Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

73. Bariery nie do przebicia

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, saga: Kosmiczni przeciwnicy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-07-10 08:00:07
Aktualizowany:2015-07-08 00:01:07


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Nie zwrócił uwagi, kiedy jego moc poważnie spadła, a wszystko z powodu ekranu, którego twórcą był Yonan. Vegeta wciąż napierał zacięcie przeciwnika. Zapominał się, kiedy ten wyrzucał z siebie olbrzymie pokłady energii i przyjmował ją na siebie zamiast unikać czy odpychać. Przecież nie słabł, prawda? Tylko, dlaczego czuł coraz większe zmęczenie? Był poobijany, podrapany i ranny w lewe ramię, które z każdą chwilą przestawało być użyteczne. Gniew w nim narastał, ale czy cokolwiek z tego miał? Vitanijczyk wciąż tam stał i uśmiechał się w ten dziwny, obleśny sposób, miał się całkiem dobrze, ot parę niewiększych niż jego ran. Przybysz z Vitani zarzucił długie, lśniące włosy na plecy z olbrzymią gracją. Vegetę przyprawiło to o mdłości. Piękniś się znalazł, pomyślał.

- To nie jest pokaz mody! - Warknął zirytowany.

- Przeszkadza ci coś? - Udał zasmuconego.

- Wkurwia mnie! - Odszczeknął książę nie szczędząc języka - Lepiej walcz!

Yonanowi podobała się postawa Saiyana. Taki hardy, waleczny, ale jakże głupi. Ekran, dzięki któremu wojownicy nie mogli odczytywać poziomu KI był zdumiewający. W chwili, gdy otrzymał pierścień ze szmaragdowym okiem złotego smoka nie wierzył, że efekty będą tak zaskakujące. Wyruszając na tę planetę otrzymał go od Starca*.


***


- Synu, myślę, że jesteś gotowy - Rzekł chrapliwym głosem staruszek.

Był przygarbiony z długą srebrną brodą. Vitanijczycy byli białowłosi toteż trudno było określić ich wiek, kiedy zaczynali wchodzić powoli w starość.

- Myślisz, że sobie poradzę, Starcze? - Zapytał Yonan - Może i umiem walczyć, ale czy podołam? Kosmiczni Wojownicy to potężna rasa.

- Nie doceniasz naszych zasobów, chłopcze - Skarcił go Starzec - Opatrzność jest po naszej stronie.

Chłopak przytaknął lekko uśmiechając się do mędrca. Mężczyzna podszedł do szklanej gabloty i wyjął z niej parę fiolek z płynem zabarwionym na bordowo, następnie podał go młodemu Vitanijczykowi.

- Weź, przyda Ci się - Oznajmił.

- Lyang? - Zdziwił się chłopak.

- A myślisz, że bez niego dasz radę? - Zapytał retorycznie - Musisz mieć sprzymierzeńca, kogoś silnego! Sam możesz nie podołać.

- Sam - Zastanowił się Yonan.

Starzec westchnął i zadumał się na chwilę. Ich dzieci były tak mało doświadczone przez życie. Odkąd cywilizacja stanęła na krawędzi zagłady. Większość nie pamiętała, inni słyszeli tylko opowieści o latach świetności narodu Vitanijskiego. Po najeździe ludzi Straszliwego praktycznie miasta przestały istnieć. Stracili dachy nad głową, energię, technologię… Zostało im tylko zielarstwo, choć i o naczynia do wyrobu ziół było ciężko. Po piętnastu latach w końcu mieli okazję się zemścić. I właśnie w tym celu miał wysłać tego młodzieńca z miksturami pomocniczymi. Widział w nim tę nienawiść, którą pałał do katów swojej ojczyzny. Mieli w zanadrzu jeszcze stary artefakt, który należał do Starca Malcolma jeszcze przed inwazją. Artefakt ten był przekazywany z pokolenia na pokolenie w radzie by chronić lud. Wtedy nie pomógł nikomu gdyż Malcolm zginął zanim jeszcze zdążył cokolwiek zrobić.

- A tego chłopcze pilnuj jak własnej ręki - Rzekł twardo zdejmując pierścień z palca serdecznego.

