Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

96. Mistrz jest tylko jeden

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-06-18 12:31:53
Aktualizowany:2017-06-18 12:31:53


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Tkwiłyśmy naprzeciw siebie. Blondyna poprawiła swoje włosy w dokładnie ten sam sposób co zawsze z niebanalną gracją jak na kobietę - kobietę, tę prawdziwą przystało. Jej zimne błękitne oczy spoglądały prosto w moje iście seledynowe z domieszką złota. Zawtórowałam jej swoim spojrzeniem. Byłyśmy gotowe do walki i stałyśmy chwilę obserwując się wzajemnie obmyślając taktykę już na początku. Pierwszy krok najważniejszy, zaatakować i nie dać się zaskoczyć. Czułam, że Osiemnastka uderzy z nie małą siłą, ale nie pokaże wszystkiego, jedynie musiałam przewidzieć, choć nie koniecznie mogłam się tego spodziewać, wciąż zastanawiając się co dzieje się gdzie indziej i co robi Gohan z tą wywłoką. Czego jeszcze ją nauczy, co jej zdradzi. Drugą możliwością było nie dać się złapać i oberwać już na samym początku.

Kobieta zaatakowała pierwsza, a ja nie omieszkałam stać jak kołek. Niemal kilka sekund po niej ruszyłam w jej stronę chcąc wymierzyć prawą pięścią w jej podbrzusze. Udało mi się ją zaskoczyć łapiąc jej lewą rękę w okolicy łokcia i wyrzucić za siebie. To było proste. Leciała wprost na mnie nie zmieniając pozycji ani lotu, ani gotowości do zadania innego ciosu jak po prostu wbić się we mnie z impetem, nie ważne gdzie byleby trafić i to czule. To było głupie zagranie, nie wiedziałam co tym chciała wskórać. Wyrzucona przed siebie androidka zgrabnie odbiła się od powierzchni i wznowiła atak. Z zaciekłą miną pędziła prosto we mnie. Na sekundę mnie zatkało, gdyż nie spodziewałam się w niej takiej mocy. Po tylu latach. Jakby nie było wciąż była maszyną, a jeśli by to straciła na powrót byłaby zwykłą kobietą bez ikry jej nadanej przez szalonego doktorka. Mocno wypuściłam powietrze delikatnie przymykając oczy. Dla niej zniknęłam w ostatniej chwili, szybko znalazłam się za pół maszyną atakując ją z niska podkładając jej ekspresowo nogę. Nie była w stanie utrzymać równowagi po czym nieudolnie upadła w moją stronę. Tanecznym obrotem stanęłam na równe nogi spoglądając z góry na blondynkę. Była moja. Uśmiechnęłam się niczym wąż spoglądając na jej otartą, zdziwioną twarz. Jakby nie wierzyła własnym oczom. Czy aby jej któreś przekonanie było błędne bądź prawdziwe?

Kiedy się podnosiła otarła usta ze śliny. Wciąż miała ten zdumiony wzrok, którego nie rozumiałam, jakbym była potworem? Zrobiłam kilka kroków w przód patrząc w jej kierunku. Walka przecież się jeszcze nie skończyła, prawda?

- Masz dość C18? - rzuciłam kpiąco - To wszystko na co cię stać?

Prowokowałam ją. Chciałam dostać coś więcej. Obiecała mi, że nie będzie się oszczędzać, że da mi dobrą walkę, bo jestem jej coś winna. Byłam, co prawda było pojęciem względnym, ale moje ego było tego samego zdania co ona. Chciałam spłacić dług.

- Nie wiesz o czym mówisz - zachrypiała - Twoja moc.

Zaśmiałam się niemalże dumnie i demonicznie gdy wypowiedziała te słowa. Byłam albo potężna, albo ona zdała sobie sprawę, że faktycznie jej jakość traci na wartości. Powoli, jednak wciąż pośród słabszych wciąż będzie uchodziła za potężną osobę. Przynajmniej na razie.

- Schlebiasz mi Osiemnastko - zamachnęłam się parę razy ogonem - Jednak to nie czas na rozmowę, mam turniej do wygrania.

