Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

82.Płomień Echulusa

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, saga: Kosmiczni przeciwnicy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-09-18 19:41:02
Aktualizowany:2016-09-25 14:22:02


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Jakby wszystko straciło swój sens. Była jakaś nadzieja, jednak sam fakt, że przez najbliższy rok nie usłyszał by jej głosu doprowadzało go do czarnej rozpaczy. Jej krzyki, obelgi oraz uroczy i cwany uśmieszek… Za wszystkim będzie tęsknić. Teraz kiedy jej nie było wszystko czego nie tolerował wydawało się takie piękne! Łzy niemal same napływały mu do oczu. Po prostu nie potrafił wyobrazić sobie każdego kolejnego dnia, w którym dosłownie jej nie będzie. Pustka jaka go ogarnęła sprawiała, że jego serce się kurczy, takie miał właśnie odczucia. I wiedział, że stanie w szczerym polu oraz krzyk w niebiosa nic mu nie pomogą, jednak czuł, że choć na chwilę go ukoją jak wtedy gdy zamieniła się w posąg.

Lecieli właśnie w stronę wioski gdzie saiyanka ukryta została przez Tima oraz Iset. Upał wciąż dawał się we znaki, choć Osiemnastka nie specjalnie go odczuwała, wszak nie była zwykłym człowiekiem.

Jak te istoty mogły przebywać w tych warunkach? Zastanawiała się. Jednak gdyby żyła tu od urodzenia nie sprawiłoby jej to problemu, oczywiście jakby wciąż była całkiem ludzka. Również próbowała sobie wyobrazić jak wyglądała siostra Vegety. Nie zeszła z nimi do krypy i nie miała pojęcia jak bardzo rzeczywiste są posągi. Teraz po raz drugi poczuła żal do tego chłopca. Po raz kolejny ją stracił, ponownie cierpiał teraz jednak dostrzegała różnicę między jego uczuciami.Tym razem potrafił je nazwać, widziała to tak dokładnie. Zapomniała przez te lata jak ludzki organizm potrafi ewoluować. To było coś tak niesamowitego, że sama się złapała na zachwycie! Och proszę… Android zafascynowany pięknem miłości nieszczęśnika do dziewczyny lubiącej kłopoty?

Ale czy właśnie z nią i z Kuririnem nie było podobnie?

Ponownie spojrzała na młodego towarzysza i przed oczami stanął jej obraz jak to z zimną krwią zabija starców. Ona to co innego, miała to zaprogramowane w obwodach. Biła zemstą za wszystko kim była a on choć nienawidził zabijać zrobił to bez mrugnięcia powieką. A ona? Cóż jej zostało po szalonych eksperymentach doktorka Gero? Tylko miała swojego C17. Tylko on wiedział jak wiele zostało jej odebrane, jak ogromnie kochała swoje poprzednie życie i jak bardzo go nie pamięta. Tyle że nigdy nikomu o tym nie powiedziała…


***

Była zimna noc bez gwiazd, lecz oni tego nie wiedzieli. Szczelinami przedzierało się głuche wycie wiatru. Oboje byli oboleli, zziębnięci, głodni i zdezorientowani. Od trzech dni nie mieli nic w ustach poza małym kubkiem lodowatej wody w samo południe. Co prawda nie mieli bladego pojęcia o czasie, ON ich uświadamiał. Siedzieli w małych celach naprzeciw siebie bez możliwości sięgnięcia swoich dłoni przez pręty.

Ona śliczna młoda blondynka o błękitnych oczach jak ocean i jej brat bliźniak o równie nieziemskim uroku. Mężczyzna także miał ten olśniewający blask w niebieskich tęczówkach. Był brunetem po matce, której nigdy nie poznali gdyż zmarła po ich narodzinach.

Kiedy leżeli otępiali na zimnej metalowej podłodze usłyszeli kroki - szalony doktor wrócił. Nie ważne ile razy krzyczeli oraz jak często błagali nie zamierzał ich wypuszczać. Nie mieli pieniędzy, pochodzili z biednej rodziny. Więc czemu ich porwał? Jaki był motyw? Dlaczego na ich oczach jakieś żelazne istoty zabiły ich ojca. Jednak na żadne pytanie nie znali odpowiedzi.

