Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

93. Kolejne zagrożenie

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-06-18 12:30:55
Aktualizowany:2017-06-18 12:30:55


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Wciąż zastanawiając się nad nowo przybyłymi osobnikami innego gatunku ruszyliśmy w dalszą drogę. Czas nieubłaganie gonił, a eliminacje niemal na nas czekały. Jednakże wolnym tempem szliśmy do celu. Videl co jakiś czas szeptała coś do ucha swojemu przyjacielowi i widać było, że zadaje mu nad wyraz trudne dla niego pytania. Perfekcyjny słuch Szatana, na pewno dawał mu w tej chwili popalić, aż śmiać mi się chciało. Tylko dlaczego byłam karana obecnością tej pokraki?

- Junior - szepnęłam z nadzieją, że mnie słyszy - Komediant z tego Gohana, po cholerę on te babe tu prowadza? Pewno i twój wygląd skrytykowała. Czy nie mam racji?

W przeciągu chwili zielono skóry spojrzał na mnie w gniewie. Słyszał mnie doskonale i najwidoczniej trafiłam w czuły punkt. Musiał być już obgadany przez córkę Herkulesa. Z resztą kto by nie był? Byliśmy kosmitami!

- To córka tego pajaca - Herkulesa - dodałam.

Mógł tego jeszcze nie wiedzieć. Osiemnastka zwolniła kroku bym do niej dołączyła. Jej wzrok mówił sam za siebie ” co ty knujesz dziewczyno?” Uśmiechnęłam się do niej szeroko jakby na chwilę wszystkie troski przepadły. Przecież jeszcze niczego nie uczyniłam. Starałam się jakoś dobrze, w miarę bawić. Wszak zgorzkniały nastrój panował od rana.

- Rozmawiam z Szatanem - mrugnęłam jej wskazując na swoje uszy - Tylko nie mam odpowiedzi zwrotnej. Tej zdolności nie posiadam.

Przecież jej nie potrzebowałam. Doskonale wiedziałam co ten Nameckanin miał na myśli. Był tak samo sfrustrowany obcymi osobami jak ja. C18 zlewała na to, była przecież najsilniejszym człowiekiem, a raczej pół człowiekiem na tej planecie i jeśli przyszłaby jej ochota zgładziłaby pół Ziemi dla swojego dobra, dla swojego widzi mi się. Choć teraz miała małą córkę imieniem Maron, niemal wykapany ojciec, choć oczy i kolor włosów odziedziczyła po matce. Zastanawiałam się czy ta mała kiedyś będzie wojownikiem. Czy jej rodzice będą kontynuować. Na pewno nie byłaby silniejsza od Saiyan, ale dałaby sobie radę z niejednym człowieczkiem, a tyle jej wystarczy, by zadbać o siebie.

Ona nauczyła się kochać, czy ja też potrafiłam?

Gdy dotarliśmy na miejsce komentator w przeciwsłonecznych okularach ogłosił rozpoczęcie eliminacji do turnieju z ogromnym entuzjazmem.

- Każdy kto wylosuje kulkę z numerem będzie kolejno wychodzić na matę.

Ludzie którzy brali w nim udział nie wyglądali zbytnio podejrzliwie, ale także znaleźli się wśród zebranych tajemniczy dwaj osobnicy w naprawdę dziwnych ciuchach, oraz dwóch bladych, a za razem zdenerwowanych mięśniaków. Ich żyły niemal wychodziły ze skóry. Czyżby byli na jakiś specyfikach? Jednak to tamtych dwoje kosmitów zwracało całą moją uwagę. Miałam nadzieję spotkać się z którymś na macie i to jak najszybciej.

- Gdy przeczytam imię poproszę o podejście i wylosowanie numerku, który przydzieli was do konkretnej walki - oznajmił prowadzący.

