Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

90. Zło i siła

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-05-22 21:27:36
Aktualizowany:2017-05-22 21:27:36


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Kiedy wróciłam do domu był już wieczór. Lada moment miało zajść słońce. Z impetem skoczyłam na kanapę, jednak na tyle delikatnie by jej nie uszkodzić. Wiedziałam wszak do czego jestem zdolna, oraz fakt, że na Ziemi meble i inne rzeczy nie są na tyle mocno skonstruowane by mogły wytrzymać naszą Saiyańską siłę. Mimo wszystko mało rzeczy we wszechświecie było nienaruszalnych, jednak tu na tej planecie wszystko było stosunkowo kruche, w szczególności szkło. O ile pamiętałam na naszej Vegecie nie było takiego materiału, jednak był tak samo przeźroczysty jak tutejsze wypełnienie okien.

Nie wiedziałam co mam z sobą począć. Siedziałam, a raczej niemal leżałam wbita w poduszki mebla cała umorusana w ziemi. Na pięściach widniało sporo zaschniętej krwi, którą nie miałam zamiaru się przejmować teraz. Cóż, obecnie nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, a niedawno pocięłam się długopisem by ocalić niewinność Goh… pół Saiyana.

Nie miałam nic do roboty. Vegeta trenował a obok niego panoszył się Trunks. Doskonale wyczuwałam ich energię. W trójkę ćwiczyć jednak nie było komfortowo, w szczególności w obecności dziecka. Musiałam się powstrzymać, choć czułam, iż w tej chwili mogłabym zrobić bratu dobry sparing i to całkiem na poważnie. On miałby zabawę, a ja odreagowałabym całe popołudniowe zdarzenie.

Kiedy do salonu weszła Bulma z córką poprosiła matkę by ta położyła dziewczynkę do spania. Były coraz bardziej do siebie podobne, nawet siłą.

-    Stało się coś? - Zapytała bacznie mnie obserwując.

-    Nie - Burknęłam pod nosem nie spoglądając na nią.

Przełączałam kanały w telewizji choć wcale nie interesowało mnie czy coś tam znajdę. Zwykle niczego nie było, same pierdoły. Czas trzeba było jakoś zabić i tę przeklętą gorycz.

-    Przecież widzę - Kobieta wciąż czekała na wyjaśnienia.

Westchnęłam wyłączając elektryczne pudło. Ani myślałam wyżalać się tej ziemskiej istocie, choć tak na prawdę nigdy nic do niej nie miałam. Nie było mowy także o schodzeniu z kanapy mimo oburzonej miny niebiesko-włosej odnośnie złego postępowania z jej jakże drogimi meblami. Miałam to głęboko w nosie.

-    Jesteś brudna, w ogóle masz nadąsaną minę - Zrobiła te swoje dziwne, wielkie oczy - Co się dzieje Saro?

Sapnęłam z niechęcią na jakąkolwiek rozmowę. Czy ta kobieta nie potrafiła nigdy odpuścić? Teraz doskonale rozumiałam dlaczego książę związał się z tą ziemianką. Ich charaktery poniekąd się wiązały, a mój brat najprawdopodobniej lubił relacje wybuchowe. Córka właścicieli korporacji ani myślała odejść i zostawić mnie w spokoju. Usiadła na fotelu na przeciw mnie i ze swoją pseudo srogą miną czekała na moje słowa.

-    Ta durna dziewczyna - W końcu wyrzuciłam oschle - I Son Gohan.

Przekrzywiła delikatnie głowę na bok wciąż patrząc na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczami. Czasami było mi jej żal, że jest tylko człowiekiem. Była inteligentna i pomysłowa, wśród nas byłaby nieocenionym wynalazcą. Z pewnością dogadałaby się z ojcem Goku.

Muzyka

-    Pokłóciliście się? - Dała nogę na nogę starając się przybrać pozycję słuchacza.

