Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

72. Między młotem a kowadłem

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, saga: Kosmiczni przeciwnicy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-07-10 08:00:44
Aktualizowany:2015-07-08 00:00:44


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Jeszcze długo siedziała na podłodze oparta o ścianę, gdy tamta odchodziła.

W pierwszej chwili, gdy ją ujrzała ciepło rozlało się po ciele. Była oszołomiona, ale szczęśliwa, że nic jej nie jest. Jednak, gdy ich oczy się spotkały… Te czerwone ślepia niczym krew. Usta ściągnięte, zmrużone oczy. Wyglądała niczym potwór.

- Nic ci nie jest? - Zapytała - Jesteś strasznie blada?

Pamiętała, że jej ciało czerniało, ale teraz było wyblakłe i szare. Ubrana była w koszulę nocną, którą sama jej podarowała, aby ta miała, w czym spać. Choć z początku dziewczyna upierała się, że w żadnych kieckach spać nie będzie. Nie jest już małą dziewczynką! Jest wojownikiem. Wiedziała, że z tą nastolatką będzie sporo kłopotów.

- Gdzie jest? - Spytała dziwnym mechanicznym głosem - Gdzie?

- Kto? Vegeta? - Bulma nie zrozumiała pytania.

Przecież każdy mógł być tym kimś, równie dobrze to mogło być coś, ale co? Nim zdążyła cokolwiek jeszcze powiedzieć księżniczka chwyciła ją jedną ręką za szyję i uniosła parę centymetrów w górę. Niebieskooka zaczęła się krztusić. W geście obronnym próbowała odczepić tę morderczą dłoń zaciśniętą na jej delikatnym gardle. Okazała się być za słaba, co było wręcz oczywiste. Z Saiyanami nie miała żadnych szans, a ten, który powinien jej teraz bronić był gdzieś daleko. Kiedy już myślała, że umrze Sara rzuciła nią o ścianę niczym śmieciem i odeszła bez słowa.

Bulma na samo wspomnienie chwyciła się za obolałe gardło.

- Co się stało… - Jęknęła w łzach - Czy ona właśnie chciała mnie zabić?


***


link adres=https://www.youtube.com/watch?v=lqn32ZA2V80]Muzyka[/link]

To wszystko wydarzyło się naprawdę, ale trwało zaledwie kilka chwil. Kiedy na sygnał Vitanijczyka ruszyła do ataku ledwo zauważyłem, że się poruszyła. Ot zniknęła a w raz z nią ktoś jeszcze… To był Kuririn. Dostrzegłem to, jako pierwszy, ale nim zdążyłem zawołać jego imię Sara rozwaliła nim pobliską skałę tworząc potężny huk. Zawsze wiedziałem, że jest szybka, ale żeby aż tak? Nawet nie weszła na pierwszy poziom! Nie wierzyłem własnym oczom… To była ta dziwna siła.

W chwili, gdy wyrzuciła jego ciało w naszą stronę zareagował tylko Szatan. On, jako jedyny nie był sparaliżowany sytuacją i w ostatnim momencie złapał przyjaciela. Stałem i patrzyłem z przerażeniem na to, co mu zrobiła. Była bezwzględną maszyną do zabijania i chyba tylko my staliśmy jej na przeszkodzie, dzięki Yonanowi.

Zagotowało się we mnie. Byłem naprawdę wściekły! Jak nienawidziłem walczyć, tak teraz miałem ochotę przerobić tego typa na pasztet. Wiedziałem, że Sara nigdy by tego nie zrobiła. Już tyle lat z nami żyła… Przecież byliśmy przyjaciółmi. Zwierzaliśmy sobie różne sekrety. Opowiadaliśmy, co byśmy chcieli zmienić w naszych życiach. Śmialiśmy się i płakaliśmy… Wspomnienia wszystkie były bardzo realne i bolały, kiedy patrzyłem na to co widziałem teraz. A on ją w bezczelny sposób wykorzystywał! Musiało oznaczać to tylko jedno…


***


Muzyka

- Zrób coś! - Krzyknęła C18 - On umiera!

- Zostały mi dwie fasolki i wolałbym wykorzystać je w lepszym momencie - Szepnął Nameckanin.

- Ty perfidny robalu! - Rzuciła się na niego.

