Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

92. Turniej młodzików

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-05-22 21:28:19
Aktualizowany:2017-05-22 21:28:19


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Zajęliśmy miejsca na samej górze, na najwyższym balkonie, gdzie znajdowały się tarasy oraz zejścia na trybuny. Mata była sporych rozmiarów, dużo większa od tej, którą widziałam podczas turnieju Komórczaka. Może i arena była cała w moich obu oczach, jednak miałam wrażenie, że jeśli dojdzie do poważnej walki między Gotenem a Trunksem, okażę się zbyt odległą. Miałam wzrok lepszy niż Ziemianie, jednak pod lupą nie uczyłam się patrzeć! Będąc na samej górze komentator, a za razem stary znajomy Goku i Kuririna wydawał się małym punkcikiem na białej arenie. Oparłam się o barierkę znudzona ziemskością. W zawodach brało w udział mnóstwo słabych istot, choć czasem zastanawiałam się skąd te dzieci czerpią tyle energii. Na dziecko 200 jednostek było absurdalnym maksem, a na Vegecie byłeś w tym przypadku nikim. Nasze światy kolosalnie się różniły, dlatego tak nie pasowałam! Gdybym była osobą dorosłą, nawet Bulma dałaby mi święty spokój.

-    Witam was na tegorocznym turnieju w kategorii młodzików! - zawołał - Reprezentują sobą bardzo wysoki poziom! Przywitajmy je ogromnymi brawami!

Ludzie zebrani zaczęli wiwatować nie mogąc się doczekać walk. Mnie interesowała tylko jedna - ta pomiędzy synem Goku a Vegety.

-    Zwycięzca turnieju otrzyma dziesięć milionów zeni - zakomunikował z entuzjazmem - Drugie miejsce nagrodzimy sumą pięciu milionów. Dodatkowo zwycięzca turnieju będzie miał możliwość zmierzyć się z samym mistrzem Herkulesem!

Ponownie rozległy się skandy ludzi niczym w euforii. Parsknęłam błagając by ktoś tego pajaca zdjął jednym strzałem. Miałam nadzieję, że dzieciaki nie miały w planach pozwolić temu wariatowi wygrać. Chwilę później w miejscu gdzie wychodziło się na arenę pojawił się biały dym, a zaraz z niego wyskoczył napuszony pseudo bohater napinając swoje mięśnie niczym napompowany ogromną ilością gazu. Rozległa się okropna muzyka, a ja niemal miałam ochotę użyć śmiercionośnej kuli - techniki podpatrzonej od Freezera i zakończyć żywot tego błazna. Kiedy w końcu skończył się popisywać ruszył w pędzie na arenę i wyskoczył w górę robiąc kiepskie salto. Niemal uderzyłam głową w barierkę chcąc zakończyć i swój żywot, musiałam naprawdę tutaj być? Ku mojemu zadowoleniu delikwent niefortunnie stanął na nogi, a raczej poślizgnął się i wylądował prawie na głowie. Wszyscy zamarli, muzyka przestała grać, a ja parsknęłam donośnym śmiechem. To chyba był jego najlepszy popis w moim życiu. W bólu przeturlał się parę razy po czym na kuckach pieczołowicie ściskał gigantycznego, jak mniemam guza na czubku głowy. Mogłabym przysiąc, że widziałam jak oczy wyszły mu z orbit. Od niepohamowanego śmiechu napłynęły mi łzy do oczu. Najbliżej siedzący „przyjaciele” bohatera Ziemi patrzyli na mnie z oburzeniem niejednokrotnie komentując moją postawę. Mój rechot zagłuszał ich słowa, z resztą niemieli pojęcia kim jest uzurpator. Po może łącznej minucie stękania ojciec Videl zrozumiał, że jest obserwowany przez swoich zasilaczy portfela i powstał jakby nigdy nic oznajmująca, iż tylko żartował. Może ich oszukał, ale nas nie miał szans. Doskonale wiedzieliśmy jakim był patałachem.