Yonan spojrzał na świecidełko wielkimi oczyma zachwytu. Od dziecka pragnął go dotknąć. Zawsze się zastanawiał czy legendy są prawdziwe.

- Ale Starcze, to jest… - Zawahał się.

- Pierścień z okiem złotego smoka - Dokończył za niego - Nasz jedyny cenny skarb. Pozostałość po dawnej cywilizacji.

- Mogę o coś zapytać?

Siwobrody lekko potaknął, po czym rozkaszlał się na dobre.

- Kiedy złote smoki odeszły?

- Wieki temu chłopcze, wieki temu.

Był gotowy do drogi. Dzięki ostałej przez lata inwazyjnej kapsule był w stanie wyruszyć w kosmos w poszukiwaniu zemsty. Mógł być niezauważonym przez nikogo. Radary nie mogły go wykryć, miał przecież ekran. A ten działał idealnie.


***


- To takie proste was zabić, a jednak to wy zabiliście nas - Zadumał się białowłosy - Jak to możliwe?

Vegeta wystrzelił z wysoka kilkadziesiąt szybkich blastów wykorzystując ogromną ilość energii. Furia, nad którą już nie panował nie dodawała mu sił. Szala zwycięstwa uleciała już jakiś czas temu. Kiedy skończył z pewnym siebie uśmieszkiem wpatrywał się w miejsce, które zbombardował w nadziei, a raczej w przekonaniu, że Yonan nie żyje. Oddychał szybko, był zmęczony. Przez chwilę zrobiło mu się nawet niedobrze, ale kiedy pył opadł dostrzegł olbrzymi krater.

Wylądował przy dziurze i spojrzał w dół. Vitanijczyka tam nie było.

- Co jest? - Warknął książę.

- Że niby to miało mnie zniszczyć? - Zakpił białowłosy wisząc nad Saiyanem - Też mi coś.

Złotowłosy nie ukrywał złości, która rozsadzała go od środka. Zacisnął pięści, aż mu kostki pobielały. Nie pojmował tego. Ilekroć próbował zabić tego drania, ten zawsze wychodził z tego cało i jeszcze miał czelność drwić z księcia z tym pysznym uśmieszkiem.


***


To był dobry plan, a przynajmniej tak mi się zdawało. Może nie byłam dobra w tych tematach, ale nigdy bym nie przypuszczała, że tych dwoje może coś łączyć. Ona - wyniosła i dumna jak jej brat. On - skromny, serdeczny i pomocny. Czy różnice się przyciągają? Jeśli tak było, to ja byłam silna i bezlitosna a on słaby i bezinteresowny. Ale czy tak właśnie wygląda owa miłość?

Son Gohan pod nadzorem może byłby w stanie, choć trochę tę dziewczynę pohamować? Vegeta przecież potrzebował ich pomocy. Wiedziałam, że jeśli nie kiwnę palcem możemy zginąć. Wszyscy. Nie spieszyło mi się na tamten świat. Byłam zbyt młoda, mało wiedziałam o codziennym, wolnym życiu, a Yonan był dla mnie zbyt silny! Musiałam działać, musiałam pomóc im, by tym samym pomóc samej sobie. A w pojedynkę nie miałam jakiejkolwiek szansy.


***


Muzyka

Chłopak spojrzał smutnym wzrokiem na czerwonooką. Z każdą sekundą miał wrażenie, że jej obraz w jego umyśle się zatraca. Stała przed nim krwiożercza istota niczym z horroru. Jednak, kiedy C18 uzmysłowiła mu, że jeśli pokonają białowłosego będzie mógł przywrócić ją do życia dzięki mocy kryształowych kul. Wiedział, że śmierć każdemu kojarzy się z odejściem na zawsze, ale przecież ojca już raz przywracał do życia i to nie tylko jego.

Saiyanka poprawiła kosmyk włosów, który wpadł jej do ust. Była bardzo brudna, nie wspominając, że niemal naga. Son Gohana wprawiało to w nie lada zakłopotanie.

- Chłopcze - Pouczyła go blondynka - Musisz pamiętać, że robisz to dla nas wszystkich.

Nie odpowiedział, potaknął bez cienia emocji.