Kolejno podchodziliśmy po wywołaniu naszego imienia bądź pseudonimu. Na swoje nieszczęście nie trafiłam tak dobrze jak Vegeta na Goku i miałam czekać do ostatniej, ósmej walki w pierwszej rundzie z tym zdenerwowanym, ale nieco chudszym mięśniakiem imieniem Yamu. Nie wydawał się na mega silnego, jednak jego rosnąca wściekłość była dziwnie zastanawiająca. Sporowich, jego kompan miał odbyć walkę z córką pseudo bohatera. Czyżby on ją miał wykończyć przede mną? O rany, w tej chwili, aż pragnęłam by okazała się silniejszą od tej kupy mięsa. Chciałam sama się z nią policzyć, chyba, ze mogłam jedynie liczyć na to po zawodach, kiedy już wszystko dobiegnie końca. Również zadowolona mogła być Osiemnastka gdyż przyszło jej zniszczyć durnowatego Satana. Na jej miejscu też chętnie bym się znalazła. Gohan zaś z Szatanem mieli zmierzyć się z przybyszami z innego świata niejakim Kibito i Shinem.

Zeszliśmy z maty pozwalając na rozpoczęcie się pierwszej wali jak tylko organizatorzy uprzątną tablicę z nazwiskami z areny. Część startujących wciąż się rozgrzewała, a część spoglądała na matę, na zebranych bądź po prostu słuchała krzyków tutejszej gawiedzi. Tylko Vegeta stał oparty o ścianę w ciszy z zamkniętymi oczami. Dziś miał swój korzystny dzień. Właśnie na to liczył, cieszyłam się razem z nim. Choć on skrupulatnie to maskował.

- Ty to masz szczęście - mruknęłam podpierając ścianę obok - Też bym chciała zmierzyć się z konkretną osobą.

- Czekałem wiele lat na tę chwilę - syknął lekko się uśmiechając.

Chociaż bardziej przypominało to grymas po kwaśnym owocu. Ale on właśnie taki był.

- Tym razem masz co pokazać, bracie - klepnęłam go w ramię - Trzymam za ciebie kciuki i nie zmaść tego, jasne?

Książę spojrzał na mnie wściekle przez sekundę, by za chwilę uśmiechnąć się do siebie i zamknął ponownie oczy. Zamiotłam podłogę ogonem kierując się do okna w szatni by oprzeć się o wysoki mur i móc obejrzeć walkę pierwszych zawodników - Kuririna i Punty - wielkoluda z piaskowych terenów, wciąż pokazującego jak bardzo niski mężczyzna jest biedny w obliczu jego potęgi. Też mi było coś. Każdy mógłby mnie się tak odgrażać, a ja jedynie mogłabym mu napluć ze śmiechu w twarz. W szatni zaś zapanowała potężna cisza.

Na samym początku gdy wybierali się na matę wielkolud rozpychał się i wymachiwał rękoma tak, że gdybym to ja stała zamiast Kuririna posłałbym go do zaświatów jeszcze zanim wyszedłby na matę. Takie niesportowe traktowanie przeciwnika powinno być karane. Jedynie wzrostem mógłby wygrać z przyjacielem Goku.

Kiedy olbrzym ruszył w tył zamiast w przód zaczął robić salta jak oszalały, co jednak nie zrobiło na Kuririnie wrażenia, a na kim by zrobiło? W końcu ten zachęcił go do walki, która potrwała zaledwie kilka sekund i wypadł z maty, a raczej został wyrzucony z niej jedną ręką!

- Twoja kolej Szatanie - zawołał wesoło mąż C18 gdy wrócił - Zobaczysz, to bułka z masłem!

Goku i Junior jednak nie mieli takich wesołych min, co nawet i mnie zastanawiało. Zupełnie z innym podejściem przybyli na te zawody.

- O co chodzi? Przecież jesteśmy najlepsi! - zawołał rozentuzjazmowany mężczyzna w czerwonym podkoszulku - Mamy słabych przeciwników, damy radę.

Jednak ani Vegeta się nie uśmiechał, Goku czy też Junior. Oni coś chyba wiedzieli, albo podejrzewali gdyż wszystko nabierało zaskakująco sztywnych emocji.

Nameckanin ruszył z Shinem na matę. Jeden miał ponurą minę, drugi zaś był wesoły jak skowronek. Spekulacje na temat jego osobliwości były podejrzane. Emanował nienaturalną energią, która niewiadomo skąd się wzięła, choć nie wyglądał na nikogo strasznego. Nie posiadał ani jednego mięśnia w swoich chudych rączkach. Ale czy ja wyglądałam w swojej pierwotnej postaci na kogoś super silnego?