- Wyładuj swój gniew na nim - Wskazał głową Yonana - Kuririna możemy wskrzesić jeśli umrze, ale najpierw musimy zabić jego.

Stał niewzruszony i czekał na jej reakcję. Androidka spojrzała na zielono skórnego niczym na wariata. Coś jej świtało… Jednak nie wiedziała do końca, co. To było tak dawno… I nagle zrozumiała. Uwolnili ją od destrukcyjnej bomby. Skoro potrafili to zrobić, tym bardziej będą w stanie ożywić tego kretyna, którego jakimś cudem darzyła uczuciem, choć nie wiedziała, dlaczego. Opanowała się i uwolniła Szatana z uścisku jeszcze chwilę na niego spoglądając.

- Nie zawiedź mnie - Rzekła twardo.

W tym samym czasie Saiyanka nie czekała na kolejne instrukcje. Musiała mieć już dobrze zakodowane, kogo ma zlikwidować. Uwolniła moc i zmieniła się w złotowłosą wojowniczkę. W tym przebraniu wyglądała jeszcze straszniej. Kiedy ustatkowała moc wyciszyła złotą aurę. Następnie zrobiła krok i rzuciła się na kolejną ofiarę. Tym razem Gohan zareagował i zasłonił ciałem Yamchę upadając na niego.

- Odejdźcie stąd! -Jęknął - Jest na was za silna!

- Myślisz, że nie wiemy? - Zakrztusił się mężczyzna pustyni - Chcieliśmy pomóc…

Syn Goku odepchnął Sarę by móc wstać. Podał rękę przyjacielowi i pomógł mu się podnieść. Kiwnął doń głową, następnie zrównał się siłą z przymusową przeciwniczką także zmieniając kolor włosów na złoty.

- Nie chcę z tobą walczyć, ale nie pozwolę ci atakować przyjaciół! - Warknął trzęsącym się głosem - Jeśli chcesz zrobić komuś krzywdę to tylko mnie!

Spojrzała na niego krzywo. Oczy zalśniły jej ogniem. Saiyanin domyślił się, że nie spodobało się to Sarze - Wydawał jej polecenia. Nie miał wyboru. Przecież nie chciałby którekolwiek ucierpiało z rąk księżniczki. Czuł się za to odpowiedzialny.

- Co byś zrobił tato… - Szepnął do siebie - Potrafiłbyś zabić kogoś ważnego w swoim życiu? Jak na przykład mamę? Ja nie potrafię…

Vegeta nie czekał na rozwój wydarzeń ze strony siostry. Był pełen podziwu jej mocy, szybkości i w ogóle! Wcześniej tak naprawdę nie widział jej walczącej. Cieszył go fakt, iż jest potężna, że z dumą może nosić tytuł księżniczki, ale kurwa nie przeciw niemu! Jeśli ten bachor Goku nie rozniesie jej ona rozniesie ich! Nie przejmował się jednak tym tak dogłębnie. To był przecież drugi wariant w razie gdyby, ale przecież nie zamierzał przegrywać z Yonanem. Wystarczyło przecież zabić tego śmiecia i wszystko wróciłoby do normy. Z drugiej strony pragnął zmierzyć się z Saiyanką. Przekonać się na własnej skórze, jaka jest w tej postaci. Cóż dwóch rzeczy mieć nie mógł. Nie pozostawało mu nic prócz satysfakcjonująca walka z białowłosym. Byleby Gohan utrzymał dziewczynę na smyczy do tego czasu.

Zaskoczył przeciwnika ciosem w twarz, gdy ten rozkoszował się umiejętnościami Sary. Cofnęło go, ale szybko zorientował się, co jest grane i ruszył do kontrataku. Przez chwilę mierzyli do siebie z pięści, ale książę nie miał zamiaru już się bawić. Skumulował sporą dawkę energii i wycelował w natręta. Chybił. Niech go szlag! Pomyślał wściekle ponawiając atak. Strzelał i strzelał, coraz to szybciej i zaciekle jednak nie był w stanie trafić Yonana, który świetnie unikał pocisków dobrze się przy tym bawiąc. Vegeta zamiast zmienić taktykę jeszcze chwilę trwał w tej bezsensownej walce. Złość nie pomagała mu myśleć.

- Co za głupek - Westchnęła C18.