- Dziś wasz szczęśliwy dzień! - Zachrypiał wesoło doktor Gero.

- Wypuścisz nas? - Zapytała z nutką nadziei niebieskooka.

- Dziecinko! - Wyrzucił ręce w górę - Nawet nie będziesz chciała odchodzić! Dam wam nowe życie.

- Że niby jak? - Zakpił bliźniak - Zniszczyłeś nam już jedno.

- Będziecie niezwyciężeni! Bogaci! - Nie słuchał ich tylko mówił niczym w transie - Ale musicie dla mnie zabić. Po to tu właśnie jesteście - dla zemsty.

Oniemiała kobieta krzyknęła z przestrachem, zaś jej brat doskoczył do stalowych krat jak gdyby dostał wścieklizny.

- Oszalałeś!? Po prostu oszalałeś doktorku! - Wykrzykiwał oburzony- Jak mam zabić dla ciebie kogokolwiek kiedy twoje kreatury zabiły nam ojca! Nikt poza tobą nie zasługuje na śmierć z mojej ręki.

Uczony się roześmiał. Spodobała mu się agresja niebieskookiego, był idealną partią na ten projekt. Tym razem miał szansę zniszczyć Goku i pomścić rozbicie Czerwonej Wstęgi. Nie czekając ani chwili podał więźniom ciepły napój po czym się oddalił. Wiedział, że będą łapczywi. Tyle dni nie mieli nic ciepłego w ustach, a środki nasenne jakie im zaaplikował powinny niebawem zadziałać…

Po wybudzeniu się leżeli na stołach na wpół stojąc praktycznie niczego nie pamiętali. Kim dokładnie byli, a przez mgłę jak się tu znaleźli. Niebieskooka ze smutkiem spojrzała na swojego starszego o parę minut brata a ten delikatnie się do niej uśmiechnął jakby chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, choć tak naprawdę nie wiedział czy akurat tak będzie.

Tych dwojga właśnie życie się zakończyło, choć o dziwo źle się nie czuli, a wręcz przeciwnie! Nazbyt doskonale.

- Dzień dobry moi kochani! - Powitał ich szalony doktor - Długo spaliście.

- Jaki mamy dzień? - Zapytał brunet.

Był zszokowany, że jego głos nawet nie drgnął, jakby pewne uczucia zostały mu wykasowane. Czuł niemal obojętność, choć gdzieś tam narastał gniew.

- Jeśli musisz wiedzieć, to dwudziesty pierwszy kwietnia - Odparł beznamiętnie starzec.

- C-co?! - Android o blond włosach aż zaniemówił.

Dnia ósmego marca zostali uprowadzeni, a trzy dni później trafili pod noże. Aż czterdzieści trzy dni byli nieobecni.

- Wykasowałem wam zbędne dane od dziś jesteście Androidami o numerach C17 i C18.

Osiemnastka chwyciła się za głowę i zrozumiała, że staruszek nie żartował. Naprawdę nie pamiętała swojego imienia ani twarzy ojca. Nawet nazwy miasteczka, w którym się wychowała… Wspomnienia przepadły!

C17 oburzony tą sprawą uderzył swojego stwórcę za raz po tym jak ten odpiął go od stołu. Pozbawił człeka równowagi. Zadowolony ze swojej nowej siły postanowił trafić również siostrę. Jeśli wszystko miało być prawdą, to ona nie poczuje bólu. Ku jego zdumieniu, a także jej samej, zrobiła szybki zgrabny unik i zablokowała jego ramię.

- No, no doktorku - Zachichotała - C18 mówisz.


***

Muzyka

Son Gohan zaraz po wylądowaniu przy chacie dzieciaków bez zbędnych słów wbiegł do środka jakby miało zacząć walić gradem wielkości piłki do kosza. Lecąc do ostatniego pomieszczenia w którym zostawił Sarę usłyszał przeraźliwy płacz. To musiała być Iset. Co się stało? Wparowując do małego pokoiku zastał śpiącego Tima i łkającą nad nim dziewczynę. Gdzie zatem była jego ukochana? Nigdzie jej nie dostrzegał.

