Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

74. Coś się kończy

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, saga: Kosmiczni przeciwnicy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-07-10 08:00:46
Aktualizowany:2015-07-08 00:01:46


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Coś błysnęło, czy dobrze widział? Może to zmęczenie przy niekończącej się walce? Widział to, prawda? W chwili, gdy mógł złapać oddech zamiast atakować jak robił to do tej pory zatrzymał się by móc dostrzec jeszcze raz to coś. Przecież nie mógł mieć omamów! Owszem, padał na twarz. I nie wiedzieć, czemu momentami ledwo był w stanie zrobić choćby krok. Marzył o ciepłej kąpieli i gorącym posiłku. Miał odczucie, że żołądek przyrasta mu do krzyża.

I zobaczył, Yonana z tym cwaniackim uśmieszkiem poprawiającego z typową dla niego gracją włosy. Jak on tego nienawidził. Brzydził się nawet spojrzeć. Wziął głęboki wdech i lustrując młodzieńca zastanawiał się, co przyjdzie mu odkryć. Leciał wzrokiem z góry na dół, nie chcąc niczego pominąć. Robił to bardzo skrupulatnie, choć niczego specjalnego nie dostrzegł nie miał zamiaru poprzestać. Nie było żadnych kolczyków, amuletów, nawet bransolet, brożek czy innych ozdób. Nie dostrzegał niczego, z czym mógłby utożsamić tę dziwną technikę, jaką chłopak dysponował. Kiedy w końcu miał dać za wygraną jego czarnym oczom ukazało się maleńkie „coś” błyszcząc na czerwono na jednym z tych chudych palców.

Więc to tak. Pomyślał.

Jeśli jego przypuszczenia były właściwe musiał tylko pozbawić go tego przedmiotu, by sprawdzić czy dzięki niemu pozbawieni są zmysłu, którego kiedyś musieli się nauczyć. Vegecie zajęło sporo czasu zrezygnowanie ze scoutera na rzecz własnych umiejętności czytania życiowej energii.


***


Muzyka

Nie było żadnej możliwości przekazać księciu Senzu. Niestety przeciwnik wciąż go czymś zajmował, a kiedy się nie bili trwało to zaledwie chwilę, więc nie było mowy o bezpiecznym zbliżeniu się do swojego. Czas grał na ich niekorzyść. Szatan wiedział, że to oznacza dla nich coraz mniejsze szanse, chyba, że książę tylko wyglądał tak kiepsko. Saiyanie należeli w końcu do istot nieprzewidywalnych. Nie pozostało im nic innego jak czekać.


***


- Cokolwiek się teraz wydarzy - Szepnął do siebie - To nie moja wina…

Gohan wziął głęboki wdech nie spuszczając Saiyanki z oczu. Ta wciąż się do niego uśmiechała. Choć nie mógł odczytać jej energii czuł się silniejszy niż dotychczas, ale czy silniejszy od niej? Czuł, ze nie do końca stracił poczucie własnej wartości bojowych. Dodawało mu to nie lada odwagi. Teraz przecież tak bardzo jej potrzebował! Musiał przecież coś zrobić. A gdyby tak tylko obezwładnić przyjaciółkę? Zamroczyć ją, nie robiąc krzywdy. Potem bez problemów ruszyć na Vitanijczyka! Może się uda? Dlaczego miałby nie spróbować? Przecież niczego nie tracił, a mógł zyskać. Gdyby się nie udało, nie mógłby mieć do siebie urazy, ważne, że próbował wszystkiego. Nie zabiłby jej - ocaliłby. Postanowił, więc tak uczynić. Miał tylko nadzieję, że będzie to oczywiście możliwe, że zdąży. Wiedział, że Sara nie pozwoli mu zaatakować obcego póki sama żyje. I to był właśnie problem.

- Na co czekasz? - Zapytała zirytowana.

- Sam nie wiem - Westchnął wzruszając ramionami - Chyba na cud.

Księżniczka także wzruszyła ramionami a następnie przybrała pozycję bojową. Zawył wiatr unoszący tumany kurzu i drobnych kamieni. W oddali na równinie stali Ziemianie i obserwowali obie walki, w zależności gdzie więcej się działo. Właśnie do nich dołączyła androidka. Z bezpiecznej odległości miała obserwować nadchodzące wydarzenia, a w razie konieczności dopomóc młodemu Saiyanowi w dokonaniu aktu ostatecznego. Złotowłosy niechętnie przeszedł na drugi poziom, chcąc w jakiś sposób odstraszyć dziewczynę. Ona zaś sama nie używała tego poziomu, może nie czuła go w sobie przez mikstury wtłoczone do krwi?