Wycelowała w przeciwnika księcia i chociaż nie trafiła udało się to Saiyanowi poprawiając tym samym jego nastrój. Nie skomentował poczynania androidki i nie myślałby dziękować. Rozbudził w sobie moc i „przywdział” złotą aurę. Nawet jego mięśnie zdały się być nieco większe i twardsze. Ruszył jak torpeda na przeciwnika z obrzydliwym uśmieszkiem.

- Jesteś tylko mój! - Krzyknął.

Sekundę później nastąpiło uderzenie. Dwa ciała się zderzyły. Mężczyźni chwilę siłowali się pragnąc odepchnąć drugiego. Z dołu mało było widać gdyż byli bardzo wysoko nad ziemią.


***


Tym razem zaatakowała go z zaskoczenia. Szybko przemieszczała się tu i tam aż w końcu dezorientując przeciwnika znalazła się za jego plecami mocno go kopiąc pod kolanem. Son Gohan z bólem runął plecami na ziemię. Zupełnie zaskoczony miał problem z podniesieniem się. Wciąż próbował odtworzyć sobie jej ruch dzięki, któremu tak go podeszła. Niestety nie miał czasu na zbytnią kalkulację. Saiyanka nie czekała aż wstanie. Uderzyła ponownie, tym razem nie trafiła, a zamierzała w twarz. Wbiła za to mocno nogę w ziemię. By ją wyciągnąć musiała mocno szarpnąć tworząc niewielkich rozmiarów dziurę. Walczyła z nim jak diabeł. Rzucała się na niego niczym kocica, a kiedy był zbyt daleko próbowała dopaść innego, z tych słabszych. Wiedziała, że Son Gohan nie pozwala jej na to i właśnie to ją satysfakcjonowało. Ten chłopak, tak podobny do niej denerwował księżniczkę.

Nie wiedziała, co tu robi, nie rozumiała, dlaczego pan kazał jej zabić, ale podobało jej się to! Była taka szybka, taka silna i przerażająca. Każdy strach w oczach tego honorowego chłopaka sprawiał jej niewytłumaczalną radość. Dlaczego wmawiał jej, że są przyjaciółmi? Nie znała go! Nie kojarzyła nikogo. Wiedziała, kim jest Yonan, choć nie zupełnie i jeszcze ten, po którego poszła - brat. Ale czy on był jej bratem?

W momencie rozbolała ją głowa, akurat teraz?! Właśnie miała wpaść na tego przygłupa o długich czarnych włosach, tak bardzo chciała pozbawić go energii. Ból jednak był tak silny, że aż nie do wytrzymania. Padła na ziemię wrzeszcząc. Chwyciła się za głowę najmocniej jak tylko mogła, nie robiąc sobie krzywdy. Nie była w stanie złapać tchu.

- Sara! - Krzyknął Gohan.

W sekundę znalazł się u jej boku pomagając się podnieść.

- Nic ci nie jest? - Zapytał przerażonym głosem.

Nie była w stanie mówić, tylko ten przeraźliwy krzyk… Sara… Czy tak właśnie miała na imię? Z każdą sekundą ból się nasilał.

- Odsuń się od niej! - Zawołał Yonan.

- Ani mi się śni! - Warknął Saiyanin nie wypuszczając przyjaciółki z objęć.

Vitanijczyk ani myślałby cokolwiek zniszczyło jego plan. Musiał działać! Nie rozumiał tylko, dlaczego ta dziewczyna dostała migreny, nigdy wcześniej nie spotkał się z taką sytuacją. W ciągu swojego życia przechwycił mniej niż dziesięć istnień za pomocą trucizny Lyang, która pochodziła z soku owoców lyang rosnących na jego ojczystej planecie. Używano jej do przechwytywania nieposłusznych, zmuszając ich do dyscypliny. Vitanijczycy bali się tego gdyż teoretycznie byli zniewoleni na całe życie. Wysocy raczej nie umierali, więc nie możliwe było wczesne odczynienie „czaru”. Nie było odtrutki, tak przynajmniej mówiono. Sam też nigdy nie był pod wpływem tej substancji. Tylko obserwował zachowania, nawet najbardziej nieposłusznych.

Yonan nie czekając na nieznane zmaterializował się przy dziewczynie. Odepchnął silnym kopnięciem złotowłosego, następnie przechwycił Saiyankę mocnym uściskiem odskoczył na tyle daleko by był nieosiągalny dla wroga. Wciąż ich obserwował, nie było czasu na błędy.

