Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

28. Drugi poziom mocy

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Androidy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2013-09-12 22:39:55
Aktualizowany:2018-11-16 20:18:55


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Nie byłam pewna tego co się właściwie stało. Dosłownie przed momentem pokonałam dwa klony, a potem niespodziewanie rozległ się ten niesamowicie rozdzierający krzyk. Przecież kilka minut temu widziałam tego chłopaka bliskiego rozpaczy, ale nic co by mogło doprowadzić aż do takiego stanu. Cyborg nie zaatakował go. Nie rozbłysła się stamtąd żadna KI. Byłam tego pewna, jak tego, że stałam tam w tej chwili.

Reszta niestety nie mogła podejść tak blisko jak my z Kuririnem, ponieważ wciąż byli oblegani przez małe kreatury, które także zaprzestały walk z powodu wrzasków młodego Saiyanina. Walczący żywcem zastygli z rozdziawionymi gębami.

- Nareszcie - westchnął z ulgą Son Goku - Pokaż mu co potrafisz, synu. Liczne na ciebie.

On wiedział co się szykowało. Jego uśmiech wyrażał to doskonale. Był tak zafascynowany aktualną sytuacją, że niemal zapomniał jak bardzo jest wycieńczony. Ponownie skierowałam swój wzrok na rówieśnika. Czy to była prawda, że stał się dużo silniejszy niż przedtem? Oczywiście! Poczułam tę moc na kilka sekund po jego wybuchu. Przeszyła moje ciało niczym szpikulec lodu, aż zadrżałam. Tylko ktoś nie potrafiący wyczuć ani grama KI mógłby to przeoczyć.

Co sprawiło, że tak się zmienił? Przecież jego poziom energii spadł tak nisko, że mogłabym go pokonać bez większego trudu. Już małe Komórczaki były silniejsze od niego w tamtym czasie. Teraz biła od niego szalenie złocista poświata, gdzie nie gdzie wirowały małe błyski elektryczności wyglądające na wściekłe ogniki czyhające na poparzenie delikwenta. Czy to co reprezentował było silniejsze od super wojownika napakowanego sporą dawką mięśni*? Na pewno tak było. Bez dwóch zdań. Takiej potężnej mocy nie dzierżył za życia nawet sam Imperator.

Ja byłam zaskoczona bardzo pozytywnie.

Oto on, stał przed kreaturą, która usiłowała unicestwić tę piękną, zieloną planetę. On miał pokonać całe te zło i wyzwolić wszystkich od okrutnej śmierci.

Son Goku miał rację.

Znowu.

Klony ponownie zaatakowały swoich przeciwników zapominając o problemie. Może wcale nie był to kłopot? One miały ściśle określone cele, co miały się interesować byle dzieciakiem? Nim winien zająć się ich stworzyciel.

Nie miałam swojego przeciwnika więc stałam przy urwisku przyglądając się super wojownikowi. Ten podszedł powoli do Komórczaka z ogromną dozą odwagi i nienawiści. Zdawał się być pewny każdego kroku, jakby w jego ciało wstąpiła nie tylko inna istota, ale i duch zemsty. Ten podobał mi się, wprawiał w niemały zachwyt.

Zaczęłam drżeć nie mogąc się doczekać triumfalnego zwycięstwa. Czułam po kościach, że nadchodzą spokojniejsze czasy.

- SON GOHAN! ROZWAL GO! - Wrzasnęłam, aż zabolało gardło. Nie mogłam się za nic powstrzymać.

Chłopak poruszył się tak szybko, że nie byłam w stanie dokładnie się przyjrzeć jakie miał intencje. Kopnął przeciwnika w brzuch tym samym wyrywając z ręki maleńki woreczek, który został odebrany jego ojcu kiedy poczęstował Komórczaka jedną fasolką, by ten nie był zmęczony po walce z nim samym. Szczerze? Nawet nie pamiętałam tej sytuacji! Umknęło to mej uwadze, czy tak bardzo skupiłam się na czymś innym?

Zacisnęłam pięść.

