Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

66. Ostatnie starcie

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-06-10 21:20:41
Aktualizowany:2015-06-10 21:20:41


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Nie spodziewając się niczego obniżyła się moja orientacja. Przestałam zwracać uwagę na to, co działo się dookoła. Liczyła się przecież tylko zemsta. Liczyła się tylko śmierć. Czyżbym znowu padła ofiarą własnej pychy? Czy po raz kolejny musiałam odznaczyć się tak beznadziejną postawą? Czy my, rdzenni mieszkańcy planety Vegeta, prawowici władcy jesteśmy skazani na samouwielbienie?

Adris nie została wyeliminowana, zapomniałam o niej w chwili, gdy osiągnęłam drugie stadium super wojownika. Pałała moim ciałem gigantyczna złość, a teraz po prostu dałam się od tak okraść z energii. Jaszczurzyca silnie zacisnęła ręce na moim brzuchu. Z każdą sekundą pochłaniała moją moc, a co za tym idzie stawała się silniejsza i nie byłam w stanie odepchnąć jej od siebie. Szybko zaczęłam opadać z sił. Protektorka szyderczo śmiała się wprost do mojego ucha, co sprawiało, że zaczynałam wariować. W tym czasie Pheres pozbierał się z ziemi gniewnie na mnie łypiąc.

- Niczego nie zostawiaj, ale oszczędź - Szepnął tak byśmy tylko dwie usłyszały, co mówi - Będzie nasza.

Na te słowa zaczęłam się szarpać ile tylko byłam w stanie. Nie zamierzałam pracować dla wroga, nie mieściło mi się to w głowie! W ogóle nie zamierzałam ani chwili więcej przebywać w tym chorym świecie. Powoli żałowałam, że dostałam się do tych czasów, które sama stworzyłam. Może taki był mój los? Kara za mącenie już ułożonego wszechświata? Wezbrała we mnie panika i obrzydzenie. Utraciłam kolejne pokłady energii. Zrobiłam się na tyle słaba, że wróciłam do pierwotnej postaci. Znów byłam ciemnowłosą.

- Tak… - Szepnęła podwładna jaszczura.

Albo mi się zdawało, że mocniej mnie zacisnęła, a może to ja stawałam się bezsilna. Bezbronna niczym małe dziecko. Nie wiedziałam, co mam robić. Przecież nie chciałam tak skończyć, jeszcze nie teraz! Nikt nawet nie zwróciłby mi życia…

- Zróbmy coś! - Usłyszałam cichy głos.

A może ktoś krzyczał? Nie wiedziałam…

- Nie pozwólmy jej tak umrzeć!

Nim zdążyłam się zorientować, do kogo należał głos dostrzegłam błysk z lewej strony. Wiązka bladego koloru trafiła Adris w plecy, lecz niczego jej nie zrobiła. Ta niewzruszona dalej trzymała mnie w swym żelaznym uścisku i zajadała się nie swoją KI. Ów człowiek nadleciał do nas i zamachnąwszy się by ogłuszyć mojego napastnika został powalony przez Pheresa, który za wszelką cenę chciał posiąść poją moc i moje ciało. Słyszałam jak krzyczy, jak brutalnie traktuje mojego niedoszłego wybawcę, jak w końcu łamie mu rękę lub nogę… I ten towarzyszący mu przeraźliwy krzyk bólu. To wszystko było dla mnie zamglone, niczym sen odległe.

- Son Goten! - Usłyszałam nim zapadłam w ciemność.

Muzyka

„Gdzie jestem? Czy to piekło? Czy już umarłam?”

Wokół siebie nie potrafiłam dostrzec niczego poza najczarniejszą czernią. I ta idealna cisza…

„Jest tu, kto?”

Nikt się nie odezwał, więc ponowiłam próbę, lecz i to okazało się bezskuteczne. Usiadłam gorączkowo się zastanawiając jak się tutaj znalazłam i czy jeśli to możliwe jak się stąd wydostać.