- Muszę zaaplikować ci kolejną porcję - Szepnął jej do ucha - Ból głowy ustanie, obiecuję.

Miał taką nadzieję - improwizował. Sara spojrzała na niego niczym na wybawcę. Ból miał ustać! To było najważniejsze w tej chwili, a on jej to przecież obiecał. Wszak nie był tak dobry jak tamten o szmaragdowych oczach. Nie okazywał jej tego dziwnego, nieznanego uczucia. Zacisnęła powieki czując jak ból rozdziera jej czaszkę.

Białowłosy wyjął fiolkę z kieszeni kombinezonu i skropił jej ranne ramię. Tym razem nie potrzebował igły by wkłuć się pod skórę, zadrapanie w zupełności wystarczało. Saiyanka ku jego uldze w momencie stanęła na nogi i była gotowa spełnić życzenie swego pana. Przecież była mu to winna.


***


- Pomóż mu - Westchnął do siebie Dendie - On długo nie pociągnie. Prędzej ona go zabije.

Spojrzał w dół smutnym wzrokiem. Ten Saiyanin również był jego przyjacielem i przykro mu było patrzeć jak cierpi. Sam pewnie nie potrafiłby walczyć przeciw komuś, kogo się kocha, kogoś, kto jest jak rodzina.

- Źle się dzieje panie? - Zapytał dżin podchodząc do krawędzi.

- Tak Momo, nie dobrze - Szepnął - Miejmy nadzieję, miejmy nadzieję…


***


Saiyanka ponownie stanęła do walki. Nie była przejęta tym, że jest w podartej piżamie, która niemalże całkiem odkrywała jej nogi. Jedno ramiączko było zerwane ukazując niewiele szarej piersi. Najważniejszy był element do zlikwidowania. Nie wolno było zawieść pana.

- Kontynuujmy - Rzekła twardo do Son Gohana - Wiem, że jesteś dobry, czuję to.

- Nie muszę ci niczego udowadniać! - Nachmurzył się - Nie musimy walczyć!

- A to niby, dlaczego? - Zdziwiła się - Po to tu jestem.

- Nie rozumiesz? - Gohan chwycił się za głowę - On namieszał ci w głowie! - Krzyknął - Zmusił cię do walki ze mną! Wcale tego nie chcesz!

Sara na chwilę się zastanowiła nad sensem słów pół Saiyana, ale do niczego nie doszła. W jej umyśle była jakaś luka. Nie pamiętała niczego sprzed przebudzenia, tylko tę instrukcję… Która była zaszczepiona do mózgu. Poczuła nagły, lekki ucisk głowy i od razu odrzuciła od siebie myśli.

- Skąd niby wiesz, czego chcę, a czego nie?

- Ponieważ cię znam! - Zirytował się.

Nie mógł już słuchać tego samego, wciąż od nowa: że go nie zna, że jest jej wrogiem.

- Znam cię cztery lata! Nie pamiętasz? Poznaliśmy się na pustkowiu, rok po śmierci Freezera.

Domyślał się, że dziewczyna niczego nie kojarzy, ale miał cichą nadzieję, że w ten sposób, jakimś cudem uda mu się coś wskórać. Obawiał się oczywiście fiaska, ale czy miał coś do stracenia? Próbował wszystkiego nim ostatecznie uzna, że trzeba ją zabić. Wiedział, że tego zadania się nie podejmie. On by nie potrafił. Tym obarczył Vegetę.

- Nie wiem o czym mówisz - Zamyśliła się - Nie mam takich wspomnień, może to moja siostra bliźniaczka? - Zapytała cynicznie - I o tym mi nic nie wiadomo, więc zapewne nie mam.

- Nie możliwe… - Załamał się Gohan - Nic nie pamiętasz? Nic? W ogóle?

- Poza tym, co tu się dzieje? Nie sądzę.

Syn Goku zrozumiał. Sara nic nie pamiętała sprzed śpiączki, tak jakby w ogóle nie istniała do tego czasu. Ale przecież nie mógł wymazać jej wszystkich wspomnień z walki sprzed wybuchu miasta? Samego unicestwienia wielu istnień i choroby, na jaką zapadła. Nie mógł… Czy może uda mu się przywrócić, choć część ubiegłych wydarzeń? Czy to miało jakikolwiek sens? To była jego ostatnia szansa. Nie mógł jej zmarnować.

