Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

87. Księżniczka Saiyanów

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-02-01 08:00:36
Aktualizowany:2017-01-30 17:02:36


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Był poranek. Siedziałam przy stole w kuchni w domu Son Gohana. Pogoda była kiepska, ale w mieście Satana było wręcz odwrotnie. W końcu doczekaliśmy się pierwszego wolnego dnia od szkoły. Myślałam, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Chłopak był załamany zdemaskowaniem. Na dachu dnia poprzedniego rudowłosa Angela z naszej klasy była tam gdy wylądował i zmienił ubranie za pomocą przycisku w zegarku. Wciąż zadręczał się pytaniem jak to możliwe, że nie sprawdził terenu. Dziewczyna szantażowała go. Ja jak to ja, gdy tylko to usłyszałam miałam zamiar jej nakopać do tego chudego tyłka, byleby odwaliła się od mojego przyjaciela. Niestety czarnooki prosił mnie bym tego nie czyniła gdyż się już zgodził z nią spotkać właśnie tego wolnego dnia. Powiedział mi, że ta się rozpłakała i poddał się nie chcąc pogarszać jej stanu. Ja podeszłabym do tego tematu inaczej. Nastraszyłabym dziewuchę tak, że na samą myśl o sprzedaniu jakichkolwiek informacji trzęsłaby się ze strachu, ale nie. Gohan zdecydował inaczej. Tamtego wieczora odebrałam od Bulmy swój nowy cząsteczkowy kostium. Był… Zupełnie inny niż się spodziewałam. Poprawił mi się nastrój. Niebieskooka powiedziała, że nie jestem już dzieckiem, a mój strój nie powinien przypominać tego, który nosi Vegeta. W sumie, jakby nie patrzeć kobiety na Vegecie miały inne stroje niż mężczyźni, zresztą był ogromy wybór w kombinezonach, w zależności czym się kto zajmował i czy był nasz czy służb freezerskich. Kombinezon ochraniający klatkę piersiową był koloru szarego i zielonego. Przed oczami niemal zatańczył mi obraz ojca Goku, który miał właśnie w tych barwach swój uniform. Rękawiczki długie, za łokieć, a zamiast standardowego długiego kostiumu z gumowatego materiału były fioletowe spodenki niczym majtki z zadziwiającym tyłem na kształt płaszczu sięgającego do kolan z wycięciem. Na koniec buty, równie w szarym odcieniu sięgające do kolan. Musiałam przyznać, że ten strój podkreślał moją sylwetkę i było doskonale widać, że nie jestem tą samą małą dziewczynką, która przyleciała na Ziemię. A wszystko to zamknięte w prostej bransolecie. O stroju nie pisnęłam słówkiem Gohanowi, chciałam zrobić mu niespodziankę.

- Co słychać u Bulmy? - zapytała Chi-Chi podając kubek świeżo zaparzonej herbaty.

- W porządku - dmuchnęłam w naczynie - Jak zawsze zajęta swoimi wynalazkami. A pani co w takim dobrym humorze?

Niemal tańczyła w kuchni jak za życia Goku, a minęło już siedem lat od jego śmierci. Oczy jej błyszczały, aż miło było patrzeć. Zupełnie jakby odmłodniała. Jak bardzo jej nie rozumiałam na co dzień, tak tego dnia wolałam nie psuć jej nastroju, jeszcze wojna by z tego wyszła, a w ten sposób wiedziałam, że nigdy Gohanowi nie pozwoli beztrosko trenować.

- Och wiesz, mój syn dorasta! - zaśpiewała - Idzie na swoją pierwszą randkę.

- Randkę? - zdziwiłam się.

Kobieta stanęła niczym stalowy pręt wpatrując się we mnie jak w głupca, z tą swoją pewną siebie miną. Niemal sypała iskrami.

- Kochana, kiedy chłopcy i dziewczęta się sobie podobają umawiają się na randki - zaszczebiotała.

- A mnie Gohan mówił co innego - mruknęłam upijając łyk herbaty - Zgodził się by Angelika go nie wydała.