- Co tu się stało? - Zapytał cicho bojąc się odpowiedzi - Gdzie jest Sara?

Białowłosa dopiero teraz dostrzegła saiyana. Przetarła nos i wstając zawyła głośno. Gohanowi momentalnie zrobiło się słabo. Nie wiedział czego ma się spodziewać. Nie miał pojęcia jak zareaguje na informację, wszak nie było tutaj dziewczyny… Czy oni czasem jej nie uszkodzili?! Wtedy do pokoju weszła Osiemnastka kręcąc nosem na spartańskie warunki.

- Starsi tu byli - Jęknęła w końcu Vitanijka - Tim nie chciał oddać dziewczyny, ale zrobili mu zastrzyk! On… On też stanie się isibo!

Złotowłosemu zrobiło się słabo, pobladł na twarzy. Niemal kręciło mu się w głowie. Jak to ją zabrali?! Co oni zamierzali z nią zrobić? Czy to koniec?

- No dobra - Warknęła blondyna - A gdzie zabrali tę ogoniastą?

Saiyanowi nie spodobał się ton towarzyszki jednak wolał nie interweniować. Przecież musiał się dowiedzieć gdzie przebywała księżniczka! Powoli usiadł na podłogę mając potworny mętlik w głowie. Spojrzał na Tima, którego skóra zaczęła szarzeć. Te same objawy…

- W grobowcach, nie wiem w którym - Zachlipała - Mam nadzieję, bo gdzie indziej?

On się jednak domyślił. Był jeden taki specyficzny. Tylko czy będzie potrafił odnaleźć do niego drogę? Podniósł się z podłogi kładąc dłoń na roztrzęsionym ramieniu Iset.

- Nie znalazłem lekarstwa, przykro mi - Prawie szepnął - Ci starcy choć konali nie wyjawili mi odtrutki. To koniec naszej podróży - W jego oczach stanęły łzy - Nic nie możemy zrobić.

Białowłosa zaniosła się gorzkim płaczem. Chłopakowi również chciało się ryczeć lecz ukrywał swoje emocje najlepiej jak tylko potrafił, aż bolała go od tego głowa. Nie mógł teraz się rozkleić, nie póki nie odnajdzie księżniczki.

- Iset - Zaczął twardo - Wskaż nam drogę do grobowca twojej matki.

Blondyna spojrzała zaciekawiona zastanawiając się czy chłopak właśnie wpadł na jakiś trop nawet nie przeszukując okolicy. Czyżby wiedział gdzie dokładnie znajduje się jego przyjaciółka? Dziewczynka również odniosła takie wrażenie. Czy aby na pewno miał szukać właśnie w tym grobowcu? Czy miał rację, czy po prostu chciał zacząć w tamtym miejscu albo skończyć, bo tam właśnie zaczęła się ich przygoda w tym trudnym świecie.

Nie czekając ani chwili ruszył do podziemnych korytarzy, w których ostatnio byli z księżniczką. Ten przez którego rozstali się z androidem na dwa dni i ten, w którym tak naprawdę wszystko się zaczęło. Oboje pędzili jak wiatr, nie było przecież czasu, tym bardziej, że mógł się mylić i szukanie komnaty z odpowiednim posągiem będzie niemal wiecznością. Na dworze wciąż panowała duchota. Na niebie pojedyncze obłoki leniwie sunęły po nieboskłonie. Teraz albo nigdy pomyślał chłopak. Przecież mógł już jej nie spotkać w tym roku.


***


Piękny słoneczny dzień, w sam raz na łowienie ryb. To właśnie lubił robić w wolnym czasie. Kiedyś przychodził tutaj z ojcem, jednak nie było go z nimi od tylu lat… Zabierał więc w to magiczne miejsce młodszego braciszka, który tak bardzo przypominał mu ojca. Tego dnia matka nie męczyła go o naukę więc korzystał z tego jak najaktywniej.

