Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

75. Furia

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, saga: Kosmiczni przeciwnicy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-08-23 08:00:53
Aktualizowany:2015-08-21 20:12:53


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Ciężko oddychała, kręciło jej się w głowie, a przed oczami tańczyły czarne plamki. Gdyby to od niej zależało zwymiotowałaby, ale widocznie organizm nadzwyczajnie odmawiał. Czuła jak płonie od środka. Świszczący oddech sprawiał wrażenie płuc wypełnionych płynem. Ból głowy nagle ustał. Saiyanka zdezorientowana swoim wybuchem gniewu opuściła ręce, którymi przed chwilą uciskała skronie pozwalając im bezwładnie opaść. Rozglądając się dookoła dostrzegła lekki mrok i zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie się znajduje.

- Chyba śnię… - Powiedziała do siebie.

Spojrzała na swoje dłonie, które były splamione krwią, w dodatku była odziana w piżamę, która teraz przypominała szmatę.

- Co…?

Wyładowania elektryczne spowijały jej ciało, więc była gotowa do walki. Ale przecież nie przypominała sobie by… Jeszcze raz przyjrzała się prawej ręce brudnej do połowy przedramienia w czerwonej cieczy. Przestraszyła się, po czym bacznie rozejrzała się dookoła. Wszyscy wpatrywali się w nią jak gdyby była czemuś winna. I ci nieopodal i tamci z oddali. Nikt się nie poruszał, tylko patrzyli i patrzyli. Dalej stali Ziemianie i androidka i Nameckanin, a całkiem nie daleko oparty o skałę Son Gohan a tuż obok niego białowłosy chłopak. Zmrużyła oczy lustrując jego postawę.

Czy jeśli powiem im, że nie mam pojęcia, co jest grane wezmą mnie za wariatkę? Pomyślała. Pamiętam wybuch w mieście, jakieś szepty z oddali i ogromną ciemność. Nie wiem, co pamiętam…

Zrobiła parę kroków w przód lekko się kiwając. Lada moment miała zapaść noc, o czym przypominał jej księżyc parę dni po pełni.

Oozaru - Przeszło dziewczynie przez myśl.

Zrobiła następne parę kroków czując ostre kamienie pod bosymi stopami. Kiedy znalazła się już na tyle blisko by móc normalnie mówić spojrzała na przyjaciela. Nie podeszła już ani kroku obawiając się nieznanego.

- Son Gohan - Głos jej zadrżał - Wszystko w porządku?

Czarnowłosy oniemiał słysząc swoje imię z jej ust. Był przekonany, że nie prędko usłyszy je od Saiyanki. Chwilę później uzmysłowił sobie, że musi to być dobry znak.

- Wyliżę się - Wykrztusił słabo.

- A ty?! - Spojrzała na Vitanijczyka - Czego chcesz? W ogóle, co się tu u diabła dzieje?

- Nie wiesz? - Zdziwił się Yonan - Właśnie miałaś zlikwidować tego lowelasa - Wycelował palcem w syna Goku - To trwa już za długo.

- Co proszę?! - Zakrztusiła się.

Sara z oniemiała spoglądała to na jednego to na drugiego. O czym do diabła on mowił? Przypominała sobie o krwawych dłoniach, o zniszczonej koszuli, potarganych włosach i licznych zadrapaniach na niemalże nagiej skórze.

- Ja? - Ledwo wypowiedziała swe słowa - To nie możliwe. Kłamiesz!

Nie mogła w to uwierzyć. Syn Goku był dla niej jak brat! Przecież nie mogłaby go skrzywdzić, poza tym nigdy nie dałby jej takiego powodu. Był idealnym Ziemianinem. Do tej pory to ona była tą złą i to na nią wiecznie skarżyła się Chi-Chi wydzwaniając o każdej porze na skargę do Bulmy. Jednak to, w jakim stanie się znajdowała oznaczało, że przybysz mówił prawdę, ale jak to było możliwe? Jej ręce zadrżały, miała wrażenie jakby krew, która przylegała do jej skóry zaczęła parzyć. Otarła energicznie dłońmi o rozerwaną koszulę cicho pojękując. Była zaschnięta toteż nie chciała zejść.

