Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Pogrzeby są dziwne

Autor:LadyCyan
Korekta:Inai, Inai, Inai, Inai, Inai
Serie:Zombie Loan
Gatunki:Fikcja, Romans
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2013-04-15 08:00:41
Aktualizowany:2013-04-30 14:14:41


Pogrzeby są dziwne. Nie powiem, że smutne, bo to jest oczywiste - są smutne, zarówno dla bliskich zmarłego, jak i obserwatorów. Ale są dziwne i tego w nich nie lubię. Nie lubię tego, że często muszę w nich uczestniczyć, nie odczuwając żadnego żalu po śmierci zmarłego. To jest dziwne. I nieszczere. Żadnego smutku, choćby refleksji - nic. Tak jak teraz, gdy patrzę jak pierwsza gruda ziemi uderza głucho w wieko jej trumny. Tej bez imienia. Która nic dla mnie nie znaczy. I czuję się jak oszust, stojąc jak kołek na jej pogrzebie, bo nie przyszedłem tu, by ją żegnać. Przyszedłem tu dla kogoś innego, wrzucającego właśnie teraz te okruchy ziemi do grobu. Ruch jego dłoni jest mechaniczny, pozbawiony uczucia, lecz zarazem elegancki - jak zawsze. Długie palce z namaszczeniem chwytają piach, który przesypuje się między nimi, chwilę go przytrzymują, jakby ważąc, a następnie wypuszczają, by mógł w końcu uderzyć w zimne drewno trumny. I to wszystko - prostuje się i odsuwa. Podchodzą następni, by uczynić to samo. Wszyscy ubrani na czarno, wszyscy z takimi samymi minami. Nieszczerze smutnymi, jak na mój gust. Wiatr niszczy im fryzury i gniecie ubrania, zimny i bezlitosny przygina do ziemi dwie wierzby rosnące niedaleko nowego grobu. Lecz ja już na to nie patrzę. Szukam go wzrokiem, zniknął gdzieś wśród tych kilkunastu osób. Chce być sam, jak zwykle. Nie chce nikogo przy sobie. Nikogo. Czuję lekkie ukłucie w sercu. Ciężko wzdycham.

Podbiega do mnie jakaś kobieta. Pamiętam ją z korytarza w Z-Loan. Szepcze mi coś na ucho, aby przypadkiem w tej cholernej zawiei nikt inny nie usłyszał. Choć nawet gdyby ktoś chciał, nie dałby rady. Wiatr szumi tak głośno, że nawet gdyby krzyczała, ciężko byłoby ją zrozumieć. W końcu jednak docierają do mnie urywki jej zdań. Informuje mnie, że ksiądz nie zgodził się odprawić za dziewczynę mszy, a nawet przyjść do jej grobu, bo twierdzi, że nie miała duszy. Kobieta niecierpliwi się, bo nie odpowiadam. Ale co mam jej powiedzieć? Co mnie to obchodzi? Chyba mnie z kimś pomyliła. Niech idzie do Bekko-san. W końcu zdenerwowana odchodzi, lecz nagle uderza mnie sens jej słów. Jeśli ta dziewczyna nie miała duszy to… Poczułem lodowaty ucisk w żołądku. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Ale to niemożliwe. Kompletny absurd. Nie jestem taki, jak ta…

Gdy szedłem bez celu przez porośnięty szumiącą trawą pagórek, byle jak najdalej od pogrzebu, echo poprzedniej myśli dotarło do mnie wyraźniej. Ta dziewczyna była zombie, co prawda stworzonym przez kogoś i nie całkiem obdarzonym własną wolą, ale jednak zombie. A skoro nie posiadała duszy, to czy inne stwory jej pokroju także? Czy jeśli człowiek umiera i potem zostaje zombie, to jest jej pozbawiony? Czy różni się czymkolwiek od tych krwiożerczych potworów bez kontraktu albo takich, jak ta dziewczyna? Przełknąłem ślinę. Jeśli byłoby to prawdą, to pewien nadpobudliwy, skrzywiony na punkcie pieniędzy i już dawno martwy licealista nie ma już czego szukać na tym świecie. Tym licealistą byłem ja. A Shito to już zupełnie inna historia… Ale czyżby oznaczało to, że Z-Loan nas oszukał? Mnie oszukał?

***

Z tych ponurych rozmyślań wyrywa mnie widok czarnej postaci sztywno siedzącej po turecku na białym nagrobku. To on. Bez wahania podchodzę bliżej, wchodzę na sąsiedni grób i także siadam. Dusze tych dwóch zmarłych ludzi, którzy tu leżą, pewnie gdzieś tam właśnie demonstrują swoje święte oburzenie za ten brak szacunku. Ale najwyżej Shito i ja oberwiemy po równo. Przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz wywołany przenikliwym zimnem mokrego kamienia. W dodatku wciąż nie przestaje kropić i wiatr wieje teraz ze zdwojoną siłą, wpychając mi kosmyki włosów do oczu. Chyba nie ma już na mnie ani jednej suchej nitki. Ubranie lepi mi się do ciała. Okropne uczucie.

Chwilę tak siedzimy, obaj pogrążeni we własnych myślach - znaczy ja myśląc o nim, a on pewnie błądząc nimi gdzieś daleko. Ciekawe, kim tak naprawdę jest - wiem, że na pewno nie zwykłym zombie, bo nigdy nie był człowiekiem, nigdy… nie żył. Tak mniej więcej powiedział mi Bekko-san. Czy w takim razie też został stworzony, jak tamta dziewczyna? To dlatego jest taki idealny? Taksuję go wzrokiem z ukosa. Wygląda jak posąg, siedząc nieruchomo z łokciami opartymi na kolanach i głową spuszczoną w dół. Nie widzę jego twarzy, tylko delikatnie zarysowaną linię szczęki. Czarne włosy, zmoczone deszczem, posklejały się w kosmyki, z których kropelki wody skapują na marmur.