Kiedy jej zdaniem moje milczenie było nazbyt długie ponaglała mnie z odpowiedzią. Miałam wrażenie, że coś we mnie się rozsypało na drobne kawałeczki, a oddech stawał się bolesny jakby w powietrzu brakowało tlenu.

-    Gorzej - W końcu odparłam cicho jakbym chciała by nikt nie usłyszał.

-    Czy możesz mi wyjaśnić? - Kobieta najwyraźniej się zaczynała denerwować - Ostatnim razem nic z ciebie nie wyciągnęłam, a humor miałaś podły do dziś rano. Potem ci przeszło i znowu. Jesteś okropna.

Spiorunowałam ją wzrokiem spode łba. Mogłabym walnąć do niej czymś nieprzyjemnym, nawet zniszczyć jakiś przedmiot jak to zwykle robiłam kiedy się wściekałam bądź nie mogłam dojść do porozumienia z Bulmą. W sumie to ona nie mogła, gdyż ja zawsze stawiałam na swoim.  W tej chwili jednak wszystkie moje złe charakterki gdzieś niemal uleciały, była tylko ogromna czerń, jak wtedy gdy Adris wyssała moją moc.

-    Aniołkiem nie jesteś, ale humorów Vegety nikt nie pobije - Dodała - Z resztą Gohan trzymał rękę na pulsie, kiedy nie miałam żadnego wpływu na ciebie - Westchnęła - Więc może z łaski swojej powiesz mi o co chodzi? Jesteś w moim domu, tutaj też jakieś zasady obowiązują.

Skrzywiłam się patrząc na nią jak zło konieczne wciąż nie chcąc z nią rozmawiać na drażliwy, jakże delikatny temat. Obawiałam się swojego wybuchu, który mógłby zranić niewinne istoty w tej okolicy, a moja złość niestety nie wyparowała. Wywróciłam oczami po czym spojrzałam na niebiesko-włosą zaciskając usta.

-    Wygarnęłam jej, no wiesz wszystko!

-    Jak to wszystko? - Nie rozumiała.

-    Oświeciłam tę ziemiankę o nas, o androidach, Bojacku i innych, wiesz - Machnęłam ręką jakby to było nic.

Matka dwójki dzieci niemal podskoczyła wraz z fotelem, na którym siedziała. Nie chciała wierzyć, a mina stwierdzała, że ma ochotę wydrzeć się na mnie. Niemal czułam minimalny skok jej energii, jaką mogła maksymalnie zebrać w tej chwili, a i tak nie miała szansy nawet mnie zadrasnąć. Takie sytuacje chyba ją przerastały w moim wychowaniu. Sama się wychowywałam, nie potrzebowałam do tego nikogo, kto nie był w stanie mnie pokonać. Rodzicielstwo przepadło kiedy Freezer wysadził planetę.

-    Videl, córka tego barana z telewizji - Dorzuciłam chcąc oszczędzić jej zbędnych pytań - Pamiętasz tego błazna na turnieju Komórczaka?

Niedostrzegalnie potaknęła głową rozumiejąc powoli sytuację w jakiej się znalazłam. Niestety to było mało. Czy ja miałam mówić wszystko? Czasami miałam ochotę trzasnąć drzwiami i nie wracać, jednak zanim wstawili by nową futrynę… Westchnęłam ponownie.

-    Powiedziałaś jej, że to nie Herkules pokonał tę kreaturę? - Była jak na szpilkach.

Mogłabym jedną wcisnąć, a uszłoby z niej powietrze i by nastała cichość. Cisza, która i tak już panowała w mojej głowie, zrobiło się tak niemożliwie za cicho.

-    Oczywiście! - Zerwałam się z kanapy - Nie będę dłużej wysłuchiwać tych bzdur! Nie mam zamiaru uczyć się tego w tej popieprzonej szkole! - Krzyknęłam - Gohan jest podły! Opowiada, że zwariowałam, że łżę! Przecież to prawda, sama doskonale wiesz!