Od pewnego czasu nie widywał jej. Po tym jak obejrzała z nim i Bulmą kapsułę jej brata praktycznie nie wychodziła z posiadłości. Parę razy ją tam odwiedził, albo po prostu siedział niedaleko wpatrując się w dom jakby ją widział przez ścianę. Czuł przecież doskonale jej energię, nie zmieniała swojego położenia nawet kiedy była niemal namacalna a jej moc rosła po prostu by odreagować, a jej napady złości były niemal codziennością. On także tak się czuł kiedy odszedł jego i Gotena ojciec. Wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie miał brata. Ona wtedy przy nim była. Starała się zmieniać jego myśli. Zagadywała, opowiadała, prowokowała… Nie mówiła zbytnio o uczuciach, ale potrafił odczytać, że także tęskni za swoimi rodzicami. Przecież on miał ojca niemal całe życie, a ta saiyanka straciła ich wieki temu. Później się rozpromienił. Cieszył się, że ma przy sobie kogoś takiego jak ona, a teraz to ona go potrzebowała tylko w jakiś sposób nie potrafił do niej dotrzeć. Czuł, że jego stosunek do niej się zmienił. Widział jak wydoroślała choć w głowie wciąż miała pstro tylko jeszcze nie wiedział co się właściwie stało. Doskonale pamiętał ich pocałunek i nie rozumiał dlaczego właśnie on sprawił iż jego umysł zaczął działać inaczej. Najdziwniejsze było, to iż liczyło się dla niego jej zdanie. Istotna była ich relacja tylko co dalej?


***

Muzyka

Zobaczył ją od razu, choć nie wyróżniała się z tłumu posągów. Jednak skądś to wiedział. Czy dlatego, że była najważniejszą osobą w jego życiu? Pognał ku niej jak dziecko spieszące po słodycze od matki i przystanął spoglądając na nią w zaskoczeniu.

- Uśmiecha się - Szepnął zdumiony - Ale…

- Byłeś przy niej? - Zapytała Osiemnastka podchodząc - Widocznie dodałeś jej odwagi.

Son Gohan spojrzał na androida z zadumą. Czy ta kobieta faktycznie miała rację? Tulił ją, pamiętał i prosił by nie odchodziła, ale w życiu nie pomyślał, że saiyanka zastygnie z takim spokojem na twarzy.

- Czy mogę? - Zapytał blondynkę wskazując głową na dziewczynę - Daj mi chwilę.

Kobieta skinęła głową oddalając się od towarzysza. Domyśliła się, że chciałby porozmawiać z nią, która była ważniejsza zanim to sobie uświadomił. Postanowiła zatem obejść grobowiec i przypatrzeć się skamieniałym istotom. Nie mogła się nadziwić ilu ich tu się znajdowało. Nic dziwnego, że planeta ogólnie była nie zamieszkała kiedy większa część populacji stała tu niczym ozdoba, a inna część obróciła się w proch.

Czarnowłosy położył pochodnię na piaszczystej podłodze, cicho westchnął:

- Obawiam się, że nie mogę zabrać cię ze sobą, jeśli chcę byś żyła - W jego głosie panował smutek - Albo zniszczę twój posąg i zabiorę na Ziemię by cię wskrzesić, ale… Dopiero za rok. Przepraszam, ale nie wiem co gorsze.

Ponownie westchnął. Jego oczy zrobiły się mokre.

- Jeśli tu zostaniesz, nie mam gwarancji, że ktoś cię skradnie lub zniszczy. Jesteś dla nich niebezpieczna nawet pod tą postacią - Mówił cicho - Jesteś ich legendą więc nie mam wyjścia.