Jednym susem znalazła się przy przyjacielu dostrzegając krwawą plamę na ubraniu i szybko słabnącą aurę.

- Son Gohan! - Krzyknęła w panice - Jesteś ranny! O boże, jak to się stało? Jak…? Nic nie pamiętam!

- Nie przejmuj się mną - Uśmiechnął się słabo.

Czuł się niezręcznie widząc jak bardzo ona to przeżywa i jak się w tym wszystkim gubi. Teraz dostrzegał w niej tę samą Sarę, którą znał, choć miała wciąż czerwone tęczówki, była to najprawdziwsza księżniczka. Przyglądał się jej w ciszy, kiedy ta w gorączce rozrywała jego nogawkę by następnie zatamować nią krwawiący tors. Musiał przyznać, że wyglądała całkiem uroczo, tylko to skąpe odzienie przyprawiało go o wypieki. Odwrócił wzrok.

- Saro - Złapał ją za dłoń, którą przykładała do rany - Nie to jest teraz najważniejsze.

Spojrzała na niego pytająco wciąż uciskając krwawienie. Miała szklane oczy.

Muzyka

- Co może być ważniejsze od tego, że umierasz - żachnęła się nie chcąc na niego patrzeć.

Czuła się okropnie skrępowana. Serce waliło jej jak młot, a do oczu napływały słone łzy. Była wstrząśnięta tym, co się stało w czasie, kiedy straciła pamięć. Straciła wszystko. Jedynie te szepty w głowie, których jeszcze nie potrafiła zrozumieć. Chciała uratować go. Tak bardzo nie mogła się z tym pogodzić. A wszystko przez…

- Vegeta… - Rzekł słabo.

- Co proszę? - Wyrwał ją z myśli.

- On… - Nie wiedział jak ma jej przekazać złą nowinę.

- Nie żyje - Wtrącił Yonan - Osobiście tego dopilnowałem. Pozbawił mnie durnego ekranu, więc ja odebrałem mu te durne życie. I wiesz kiedy? - Spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem - Wtedy gdy maltretowałaś tego chłopaka, a wszystko na mój rozkaz.

- To jakaś kpina! - Warknęła zrywając się na równe nogi - Nie zrobiłam tego!

- Owszem - Zachichotał - Zaaplikowałem ci miksturę, która zamieniła cię w marionetkę, moją osobistą zabawkę.

- Ale… - Saiyance zabrakło słów.

- Podczas naszej pierwszej walki nim zmiotłem tamto miasto z powierzchni ziemi.

Sarze momentalnie przed oczami stanęła scena z nie tak odległej batalii. Wybuch, noc w postaci małpy oraz obiad u Briefsów gdzie niespodziewanie zasłabła. Później była już ciemność. Zacisnęła powieki usiłując przywrócić dokładne obrazy, bo póki, co były to krótkie migawki, wiele w nich brakowało. Ale jedyne, co zobaczyła to jak ten Vitanijczyk próbuje pozbawić ją życia, a wraz z nią wielu niewinnych istnień.

Spojrzała smutnym wzrokiem na czarnowłosego, a on dostrzegł jej przepraszającą łzę. Domyślał się, że czuje się podle słysząc takie życzy. Nie umiał jej pocieszyć. Nie miał nawet na to siły.

- W takim razie zapłacisz za wszystkie swoje zbrodnie - Syknęła zaciskając pięść - I to słono.

Odwróciła się do rannego zmieniając automatycznie złowrogi wyraz twarzy zastępując go bólem i przerażeniem. Zakłopotana westchnęła na chwilę przymykając oczy.

- Możesz wstać? - Zapytała.

Son Gohan spróbował się podnieść, lecz ból gdy przesunęło się złamane żebro był tak potworny, że z ledwością złapał oddech. Niechętnie pokręcił przecząco głową. Dziewczyna przykucając wzięła go pod ramię najdelikatniej jak potrafiła, po czym lekko uniosła się w górę chcąc go przetransportować.