- Też mi pokaz - Ziewnęła - Bij się.

Son Gohan jak na rozkaz ruszył na księżniczkę. Wycelował, był nawet pewny, że to zrobi, gdy w ostatniej sekundzie zmienił zdanie.

Widziała jak na nią napiera i czekała do ostatniego momentu, gdy nagle zniknął jej z oczu. Był prawie przy niej, a jednak wycofał się? Nie zdążyła się rozejrzeć, gdy poczuła silne uderzenie w łydce. Ugięły się przed nią kolana, zawyła z bólu. Nie tego się spodziewała, ale w duchu pochwaliła przebiegłość przeciwnika. Uśmiechnęła się do siebie, po czym wystartowała w powietrze by nie dać się podejść kolejny raz. Takie zagrania miały dużo powodzenia poprzez brak możliwości wyczucia przeciwnika za sobą i w ogóle gdziekolwiek. Każdorazowe takie posunięcie z obu stron było owocne.

- Brawo - Zawołała - Jest lepiej.

- To tylko mały trik - Zawołał z dołu - Nic wielkiego.

Miał rację. Wpadł na to przypadkowo. Wcześniej to ona przecież to wykorzystywała. A syn Goku jeszcze nie wiedział, że to tutaj tak świetnie działa. Mógł teraz bardziej na siebie uważać. Przecież miał misję do wykonania.


***


Teraz, kiedy wiedział, czego ma się spodziewać postanowił w miarę szybko odebrać Yonanowi pierścień. Czuł w kościach, że to właśnie ten przedmiot pomagał mu tworzyć ten pieprzony ekran. Miał nadzieję, że po zdjęciu tego maleństwa na powrót odzyska skradzione zmysły. Splunął za siebie i zebrał w sobie ogrom energii by tym razem porządnie sprać delikwenta. Teraz musiał mieć plan. Nie mógł niczego robić pod wpływem impulsu. Ale czy z jego temperamentem było to możliwe? Wiedział, że jest narwany i łatwo można wytrącić go z równowagi.

Jego ciało spowiły wyładowania elektryczne świadczące o tym, iż jego moc wciąż w nim drzemie. Spojrzał na Vitanijczyka niczym na bestię. Mówił sobie w duchu wszystko, co sprawiło, że nienawidził przeciwnika z każdą chwilą coraz bardziej.

Odebrałeś mi wszystko, czas to odzyskać! Pomyślał wściekle.


***


Nie była w stanie ani chwili dłużej siedzieć bezczynnie. Czas praktycznie stanął w miejscu. Ze stresu ugotowała jedzenia, na co najmniej tydzień. W końcu nie mogła wytrzymać napięcia. Ubrała młodszego syna i ruszyła do samochodu. Każda kolejna sekunda w domku w górach była nie do zniesienia.

- Mamo gdzie jeźiemy? -Spytał Goten, gdy zapinała go w foteliku.

- Do miasta - Odparła krótko.

- Do Trunksa? - Nie dawał za wygraną.

- Tak kochanie, do Trunksa.

Nie czekając już ani chwili wystartowała niczym zawodowy rajdowiec i ruszyła prosto do miasta Zachodu gdzie mieszkała Bulma.


***


- No proszę - Księżniczka uśmiechnęła się - Nie próżnowałeś.

Tylko nie mogła do tego dojść, w jaki sposób odzyskał siły. Przecież dopiero, co ledwo trzymał się na nogach, a teraz proszę - pełen sił stał przed nią i błyszczał jak gwiazda w ciemną noc. Nie wiedziała, czemu też tak potrafi, ale on wydawał się jej teraz dużo silniejszy. Więc było wyzwanie. Poczuła to napływające podekscytowanie. Jej ciało także spowiła złota aura, jednak nie taka, z jaką prezentował się Son Gohan. Jego włosy sterczały bardziej i czuła bijące od niego napięcie energii, które było gorące.

Machnęła parę razy ogonem, którego nie dało się ukryć pod zniszczoną koszulą, która zapomniała, że kiedyś była biała.

- Ciekawa rzecz - Uśmiechnęła się łobuzersko.

- Co? - Zdziwił się.

- To - Wskazała palcem ogon.