Kobieta była przerażona moim histerycznym krzykiem, nie mniej jednak musiała zwrócić mi uwagę za język. Zaskakujące jakich słów  można było używać, a jakich nie. Powoli wstała nie odrywając ode mnie wzroku. Teraz dostrzegłam, że trochę czasu upłynęło na jej twarzy, jednak wciąż była młoda.

-    Doskonale rozumiem twój gniew - Westchnęła - Jednak nie możesz tak robić. Chcesz nam wszystkim zaszkodzić? - Zaczęła szukać czegoś w torebce - Musimy stosować się do zasad panujących na tej planecie. Musisz to w końcu zrozumieć.

-    Mam to gdzieś! Nie chcę by mi coś wmawiano, kiedy wiem lepiej, a w szczególności, ta kretynka kręcąca się wciąż wokół niego - Mój głos się załamał - Ona go zmieniła! Był moim przyjacielem, ale już za późno. Nie chciał nawet ze mną trenować, a z nią.

-    Oh Saro! - Bulma była w wielkim szoku - Jesteś zazdrosna!

Ziemianka zapomniała czego szukała w swojej podręcznej torebce, a ta z cichym plaśnięciem upadła na podłogę.

-    Nie jestem - Warknęłam.

-    Owszem, jesteś - Upierała się - Przecież widzę. Tak zazdrość wygląda w najczystszej postaci. Ty chyba nie…?

Miałam właśnie wyjść z pomieszczenia i poszukać sobie miejsca by kolejny raz wyładować nabrzmiałą moc, jednak stanęłam słysząc, że ta nie kończy zdania. W jej spojrzeniu dostrzegłam oszołomienie, radość, smutek, a także coś jeszcze, zakłopotanie?

-    Zazdrosna, ok, co w tym złego? - Burknęłam - Zostałam zdradzona, trzyma jej stronę, a ja poszłam w niepamięć! Tak robią przyjaciele? Bo z tego co pamiętam MÓWIŁ mi, że jest inaczej!

Po tych słowach ruszyłam w swoją upragnioną samotność gdzie mogłabym dać upust swoim stłumionym emocją, które pękły niczym szklanka, a teraz raniły dotkliwie. Bulma jednak doskoczyła do mnie z zatroskaną miną prosząc bym została, ponieważ musimy poważnie porozmawiać. Ja byłam przekonana, że wie stosunkowo dużo, a nawet wszystko poza tym, że nie wyrażałam głośno swojej rozpaczy.  Próbowała mnie odczytać, ale po co?

-    Kochasz go? - Zapytała ostrożnie.

-    Jest mi jak brat, to oczywiste.

Matka Trunksa pokręciła głową robiąc przy tym śmieszną minę. Widocznie nie uznawała ode mnie takiej odpowiedzi, choć nie było żadnej innej. Czego ona mogłaby ode mnie oczekiwać?

-    Ale czy kochasz go nie jak brata. Czy jest najbliższy twojemu sercu?- Zamknęła oczy jakby chciała sobie coś wyobrazić - Jak czujesz się niewiarygodnie w jego towarzystwie i… Nie ważne, odpowiedz.

Zamrugałam parę razy nie rozumiejąc jej uniesienia jakie odstawiła przed chwilą. Zachowywała się jak Chi-Chi, jak nastolatki w mojej szkole gdy zbierały się w grupki i wzdychały patrząc gdzieś w dal. Czy ziemianie mieli coś nie tak z emocjami?

-    Nie wiem. Nie rozumiem - Mruknęłam kręcąc głową w zażenowaniu.

