Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

16. Turniej Komórczaka

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Androidy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2013-07-15 20:22:33
Aktualizowany:2018-04-03 09:48:33


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

- Vegeta, ty skończy idioto! - Warknął niespodziewanie Szatan.

Spojrzałam na niego z nieukrywanym zaciekawieniem. Dlaczego mu ubliżał? Miał jakieś podstawy ku temu? Może posiadał, więc chciałam jak najszybciej o nich usłyszeć.

- Co się stało?! - Zapytała niemal roztrzęsiona Bulma odrywając się od zabawy z synem.

- Ten pyszałek pozwolił właśnie Komórczakowi połknąć C18 - Był roztrzęsiony.

Zacisnął obie pięści dalej kląć pod nosem. W tym czasie kobieta podbiegła do przedmówcy z wielkimi wyrzutami. Kuririn dostał przecież od niej zdalną skrzynkę do wyłączenia robotów nad którą tak pieczołowicie pracowała. Miał tylko ich dezaktywować. Albo aż. Przy odrobinie szczęścia zniszczyliby je nim ten ostatni, z przyszłości wchłonął ich energię.

Nameck'an wyjaśnił nam pokrótce, że gdy bio cyborg stawał się coraz to słabszy, a jego przeciwnik - Vegeta miał możliwość pozbycia się kłopotu nim stał się nim na poważnie. Jednak wolał pozwolić rozwinąć się przeciwnikowi, by ten miał równiejsze szansę. Naprawdę myślał, że absorpcja obu androidów nie jest w stanie podnieść jego mocy ponad jego samego? Właśnie pokazał jakim był skończonym ignorantem, zapatrzonym w siebie. Ego dawno go przerosło. Westchnęłam odkrywając beznadziejną cechę tego wojownika.

- Ma niewyobrażalną moc - Szepnęłam do siebie gdy zakończyła się transformacja cyborga.

Nie musiałam nawet skupiać się by wyczuć tę fenomenalną energię, która powalała na kolana wszystkich. Nie licząc kobiety i dziecka, oni nie potrafili wyczuwać KI. Może i dobrze? Na pewno lamentowała by głośniej niż do tej pory, a spokojny jeszcze malec rozwrzeszczał by się po okolicy.

Nie długo po tych wydarzeniach swoją obecnością zaszczycił nas zmęczony, wysoki mężczyzna, którego już wcześniej spotkałam. Na imię było mu Tenshin, a jego obdarte ciuchy i poranione mocno ciało zdradzały, iż stoczył poważną walkę i to nie tak całkiem dawno. Długo nie musiałam czekać na wyjaśnienia.

- Co ci się stało Tenshinie! - Zaniepokoiła się niebieskooka - Wyglądasz koszmarnie!

- Cóż - Westchnął trzy oki - Najpierw zmierzyłem się z Siedemnastym, a później usiłowałem powstrzymać tego zielonego potwora.

Nie wyglądał na zadowolonego ze swoich poczynań. Zdawało się, że wspomnieniami wracał do bolesnej porażki. Mimo to jak na człowieka był silną istotą.

- Wyczułem jednak, że Komórczak urósł w siłę - Zmartwił się - Oznacza to, że Kuririn nie zdołał pozbyć się drugiego androida.

Jakże jego spostrzeżenie było trafne. Wychodziło na to, że nie potrafili się ze sobą dogadać, a powierzone im zadania były nazbyt trudne do wykonania. W armii Freezera traciło się za to głowę. Tylko wciąż nie dawało mi spokoju dlaczego mój brat dopuścił do takiego obrotu spraw? Zew zabijania?

W tej chwili chciałam by Son Gohan z ojcem raczyli wyjść z pokoju ducha i czasu, udowodnili iż są w stanie zmierzyć się z nowym Komórczakiem.

To co się działo na tej planecie było nie lada obłędem. Ledwo spotkałam jedynego brata, który był wplątany w tutejsze zatargi to jeszcze pozwalał by każde nowe zagrożenie miało możliwość ewolucji. Aż tak wierzył w swoje szczęście?