„Nie powinno cię tu być”

Głos, który to wypowiedział był żeński, łudząco podobny do czyjegoś, bardzo dobrze mi znanego.

„Kto to powiedział?”

Zerwałam się na równe nogi bacznie lustrując ciemną okolicę.

„Pokaż się!”

Tuż przede mną zmaterializowała się dziewczyna łudząco podobna do MNIE! Jedynie, co ją wyróżniało to zupełnie inne ubranie. Coś jak zwiewna, prosta suknia sięgająca do kolan. Nie przypominała wojownika.

„Kim jesteś?!”

„Tobą”

Uśmiechnęła się do mnie jakby chciała mnie pocieszyć. Więc gdzie tak naprawdę się znajdowałyśmy?

„Gdzie jestem?”

„W swojej głowie”

„Jak to możliwe?”

„Ponieważ nie umarłaś, wciąż tam jesteś i walczysz o życie. Za mało się starasz”

„Jak to za mało?!”

O co jej chodziło? Czyż nie starałam się wyswobodzić z uścisku… Kogoś?

„Poddajesz się, a dobrze wiesz, że możesz to zrobić. Jeszcze nie wszystko stracone”

„Jak?”

„Uwolnij swój gniew, twój przyjaciel jest ciężko ranny a ty spoczęłaś na laurach. Jeśli mu nie pomożesz umrze”

Rozejrzałam się, dookoła, ale wciąż niczego nie dostrzegałam. Byłam tu tylko ja i… ja. Nie miałam tu przyjaciół, kto niby mnie potrzebował bardziej niż ja kogokolwiek?

„Ależ masz! Rozejrzyj się!”

I nagle przed oczami ukazała się scenka, kiedy to rozmawiałam z synem Son Goku i jak i jak mnie pocałował życząc powodzenia.

„Tak Saro, to twój przyjaciel. On bardzo pragnie abyś przeżyła. Byś mogła wrócić do domu.

Nagle coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie, że to właśnie on rzucił się mi na ratunek. To on został zraniony przez ciemne siły.

„Son Goten…”

„Wracaj”

Wezbrała we mnie potężna siła, której nie zamierzałam chować. Zamknęłam oczy, a gdy poczułam gorącą łzę spływającą po policzku…

Muzyka

Otworzyłam ponownie oczy i ku mojemu zdumieniu byłam z powrotem na Ziemi w objęciach nikczemnej Protektorki. Łza spłynęła po brodzie i opadła na poranioną skórę rąk.

- Nie poddam się tak łatwo! - Ryknęłam.

W mgnieniu oka wróciłam do formy, a także weszłam na pierwszy poziom Super Wojownika. Ponownie wzniosły się tumany kurzu i drobnych kamieni.

- Saro odpuść! - Krzyknął Son Goku - Jeśli tego nie zrobisz pochłonie całą twoją moc.

Nie chciałam tego słuchać. Może i dałam się wrobić, może i zlekceważyłam siłę wroga, ale nie zamierzałam się poddać, nie bez walki! Nie mogłam upaść tak nisko! Duma książęcej krwi nie pozwoliłaby mi na to.

- Nie opieraj się maleńka - Adris szepnęła najmilej jak potrafiła - Twoja energia jest cudowna, dawno takiej nie jadłam.

Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie po to się ocknęłam by mnie skonsumowała!

- A więc żryj! - Warknęłam najgłośniej jak potrafiłam.

Po tych słowach zawzięłam się i spięłam maksymalnie mięśnie mocno się koncentrując. Z każdą sekundą czułam napływ nowej energii, a za razem jej mały zanik. Sługuska z planety Quartz łapczywie pochłaniała moje KI nie dbając o to ile jest w stanie udźwignąć. Nie byłam pewna, co do skuteczności mojej taktyki, ale zakładałam, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie mogło przecież być inaczej!

- Co robisz?! - Przeraził się książę - Czyś ty do reszty postradała rozum?!