-    Przygotowaliśmy niespodziankę! - zawołał żwawo komentator w okularach - Chcieliśmy ci serdecznie podziękować za wzięcie udziału w tegorocznych mistrzostwach!

I ni stąd ni z owąd usłyszałam dźwięk nadlatującego sterowca z ogromnym telewizorem. Nawet Bulma w swoim domu nie miała takiego. Zastanawiałam się co mieli zamiar na nim pokazać. Chyba nie świetlaną przeszło-przyszłość pseudo wybawcy „świata”. Jak ogłosił spiker, okazało się, że mieli w planach przedstawić fantastyczny film ukazujący walkę z cyborgiem c21. Na samą myśl gęba mi się uśmiechnęła! Chciałam zobaczyć to za wszelką cenę i to jego zbłaźnienie się przed tyloma ludźmi. Gdy sterowiec wylądował idealnie nad areną rozpoczął się seans.

-    To nie stadion - zauważy Kuririn - To jest po prostu jakieś kino!

-     Ciekawe - zamyślił się Goku - Bardzo ciekawe.

Ku naszemu zaskoczeniu, zamiast prawdziwej walki pojawiły się jakieś marionetki niemal identyczne do nas samych! Kuririn opadł na barierkę z wrażenia, Vegeta napiął w złości mięśnie, zaś Szatan wydawał się być bardziej zielony niż dotychczas, jednak gdy zobaczyłam swoją karykaturę miałam ochotę kogoś ugryźć.

-    Bez jaj! - warknęłam - Toż to jakaś maskarada!

W mgnieniu oka Goku stanął za mną zasłaniając mi usta, puścił w ciągu paru sekund upewniając się, że nie będę krzyczeć. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Pozwalał na to wszystko? Ten jednak z uśmiechem na twarzy wskazującym palcem zasłonił usta. Westchnęłam wracając oczyma do ekranu z dziwacznym filmem.

-    Nie marudź - mruknął - Chcę zobaczyć zakończenie.

On jako jedyny chciał zobaczyć ten filmik z kukiełkami o naszych wyglądach. Cała walka była totalną parodią, nasza klęska i ratunek z rąk Satana - istna porażka. Jednak moment w którym „Vegeta” popiera „Goku”, iż to pajac jest bohaterem Ziemi doprowadził mnie do rozpuku. On nigdy by czegoś podobnego nie zrobił! Jedynie postarali się z wyglądem, bo reszta była wierutnym kłamstwem.

Wyczyny ziemskich dzieci były także katastrofalne, tak biły się niemowlęta Saiyańskie! Parodia w czystej postaci, i to miał być turniej? W końcu na macie pojawił się Trunks, a jego przeciwnikiem miał być niejaki Idass - blondyn o długich włosach odziany jedynie w spodnie.  Pół Saiyanin nie czekając na atak przeciwnika ruszył na niego najpierw podcinając nogi, a następnie wykopując go w powietrze. Nawet nie czekając aż ten upadnie z wysokości oparty os swoją szarfę ruszył w stronę wyjścia.

-    Też mi pojedynek - westchnęłam - Mogliby już dojść do finału.

Dzieciak stracił przytomność, młody troszeczkę przeholował, ale widocznie należało mu się. Trunks bez przyczyny nie używał nadmiaru siły, zwłaszcza kiedy chodziło o ziemskie dzieci. Miał co prawda werwę Vegety, ale matka uczyła go by nie rozwiązywać problemów siłą, wszak przewyższał niejednego dorosłego swoją mocą.

-    Dopiero pojedynek Trunksa z Son Gotenem będzie pięknym widowiskiem - dodał Kuririn.

On także nie był zadowolony z marnotrawienia czasu jakim była sekcja młodzików.