- Son Goku, proszę wyjdź… - Mruknęła błagalnym tonem Bulma.

Słuchaliśmy relacji zielonego mieszkańca pałacu jak Vegeta przegrywa. Gotowała się we mnie złość i z sekundy na sekundę moje nic nie robienie potęgowało tę frustrację. Nie mogę pozwolić by zginął! Pomyślałam zaciskając pięści. Nie mogłam! Straciła bym brata po raz kolejny, a tym razem na wieki. Nie pozwalałam dopuszczać do siebie tej myśli, jednak ona wracała szybciej niż mogłoby się zdawać. Włączyłam "przyśpieszacz" i ruszyłam w stronę malejącej w zastraszającym tempie energii Vegety zeskakując z podniebnej twierdzy głową w dół.

- Stój! - Szatan Junior zagrodził mi drogę.

Zawisnął w powietrzu z rozłożonymi rękami na boki. Jego grymas zdradzał niezadowolenie. Do tej pory bezszelestny ciepły wiatr zaczął obijać się o jego pelerynę.

- Zostań tu gdzie jesteś bezpieczna - Zaskrzeczał nie specjalnie zadowolony z wypowiadanych słów.

Spojrzałam na niego z obrzydzeniem. Traktowali mnie jak jakiegoś gówniarza, którym należało się opiekować. I kto mu wydał takie polecenie?

- Zabija mi brata i mam sobie na to patrzeć?! - Wrzasnęłam oburzona.

Zielony nieco zmienił wyraz twarzy z złowrogiego na bliżej nie określony. Nie miałam ochoty na tę rozmowę. W ogóle co ich wszystkich obchodziło moje życie? Nie należałam ani do ich paczki, ani też nie mieli nade mną władzy. Chciałam już wystartować, ale w ostatniej chwili zabrał głos:

- Trunks z nim jest - Wypalił pospiesznie najwyraźniej odczuwając moje intencje.

- I co z tego?! - Warknęłam - Nawet nie wiemy, na co go stać! I przestańcie mnie wszyscy informować o tym Trunks'ie! - Dodałam z oburzeniem - Jakby co najmniej był bogiem!

Piccolo tylko wybałuszył oczy głośno wzdychając. Najwidoczniej nie zamierzał podejmować się tego tematu. Oczekiwanie na przekonanie się o mocy syna Vegety z przyszłości nie było jednak długie. Nie wytrzymał najwidoczniej męki ojca i ruszył do ataku. Moc miał dużo większą od mego brata, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Z nieukrywanym niezadowoleniem wróciłam na ziemię bóstwa Ziemian, tym samym uspokajając jego mieszkańca. Z relacji zielono skórnego wynikało, że wszystko było dobrze póki sam nie zaczął przegrywać… To wszystko nie miało chyba sensu… Stwór ile mógł tyle zabawiał się z przeciwnikami by ci uwierzyli, że mają do czynienia z jakąś niedorajdą. Okazywało się, że był potężnym przeciwnikiem posiadającym poszczególne umiejętności innych wrogów jak i sobie podobnych. Niczego dobrego to nie wróżyło.

- To chyba jakieś kpiny! - Zdezorientowana mina nie schodziła zielono skóremu z twarzy.

Nie tylko Bulma domagała się wyjaśnień. Momentami niemożność obserwacji z tego miejsca była irytująca. Nameck'anowi najwidoczniej też się to do końca nie podobało.

- Komórczak chce zorganizować turniej.

- Turniej - zdziwiła się - Ten turniej?

Nie zrozumiałam z tego ani jednego słowa, więc zachęciłam do wyjaśnienia wszystkiego. Nie pochodziłam z Ziemi, więc wiele rzeczy było mi obce. Komórczak zostawił Kuririn’a, Thrunksa i Vegetę w spokoju dając parę dni na przygotowanie się do zapowiedzianego turnieju o losy ziemian. Dla niego priorytetem było spotkać się z Goku, a na tę chwilę było to niemożliwe.

