana przez „łuskowców”. Tak ich określiłam nie wiedząc jak się do nich odnosić. Oczywiście z nikim nie podzieliłam się swoim pomysłem gdyż wciąż nie zabierałam głosu czując irytację do paru zebranych.

- Ostrożnie- Szepnął Son Goku- Wyczuwam czyjąś obecność.

Wyostrzając zmysły poczułam to, o czym przed chwilą wspomniał czarnooki. Energia nie była kosmiczna. Ba, nawet nie była przeciętna. Ktoś o takiej mocy nie mógł nam zagrażać fizycznie, ale jak przypomniałam sobie walkę z jednym, przeszły mnie ciarki. Ich skóra była granitowa! Vegeta ruszył, jako pierwszy, ja zaraz po nim nie chcąc niczego pominąć. Przywarliśmy do powoli przesuwając się do przodu. Milczeliśmy. Podążając za starszą wersją swojego brata czułam się pewniej. Chociaż wciąż się na mnie wściekał wiedziałam, że za jego plecami jestem bezpieczna, a w razie jakiegoś problemu byłam gotowa bronić go. Energia wydawała się być coraz bardziej namacalna, wydzielała dziwne ciepło. Była zupełnie inna, całkowicie się różniła od tej, którą spotkaliśmy na powierzchni, ta wydawała się dość dziwna. Chciałam podzielić się z resztą moim odkryciem, ale w tej chwili nie mogliśmy się komunikować ze względu na minimalną odległość między nami a łuskowcem. Aż się we mnie gotowało, że nie mogę otworzyć ust. Tyle czasu się nie odzywałam, jak na mnie zbyt długo.

Dźgnęłam Vegetę palcem w żebro. Nie zareagował. Przyjrzałam się jego odzieniu i w końcu zrozumiałam, że miał na sobie zbroję, przez którą nie mógł poczuć mojego delikatnego dotyku. Był zdecydowanie za twardy, nawet jak na taką minimalną grubość. Właśnie, dlatego ją nosiliśmy. Byliśmy w stanie wytrzymać większość ciosów, a ze względu jej elastyczności idealnie dopasowywała się do ciała właściciela i co najważniejsze dla Saiyana oznaczała mniej problemów po przemianie z Ozuaru a następnie powrotu do pierwotnych kształtów nie tracąc przy tym odzieży. Sama jednak nie miałam jeszcze okazji przetestować swojej zbroi jak i kombinezonu.

Ponownie zaczepiłam księcia tym razem w ramię gdzie okrywał go tylko czarny kombinezon. W mgnieniu oka zareagował, a po jego postawie zrozumiałam, że niepotrzebnie zawracałam mu głowę gdyż obmyślał plan unicestwienia stwora. Nic, postanowiłam poczekać ze swoją informacją.

- Hej!- Wypalił Son Goku wychodząc naprzeciw łuskowca- Wiesz którędy na górę?

W przeciągu sekundy padliśmy na twarz zaskoczeni głupią inicjatywą mężczyzny. Zdezorientowany stwór wpatrywał się w nieproszonego gościa. Ten zaś z głupim uśmieszkiem podrapał się po głowie.

- Kretynie!- Syknął Vegeta.

Korzystając z okazji skoczyłam na przeciwnika powalając go na ziemię. Użyłam sporej energii by go obezwładnić, choć ku mojemu zdziwieniu nie stawiał oporu. W mgnieniu oka dołączył do mnie Trunks w obawie, że sama nie podołam. Normalnie obraziłabym się, lecz nie miałam pojęcia, jaką mocą dysponował. Możliwe, że jego reakcja była bardzo pomocna a za razem przemyślana. Stalowo skóry cicho pojękiwał, a chwilę później zaczął dyszeć jakby zaczynało brakować mu powietrza.

- Czy on się dusi?- Zdziwiłam się.

- Udaje- Książę nie dał się podejść.

Wycelował dłoń prosto w twarz obezwładnionego.

- Siwezi kupumua- Wymamrotał- Kufanya madhara.