I oto przyszedł czas na walkę Gotena i jednego z ziemskich dzieci, jednak ten zdawał się być stremowany. Nie brał walk tak na poważnie jak syn Vegety, wszak nie miał ojca przy swoim ramieniu, a Gohan niejednokrotnie zajmował się bardziej nauką niż treningami, zwłaszcza z młodszym bratem. Wracając do starszego syna Goku wciąż go nie było, czyżby maszyny nie byli w stanie naprawić? Zachichotałam w duchu. Vegeta jednak miał dobry plan.

Chłopiec, który miał zmierzyć się z siedmiolatkiem zaczął wymachiwać pięściami jak oszalały, choć wcale nie celował do swojego nok autora, jednak kiedy zdecydował się w końcu na cios, mały zablokował go jednym palcem. Nic nadzwyczajnego, jednak poniekąd była to jakaś atrakcja. Widzieć taką ogromną przepaść międzygatunkową! Kopniak także zablokowany, a po nim kolejne ciosy, aż wreszcie Goten delikatnie przyłożył mu w brodę kładąc dzieciaka jak kłodę.

Kolejne walki były czystą parodią gdy nasi chłopcy bez mrugnięcia okiem pokonywali swoich pseudo przeciwników. Za każdym razem używali innego sposobu by siebie także nie zanudzić. To kopniak, to rzut, to zwykły unik. Ponad godzinna męczarnia wreszcie dobiegła końca, a na macie stanęli półfinaliści gotowi w końcu do prawdziwej walki. Myślałam, że nigdy się tego nie doczekam.

-    Długo kazali nam czekać - zauważył Kuririn - W końcu jakaś poważna walka!

Ludzie nawoływali to Trunksa, to Gotena. Sędzia komentator zeskoczył z areny prawdopodobnie oczekując niesamowitego widowiska. Chłopcy przyjęli postawy do ataku. Niemal spięłam wszystkie mięśnie wyczekując ich startu. W końcu ruszyli, na początek zablokowali swoje ciosy ramieniem by przez chwilę się siłować. Rozpoczęła się walka na gołe pięści. Szukając każdego błędu wpatrywałam się w nich jak w obrazek. Ludzie pełni szoku nie dowierzali kiedy obaj wymierzali sobie szybkie ciosy wysoko nad areną.

-     Przepraszam! - usłyszałam znajomy głos - Nie chcieli nas przepuścić!

Był to nie kto inny jak Gonah w swoim cudacznym przebraniu i białej chuście w okularach zamiast w kasku. Mimo wszystko dalej wyglądał jak błazen.

-     Coś ty - odezwał się bezpardonowo mąż C18 - Czyżbyś śpiewał serenady swojej narzeczonej?

-     To nie jest moja narzeczona! - bronił się Son Gohan przed uszczypliwością przyjaciela ojca - Przysięgam! To moja koleżanka.

-    Dobra, dobra - machnął ręką niski - Żartowałem.

Muzyka

Spojrzałam na byłego przyjaciela szorstkim wzrokiem. Przybył wraz z Videl, jakby zapomniał, że to ONA jest całym problemem. Widocznie miał już w nosie jaki miałam do tego stosunek. Nie odzywając się i nie słuchając reszty rozmowy skupiłam się na walce finałowej. Chłopcy mierzyli do siebie silnymi ciosami, co jakiś czas znikając sobie sprzed oczu, jednak to Trunks był tym sprytniejszym i nawet posłał przyjaciela za matę i gdyby nie technika latania chłopiec wylądowałby poza matą. Za każdym razem kiedy jeden był lepszy drugi odgrywał się z większą siłą. Prawdopodobnie po raz pierwszy walczyli między sobą naprawdę. Jednak używając tylko i wyłącznie zwykłej siły mogliby bić się między sobą aż do utraty tchu, a to potrwało by na pewno długo. Tak skupiona na walce nawet nie zauważyłam, że dzieciaki konkurowały ze sobą w absolutnej ciszy, gdyż ludzie zamarli, a zdałam sobie z tego sprawę dopiero gdy zaczęli nawoływać imiona uczestników ponownie.  Raz na jakiś czas spoglądałam ukradkiem na dziewczynę, której nikt poza Gohanem nie zapraszał, ta zaś miała przerażoną minę tym co widziała na macie, a raczej ponad nią. Czyżby jej nowy przyjaciel nie zdradził jej wszystkich tajników naszej rasy? A może jednak nie miała okazji ujrzeć tego na własne oczy.