- Dla niej również! - Dodała szybko - Jeszcze będzie ci dziękować, jeśli woli zginąć niż usługiwać kosmicie.

- Masz rację - Gohan zrozumiał.

Sam wolałby zginąć niż stać się czyjąś marionetką, robotem do zabijania. Ona nie była niczyją własnością, już nigdy więcej! I spojrzał w duże niebieskie oczy androidki. Zrozumiał, że w ten sam sposób działał na nią doktor Gero. Zniewolił jej umysł i kazał zabijać tych, których sam nienawidził i nie potrafił zlikwidować. Kobieta rozumiała to nazbyt dobrze.

Przypomniał sobie jak przyjaciółka opowiadała mu o koszmarach, które ją męczyły. Gdy ponownie przeżywała na nowo śmierć bliskich oraz tortury i niewolę.

Wziął głęboki wdech, który miał go oczyścić. Skupić się na zadaniu, które musiał wykonać. Serca nie miało teraz nic do powiedzenia, musiał postąpić słusznie. Jeżeli mieli przegrać Sara musiała umrzeć inaczej nie pokonają Yonana. Jak widać książę nie był w stanie powalić przeciwnika, a syn Goku nie mógł tego uczynić mając na plecach złotowłosą.

- Proszę cię - Spojrzał na błękitnooką - Jeśli zabraknie mi odwagi…

- Zabiję - Uśmiechnęła się - Sam nie dasz rady. Wiem to.


***


Upadł na twarz. Chwilę zastanawiał się, co właściwie się stało. Nie przypominał sobie, żeby był taki słaby, a jednak leżał na ziemi i brakowało mu sił by się podnieść. Miał wrażenie, że to nie brak sił go tak przytłacza, tylko coś go spowalniało. To nie mogła być wina Bulmy i jej jedzenia. Od lat mu gotowała, a że nie należała do osób biednych to kupowała towary z wyższej półki.

- Co się dzieje do cholery? - Warknął - Zmieniłeś grawitację czy jak?

Yonan zaśmiał się perliście. Dawno tak dobrze się nie bawił. Nie sądził, że przybycie na tę planetę sprawi mu tyle radości.

- Księciuniu, mój przyjacielu - Rzekł wyniośle wysoko podnosząc podbródek - Jesteś słaby, ot to wszystko.

- Nie możliwe…

- Owszem. Byłeś tak zajęty próbą zabicia mnie, że zapomniałeś, iż nie wyczuwasz żadnej energii, a co za tym idzie nie jesteś w stanie odczytać także swojej.

Vegetą wstrząsnęło. Jak to możliwe? Zastanawiał się. Jakim cudem potrafił tak doskonale maskować nasze moce?

To nie było przecież możliwe by ten dzieciak posiadał taką zdolność. Saiyanin zaczął bacznie lustrować postawę Vitanijczyka, musiał zrozumieć.


***


Było ich dwoje, ale jej to nie przeszkadzało. Miała uczucie, że ta długowłosa blondi próbuje przekonać Saiyana do walki. Dla księżniczki nie było już żadnego wyzwania, wyraźnie widziała jak chłopak słabnie. Teraz to już była zabawa czy zostawić go jeszcze przy życiu czy zakończyć to. Chciała z nim walczyć na poziomie, bo czuła, że nie był od niej gorszy, nawet jej zaręczał tylko wcale nie kwapił się do bójki. Niebawem miała posłać go przecież do piachu, a wtedy w mig rozprawi się z resztą gawiedzi. Momentami pragnęła zakończyć tę szopkę.

Robiło się ciemno, ona nie miała na sobie praktycznie odzienia, a jej pan w najlepsze bawił się z jej bratem. No właśnie… Brat. Sarze przez głowę przeszło to określenie i na chwilę zahamowało. Czy to naprawdę był jej brat? Rodzony, prawdziwy, jedyny? Czy w tej chwili pozwalała Yonanowi go zabić? Cała zesztywniała, a chwilę później pojawiło się pulsowanie w głowie. Dziewczyna w momencie przypomniała sobie, że nie tak dawno o mało, co, podobny, lecz intensywniejszy ból rozsadził jej głowę. Wtedy przez złotowłosego chłopca. Byli jej podobni… Pospiesznie odpędziła te myśli związane z czymś podobnym do migreny tak dokuczliwej, że mogłaby urwać sobie kończyny, jeśli miałoby to jakoś pomóc. Ale czy bez głowy mogła żyć?