Każda tego typu uwaga wlatywała jednym a wylatywała drugim uchem, niektóre, bardziej obraźliwe traktowałam niczym doping. Nakręcało mnie to, nie powiem, skutecznie.

Kamienie, sucha ziemia, resztki cywilizacji pękały pod naciskiem energii. Znikały bądź unosiły się w powietrzu. Musiałam jeszcze trochę wytrzymać, teraz nie było odwrotu. Gdybym postąpiła jak zalecali mi towarzysze broni padłabym na twarz, a następnie starto by mnie na proszek. Adris uczyniłaby to z niemałą satysfakcją wykorzystując do tego skradzioną KI.

I oto po raz drugi udało mi się osiągnąć drugie stadium. Tym razem nie miałam zamiaru popełnić tego samego błędu. Jaszczurza dama winna być zlikwidowana w pierwszej kolejności. Ku jej zaskoczeniu rozerwałam ten żelazny uścisk, wyswobodziłam ręce. Z całych sił ścisnęłam jej nadgarstki.

- Oddaj to, co zabrałaś - Syknęłam wściekle - Oddaj albo wyrwę ci te obleśne łapy!

Kobieta była zawzięta, również się szamotała jak ja jeszcze tak niedawno. Wzmocniłam uścisk i pociągnęłam obie kończyny zadając jej ostry ból. Wrzasnęła chyba najgłośniej jak potrafiła, bo aż zadzwoniło mi w uszach. Dźwięk był okropny, zbierało mnie na wymioty.

- Zamknij jadaczkę! - Szczeknęłam poirytowana.

W mniej niż sekundę puściłam jej rękę, uderzyłam łokciem w twarz i ponownie zakleszczyłam się w tej łuskowatej skórze. Intruz syknął z bólu jednak nie wydał z siebie więcej dźwięków. Poczułam się dużo lepiej, kiedy ta łasica przestała kraść mi energię niczym wampirzyca. Nagle poczułam mrowienie w rękach, później w całym ciele. Adris stopniowo oddawała to, co do niej nie należało, a czyniło nazbyt potężną. To niesamowite uczucie sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć z radości. Jednak zachowałam trzeźwy umysł by nie dać się kolejny raz oszukać. W chwili, gdy przekazała mi sporą część mocy uwolniłam ją w sobie, a ciało zamigotało większą ilością elektryczności.

- Koniec zabawy - Ryknęłam.

Z wszystkich sił szarpnęłam przeciwniczkę za ręce, aż wyrwałam je w łokciu. Zielona ciecz rozbryznęła się na wszystkie strony. Może gdyby była czerwona, zrobiłaby na mnie wrażenie. Kobieta upadając na plecy krzyczała niemiłosiernie. Odwracając się w jej stronę rzuciłam w nią jej kończynami, a następnie wyskoczyłam na bezpieczną wysokość i wystrzeliłam potężną kulę energii pozbywając się życia i ciała Protektorki.

- Dwa do jednego - Szepnęłam zadowolona.

Bacznie obserwując okolicę wyczułam moc Pheresa, który w tym czasie zdążył już umknąć. Zaśmiałam się gorzko.

- So Goten leć ze mną, a wy uporajcie się z tym ścierwem! - Wskazałam w kierunku, z którego wyczuwałam przeciwnika.

Son Goku, Vegeta oraz Trunks bez zbędnych pytań ruszyli we wskazaną przeze mnie stronę, zaś młody pół Saiyanin wzbił się w powietrze i zrównał ze mną zadając dużo pytań nie wypowiadając ani jednego słowa.

- Lećmy odszukać resztę - Uśmiechnęłam się.

Nie czekając na niego i jego reakcję ruszyłam jak strzała w kierunku najbliższego krateru by ponownie odnaleźć pomieszczenie z klatkami, w którym trzymano pojmanych wojowników. Teraz już nic nie stało nam na przeszkodzie. No, może z wyjątkiem paru nieszkodliwych, zaobrączkowanych kosmitów.

- Jak to zrobiłaś? - Zapytał, kiedy mnie dogonił.

- Co?