- Dokąd to! - Krzyknął Yonan dobiegając do miejsca, z którego odlecieli.

- On nie walczy, za chwilę się tobą zajmę - Zawołała - Obiecuję.

Kiedy wylądowali usadziła go nie patrząc mu w twarz. Dostrzegła pokiereszowanego Kuririna, który ciężko oddychał i znajdował się w innym świecie. Przy nieprzytomnym czuwał Yamcha.

- To też ja? - Zapytała, choć nie chciała usłyszeć odpowiedzi.

Wyprostowała się dumnie, choć jej duma gdzieś się ulotniła. Księżniczka nie mogła pozwolić sobie na kulenie się za własne grzechy, ani rozpaczać jak dziecko. Doś już wylała łez. Gdzieś tam w górze był jej brat i teraz na nią spoglądał. Nie mogła go zawieść, nie tym razem. Pomści go, a potem zrobi wszystko by go odzyskać. Popatrzyła na zebranych nie wyrażając żadnych emocji. Teraz była niczym posąg.

- Zajmijcie się nim, opatrzcie rany- Oznajmiła sucho - Nie może umrzeć.

Po tych słowach odwróciła się do nich plecami a następnie wystartowała w kierunku niedokończonych spraw. Tam stał białowłosy, który zasługiwał na śmierć. W mgnieniu oka utworzyła wokół siebie złotą poświatę podnosząc przy tym swoją moc. Zacisnęła usta w cienką linię by następnie zaatakować śmiertelnego wroga. Za nic w świecie mu nie odpuści! Zabił jej brata! Niemal zabiła przez niego najlepszego przyjaciela, Kuririna i mogłaby więcej gdyby nie… Tylko no właśnie, jakim cudem była na powrót sobą? Jak to właściwie się stało, że mikstura przestała działać? Czy musiała go pytać? Wszystko było ponad jej myśli. Nie czekając nawet sekundy zaatakowała przeciwnika zamaszystym kopniakiem w bok. Nie miała zamiaru nawet go ostrzegać, uważała, że walka fair mu się nie należała.

- Zniszczę cię! - Wrzasnęła wystrzeliwując szkarłatny pocisk.


***


Tenshin kucał przy młodym Saiyanie oglądając jego ranę. W tym czasie Szatan wyjął z kieszeni drugą fasolkę przeznaczoną dla Vegety.

- Miała być dla tego pyszałka Vegety, ale jemu już się nie przyda - Mruknął podając ją nastolatkowi.

Czarnowłosy podziękował skinieniem głowy za kolejną senzu i dokładnie ją przeżuł by chwilę później stanąć na nogi.

- Co się tam właściwie stało? - Zapytał Yamcha.

- Miałeś mówić kiedy będę potrzebna - Rzachnęła się blondynka - Ta dziwna fasola mogła być dla niego!

Wskazała nieprzytomnego przyjaciela jego ojca. Chłopak na chwilę zmarkotniał. Poczuł się niekomfortowo. Jednak w głębi duszy był z siebie dumny. On sam nie zginął i nie musiał też uśmiercać przyjaciółki. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale czuł, że ona gdzieś tam jest i prosi go o wyzwolenie spod magii narkotyku.

- W chwili gdy Vegeta przerwał dokuczliwą nam barierę Sara wyczuła jego moc przed śmiercią i chyba musiała sobie wszystko przypomnieć - Mówił spokojnym głosem - Kim jest, po której walczy stronie, ale kiedy wszystko wróciło do normy okazało się, że nie pamięta niczego sprzed śpiączki.

- Jasne, tak jest najprościej - Mruknął Yamcha.

- Ona nie kłamie - Bronił dziewczyny - Nigdy by tego nie zrobiła. Poza tym widziałem to w jej oczach gdy Yonan mówił, że chciała mnie zabic.

Spojrzał w stronę księżniczki, która rzucała Vitanijczykiem to w jedną, to w druga skałę. Zastanawiał się czy powinien jej pomóc czy pozwolić ponieść się tej dzikiej furii za owocowanej utratą bliskiej osoby. Teraz była sama. Nie miała nikogo.