Nie wie, kim jest, przeszło mu przez myśl. To nie dobrze, a może jednak lepiej dla nas?

Nie trudno, zatem było się domyślić czeku Saiyanka nie wykorzystywała maksimum swoich mocy. Nie przechodziła do wyższego stadium, a i tak była silna. Plusem było jednak to, że była mniej niebezpieczna. Na samą myśl, że dziewczyna mogłaby być groźniejsza złotowłosego przeszły dreszcze.

- Też taki miałem, jak byłem mały.

- Naprawdę?

- Przecież ci mówiłem, że jesteśmy podobni - Powiedział powoli - Nie to co on. Ten biały koleś jest inny.

Sara spojrzała z zainteresowaniem na wymienionego osobnika. Właśnie w tej chwili odbierał atak księcia z niebywałą precyzją. Pociski, które wystrzeliwał Vegeta musiały być mizerne.

- A tamten? - Zapytała wskazując swojego brata.

- To twój brat - Powiedział szybko - On też jest Saiyanem.

- A mimo to jest dużo słabszy - Zauważyła od niechcenia.

Son Gohan westchnął. Nie wiedział jak ma do niej dotrzeć. Jej umysł był całkowicie odporny na wspomnienia. Zawsze miała swoje trzy grosze do wtrącenia jakby wcale nie słuchała tego, co się do niej mówi.

- Szkoda tylko, że jesteś przeciw swojej rasie, że chcesz zniszczyć swój dom, rodzinę i przyjaciół.

Czerwono oka spojrzała na byłego przyjaciela z lekkim rozbawieniem. Nie rozumiała tylu rzeczy. Więc była sobie jakąś Saiyanką, siostrą, którego miał zabić Yonan i walczyła z kimś, kto był jej podobny i uważał się za przyjaciela, że są blisko.

Może… Ale czy wszystko miało sens? A może mówił prawdę? Tylko, czemu w takim razie nie pamiętała niczego? Nie pamiętała zupełnie niczego. Kim była, co robiła…

I znowu pojawiła się migrena. Zacisnęła powieki próbując walczyć z tępym bólem.

- Skończ już pieprzyć! - Wycedziła - Albo mnie zabij, albo ja zabiję ciebie!

Podniosła wzrok wściekle patrząc na pół Saiyana.


***


Choć nie chciał tego robić, wykonał to ponownie. Gdyby to coś dało uderzyłby samego siebie za głupotę, na którą nie było czasu. Czy naprawdę tak trudno było się pohamować? Zaczął zastanawiać się, czy w jego przypadku jest to w ogóle możliwe. A może chodziło o coś innego? Doszedł do wniosku, że podchodzi do sprawy zbyt osobiście. Ale jakim cudem miał do tego podchodzić z dystansem, kiedy chodziło o jego rodzinę i to jedyną, najbliższą, jaka mu została. Niby, dlaczego jego ego miało nie brać tym udziału?

Klepnął się po policzkach parę razy i nakazał sobie trochę rozwagi. Zanim ruszył do ponownego ataku spojrzał na dwoje młodych Saiyan. Ci także nie próżnowali. Dopatrzył się kolosalnej różnicy w ich aurach, jednak byli na tyle daleko by jednogłośnie orzec, która należy, do kogo. Do tego dochodził zmrok. Mógł jedynie mieć nadzieję, że ta silniejsza, choć nie mógł rozczytać energii, mogła należeć do starszego syna Goku. Poza tym oboje skakali, strzelali i tak w kółko bez wytchnienia…

W ten dostrzegł pocisk pędzący w jego kierunku. Albo jego siostra, albo ten młody dzieciak…

- Sieroty - Skwitował robiąc unik - Nie potrafią nawet do siebie celować.

Niespodziewanie na plecy przyjął inny blast. W ostatniej chwili zatrzymał się przy skale, co uchroniło go przed wbiciem się w nią niczym w masło.

- Ja za to potrafię - Odkrzyknął Yonan - Zajmij się tym czym masz się zająć. Ociągasz się książę.

Vegeta warknął przypominając sobie za razem, że Sarę również irytowało tytułowanie z ust tego Vitanijczyka. Ten dzieciak chyba po prostu taki już był - denerwujący.

- Zanim złoję ci skórę smarkaczu - Zaczął gniewnie - Podzielę się z tobą moim odkryciem.

- Hę? - Zdziwił się białowłosy.

- Znam twój sekret.