- Wracam do domu! - Oświadczyła Bulma - Jeśli Trunks tu się zjawi najpierw to, wyślijcie go do mnie.

Usadowiła niemowlę do swojego latającego pojazdu w jakiś specjalny fotel małych rozmiarów po czym dodała:

- Choć mam nadzieję, że od razu wybiorą się do mnie.

Zaczęłam się zastanawiać czy lecieć z nią, gdzie na pewno będzie Vegeta. W końcu sama tak stwierdziła. Czy może jednak lepiej było zostać i czekać na powrót Son Gohana i Son Goku? Bez zastanowienia zostałam przy pierwszej opcji, to stan księcia mnie bardziej interesował niż intensywny trening tak na prawdę obcych mi ludzi.

- Lecę z tobą… - Mruknęłam niechętnie - Jeśli będzie tam mój brat...

- Śmiało - Zachęciła mnie gestem ręki - Vegeta pomieszkuje u mnie więc jest szansa, że tam też będzie.

Zapakowałam się do pojazdu bez zbędnego gadania. Chociaż mogłam lecieć o własnych siłach za nią pomyślałam, że może się czegoś dowiem o dotychczasowym życiu Vegety. Droga trochę trwała,a kobieta wypytywała mnie o wiele rzeczy. Najwidoczniej ją także ciekawiło to i owo.

- Jak się znalazłaś tutaj? - Zapytała nie odrywając wzroku od dużej szyby i nawigatora.

- W Rajskim Pałacu? - Zrobiłam głupią minę - Przez ojca Son Gohana, on nas tam przeniósł.

- Nie, nie! Pytam o Ziemię - Poprawiła się.

Przez dłuższą chwilę milczałam myśląc o Freezerze, niemiłym wspomnieniu śmierci rodziców oraz wszystkich ciężkich chwilach związanych z nim. Znowu musiałam opowiedzieć tę samą historię… Ale nie zamierzałam wyjawić więcej niż powinna była wiedzieć. Z nią także nie zamierzałam się spoufalać.

- Dzięki Freezerowi jestem na tej planecie - Zaczęłam cicho - Zaciągnęłam się w wysokie rangi w wojsku z myślą o zemście, ale Trunks z przyszłości mnie ubiegł, mógł mnie nawet zabić gdybym nie postanowiła wcześniej, że wyrwę się z tej poniżającej niewoli.

Kobieta przez chwilę się zastanawiała nad czymś. Zerknęła na dziecko dostrzegając, że ucięło sobie drzemkę. Na ten widok rozczuliła się. Przewróciłam oczami. Dawno nie miałam do czynienia z tak małymi człekokształtnymi istotami. Na dobrą sprawę to prawie zapomniałam, że takie istnieją.

- Ale to było lat temu - Mruknęła - Nie spotkałam cię wcześniej, Vegeta też nic nie wspominał.

- Poza Gohanem, to nikt mnie nie widział - Rzuciłam - Działałam na własną rękę, nawet on nie wiedział, że poszukuję Vegety.

- Ach tak... - Ponownie się zamyśliła.

- Długo znasz Vegetę? - Zapytałam przyglądając się tym wszystkim guzikom i pokrętłom w kokpicie.

- Osobiście poznałam go na Nameck - Rzekła spokojnie - Nie wywarł dobrego wrażenia.

- A po co miałby? - Zdziwiłam się - Nas ogólnie nie interesują bliższe kontakty z innymi rasami, chyba że mają coś do zaoferowania.

Turkusowo włosa spojrzała na mnie wielkimi oczyma, zupełnie jakby nie spodziewała się ode mnie takiej odpowiedzi, jakby miała inne wyobrażenie o... O czym? O Saiyanach?

- Jak możesz tak mówić? - Była najwidoczniej zbulwersowana - Kto cię dziecko nauczył takich manier?