Osiemnastka wróciła do młodzieńca kładąc mu dłoń na lewym ramieniu, że niemal go objęła. Dziękował, że z nim jest, że to ona podjęła się rozbicia saiyańskiego posągu. Wiedział, że nie było innego wyjścia, a to było najodpowiedniejsze rozwiązanie. Nie mógł tu zostać do przyszłego roku i każdego dnia stać na warcie jej kamiennej duszy. Matka by mu tego nie darowała, a wolał uniknąć kolejnej sprzeczki. Jednak myśl o tym, że zostawi tu tych wszystkich ludzi na pastwę szalonych Starców była dla niego druzgocąca. Ale co on w tej chwili mógł zrobić? Przegrał tę walkę. Nie umiał nikogo pocieszyć, nawet samego siebie w tej chwili.

- Odsuń się - Ponagliła go kobieta - Zrobię to szybko.

Syn Goku kiwnął głową i ustąpił miejsca niebieskookiej. Ciężko westchnął, a kiedy miała zadać cios by piaskowe ciało księżniczki zamieniło się w proch krzyknął by zaczekała jeszcze chwilę. Ta zaskoczona zażądała wyjaśnień.

- Pierścień - Szepnął i założył jej na palec - Od tego wszystko się zaczęło.

Kciuk - był to jedyny palec, który nie przylegał do reszty i mógł go odrobinę przywdziać w magiczny klejnot. Teraz będąc gotowym skinął na znak i zamknął oczy. Jednak nie był w stanie na to patrzeć, wszak to było uśmiercenie. Cyborg ponowiła atak na bezbronną dziewczynę i kiedy miała ją dosięgnąć dostrzegła jak sam zaczyna pękać.

- Co do diabła? - Warknęła w zastygnięciu - Nawet jej nie dotknęłam!

Posąg pękał na miliony kawałeczków tworząc pajęczynę, a inne stały niewzruszone. Kobieta odsunęła się w tył obserwując zdarzenie z nie lada zaskoczeniem. W chwilę po tym stanął w żywym ogniu.

- Co się dzieje?! - Krzyknął przerażony Gohan - Jak to możliwe? Iset mówiła, że te posągi stoją nawet od wieków, a ona się pali!

Złocisty płomień zaczął się rozprzestrzeniać. Po kolei każdy skamieniały zachodził ogniem. Dwójka żywych coraz bardziej się oddalała ku wyjściu z komnaty by nie pochłonęło ich żywcem. Powietrze stało się ciężkie, a piach posągów wdzierał się w ich nozdrza. Oboje zaczęli kaszleć wciąż obserwując niecodzienny widok. Son Gohan nie tak wyobrażał sobie śmierć księżniczki. Teraz wiedział, że odnalezienie jej „ciała” graniczyło z cudem. Po policzku spłynęła łza.

- To pewno sprawka tego jej przekleństwa - Westchnęła - Nic tu po nas, a czas nas goni.

- Poczekaj, aż zgaśnie. Proszę.

Androidowi nie było to na rękę. Chciała jak najszybciej opuścić tę przeklętą planetę, ale co by ją zbawiło? Nie mogła odlecieć bez dzieciaka, nie taka była umowa. Ogień jednak nie gasł, a przybrał dziwne kształty. Mieszkańcy Ziemi nie wierzyli co widzą. Smok! Ognisty smok rozpostarł skrzydła, zasyczał bezdźwięcznie i zniknął. W galerii posągów zapanowała ciemność. Po całym niecodziennym zajściu rozległy się głosy, a gdy opadł kurz ich oczom okazały się nie posągi, a istoty z krwi i kości. Coś niesamowitego! Jakby w letargu rozglądali się na boki zastanawiając co się stało.

