Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

63. Pierwsza walka

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-06-04 10:16:15
Aktualizowany:2015-06-04 10:16:15


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Przeciwnicy spoglądali sobie groźnie w oczy. Każde z taką samą dawką pewności siebie i obrzydzenia względem drugiego. Z ogromną niecierpliwością czekałam na ten moment, w którym walka się rozpocznie. Musiałam przyznać, że każda sekunda zwłoki, każde mrugnięcie oka sprawiało, iż czas oczekiwania niesamowicie się wydłużał. Miałam ochotę krzyczeć by rozpoczęli tę potyczkę. Całe ciało aż się rwało.

- Vegeta- Son Goku niespodziewanie przerwał ciszę.

Książę spojrzał na niego kątem oka nie poruszając się nawet o cal. Po jego napiętych mięśniach można było dostrzec, że Saiyanin wyrwał go z pewnej gotowości. Tej, w której obmyślał plan, wszystkie możliwości walki, które przyszły mu do głowy. Analiza błędów sprzed lat oraz różne taktyki- wszystko prysło niczym bańka mydlana. Nie powiem, też bym się wściekła. „Mój brat” milczał, czekał.

- Nie jestem pewien… - Zaczął.

- Czego?!- Syn króla przerwał wypowiedź przedmówcy.

Był zniecierpliwiony. Jego ciało krzyczało „ Jak on śmiał! Teraz, kiedy był gotowy do walki!?”

- Chcę porozmawiać - Powiedział młodszy Saiyan po dłuższej chwili.

Vegeta niezbyt chętnie wrócił do nas. Miał przymrużone oczy, pragnął jedynie pogruchotać komuś kości.

- Jestem pewien, że źle to rozgrywamy - Kontynuował - Oni wystawili słabego przeciwnika,my też powinniśmy. Co będzie, jeśli zostanie najsłabszy z nas, a oni będą mieli pewniaka? Hmm.

Spojrzałam na niego z zainteresowaniem. Ten facet miał sporo racji. Jeśli każde z nas mogło pokonać tego protektora trzeba było to wykorzystać w najprostszy sposób. Oczywiście Książę pokonałby go bez trudu i ze czterech następnych także, ale w końcu trafiłby na silniejszego. Z resztą nie miałby nic do stracenia rezygnując z tej walki. Jeśli poległby w późniejszej walce niewielu mogłoby pokonać resztę. Wszystko mogłoby legnąć w gruzach.

- Wydaje ci się? - Brat podniósł głos.

- Ojciec ma rację - Wtrącił Son Goten - Jeszcze będziesz miał okazję walczyć.

- Nie patrz się na nich jak na idiotów, Vegeta - Zabrałam w końcu głos - Mają rację.Poza tym to żaden przeciwnik dla ciebie. Nawet byś się nie spocił.

- Oczywiście.Jesteście miernotami.

Choć nie chciał się przyznać wiedział, że mam rację.Wiedział, też, że jeśli teraz będzie walczyć prędzej czy później obróci się to przeciwko nam. Cały Vegeta, nigdy nie potrafił pogodzić się głośno z innymi.Jego słowo zawsze musiało budzić respekt. Spojrzałam na niego krzywo. Może i był silnym wojownikiem, może i miał spore doświadczenie w walkach, udawało mu się wyjść cało z krytycznych sytuacji, ale jakim prawem nazwał mnie cieniasem?! Stoczyłam z nim, tutaj jeden lekki pojedynek. Sama widziałam jego zdumienie, co musiało oznaczać, że alternatywna, starsza ja nie była taka silna jak mogłabym się spodziewać. Bądź, co bądź siebie znałam najlepiej. Choć kto wie? W tak młodym wieku przekraczałam siłą jego siostrę.

Przez głowę przeleciała mi wizja, kiedy to walczę z łuskowcem, który jest dobrym przeciwnikiem i oczywiście wyzwaniem. Moim ostatnim porządnym pojedynkiem był,Freezer i chyba tak naprawdę jedyna. Z komórczakiem nie miałam okazji. Son Gohan wymęczył dziada i to porządnie, ja tylko odebrałam mu życie, kiedy to chłopak padł ze zmęczenia. Kiedy sobie to przypominam… Widzę ten obraz przed oczami…

„Mężczyzna ledwo dawał sobie radę z oddechem,a co dopiero z obroną! Wystrzelił potężną fale uderzeniową w kierunku Saiyana.

