Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

09. Planeta Ziemia

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Freezer
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2013-06-17 19:08:07
Aktualizowany:2018-03-03 19:05:07


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


- Za godzinę lądujemy panie! - Oznajmił podwładny wparowując do pomieszczenia gdzie się przegrupowaliśmy.

Wszyscy ruszyli do szafek przygotować się do nalotu. Nie mogłam doczekać się zejścia na nowy ląd, to było takie ekscytujące. Na radarze wskazywało, że Saiyanin, który zniszczył Freezera podążał w tym samym kierunku co nasz statek, tyle że o trzy godziny wolniej. Prawdopodobnie była to kapsuła należąca do załogi Gyniu Force, a one nigdy nie były zbyt szybkie. No cóż… Gyniu niejednokrotnie oszczędzał pieniądze na elektronice by móc dobrze je wydać na międzygalaktycznych wczasach, na które mógł sobie pozwolić raz na dwa lata.

- Ruszać się gamonie! - Wydarł się jeden z kapitanów.

Niżsi rangą uformowali szyk do wyjścia na zdobywaną planetę Ziemię. Widać było, że nie mogą się doczekać jatki jaka ich czekała. Choć spodziewałam się bardziej rzezi na tubylcach niźli poważnej walki.

- Kiedy już uporamy się z tym syfem będziemy mieli spokój - Szepnął jeden.

- Racja tylko ominie nas walka tego gościa z Freezerem.

- No racja…

- Mam nadzieję, że ktoś to dopatrzy i opowie jak to wyglądało - Westchnął drugi.

- No, stary przydało by się - Rzekł pierwszy czyniąc minę nad wyraz śmieszną - Coś od życia się należy!

- Zajmij się swoją robotą, a on swoją - Warknęłam znudzona

Fakt, faktem, ale ja nie miałam zamiaru tego oglądać. Musiałam dowiedzieć się czy na tej planecie jest Vegeta! To właśnie była moja misja. Tylko po to tu przyleciałam z tak odległej galaktyki. Choć i tak nie miałam nic specjalnego do zajęcia rąk. To także miał być świetny moment na rozstanie się z Raign i Frezzerem raz na zawsze! Musiałam uwolnić się z przeklętej niewoli i partactwa, chorych kłamstw i głupich udawanek. Czas było zemścić się za wszystkie poniżenia i za śmierć moich rodziców! Kto wie, może Vegeta wracał do domu wiele razy i nie mógł go znaleźć… Planeta, która niegdyś może i nie tryskała życiem zamieniła się w gwiezdny pył… I ten Saiyan, który bronił Vegety - pan Bardock. Zginął honorowo i do ostatniego momentu bronił naszego domu nim ten przestał istnieć, a ja byłam zmuszona oglądać śmierć to ze statku matka… Gdybym mogła teraz stawiać pomniki to właśnie jemu za odwagę i honor, a także lojalność wobec ojczystej planety. I ci wszyscy inni zabici na moich oczach. Nawet Natto nie zdołał przeżyć… Jednak on poległ zupełnie w innych okolicznościach.


***

- Idę walczyć o kryształowe kule - Mruknął ponuro Natto.

- Ja też chcę! - Burzyłam się - Też chcę je zobaczyć!

Komunikowaliśmy się za pośrednictwem scouterow otrzymanych od Kosmicznej Organizacji. Zostaliśmy rozdzieleni, on został na statku matczynym wraz z Imperatorem, a ja wylądowałam pod obcasem Gyniu, choć wciąż pod Freezerem.

- Wiem, że byś chciała, ale to nie jest zabawa, to nie tak jak ci się wydaje - Upomniał mnie surowo.

- To nie sprawiedliwe, że wszystkie najlepsze misje mnie omijają.

Usiadłam urażona na pryczy w swojej kajucie i nerwowo poruszałam stopą. Nie mogłam znieść tej bezczynności po raz kolejny.

- Tu będziesz bezpieczna - Wyczułam jego uśmiech w głosie.

- Bezpieczna… bezpieczna - Prychnęłam- Też mi coś! Bezpieczna na statku wroga!

Nie wiedział jak dotrzeć do mnie. Za każdym razem denerwowałam się, że jestem tylko dzieckiem i tak właśnie mnie wszyscy postrzegali. Nikomu nie potrzebny zasmarkaniec.

- Księżniczko, jeśli zginę będziesz prawdopodobnie ostatnim żywym kosmicznym wojownikiem… - Szepnął z przejęciem - Nie możesz dać się zabić.