- Który? - Zadrwił - Jest ich tak wiele.

- Ten, który nosisz na palcu - Wycelował swoim wprost w pierścień.

- A cóż takiego sobie twoja głowa z nim ubzdurała? - Zaciekawił się.

- Ty i twój przeklęty ekran to ten pierścień - Warknął - Nie powiesz mi że tak nie jest!

- Więc tak to widzisz - Westchnął niby od niechcenia.

- Weź nie pierdol, przejrzałem cię, a jeśli się mylę to zaraz zdejmiesz to dziadostwo by mi udowodnić, że jestem w błędzie. Ot mam wybujałą wyobraźnię.

Na te słowa Yonan cofnął się parę kroków spoglądając niepewnie na artefakt. Zastanawiał się, co ma odpowiedzieć i czy jest w stanie się w jakikolwiek sposób wywinąć. Starzec nie wspominał mu, co robić w chwili, gdy pierścień smoków jest zdemaskowany.


***


Muzyka

Kiedy Chi-Chi wjechała samochodem na posesję, Briefsów nie spodziewała się takiej ciszy? Nieopodal znajdowała się kapsuła treningowa Vegety, która tym razem sprawiała wrażenie zapomnianej. Nie było słychać także radosnych krzyków, Trunksa który zwykł ganiać po ogrodzie wydając przy tym przeróżne dźwięki. Tym razem to było inne miejsce, nie do poznania. Pamiętała, że nie lubiła tu przyjeżdżać z mężem, ze względu na chaos, jaki tu wiecznie panował. Nie było tej ciszy, którą tak kochała w domku w górach, lecz dziś było inaczej. Cisza doprowadzała ją do płaczu i pragnęła na chwilę zatracić się w zgiełki, którego niestety nie zastała w mieście. Bała się tej ciszy.

Wzięła syna za rękę i poprowadziła do drwi. Zadzwoniła parę razy na dzwonek, lecz nie doczekała się nikogo.

- Coś tu nie gra - Zamyśliła się - Wchodzimy.

Nawet nie przyszło jej do głowy, że drzwi mogłyby być zamknięte, co zwykle robiła matka Bulmy. Należeli do bogatej rodziny, więc każdy niepożądany gość mógłby ich ograbić. Bycie żoną i matką utalentowanych istot nie należało do prostych.

Czarnowłosa bez zastanowienia nacisnęła na klamkę, po czym weszła do środka ciągnąc za sobą młodszego syna. Gdy już znaleźli się w holu zaczęła nawoływać, jednak nikt jej nie odpowiedział.

- Mamo - Goten szarpnął ją za sukienkę - Som w domu, cuje ich!

- Więc prowadź synku.

Właśnie w takich chwilach była dumna, że jej syn miał krew Saiyana i to nie byle jakiego! Podążyła za chłopcem obserwując opustoszały dom. Gdy usłyszała pod własną stopą chrzęst z lekkim przestrachem spojrzała pod nogi. Rozbity wazon leżał na dywaniku, a kawałek dalej na ścianie widniała już sucha plama. Spojrzała na dziecko, które wpatrywało się w głąb korytarza gdzie na końcu były otwarte drzwi.

- Mamo, tam - Wskazał małym paluszkiem.

Chi-Chi zapominając o dziecku pospiesznie podniosła się i pobiegła we wskazanym kierunku. Była przestraszona, przecież Bulma spodziewała się dziecka! I znalazła ją na podłodze przy futrynie. Żona Son Goku kucała przy kobiecie sprawdzając jej tętno i temperaturę. Wszystko wskazywało na to, że niebieskookiej nic nie dolega.

- Bulmo? - Szturchnęła ją delikatnie - Nic ci nie jest?

Ta jakby ze snu wyrwana otworzyła oczy nie do końca wiedząc, co właściwie się dzieje. Nim Chi-Chi zaczęła zadawać pytania od nośnie wydarzeń podniosła koleżankę i pomogła dotrzeć jej do łóżka w sypialni, w której się znajdowali. Jednak ta nie mogła należeć do syna córki znanego wynalazcy i wtem do pokoju wpadł uśmiechnięty Son Goten oznajmiając, że idzie pobawić się z przyjacielem. Ta nic nie mówiąc potaknęła. Dzieci były bezpieczne, wiedziała. Gdyby było inaczej ostrzegliby je. Byli synami potężnych wojowników, którzy strzegli tej planety, choć nie była ich rodzonym domem.