- Na co czekasz?! -Krzyknął Yonan zauważając, że jego podwładna nie walczy- Zabij go! Żadnej dyskusji! To rozkaz.

W tej chwili Vegeta przywalił Vitanijczykowi z kolana w brzuch, a następnie rzucił nim o ziemię. Za każdym razem, kiedy interesował się jego siostrą zyskiwał kilka dodatkowych sekund.

Księżniczka ruszyła do boju. Rozkaz był rozkazem. Nie wolno było się przeciwstawić swojemu panu, taka była zasada, jeśli chciało się żyć. Wzbiła się wysoko nad ziemię. Spoglądając z góry ledwo dostrzegała swój cel. Musiała go zlikwidować, a nie z nim rozmawiać. Nie bawić się tylko zabić. Tak kazał pan. Wezbrała w niej moc spowijając ciało złocistą aurą. Skumulowała moc w obu dłoniach by po chwili wystrzelić szkarłatną wiązką w złotowłosego chłopca. Bacznie obserwując dostrzegła, w którą stronę uciekłby następnie dorwać go ciosem w klatkę piersiową. Son Gohan, choć zaskoczony złapał dziewczynę za stopę, która mu ciążyła, zakręcił się z nią parę razy niczym na karuzeli i puścił szarą stopę wprost na górę, w którą wcześniej sama rzuciła Kuririna. Zrobił to instynktownie, lecz bez przemocy. Po prostu się bronił, chciał zyskać na czasie. Przecież w ten sposób nie zrobi jej specjalnie krzywdy.

- Vegeta - Szepnął do siebie - Zabij go wreszcie!

Usłyszał przed sobą głośny huk widząc jak góra zamienia się w stertę kamieni. Sara z impetem wyskoczył z głazów wściekle na niego łypiąc. Każde jej lodowate spojrzenie parzyło, a wszystko za sprawą czerwieni w oczach. Westchnął i spojrzał w niebo gdzie właśnie celowała do niego po raz kolejny. Tym razem ze zdwojoną siłą. Starał się pamiętać by nie tracić czujności. Nie mógł przecież dać się zabić! Tym razem nie odsunął się. Czekał na pocisk. Za dużo razy od niej oberwał. Był posiniaczony i podrapany. Z kolana sączyła się krew zmieszana z kurzem, a ubranie powoli przypominało jedną ze szmat, którą Chi- Chi myła podłogi. Gdyby matka go teraz zobaczyła…

Ki uderzyło w niego z rozmachem. Zasłonił twarz rękoma na krzyż i walczył zaciekle z mocą póki ta nie zniknęła. Osunął się na zdrowe kolano ciężko oddychając. Księżniczka atakowała go coraz zajadlej, a to nie wróżyło niczego dobrego.


***


Przyjaciele stojąc na uboczu obserwowali to walkę pomiędzy przyjaciółmi to spoglądali jak radzi sobie Vegeta. Wyraźnie było widać, że słabną, oboje.

- Zróbcie coś - Szepnął ledwo słyszalnie Kuririn - Ona go zabije.

Po tych słowach stracił przytomność, ponownie.

- Potem przyjdzie po nas - Domyśliła się C18.

Miała rację. Oboje mieli. Gdy tylko Saiyanka upora się ze swoim przeciwnikiem zajmie się resztą. Problemu nie będzie. Szatan to wiedział równie dobrze. Jeszcze nie tak dawno temu był potężnym wojownikiem. Nawet nie śmiał przypuszczać, że kiedykolwiek ktoś przerośnie go siłą, a na pewno nie dzieciaki. Spojrzał na Son Gohana, był jego przyjacielem. Ten dzieciak, jako jedyny polubił go za to jaki jest. Nie bał się jego wyglądu, choć na początku było to oczywiste - był małym dzieckiem rozpieszczonym przez mamusię.

Widząc teraz złotowłosego dostrzegał jak bardzo się zmienił, jak zmężniał. Ale teraz był w coraz gorszym stanie. Zrozumiał, że to, co powiedział Kuririn jest prawdą, że chłopak nie podniesie ręki na księżniczkę. Gdyby to był ktoś inny… Czy dałoby się go przekonać, że osoba, z którą walczy nie jest siostrą Vegety?