- Vegeta!- Krzyknęłam przerażona.

[…]Choć starałam się wyrwać wciąż krzyczałam,nawoływałam brata by uciekał. Nie mógł zginąć! Po policzku spłynęła łza. Nie sądziłam, że w przeciągu tak krótkiego czasu na Ziemi ujrzę śmierć swojego brata. Nastąpił wybuch. Ogromne głazy rzucały się wokoło. Dotarł do nas w przeciągu paru chwil silny wiatr, aż upadliśmy.”

„Zaczęło się błyskać. Maleńkie iskry okalały moją aurę, a po chwili zamieniły się w niewielkie błyski prądu. Czułam, że moja moc rośnie. Było to niesamowite uczucie. Nigdy wcześniej się tak nie czułam! Rozbłysło się światło. Czułam jak ze mnie emanuje potężna energia. Son Gohan upadł na kolana głośno dysząc, po chwili opadł na ziemię. Jego włosy przybrały naturalny kolor. […]Wzbiłam się wysoko ponad androida. Wystrzeliłam sporą dawkę KI by nic nie pozostawić po tej kreaturze. Miałam pewność, że tym razem nie wróci. Wylądowałam spoglądając w niebo.”

Gdyby nie przypuszczenie, że Vegeta nie żyje ile byłoby jeszcze ofiar w tej masakrze.

- Skoro z nas takie tumany pozwól, że w razie, co dokończysz walkę - Burknął syn Son Goku.

- On ma rację, ojcze - Wtrącił Trunks.

- Ja?- Oburzył się - Nie będę robić za niczyją niańkę!

W złości zmrużyłam oczy, zacisnęłam ogon wokół pasa. To dziecinne przekomarzanie było na miejscu. Spojrzałam kontem oka na przeciwników. Mieli niezadowolone miny.

- Tobie w szczególności - Wycedził do mnie.

- Sama o siebie zadbam - Nie byłam mu dłużna.

Truks zdobył się na parę kroków do przodu stając pomiędzy nami. Spojrzał na mnie, następnie na księcia.

- Ojcze,jeśli my polegniemy zostaniesz jedyną istotą na Ziemi, która będzie w stanie ich pokonać - Szepnął spoglądając tępo w ziemię - Albo ich pokonasz, albo zginiesz z nami.

Po dłuższej chwili milczenia w końcu się zgodził, jednak miał warunek. Jeśli coś pójdzie nie tak, zemści się. Walka nie ma prawa go ominąć! Pod żadnym pozorem. Tymi słowami dał mi do zrozumienia, iż uważa, że przeciwnicy są słabi. To się wszystko miało dopiero okazać.

- Co z wami? - Zabrał głos Pheres - Przyszliście tu na pogaduchy? Nie mamy wieczności!

Nie zdążyliśmy się jeszcze zgadać, co do tego, które pierwsze rozpocznie walkę, a jednak czułam, że jeden był już gotowy.Dostrzegłam to w jego oczach. Brakowało mi jedynie potwierdzenia.

- Na co czekacie?

- Będę walczyć - Zawołał Son Goten.

Zaskoczenie mojego brata było zdumiewające. Musiał spodziewać się zupełnie czegoś innego. Za pewne wyobrażał sobie sytuację, kiedy to chłopak jest zaciągany siłą na „ring”. Nie dostrzegał tego, co ja. Czyżbym w tak krótkim czasie przejrzała tego pół Saiyana? Kiedy zrobił krok do przodu ojciec położył mu dłoń na lewym ramieniu delikatnie przy tym się uśmiechając.Ta twarz dodawała wiary, promieniowała wsparciem.

- Powodzenia synu.

- Nie zawiodę cię.

Muzyka

Son Goten odwrócił się do Łuskowca groźnie na niego łypiąc. Zrobił parę zdecydowanych kroków w przód. Żołnierz Protektora był zniecierpliwiony. Widać było na pierwszy rzut oka, że ma dość naszego towarzystwa i z miłą chęcią posłałby w piach każdego z nas. Nie powiem, z miłą chęcią.