Ruszyłam do swojego pokoju nie chcąc już na ten temat rozmawiać. Niemalże wściekłość gdzieś się zaszufladkowała i czekała pewno by ponownie wylecieć w powietrze. Teraz jednak był smutek i nieopisany żal. Siadłam na podłodze wpatrując się w swoje stopy. Gdybym tylko mogła rozszarpać tę jędzę na kawałki i odzyskać to co straciłam… Czy w moim życiu wszystko co dobre musiało znikać tak drastycznie? Dopiero co, tak naprawdę pogodziłam się ze śmiercią rodziny, ludu swojego, a teraz przyszło mi mierzyć się z utratą jedynej osoby, jaka mnie rozumiała, a przynajmniej mi się tak zawsze zdawało. Teraz nie byłam pewna czy te wszystkie lata nie okazały się wierutnym kłamstwem. Sama Bulma z resztą powiedziała, że trzymał moją wybuchową naturę w ryzach. Moje jestestwo opierało się na samych oszustwach. Nie mogłam zaprzeczyć, że coś we mnie umarło, że się przeistaczałam, a kiedy skończę powstanie coś nowego, nie koniecznie lepszego. Przynajmniej nie dla innych.

Bez pukania do środka weszła kobieta z zatroskaną miną. Nic nie mówiąc podeszła do biurka przy zasłoniętych okrągłych oknach. Nie miałam ochoty się z nią politykować. Czy nie mogła wreszcie zostawić mnie w spokoju?

-    Czego chcesz? - Warknęłam wściekle - Dajże mi kobieto spokój.

-    Chciałam cię przeprosić - Szepnęła ze smutkiem - Zapomniałam, że nie jesteś zwykłą nastolatką. Zapomniałam, że jesteś Saiyanką i jak Vegeta nie masz pojęcia o wielu rzeczach.

Zrobiłam wielkie oczy nie rozumiejąc do czego zmierzała. Przeprosić, że nie pamiętała. Jak mogła zapomnieć? Przez te wszystkie lata? Każdego dnia widziała nas, dostrzegała naszą moc, udoskonalała wynalazki na potrzeby naszego rozwoju i od tak wyleciało jej to z głowy? Też mi przeprosiny. Prychnęłam odwracając wzrok.

-    Może rozwiniesz swój wywód? - Zaproponowałam z niesmakiem - Bo nie rozumiem o co ci chodzi.

-    Właśnie o tym mówię, nie rozumiesz, a tutaj każde dziecko wie czym jest miłość - Było jej niezmiernie przykro - Wypadło mi z głowy, że straciłaś rodziców bardzo wcześnie, choć i tak nic by to nie dało - Westchnęła - Nie pomyślałam, że mogłabyś nie znać pewnych uczuć.

-    I co w związku z tym? - Nadal nie interesowała mnie ta rozmowa.

-    Chciałam ci uświadomić jakie mieszkają w tobie uczucia - wstała kierując się w moją stronę - Nie ma tylko radości czy nienawiści. Jest również uczucie do drugiej osoby, której byśmy nie skrzywdzili, chronili ją, i szanowali pomimo złości jaka w nas drzemie.

-    Do czego zmierzasz? - Warknęłam gestykulując rozdrażnienie.

-    Chcę ci uzmysłowić, dlaczego tak się czujesz, a nie inaczej - Kontynuowała - Dlaczego on jest ci tak ważny i bliski i dlaczego boisz się, że go straciłaś. On nie wie, prawda?

Co on mógł wiedzieć kiedy ja sama nie wiedziałam o co chodzi? Po raz pierwszy w życiu szerzej otworzyły się moje źrenice pokazując dalszy horyzont gdzieś tam zgaszony, albo nigdy nie oświetlony. Na mojej planecie nie było miłości… Czym była więc miłość? Oddaniem, pragnieniem, chęcią? Czy nie aby była wszystkim? Czy właśnie w ten sposób miałam rozumieć przez te kilka lat moje dziwne odczucia wobec tego pół człowieka? Kiedy był blisko, kiedy się uśmiechał, gdy mnie wspierał, spał obok po wyczerpującym dniu. Pamiętałam wiele momentów w naszym życiu kiedy czułam się dziwnie, niezręcznie nie wiedząc jak mam postąpić, gdy pojawiło się jakieś uczucie nie posiadające żadnej nazwy. To była miłość? Kiedy ona w takim razie się pojawiła i czy miałam nad nią jakąś kontrolę?