- To chyba teraz nie istotne co wydarzyło się do tej pory - Wtrącił Tenshin - Ważne, że wszystko wróciło do normy i nie musimy obawiać się dziewczyny.

- O ile znów jej nie zarazi - Zauważył Chaoz.

Zebrani spojrzeli na niego z przestrachem. Nikt nawet nie śmiał zastanawiać się co mogło by się potem stać. Gdyby siostra Vegety ponownie stanęła u boku przybysza z Vitani…

- Nie można do tego dopuścić - Szatan był stanowczy kładąc rękę na ramieniu najmłodszego wojownika.

Son Gohan spojrzał mu w oczy delikatnie się uśmiechając. Ramie w ramię mógł walczyć byleby nie przeciw. To było zbyt trudne.

Przeistoczył się w super wojownika ostatni raz spoglądając na towarzyszy.

- Po raz kolejny dzieciaki ratują świat - Zamyślił się Yamcha - Chyba czas przejść na emeryturę.

Usłyszawszy jego słowa zebrani się roześmiali. Nawet C18 spodobały się te słowa. Wszak nie kłamał, bo dzięki nim będą żyć dalej, a sama przekonała się jak smakuje pięść księżniczki.


***


Kiedy Saiyanka odskoczyła w tył by przygotować się na kolejny atak wyczuła zbliżającą się moc przyjaciela. Odzyskał siły i był gotowy ją wesprzeć.

- Cieszę się, że nic ci nie jest - Zawołała gdy wylądował po jej lewej stronie.

- I ja również - Uśmiechnął się.

Vitanijczyk splunął krwią na ziemię gniewnie łypiąc na złotowłosych. Zniszczyli jego plany, ale misja została ukończona. Osobnik, który zniszczył mu życie już nie żył, zasłużył sobie przecież na to. Sam niegdyś wymordował praktycznie wszystkich jego pobratymców. Satysfakcją dla nie go było, że w chwili śmierci księcia jego siostra zabijała swojego kolegę. To że żył i jak widać nic mu nie dolegało nie miało takiego znaczenia jak zlikwidowanie celu, którym był Vegeta. Miał w zanadrzu jeszcze trochę mikstur i mógłby ich użyć na tych dwoje, a przynajmniej na jednym z nich. Jednak nie miał pewności czy mu się to w ogóle uda. Był pewien, że księżniczka mu na to nie pozwoli.

- Dwóch na jednego to oszustwo - Zawołał.

- Pfff - Prychnęła Sara - Manipulacja także! W każdym bądź razie szykuj się na śmierć!

Księżniczka otoczyła swoje ciało złocistą aurą, która piekielnie komponowała się z wyładowaniami elektrycznymi na drugim poziomie super saiyana.

- Jesteście jak rodzeństwo - Zauważyła Yonan - Jak dwie krople wody.

- Urok rasy Saiyańskiej - Odparła dziewczyna bez entuzjazmu.

Ustawiła się w pozycji bojowej groźnie łypiąc na przybysza. Miała ochotę rozerwać go na strzępy by mieć pewność, ze nigdy więcej go nie zobaczy. Im dłużej się mu przyglądała tym bardziej kipiała w niej nienawiść. Nie chciała w sumie żadnej pomocy od Son Gohana. Pragnęła tylko zemsty i nikt nie mógł jej w tym przeszkodzić.

- To moja walka - Oznajmiła - Nie wtrącaj się - Spojrzała mu w oczy - Proszę.

Chłopak nic nie mówiąc przytaknął. Rozumiał ból przyjaciółki, ale też nie zamierzał się oddalać. W razie konieczności musiał interweniować. Już raz ją stracił, drugi był niedopuszczalny.

Zrobił piec kroków w tył odjąć tym samym znak, że dziewczyna ma wolne ręce. Wyładowania elektryczne zanikły, kiedy zszedł do pierwszego poziomu, a jego ostro sterczące złote włosy lekko opadły.