Na macie przeciwnicy stali i się nie ruszyli nawet o milimetr. Dostrzegałam co jakiś czas spinające się mięśnie zielono-skórego, który o dziwo nie potrafił się skoncentrować. Doskonale dostrzegałam jak jego energia faluje i opada drastycznie, jakby ktoś wysysał z niego energię. Zupełnie jakby wstrętna Protektorka przyssała się do niego swoimi łapskami, albo dwa cyborgi w tym Gero.

- Wycofuję się - oznajmił wreszcie Junior - Przykro mi, nie walczę.

Nie wypowiadając ani jednego słowa więcej ruszył z powrotem do szatni z wciąż naburmuszoną miną. Ledwo gdy wszedł do nas karzeł skoczył do niego nie wierząc, że ten nawet nie spróbował się z nim siłować, że nie podjął żadnego działania by sprawdzić przeciwnika. Dla mnie także było to niepojęte. Czy aż tak się bał tego przybysza? Musiał, jego mina zdradzała potężny strach, a czoło zroszone delikatnie potem mówiło samo za siebie. Przecież widziałam jak stał i nie kiwnął palcem, a jednak nie wyglądał na takiego.

- Aż tak źle? - zapytał syn Bardocka.

- Bardziej niż myślałem - odpowiedział zdenerwowany stojąc do nas plecami.

Jego słowa mocno trafiły w moje uszy, jak z resztą każdego z nas. Saiymanowi niemal okulary spadły z nosa, a mała Videl rozglądała się to na jednego to na drugiego nie pojmując zaistniałej rozmowy. Nie miała w ogóle zielonego pojęcia o tym co zaszło przed chwilą na macie. My mogliśmy się jedynie domyślać, że przytłoczyła go jakaś bariera, moc samego Shina, który wciąż był uśmiechnięty i pewny siebie jakby miał to we krwi.

- Co to znaczy? - zapytałam pospiesznie zaciskając pięści.

- To chyba jakiś żart! - panikował Kuririn -Przecież on ma się ze mną zmierzyć w kolejnej rundzie!

Na same te słowa jego ręce opadły nisko. Było widać jego rosnące przerażenie swoim przeciwnikiem. Czyżby bogowie się od niego odwrócili? A mógł mieć większą szanse na dojście do półfinału. Nameckanin nic nie mówiąc stał i trząsł się z gniewu i prawdopodobnie jakiegoś przerażenia. W takim stanie go nie znałam, nawet nie bał się tak, gdy atakował nas Komórczak. Było to bardzo podejrzane.

Następny występ miał należeć do wspaniałej Videl i przepoconego, nabuzowanego mięśniaka Sporowicha. Zatarłam ręce zapominając o wydarzeniach sprzed paru sekund. Musiałam zobaczyć tę walkę i dowiedzieć się czy w rzeczywistości była tak dobra jak o niej mówiono. Dziewczyna nawet nie zdążyła zrobić kroku przed siebie, a gdzieś w okolicy trybun rozbrzmiała orkiestra dęta, która wiwatowała na wejście swojej maskotki. Pożal się boże, uderzyłam głową w ścianę. Szkoda, że tylko tak delikatnie, małe pęknięcia pojawiły się w tynku. W tym czasie spoglądał na mnie ze zdziwieniem Kuririn niedowierzając co właśnie uczyniłam.

- Co się gapisz? - warknęłam strzepując pył z czoła.

- Dobrze się czujesz? - zapytał podejrzliwie - Coś ci jest?

Zaczął mnie bacznie oglądać jakby szukał jakieś zielonej plamy na mojej skórze. Nie byłam przecież chora, tylko zła.

- Nic mi nie jest! - mój ton przypominał gulgot.

- Ja już wiem! - zatarł w cwanym uśmieszku ręce - Zazdrośnica! Przyznaj się! To dziewczyna Gohana tak cię drażni prawda? - szturchnął mnie palcem wskazującym w bok - Nigdy wcześniej żadna się koło niego nie kręciła. Hyy Hyy..

Zarechotał w ten swój idiotyczny sposób z miną jakby miał się zaraz zaślinić, a jego oczy miały zamienić się w niewidzialne kreski.