Coś mnie zakuło w piersi. Poczułam dziwną pustkę. Kosmiczny wojownik na wyginięciu… Po kilku latach wciąż tak ciężko mi było w to uwierzyć.

- Nie umrzesz Natto - Wtrąciłam szybko - Ani ja ani Ty.

Jeszcze przez jakiś czas opowiadał co działo się u niego i z jakimi tępakami przyszło mu pracować. Wspomniał także, że raz widział kapsułę z dwoma Saiyańskiemu, ale nie był w stanie się z nimi napotkać, czy też wymienić spojrzenia. Zastanawiałam się czy oni w ogóle mieli pojęcie o tym co zaszło na Vegecie.

- Powodzenia bracie… - Rzekłem cicho po czym się rozłączyłam.

***


Jakże się myliłam… Przeżyłam, ale on już nigdy nie wrócił, więcej nie zadzwonił… Jednak nie byłam ostatnim kosmicznym wojownikiem we wszechświecie! Był ten z Ziemi! Pytanie polegało na tym, czy nie tylko był moim bratem, ale czy to był jeden z tych, o których wtedy wspominał syn Nappy? Czułam, że jeszcze nie wszystko było stracone, że jeszcze da się odwrócić to wszystko co się wydarzyło w minionych latach, iż na nowo Saiyanie zasmakują życia, bez względu na przeszłość będą silniejsi i niezależni. Już nikt by naszą nacją by nie rządził, nie był by ponad nami.

- Panie jesteśmy na miejscu - Oznajmił jeden z nawigatorów.

Staliśmy gotowi do wyjścia. Miałam na sobie pelerynę od Gartu oraz Mandarkerę w pogotowiu. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment użyję jej i ruszę na poszukiwania brata, chyba, że byłby nim ten, który kierował się także na tę planetę.

Gdy nadszedł ten czas i drzwi statku powoli zaczęły się otwierać. Przełknęłam ślinę, a pierwsi wyszli pikinierzy. Rondo chwilę później się wydarzyło przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W kilka sekund po opuszczeniu statku zaczęli padać jak robaki, tworząc kreatywne dywan już u wrót. Wyczułam potężną energię, była tak miażdżąca, że mogłabym paść na kolana czekając na rychły koniec, bo nigdy nie byłabym w stanie się jej oprzeć. Nagle pocięte na kawałki ciała poddanych jaszczurzych króli wszechświata rozścieliły zieloną trawę zmieniając jej barwę w szkarłat. Kim u diabła to mógł być ten gość? Saiyanin miał jeszcze trzy godziny na dolecenie na ten glob. Freezer i Generał Kord wybiegli na zewnątrz by znaleźć winowajcę tych czynów. Nie mieli zamiaru tracić wojsk, choć zupełnie inaczej odbyło się to na ziemiach Nameck'an. Chcieli znać przyczynę tejże sytuacji, a ja wraz z nimi.

- Kto to zrobił? - zdziwił się Frezzer - Niebywałe.

- Ja - Odpowiedział młody chłopak ubrany w dziwne ciuchy.

Jego kolor włosów zdradzał mi, że nie był poszukiwaną osobą przeze mnie. Musiałam przyznać, że się zawiodłam, bo oczekiwałam swojego brata. On przecież był potężny, był księciem. Ten tam miał przywdziany miecz na plecach i emanowała z niego nie byle jaka moc. Wyglądał zupełnie jak ja tyle, że kolor oczu miał niebieski, a włosów fioletowo-szary. Nie posiadał ogona. Więc tak wyglądali ci Ziemianie? Byli całkiem normalnie wyglądający, jak na rasę mieszkającą miliardy lat świetlnych od Vegety, a tam prawdę mówiąc byliśmy jedyni, a dookoła oślizgłe stwory, lub potwory, na które spoglądało się z gęsią skórką.

- Kim jesteś zuchwalcze? - Oburzył się ojciec Frezzera - Brać mi go!