- No… - Zmieszał się - Zemdlałaś, myślałem, że umarłaś… A po chwili weszłaś na wyższy poziom! Nikt jeszcze tego nie dokonał! Ta siła i szybkość. Coś niesamowitego.

Roześmiałam się pod wpływem pochlebstw. Jeszcze tylu w życiu nie słyszałam, nawet od własnego ojca. Musiałam zrobić na nim ogromne wrażenie, bo byłam dziewczyną? Ponieważ byłam młodsza?

- Oczywiście, że dokonał. Nie jestem pierwsza - Mruknęłam posępnie, po czym dodałam już weselszym tonem - Twój brat, Son Gohan, on całkiem niedawno, w walce z Komórczakiem osiągnął drugie stadium. Był nad wyraz silny i szybki, lecz to nie wystarczyło.

- Nie wystarczyłoby pokonać cyborga? - Zdziwił się - Z taką siłą?

- Cóż - Mruknęłam - Siła i szybkość tak, ale pycha już nie.

- Co przez to rozumiesz?

- Zamiast go zabić bawił się nim - Wróciłam wspomnieniami do tamtego dnia - Ta biologiczna puszka chciała się wysadzić wraz z całą planetą! Wasz ojciec poświęcił się i przeniósł wybuch daleko od Ziemi by nam nie zagrażała, ale potem potwór powrócił, na dodatek silniejszy.

- Ale pokonaliście go.

- Masz rację. Musiałam pomóc Son Gohanowi, był już wyczerpany, a ja byłam świeżo rozgrzana i wtedy po raz pierwszy zamieniłam się w super wojownika.

- Bardzo szybko opanowałaś tę moc i to w tak krótkim czasie. Nawet zdołałaś rozwinąć w sobie kolejną.

Zastanowiłam się chwilę nad tym zdaniem, ale nie potrafiłam precyzyjnie na nie odpowiedzieć. Postanowiłam milczeć.

Wylądowaliśmy na dnie krateru, ponownie dotarł do naszych nozdrzy odór zgnilizny i wilgoć.

- Prawdę mówiąc nie wiem - W końcu odpowiedziałam - Jestem księżniczką Saiyan, muszę być silna.

- Owszem, przewyższasz mnie! - Wykrzyknął zdumiony - A jesteś dużo młodsza.

- Cztery czy pięć, co to za różnica? - Zdziwiło mnie to spostrzeżenie - Ruszajmy.

Rozpoczęliśmy wędrówkę przez tunele bacznie rozglądając się wokół jak i czujnie śledząc KI porwanych wojowników. Tym razem miałam zamiar wejść tam siłą, bez użycia mandarkery. Na szczęście nie musieliśmy długo szukać. Po drodze do ładowni zabiliśmy paru natrętnych Protektorów, którzy albo próbowali wszcząć alarm albo uciec. Może i nie byli groźni jednak póki żyli mogli nam zagrażać w inny sposób; technologią, zniewolonymi rasami walecznych istot. Po rozwaleniu metalowych wrót wtargnęliśmy do upragnionego miejsca. Ponownie znalazłam się w rupieciarni pełnej przeróżnych urządzeń, stołów, słoi teraz wystarczyło przejść do pomieszczenia z obrzydliwymi klatkami. Część z nich, która wcześniej była zamieszkana stała teraz odłogiem. Sześć innych było obsadzonych, po jednym na celę. Podeszłam do pierwszej z brzegu, tej, przy której byłam poprzednio. Ten tu do mnie mówił. To do mnie powiedział cieniu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mnie „widzi”.

- Choć i popatrz - Wskazałam na klatkę - Jak myślisz, kim on jest?

- Wygląda na protektora.

- Właśnie, a widzisz tę bransoletę? - Przesunęłam palec w jej kierunku - Jeśli ją zdejmiemy dowiemy się, kto kryje się pod tą płachtą łusek.

- Sprytnie - Mrugnął do mnie - Zabierajmy się do roboty.