- Powiedz mi Bulmo - Zaczęła - Co się stało?

- Ja… - Chwyciła się za głowę - Chciałam sprawdzić stan Sary i…

- Nic jej nie jest? Gdzie wszyscy? Son Gohan nie powinien z nią być?

Zbyt wiele pytań z ust czarnookiej sprawiły, że niebiesko włosej zakręciło się w głowie. Nudności związane z ciążą także nie dawały jej spokoju. Postanowiła, więc wziąć głęboki wdech i czym prędzej podzielić się złymi wieściami.

- Ona się obudziła, ale miała takie oczy!

- To nie dobra wiadomość?

- Zaatakowała mnie! - Wyżaliła się - Nie jest tą samą dziewczynką, ten obcy coś jej zrobił!

- A gdzie w takim razie mój syn? - Rozgniewała się kobieta.

- Teraz… Zapewne walczy u boku Vegety w obronie planety…

Obie spojrzały na siebie przerażonym wzrokiem. Nie wiedziały, co się dzieje i nie były pewne czy ich mężczyźni wrócą do domu. Dochodziła także kwestia ocalenia ich świata… Chi-Chi spojrzała w sufit szklanymi oczami od łez prosząc zmarłego męża by chronił ich starszego syna.


***


Tak wściekłej Saiyanki jeszcze nie widział. Widocznie nie miał okazji… Ale przerażała go ta myśl, że w tej chwili jest jej wrogiem, prawdopodobnie numerem jeden. Żałował, że do tej pory nie udało mu się przywrócić pamięci dziewczyny. Przecież mogli razem stawić czoła przybyszowi i uratować Ziemię zanim było za późno! Jeśli on tego nie zrobi, nikt tego nie uczyni! Czuł, że piętno wyzwania go przerasta, ale był również świadom, że tego zadania nikt za niego nie wykona. Ilekroć wspominał jej o przeszłości, o tym, kim była, a nie była nikim złym dopadał ją ból głowy. Czy musiał na siłę „wciskać” jej prawdę, bez względu na to, że cierpi? Czy właśnie tym była odtrutka?

Rzucała się na niego jak wściekły pies. Atakowała bez opamiętania, co raz krzycząc by zamilkł, żeby nie otwierał ust i nie doprowadzał jej do szału. Widział, że cierpi i tym samym próbuje zlikwidować przyczynę swojej boleści. Jedynym plusem było to, że nie korzystała z stadium mystic, który dawał mu minimalną przewagę nad nią jak za razem fakt, że niedawno połknął senzu, a Sara jednak zdążyła nieco osłabnąć. Mimo to uniki były trudne do wykonania. Czuł, że tym razem pragnie go zabić, to już nie była zabawa.


***


Książę wypiął się dumnie. Aura mu sprzyjała. Teraz dostrzegał w jego oczach upragniony strach. Tak długo czekał na tę chwilę! Wziął głęboki wdech i uśmiechnął się do siebie. Dopiero teraz zauważył, że zrobiło się szaro, że aury wojowników przypominają latarnie w ciemniejącym świecie. Na oko oszacował czas i stwierdził, iż dawno nic nie jadł. W domu czeka kolacja i dzieci, nawet to nienarodzone. Choć starał się nie okazywać uczuć w głębi był dumny ze swojego życia, takiego, nie innego. Czuł, że żyje, a brakowało w tym idealnym domu tylko jego siostry.

Vegeta przygotował się do ostrzału przeciwnika. Teraz, gdy szala przechylała się na jego stronę czuł, że może zatracić się w walce. Najważniejsze było zgładzić przeciwnika. Pozbawić Yonana artefaktu. Taki i tylko ten miał cel. Reszta już nie miała znaczenia.

Kiedy był gotów wystrzelić najpotężniejszy ze swych pocisków Vitanijczyk przylegał już plecami do skały spoglądając wielkimi oczyma w błyszczącą moc. Nie wiedział, co czynić! Starzec nie mówił, co robić w chwilach takich ja ta. Był niemalże zdemaskowany. Spojrzał kontem oka na marionetkę Lyang. Biła się zajadle z przeciwnikiem, musiała wpaść w szał, co było do przewidzenia - zaaplikował jej końską dawkę! Nigdy wcześniej nie robił tego, ale ona była inna. Czy to możliwe, że ta rasa wojowników była tak odporna? Prawie uwolniła się z jego mocy, czuł to, kiedy krzyczała z bólu, spazmy dawały o sobie znać jak w przypadku śmierci aplikującego substancję.