-    On nie wie, ja nie wiem, nikt nie wie - Szepnęłam.

Czy tak aby nie było bezpieczniej?  Teraz jednak nic nie miało już znaczenia. Wszystko przepadło w chwili gdy pojawiła się ona. Musiała w końcu nadejść, tak przecież było zapisane, a ja jakimś cudem zapomniałam, że tak właśnie będzie.

-    Więc dlaczego z nim nie porozmawiasz? - Zapytała - Teraz kiedy potrafisz nadać sens emocjom, mogłabyś z nim pomówić, na pewno by wszystko się jakoś ułożyło.

-    Nie - Warknęłam, a złość ponownie wróciła.

Kobieta nie rozumiała mojej reakcji. Nie była mną, nie widziała tego co ja, nic nie miało być jakie bym mogła sobie wymarzyć. Pragnienia nie istniały, znikły wraz z zagładą Saiyanów, ze śmiercią mojej ojczyzny. Niczym matczyne, oczy niebieskookiej prosiły o wypełnienie ciszy jakimś sensownym zdaniem, wytłumaczeniem. Dlaczego się tak opierałam, teraz kiedy doznałam małego olśnienia w ludzkiej naturze, o której nikt jednak mi nie wspomniał przed laty.

-    Widziałam przyszłość, w niej nie ma dla mnie miejsca - Odrzekłam wylatując z impetem przez zamknięte okno.

Czego można było się spodziewać? Rozbryzgu drobinek szklanych czekających na posprzątanie. Krzyk i oburzenie Bulmy nie miało dla mnie znaczenia. Gorycz jaką nosiłam w sobie niszczyła mnie. Czułam jak przemierza w każdej żyle i pędzi prosto w serce. Czy nie aby tym kochali ludzie? Nienawiść rosła z każdą sekundą dokładnie jakbym walczyła z okrutnym wrogiem, który chce zniszczyć to na czym istotnie mi zależy. Czy aby nie zależało mi na Nim? Od jak dawna? A może dopiero od niedawna? Byłam niemal dorosła w tym świecie, choć w istocie musiałam dojrzeć już dawno temu z dala od dobra i beztroskości.

Muzyka

Na odludnej pustyni gdzie słońce niemal parzyło skórę wylądowałam miękko w gorącym piachu. Zamknęłam oczy chcąc skupić się na tym co się ze mną dzieję, i dokładnie zaczęłam wyczuwać ogromne pokłady złej energii, która we mnie wezbrała tego dnia. Mogłabym ją skumulować i usadowić w bezpiecznym miejscu, ale wciąż kłóciła się z moim ciałem. Nie umiałam sobie z nią poradzić więc musiałam ją uwolnić, by działo się co chce. Obawiałam się w końcu, że skrzywdzę niewinne istoty, na których jeszcze mi zależało. Tych których miałam gdzieś mogłabym zmieść i schować jakiekolwiek poczucie winy pod dywan. Czy nie tak robiliśmy od wieków? Zabijaliśmy bez skrupułów od stuleci, częściej gdy pojawił się Changeling. Zgięłam ręce w łokciach wzdłuż tali kumulując w nich swoją niepojętą moc po czym z wrzaskiem wystrzeliłam ją przed siebie tworząc małą burzę piaskową. Musiałam zasłonić twarz i zamknąć oczy. Po chwili jednak stwierdziłam, że nie dbam o to czy nazbiera się on w moich powiekach były wszak mokre od gniewnych łez. Płakałam, po raz pierwszy w ten sposób. Raczej drugi, parę godzin temu również to uczyniłam, po tym jak zostałam zdradzona. Wtedy jednak byłam nieszczęśliwa i rozżalona, teraz gniewna i obojętna na swoje pragnienia, emocje.  Wzniosłam się powoli w górę zamykając powieki by ponownie zapanować nad drzemiącą we mnie KI. Uniosłam lekko dłonie tworząc w niej blade, czerwone kule. Gdy były dostatecznie nasycone złączyłam je w jedność na wprost swojej twarzy, następnie zrobiłam obrót wokół własnej osi by wystrzelić wszystko w niebo. Nie czekając jednak ani chwili postanowiłam ruszyć za nią i ją wyprzedzić, a następnie wpaść w nią. Energia, z którą się starłam była mi niemal obca. Nie znałam tej mocy, jaką dysponowałam i ta w net mnie powaliła. Lecąc w dół zamroczona zastanawiałam się co teraz będzie, czy coś jeszcze będzie.