Złotowłosy wzbił się w powietrze po czym zniknął. Nie zdążyłam nawet się rozejrzeć kiedy stanął już przy swoim ojcu. Dosłownie jednym kopnięciem rozwalił klona, który do tej pory dotrzymywał mu towarzystwa. Ten jak w przypadku dwóch poprzednich - zabitych przeze mnie - eksplodował. Pozostawił po sobie jedynie czarny dym. Nie minęła sekunda kiedy stanął przed następnym potworkiem dokonując kolejnej ekspresowej egzekucji.

Stałam osłupiała, z resztą jak każdy tutaj obecny. To nie mógł być ten sam Gohan, którego poznałam. Ani ten, z którym spędziłam czas nad jeziorem. Obecny zdawał się być maszyną do zabijania, rasowym Saiyanem bez cienia zahamowań. Czy musiałam ukrywać, że imponowało mi to? Nawet zazdrościłam mu tej mocy i bezduszności z jaką to wykonywał.

Dwóch kolejnych zeszło się. Wystrzelili parę pocisków po czym czmychnęli. Nie dziwiłam się im ani trochę! Też zapewne bym zwiała, oczywiście będąc na ich miejscu. Popełnili ogromny błąd lecąc ramię w ramię, bo Son Gohan dogonił ich w ułamku sekundy, przecinając drogę ucieczki. Tych precyzyjnych ciosów nie dało się z niczym porównać! Pozbawiając życia dwa stworki rozejrzał się za ostatnim. Wychwyciłam go wcześniej tarasując lot skierowany pod skrzydła stwórcy.

- O nie, malutki - Wyszczerzyłam do niego zęby - czas umierać.

Ten tylko jęknął w proteście, jednak niczego nie uczynił nad wyraz zlękniony. Pochwyciłam niebieskiego klona o chitynowym pancerzu, a po czym rzuciłam jak piłką ku Saiyanowi. Mogłam sama go zlikwidować, ale zajęłoby mi to więcej czasu niż jemu, poza tym dobra rozgrzewka przed głównym daniem zawsze jest w modzie.

- Gohan! Łap!

Złotowłosy bez gadania wystartował do swojej ofiary. Przebił się przez niego, a ten dokonał żywota. I pomyśleć, że cały występ trwał to zaledwie kilka minut. Tak niewiele, a ile przy tym emocji! Nie wspominając o zmarnowanym czasie by to wszystko osiągnąć.

Po zlikwidowaniu wszystkich klonów chłopak wrócił do Goku wyciągając do niego dłoń z fasolką.

- Weź to. - Rzekł wyprany z emocji. - Mam jeszcze coś do załatwienia.

Mężczyzna powoli wziął magiczne nasiono po czym włożył sobie do ust i dokładnie przeżuł, a następnie połknął. Kilka mrugnięć powiekami i był jak nowy. Po tym nastolatek oddał mu sakwę, uniósł się i wylądował koło cyborga, który nadal stał tam w dole podtrzymując się za brzuch, w który oberwał. Reszta wojowników przyłączyła się do Kuririna po uprzednim spożyciu magicznej fasoli by obserwować to co miało za chwilę się wydarzyć. Także do nich dołączyłam, lecz swoją fasolkę pozostawiłam w sakiewce. Nie czułam by była mi potrzebna.

Rozległ się huczący wiatr. Był zimny jak na tak ciepłą pogodę, aż przeszedł mnie dreszcz. Targał naszymi włosami jak szmacianymi lalkami i tylko dłońmi przyklepującymi je do głowy można było je ujarzmić choć na chwilę. W tej chwili łysi mieli się najlepiej.

Zrobiłam krok, może dwa w przód. Czułam po kościach, że wojownicy, którzy mieli się ze sobą zmierzyć wrogo spoglądali sobie w twarz. Żadne z nich nie miało zamiaru przegrać.

Stali tam jak posągi „pokazując” sobie na wzajem potęgę posiadanej KI. Ziemia drżała od nadmiaru ich mocy, a wirujące w powietrzu drobne kamienie niejednokrotnie usiłowały zaatakować nasze ciała.

- Brawo młody. - Burknął cyborg klaszcząc ostentacyjnie w dłonie. - Teraz będziemy walczyć jak równy z równym.

- Nie sądzę. - Prychnął chłopiec.

- Chyba nie sugerujesz, że jesteś na tyle…

- Pokonam cię. - Wtrącił Son Gohan bez ceregieli.