Wiedział, że nie ma co liczyć na pomoc małpiej dziewczyny. Musiał, więc działać! Musiał zabić księcia i uniemożliwić mu całkowite zdemaskowanie ekranu. Spojrzał w rażące światło znajdujące się w dłoniach mężczyzny. Wiedział, że to jego najsilniejszy atak, że za wszelką cenę musi go uniknąć inaczej zostanie uszkodzony, bądź zabity. Eliksiry dodające sił przestawały działać, a zaaplikowanie kolejnej dawki, która była niemal na wyczerpaniu była prawie niemożliwa.


***


Biła pięściami, nogami i strzelała pociskami. Mógłby przysiąść, że robiła to na oślep. Byleby go dopaść. Son Gohan dziękował losowi, że mógł zjeść fasolkę, która podniosła jego moc. Teraz nie miałby najmniejszej szansy z tą dziewczyną. Czy gdyby była zła wyglądałaby dokładnie tak?

Niezadowolona z siebie księżniczka przystanęła na chwilę zastanawiając się czy tego typu zachowanie ma jakikolwiek sens. Owszem sił jej nie brakowało, a przynajmniej tak myślała, ale w ten sposób nie mogła zabić przeciwnika. Musiała wziąć się w garść! Kontem oka dostrzegła fioletowe światło. Zaintrygowana spojrzała w jego kierunku. Choć pięknie się prezentowało na szarym niebie nie należało do bezpiecznych. Domyśliła się, że jest to potężny atak i za razem potężne „bum”. I musiała się przyznać, że nie interesowało ją, kto na tym ucierpi.

- Teraz!- Krzyknęła stanowczo.

Syn Goku zdezorientowany spojrzał na przyjaciółkę próbując zrozumieć, o co jej chodzi. I zobaczył jak kumuluje moc w pięści, która zabłysła własnym blaskiem. Szkarłat przeciekał jej przez odrapana palce coraz bardziej przypominając kolor jej tęczówek. Wzdrygnął się, kiedy nacierała w jego stronę z okrzykiem pełnym nienawiści. A on stał niczym słup soli. Sparaliżowało go i do końca nie wiedział, dlaczego. C18 jesteś mi potrzebna, pomyślał, lecz nawet nie był w stanie wypowiedzieć tego na głos, a ona była za daleko. Nawet nie odszukał jej wzrokiem. Niczym zahipnotyzowany zwierz wpatrywał się w KI Saiyanki. Nim cokolwiek zrobił było już za późno…

Stała tam nad nim z ręką wbitą w jego tors. Czuł złamane żebro, które w niebezpieczny sposób wydostało się na zewnątrz. Ból był niesamowicie palący, jednak to nie miało teraz znaczenia. Czuł się słaby, ale ona była blisko. Czy tak miała wyglądać jego śmierć? Z rąk kogoś mu tak bliskiego? Zaglądali sobie w oczy, a on z uporem nie chciał przestać na nią spoglądać. Jeśli miał umrzeć tu i teraz nie chciał stracić jej z oczu. Dziewczyna niespokojnie drgnęła nie odrywając dłoni od jego nagiego brzucha. Poczuła ciepłą ciecz na palcach. Spojrzała na nią tylko raz, bo w jakiś magiczny sposób nie mogła oderwać od niego wzroku. Upadł na ziemię, a księżniczka wciąż przy nim trwała.

Muzyka

- Wybaczam ci Saro - Szepnął słabo.

- Ale właśnie cię zabiłam - Odparła cicho.

Nie mogła zrozumieć, dlaczego ten chłopak tak smutno na nią patrzy i ma w sobie coś, czego nie potrafiła w żaden sposób sobie wytłumaczyć. Wszystko trwało chwile, a miała wrażenie, że czas stanął w miejscu. Oboje tak uważali. I ponownie przeszedł ją gorący impuls w głowie, który do tej pory tak skrupulatnie przed sobą ukrywała. Niebezpieczny ból głowy jakby coś w niej było, ale nie mogło się stamtąd wydostać. Zacisnęła powieki na chwilę by zwalczyć uciążliwe pulsowanie pod czaszką. Gdy je otworzyła zrozumiała, że jest niepokojąco blisko Son Gohana. Ich oczy były tak blisko siebie. Zrobiło jej się dziwnie ciepło w okolicy serca, jakby kamień, który je okalał nagle zaczął topnieć.