Księżniczka pozytywnie odebrała niema odpowiedź syna Goku w duchu się uśmiechając.

- Tylko bez żadnych sztuczek - Syknęła do Vitanijczyka.

Uwolniła gniew poprzez świetlistą aurę i bez żadnego sygnału zniknęła sprzed oczu jeszcze nie przygotowanego do walki przeciwnika. Zdematerializowała się tuż za nim wymierzając silnym kopniakiem w lewą łydkę. Mieszkaniec Vitani od razu upadł, lecz zdążył ochronić twarz obiema rękami przed zderzeniem z twardą powierzchnią. Przeszył go potworny ból. Sara nie czekając, aż chłopak się podniesie chwyciła go oburącz za kostki. Zatańczyła z nim w koło parę razy po czym cisnęła w nim w odległe skały wywołując potężny huk. Następnie wystrzeliła parę mniejszych pocisków prosto w dziurę, w której znajdował się białowłosy. Yonan był zaskoczony tym z jaką zwinnością poruszała się rozwścieczona Saiyanka. Mógłby bić się w pierś z powodu utraty tak cennej marionetki, ale czy mógł przypuszczać, że ta jest w stanie przeciwstawić się truciźnie? Nigdy dotąd się to nikomu nie udało. Żałował teraz, że tak szybko zabił jej brata i że uczynił to w jej obecności. Może wtedy nie uwolniłaby się?

Zadawała mu tak szybkie ciosy, że nie był w stanie się bronić. Jeśli więc czegoś szybko nie wymyśli będzie ugotowany. I na co mu zemsta kiedy przyjdzie mu zginąć?


***


Popijała ciepłą herbatę przygotowaną przez Chi-Chi z przejęciem wpatrując się za okno. Już prawie zapadła noc, a Vegety ciągle nie było. Martwiła się. W dodatku miała te niespokojne mysli, które w żaden sposób jej nie pomagały. Czy aby na pewno wszystko było w pożądku?

- Nie umiem tego wyjaśnić, ale jest coś nie tak - Szepnęła bojąc sie, że ma racje.

- Czujesz niepokój? - Zapytała czarnowłosa.

- Tak…

- Przykro mi, ale nie wiem co ci poradzić - Westchnęła również spoglądając za okno - Miejmy nadzieję, że nic im nie jest.

- Też bym chciała tak spokojnie myśleć - Mruknęła zaglądając do kubka - Czuję, że cos się stało. Dziecko jest niespokojne.

Żona Goku doskonale rozumiała Bulmę. Przed laty gdy podczas walki z androidami nosiła pod sercem Son Gotena jej mąz oddał życie za nich i także czuła ten dziwny niepokój, którego niczym nie dało się załagodzić. Teraz także bała sie o swojego syna jednak była dobrej myśli. Instynkt podpowiadał jej, że wróci cały i zdrowy.

- Uspokój się kochana, tylko denerwujesz dziecko.


***


Za jakieś pół godziny miał zapaść całkowity mrok. Niebawem poświaty wojowników będa jedynym źródłem światła, a to nie było dobre. Oni byliby widzialni, a przeciwnik by zniknął. W tych ciemnościach mógłby się doskonale ukryć. C18 widząc jak się sprawy mają postanowiła coś zrobić. Nie mogła stać bezczynnie tym bardziej, że była juz zbędna. Son Gohan odzyskał swoją moc i przyjaciółkę, a jej zależało na szybkim ozdrowieniu mężczyzny, który wszedł jej do głowy i to bez jej przyzwolenia.

- Nic tu po mnie - Oswiadczyła podnosząc nieprzytomnego Kuririna - On za to potrzebuje większej uwagi.

- Ona ma całkowitą rację - Zauważył Yamcha - Lecę z tobą do rajskiego pałacu.