-    Chłopcy do roboty - krzyknęłam - Przestańcie się bawić!

Trunks jakby mnie usłyszał i postanowił użyć fali uderzeniowej, którą kumulował w obu dłoniach wyciągniętych na boki.  Son Gohan jak i Kuririn wzdrygnęli się na ten widok, ja zaczerpnęłam apetytu i czekałam na to co wydarzy się potem. Goku ze stoickim spokojem prosił by przewrażliwieni zaufali dzieciakom i pozwolili im działać, przecież nie mieli zamiaru nikogo zabijać, nie oni.  Wycelował skumulowaną moc w czarnowłosego, a ten bez problemu uniknął atak i w ostatniej chwili zmienił trajektorię lotu pocisku w niebo, by nie pozabijać słabych ziemian. W chwilę później Goten utworzył kamechamę - technikę ojca prosto z rąk starego Roshi, nad którą niestety nie zapanował i rozwalił część dachu szatni dla biorących udział w turnieju. Nie tego się spodziewałam, ale teraz dostrzegłam jak mało czasu starszy brat poświęcił mu na doskonalenie energii KI.  Pomimo tego chłopcy postanowili dalej kontynuować pojedynek. Kilka ciosów i Goten znowu poleciał w górę, tego dnia Trunks był w doskonałej formie. Złapał od tyłu czarnookiego i pochwycił mocno uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch, jedyne co mógł to wymachiwać nogami niczym maratończyk - tak też uczynił. Kiedy już było pewne, że młodszy nie ma szans ku naszemu zdumieniu przeszedł na pierwszy poziom super wojownika tym samym uwalniając się z sideł. Wrócił z powrotem na matę gdzie dezaktywował swoją formę.

Gohan był oburzony postawą chłopców, Vegeta żądał dyskwalifikacji, tylko Goku nie miał nic przeciwko temu zdarzeniu. Tak samo jak ja, codziennie usiłowałam wszystkim wytłumaczyć kim byłam i kim nie chciałam być. Czy to było takie trudne? Czy Ziemianie nie mieli prawa dowiedzieć się, że są słabymi istotami we wszechświecie i wcale nie są jedyni.  Chłopcy ponowili atak. Zaczynało się to przeciągać gdy w końcu niebieskooki wystrzelił pocisk, a brat Gohana uciekł w niebo by z rozpędem ruszyć na przeciwnika, ku zaskoczeniu ośmiolatek przybrał formę super Saiyana i wystrzelił KI, która rzuciła chłopcem prosto w trybuny, ten niestety zatrzymał się na siedzeniach tym samym pozwalając wygrać starszemu. Vegeta niemal kipiał z dumy. Skoro on nie mógł pokonać Goku, to jego syn pokonał jego syna. Tym aktem zakończył się finał dzieciaków.

-    Twój syn świetnie się bił - książę położył dłoń na ramieniu swojego towarzysza - Jednak ja Trunksa przygotowywałem kilka lat na tę okoliczność.

-    To zrozumiałe - zauważył młodszy Saiyanin - Gratulacje.

Na zwieńczenie pseudo zawodów dzieci na matę miał wejść sławny Herkules i zmierzyć się ze zwycięzcą.

-    Od siedmiu lat na to czekałem - uradował się Goku.

-    Trunks w końcu nas pomści i ośmieszy Herkulesa - wtrącił mąż C18.

-    Wykreślą jego imię z podręczników historii - parsknął Vegeta.

-    W końcu przestanę udawać! - zawołałam radośnie - Zazdroszczę szczeniakowi!