Walnęłam go pięścią w sam środek głowy, a przy jego wzroście było to idealne posunięcie. Mężczyzna kucnął łapiąc się za głowę w cichym skomleniu po ówczesnym donośnym „AU”. Zirytował mnie, a poza tym nikt nie musiał wiedzieć co aktualnie czułam i czy byłam zazdrosna o Videl, czy o Gohana. Nikomu nic było do tego. I tak za dużo osób wiedziało, Bulma to byli niemal wszyscy! Co za prawdę dziwne było, że wciąż nikomu nie powiedziała…

- Maskarada jakaś… - mruknęłam odchodząc na bok.

Zawodnicy ruszyli przed siebie prosto na matę. Jednak w tej chwili bardziej zainteresował mnie swoją osobą tajemniczy Shin, który zapatrzył się na mięśniaka - przeciwnika Videl. Jego mina była na tyle poważna, że nie sposób było zignorować tego. Czyżby królewna Ziemian była w opałach? Wróciłam spojrzeniem na matę gdy komentator ogłosił start. Dziewczyna przybrała pozycję bojową i widać było, iż nie boi się przeciwnika. Zaatakowała jako pierwsza, byłam lekko zdumiona jej ziemską szybkością. Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie osiągnie coś więcej. Widać Gohan miał na nią dobry wpływ. Zaszarżowała ponownie gdy mięśniak nie ruszył się z miejsca przywalając mu z łokcia w brzuch. Kopała go i biła pięściami, a ten cały czas się zasłaniał rękoma niczym tarczą. Niebieskooka co chwila doskakiwała go to tu, to tam i okładała go z całych swoich sił. Jakże moje wielkie zdumienie było gdy położyła Sporowicha na łopatki!

- Tak trzymaj Videl! - zawołał entuzjastycznie Gohan.

Jego głosu nie pomyliłabym z żadnym innym. Spojrzałam na niego krzywo i z niesmakiem, ale on tego nie zauważył, za bardzo był zaaferowany poczynaniami swojej przyjaciółki. Sporowich się podniósł nie pokazując ani jednego grymasu. W końcu się musiał wkurzyć i ruszył z gardą na dziewczynę. Ta dość dobrze odpierała jego ataki, jednak w przeciwieństwie do niego na jej ciele pojawiło się kilka otarć. Ponownie wymierzyła mu kopniaka w twarz posyłając na matę. Walka zapowiadała się dość ciekawie jak na tę nastolatkę. Nie spiesząc się podniósł swoją kupę mięśni na nogi i ruszył pędem w córkę Herkulesa, że aż ją staranował swoją wielkością. Ta uczepiła się jego kostiumu i wywaliła go przez siebie z powrotem na matę. Oboje byli zdyszani. Ponownie pierwsza natarła niebieskooka, ta to miała ducha walki, niemal jak Saiyanie! Trudno mi było uwierzyć, że była córką tego patałacha, jak nic było widać, że jest od niego silniejsza!

- Będzie coś z tego czy nie? - mruknęłam - Niech coś się dzieje! Zaczynam się nudzić.

- Poczekaj na swoją kolej - burknął Vegeta.

- Łatwo ci mówić, bo jesteś niemal następny, ja na samym końcu i to jeszcze mam walczyć z ofiarami losu! - żachnęłam się - A wasza walka na pewno będzie trwała tygodnie!

Kiedy Videl ledwo stała na nogach udało jej się ponownie położyć mięśniaka na arenie. Ku niezadowoleniu jej samej i wielu innych tu obecnych mężczyzna podniósł się po raz kolejny, ale tym razem dużo bardziej rozwścieczony. Gniew napędzał go jak paliwo samochód. Wydawało się to nazbyt normalne. Spojrzałam na brata, a później oboje na Goku. Oni także nie mieli zadowolonych min. Także podejrzewali, że coś jest nie tak z tym mięśniakiem. Z zamyślenia wyrwał mnie wiwat ludzi na trybunach. Dziewczyna ponownie powaliła przeciwnika i tak jak się spodziewałam znowu powstał.

Muzyka

- Ona z nim nie wygra - powiedział z powagą Son Goku - On zawsze powstanie.

- Że co? - oburzył się Kuririrn - Jest od niego silniejsza!

- Zgadzam się z Kuririnem - poparł go syn Goku.

- Nie widzicie, że ledwo na nogach stoi? - wtrąciłam się do rozmowy - On jest niewzruszony, ta dziewczyna nie ma z nim najmniejszych szans.