Nie czekając też na jej reakcję ruszyłam wprost na nią wystrzeliwując trzy niewielkich rozmiarów kule energii. Nie było czasu na zabawy. Jeśli miałam robić to z klasą musiałam zrobić to w ten sposób. Kobieta miała ze mną walczyć naprawdę, jak dnia w którym służyłam Vitanijskiemu dzieciakowi. Sama byłam małolatą i byłam już wtedy potężna jak na swój wiek, tak twierdził i Goku i Vegeta. Z resztą Gohan był na tym samym poziomie choć tylko w połowie posiadał nasze geny. Tym razem nie zabiłabym jej jak wtedy usiłowałam to uczynić.

Niebieskooka odskoczyła w tył, lecz jeden z odłamków kamiennej posadzki przyłożył jej w prawe ramię pozwalając na nieuniknięcie mojej salwy pocisków. Musiała je na siebie przyjąć. Ku mojemu lekkiemu zdumieniu żona Kuririna osłoniła swoje ciało błękitną tarczą ochronną. Była w stanie powstrzymać bardzo wiele, jednak ataku kogoś silniejszego od Komórczaka nie miała szans.

- Nieźle - klasnęłam w dłonie nie ukrywając podziwu.

Nie czekając ani chwili zebrałam moc w obu dłoniach po czym wystrzeliłam potężny pocisk w kierunku blond piękności. Po chwili jej tarcza trysnęła niczym bańka mydlana. Na moje szczęście zniszczyła się poprzez siłę mojego ciosu, jednak była w stanie wytrzymać do samego końca. Niebieskooka zamrugała oczami z niedowierzania. Przecież to było oczywiste. Ponownie na nią natarłam po czym nastąpiła ostra wymiana ciosów. Długo to trwało zanim, cokolwiek któraś z nas uczyniła w kierunku wygranej. Ja czekałam na silniejszy atak, a ta? Któż to mógł wiedzieć.

- Na co czekasz?! - Krzyknęłam zniecierpliwiona - Walczysz na poważnie czy nie?

- Rozgrzewkę mam zaliczoną - Zaśmiała się cynicznie - Twoje życzenie zostanie spełnione!

Bez zastanowienia zaatakowała mnie z szalonym impetem. W ostatniej sekundzie zrobiłam unik kuląc głowę niemal między kolanami. Nastąpiła kolejna wymiana ciosów.

Co jakiś czas było słychać krzyki z trybun oraz donośny głos komentatora z głośników. Słońce było wciąż wysoko na niebie i nic nie wskazywało na to, by pogoda mała się zepsuć.

Osiemnastka wykonując zgrabny unik pochwyciła mnie za rękę i wyrzuciła mocno za siebie. Za pomocą energii zatrzymałam niekontrolowany lot, a następnie załączyłam złocistą aurę. Zabawa się dopiero zaczynała. Z pewnym siebie uśmieszkiem ponownie natarłam na przeciwniczkę. W momencie gdy usiłowałam dosięgnąć jej twarzy zniknęła mi sprzed oczu. Nie omieszkałam także przyśpieszyć, ta jednak perfekcyjnie zablokowała mój kolejny cios, który zkierowany był w klatkę piersiową. Odskoczyłam w tył koncentrując się na kolejnym kroku. Wystrzeliłam trzy pociski naprowadzające, jeden z lewej drugi z prawej, a trzeci prosto. Niebiesko oka zdematerializowała się nieopodal trybun. Szkarłatne kule poszybowały za nią, ta jednak dwa pierwsze uniknęła, a trzeci trafił ją w kolano. Nie tego oczekiwałam, jednak jeden z pocisków trafił w górną część trybun. Nikogo tam nie było jednak przerażenia wśród mieszkańców Ziemi nie zabrakło. Część publiczności w popłochu opuściła dotychczasowe miejsce spoczynku, zaś komentator nie pozostawił tego bez komentarza. Dziś nie interesowało mnie czy komuś stanie się krzywda czy nie. Tego dnia liczyła się tylko i wyłącznie dobra zabawa, a także zwycięstwo, jakie by ono nie było.