Kobieta zdawała się być odporna na moje słowa. Wciąż krzątała się po kuchni niczym rusałka. Do pomieszczenia wszedł Son Gohan ubrany nazbyt elegancko, ale żeby na żółto?! Niemal wylałam na siebie gorący płyn.

- Co ty masz na sobie!? - wyłupiłam oczy.

- Nie znasz się dziecko - burknęła jego matka - Wyglądasz cudnie synku.

Ucałowała go w policzek a ten się zaczerwienił, po czym spojrzał na mnie błagalnie. Jego oczy niemal krzyczały, że zerwałby z siebie ten paskudny i niewygodny ciuch. Wziął od matki kubek z herbatą i upił łyk cicho wzdychając.

Kiedy nadeszła pora syn Goku był gotowy do drogi. Wcisnął guzik swojego zegarka, a jego ubranie się zmieniło. Nie omieszkałam mu wspomnieć, że kanarkowy garniturek jest o wiele ładniejszy od tego karnawałowego dziwactwa. Pocieszała mnie myśl, że Chi-Chi także nie podobał się ten kostium. Ruszyliśmy w drogę. Kiedy nasze drogi miały się rozejść niedaleko miasta Herkulesa zawisnęliśmy w powietrzu spoglądając na siebie. Co prawda nie widziałam jego oczu spod przyłbicy, ale wiedziałam, że na mnie patrzy. Poklepałam go po ramieniu życząc powodzenia. Gdy ruszył wciąż unosiłam się w przestworzach obserwując jego drogę. Miałam wracać do domu, ale tak naprawdę po co? Wolałam szpiegować poczynania przyjaciela. Chciałam znać jego czyny. Tak mało wiedziałam o ludziach, z którymi musiałam przebywać na co dzień w szkole.

Wylądowałam niedaleko miejsca spotkania z szantażystką. Właśnie podążali przed siebie w nieznanym mi celu. Cichutko, na paluszkach dreptałam za nimi bacznie obserwując z za węgła czy innego obiektu, który umożliwiał mi niewidoczność. Gohan był na tyle zdenerwowany, że nie pomyślałby sprawdzić czy gdzieś się nie panoszę, także nie zaprzątałam sobie głowy wyciszaniem KI. Po mozolnym spacerze po mieście dotarliśmy do dużego budynku z ogromnymi plakatami. Na niektórych widniały zwykli ludzie, ale znalazły się też na nich jakieś stworzenia z innych galaktyk. Przypomniało mi się, że ziemianie określali to jako fantastyka - coś co nie istnieje naprawdę. Cóż, byli w błędzie. Na budynku wyczytałam napis „Kino”. Czym, że było kino? Nigdy nie spotkałam się z takim określeniem. W chwili gdy podążyłam za moimi zbiegami zostałam zatrzymana na wejściu przez masywnego, łysego gościa.

- Bez biletu nie ma wejścia - oznajmił grubiańsko.

- A to dlaczego?- burknęłam - Nigdy tam nie byłam, nie wiem czy warto płacić.

Mężczyzna spojrzał na mnie jak na idiotkę i zagrodził bardziej przejście. Ściągnęłam usta w niesmacznym grymasie. Nie miałam pieniędzy by zapłacić za wstęp. Mogłabym go szarpnąć, szturchnąć, powalić i mieć to z głowy, przynajmniej na jakiś czas i wtargnąć do środka, ale wolałam tego nie czynić. Son Gohan od razu by się zorientował, że byłam tuż za nim! Z obrażoną miną odeszłam od budynku usadawiając się na pobliskiej ławce. Czekanie było wykańczające. Coraz bardziej zastanawiałam się nad słowami żony Goku.

- Gdy się sobie podobamy… - zamyśliłam się - Co to właściwie znaczy? Gohan mi się zawsze podobał. Był uroczy, a teraz przystojny. Miał ogromną siłę bojową… Ale do kina mnie nie zabrał.