Czy ja cię znam? Pomyślała smutno na niego spoglądając.

Saro, to ja Gohan! Krzyczał w myślach.

Syn Goku na powrót był ciemnowłosy. Żadne się nie odzywało, każde bało się, że za moment ta dziwna chwila zniknie, jak gdyby to miało być już ostatni raz. Odjęła dłoń od rany, chłopak poczuł niesamowity ból, ale to nie mogło mu przeszkodzić, chwycił jej małą dłoń w swoją kurczowo zaciskając w okolicy serca.

- Chcę umrzeć przy tobie - Szepnął - Proszę.

I nagle jakby coś ją uderzyło. Kolana, na których klęczała niebezpiecznie zadrżały powalając ją wprost na czarnowłosego, ten syknął, gdy poczuł, że jego kość otarła się o skórę.

- Ja…

- Wybacz mi - Przerwał jej - Że nie obroniłem cię przed nim.

Nie wiedział, co się właściwie dzieje, ona tym bardziej. Coś ją tchnęło, coś poczuła, czego dotąd nie znała. Nachyliła się nad nim a chwilę później przykładała swoje usta do jego. Pocałunek przepraszający? Nie umiała sobie tego wytłumaczyć, to był impuls. Ale fala gorąca, jaka ją ogarnęła była nie do opisania. Czuła się tak, po raz pierwszy w życiu. Myślała, że odpływa.

Son Gohan był zaskoczony poczynaniami przyjaciółki. Nie potrafił sobie wytłumaczyć jak to właściwie się stało, ale… Czy on ją kochał inaczej niż sądził? Była mu siostrą, a teraz go pocałowała, a on nie potrafił sobie tego odmówić. To był ich pierwszy pocałunek w życiu, i musiał przyznać, że dodawał mu sił. Już się nie bał. Teraz mógł umrzeć spokojnie.

- Vegeta umiera?! - Dało się słyszeć głośny wrzask jednego z Ziemian.

Saiyanka niczym oparzona odwróciła się w kierunku księcia i Yonana zapominając, co przed chwilą robiła. Vegeta… Skądś docierał do niej ten znajomy… Czy ona…?

Zobaczyła jak mężczyzna leci ku ziemi i wpada w nią z głośnym hukiem. Wysoko nad nimi wisiał Vitanijczyk wesoło się uśmiechając. Poczuła swoją moc, poczuła słabą moc chłopaka, przy którym klęczała oraz wszystkich wokoło. Jedynie KI androidki było nadal niewidzialne. Wszystko wróciło do normy. Ale życiowa energia Vegety praktycznie zanikła.

- On umarł - Szepnęła do siebie - Zabił. Obaj…

Białowłosy rozpromieniony wylądował tuż przy młodych Saiyanach. Wyciągnął dłoń do złotowłosej wesoło się uśmiechając.

- Świetnie się spisałaś - Odparł sucho - Jednak jeszcze żyje.

Zamroczona podała mu swoją dłoń i podniosła się tempo spoglądając w ziemię. Gohan z przerażeniem obserwował to, co się działo. Przegrali… Yonan i Sara byli zwycięzcami walki. Vegeta odszedł, czuł to. Czuł każdą energię, której tak dawno nie było. I w tym momencie był zaskoczony wysokim poziomem mocy przyjaciółki, która w dziwny sposób rosła i malała. I to w drastyczny sposób, o gigantyczne sumy. Spojrzał na nią i jej szkarłatne tęczówki. Z zaskoczeniem dostrzegł łzy na brudnych policzkach. Czemu płakała?

Nim ktokolwiek mógłby zapytać dziewczyna odepchnęła swojego pana i zaczęła krzyczeć chwytając się za głowę. Son Gohanowi przypomniały się sceny z poprzedniego ataku migreny. Miotała się, przewracała, waliła pięściami w twardą ziemię, a nawet we własną głowę. Krzyczała coś, ale nie potrafił zrozumieć, co takiego. Vitanijczyk czując, co się dzieje złapał ją za barki podnosząc, jednak ta ku jego zaskoczeniu uderzyła go w twarz pięścią a następnie odbiegła parę metrów krzycząc by się do niej nie zbliżał.

Co się dzieje? Pomyślał przerażony chłopak.

I wybuchło! Złote światło oślepiło wszystkich zebranych…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.