Androidka mu kiwnęła, na znak, że się zgadza, choć wcale nie prosiła się o pomoc. Szatan jednak wolał zostać z dzieciakami, ale też nie miał nic przeciwko wyprawie tych dwojga. Wszak wszystko wydawało się być pod kontrolą, wracało na miejsce. Blond włosa piękność była zaskoczona decyzją przyjaciela rannego mężczyzny. Że też w ogóle miał odwagę jej towarzyszyć. Jednak rozumiała, że robi to wyłącznie dla niego. Ona nie miała żadnego znaczenia. Była maszyną do zabijania i niegdyś chciała im wszystkim ukręcić karki. Wtedy to się jej podobało. Marzyłaby każdego z osobna zabić w inny, unikalny sposób. Teraz jej by to do głowy nie przyszło. Jednym z powodów była ich słabość, z drugiej zaś strony paru osobników płci różnej stanowiło dla niej zagrożenie. A czy z zagrożeniem nie lepiej się zaprzyjaźnić? Jeżeli się da to, dlaczego miałaby nie skorzystać? Czyżby Kuririn był jej jedyną kartą przetargową? Uderzyła się w myślach. On jednak coś dla niej znaczył. Nie traktował jej jak robota. Nie uważał jej za dziwadło, wybryk natury. Nawet nie osądzał jej za wcześniejsze zbrodnie. Był… Dobry.

- Boisz się, że mu zrobię krzywdę? - Zapytała w końcu.

Yamcha był zdumiony pytaniem C18. W ogóle nie spodziewał się jakiegokolwiek dialogu. Ani w trakcie lotu, ani też później. Oczywiście, że bał się o Kuririna! Facet był nieprzytomny, a pozostawienie go sam na sam w objęciach morderczej kreatury doprawdy napawała ta myśl go lękiem. Wiedział, do czego ta kobieta jest zdolna i tylko nie rozumiał, dlaczego przyleciała tu z nim pomóc im w poszukiwaniach księżniczki, a później podczas walki.

- Nigdy nic nie wiadomo - Odrzekł zmieszany - Chcę cię mieć na oku.

- Jak sobie chcesz - Odparła beznamiętnie - Gdybym chciała go skrzywdzić już dawno bym to uczyniła.

Wojownik spojrzał na nią w wielkim szoku. Wszak miała całkowitą rację. Że też wcześniej głupi na to nie wpadł. Ale coś było na rzeczy. Jeśli tak musiał to zbadać. Taka już była jego wścibska natura jeszcze z czasów, gdy był pustynnym łupieżcą.


***


Muzyka

Przyglądał się walce z pewnej odległości, o którą go prosiła Sara. Z dokładnością obserwował każdy krok przeciwnika by w porę interweniować. Póki, co dostawał tylko łupnia od księżniczki i nic nie zapowiadałoby szale się odwróciły. Dziewczyna była zdeterminowana. Z zaciętą miną dokonywała zemsty. On niegdyś w ten sam sposób potraktował Komórczaka, gdy zniszczył cyborga z numerem szesnastym. Choć to była obca mu osoba pękało mu serce z żalu, w dodatku miał świadomość, że jeśli niczego nie zrobi zginą inni. Jego matka, ojciec i przyjaciele. Ta dziewczyna zaś straciła najbliższą osobę. Jedyną, która pozostała jej z czasów wczesnego dzieciństwa, z rodziny. Ona mu pomogła zniszczyć zagrożenie i tym samym był jej winien czujność.