- Nie…

Kiedy chłopak włożył rękę za kratę uśpionego i usiłował dosięgnąć nadgarstka spanikowany wrzasnął a ja wraz z nim nie wiedząc uprzednio, co się tak naprawdę stało. Na ten dźwięk przebudzili się inni wojownicy groźnie na nas łypiąc oraz wołać w tym dziwnym języku. W tej chwili także sobie uświadomiłam, że przecież chłopak miał złamaną rękę! Jak mogłam zapomnieć… Son Goten nawet ani razu nie pisnął odnośnie bólu poza tym razem.

- Proszę - Jęknęłam - Jeżeli mnie rozumiecie, to wiedzcie, że przyszliśmy was uwolnić. Nie chcemy zrobić wam krzywdy.

Ten, który przytrzymywał mocno Son Gotena usłuchał i po chwili złagodniał. Reszta niestety dalej dziczała za kratami. Czarnowłosy dzielnie szarpał się z kajdanom, jednak nie poradził sobie z nią. Musiała być wykonana z solidnego materiału.

- Odsuń się - Zawołałam - Wpadłam na pewien pomysł.

Syn Saiyana spojrzał na mnie z zainteresowaniem odsuwając się od klatki.

- Podpatrzyłam tę technikę od pewnego Changelinga - Wyjaśniłam pospiesznie - Powinno pomóc nie robiąc krzywdy naszemu nieznajomemu.

Uniosłam rękę do połowy a następnie sam palec wskazujący. Zebranie niewielkiej ilości mocy nie trwało długo by nad palcem pojawiła się maleńka fioletowa kropka, z rąk Freezera bardzo śmiercionośna.

- Cii - Szepnęłam i wolnym ruchem palca wycelowałam w bransoletę.

Maleńki promień powędrował we wskazane miejsce i wbił się w przedmiot niczym w masło. Po chwili nastał maleńki wybuch a wraz z nim uwolniły się obłoczki dymu. Metal rozpadł się w drobny mak. Pojmany w momencie zaczął drżeć dokładnie w ten sam sposób, co denaci. Upadł na kolana, chwycił się mocno krat i zaczął wyć, z czasem, kiedy jego ciało nabierało ludzkich kształtów, wycie przeistoczyło się w okrzyk bólu. Przeszedł mnie dreszcz, w duchu cieszyłam się, że mnie nie nałożyli takiego urządzenia, nie zniosłabym tych konwulsji… Mężczyzna jeszcze chwilę dyszał, a kiedy wstał ukazał się młody mężczyzna o delikatnych rysach, czarnych włosach i całkiem przystojny.

- Kuchukua mbali na mimi - Wskazał palcem na obrożę przylegającą do jego szyi.

- Szybko! - Krzyknął Goten - Zdejmij mu to!

Nieco zaskoczona zapałem młodego uczyniłam to bez zbędnych pytań, w taki sam sposób jak poprzednio. Ponownie materiał posypał się w drobne kawałeczki. W zadumie stwierdziłam, że nie na marne uczyłam się kuli śmierci, choć planety bym nią nie zniszczyła, tego nie potrafiłam zrobić.

- Dziękuję - Odrzekł masując obolałą szyję - Jak nas znaleźliście, bracie?

- To Sara was znalazła - Pospiesznie odpowiedział - Gdyby nie ona musielibyśmy z wami walczyć!

- Bracie?! - Sparaliżowało mnie - Czy to…

- Tak Saro, to Son Gohan, mój brat.

- C-co?! - Wykrzyknęłam zszokowana - Jesteś bardzo… Dorosły…

Mężczyzna się roześmiał, podszedł do następnej klatki i poprosił o uwolnienie reszty tych nieszczęśników.

- Znamy się? - Zadał mi pytanie - Wiesz, co? Najpierw ich uwolnijmy, potem opowiesz mi swoją historię. Myślę, że będzie warto poczekać, Saiyanko.