Co to oznaczało? Że dla niego jestem brzydka? A moja moc nie ma dla niego żadnej wartości? Przecież mówił mi, że jesteśmy przyjaciółmi. Wspominał niejednokrotnie, że cieszy się, że mnie poznał, że jestem jego rówieśniczką i nie musi być sam wśród dorosłych. Więc dlaczego? Czemu nie zabrał mnie nigdy do kina?!

Bardzo długo ich nie było. Niemal zasypiałam na ławeczce wciąż wpatrując się w punkt wejścia-wyjścia z budynku. Kiedy przecierałam oczy rudowłosa wybiegła ze środka z oburzoną miną, a w chwilę za nią podążył Gohan, który wyglądał jak zbity pies. Czy on powiedział jej coś, czy może ona powiedziała jemu? Nie ważne, obserwowałam dalej. Ku mojemu zażenowaniu usiedli w kawiarence na herbacie. Nie znosiłam tego miejsca, gdyż kojarzyło mi się z Bulmą, umawiającą się ze swoimi koleżankami na ploteczki. Pamiętałam dzień w którym siedziałam z nią jak sierota po zakupach, do których mnie zmusiła. Kultura, cisza i harmonia. Jakby nie można było wypić w spokoju napoju w domu, albo w ogrodzie. Po chwili odechciało mi się go obserwować. Wiedziałam już że prędzej zasnę niż czegokolwiek się dowiem. Postanowiłam więc zrobić sobie rundkę po mieście dla rozprostowania nóg, a następnie wrócić do domu by potrenować z małym Trunksem, w końcu mu obiecałam.

Muzyka

Przebiegając między wieżowcami dostrzegłam wybuch, z zainteresowaniem podeszłam bliżej. Czy to nie była okazja? Rozejrzałam się dookoła szukając spokojnego miejsca, w którym mogłabym zmienić ciuchy jednak przebiegając dostrzegłam Gohana, który rwał się do pomocy.

- Tam jest Videl! - krzyknął przerażony.

- Uspokój się wariacie - fuknęłam tarasując mu drogę - Zajmę się tym!

- Ale…

Patrzył na mnie z niedowierzaniem, a za razem z wielkim pytaniem, co właściwie tu robię. Nie było oczywiście czasu na czcze gadanie kto kogo śledzi. Mrugnęłam mu oczkiem biegnąc w zaułek.

- Pilnuj koleżanki! - zawołałam zanim zniknęłam.

Wbiegając w brudną uliczkę wcisnęłam koralik w nowej bransolecie, a ta aktywowała cząsteczki zmieniając mój strój. Ubranie nie posiadało żadnego nakrycia głowy więc by nie być tą samą dziewczyną przemieniłam się w super wojowniczkę. Teraz byłam złotowłosą z ogonem. Nie Sarą z rodziny Brief o czarnych oczach i włosach, która musi ukrywać przed światem swoje pochodzenie.

Wzbiłam się w powietrze zatrzymując się przed wozem strażackim szeroko się uśmiechając do zebranych.

- Sytuacja opanowana! - zawołam spoglądając na Gohana.

Właśnie przeciskał się z Angelą z tłumu do przodu patrząc wielkimi oczyma. Właśnie dostrzegł super Saiyankę gotową do akcji. Nie czekając już ani chwili poleciałam w górę, prosto na dach drapacza chmur. Właśnie zawalała się konstrukcja budynku, a na dachu krzyczało wielu ludzi unikających płomieni a wraz z nimi Videl, która usiłowała odkręcić kurek zbiornika, w którym prawdopodobnie musiała znajdować się woda. Jeszcze chwilę obserwując podleciałam bliżej. Chciałam zobaczyć tę siłę, tę moc o której mówił Gohan, Sharpner czy Erasa. Nie wierzyłam, że ta dziewczyna w ogóle coś potrafi. Nagle zbiornik zaczął się przewracać, musiałam wkroczyć. Niczym strzała znalazłam się przy córce Herkulesa podtrzymując jedną ręką olbrzymi zbiornik.