Stali już naprzeciw siebie spoglądając sobie w oczy.Czekali na znak. Sygnał, który pozwoli rozpocząć tę walkę. Dostrzegłam napinające się mięśnie chłopca w okolicach szyi. Przywódca dał sygnał, by walka się rozpoczęła, po czym wyskoczył w powietrze przemieszczając się na jeden z balkonów w górze by z lepszego miejsca podziwiać walkę. Ku mojemu zaskoczeniu syn Son Goku wystartował, jako pierwszy. Przeciwnik stał w miejscu niczym wmurowany w ziemię. Nie zauważyłam, kiedy to nastąpiło zapatrzona w Pheresa. Z oburzoną miną wbiłam się w powietrze lądując na balkonie po przeciwnej stronie„wodza”. Chwilę później dołączyła do mnie reszta.

- Stąd faktycznie lepiej widać - Zauważył syn Bardocka.

- Sądzę,że z tej wysokości ogólnie bezpiecznie będzie obserwować cały spektakl -Odparłam- Mam dziwne przeczucie…

Nie potrafiłam określić, o co tak naprawdę chodziło.Wiedziałam jedno, łuskowiec „uciekł” z dołu, my musieliśmy zrobić to samo, tym bardziej,kiedy jesteśmy na nieznanym nam terytorium hen głęboko pod ziemią! Nie mogliśmy o tym zapomnieć.

Rozległ się stłumiony huk. Son Goten zadał kolejny cios,który ku mojemu zaskoczeniu nie zadał przeciwnikowi bólu. Chłopiec obłożył gada jeszcze jedną porcją uderzeń nierobiących na tamtym wrażenia. Stał wryty jak kamień w ziemię i spoglądał przed siebie. Nie powiem, widok był irytujący.Czarnowłosy odskoczył w tył, wziął głęboki wdech, po czym ponownie natarł na wroga. Wydawało się, że mógłby robić tak w nieskończoność aż w końcu by się zmęczył z głodu lub po prostu miałby tego serdecznie dość. Na kamiennym nie robiło to żadnego wrażenia. Ziewnął. On się nudził!

- Son Goten! - Krzyknęłam zniecierpliwiona - Przestań się z nim bawić! Nie mamy wieczności.

Wiedziałam, że chłopak ma w sobie większe pokłady energii. Mógł je śmiało wykorzystać. Po co miał tracić nasz cenny czas?Chcieliśmy się przecież ich jak najszybciej pozbyć. Ja miałam wracać do domu! Miałam pozwolić wrócić Trunksowi do swojego świata, gdzie musiał rozprawić się z cyborgami 17 i 18 a przede wszystkim nie dopuścić do rozwoju zarodka zwanego później Komórczakiem.

Chłopak na moment przystanął, zaś jego przeciwnik niespodziewanie wykonał ruch. Zamaszyście wykonał cios pięścią prosto w brzuch.Chłopak zgiął się w pół po uprzednim odskoku. Wypluł ślinę. To musiało boleć,przeszło mi przez myśl. Z „walki” stoczonej z twardoskórym wiedziałam, że ich pięści były twarde, a każde uderzenie sprawiało wrażenie łamania kości. Trzeba było im przyznać, że pancerna skóra była ich atutem. Wyczułam niespodziewanie podnoszącą się energię. Son Goten się wkurzył! Jeszcze chwila i wybuchł ukazując przed nami jego nowe oblicze - złotowłosego Saiyana.

Dostrzegłam również brak reakcji ze strony Protektorów.Oni już nas znali! Musieli mieć coś wspólnego z Cieniami, których jak do tej pory nie spotkaliśmy. A wiadome nam było, że to jest ich ziemia, że tu były spotykane. A jednak nie było tutaj ani jednego…

Syn Son Goku skumulował w lewej dłoni sporą dawkę mocy,po czym wystrzelił ją prosto w twarz przeciwnika, ten zaś padł na ziemię z dziwnym plaśnięciem. Oznaczało to tylko jedno, został pokonany.

- Brawo synu!

- Phi,łatwizna - Mruknął Vegeta.

- Dobra nasza!- Entuzjazm Trunksa nie był mniejszy.

Syn i ojciec… Podobni a jednak tak różni. Czy gdyby moja matka była ziemianką także byłabym bardziej… Przyziemna? Spojrzałam na pokonanego stwora i dostrzegłam coś bardzo dziwnego. Jego ciało zaczynało drgać, zmieniać się, odkształcać! W tym samym momencie jeden z jego zarzucił na ofiarę jakiś materiał, po czym zawiniętego wyniesiono.