To był właśnie ten moment, na który czekałam. Pośpiesznie założyłam Mandarkerę i zaciągnęłam na głowę kaptur. Napastnik nie mógł mnie już zobaczyć. Powoli odsunęłam się od statku. Nie mogłam przecież sobie pozwolić na to by mnie zabił! Nie teraz kiedy mam możliwość odnaleźć jedyną osobę z rodziny jaka mi została, o ile w ogóle było to możliwe. Nie spoglądałam za siebie z obawy, że mój plan nie wypalił i jakimś cudem młody chłopak mnie dostrzegał, choć w tej chwili miał zajęcie i zabijał każdego, który się do niego zbliżał. Padali jak kukły jeden po drugim, zupełnie jakby ich dotychczasową moc nie istniała, jakby on sam mógł stać się bogiem zniszczenia. Był świetny w tym co robił. Co do tego nie miałam wątpliwości, jednak na sobie nie chciałam się dowiedzieć.

- Zabiłeś moich ludzi! - Zauważył Frezzer - W tym moich trzech najlepszych żołnierzy. Kim jesteś młodzieńcze i skąd u ciebie taką siła?

O przepraszam, jaśnie panie, ale ja żyję. Pomyślałam w złości Nie zabije mnie jakiś tam ziemianin!

- Przybyłem tu po to by nie pozwolić ci zniszczyć tej planety - Odpowiedział dumnie - Więc zginiesz z mojej ręki.

Musiałam już ruszać. Teraz gdy nie był w stanie namierzyć mnie i mojej KI. Wzbiłam się w powietrze i ruszyłam w drogę. Lecąc zauważyłam garstkę tubylców kryjących się za skałami jakby na coś czekali. Czyżby szli do Frezzera? A może wyczekiwali rychłej śmierci tego potwora, a ten śmiałek o dużych oczkach był ich wybawicielem? Nie miałam niestety czasu na takie gdybanie, musiałam odnaleźć w końcu swojego brata. Moją jedyną rodzinę. Powietrze na Ziemi było nieskazitelnie czyste a otoczenie piękne. Albo było tak naprawdę, albo za długo przebywałam w pomieszczeniach gdzie był nawet problem z odświeżaczem. Gdzie na tej planecie znajdowały się domostwa? Gdzie okiem nie sięgnąć były tylko piaskowe skały i odrobiną zieleni. Spostrzegłam przed sobą jakąś zwierzynę o wielkim porożu. Strzeliłam doń, wszak musiałam coś zjeść a jedzenie na statku było paskudne, chociaż obrzydliwie. Nieopodal usłyszałam szum rzeki i postanowiłam się obmyć w spokojnie płynącym potoku więc czym prędzej tam wylądowałam. Spacerowym krokiem podążyłam wzdłuż brzegu napawając się tym dźwiękiem. Tak dawno nie byłam na powierzchni, że nie miał zapomniałam jak może cudnie pachnieć rześkie powietrze. Kucnęłam nad wodą chwilę się jej przyglądając. Zdawało się, że ma kolor niebieski, choć wiedziałam, że jest bezbarwna. Na mojej planecie była różowego koloru, z resztą ziemię były nie tylko ciemno brunatne ale i czarne, a tu wchodziły w brąz i ta soczyście zieloną trawą! Ja nigdy czegoś podobnego nie dostrzegłam w mieście centralnym, ale gdybym miała więcej czasu na przemierzenie swojego nieistniejącego domu...

- Ta woda jest pyszna! - Uradowałam się biorąc pierwszy łyk - Nigdy czegoś takiego słodkiego nie piłam!

Wielce zafascynowana florą tej Błękitnej planety położyłam się na trawie i patrzyłam jak na błękitnym niebie leniwie płynęły obłoki o pierzastym wyglądzie. Można było się w tym miejscu zakochać.

- Pięknie tu - Szepnęłam rozanielona - Gdyby tak tutaj stworzyć nową Vegetę?

Wszystko tu przypominało Eden. Freezer nie na darmo chciał zdobyć tę planetę. Sprzedając ją za kolosalną sumkę mógł na niej dorobić się królestwa. Zdjęłam detektor z oka i zaczęłam mu się uważnie przyglądać. Komunikator a za razem wspomnienie niewoli, na samą myśl przeszedł mnie dreszcz.

- Nie będziesz mi potrzebny - mruknęłam wrzucając go do wody.

Chwilę wpatrywałam się jak niewielkich rozmiarów urządzenie lokalizujące powoli zanurza się w wodzie by następnie popłynął z wartkim strumieniem daleko w świat. To miał być ostatni dzień gdzie wspominałam KOH. Nigdy więcej nie zamierzałam wracać do tej przeszłości, niezależnie czy odnalazłbym tego księcia czy też ostała bym się jako ostatni z gatunku. Ważne, że na wolności!

- Jestem wolna! - Wykrzyczałam w niebo - Wolna!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.