Przytaknęłam mu głową, następnie pospiesznie uwolniłam biedaków za pomocą wcześniej użytej techniki demona mrozu. Każdy zniewolony przeszedł to samo, co Son Gohan by na powrót być sobą. Ostatnią osobą okazała się młoda kobieta o czarnych włosach. Kiedy się podniosła dostrzegłam ogon. Więc była Saiyanką. Tutaj, w tym świecie było ich wielu. Mieszkali na Vegecie i wiedli całkiem dobre życie. Musiała dać się porwać Pheresowi i trafiła na Ziemię. Na pewno chciała wrócić so domu. Niestety wśród wyswobodzonych nie było Nameck’anina. Musiało to oznaczać, że został pokonany.

- Słuchajcie - Zawołałam - Lećcie za mną. Na górze wszystko wam wyjaśnię.

Czym prędzej wystartowałam. Zaraz za mną uczynili to bracia, a następnie cała reszta: Saiyanka, dwoje ludzi o czerwonej skórze i szpiczastych uszach nieposiadających włosów na głowie oraz troje różnego gatunku. Niebiesko skóra kobieta o ciele pokrytym łuskami, lecz o większej urodzie niż pokonana Adris. Był też czarnoskóry demon i zielonowłosy młodzieniec o szponiastych dłoniach, chudych nogach i czarnych jak węgiel oczach jakby nie miał tęczówek, czy białek.

Kiedy już znaleźliśmy się na powierzchni wylądowałam twardo oczekując wszystkich ras. Chciałam się temu bliżej przyjrzeć nim podejmę decyzję o powrocie do domu.

- Jesteś Saiyanką - Zawołała młoda kobieta - Znam cię, lecz wyglądasz nieco inaczej.

- Tak? - Zdziwiłam się i jednym spojrzeniem zrozumiałam - Ach, włosy.

Ze zdenerwowania zapomniałam, że wciąż byłam złotowłosą. Wróciłam do normalnego wyglądu.

- Słuchajcie - Zabrałam głos - Jestem Saiyanką. Przybyłam do was z odległych czasów. To znaczy pochodzę z innego, równoległego świata, lecz parę lat wstecz, gdzie to miejsce nie miało zdarzenia - Wzięłam głęboki wdech - Powstało, dlatego, że postanowiłam zmienić bieg historii w swojej przeszłości. Urządzenie jednak nie należy do mnie, ani mojego świata, a z innej przyszłości, gdzie jedynym wojownikiem, a zarazem obrońcą tej planety jest młody pół Saiyanin, który postanowił zapobiec katastrofie w moim świecie.

- Ty jesteś tą dziewczynką, która nas ocaliła spod władzy Freezera! - Zawołała podekscytowana czarnowłosa wyskakując przed zebranych - Boże, nic się nie zmieniłaś.

- Ponieważ zamiast wrócić do domu wylądowałam tutaj - Odpowiedziałam - W czasie kiedy się widziałyśmy ostatnim razem, dla mnie minął zaledwie tydzień.

- Ty jesteś mną…

Zamurowało mnie. To byłam ja sama? We własnej osobie, tyle, że parę lat starsza? Więc tak będę wyglądać jak podrosnę? Wysoka, szczupła, z mniej okrągłą buzią…

- Tak, zrobiłam to - Powróciłam do wątku - Zabiłam Changelinga i dlatego się tutaj wszyscy spotkaliście. W moich czasach był silnym tyranem gdzie przez lata był panem wielu galaktyk, zniszczył wiele ras, w tym tę, która was pojmała kradnąc wam energię. Na szczęście trafiłam tutaj by wam pomóc. I widzę, że bardzo namieszałam w historii zabijając za wcześnie demona mrozu.

I w jakiś sposób odkręcić to, co was spotkało, z mojej winy. Te słowa dopowiedziałam sobie w głowie. Zrobiło się małe zamieszanie, a w chwilę potem na niebie pojawili się ziemscy wojownicy. Stałam i wpatrywałam się jak nadlatują, a po chwili lądują wśród zebranych. Ucieszyłam się, kiedy na ich twarzach ujrzałam zadowolenie, co musiało oznaczać tylko jedno - Powrót do normalności.