- Odsuń się - mruknęłam nie patrząc na nią - Ja się tym zajmę.

Niebieskooka z przerażoną miną spojrzała na mnie jak na wybawcę. Cóż, powinna była. Niestety ta wciąż klęczała pod zbiornikiem nie wiedząc co zrobić. Wciąż się na mnie patrzyła.

- Ogłuchłaś? - warknęłam - Jeśli życie ci miłe odsuń się.

Po tych słowach wyprostowałam nieco zbiornik by dalej się nie pochylał po czym chwyciłam Videl za ramię wyszarpując ją do tłumu przerażonych ludzi. Moja mina mówiła sama za siebie - wariatka. Taka dzielna ponoć była, a w tej chwili niemal leżała na podłodze nie potrafiąc poruszyć nawet palcem u stopy. Wróciłam do cysterny rozprostowując nieco karku. Zastanawiałam się jakby tu rozwalić żelazny pojemnik by w końcu zdecydować się na kopnięcie. Moja noga weszła w metal niczym w masło robiąc potężną dziurę z której chlusnęła chłodna woda. Gdybym nie uniosła się kilka centymetrów nad ziemią woda podcięłaby mi nogi. Ludzie zaczęli wiwatować. Skandowali coś niezrozumiałego gdy po chili zaczęli ściskać siebie nawzajem z radości. Dziś cenili sobie życie. Wzbiłam się wyżej i miałam zamiar się ulotnić gdy usłyszałam wołanie dziewczyny.

- Komu mamy dziękować? - zapytała.

Zniżyłam się tak by lepiej na nią spojrzeć, ale żeby zachować dystans. Wciąż wisiałam w powietrzu mając obojętną twarz. Ściągnęłam brwi patrząc jej w oczy.

- Jestem - powiedziałam powoli spoglądając na nią kontem oka - Księżniczką Saiyan.

Czarnowłosa spojrzała na mnie jak na wariatkę robiąc głupią minę. Latająca księżniczka ze złotym ogonem właśnie uratowała jej tyłek, a ta stała niczym słup soli. Machnęłam ręką by w sekundę później znaleźć się za jej plecami. Wzdrygnęła się czując mój oddech na karku. Ani myślała się obrócić.

- Uważaj na siebie - szepnęłam jej do ucha.

Ulotniłam się w parę chwil by wylądować na ulicy wśród strażaków. Woda całkowicie ugasiła płonący budynek, tworząc na dole mżawkę. Oznajmiłam iż mogą ruszyć na ratunek ludziom. Nie czekając na jakiekolwiek relacje ruszyłam przed siebie. Dom czekał, a wiedziałam, że prędzej czy później Gohan do mnie zawita i będzie prosił o wytłumaczenie. Wszak zajęłam się sprawą szalonego Międzygalaktycznego Wojownika.

Siedząc w ogrodzie, delektując się chłodnym napojem przygotowanym przez matkę Bulmy czekałam na przybycie przyjaciela. Długo go nie było, więc zaczęłam uważać, ze tego dnia nie przybędzie i kiedy zwątpiłam znikąd się pojawił patrząc na mnie spode łba. Podniosłam okulary przeciwsłoneczne by lepiej się mu przyjrzeć. Miał lekko nieciekawą minę, ale jego oczy zdradzały jakąś ulgę. Niemal miałam ochotę go pobić by wyśpiewał wszystko, jednak postanowiłam tego nie okazywać. Założyłam z powrotem okulary na nos wygodnie rozkładając się na leżaku.

- Chcesz? - podsunęłam mu zimny napój - Pyszny.

Chłopak nic nie mówiąc wziął szklankę i upił łyk by po chwili zając wolne miejsce obok. Nie rozsiadł się za to wpatrywał się we mnie oczekując odpowiedzi na niezadane pytanie.

- Dobra! - zawołałam wyrzucając ręce w górę - Śledziłam cię, czy to coś strasznego?