Stałam jak kołek. Nie mogłam doczekać się by walka się rozpoczęła. Nie, by się zakończyła naszym triumfem. Szczerze? Nie sądziłam, że to on będzie tym, który pokona bestię. Obstawiałam Vegetę i Goku, nim ten drugi się poddał twierdząc, iż nie ma szans.

Nim Komórczak się obejrzał oberwał lądując dziesięć metrów dalej. Podniósł się pokracznie stawiając nogi. Nastolatek rzucił się na niego ponownie i ponownie. Cyborg dostał kolejny cios, i kolejny. Kiedy przyjął już sporą porcję uderzeń upadł na kolana krztusząc się. Dostał drgawek i zdawało się, że wymiotuje. Po chwili tak też uczynił. Syn Goku cofnął się kilka kroków z niesmakiem jednak nie spuszczał delikwenta z oczu. Takiemu ufać nie wolno było pod żadnym pozorem. Po chwili spazmów przy jego nogach leżała blond włosa postać oblepiona wydzieliną. Gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy nie uwierzyła bym. Skrzywiłam się odnosząc wrażenie, iż czuję te wymiociny w ustach. Coś okropnego!

- To C18! - Kuririn krzyknął z entuzjazmem. - Wypluł ją!

- Super! - Klasnął w dłonie Yamcha.

Wojownicy zaczęli się przekrzykiwać w radości widząc jak Komórczakowi cofa się transformacja. Pozostał w nim tylko jeden cyborg i jeśli GOHAN by się postarał jego także by uwolnił sprowadzając Biocyborga do pierwotnego stadium. Czy był sens? Mieliśmy i ich zlikwidować, a ta scena jedynie była efektem ubocznym.

- Dobra nasza!* - Trunks także nie krył swoich emocji.

- Teraz nie ma szans z Son Gohanem. - Dopowiedział Tenshin - Miałeś rację Son Goku. Wybacz, że w ciebie zwątpiłem.

Wspomniany mężczyzna uśmiechnął się serdecznie do przyjaciela tym samym przyjmując przeprosiny. Nie wypowiedział słowa, jedynie położył swą dużą dłoń na ramieniu trójokiego.

- To prawda. - Wtrącił Szatan Junior - Teraz dzieciak jest niepokonany.

Vegeta stał niczym słup soli wbity w ziemię przynajmniej do połowy. Miał zaciśnięte pięści jakby zazdrościł chłopcu jego siły. Podeszłam do niego ostrożnie. Gdy się zbliżyłam usłyszałam zgrzyt jego zębów.

- Zazdrość cię zżera, bracie? - Zapytałam powoli. - Nie martw się, też bym chciała mieć taką moc.

- Milcz. - warknął.

Patrzył na mnie wściekle - niczym zaszczuty. Nie ja go rozgniewałam!

- Nie patrz tak na mnie! Miałeś swoją szansę. - Rzekłam stanowczo. - Twój morderczy wzrok mnie nie przestraszy. Nie jestem małym dzieckiem.

Książę spojrzał na mnie tym razem pytająco. Jego mina żądała logicznych wyjaśnień. Ja nie widziałam w tym niczego tajemniczego. Był tak zapatrzony w siebie, ż nie dostrzegał własnych błędów.

- Kiedy ty byłeś niepokonany pokonałeś samego siebie - Dodałam pospiesznie. - Przez samego siebie przegrałeś z Komórczakiem. Nikt ci nie kazał czekać aż osiągnie super moc. To twoja wina i dobrze o tym wiesz!

- Co? - oburzył się - Jak śmiesz…

- Daruj sobie te gadki. Jesteś zakochany we własnej dumie. - Mój głos stawał się oschły. - Głupota level ekspert, Vegeta. Nie musiałeś sobie udowadniać niemożliwego. Z resztą jedynie pokazałeś swoje ego i nic więcej.

Jego złość skierowała się w moją stronę. Nie bałam się go. Dostrzegałam jego rosnącą furię, ból prawdy zadany jedynie słowami, oraz napinające się mięśnie, czy skoki KI. Wymierzył mi cios pięścią, który zablokowałam jedną dłonią bez żadnych problemów. Spodziewałam się dokładnie takiej reakcji. Spojrzał na to z niedowierzaniem. Czy w jego głowie zabrzęczało zdanie „Jak śmiałaś?” - kolejny raz. Niewątpliwie. Jego dolna warga zadrżała.