-    Dość! - Prychnęłam.

Wyrzuciłam z siebie odrobinkę KI by zatrzymać się tuż przed piachem. Ruszyłam od razu w stronę miasta  Zachodu, i nie po to by przeprosić Bulmę za wywarzenie ram okiennych. Wylądowałam twardo przed domem i nie spiesząc się lecz z zaciśniętymi pięściami dotarłam do sali grawitacyjnej. Wcisnęłam guzik i weszłam do pomieszczenia, z którego miał wychodzić Vegeta. Spojrzałam na niego jak na obcą mi osobę, a mały fioletowo-włosy szkrab wesoło zawołał „Saro!”.

-    Czas na poważny trening, bracie - Syknęłam nie patrząc na biegającego ośmiolatka.

Saiyanin spojrzał na mnie z zaskoczeniem, a za razem z satysfakcją. Niedostrzegalnie kiwnął głową zgadzając się na propozycję. Sądziłam jednak, że jeśli tego nie uczyni zmuszę go do tego. Jego wyciszona energia jednakże była niższa niż dotychczas, urządził sobie na pewno wyczerpujący trening.

-    Idź do matki, na dziś koniec, młody - Rzekł do syna.

Chłopiec nie próbując się nawet kłócić z ojcem ruszył do wyjścia dziwnie na mnie patrząc, trochę naburmuszony. Ot ciotka, od siedmiu boleści nie przywitała się z bratankiem. Ruszyłam w głąb pomieszczenia stojąc do brata tyłem zaglądając w jedno z okien, lecz bez zainteresowania co za nim się znajdowało. Doskonale wiedziałam, że były tam ogrody państwa, Brief w których żyły przeróżne stworzenia oraz mnóstwo gatunków roślin, jak mawiała jej matka, bardzo rzadkich.

-    Gdzieś była? Masz podarte ubranie - Zauważył.

-    Próbowałam sama trenować, jednak stwierdziłam, że muszę skopać komuś tyłek - Sarknęłam.

Mężczyzna założył ręce na piersi cicho się śmiejąc. Jego mina mówiła sama za siebie, że to nie ja jemu, a on mnie skopie tyłek. Byłam odmiennego zdania.

-    Nie możesz tego zrobić synowi Kakarotto? - Zapytał.

-    Nie wspominaj o nim przy mnie - Warknęłam zaciskając pięść - Zabiłabym go, a ciebie jestem w stanie oszczędzić.

-    Szampański humor dopisuje - Uśmiechnął się - Saiyańska krew.

Wcisnęłam koralik na bransolecie by zmienić strój, na ten który przygotowała mi Bulma. Vegeta wywrócił oczami, jednak teraz dostrzegał, że stoi przed księżniczką Saiyanów, a nie jakąś pospolitą ziemianką, która sama przed niczym się nie obroni. Z resztą nigdy nie potrzebowałam niczyjej pomocy, On sam próbował mi pomóc, pewno temu bym stała się człowiekiem, który ma w sobie pokłady emocji, z którymi będzie dzielić się ze światem.