- Manier? - Tym razem to ja byłam zaskoczona - Kobieto, nie jestem Ziemianką i nie wiem jak wy tu żyjecie, ale na mojej planecie najwidoczniej żyje się inaczej. Żyło - Poprawiłam się po chwili.

- To znaczy?

- Saiyanie są urodzonymi wojownikami - Odpowiedziałam z dumą - Ci którzy się nie nadają do tego zajmują się organizacją zaopatrzenia na planecie.

- To nie wszyscy walczą?

- Słabeusze, z resztą ktoś musiał się tym zajmować - Wzruszyłam ramionami.

- Och, a myślałam, że... - Ugryzła się w język.

- Co? - Burknęłam z irytacją - Mów.

Nie podobało mi się, że traktowała mnie jak dziecko. Nie mogła mnie mierzyć ziemską miarą. Dawno temu przestałam być dzieckiem, ale co ona mogła o tym wiedzieć?

- Niewolnicy, to znaczy... Nie mieliście niewolników? - Bełkotała w pośpiechu jakby chciała bym przynajmniej połowy nie zrozumiała - No wiesz, myślałam, że tak podłe istoty wysługują się innymi rasami w brudnej robocie i takie tam.

- Podłe - Powtórzyłam po niej zapatrując się w szybę - Może nie ułożeni, może nie dobroduszni, ale podły to był Freezer.

- Twój brat także - Rzuciła ściągając usta - Chciał nas zniszczyć.

Szczerze miałam w nosie co o nas myślała, z resztą taka była nasza natura, styl życia.

- Wiem - Wzruszyłam ramionami - Byliśmy najemnikami Freezera. To była nasza praca.

Kobieta tylko westchnęła najwyraźniej mając dość rozmowy z dzieckiem morderczego ludu.

W końcu dotarliśmy do domu Bulmy, który był nad wyraz ogromny i żółty jak słońce. Był on w kształcie kopuły z mnóstwem okrągłych okien, a na jego szczycie widniał granatowy napis "Capsule Corporation". Gdzie okiem sięgnąć była zieleń, drzewa o przeróżnych kształtach, które lekko drgały na wietrze zupełnie nie przejmując się o losy planety.

Zaraz po wylądowaniu wyskoczyła z dzieckiem uprzednio je odpinając, tak szybko, że ledwo za nią nadążyłam wzrokiem.

- TRUNKS! Nic ci nie jest?! - Wrzeszczała nie przejmując się niezadowoleniem syna.

Przebiegła niemal przez Vegetę byleby wyrównać się że starszą wersją swojego dziecka. Z tą mogła nawiązać konwersację, a nie wysłuchiwać niemowlęcego bełkotu. Podeszłam do swojego brata, który całkiem nieźle trzymał się na nogach, choć ogólny wygląd zdradzał od razu, że skopano mu tyłek.

- Witaj bracie - Wyszczerzyłam do niego zęby.

Sam widok jego osoby wprawiał mnie w dobry nastrój. Wciąż nie potrafiłam uwierzyć, że tu był, mówił do mnie, żył.

- Witaj - Jego usta drgnęły w nieporadnym grymasie częściowo przypominającym uśmiech.

Nie przywidziało mi się. Chciał i nie chciał tego robić. Może jednak nie pamiętał jakie to uczucie? Może jego dobre cechy gdzieś przepadły, wraz ze śmiercią Saiyan ponad cztery lata temu?

- Powiedz mi, bo tam na górze to widać inaczej, a raczej nic nie widać - Podeszłam bliżej - Ten cały Komórczak jest potężny?

Vegeta nie wypowiadając ani słowa niemal niedostrzegalnie potaknął mając rozgoryczoną minę. Nic dziwnego, dostał mocno w kość. Znowu.

- Muszę wznowić trening - Zacisnął wściekłe pięści.

Dostrzegałam rozdrażnienie z jego strony i to upokorzenie jakie kryło się w jego oczach. Pamiętałam, że zawsze był dumnym Saiyanem, a drugi raz dostał po dupie na moich oczach.