- Wojna skończona - Oświadczył Son Goku.

Na te słowa tłum rozkrzyczał się promiennie. Pokonaliśmy wroga, nastał pokój. Kiedy spoglądałam na uradowanego ojca, że jego syn żyje. Serce rozpierała mi radość, miłość rodziny, której od tak dawna nie miałam. Zabawna też była zszokowana mina Vegety, gdy rozpoznał swoją siostrę, a ta zaś wyglądem jego syna. Nawet inne rasy między sobą rozmawiały. Ja stałam z boku i przyglądałam się każdemu z osobna. Czas było mi wracać. Musiałam się pożegnać. Trudno mi było opuszczać to miejsce. Tydzień, jaki tu spędziłam bardzo mnie zmienił. Nabrałam doświadczenia, nauczyłam się nowych sztuczek. Nawet udało mi się zajrzeć w głąb siebie i zmusić do działania. Nie wspomnę o odkryciu tajemnicy kamienia z góry Mandar.

- Nad czym tak dumasz? - Młodszy syn Goku przerwał moją zadumę.

- Czas wracać do domu - Westchnęłam - Może kiedyś was odwiedzę? Nie wiem, to zależy czy Trunks odwiedzi nas, to jego machina.

- Będziesz śliczna - Szturchnął mnie łokciem w bok - Silniejsza od tej, ale wygląd pozostanie ten sam.

- Co proszę?

- To ty za parę lat - Wyjaśnił wskazując na księżniczkę - Szkoda, że jest starsza.

- O dobre dwanaście lat… - Prychnęłam.


***


- Twoja opowieść jest niesamowita - Son Gohan był zachwycony.

Wziął córkę na ręce i pogłaskał ją czule po głowie. Nastały dla nich dobre czasy. Uwolnieni pozaziemscy towarzysze jego niedoli mieli niebawem powrócić do swych domów dzięki uprzejmości ojca Bulmy, który miał w posiadaniu parę statków kosmicznych. Księżniczka miała zostać jeszcze jakiś czas na Ziemi by później także wyruszyć w podróż na ojczystą planetę. Wszystko miało wrócić do normy. Prawie wszystko. Po skończonej wojnie zniszczyliśmy podziemną kolonię Protektorów obracając ją w proch. Kiedyś powstanie tam nowe miasto. Niestety wśród nich nie było już Wszechmogącego.

- To miłe z twojej strony, że nam pomogłaś - Dodał - Muszę być naprawdę silny w twoim świecie skoro twierdzisz, że jest równie potężny jak ty. I to w tak młodym wieku.

- Nie wygłupiaj się - Mruknęłam - Twój ojciec także nie był słabeuszem gdy był dzieckiem.

Kiedy byłam już gotowa do drogi wyjęłam z buta kapsułkę i po naciśnięciu jej wyrzuciłam ją by w chwilę później stanąć przed maszyną czasu. Wzięłam głęboki wdech i ostatni raz spojrzałam na zebranych. W chwili gdy wsiadałam do pojazdu poleciłam by poszukali sobie nowego Wszechmogącego, który stworzy nowe kryształowe kule i przywróci do życia tych, których zabito.

- Dendie, szukajcie Dendiego.

- Skąd…

Przyłożyłam palec do ust by Son Gohan nie kończył pytania. Przecież znał na nie odpowiedź. Uśmiechnął się do mnie serdecznie. Po uruchomieniu machiny wzniosłam się nieco w górę i ostatni raz spojrzałam na zebranych, którzy chcieli mnie pożegnać.

Son Goku, Vegeta, mała Pan, Videl, Sara, Son Goten, Bulma, Trunks i oczywiście Gohan. W najbliższych latach mogę ich takich nie widzieć, może kogoś nigdy nie spotkam więcej? Kto wie jak potoczą się dalsze nasze losy? Przemierzając przestrzeń długo się zastanawiałam aż zmorzył mnie długi odprężający sen.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.