- Widzieliście to samo, co ja?- Szepnęłam niemal bezgłośnie - Coś się z nim działo…

- Masz jakieś omamy - Burknął książę.

- Skąd!-Warknęłam - Ewidentnie jego ciało się przekształcało!

- Niczego nie wyczułem - Zamyślił się ojciec Son Gohana - Jeśli się przekształcał potrzebna do tego musiała być energia.

- Wiem,co widziałam - Powiedziałam do siebie spoglądając w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu leżało ciało.

Pheres machnął łapą nakazując kolejnemu dołączyć do walki. Jeden zero dla nas, jednak to był dopiero początek walki. Przed nami niemal była jeszcze wieczność! Następny na liście był Trunks. Widząc jego zapał miałam ochotę się porzygać. Dlaczego nie byli w dobrej formie? Dlaczego byli tacy słabi? W niczym nie przypominali swoich ojców. W niczym nie przypominali wojowników. Ziemię bronić mogli jedynie przed bandziorami rasy ludzkiej. Niebyli w stanie ochronić wszechświata przed nikim potężniejszym. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Jak Vegeta mógł dopuścić do tego by jego syn był miernotą? Westchnęłam zrezygnowana.

Młody pół saiyanin stoczył jeszcze dwie dość łatwe walki,po czym natrafił na silniejszego sobie. Trzeba było przyznać, że mimo kiepskiej kondycji radził sobie nieźle! Potrafił podnieść się mimo silnego uderzenia. Choć nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa a jego aura znacznie osłabła nie zamierzał cofać się przed łuskowcem. Zachowywał się jak prawdziwy Saiyan! Gdy nagle Protektor wymierzył ostateczny cios rozległ się donośny krzyk, który echem poniósł się po pomieszczeniu dźwięcznie drażniąc uszy. To był Son Goku! W mgnieniu oka znalazł się przy chłopcu zgrabnie go osłaniając. Ocalił syna przed śmiercią.

- Chłopiec nie jest w stanie walczyć- Skierował się do przywódcy - Walka skończona.

Ku zaskoczeniu zebranych Pheres machnął ręką na znak by zabierał te chuchro z areny. Walka musiała toczyć się dalej. Następny miał stanąć do walki z jego człowiekiem, następny do stratowania! Nie był zadowolony, że dzieciak żyje, ale co miał zrobić? Chciał zobaczyć Son Goku go w akcji, pragnąłby zgnieść go jak robaka. Tak, to wszystko było widać w jego oczach.

Trunks nie czekając na czyjąś reakcje krzyknął, że jest następnym rywalem protektorów. Nie był gotowy, ale nie zamierzał naprzykrzać się Vegecie. Podczas walki próbowałam doszukać się jakiegoś podobieństwa w tym chłopcu a tym, który zawitał w moim świecie. Nie byli do siebie podobni. Jeden waleczny, pragnący pokoju na świecie, a drugi spokojny, nazbyt wyluzowany. Son Goku nie interesował się walką. Ocierał krwawe rany synowi coś do niego szepcząc. Ogrom czułości wzbierał we mnie nieznane uczucia. Nie potrafiłam określić, jakie są, ale na pewno mi obce.Książę ani myślał spojrzeć na wycieńczonego dzieciaka. Tempo wpatrywał się w walkę swojego syna, co jakiś czas wykrzywiając w niesmaku usta. Nie podobało mu się, że jego syn nie jest prawdziwym wojownikiem. Za pewne pluł sobie w brodę nie szkoląc małolata do wojny. Ja bym się skarciła. Póki sobie radził postanowiłam podokuczać Son Gotenowi. Nie wiedzieć skąd czułam, że to poprawi mu humor.

- To za te wygłupy na górze - Mruknęłam posępnie - Należało ci się.

- Poczekaj na swoją kolej - Jęknął - Potrafią być cholernie mocni.

- Widzę.

Obraz pokiereszowanego chłopca nie napawał mnie dumą,jednak częściowo odrzucał. Nie miałam ochoty wyglądać jak on - na wpół żywym.Nie zamierzałam przegrywać, umierać również. Miałam jedynie cichą nadzieję, że kiedy i mnie przyjdzie ginąć ktoś stanie w mojej obronie, po czym wyśle do domu, do swojego świata. Jeśli miałabym odejść to tylko w swoich czasach,nigdzie indziej.