Widziała jak się namawiają.

- Mnie pokonać? - Zakpiła - Wasze niedoczekanie.

Ruszyła z zawrotną prędkością na przeciwnika. Pomyślałaby rozegrać to szybko. Czy nie liczył się czas? Ku swojemu zdumieniu nie trafiła w Son Gohana pięścią w brzuch jak planowała gdyż w ostatniej sekundzie zniknął. Choć nie chciała musiała przyznać, że ją zaskoczył.

- Blondi - Szepnęła.

Ona to musiała ukartować. Odszukała ją wzrokiem. Dała mu nadzieję? Siłę? O co chodziło? Gnała ku kobiecie zacieklej niż dotychczas to robiła. Trzeba było ją dopaść. I wtedy uświadomiła sobie, że nie przypominała sobie by kiedykolwiek walczyła z płcią piękną. Wszak nie mogła sobie przypomnieć, że nie tak dawno biła się z zajadłą Adris. Miała ogromną ochotę się przekonać czy ta paniusia jest silna, równie jak ona sama.

C 18 nie uciekła. Przyjęła mocne uderzenie księżniczki nie spodziewając się mocy, jaką w to włożyła. Upadła czując jak sztywnieje jej ramię.

- Diablica- Syknęła niebieskooka.

- Mówisz? - Zaśmiała się Saiyanka.

- Bez dwóch zdań.


***


Dostrzegł, że plan androidki się powodzi. Sara oderwała się od chłopaka i zaatakowała cyborga. To była prawdopodobnie jedyna szansa by ich plan się powiódł, a przecież czas grał na ich niekorzyść. Nie mogli walczyć z miernymi wynikami, ale przecież mogli przyczynić się do wygranej. Przecież tak niewiele brakowałoby ponieśli fiasko. Szatan ani chwili nie zamierzał stać z założonymi rękami. Już wystarczająco napatrzył się na cierpienie tego dzieciaka. Nie rozumiał ludzi w jednym aspekcie - był Nameckaninem, ich ojcem był mistrz, wszechmogący. Nie było czegoś takiego jak miłość. Była, ale braterska, wszyscy byli rodziną. Widział w młodym tę panikę, która nie pozwalała mu skrzywdzić siostrę Vegety. To samo widział w nim dawno temu, gdy uczył go sztuk walk w górach.

Westchnął, spojrzał na pozostałych a ci skinęli doń głową. Każdy chciał zwycięstwa, każdy marzyłby jeszcze dziś wrócić do domu.

- Powodzenia - Rzekł Tenshin.

- Tak, powodzenia - Dodał Yamcha z lekkim uśmiechem.

Zielono skóry nic nie mówiąc spojrzał smutnym wzrokiem na poturbowanego Kuririna, a następnie na samotnego Son Gohana wpatrującego się w walkę pomiędzy kobietami. Wziął głęboki wdech, po czym delikatnie uniósł się w górę i ruszył w stronę chłopca. Teraz albo nigdy powtarzał sobie.

Wylądował chwytając złotowłosego za ramię. Gohan przestraszony odskoczył niczym oparzony. Spodziewał się dużo gorszego, a kiedy ujrzał przyjaciela odetchnął. Był taki zestresowany!

- Co tu robisz Szatanie? - Zapytał.

- Weź to - Podał mu zieloną dłoń.

Saiyanin nie zadając pytań wyciągnął potłuczoną rękę, a kiedy poczuł na dłoni coś małego wiedział, że to magiczna fasolka.

- Ale…

- Zjedz chłopcze - Przerwał młodemu - Ledwo na nogach stoisz.

Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w to maleńkie cudo. Uśmiechnął się delikatnie, po czym włożył ją do ust dokładnie przeżuwając.

- Dziękuję - Szepnął w łzach.