Androidka z uszkodzoną nogawką jeansów po dojściu do siebie natarła na mnie z niebywałą prędkością, nie spodziewałam się tego, zwłaszcza, że zaatakowała mnie bez użycia rąk czy nóg, a właśnie swoją niebywale twardą głową, z resztą jak na nie człowieka przystało. Przywaliła mi prosto w sam środek mojego czoła. Poczułam silny ból, niemal brakowało, a pękłaby mi czaszka! Łapiąc się za obolałe miejsce poczułam na dłoni ciepłą ciecz. Była to lśniąca, czerwona krew. Kobiecie udało się mnie zranić, niebywałe. Doprowadzona do szewskiej pasji wyciągnęłam pobrudzoną dłoń, a następnie wskazujący palec i mimo, iż nie wyprostowałam go skumulowałam w nim potężną dawkę KI by wystrzelić ją w przeciwniczkę. Ona jednak stała, kiedy niedużych rozmiarów pocisk pędził w jej stronę niczym torpeda. Wielkimi oczyma spoglądała na świetlistą szkarłatną kulkę i czekała… Na co? Czy miała świadomość tego czym ją zaatakowałam? Wtedy zdałam sobie sprawę, że jeśli trafię ją w głowę, serce bądź inny delikatny narząd C18 zginie. Był to dla niej ostateczny cios. Oczywiście nie chciałam śmierci żony Kuririna! Przegrać z tego powodu także.

- Osiemnastko! - Krzyknęłam - Uważaj!

Ta dalej stała niczym słup soli i wpatrywała się w trajektorię lotu błyszczącej śmierci. Nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć jak niszczę czyjeś życie, zwłaszcza jedynej innej niewiasty w naszej drużynie. Jedynej zaraz po mnie, jeśli chodziło o siłę. Ruszyłam z zawrotną prędkością w jej stronę krzycząc by usunęła się z toru śmiercionośnej broni KI. Kiedy w końcu zareagowała uskoczyła w bok, jednak było za późno, dostała w ramię po czym wyleciała centralnie pod trybunę tworząc mały krater. Oczywiście nie obyło się bez dodatkowych uszkodzeń. Zatrzymałam się i wylądowałam na macie obserwując co się wydarzyło. Nie byłam w stanie odczytać energii życiowej matki Maron, a także zejść z maty. Jedynie pozostało mi czekać.

Donośne krzyki rozbrzmiewały dookoła drażniąc moje uszy. Ludzie panikowali jakby wydarzyła się jakaś niesamowita tragedia. Do tragedii to mogło dojść, jednak w porę interweniowałam i blondyna uskoczyła w bok. Wypadła za matę. Wygrałam.

Kiedy kurz opadł, a strach zmalał komentator zabrał głos:

-   Drodzy państwo! - Zawołał trzęsącym się głosem - C18 wypadła z maty! Księżniczka Saiyanów w rundzie finałowej zmierzy się z naszym kochanym Herkulesem!

Jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki starzejący się mężczyzna w okularach sprawił, że płacz zebranych zamienił się w wesołe skandowanie, brawa i wszystko czego nie powinno się robić na widok patałacha zwanym dalej mistrzem świata. Pomijając już fakt zniszczeń jakich dokonałam w przeciągu paru chwil. Zbyt ostro zabrałam się do walki, tutaj na Ziemi dla nas to tylko sparing, użycie siły i nic więcej. Jednak w sytuacjach w jakich nas wielokrotnie stawiał los nie jest łatwo trzymać swoje prawdziwe oblicze na wodzy.

 Kiedy blond włosa kobieta pozbierała się z trawy i otrzepała z pyłu i drobnych kamieni wytrzeszczyła oczy, a następnie skinęła mi z tym swoim lodowatym spojrzeniem. Wygrałam i ona to wiedziała. Tak samo jak to, że żyje dzięki mnie. Nie byłam pewna czy stanęła jak wryta bo była przerażona, czy wręcz zafascynowana moją mocą. Opcje były dwie, a ja nie mogłam się dowiedzieć gdyż turniej trwał, a niebieskooka właśnie z niego wyleciała.

Zostaliśmy my dwoje. Ten sfałszowany bohater świata oraz prawdziwy pogromca C21.

Siwiejący komentator podszedł do mnie cicho stawiając kroki.

-    Panienka gotowa, czy potrzebujesz dłuższej przerwy? - zapytał cicho jakby wiedział, że pytanie może być nie na miejscu.

Oczywiście, że nie powinien był go zadawać, bo byłam w idealnej formie. Rozgrzewkę odbyłam z dzieciakami, później sparing z Osiemnastką i przedsmak moich mocy. Pokładów energii jakie w sobie miałam i musiałam je w końcu wyrzucić wraz ze swoją agresją która kumulowała się we mnie po tym jak Gohan wystawił mnie do wiatru. Jednak tym bardziej działał na mnie jak doping.