- Tam, na górze?

- Tak - Warknął krótko.

- Ja też chcę walczyć! - Niemal podskoczyłam.

Bardzo chciałam mieć możliwość sprawdzenia się w boju, byłam tego pewna jak jeszcze nigdy. Nie miałam jeszcze żadnego przeciwnika, z którym nie mogłam sobie poradzić. Pragnęłam w końcu jakiegoś wyzwania. Poczucia tej adrenaliny jaka płynęła z walki. Może i poczuć się jak napastnik, a nie jak ofiara?

- Nie ma mowy, Saro - Nie spodobał mu się mój pomysł - Nie będziesz walczyć.

- Jak to nie? - Wydęłam obrażona usta - Jestem Saiyanem! Walkę mam we krwi!

- Czy ty siebie słyszysz? - Rzucił wściekle pytaniem - Zabiłaś kiedykolwiek kogoś silniejszego od siebie? W ogóle miałaś do czynienia z tym całym syfem? - Westchnął ciężko - Coś ci się stanie i tego nie odwrócę.

Gdzie on był, do cholery kiedy mogło mi się coś stać?! Freezer niemal na moich oczach zabijał matkę i ojca, ledwo uszłam z życiem znosząc ciężkie katusze i upokorzenia, a on mi mówił, że mogłoby coś mi się stać?! Było mi to naprawdę wszystko jedno czy zginę teraz czy później. Chciałam w końcu móc wyładować swoją frustrację i rozgoryczenie, a tu nadarzyła się nie lada okazja.

- Nie bądź śmieszny, Vegeta - Parsknęłam mu w twarz - Jestem saiyańską księżniczką i nie straszna mi walka, a tym bardziej śmierć.

- Nikt nie jest gotowy na śmierć - Zauważył ponuro.

- Doprawdy? - Przewróciłam oczami - Ktoś kto ociera się o śmierć na pewno się jej nie boi.

Przynajmniej nie tak bardzo jak przed. Nie mogłam go przekonać co do tego bardzo długo. Domyślałam się, że i jemu mogło się to przydarzyć, ale nie zamierzał o niczym wspominać. Jakby oznaczało to, że był gorszy, a może nie wart swojej rangi? Z resztą jakie to teraz miało znaczenie? Nasza rasa praktycznie nie istniała. Ba, nawet nie miałby kto go ocenić w skali saiyańskiej zajebistości. Westchnęłam ciężko. On we mnie dostrzegał słabeusza, a siebie za nic nie chciał zmieszać z błotem.

Tego wieczoru pod dachem nietuzinkowej Ziemianki długo rozmawialiśmy o rzeczach mniej istotnych. O głupich przygodach czy potyczkach słownych z nieistniejącą już armią Changelinga. Książę uważał, że muszę wziąć się ostro za trening, jeśli chcę kiedykolwiek zmierzyć się z silnym przeciwnikiem i miał nadzieję, że będzie mógł doglądać rezultatów po wygranej z cyborgami. Nie dopuszczał do siebie możliwości bym sama się z nim skonfrontowała. Jednak najważniejsze w tej chwili było, że mogłam wejść do sali treningowej na pół roku, a potem sam wziąłby się za mój trening.

Szybko zasnęłam, szczerze to nawet nie wiedziałam kiedy. Pierwszy raz w łóżku od paru lat… Od wylądowania na Ziemi.

Z samego rana po obfitym śniadaniu w domu Bulmy wyruszyliśmy z Trunksem do rajskiego królestwa by przywitać Son Goku i Son Gohana. Na miejscu był Szatan i Tenshin, tak jak dnia poprzedniego. Zanim jednak tam polecieliśmy w urządzeniu do przekazu obrazu zwanym na Ziemi telewizją mogliśmy obejrzeć wiadomość od samego cyborga, który nad wyraz był zafascynowany swoim występem publicznym. Miałam okazję zobaczyć jego przebrzydłą facjatę w perfekcyjnej formie, o której wspominał wcześniej, nim Vegeta mu na to pozwolił. Na sam widok można było się wzdrygnąć.