Chłopak nie odzywał się tylko patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma. Wstałam z leżaka i przeszłam trzy razy to w jedną, to w drugą stronę.

- Chciałam zobaczyć co robisz - wzruszyłam ramionami - Nie znam ludzkiego życia, byłam ciekawa.

- No… Dobrze - mruknął nie wstając z miejsca - Cały czas?

- Prawie - przyznałam - I powiedz mi czym jest kino? Nigdy tam nie byłam, a poszedłeś tam z tą szantażystką i nie rozumiem…

- Jesteś zazdrosna? - zapytał powoli jakby bał się użyć tych słów.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Ja? Zazdrosna o tę dziewuchę? Nigdy w życiu! Z miłą chęcią podłożyłabym jej nogę, ale wiedziałam, że nic nie może zrobić mojej osobie.

- Eee? - zdziwiłam się - Poczułam się nieco urażona, to wszystko. Tak poza tym to się ciesz, że byłam na miejscu i opanowałam sytuację.

Puściłam mu figlarnie oczko z powrotem siadając na leżak. Westchnęłam układając się wygodnie.

- Właściwie uratowałaś mi skórę, bo gdy mnie Videl spotkała z Angelą nie męczyła mnie o mój sekret, choć Angela postanowiła wydać mnie.

Zerwałam się z miejsca obawiając się najgorszego. Jeśli ona dowiedziałaby się o nim ja byłam następna. I tyle z mojego wspaniałego stroju i traktowania Vid z wyższością gdy ta łamałaby sobie głowę kim jest kolejny super bohater.

- Spokojnie - westchnął z ulgą - Chodziło o głupie szorty z misiem, które dostałem.

Upadłam na trawę głośno się śmiejąc. On musiał się poniżyć dla takiego sekretu! Czyli dziewczyna nic na niego nie miała, a my mogliśmy prowadzić dalej swoje inne życie. Kiedy się pozbierałam do kupy usiadłam naprzeciw przyjaciela uśmiechając się do niego szeroko.

- Nie pytała o mnie? - zapytałam.

- Nie - odparł szybko.

Postanowiłam w tej chwil pokazać mu swój strój raz jeszcze. Tym razem mógłby się mu przyjrzeć uważnie i stwierdzić czy jestem bardzo rozpoznawalna czy też nie. Wyciągnęłam rękę pokazując mu bransoletę z koralików, gdzie zielony był przyciskiem do transformacji kostiumu. Wcisnęłam paciorek by w chwilę potem stać się bohaterką miast i okolic. Wstałam dumnie obracając się parę razy. Oczy Gohana niemal wyszły z orbit. O to właśnie chodziło! Niespodzianka wyszła jak trzeba.

- Takie przebranie skonstruowała mi Bulma. I jak ci się widzi?

- Ee… Jest takie… - zająknął się.

- No co? Nie podoba Ci się? Wiadomo, że będę w nim paradować tylko jako złotowłosa.

Syn Goku zarumienił się odwracając głowę. Nic z tego nie rozumiałam.

- Jest ładny, bardzo kobiecy - wyjąkał - Nie przyzwyczaiłem się do takich strojów.

- Nie przesadzaj, moja matka miała niemal podobny - machnęłam ręką.

Mieliśmy oboje nadzieję, że Videl się uspokoi co do Wojownika i zainteresuje się latającą złotowłosą księżniczką, którą mam nadzieję nie zidentyfikuje ze mną, a jeśli tak będzie nie miałam zamiaru z nią o tym dyskutować. Nie byłam Gohanem, któremu kłamstewko przez gardło przejść nie może.

Nastał kolejny poniedziałek, następny dzień w szkole. Na dachu byłam pierwsza więc czekałam na przyjaciela, który nieco się spóźniał. W końcu go dostrzegłam. Zajęliśmy swoje miejsca, on czekając na zajęcia, ja na ich koniec. Wciąż nie podobało mi się, że muszę tu przebywać. Ach jak marzyło mi się jakieś monstrum, które można by było skopać, ale tak porządnie. Oddałabym wszystko by nie musieć tu przychodzić. Wszystko? Nie byłam pewna czy aby na pewno, przyjaźni, jedynej jaką kiedykolwiek miałam bym nie oddała. Tego dnia Videl siedziała niespokojnie. Co chwila zerkała na swój zegarek z możliwością komunikowania się jakby czekała na kolejne wezwanie z utęsknieniem. Czyżby była podobna do mnie?