-    Jaki odpoczynek? - w moim głosie rozbrzmiała ironia - Jestem gotowa.

Mężczyzna oszołamiał na te słowa jednak w chwilę po tym chwycił swój mikrofon w rękę niczym oręż i przemówił:

-    Drodzy państwo! - zawołał entuzjastycznie - Teraz przed państwem finałowa walka! Przed wami Nasz wspaniały mistrz świata - Herkules, oraz jego przeciwniczka - Księżniczka Saiyanów!

Muzyka

Ludzie oszaleli, a sam wspomniany wielki człowiek stał na macie w kącie wciąż przeżywając chwilę upadku androida doktora Gero. To nie był dla mnie żaden przeciwnik. Zapałka mogła się z nim równać. Byłam zupełnie inną istotą niż on i właśnie w tej chwili dostrzegłam tę ogromną przepaść między tym, a moim światem i że gdybym mogła zniszczyłabym tę planetę, a później podziwiała gigantyczne fajerwerki, jak Freezer sprzed trzynastu laty.

-    Mistrzu? - Odezwał się stary przyjaciel Goku - Herkulesie?

Ten stał i gapił się wciąż w jeden punkt z wielkimi oczyma, a gdy siwiejący blondyn podszedł do niego i ponownie zapytał go, czy jest gotowy do walki ten spojrzał na niego, zamrugał parę razy oczami, a następnie się roześmiał jakby opowiedziano mu najznakomitszy kawał wszechczasów. Teraz to ja miałam na twarzy głupią minę. Nie wiedziałam skąd Ziemia bierze takich durnych ludzi.

-    Cóż to za pytanie? - Obruszył się niebieskooki - Jestem mistrzem świata i żadna miernota nie jest w stanie mnie pokonać!

Po tych słowach wystrzelił obie ręce w niebo pokazując znak zwycięstwa. Westchnęłam z niedowierzania. Cyrk, istna farsa.

-    Nie bądź tego taki pewien - Burknęłam chcąc zakończyć jego kiepski popis.

-    Co proszę? - Wyraźnie był poirytowany - Do mnie mówisz dziewczynko?

-  Do ciebie głąbie - Warknęłam - Stawaj do walki jak na wojownika przystało, a nie odpieprzaj mi tu szopek! Dawaj!

Ustawiłam się w pozycji bojowej srogo spoglądając na mężczyznę z burzą włosów. Drażnił mnie okrutnie, a ja chciałam mieć już za sobą to całe widowisko. Przecież poniżyć takiego frajera było pestką i jedyną przykrą rzeczą był fakt iż nie było w pobliżu jego córki, która była pierwsza na mojej liście osób do skasowania.

-    Nikt nie będzie obrażał mistrza świata! - Krzyknął niemal w niebo wystrzeliwując palcem w moją twarz - Jeszcze będziesz błagać o litość!

-    Kto kogo… - Cicho dodałam.

Ruszyłam do ataku niczym smuga światła. W przeciągu sekundy znalazłam się centralnie przed ojcem Videl srogo na niego spoglądając, ale z jadowitym uśmieszkiem. Nasze jasne oczy się spotkały. Przytykałam palec w serce posyłając przeciwnikowi wiązkę energii, która go sparaliżowała. Jego wyłupiaste oczy mówiły same za siebie - był zaskoczony i przerażony. Nie mógł nic zrobić.

-    A teraz ładnie przeprosisz - Szepnęłam mu do ucha - A ja zastanowię się czy darować ci życie. Później zajmę się twoją córeczką.

Ziemianin wpadł w panikę, zaczął się trząść, a chwilę później kiedy na powrót mógł władać swoim ciałem wymierzył w moją twarz pięść. Ja poczułam delikatne uderzenie, a przez jego całą rękę, do samego tułowia przeleciał dreszcz zmieszany z okrutnym bólem. To miała być siła najsilniejszego człowieka na świecie? Złapał się za udręczoną rękę, pocierpiał w ciszy kilka sekund by następnie spróbować mnie pokonać. Znudzona jego nic nieznaczącymi dla mnie kopniakami i wymachami napakowanych rąk zasłoniłam swoją twarz przedramieniem i usłyszałam najwspanialszy dźwięk dla uszu - pęknięcie kości. Mężczyzna zawył z bólu chwytając zdrową dłonią złamaną kość łokciową. Zachichotałam spoglądając prosto w jego błękitne oczy. Widziałam przerażenie w nich i błaganie.