- Niech ten kretyn w końcu stamtąd wychodzi! - Warknął książę po dziesięciu minutach od przybycia - Nie mam czasu!

- Nie ty jesteś następny - Wszedł mu w słowo Piccolo - Jak oni wyjdą ja wchodzę.

- Tylko super wojownicy mają prawo tam trenować - Odszczeknął Vegeta.

Szatan spojrzał na niego gniewnie po czym prychnął. Widać było, że nie tolerowali się specjalnie z Saiyanem, który nerwowo przebierał nogami.

- Tak dla twojej informacji nadęty baranie w tej sali mogą trenować wszyscy, których tam wpuszczę, ponieważ to ja - Szczególnie nacisnął na ostatnie słowo - Jestem obecnie Wszechmogącym.

Mężczyzna tylko prychnął marszcząc nos po czym odwrócił się od przedmówcy plecami. Skrzyżował ręce na torsie podgryzając dolną wargę. Po sprzeczce wojowników długo nie czekaliśmy na powrót Saiyanów.

Muzyka

W końcu pojawili się na zewnątrz po głosach słysząc, że z zadowolonymi minami. Gdy nasza piątka dotarła do wyjścia stanęła jak wryta dostrzegając kolosalne zmiany nie tylko w ojcu ale i jego synu.

- Śniło mi się, że Komórczak nadal żyje - Powiedział Son Goku schodząc ze stopni - Ciekawi mnie, co się wydarzyło pod naszą nieobecność.

Oboje byli w stadium tego super wojownika, o którym tak marzyłam. Przeszli przez wrota nie wracając do formy podstawowej co podobnież oznaczało, że tacy zostaną na zawsze, a miało to na celu oszczędność czasu podczas walki na transformację. Musiałam się zgodzić, na trafność, jednak na stałe nie chciałabym być złotowłosą. Może przyzwyczajenie?

- Ale jestem głodny! - Rozciągnął się Saiyanin leniwie po czym pogładził brzuch.

Nameck'an przewrócił oczami na tę słowa zastanawiając się czy ci dwaj cokolwiek jedli podczas turnieju. Momo przygotował ogromną ucztę zapraszając do niej wszystkich gości pałacu. Ci dwaj jednak jedli jak wariaci, a podobnież mieli tam zapasy, na co najmniej trzy dni, czyli jak trzy lata tam. Zaśmiała mnie się pod nosem przypominając sobie jak to było na Vegecie, gdy król organizował uczty, a zebrani Saiyanie w pałacu niemal bili się o każdy kęs. Musiałam przyznać, że na tej planecie potrawy były o niebo lepsze, więc pewnie i to sprawiało tę nieodpartą pokusę obżarstwa po sam korek.

- Jak na mój gust są zbyt rozluźnieni - Mruknął Vegeta przegryzając powoli mięso.

- Może czują się na siłach? - Wzruszyłam ramionami.

Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, gdyż nie znałam tych istot, ale po słowach Vegety zaczęłam się bacznie przyglądać Super Saiyanów i faktycznie zdawali się być nazbyt wyluzowani. Zupełnie jakby zapomnieli, że tam na dole grasował stwór posiadający nie tylko swoją moc, czy komórki i techniki obrońców Ziemi, ale również wszystko co sobą reprezentowały do tej pory nie pokonane bliźniaki. Szatan nie omieszkał poinformować o wszystkim Saiyan, a także o nadchodzącym turnieju, który miał się odbyć za dziewięć dni, dokładnie w samo południe. Zapowiadały się bardzo intensywne dni. Pełne potu, bólu i ogromu determinacji.

Gdy skończyłam posiłek przetarłam usta zewnętrzną częścią dłoni po czym wstałam i ruszyłam do wciąż tajemniczych dla mnie krawędzi Boskiego Pałacu. Nie długo po tym dołączył do mnie Son Gohan. Zanim jednak to uczynił wyczytałam jego energię chcąc ją poznać i zapamiętać. Była w odcieniu czystego błękitu, niczym kojąca bryza morska.