- Słyszeliście o nowym bohaterze? - szepnęła w stronę Erasy.

- Jak to nowym? - zdziwiła się - Ja nic nie słyszałam.

- Kolejny? To który to już z rzędu? Trzeci, czwarty? - zawołał Sharpner.

Dziś był jego pierwszy dzień w szkole od naszego incydentu ze ścianą. Póki co się nie odzywał i nie okazywał specjalnego zainteresowania moją osobą. Miałam nadzieję, że już tak zostanie. Starannie przeczesał palcami blond włosy delikatnie uśmiechając się do koleżanki z ławki.

- Widziałam ją na własne oczy - czarnowłosa była ożywiona - Wyglądała jak latający wymiar sprawiedliwości.

Gohan porozumiewawczo spojrzał na mnie by następnie udać zaciekawionego. W sumie oboje byliśmy zainteresowani zdaniem tej dziewczyny. Czy mnie rozpoznała, czy jednak nie? Ja udawałam, że czytam podręcznik z fizyki dobrze nastawiając uszu.

- Dziewczyna? - zapytał Gohan - Jesteś pewna? Ponoć latający wymiar sprawiedliwości był mężczyzną. Skąd ta zmiana?

Córka Satana spojrzała na niego ni to groźnie ni to z zainteresowaniem. W każdym bądź razie nie mogła powiązać sytuacji dnia poprzedniego z nim choć był w tym czasie w mieście, w dodatku niedaleko zdarzenia.

- Nie wiem - westchnęła - Jego znam z opowieści, ale ona była prawdziwa! Pomogła nam i umie latać, naprawdę i miała ogon.

Blondyn zachichotał cicho mrużąc oczy. Dziewczynie nie spodobało się to i spojrzała na niego spode łba. Niemal zamachnęła się ręką.

- A mówią, że to ja dostałem w głowę - powiedział w końcu.

Parsknęłam cicho, jednak nie wystarczająco by tamtych dwoje spojrzało w moim kierunku. Nasze spojrzenia w końcu się spotkały tego dnia. Jak gdyby nigdy nic popatrzyłam na nich kpiącym wzrokiem by następnie zanurzyć się ponownie w podręczniku. Nie interesowało mnie co pomyślą. W sumie byłam pewna, że nie będą mnie z niczym pozwiązywać. Przecież nie wyglądałam jak tamta latająca dziewczyna.

- Nie bądź śmieszny Sharpner - burknęła niebieskooka - Powiedziała, że jest Księżniczką Sajpanów.

Na te słowa uszy mi zwiędły. Miałam ochotę krzyknąć jakim prawem przekręca słowo Saiyan jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam stojąc z niemal wyciągniętą ręką . Niestety inni to zauważyli i musiałam działać. Gohan już się na tym dał złapać przy kłusowniku więc nie miałam zamiaru przerabiać tego samego. Oznajmiłam nauczycielowi, że muszę skorzystać z toalety. Wychodząc z ławki delikatnie szturchnęłam przyjaciela. Miałam nadzieję, że zrozumiał o co mi chodziło. Chciałam by zrelacjonował mi opowieść dziewczyny pod moją nieobecność. Oczywiście jeśli było w niej coś czym powinnam się była martwić. Na szczęście nie było takiej sytuacji, a do końca dnia ani razu nie spojrzała na mnie z jakimś większym podejrzeniem jak to robiła wobec Gonana. Tego dnia nawet na niego specjalnie nie zwracała uwagi.