W między czasie dostrzegł odlatujących Yamchę i C18 z Kuririnem. Cieszył się, że podjęli tę decyzję. Nic tu po nich było. Przyjacielowi była potrzebna pomoc medyczna, a nikt lepiej się by nim nie zajął jak sam Wszechmogący. Założył ręce na piersi wracając do poprzedniego zajęcia, a mianowicie do obserwacji. Musiał przyznać, że wciąż był w szoku. Jego przyjaciółka wróciła. Widział to. Był pewien, że trucizna przestała działać, tylko wciąż miała te okrutnie czerwone ślepia niczym monstrum spod łóżka. Na samo wspomnienie tego spojrzenia włos jeżył się na głowie. Zastanawiał się jednak, co tak naprawdę na nią wpłynęło, że była w stanie wyswobodzić się z objęć magii ziół. Czy on, czy wieść o śmierci Vegety. Może jednak obie informacje były dla niej nazbyt wstrząsające? Ręki nie dałby obciąć, ale sądził, że to drugie. On był tylko Son Gohanem, synem Chi-Chi i Son Goku. Nie był przecież nikim wartościowym dla niej, a jednak go pocałowała uprzednio stwarzając tę dziwną atmosferę. Tak niesamowicie dziwnie czuł się po raz pierwszy. Pierwszy raz ktoś złożył pocałunek na jego ustach i nie była to matka. Nie znał tego uczucia, nie potrafił go nazwać, jednak był pewien, że należał do przyjemnych. Jednak i niezręczne. Musiał jednak pamiętać, że wtedy nie była sobą. Może to miał być złośliwy żart? Taki trik przed śmiercią, coś jak pożegnanie. Na samą myśl posmutniał i postanowił już nie myśleć o tym. Broń boże mówić! Wszak miała tego nie pamiętać. Prawda? Cokolwiek to oznaczało miał już się nigdy nie dowiedzieć.


***


Muzyka

Walnęła intruza z pięści w brodę, a ten zapluł się krwią i upadł na plecy. Ciężko dyszał. Z każdą chwilą czuł się coraz słabszy i głęboko żałował, że zlikwidował księcia przed śmiercią młodego Saiyana. W tedy bez problemy jego plan by się powiódł. Był tego pewny jak tego, że miał jeszcze powietrze w płucach. Efekt końcowy byłby inny i w dodatku wróciłby do domu z tarczą i może przylecieliby tu, na Ziemię z resztą towarzyszy? Teraz był pewien, że niewiele mu zostało, że tu zginie. Zbyt pochłonięty zemstą dał się wykiwać.

Przez zamyślenie nie uniknął pocisku z rąk rozwścieczonej nastolatki. Kolejna rana zapiekła boleśnie.

- Twoje życie zaraz zgaśnie gnido! - Ryknęła - Szykuj się!

Jej ciało zapłonęło złotem wymieszanym z srebrzystymi piorunami. Można by powiedzieć, że wyszła z samego piekła by dokonać zemsty. Pojawiła się przednim jak błyskawica spoglądając na Vitanijczyka przez wściekle zmrużone oczy z mocno zaciśniętymi zębami. Wyciągnęła rękę chwytając białowłosego za kombinezon w okolicy klatki piersiowej i uniosła go na wysokość swoich oczu. Yonana głowa odchyliła się nieco w tył, ciężko oddychał. Lekko pochyliła głowę w lewą stronę wciąż patrząc mu głęboko w oczy. Niedostrzegalnie drgnął jej prawy kącik ust.

- Giń! - Wrzasnęła podrzucając go wysoko w górę.

W mniej niż sekundę znalazła się przy nim z kolanem pod jego kręgosłupem a obiema rękami walnęła przybysza z Vitani od góry w tors. Chwilę później usłyszała chrupnięcie i wraz z nim nie zmieniając pozycji wbiła się w zniszczoną już ziemię. Gdy opadł już kurz otworzyła oczy, którym ukazał się widok złamanego w pół Vitanijczyka brudzącego ją własną krwią. Wypuściła ciężko powietrze. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że zabiła go wstrzymując oddech. Kopnęła ciałem denata i wystrzeliła szkarłatną wiązkę by doszczętnie zlikwidować ciało wroga. Padła na krwawiące kolana z łzami w oczach. Nie czuła go. Nie było… On naprawdę nie żył. Jej brat oddał życie w nierównej walce. Została sama. Zacisnęła pięści w twardej ziemi roniąc gorzkie łzy. Zaczęła krzyczeć w rozpaczy by chwilę później znaleźć się przy ciele Vegety. Prosiła, krzyczała, błagałaby do niej wrócił. By jej nie opuszczał. Nie chciała być sama, a doskonale zdawała sobie sprawę, że w ten sposób niczego nie osiągnie. Jednak potrzebowała tego. Dawało jej to jakieś ukojenie. Musiała wyzbyć się tych emocji. W chwilę później na powrót była czarnowłosą dziewczyną.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.