Przed oczami stanął obraz sprzed lat, gdy Gargulec Junior zaatakował ich spryskując Ziemię demoniczną wodą. Każdy, kto jej dotknął zamienił się w sługę Gargulca próbując zniszczyć tych, którzy mu zagrażają. Gohan po raz pierwszy musiał zmierzyć się ze swoimi. Wraz z Kuririnem podeszli demona, ale by tego dokonać musieli porządnie poturbować chłopca. Syn Goku już wtedy nie potrafił podnieść ręki na przyjaciela. Rozumiał, że jego walka jest czymś poważniejszym.

- Son Gohan jej nie skrzywdzi - Wyszeptał - Choćby miała go zabić.

- Więc musimy coś zrobić! - Krzyknął Yamcha - Ona pozabija nas wszystkich! - Zaczął panikować - Mnie próbowała już dwa razy!

- Bo jesteś skończonym idiotą - Westchnęła C18 - Po cholerę tu jesteście skoro nic nie robicie? To nie kino!

- Ja wolałbym być w domu - Pisnął Chaoz wysuwając głowę zza nogi Tenshina.

Androidka spojrzała na niego ozięble. Zastanawiała się, jakim cudem udało im się przeżyć nie jedną masakrę. Byli przecież słabeuszami! Kuririn w przeciwieństwie do nich walczył. Nie był dobry, ale walczył o to, w co wierzył. Nie poddawał się mimo braku siły i dużej ilości strachu. Pamiętała, kiedy stanął w jej obronie przeciw C21, kiedy potraktował ją jak człowieka, nie maszynę do zabijania. Uratował jej życie. Choć moment nie był odpowiedni mózg przygotował jej parę wspomnień z tamtych dni. Ktoś ją uratował, a ona nigdy się nie odwdzięczyła. Wcale się o to nie prosiła, wiecznie sobie to powtarzała, ale dziś czuła, że czas zapłaty nadszedł. Musiała pomóc temu chłopakowi inaczej… Sama zginie. Nie robi przecież niczego słusznego! Po prostu chce przeżyć, to wszystko.

- Nie wiem jak wy ale ja nie zamierzam stać bezczynnie - Warknęła patrząc na Yonana - Ten facet jest gorszy od najgorszego cyborga na świecie.

- Tu się z tobą zgodzę - Wypalił Yamcha - Bez dwóch zdań!

Numer osiemnasty podniosła się i spojrzała w kierunku Saiyanki gotowej do kolejnego ataku. Wiedziała, że w dziewięćdziesięciu procentach nie ma szans, ale musiała coś zrobić. Odwrócić uwagę tej zajadłej złotowłosej by nieco przystopowała względem Gohana.

- Szatanie - Odezwała się.

Nameckanin spojrzał zainteresowany. Nie spodziewał się by o cokolwiek mogła go prosić.

- Masz tę śmieszną fasolę? - Zapytała.

- Do czego zmierzasz?

- Zajmę się Saiyanką na tyle ile jest to możliwe, a ty daj to cudo dzieciakowi nim padnie.

Zielono skóry spojrzał w kierunku dwójki nastolatków. Ona trzymała się świetnie, mimo, że ledwo była odziana, zaś on ledwo trzymał się na nogach. Osłaniał się przed atakami, czasem nawet przyjmował te gorsze na siebie, chronił przyjaciół nie bacząc na moc ciosów. Teraz ledwo się trzymał. Żal, który nosił teraz w sercu nie dodawał mu sił, wcale.

- Wiem do czego zmierzasz - Odrzekł chrapliwie - Do dzieła.

Kobieta wyskoczyła w niebo obierając właściwy kierunek. Nie było czasu, trzeba było działać.


***


Yonan wymierzając kolejny cios kontem oka dostrzegł jakiś nowy ruch na niebie. Odwrócił się zaciekawiony. Jedno z nich leciało w kierunku walczącej dwójki. Wtrącali się? Przecież nie mieli szans. Już dawno to oszacował. Była silniejsza od reszty, tylko ten dzieciak był zagrożeniem i oczywiście Vegeta, którego od jakiegoś czasu usiłował zmęczyć i udawało się mu to.

- Banda idiotów - Prychnął złotowłosy.