- T-to nie możliwe. - wydukał.

- Owszem, to jest możliwe. - Wycedziłam zaciskając jego pięść - A wiesz dlaczego? Bo cię znam, bo to jest oczywiste. Jesteś jak otwarta karta, drogi bracie.

- Jestem księciem Saiyan.

- Świetność naszej dynastii przestała istnieć wraz z wtargnięciem Frezeera w nasze życie. - Przerwałam mu. - Książe… Nie ma już znaczenia czy nim jesteś. Ja musiałam się wyrzec pochodzenia by przeżyć poza tym tytuł nie oznacza, że musisz być najsilniejszym.

Odepchnęłam jego rękę - do tej pory trzymaną w uścisku, odchodząc od niego. Uniosłam się delikatnie, z zamiarem obejrzenia dalszej walki. Dla mnie rozmowa była skończona. Powiedziałam co chciałam by usłyszał, by zrozumiał, że nie musi żyć ideologią ojca. Nie musi wierzyć w bzdurę mówiącą o klasie urodzeniowej, która oznacza moc i władzę. Ja w przeciwieństwie do niego widziałam, że tylko ciężką pracą można osiągnąć to czego się pragnie. Wtedy i tylko wtedy. Został on tam skazany na burzę własnych myśli. Miałam nadzieję, że mi wybaczy bezpośredniość i pojmie me słowa.

Wtedy chwycił mnie za kostkę ściągając jednym silnym ruchem na ziemię.

- Co do diabła!? - Warknęłam oburzona podnosząc się. - Powaliło cię do reszty?

- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać? - Wycedził marszcząc brwi.

Jego wynosiła postawa zdradzała, iż nie miał zamiaru darować. Sama wdepnęłam w to gówno i sama musiałam się z niego wygrzebać. Westchnęłam głośno podnosząc się.

- Jak śmiesz, jak śmiesz... Nie unoś się tak. - burknęłam - Korona z głowy ci spadnie.

Vegeta warknął na tę uwagę z wysoko podniesioną brodą i zaciśniętą pięścią.

- Och, daruj. - Sapnęłam teatralne przewracając oczami - Nie jesteś moim ojcem.

- Co proszę? - fuknął.

- Nie jesteś moim ojcem. - powtórzyłam - Nie możesz decydować o tym co wolno mi mówić.

- Gdybym był twoim ojcem złoił bym ci skórę za zniewagę. - syknął - Jednak jesteś tylko gówniarzem, któremu udało się przeżyć w tym chorym świecie.

- I twoją siostrą. - Mrugnęłam do niego cmokając - Nie zapominaj.

Uniosłam brwi ze zdumienia. Nie spodziewałam się do końca takiej odpowiedzi. Raczej braku reakcji fizycznej.

- Tego się nie da zapomnieć. - mruknął.

- Wracając do tematu - Rzuciłam poważniej - Wystarczająco już dostałam w życiu, wiesz? Ciebie przynajmniej nikt nie torturował by wyciągnąć informację o pochodzeniu. Wszyscy wiedzieli kim byłeś. Wiodłeś dość sielankowe życie zapominając o wszystkim.

- To nie prawda - Wtrącił.

- Oczywiście, że prawda! Ja walczyłam o życie gdy ten pieprzony Dodoria po raz kolejny doprowadzał mnie na skraj - Wycedziłam z irytacją zmieszaną z bólem - Katował mnie kiedy tylko przyszła mu na to ochota i wiesz co? - Prychnęłam - Nie wydałam mu siebie! Wiele razy chciałam się poddać i umrzeć byleby nie oglądać jego przebrzydłej gęby! W końcu chciał tylko informacji czy jestem tą pieprzoną księżniczką!

Książe stał i słuchał moich wywodów zachowując kamienną twarz. Nie wiedziałam czy coś go ruszało poza obrażaniem i krytykowaniem jego samego. Było to przytłaczające, ale tak bardzo chciałam zrzucić ten balast porażki życiowej. Do tej pory tylko Gohan znał moją historię, choć wciąż nie kompletną.