Niestety żadne z nas nie rozumiało znaczenia tych słów, a monolog jaki powtarzał był coraz bardziej niewyraźny. Z ledwością łapał powietrze. Pod dłońmi poczułam wibracje, zdumiona spojrzałam na niebieskookiego chcąc uzyskać odpowiedź, lecz nim zdążyłam zadać pytanie znałam już jego myśli - Nie wiem. Rozluźniłam ucisk pozwalając ofierze na swobodniejszy dostęp do tlenu. Po kilku łapczywych wdechach jego stan ustabilizował się.

- Ten jest bezbronny…- Mruknęłam jakby do siebie- Tamten wręcz przeciwnie…

Spojrzałam na zebranych z lekkim strachem. Mimowolnie zadrżały mi wargi. Nie znałam tylu odpowiedzi… Nie wiedziałam, co myśleć.

- O co tu chodzi?


***

Podążaliśmy dalej w głąb podziemnego świata. To, co widziały nasze oczy na długo utkwiły w mej pamięci. Nie rozumiałam niczego! Nie potrafiłam zrozumieć, jaka jest różnica między tym na górze, a tym w dole. Wyglądali tak samo… No, może ten na dole był nieco lepiej odziany, ale wciąż nie zdradzało to tajemnicy, którą ze sobą zabrał ginąc z ręki bezwzględnego Saiyana, który uznał, że ten pokryty łuskami osobnik jest niebezpieczny. W tym tkwił właśnie problem. Nie był zagrożeniem. Siła jednostek nie przekraczała nawet standardowej występującej u mieszkańców Ziemi. Dlaczego jeden posiadał ogromną moc, a drugi nie miał jej wcale? Odpowiedzi nie przychodziły, za to pytania owszem. One się mnożyły! Im mniej wiedziałam tym bardziej mnie przerażało. Do mojej głowy cisnęło się tylko jedno wielkie „Czy to moja wina?”.

- Czuliście tę energię?- Podjęłam temat- Zauważył któryś z was, że różniła się od energii kolesia na górze?

- Oczywiście- Wypalił bez zastanowienia Saiyanin wychowany na Ziemi.

Odruchowo zatrzymałam się by spojrzeć mężczyźnie w twarz.

- I… to wszystko?- Zdziwiłam się.

Uśmiechnął się jakby wiedział, że znam jego myśli. Ruszył pozostawiając mnie samej sobie. „Nie możliwe” pomyślałam z otępieniem.

- Ale musi ona coś oznaczać!- Krzyknęłam za nim.

Nie po to poruszyłam ten temat by zostać samotnie z tymi myślami. Jeszcze parę niewiadomych a skończy się to dla mnie tragicznie. Ogłupieję…

- Zastanowimy się nad tym przy następnym spotkaniu, dobrze?- zawołał do mnie nie odwracając się nawet o cal.

- On ma rację- Klepnął mnie po ramieniu Son Goten- Teraz na nic ta informacja ci się nie przyda.

Spojrzałam na niego z lekkim rozczarowaniem. Mieli rację, a ja nie chciałam jej przyznać. Czyżbym za bardzo naciskała? Ciężko westchnęłam ruszając za resztą. Przez dłuższą chwilę czarnooki dotrzymywał mi kroku nie wypowiadając ani jednego słowa. W uszach dudniły tylko ciche kroki naszych stóp.

- Nie martw się- usłyszałam jego głos- Podziwia twoją zapalczywość, ale wiedz, że chorobliwa pogoń za niewiadomą jest bezcelowa.

- Bezcelowa?!- Syknęłam z niedowierzania.

- Zrozum…- Jęknął- Nie pchaj się na siłę w ogień. Postaraj się go ugasić.

Mówienie w przenośni zawsze dodawało mi otuchy, nie ma, co. Nie znosiłam metaforycznych stwierdzeń, ale rozumiałam, o co mu chodziło. Jego ojciec wiedział, że aż się gotuję by dowiedzieć się wszystkiego, jednak tak jak powiedział, na wszystko musiał przyjść odpowiedni czas. Szkoda tylko, że bycie w gorącej wodzie kąpanej było moją okropną wadą. To musiało być rodzinne. Tak, odziedziczyliśmy to po ojcu.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.