Son Gohan spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Widać nie spodziewał się mojego wkładu w tę rozmowę, w ogóle chyba zapomniał, że tutaj byłam! Moja mina była pewna tego, co mówiłam. W stu procentach popierałam Goku.

- Mówisz tak bo jej nie lubisz! - zauważył Gohan.

- Co z tego, że jej nie lubię! - wrzasnęłam - On połamie jej kości.

- Jak możesz!? - oburzył się chłopak.

Sterczeliśmy do siebie wrogo każde łypiąc na drugiego. W tej chwili miałam ochotę przywalić mu w ten głupi łeb! Był tak zaślepiony jej doskonałością, że nie potrafił ocenić sytuacji! Nie życzyłam jej nigdy dobrze, ale jako wojownik miałam prawo ocenić sytuację, nawet kiedy kogoś nie lubiłam. Jeśli byłabym pewna, że ta dziewczyna wygra, powiedziałabym to.

Mąż Osiemnastki stanął pomiędzy nami by nas rozdzielić. Moje delikatne wyładowania energetyczne popieściły jego palce. Syknął z bólu zabierając pospiesznie rękę.

- To nie miejsce na bójkę! - zawołał - Co się wam do diabła dzieje?!

W tej sekundzie Videl dostała w twarz z otwartej dłoni i pofrunęła niemal na drugi koniec maty. To oderwało mnie od uprzykrzania życia byłemu przyjacielowi. Szedł do niej ciesząc się jak dziecko gdy ta z ledwością mogła się podnieść. W końcu znalazła w sobie jakąś cząstkę energii i wyskoczyła w kucki, jednak zaskoczona nie zdążyła nic zrobić gdy kupa mięśni rozpędziła się na nią i kopnął ją w klatkę piersiową. Już miała wylecieć poza matę gdy nabrała mocy i zamiast spaść utrzymała się w powietrzu. Wzbiła się wysoko w górę by następnie wylądować na wprost przeciwnika. To nie był jeszcze koniec, przynajmniej tak myślała.

- Widzicie! Ja ją nauczyłem latać! - Saiyman cieszył się jak dziecko.

- Też mi coś - prychnęłam.

- I tak powinna się wycofać z zawodów - poważny ton nie zniknął z ust Goku.

Ponownie skupiliśmy się wszyscy na jego słowach. Tym razem chciał potwierdzić swoje obawy co do przeciwnika córki Herkulesa. Był pewien, że ten osobnik nie był już zwykłym człowiekiem, nawet nie był pewien czy jeszcze coś z człowieka mu zostało. I miał tu sporo racji. Nie było widać zadrapań ani zmęczenia. Dostrzegłam to już dużo wcześniej, tylko z początku jego agresja i trzęsące się mięśnie kasowały te poglądy.

- Myślisz, że to robot? - zapytał starszy syn Son Goku.

- Możliwe, jednak nie wiem, nie jestem pewien - westchnął niezauważalnie - Człowiekiem na pewno nie jest.

Dziewczyna mimo tego, że z ledwością łapała oddech unikała ataków, nawet powinna była mu skręcić kark tym kopniakiem! A on stał i stał… Wyglądało jakby zabiła go jednak wciąż wyczuwałam jego energię. Niestety ona sama jak i widownia z sędzią nie mogli tego wiedzieć.

- Szanowni państwo, w związku z regulaminem muszę zdyskwalifikować Videl z dalszej rozgrywki gdyż śmiertelnie zraniła swojego przeciwnika. Przykro mi… - niemal płakał do mikrofonu okularnik.

Sama dziewczyna musiała zanosić się łzami. Na pewno nigdy nie miała przed sobą wizji zabicia kogoś, a już tym bardziej na oczach innych ludzi, w dodatku miała być zdyskwalifikowana z dalszej części. A ja miałam się z nią zmierzyć! Jednak pozostało czekać, aż się znokautowany nie człowiek podniesie i pokona dziewczynę jednym ciosem, ale czy śmiertelnym? I zrobił to po chwili by w końcu okręcić sobie kark i ustawić go na swoje miejsce! Nie mogłam sama w to uwierzyć. To musiał być kosmita! To musiał być prawdziwy przeciwnik! Zdezorientowana dziewczyna dostała kopniaka w nos, aż puściła się jej krew. Z ledwością mogła ją zatamować i by uniknąć kolejnego ataku wzbiła się w powietrze. Jakże było zadziwiające gdy on także uniósł się w górę niczym dziecko. Czy to nie było normalne? Większość wojowników we wszechświecie znało tę technikę, nawet znali ją i zwykli mieszkańcy planet. A jeśli padało określenie, że nie jesteś ziemianinem musisz umieć latać! Wzbił się nieco ponad nią, za pewne paraliżując ją doszczętnie. Czy teraz miała na tyle rozsądku by skończyć tę walkę? To był turniej, tu nie musiała oddawać życia za Ziemię, w sumie to nie powinna była konkurować z tym osobnikiem. To była robota dla nas, dla kosmicznych wojowników.