- Nie wiem czy by mnie zabił czy wydał Freezerowi, ale byłam pewna, że jeśli gdzieś jesteś i oni wiedzą gdzie, to w życiu nie pozwolą nam się zobaczyć. - Westchnęłam ze łzami w oczach, coś we mnie pękło. - Za każdym razem gdy myślałam, że nie dożyje kolejnej godziny. Gdy traciłam przytomność zamykali mnie w kapsule regeneracyjnej stąd brak jakichkolwiek oznak cielesnych. Tylko umysł mam zabliźniony.

Spojrzałam w górę i zamrugałam paręnaście razy by osuszyć napływające kropelki słabości. Nie chciałam pokazać, jak bardzo odcisnęło to na mnie piętno. Jednak nie byłam urodzonym twardzielem jak mój braciszek.

- Wiesz co mnie trzymało przy życiu? - Zadałam pytanie nie oczekując odpowiedzi. - Że przyjdziesz i mnie uratujesz. Mimo to nigdy nie przyszedłeś. Dla ciebie byłam już dawno martwa. Pewnie nawet nie pofatygowałeś się by sprawdzić czy żyję.

Miałam już dość tej rozmowy, a raczej monologu. Przetarłam wierzchem nadgarstka wilgotny nos i bez słowa przeniosłam się w dół skąd mogłam bliżej dojrzeć Komórczaka i Son Gohana.

Zobaczyłam przerażonego cyborga. Dołączyli do mnie wojownicy by stąd także doglądać walki, a raczej zwycięstwo mieszańca. Vegeta został na górze sam. Czyżby jak zawsze upokorzony przez podły los? Rzuciłam w jego stronę przelotne, smutne spojrzenie i wróciłam do obecnej chwili. Teraz nie był czas na toczenie wewnętrznych walk z przeszłością. Trzeba było się wziąć w garść.

Młodzieniec ponownie natarł na potwora. Wygraną miał już w kieszeni, a jednak nadal android żył. Bawił się nim jakby chciał odpłacić mu swoje wcześniejsze cierpienie. Czy była na to pora? Gdzieś głęboko ukryty cichy głosik szeptał, że to się źle skończy. Nie chciałam go słuchać. Czy już nie staliśmy jedną nogą na podium?

- Co robisz? - Krzyknął z przestrachem Junior - Zabij go!

Złotowłosy spojrzał w jego kierunku, lekko się uśmiechnął po czym wrócił do torturowania przeciwnika. Ani myślał psuć sobie zabawy. Mnie tam to nie przeszkadzało, upajałam się jego siłą, zwinnością i pewnością siebie. Marzyłam zająć jego miejsce.

- Na co on czeka?! - Spytał oburzony Tenshin jego ojca. - Przecież ma szansę teraz go zniszczyć! Nie ma sensu tego przedłużać.

Goku przytaknął wojownikowi. Sam dostrzegał w tym fatalny scenariusz bowiem szala zwycięstwa nigdy nie trwała wiecznie. Naprawdę przeczuwali najgorsze czy tylko nie potrafili cieszyć się bezgranicznie mocą nastolatka?

- Synu! - zawołał - To nie czas na zabawę!

Pomimo upomnień i próśb tamten wciąż zabawiał się w najlepsze z Komórczakiem. Co on robił? To oczywiste! Chwalił się jaki był silny. Komu chciał udowodnić, że może wszystko? Za pewne każdemu niedowiarków, a było nas sporo. Nawet ja wątpiłam w słowa jego taty, choć z początku miałam w sobie tę nadzieję, bo jakby nie? Zawsze i wszędzie królowali dorośli, a my młodzi byliśmy niejednokrotnie niedoceniani przez takich, co myśleli, że widzieli już wszystko. Westchnęłam kątem oka obserwując zebranych mężczyzn co rusz przytakując Nameczanowi, że jak Gohan zaraz się nie ogarnie wszystko pójdzie na marne.

- Zamiast tak marudzić i nawoływać zły los może któryś z was pozbiera tego cyborga? - zaproponowałam - Co by temu brzydalowi nie przyszło do głowy ponownie go zeżreć.

- Jej. - Poprawił mnie Kuririn - To jest ona.

- Co za różnica? - Wzruszyłam ramionami. - To puszka i tamto też.