Obecna w naszym towarzystwie córka jegomościa spoglądała na nas z uwagą. Nie rozumiała do końca o czym była mowa, czemu nabijamy się z jej tatusia, ale przecież powinna była sobie wbić do głowy moje słowa, mówiłam jej, że Satan jest uzurpatorem i nigdy niczego nie pokonał. Młody pół Saiyanin jednak wciąż próbował wyjść z tego obronną ręką i chroniąc nas, oraz jej niewiedzę. Powinien był dawno z tym skończyć. Piccolo stał jak zaklęty z niemrawą miną.

-    Kim jest ta łazęga? - szepnęła Osiemnastka tracąc ochotę na zabawę - Co to za miernota?

-    Mnie się pytasz?! - niemal krzyknęłam w pisku - Ta idiotka przyssała się do niego i teraz usiłuje wyciągnąć wszystkie informacje. Nienawidzę krowy.

Kobieta delikatnie dygnęła głową malując na twarzy niemały grymas. Zrozumiała coś. Opierała się o ścianę wyczekując gościa specjalnego.

-    Masz okazję na macie.

-    I nie mogę się doczekać, Osiemnastko!

Potomek księcia Saiyan stał na macie czekając na swojego ostatecznego przeciwnika. W tej chwili miałam ochotę ryknąć jak baran, jednak postanowiłam poczekać na efekt końcowy. Wszak wynik był przesądzony, nie było o czym gadać.

-    Nic tu po nas - zauważył Goku.

-    Masz rację - poparł go niski przyjaciel - Powinniśmy przygotować się do turnieju.

Mieli rację. Werdykt był z góry wiadomy, a nas czekała walka między sobą - w końcu. Bez zbędnych słów ruszyliśmy przed siebie gdy zatrzymało nas oburzone wołanie Videl:

-    Jak możecie! On jest z wami, a wy go tak zostawicie? - prawie się trzęsła.

Co ją to obchodziło? Nie byliśmy jej rodziną, nie jej było nas oceniać. Z resztą nic o nas tak naprawdę nie wiedziała. Dla nas to było jakbyśmy mieli obejrzeć serial w wyłączonym telewizorze.

-    Masz rację! - poparł ją Gohan - To będzie fascynująca walka! Zostajecie?

Myślałam, że go zabiję. Po raz kolejny pokazywał, jak bardzo jest dla niego ważna i jego wizerunek w jej oczach, a zaledwie sekundy temu bez problemu ruszył z nami rezygnując z pseudo walki. Machnęłam ręką odwracając się na pięcie. Miałam już dość przesiadywania tutaj, chciałam w końcu się z kimś zmierzyć! Nie po to się tutaj zjawiłam. Udaliśmy się w końcu na posiłek. Goku objadał się jak szalony, ale jakby nie patrzeć nie jadał przez dobre siedem lat. Pałaszowaliśmy kolejne porcje kiedy to pojawił się nie kto inny jak Między Galaktyczny Wojownik, a raczej Saiyman, jak go nazwałam ze swoją przyjaciółką. Od razu zszedł mi apetyt, a miałam taką ochotę na ten makaron z mięsem! Spojrzałam na nich z ukosa przełykając ostatni kęs mięsa.

-    Kto wygrał? - zapytał Goku z pełnymi ustami - Jaki jest wynik?

-    Trunks - odrzekł spokojnie jego syn.

Vegeta mimo pełnych ust uśmiechnął się triumfalnie. Także nie byłam zawiedziona, przecież nie było innej możliwości. Apetyt ponownie mi wrócił i sięgnęłam w końcu po ten półmisek z cudownie pachnącym makaronem.

-   Nikt nie rozumie jak to mogło się stać, ale ponoć Herkules specjalnie dał wygrać chłopcu - dodał Gohan wciąż stojąc przy stole.

-    Nic dziwnego - dopatrzył się Kuririn - Ten człowiek to komediant.

-    Co masz na myśli? - Vid wyraźnie była rozdrażniona nagonkami na ojca.