Dookoła zapanowała grobowa atmosfera. Niecodzienny gość wyciągnął rękę przed siebie z otwartą dłonią wprost na pokiereszowaną po czym skumulował w dłoni fioletową kulę energii. Ta stała jak zaklęta. Nie spodziewając się do czego ta moc jest zdolna na zwykłym śmiertelniku.

- Co za idiotka! - krzyknęłam - Zabije ją!

Wszyscy w zdumieniu wpatrywaliśmy się w całe zajście i nie pomyliłam się! Nie uniknęła ciosu, nawet nie próbowała. Przyjęła wszystko na siebie po czym runęła w dół niczym rozbity samolot. Zdołałam poczuć ledwie jej energię, którą usiłowała zatrzymać upadek, jednak tyle co jej zostało pozwoliło jedynie upaść na kolana. I tak zrobiła dużo. Rozjuszony Sporowich wylądował twardo na ziemi. Skąd ona brała energię na to by w ogóle próbować jeszcze jakieś sztuczki na tym wielgusie? Nie wiedziałam, ale jak bardzo jej nie lubiłam tak miałam wiele podziwu względem niej. Gdyby tylko nie mieszała się w nie swoje sprawy, może… Nie.

Dziewczyna wiecznie obrywała i wiecznie powstawała. Starała się być tak samo twarda jak niejaki Sporowich, ale nie potrafiła docenić swojego przeciwnika. Kiedy miała ponownie wypaść za matę przeciwnik złapał ją w ostatniej sekundzie nie pozwalając na przegraną. Ta mała nie miała szans z nim, nawet Gohan to w końcu dostrzegł, jednak sama pchała się pod nóż swojego oprawcy.

- To szaleństwo! Błagam cię nie rób tego! - Gohan niemal płakał nad jej losem - Poddaj się Videl!

- Nie ma co, jest uparta - zauważył Kuririn.

- Jest głupia - skwitowałam go.

Pędziła ostatkiem sił prosto w ramiona swojego mordercy. Ten wykorzystując jej chwilę nieuwagi odrzucił ją kopniakiem, a następnie podrzucał nią to z jednego miejsca maty na drugi, aż ta padła kręgosłupem na jego kolanie. Jeśli miała szczęście był jeszcze cały. Mężczyzna trzymając ją za głowę obił parę razy jej twarz pięścią, która była wielkości jej głowy. Spadła na kraniec maty, a jej potylica wypadła poza nią. Była w opłakanym stanie, a jednak usiłowała się podnieść. Czy chciała pokazać mi, ze jest coś więcej warta niż zwykły ziemianin?

- Videl daj spokój! - krzyknął Gohan - Poddaj się! To nie wstyd się poddać po takiej walce! Jesteś dziewczyną, nie dasz rady wszystkich pokonać!

W ułamku sekundy znalazłam się za plecami Saiymana.

- Mówiłeś coś? - warknęłam mu do ucha.

Chłopak pobladł na chwilę, by ponownie nabrać lekkich wypieków. Stałam nad nim groźnie zamiatając ogonem. Goku cicho zachichotał, a Vegeta prychnął w grymasie mającym ukryć mały uśmiech.

- Ty to co innego, ona jest ziemianką! - bronił się - Ty masz z nim szanse, a ona?

Co z tego, że była ziemianką? Co z tego!? To ją wybrał nie mnie, to ona była jego bliską osobą, to o nią się martwił. Wszak o mnie nie musiał, ale przecież czy nie spadłam na niższy plan już jakiś czas temu? Nie była wtedy zagrożona, a jednak to Videl miała u niego większe względy i to prawdopodobnie od pierwszego dnia w szkole. Na pewno nie miałam zamiaru tam wracać.