Kiedy zajęcia się skończyły, a Son Gohan przebierał się po zajęciach z w-f opierałam się o ścianę spoglądając na drzwi wyjściowe. Nie mogłam doczekać się lotu nad miastem w swoim stroju wraz z przyjacielem. Później mieliśmy się spotkać w sali grawitacyjnej by potrenować. Nie chciałam by nasz trening był w jakikolwiek sposób zaniedbywany. Co prawda przez jakiś czas nic się nie działo, ale wiadome było, że zło nigdy nie śpi i może zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Czy nie było tak z Yonanem czy bandą Bojacka?

- Witaj Saro - nagle znikąd pojawił się Sharpner.

Byłam pewna że wystraszyłam go na śmierć, a ten jak gdyby nigdy nic stał nade mną wpatrując się w moje oczy z dziwacznym uśmieszkiem.

- Jeszcze ci mało? - burknęłam.

- Nie przyszedłem cię denerwować - wytłumaczył szybko - Raczej przeprosić. Nie sądziłem, że masz taki charakterek.

- Wiele o mnie nie wiesz - prychnęłam odwracając się od niego.

Nim zdążyłam zrobić jakikolwiek krok złapał mnie za ramię. Widocznie jego zdaniem nasza rozmowa nie dobiegła jeszcze końca. Wzięłam nerwowo wdech a ściskając usta odwróciłam głowę by na niego spojrzeć. Zaskoczona niemal przywarłam do muru a on był tak blisko jak jeszcze nikt. No, może Son Goten kiedyś, w świecie protektorów. Nie spodobała mi się ta sytuacja, nie miałam zamiaru tego kontynuować. Wiedziałam jak się to skończy! On mnie pocałuje, licho wie dlaczego a ja mu przywalę i znowu trafi do szpitala. Tym razem to Bulma mi by nie popuściła. Przełknęłam ślinę patrząc jak ten mruży oczy. Chwycił się mojej brody delikatnie palcami.

Muzyka

- Kino - wymamrotałam.

Ten osłupiał, puścił moją twarz i zamrugał parę razy. Miał komiczną minę.

- Co proszę? - zapytał pospiesznie - Kino?

- Tak - westchnęłam z odrazą - Na przeprosiny. A tak poza tym nie interesują mnie faceci słabsi ode mnie.

Odsunęłam się i ruszyłam powoli w stronę wyjścia. Blondyn stał nieruchomo przez chwilę by później szturchnąć Gohana przechodzącego obok. Czarnooki miał niewyraźną minę. Mogłabym przyrzec, że się denerwował.

- Stało się coś? - zapytałam - Wyglądasz jak duch.

- No… Tego… - zachichotał nerwowo - O co chodziło?

- Chodzi ci o tego błazna? - rzuciłam niedbale - Uczepił się. Ponoć chciał przeprosić to mu kazałam zapłacić za kino.

- Kino?! - syn Goku także osłupiał - Idziesz z nim do kina?

- O co ci chodzi? - byłam wielce zdziwiona - Ty byłeś z Angelą a ja nie mogę iść z kimkolwiek? Przecież sam mi tego nie zaproponowałeś. To tylko kino. Mówiłeś, że to głupie filmy.

Chłopak stał jak wryty i nie rozumiał co właściwie mu powiedziałam. Po chwili jednak nabrał kolorów i ruszył za mną w nieco lepszym nastroju.

- Kiedy? - zawołał za mną.

- Kiedy co?

- No kino!

- Nie wiem, kiedy zechcę.

Wychodząc na ulicę, poza mury szkoły Gohan podśmiewał się z „sajpanów”. Już miałam mu napomknąć o kłusowniku, a wtedy rozległy się strzały, syreny oraz dźwięk pędzących samochodów. Odbywała się jakaś pogoń. Gdy nas minęli pojazd służb prawa walnął w hydrant by następnie rozbić się w szkle budynku sklepowego. Spojrzałam na to z roztargnieniem. Tych w żółtym samochodzie można było bezkarnie skopać i nikt nie miałby nic przeciwko. Son Gohan jednak mnie ubiegł i stał już za dwoma typkami, którzy obserwowali roztrzaskany radiowóz. Z zazdrości ścisnęłam pięść.