Muzyka

Gohan zaaferowany rzucił się w tłum przepychając się między nimi o mało nie podpalając ich pochodnią, którą dzierżył przed sobą. Nawoływał Sarę i był tak podekscytowany jak jeszcze nigdy w życiu! Przeciskał się dalej przez tłum białowłosych poszukując czarnej czupryny i nie znalazł. Ale stała tam w ciszy z zamkniętymi oczyma. Choć miała białe włosy jak reszta vitanijczyków poznał ją po ubraniu. Stała i jakby na coś czekała. Chłopak nie czekając ani sekundy objął ją silnymi i drżącymi ramionami jednak zrobił to z takim impetem, że upadek był nieunikniony. Księżniczka zaskoczona otworzyła swoje duże oczy, które wciąż były… Czerwone! Czarnookiemu aż zachciało się wyć. Nie dość, że jej włosy zmieniły barwę to jeszcze insini wciąż w niej tkwiło. Wróciła, czuł ją i jej energię, ale czy znowu miał ją stracić? Pocałował ją w usta bojąc się, że to ostatnia jego szansa. Teraz nie wiedział jak szybko znowu go zostawi. Jednak nie potrafił opisać jak bardzo się cieszył, że tu była, że żyła, że wróci z nim do domu i nikt jej nie skrzywdzi, a potem coś wymyślą, prawda? Najważniejsze, że była, że mógł jej dotknąć i… Pocałował ją i nawet nie wiedział, że bardzo tego pragnął. Ale ta chwila trwała jednak sekundy.

- Gohan? - Zapytała zdezorientowana gdy chłopak oderwał się od jej ust - Co się stało?

Spojrzała na niego i na ich dziwne położenie. Chłopak zaczerwienił się nie wiedząc co powiedzieć po czym wstał i pomógł podnieść się ukochanej.

- Ja… - Zabrakło mu słów.

Ta wpatrywała się w niego z zaciekawieniem uświadamiając sobie, że ostatnim razem jak na niego patrzyła stali w małym pokoiku, w chacie Tima i Iset, a teraz znajdowała się w ciemnej krypcie, a dookoła nich pojękiwali białowłosi. Dostrzegła, że jej przyjaciel robi coraz większe oczy i zasłania dłonią usta. W tej chwili jej włosy zaczęły czernieć tak jak jej czerwone tęczówki. Chłopakowi aż serce zamarło na chwilę.

- S-Saro! Twoje oczy! - Niemal pisnął.

- A co z nimi? - Zapytała - Wciąż te same?

- Właśnie stały się czarne!


***


Tej nocy Vitani świętowało. Było dużo radości i płacz dzieci do rodziców i odwrotnie. Każdy kto odzyskał utraconą osobę nie mógł uwierzyć własnym oczom. Klątwa zniknęła, legenda była prawdziwa. Insini ocaliła zarażonych. Rozpalono ognisko tak ogromne, że dostrzec można je było z kosmosu. Ludzie tańczyli, jedli i pili. Iset ze sto razy podziękowała za odzyskanie matki po pięciu latach. Jednak wciąż obawiała się o Tima, który do tej pory się nie wybudził, a jego objawy postępowały jego przemiana była nieunikniona.

- Saro, co się tam właściwie stało? - Zapytał Gohan.

Ta spoglądała w pierścień, z którym wyszła z płomieni niczym feniks.

- Ten pierścień? - Zamyśliła się - Skąd go mam?

Pół Saiyanin westchnął twardo opierając się o piaskową skałę, po czym zachęcił przyjaciółkę do tego samego. Uczyniła o co prosił uśmiechając się szeroko.

- Bo widzisz, znalazłem go po śmierci Yonana, ale nie chciałaś zemną długo rozmawiać więc zachowałem to dla siebie - Wyjaśnił smutnym wzrokiem - To maleństwo ocaliło C18 z niezniszczalnego więzienia, a potem…

- A potem co? - Zapytała gdy chłopak za długo milczał.

Niecierpliwiła się jak zawsze. Wiedziała, że sporo musiało ją ominąć. I tak zakuło ją w środku gdy oznajmił, że miał przed nią tajemnicę i jak jej przypomniał o jej postawie do niego po śmierci Vegety.

- Założyłem go na twój palec zanim postanowiliśmy cię zabić, by móc zabrać twoje prochy do domu i za rok wskrzesić przy pomocy smoczych kul - Wypowiedział duszkiem jakby bał się, że zgubi choćby sylabę - Nie mogliśmy cię tu samej zostawić, a potem ten ogień! Wypalił wszystko… Ale nie wasze ciała.

Dziewczyna ziewnęła opierając głowę o przyjacielskie ramię.

- Jutro opowiem ci wszystko - Mruknęła sennie - Jak będziemy wracać do domu.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.