Stała z ledwością, ale starała się zachować spokój. My nie mogliśmy nic zrobić, to były zawody, w dodatku nie miałam zamiaru jej pomagać, a złość jaką emanował Son Gohan doprowadzała mnie do białej gorączki. On się o nią tak martwił, że był gotów skoczyć jej na ratunek. Rozzłościł się tak, że przybrał złocistą aurę gubiąc białą chustę. I rzucił się w odsieczy gdy do akcji wkroczył jego przyjaciel, a mój przeciwnik. Saiyman na powrót miał czarne włosy, kiedy zbierał pokiereszowane ciało dziewczyny.

- Macie senzu? - Zapytał Goku.

- Niestety nie - odrzekł ze smutkiem ojciec Maron - Nie spodziewałem się, że będzie potrzebna.

- W takim razie udam się do Karina - oświadczył ojciec Gotena - Poczekajcie chwilę.

Po tych słowach zniknął z przytkniętymi dwoma palcami do czoła. Do pomieszczenia wbiegł jego syn z nieprzytomną dziewczyną po czym odprowadził ją do służb sanitarnych. Jego przerażenie sprawiło, że poczułam ucisk w żołądku. Teraz byłam dla niego nikim. On też miał być dla mnie tym samym, tylko jeszcze musiałam się uporać ze swoimi nowymi uczuciami. Musiałam się ich wyzbyć! Jak najszybciej…

Nie zapowiadało się to ciekawie. Coś wisiało w powietrzu. Czyżby ci dwaj mieli coś wspólnego z tymi w fikuśnych strojach? To nie mógł być w żadnym przypadku wypadek losu. Coś było na rzeczy, tylko co?

- To czekanie mnie nudzi - mruknęłam niemal do ściany.

- Co ty nie powiesz - prychnął Vegeta.

Wtedy niespodziewanie pojawił się długo wyczekiwany Goku z magiczną fasolką, którą podarował swojemu synowi, a ten w mgnieniu oka ruszył do punktu opatrunkowego by zaaplikować jego wybrance lekarstwo. Zanim jednak to się stało kręcił się zniecierpliwiony jakby Videl miała za chwilę umrzeć. Przecież nic tak strasznego jej nie dolegało. Parę zwykłych złamań, on nic poważnego.

Wracając od dziewczyny popędził prosto na arenę z towarzyszem Shina - Kibito. Czyżby miała się szykować kolejna ciekawa walka? Kiedy weszli na matę rozległ się krzyk dobiegający gdzieś z bliższej strony areny. Nawoływali Son Gohana. Idiota dał się doszczętnie zdradzić, a jeśli tak to otwarcie mogłam wreszcie być sobą. Aż wzięłam głęboki wdech czując jak napływa do mnie energia. Teraz nie miałam już zamiaru przed nikim udawać, z resztą planowałam to od początku naszej kłótni. Nie było tylko jeszcze okazji. Zdemaskowany Gohan zdjął okulary po czym przybrał pozycję do walki. Raz wyższy od niego różowo skóry stał jak posąg czekając na jego ruch. Szatan nam wyjaśnił, że tamten oczekuje, iż son Gohan zamieni się w super wojownika.

Muzyka

- Pozwólcie nam, to bardzo ważne - odezwał się Shin podchodząc do nas - Musimy wykorzystać moc tego chłopaka.

- Nie będziemy słuchać byle kogo - wtrącił się Vegeta - Może zdradzisz nam swoją tożsamość?

- Skąd o nas w ogóle wiecie? - dodałam swoje.

- Nic nie rozumiecie zarozumiali Saiyanie - wtrącił się Szatan - To bóg Neptun. Jest ponad królów galaktyk!

Że co? Królowie? Bogowie? Wiedziałam, że jacyś są, ale żeby istnieli naprawdę? By schodzili na planety? Był on panem wszystkich kaio, w tym samego Kaito, tego który trenował samego Goku w zaświatach! To było niemożliwe! Więc temu Junior tak łatwo się poddał podczas walki? Wszystko było teraz jasne, ale więc czemu przybyli na Ziemię? Czy to miało związek ze Sporowichem i Yamu’ą? Czy to oni mieli być naszymi kłopotami? Dlaczego? Po co więc zapisali się na idiotyczny turniej zamiast rzucić się na nas jak na mięso jak to zrobił Bojak w poprzednich zawodach?