Niestety po raz kolejny „Kłusownik” postanowił uratować sytuację i zatkał usta przedmówcy prosząc go cicho by nie zdradzał żadnych szczegółów. Jakby wciąż chciał anonimowości naszego świata. Przecież już to złamał…

Jedliśmy dalej, a stosy pustych talerzy przybywało. Wszystko byłoby ok gdyby córka pseudo bohatera nie podchwyciła tekstu o żołądkach Super Wojowników. I tu także syn Goku upomniał jego przyjaciela.

-    A tak to! - zawołałam unosząc widelec w górę - Super czyli najlepsi, chyba wiesz co to znaczy.

Spojrzałam na ni złośliwie, a ta po chwili spiorunowała mnie wzrokiem. Gdyby on też miał taką siłę jaka posiadał mój. Zrezygnowany były przyjaciel opadł na krzesło nie wiedząc czy dobrze postąpił przebywając ze mną w jej towarzystwie. Powinien się cieszyć, że miałam stalowe nerwy i postanowiłam najlepsze pozostawić na koniec.

Muzyka

Gdy już pojedliśmy, jak na wojowników przystało ruszyliśmy w stronę szatni skąd mielibyśmy wyruszyć na matę. Szłam z samego tyłu jak najdalej od Gohana i tamtej dziewczyny. Ni stąd ni zowąd przed nami jak z nieba wyrosło dwoje osobników. Żaden z nich nie był Ziemianinem, w żadnym wypadku nawet ich nie przypominali, do tego jeden z nich, ten niższy z białym irokezem wisiał w powietrzu uśmiechając się jak gdyby nigdy nic. Przystanęłam jako pierwsza jednak Goku podszedł dwa kroki bliżej. Obaj mieli dziwne uniformy. Od razu można było poznać, że nie mili nic wspólnego z tą planetą. Także ani trochę nie przypominały ciuchów Acronian czy też Kosmicznej Organizacji Handlu. Fioletowo skóry nie czekając podleciał bliżej wciąż z tym samym cwanym uśmieszkiem.

-    Witam panów - zaczął łagodnie - Ty z pewnością jesteś Son Goku.

Zrobiłam wielkie oczy, z resztą każdy z nas. Reputacja tego Saiyana wyprzedzała go nawet po śmierci. Vegeta za pewne gotował się już ze złości. O tak.

-    To prawda - przytaknął martwy wojownik - Skąd wiesz?

-    Cóż - wzruszył ramionami - Wiele słyszałem o twoich wyczynach, choć często niektórzy wyolbrzymiają - zmrużył oczy - Zawsze chciałem ciebie poznać.

Okazało się, że on także bierze udział w turnieju, a jego energia była zaskakująco… Niedostępna! Jednak gdy poprosił Goku o podanie swojej dłoni, jak w geście zdrowej rywalizacji ten uznał iż w synu Bardocka nie ma ani grama nienawiści. Skąd on to wiedział? Przecież nigdy wcześniej go nie spotkał, nigdy nie rozmawiał, a świat nie opowiadał o jego zamiłowaniach innych niż walka. Nie podobał mi się ten niziołek.

W końcu wylądował na płytkach chodnikowych, ukłonił się i wrócił do swojego towarzysza o różowej skórze i mniej przyjemnym wyrazie twarzy. Byli podejrzani, nie wolno było im ufać. Czyżby szykował się poważniejszy problem od wścibskiej Videl? Choć jednak tamten poinformował nas, że nie może być silniejszym od samego Son Goku. Więc czy coś mogło być nie tak? Staliśmy jeszcze parę chwil jak słupy soli obserwując odchodzących mężczyzn. Jedynym pytaniem było kim mogli być i czy w jakimkolwiek stopniu nam zagrażali. To mogłoby być lepsze od zemsty na tej dziewusze, może nawet straciłaby życie bez mojego udziału, a moja w tym już była głowa. Teraz jednak postanowiłam pokonać tego przybysza za wszelką cenę! Był stosunkowo niewiadomy. To było to!

-    Jedno jest pewne - sformułował Szatan Junior - To kosmici.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.