W chwili, gdy ręka Son Gotena dotknęła nogi Trunksa coś mi podpowiadało, jakiś wewnętrzny głos, bym się cofnęła i dała młodym porozmawiać. Oczywiście chciałam wiedzieć, o czym była mowa, jednak postanowiłam upozorować tę swoją nieuzasadnioną uprzejmość. Oddaliłam się na tyle by zrozumieć każde ich słowo. Fioletowo włosy przykucnął tuż przed twarzą przyjaciela,

- Niech cię nie zwiedzie ich obojętność ani wygląd - Przełknął głośno ślinę siląc się na zabranie ponownie głosu - Są silni jak diabli! Każdy z osobna. Nie wiem, co w nich jest, ale coś w sobie mają. Nie mam pojęcia co. Są dziwni…

- Spoko- Zabrał głos starszy - Powalę tylu ulu będę musiał. Pomszczę cię, przyjacielu.

Uścisnęli sobie dłonie uśmiechając się do siebie serdecznie. Jakby to wszystko, co się tu działo było najzwyklejszą zabawą!Zawodami - który więcej wyeliminuje. Niespodziewanie, Trunks wychwycił moje spojrzenie. Nie chcąc niczego mówić skinęłam na niego pozostawiając kamienną twarz. Tym samym życzyłam mu powodzenia. Choć nie mówiłam wiedziałam, że jego walka jest z góry przesądzona. Max trzy, tyle mu dawałam. Nim ruszył do krawędzi balkonu spojrzał na ojca, trwało to zaledwie kilka sekund. Wzrok księcia mówił sam za siebie - „Nie przynieś mi wstydu, miernoto”. Ten Vegeta był dużo mniej porywczy w porównaniu z tym, z jakim przyszło mi żyć. Miał możliwie więcej uczuć. Albo po prostu umiał je okazywać niżeli mój rodzony braciszek.

Westchnęłam, po czym podeszłam do księcia Saiyan nie uraczając go najmniejszym spojrzeniem. Oboje mieliśmy wzrok zwrócony na młodzieńca, który bez zbędnego gadania zeskoczył w głąb mrocznych czeluści by stanąć,jako następny do walki z potworem, który niemalże zabił Son Gotena.

- Długo to nie potrwa - Stwierdziłam.

- Mnie to mówisz? - Mruknął bez entuzjazmu.

- Dziwię się, że jest taki słaby. To twój syn - Zaczęłam - Trunks, który przybył do mojego świata był o niebo lepszy od twojego. Musisz zwrócić uwagę, na to, że on wychowywał się bez ojca. Poległeś w walce z androidką.

Czarnowłosy nawet nie drgnął. Wciąż wpatrywał się w dół jakby nie chciał słuchać.

- Wiem,że cienie są praktycznie nie do pokonania, ale gdybyś wysłał syna do pałacu -Tu na niego spojrzałam - Roczny trening w Sali ducha i czasu czegoś by go nauczył.

Spojrzał na mnie z zainteresowaniem. W końcu przestał udawać, że mnie nie słyszy.

- Stąd posiadasz swoją siłę - Zamyślił się - Skorzystałaś z rajskiego treningu.

- Odrobinę- Przyznałam - Tuż przed walką z Komórczakiem. Zajęło mi to zaledwie pół roku.Nie było czasu na pełny trening.

- Więc?

- Następnego dnia po pokonaniu androida wyruszyłam w podróż w czasie. Zmieniłam waszą przyszłość! - Kopnęłam niewielki kamyczek,który z łoskotem upadł na dno krateru - Przeze mnie macie problem z cieniami.Przeze mnie znaleźliśmy się tutaj. Moim obowiązkiem…

- Twoim obowiązkiem jest wrócić do domu - Przerwał mi.

Spojrzałam mu głęboko w oczy. Byłam zaskoczona. On… On kazał mi wrócić do domu! Właśnie oznajmił, że nie mam prawa zginąć! Że muszę żyć, muszę wrócić… Siląc się na delikatny uśmiech skinęłam na niego głową. Vegeta uczynił dokładnie to samo, a po chwili kładąc rękę na moim ramieniu wypowiedział krótkie „Patrz”.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.