I stało się. Poczułam podwyższającą się energię Gohana. Doskonale czułam jak rośnie, jak mało jej brakuje by przeistoczyła się w złoto. Błyszcząca poświata emanowała wokół niego oraz wyładowania elektryczne, które przeskakiwały między szczelinami płytek areny. Gdyby chciał zamieniłby całe to miejsce w pył.

- Kiedy twój syn się przemieni, Goku ci dwaj - Sporowich i Yamu rzucą się na niego jak na mięso - powiedział spokojnie bóg.

- Jak to? - zdziwił się Kuririn - Gohan da sobie radę z całą trójką!

- Po co mieliby walczyć? - zdziwiłam się - Czego oni od niego chcą?

- To proste - wzruszył ramionami Neptun - Chcą jego energii. Nie zabiją go.

Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Po co im była moc super wojownika? Co oni mieli zamiar z nią zrobić? Czy byli w takim bądź razie pożeraczami mocy by samemu być potężnym? Tak by to wyglądało zważywszy na to, że z opowieści Goku wynikało, iż Sporowich niegdyś nie był taki potężny wcześniej.

Niespodziewanie wbiegła między nas Videl wprost na znak zasłaniający wejście na arenę. Była całkowicie zdrowa, nawet zmieniła odzież z podartej na świeżą. Przełknęłam ślinę z niesmakiem. Ponownie zagościła w moim życiu. Czy kiedykolwiek miałam mieć święty spokój od niej?

W tej chwili Gohan rozpoczął transformację najpierw na zwykłego później na drugiego poziomu Super Saiyana. Płytki areny nie wytrzymały tej mocy i uniosły się w górę, popękały a następnie z hukiem opadły już nie na swoje miejsce. Oficjalnie przed tłumem Son Gohan zamienił się w złotowłosego wojownika.

- O rany! To nie możliwe - niedowierzała Videl - Czy to naprawdę Son Gohan?

Nie mogła wyjść z oszołomienia. Cóż, nie zwróciła chyba specjalnej uwagi na moją postawę. Nie byłam przecież złotowłosą z natury. Może sądziła, że nosze perukę?! Prychnęłam na samą myśl.

Muzyka

-    Stało się - szepnął Shin.

Oni jednak wciąż stali i czekali na nie wiadomo co. Nie walczyli między sobą i nikt nie ingerował w walkę. Do czasu gdy z nikąd pojawili się obaj mężczyźni z tajemniczym przedmiotem w rękach.  Bóg wschodnich galaktyk pojawił się przed wejściem na arenę i w przeciągu paru sekund unieruchomił Gohana by ten całkowicie dał się złapać w sidła oprychów bliżej nie znanego pochodzenia.

-    Co robisz? - warknęłam - Unieruchomiłeś go!

-    Tak nie można! - oburzył się Kuririn.

Już miał się rzucić na ratunek przyjacielowi gdy został złapany za koszulkę przez Juniora by ten nie ingerował. Sama się gotowałam patrząc na to wszystko, a jednak nie ruszyłam się z miejsca. W normalnych okolicznościach rzuciłabym się na tych dwoje, ale… Nie mogłam. Po prostu nie mogłam, był mi to winien.

-    Wiem co robię! - krzyknął Neptun - Nie wolno interweniować.

Widziałam jak się szarpie, a energia z niego ucieka jak wyssana przez odkurzacz. Zacisnęłam wściekle pięści. Tyle sprzecznych uczuć plątało się w mojej głowie.

-    Tak nie można! - krzyknęła Videl wyskakując przed siebie.

Złapana za rękę przez Goku została powstrzymana przed jakimkolwiek ruchem. Szarpała się z mężczyzną, który nawet nie drgnął. Uświadomił dziewczynę, że temu tam nic nie będzie, że nie umrze. Wszystko będzie dobrze, to tylko moc. Westchnęłam luzując dłonie. Byłam spokojniejsza. Z jakiś powodów ufałam mu, jeśli Goku też tak uczynił. Miałam wobec niego całkowite zaufanie. Tylko on pozostał któremu ufałam, jeszcze bezgranicznie, choć to nie on był moim przyjacielem. Tak, zostałam sama…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.