- No proszę, mamy takie samo zdanie - Zauważył białowłosy.

- Coś podobnego - Syknął książę.


***


W chwili, gdy księżniczka wystrzeliła potężną wiązkę energii w kierunku Son Gohana C18 zatrzymała się i wystrzeliła swoją, tak silną, na jaką mogła sobie pozwolić bez rozgrzewki. Wycelowała prosto w strumień Sary by zepchnąć go w innym kierunku. Udało się. Gohan z przerażenia upadł na pośladki z wytrzeszczonymi oczyma. Nie dowierzał. Właśnie androidka wyswobodziła go od zderzenia z potężną KI. Ale zrozumiał to chwilę później, gdy wylądowała po jego lewej stronie krzycząc by się pozbierał.

- Dziękuję - Wykrztusił.

- Lepiej rób co do ciebie należy dzieciaku - Warknęła - Nie ma czasu!

- Jak to? - Zdziwił się.

Nic nie rozumiał i nie musiał. W chwili, gdy spojrzał zdezorientowany na blondynkę złotowłosa ponownie uderzyła. Jak widać nie interesowało ją czy walczy z jedną czy z dwoma przeciwnikami. Pchnęła androidkę silnym uderzeniem wprost na Gohana. Oboje padli na ziemię.

- Na co czekasz? - Syknęła z bólem kobieta - Zaraz rozpęta się tu piekło!

- O czym ty mówisz? - Son Gohan był szczerze zdziwiony.

- Ona cie zabija nie widzisz?! - Krzyknęła mu prosto w twarz - Vegeta też ledwo się trzyma!

- Ale - Spojrzał w stronę księcia.

Nie dostrzegał tego, co ona, albo… Właśnie zrozumiał! Sztuczka Yonana z brakiem wyczytania czyjeś mocy było w tym przypadku genialnym planem i tylko C18 była na tyle trzeźwa, że nie zapomniała o tym. Obaj wojownicy nie czując żadnych mocy nie byli w stanie niczego dostrzec skupiając się wyłącznie na walce. Niebieskooka musiała mówić prawdę.

- Ale jak?

- Nie zapominaj, że nie jestem zwykłym człowiekiem - Mrugnęła do niego - W przeciwieństwie do was jestem w stanie mniej więcej określić poziom waszej mocy. Słabniecie, a oni nie.

W mgnieniu oka cyborg wyskoczyła w powietrze odpychając syna Goku na bok przed paroma pociskami księżniczki.

- Cokolwiek do niej czujesz musisz z tym skończyć! - Krzyknęła - Zabij ją nim ona to zrobi!

- Ale nie potrafię… - Żachnął się.

- Jeśli ten baran Vegeta umrze wszyscy wylądujemy po tamtej stronie, a tak będziesz mógł ją wskrzesić!

- Co? - Złotowłosy był zdumiony wiedzą tej kobiety.

- Nie jestem ślepa, wiem, co potrafią wasze czary.

Saiyanka nie czekając na koniec rozmowy ponownie natarła na pół Saiyana uderzając w niego z ogromną siłą. Zetknięcie ich ciał spowodowało spore wgłębienie w ziemi. Czuł, że gniew dziewczyny narasta, tak jakby przestała się kontrolować, jakby przestała w ogóle myśleć…

Uderzyła go pięścią w twarz parę razy nim odskoczyła w tył. Chłopak nie zdążył złapać powietrza gdyż znowu zjawiła się tuż obok wykonując akrobację nad jego głową. Niespodziewanie trafiła go w kręgosłup stopą. Upadł na kolana rękoma opierając się o ziemię. Czuł jak przeszywa go potworny ból. Teraz, kiedy był świadom, co się dzieje docierały do niego wszystkie bodźce, których dotąd nie dostrzegał. Bolało go niemal wszystko, z ledwością oddychał. Kręciło się mu w głowie.

- Gdybyś mogła stać się kimś innym - Szepnął do siebie.

W tej chwili żałował, że księżniczka nie jest nikim innym jak zwykłą dziewczyną, którą w razie niebezpieczeństwa można zabić. Dziś żałował wielu rzeczy. Spojrzał na C18 kucającą nieopodal - masowała sobie ramię. Kiwnęła do niego. Chyba zrozumiał. Teraz albo nigdy.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.