Były mnich spochmurniał na tę uwagę. Nie uszło to mej uwadze. Czemu bronił tej kobiety? Czy nie była gotów zabić i jego?

- Czyli zgłaszasz się na ochotnika? - Mrugnęłam doń figlarnie. - Świetnie!

Trunks poparł mój pomysł. Nie można było w żadnym wypadku pozostawiać tej kobiety na wyciągnięcie ogona Biocyborga. Nie chcieliśmy przecież powtarzać błędów Vegety. Już raz słono zapłaciliśmy, drugi raz mogliśmy już nie mieć tyle szczęścia. Przecież nie było wiadome, czy kolejne scalenie nie wzmocni go bardziej. W tym wypadku trzeba było dmuchać na zimne.

Najniższy mężczyzna westchnął po czym ruszył w stronę nieprzytomnej. Powiedziałam, że najlepiej będzie jak przyniesie ją tu, do nas tak by w razie potrzeby każde z nas miało na nią oko. Mnie tam pasowało, Tenshinowi i młodzieńcowi z przyszłości także. Z resztą każdy wzruszył ramionami, jakby liczył na to, że nie będzie potrzeby jej chronić. Książe pochylał się ku zniszczeniu jej póki jest nie groźna i nie sprawia problemów co i mnie wydawało się lepszą opcją, ale Kuririn oczywiście się oburzył. Jemu najbardziej nie odpowiadało krzywdzenie istoty, która zrobiła piekło na Ziemi w świecie Trunksa.

Część z nas obserwowała mordobicie Gohana, druga zaś poczynania byłego mnicha. Facet z duszą na ramieniu pokonywał odłamy skalne by niezauważony przez chitynowego cyborga dotrzeć do celu jak i wrócić że zdobyczą. Gdy Komórczak przefrunął koło niego znokautowany po raz kolejny przez Saiyana zamarł w obawie, iż ten go atakuje. Zgadywałam, że stanęło mu serce z przerażenia. Zachichotałam wyobrażając sobie jego minę. Gdy wracał pospiesznie z kobietą w ramionach Goku i Piccolo nawoływali złotego wojownika by wreszcie przestał bawić się z przeciwnikiem i go zlikwidował póki jest do tego zdolny.

Czy był zdolny? Zdecydowanie tak, siły mu nie brakowało, ale czy potrafił dopuścić się tego czynu? Zgadywałam, iż zabicie klonów było aktem desperacji na krzywdę bliskich, która gdzieś uleciała. Obawiałam się, że dzieciak nie chciał splamić rąk krwią. Musiało to zwiastować kłopoty, tylko jak wielkie?

Nie chciałam nawet myśleć o tym.

- A jeśli nie jest zdolny go zabić? - Zapytałam Son Goku. - Co wtedy?

- Nie wiem. - Westchnął niepocieszony. - Mam nadzieję, że nie przerazi go ta odpowiedzialność.

- Nie liczyłbym na tego dzieciaka. - Mruknął z pogardą Vegeta. - Sam mogę go zabić, teraz to już bez znaczenia. Jest słaby. Te miernoty razem wzięte też dałyby mu radę.

Głośno westchnęłam przewracając oczami. Oczywiście, że chciał go zabić własnoręcznie. Dał się poniżyć temu stworowi, chciał mu odpłacić. Zemsta zawsze u niego była na pierwszym miejscu. Tyle o nim wiedziałam w tak krótkim czasie w jakim przyszło mi z nim obcować po latach rozłąki.

- Myślę, że możesz to zrobić gdy chłopak nie da rady. - Poparłam go. - Póki co musisz poczekać na swoją kolej. Nie osądzaj go z góry. Jak zwykłeś to robić.

Brat warknął na tę uwagę jednak milcząco przytaknął wracając do obserwacji. Spiął ciało wyczekując swojego wymarzonego momentu. Przecież nie mógł sobie darować, prawda? Liczył na porażkę syna Goku byleby się odpłacić. Ja miałam nadzieję, że mieszaniec oprzytomnieje i weźmie się do roboty. Zegar tykał.

***


* ultra ssj - super wojownik napakowany mięśniami

* „dobra nasza” - bardzo często używany zwrot w anime (lektor z francuskiego tłumaczenia) no jak mogłoby tego zabraknąć? xD

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.