- Dzień dobry - przywitał się grzecznie - Jakiś problem, pomóc panom?

Opryszkowie spojrzeli na niego by po chwili się roześmiać. To była zwykle moja taktyka, albo nie - Vegety. Mnie po prostu się podobała. Podeszli do niego prężąc swoje muskuły. Uśmiechnęłam się pod nosem czekając na reakcję tych dwóch palantów co stwierdzili iż Gohan jest miernotą.

- Dzieciaku zmiataj stąd, nie wiesz z kim zadzierasz - wywyższał się szatyn o lepszej posturze - Należymy do syndykatu Czerwonego Rekina.

- Nie znam - oznajmił przyjaciel - Ale nie szkodzi.

Napakowany podniósł syna Chi-Chi za koszulkę jak szmacianą lalkę, a ten uśmiechał się do niego wiedząc, że tamten nie ma z nim najmniejszej szansy. Na mojej twarzy uśmieszek zagościł na dobre. Wtedy usłyszałam wołanie z tyłu i dostrzegłam tę Videl. Stała jednak i przyglądała się wszystkiemu. Jak Czarnowłosy bez problemowo unika ciosów i się świetnie przy tym bawi. W tej chwili mogła go zdemaskować! Nie było czasu. Podniosłam swoją KI na tyle by Gohan zwrócił na mnie uwagę, a gdy to uczynił kciukiem wskazałam mu kierunek szpiega. Ten stanął jak wryty po czym oberwał pięścią w nos. Gdyby był to cios mierzony ode mnie czy kogoś mojego pokroju można byłoby zastanawiać się, czy jego nos da się odratować, ale w przypadku tych miernot nic mu nie groziło. Wtem Videl wystartowała z krzykiem chcąc posiekać przeciwnika na kawałeczki. Co by było śmieszniej podłożyłam jej nogę i ta upadła wprost na gościa w zielonej koszulce. Parsknęłam śmiechem i podeszłam do zbirów. Ten właśnie usiłował zrzucić z siebie natarczywą nastolatkę.

- Panowie pozwolą - złapałam krępego za rękę.

Choć nie miałam ochoty musiałam zachować pozory więc uratowałam dziewczynę od ciosu w głowę. Prawdopodobnie nie ucierpiałaby zbyt mocno, ale trzeba było ją uratować, wszak to ja wepchnęłam ją pod jego nogi. Bez żadnych popisów kopnęłam bydlaka w brzuch tym samym powalając go. Przecież historia o mojej sile się już rozniosła. Skoro córka Herkulesa mogła być twardzielką dlaczego nie ja?

- Jesteś chora! - krzyknęła - Pozwoliłaś by Gohan oberwał kiedy sama mogłaś go pokonać!

- Cóż, to proste - udałam niewinną - Właśnie pokazałam ci, że mój przyjaciel nie jest tym Kosmicznym dziwadłem za jakie go posądzasz.

Gohan gdy się podniósł i otrzepał spojrzał na mnie z nie lada podziwem, a sama księżniczka miasta wyłupiła oczy. Zrobiła się czerwona, spuściła wzrok.

- To prawda, stałam i czekałam na jego ruch - mruknęła - Byłam pewna. Przepraszam Son Gohan. Nie pomyślałam, że ci brutale mogliby cię skrzywdzić.

Chłopak lekko zakłopotany podziękował koleżance i postanowił szybko wybaczyć taką niebanalną pomyłkę. Oboje stali w niezręcznej sytuacji, ale było widać, że chłopakowi ulżyło. Wreszcie miał spokój. Tym razem niebieskooka na mnie spojrzała podejrzliwie.

- Co się gapisz? - warknęłam - Tylko ty możesz być silna?

Na pięcie odwróciłam się szarpiąc za sobą zdezorientowanego towarzysza szepcząc mu do ucha by się natychmiast ulotnić. Przynajmniej przyjaciel był cały.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.