- Jak to zrobiłeś, że jesteś złotowłosy? - Zapytałam gdy zrównał się ze mną.

Spojrzał na mnie delikatnie się uśmiechając.

- Bardzo dużo trenowałem - Zaśmiał się.

Innej odpowiedzi się nie spodziewałam, jednak sądziłam, że poda na to jakiś specjalny przepis. Uniosłam prawy kącik ust w nieznacznym grymasie niedowierzania.

- Zauważyłam, że obciąłeś włosy - W końcu na niego spojrzałam - Muszę przyznać, że fajnie wyglądasz.

Chłopak lekko zaczerwienił się mrużąc przy tym oczy. Potarł dłonią złociste kosmyki. Wyjaśnił, że ojciec poradził by ściął włosy, bo nie zbyt fajnie wyglądały po przemianie, w dodatku stwierdził, że w walce są nie praktyczne. Nie byłam do końca pewna czy faktycznie tak było. Wielu Saiyan posiadało długie, a nawet dłuższe fryzury i nie mieli z nimi problemów, a przynajmniej się nie skarżyli.

- Twój ojciec coś kręci - Pokręciłam głową - Saiyanie nie mają z tym problemu. To znaczy nie mieli. Znałam paru.

- Może tacie kojarzyłem się z bratem? - Zamyślił się przez chwilę - Dawno temu przyleciał na Ziemię.

- Bratem? - Zaciekawił mnie - To poza Vegetą ktoś tu był?

- Nie pamiętam jego imienia - Wzruszył ramionami - Byłem mały i mnie porwał.Nie wiele pamiętam, ale tato wtedy zginął i pan Piccolo zaczął mnie trenować.

Może powinnam była wypytać o to samego księcia Saiyan? Wyciągać informację od niego nie miały sensu, jeśli jego pamięć nie sięgała tak daleko. Postanowiłam więc zmienić temat. Wolałam dowiedzieć się czegoś więcej na temat tajemniczego wymiaru do treningów.

- Tam w sali jest dziwnie. - Na samo wspomnienie przeszedł go dreszcz - Na początku nie mogłem oddychać! Ta pusta przestrzeń, którą spowija ten świat jest nieograniczona i nie trudno się tam zgubić.

Zaciekawiona tym co robiła reszta odwróciłam się, a zaraz po mnie uczynił to chłopak o ciepłej twarzy i lodowatych tęczówkach. Wydawał się być innym, doroślejszym niż przed wejściem.

- Też będę tam ćwiczyć - Pochwaliłam się - Liczę na podobne efekty.

Gohan zaśmiał się nawet nie próbując tego komentować. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Dostrzegłam, że jego nad wyraz wyluzowany ojciec, w ogóle nie martwił się obecną sytuacją. Ba, był podekscytowany na myśl o nadchodzącej walce z obrzydliwym stworem. Widać było w nim prawdziwego saiyańskiego ducha walki.

- Koniec tej durnej sielanki - Niespodziewanie przerwał książę - Zasadnicze pytanie. Czy zdołasz pokonać Komórczaka?

Wszyscy jak na komendę spojrzeli z zainteresowaniem na Saiyana. Ten się szeroko uśmiechnął.

- Polecę się mu przyjrzeć - Odparł wciąż szczerząc zęby - Ocenię.

Przyłożył dwa palce do czoła, zmarszczył brew po czym znikł. Nie trwało to zbyt długo, ale dało się wyczuć ich napięcie energii, która nagle skoczyła w górę. Gdy skończyli mały pokaż swoich możliwości, Son Goku wrócił do pałacu z jeszcze szerszym uśmieszkiem. Nie byłam pewna czy wróży to coś dobrego.

- Walka z nim nie będzie bułką z masłem - Odparł nie tracąc swojego samopoczucia.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.