Pomieszczenie jednak okazało się za małe na moje wybuchy agresji, a Vegeta miał problem tam unikać moich agresywnych ataków. Ogromna dziura w ścianie mówiła za siebie, a wściekła mina kobiety mego brata zabijała, gdyż tyle mogła jedynie uczynić, lecz tego dnia nic nie było w stanie mnie przestraszyć. Jej dziki wrzask kazał nam się wynosić nim zrujnujemy cały dom. Ruszyliśmy na kraniec świata, gdzie podobnież przed laty wylądował statek kosmiczny ojca Piccolo, który później objął stanowisko Wszechmogącego. Temperatura powietrza nie była za wysoka, a ciągle panujące tam wiatry i burze sprzyjały treningowi. W prawdzie nie przybyłam tam ćwiczyć, a złoić komuś skórę, komu nie odbiorę życia.

Muzyka

Zajęliśmy pozycje do ataku spoglądając sobie zaciekle w oczy. Tego dnia Vegeta jak nigdy chciał się ze mną zmierzyć. Rozpierała mnie radość w tej wściekłości, w końcu ktoś traktował mnie całkiem poważnie i nie było mowy o taryfie ulgowej. Pierwsza się przemieniłam w Super Wojownika, ten nie kazał czekać mi długo i także to uczynił, by w chwilę po tym nasze pięści się zetknęły. Nie miałam zamiaru traktować go jak słabeusza, a godnego przeciwnika, i miałam nadzieję, że on także nie potraktuje mnie jak dziecko, wszak byłam dużo młodsza. Odskoczyliśmy w tył. Ponowiłam atak wymierzając cios w jego twarz lecz ten w ostatniej sekundzie zniknął mi sprzed oczu by zadać swój w moje plecy idealnie trafiając między łopatki. Oszołomiona runęłam lekko w dół. Pozbierałam się i natarłam na niego szczerząc groźnie zęby. Jeszcze trochę i go rozwścieczę.

-    Nie baw się ze mną! - Fuknęłam - Traktuj mnie na poważnie!

-    Skoro sobie życzysz - Skumulował w dłoniach ogromną ilość KI.

Wystrzelił ją, a następnie zniknął mi z oczu. Bez problemu uniknęłam jego ataku jednak nie spodziewałam się, że pojawi się centralnie przed moją twarzą. Zasłoniłam ją obiema rękoma krzyżując je. Odskoczył. Okręciliśmy się w koło wciąż patrząc na siebie. Tym razem ja zaatakowałam pierwsza wystrzeliwując salwę świetlistych pocisków. Książę jak w tańcu ominął każdy śmiejąc się, kto kogo nie traktuje poważnie. Miałam nadzieję, że właśnie tak będzie. Zmylić przeciwnika nie zawsze jest prosto. Zrobiłam salto nad jego głową na chwilę przylegając swoimi plecami do jego.

-    Koniec zabawy - Syknęłam.

Nie odwracając się złapałam go za lewą rękę obiema swoimi po czym szarpnęłam nim w stronę ziemi. Nie czekając ani chwili ruszyłam za nim generując w obu dłoniach szkarłatne pociski, które następnie złączyłam wystrzeliwując w jego stronę. Jego mina mówiła sama za siebie, zaskoczyłam go. Nie zdążył uniknąć trajektorii lotu fali energetycznej i wraz z nią wbił się z głośnym hukiem w podłoże. Cierpliwie czekałam aż się wygramoli z krateru. Sekundy trwały a jego nie było.

-    Nie mów, że cię pokonałam, bracie - Zawołałam za nim.

Ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną z rozwścieczoną miną. Uderzył mnie z pięści w brzuch. Skuliłam się, a chwilę po tym oberwałam złączonymi garściami w głowę. Nie obrobiłam się, gdy leciałam dół z oszałamiającą prędkością. Nim zderzyłam się z twardą ziemią zdążyłam pomyśleć, że mój starszy brat nabrał sporo energii podczas tych kilku lat. Treningi go udoskonaliły, a jego szybkość była nieporównywalna do tej jaką dysponował podczas turnieju Komórczaka. Zgrabnie odbiłam się od podłoża nie uszkadzając go nawet. Zaskoczenie mojego przeciwnika było dla mnie bezcenne. Zacisnęłam obie pięści wisząc w  powietrzu ponad księciem. Moje ciało oplotły wyładowania elektryczne. Czas było przejść na wyższy poziom i rozprawić się z pyszałkiem, który śmiał twierdzić, że jest w stanie mnie pokonać. Tym razem nikt nie był w stanie! Przemiana nastąpiła wraz z oślepiającym złotym blaskiem. Moje włosy ostro sterczały do góry niczym igły, a ciało przebiegał co chwila cichy, elektryczny wąż. Czas było pokazać braciszkowi jak powinien wyglądać elitarny Saiyanin.

Nim zdołał zrozumieć, że stoi przed nim drugi poziom legendarnego wojownika leciałam w niego  jak pocisk. Zadałam pierwszy cios pod żebro. Czarnooki zgiął się w pół, nim zdążył zareagować przyłożyłam mu łokciem w plecy sprawiając, że mechanicznie go wyprostowało. Próbował się bronić, zadać jakiś cios, lecz nie był w stanie mnie dosięgnąć. W pierwszym stadium nie dorównywał mi ni szybkością, ani siłą, niestety.

-    Czas byś zaczął coś z sobą robić! - warknęłam zgrabnie robiąc unik przed jego pięścią.

-    Co masz na myśli?

-    Byś osiągnął coś więcej niż to co potrafisz - kopnęłam go w lewy bok - Obijasz się! I ty śmiesz mówić o sobie książę?

Drwiłam z niego nie bacząc jak jego złość rośnie i z każdą chwilą coraz gorzej radzi sobie z obroną, nie wspominając o jakimkolwiek ataku. Miałam nadzieję, że weźmie się w garść. Tyle lat minęło, a on stał niemal w miejscu. Miał więcej siły, mięśni, był doświadczony, jednak kolejnego poziomu nie udało mu się uzyskać.

-    Stul pysk! - ryknął usiłując mnie dosięgnąć.

Odleciałam kawałek w tył szeroko się uśmiechając do niego. Chciałam sobie poprawić humor psując go swojemu starszemu bratu. Za razem pragnęłam by jego ciężkie treningi się opłaciły. Książę zaczął kumulować swoją moc krzycząc na całe gardło. Zmienia zatrząsała się i zaczęła w ekspresowym tempie pękać. Odłamki twardej ziemi tańczyły na wietrze wymieszanym z saiyańską wściekłością. Parę takich odprysków musiałam zniszczyć poprzez KI by nie powaliły mnie na ziemię. Przecież nie mogłam przegapić ani minuty.  Z każdą sekundą poziom mocy Vegety rosła, a wyładowania elektryczne co jakiś czas występowały wokół jego ciała.

-    Chyba się udało - szepnęłam zadowolona do siebie.

Po paru minutach stał przede mną mężczyzna spowity niesamowitą aurą gorzko na mnie spoglądając. Był wściekły, uraziłam jego dumę. Delikatnie się uśmiechnął, choć wyglądało to jakby szydził ze mnie.  Klasnęłam powoli parę razy w dłonie pokazując mu jak bardzo jestem rad z jego przemiany. Chyba już dawno byłam mu to winna. W końcu był kimś więcej niż tylko Saiyanem.

-    Moje gratulacje, książę - podeszłam do niego bliżej - Teraz jesteś na równi ze mną. Czas byś stanął do prawdziwej walki.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.