-    Nie mogę przegrać, rozumiesz! - Krzyknął do mnie we łzach - Jestem ich mistrzem, a ty jesteś potworem! Nie możesz być z kamienia!

Uśmiechnęłam się do niego i zrobiłam kilka kroków w przód, tamten drgnął w popłochu kuląc się w sobie i malejąc w moich oczach z każdą sekundą.

-    Nie jesteś mistrzem świata - Syknęłam - Tylko oszustem, krętaczem. Nie ty zabiłeś Komórczaka tylko ja - Spojrzałam mu głęboko w lustra duszy - I nie podoba mi się fakt, że zbierasz moje laury. Nie ty zabiłeś Bojacka i nie ty będziesz kolejnym mistrzem świata.

Zrobiłam kolejne dwa kroki w przód, a Herkules upadł na lewe kolano trzęsąc się jak osika. Jego strach był sycący jak promienie słońca, które ogrzewały moją twarz.

-    Nie mogę do tego dopuścić - Szepnął spoglądając w swoje sznurówki od butów - Proponuję ci układ.

-    Trunksa też kupiłeś? - Warknęłam kopiąc go w ugiętą nogę - Nic nie warty śmieciu, nie masz niczego czego mogłabym od ciebie chcieć.

-    Błagam cię, zapłacę ci! - Jęczał gorzko - Ludzie nie są gotowi na kogoś takiego jak ty i twoi znajomi! Potrzebuję tego tytułu! Bez niego będę nikim.

-    Nikim? - Nie ukrywałam zdziwienia - Przecież jesteś nikim!

-    Nie dla nich - Spojrzał w kierunku trybun z zamarłymi kibicami - Oni mnie kochają, dzięki mnie nie boją się żyć i nie przejmują się złem, które kiedyś przybyło na Ziemie. Zrozum mnie… Jeśli przegram znienawidzą cię.

Prychnęłam odsuwając się od niedorajdy życiowego. Znienawidzą mnie ludzie. Czy on w ogóle rozumiał co mówi? Że to jemu należał się tytuł najsilniejszej istoty w galaktyce? Szczerze, w nosie miałam cały jego tytuł! Chciałam go tylko poniżyć, upokorzyć i skrzywdzić jego córkę. Nic poza tym. Poruszyłam zamaszyście ogonem, odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę schodów umożliwiających zejście z maty.

-    Nie będę tracić na niego czasu. Jest zwykłym śmieciem w moich oczach, a ja nie brudzę sobie rąk. Żegnam.

Rzuciłam ostatnie spojrzenie przerażonemu mężczyźnie, a ten ze łzami podniósł się i mnie zaatakował. Uchyliłam się zgrabnie a ten przeleciał nad moją głową i wylądował na skraju maty kołysząc się. Ledwo trzymał się posadzki i kiedy miał spaść i przegrać te durne zawody złapałam go za czarny materiał koszulki po czym wepchnęłam na środek areny.

-    Pchły zawsze będą pchłami.

Zeszłam z ringu i niczego sobie nie robiąc z gwizdów, wrzasków i komentarzy ruszyłam do wyjścia powolnym krokiem. Istotniejsze dla mnie było gdzie wybrali się wojownicy, ciekawość wzięła górę. Dochodząc do wejścia gdzie znajdowały się szatnie stanęłam naprzeciw Videl, która z wielkimi oczyma spoglądała na mnie i na swojego ojca szalejącego na macie ze szczęścia, że po raz kolejny był mistrzem swoich ludzi, swojej Ziemi. Ludzie wiedzieli swoje, nie ci idioci zapatrzeni w pseudo super bohatera.

-    Oszczędziłaś go - Wyszeptała - Dziękuję.

-    Jak na niego patrzę to żałuję, że nie ukróciłam go o głowę. Skończony idiota. Niech pamięta, że to ja jestem mistrzem tego świata.

Nie czekając ani chwili ruszyłam przed siebie. Jeśli światu groziło jakiekolwiek niebezpieczeństwo nie mogło ono na mnie czekać zbyt długo. Jeszcze nie skończyłam walczyć.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.