Muzyka

Teraz mógł ponownie stanąć ramię w ramię z Sarą bez obawy, że ta go uśmierci. Tylko na myśl, że sam będzie musiał tego dokonać robiło mu się niedobrze. Nigdy nie uważałby przyszedł w jego życiu taki moment. Ma zabić bliską mu osobę.

Na powrót odzyskał siły witalne. Rany i kontuzje gdzieś przepadły jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Czuł się doskonale, tylko nie wyczuwał, jaka to różnica między słabym, a pełnym sił Son Gohanem. A wszystko za sprawką Yonana.


***


Nadal nie pojmował sztuczki, którą uraczył ich mieszkaniec Vitani. Nie widziałby w jakikolwiek sposób używał jakieś techniki, przecież nie mógł skupić się na kilku rzeczach na raz, prawda? Nie dotykał też żadnego przedmiotu, nic nie połykał, po prostu nic. Od tak przecież nic nie mogło się dziać… Załamałby ręce, ale nie Vegeta, nie on. Nie podda się aż do śmierci!

Po raz pierwszy będąc tu, na Ziemi i walcząc z Son Goku i jego synem o mało nie zginął. Później podczas walki z Freezerem na Nameck. Ten go uśmiercił. Tylko ten jeden raz dał się zabić i przysiągł sobie, że nikt więcej tego nie zrobi. I tym razem nie zamierzał umierać, tylko tak bardzo brakowało mu sił i pomysłu, a czasu było już tak niewiele. I wtedy dostrzegł szkarłatny błysk, który oślepił go na sekundę. Słońce już zachodziło, a ostatnie promienie dosięgły kamień odbijając promień wprost w oko księcia.


***


Udało się! Szatan przekazał dzieciakowi fasolkę, co oznaczało, że można zacząć działać. Mieli ogromnie dużo szczęścia, a za razem tak wiele do stracenia. Trzeba było działać. W pierwszej kolejności unieszkodliwić natarczywą Saiyankę, a następnie ocalić jej opryskliwego brata od śmierci. Jedno także było potrzebne shenzu.

Uderzyła księżniczkę silnym pociskiem zużywając większą część swojej energii, lecz nie przejmowała się tym zbytnio. Przecież nie wiedziała ile jej zużywa. Mogła, co najwyżej przypuszczać, ale czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Syn Goku na powrót stał się silnym, równym narwanej czerwono okiej. Teraz mógł dużo zdziałać. Wystarczyło zmienić poglądy i wszystko wróciłoby do normy. Los im sprzyjał.

Kiedy próbowała odsapnąć złotowłosa niczym magik znalazła się przy androidce. Ta zdążyła ledwie zobaczyć drwiący uśmiech na jej podrapanej twarzy, a po chwili leżała wbita w pobliską skałę nie mogąc złapać tchu. Jest piekielnie dobra pomyślała. Czy zło nigdy się nie męczy?

I przed oczami pojawiły jej się sceny z nie tak odległej przeszłości, kiedy to ona była tą złą i miała rację. Zła energia dodaje dziwnej pewności siebie, której ciężko jest się pozbyć naturalnymi środkami.

Wciąż leżąc w głazach spojrzała na pędzącą kulę mocy wprost na nią. Chciała uciec, ale wiedziała, że nie zdąży. Musiała się bronić. Nim jednak pocisk ją dopadł jej twarzy został odbity w innym kierunku. Son Gohan w ostatniej chwili odparł atak.

- Jestem gotowy się z tobą zmierzyć - Twardo wypowiedział swoje słowa.

Choć grał zimnego, w głębi zastanawiał się nad prawdziwością tych słów. Czy będzie w stanie w razie konieczności zadać ostateczny cios? Teraz chciał ją obezwładnić by nikogo więcej nie skrzywdziła. Zatrzymać, by móc wesprzeć Vegetę.

- Super! - Sara była podekscytowana - Nie mogę się doczekać!

Klasnęła w dłonie niczym mała dziewczynka czekająca na wspaniały prezent. Szeroko się uśmiechała, ale to nie był ten sam uśmiech, jakim go niegdyś uraczyła.

* Starzec - Głowa ludu vitanijskiego. Wybierany spośród doświadczonych i prawych obywateli będących już w sędziwym wieku.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.