- Shitooo. - mówię najbardziej irytującym tonem, na jaki mnie stać. - Przestań się mazać.

Patrzę na jego reakcję - lekkie drgnięcie, nic więcej. Ale ja wiem, że jak na niego to i tak bardzo dużo. Też opieram dłonie na kolanach, naśladując jego pozę i mówię dalej:

- Sam wiesz, że i tak prędzej czy później w ten sposób by się to skończyło. Ona nie mogła żyć w tym świecie. Nie była do tego przystosowana. Była za sła-ba. - ostatnie słowo sylabizuję z naciskiem.

- Zamknij się. - syczy cicho i podnosi głowę, lecz nie patrzy na mnie, tylko przed siebie. Teraz widzę jego idealny profil. Wiem o czym myśli. Wreszcie znalazł kogoś, kto potrafiłby go zrozumieć, kto mimo że na wpół świadomie, to jednak najlepiej zdawał sobie sprawę z tego, co on czuje. Ktoś, kto w ciągu kilku chwil stał mu się taki bliski. I został mu prawie natychmiast odebrany…

Wzdycha ciężko, z irytacją i zrezygnowaniem, po czym odgarnia mokre włosy z twarzy. Mimo to część kosmyków i tak wysnuwa się leniwie i powoli opada mu z powrotem na oczy. Łapię jeden z nich i ciągnę. Dość mocno. Wzdryga się i odtrąca moją dłoń. Rzuca mi wściekłe spojrzenie. Udało mi się go sprowokować.

- Odwal się, Akatsuki. Idź dręczyć kogoś innego.

Patrzę jak krwistoczerwone oczy ciskają we mnie złowrogie iskry, po to by po chwili znów zgasnąć. Wbija wzrok w ziemię i opuszcza ramiona.

- Jestem zmęczony. - szepcze chrapliwie. - Cholernie zmęczony…

Widzę, że cierpi i wiem czemu, ale powody tego cierpienia są dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Ale chcę, żeby poczuł się lepiej. W napięciu patrzę na jego zgarbione plecy. Mam wielką ochotę go objąć i przytulić. Oczywiście, ta opcja stanowczo odpada, ale żeby tak chociaż go lekko dotknąć… Wstaję, z ulgą odklejając się od mokrego kamienia i podchodzę do zajmowanego przez Shito nagrobka. Siadam za nim. Chwilę się waham, lecz w końcu kładę dłonie na jego karku i zaczynam go masować zdecydowanymi kolistymi ruchami. Drgnął, zaskoczony moim dotykiem i natychmiast napiął mięśnie.

- Ej, nie napinaj się tak, tatuś ci rozmasuje kark. Wyluzuj… - mówię, starając się, by mój głos brzmiał swobodnie. Czuję mrowienie w opuszkach palców. Gadam przez chwilę jakieś głupoty, nawet sam nie wiem o czym. Shito milczy i chwilę się opiera, lecz po jakimś czasie jego napięte mięśnie powoli się rozluźniają, aż w końcu kompletnie poddaje się moim ruchom. Odsuwam mu kołnierz marynarki, żeby rozmasować wszystkie partie mięśni. Skóra pod moimi palcami jest gładka i mokra od deszczu. Mimo że do tej pory tego jeszcze nie zrobił, cały czas zastanawiam się, kiedy mnie uderzy, zirytuje się albo powie, żebym przestał. Nie lubi, gdy się go zbyt często dotyka. Lecz czekam, a on nie reaguje. Siedzi w bezruchu i wydaje się całkiem zrelaksowany. Więc masuję go dalej. Zamykam oczy i próbuję zapamiętać tę chwilę - dotyk jego ciepłej, gładkiej skóry i to uczucie gorąca, które promieniuje z moich dłoni, rozlewając się po całym ciele. Chcę więcej tego ciepła... Ale nie mogę chcieć. Muszę się odsunąć, już wystarczy… W tej chwili Shito powoli odchyla głowę. Dociera do mnie jego zapach - lekko ziołowy aromat orientalnych przypraw. Wdycham go i czuję, że kręci mi się w głowie, a ręce nagle słabną i zsuwają się po plecach Shito. Równocześnie krew szybciej popłynęła mi w żyłach. Pod wpływem impulsu pochylam się i lekko przesuwam ustami po jego szyi w miejscu, gdzie skóra jest najcieńsza, tam gdzie chowa się tętnica. Uderza mnie nagła myśl - Wyczuwam, jak pulsuje w nim życie. A przecież on nie żyje. I nigdy nie żył. W każdym razie nie tak po ludzku

Tymczasem mój partner sztywnieje na ten gest. Myślę, że zaraz mnie odepchnie, jednak on tego nie robi, tylko spięty, siedzi w bezruchu. Więc chwytam go w pasie, na co wstrzymuje oddech.

- Co ty… - wykrztusza w końcu, gwałtownie wypuszczając powietrze. Chcę przestać, lecz moje ręce już mnie nie słuchają. Przyciągają go do mnie blisko, tak blisko, że przez mokry materiał koszuli i marynarki wyczuwam ciepło jego ciała. Zastanawia mnie, czy on czuje, jak mocno bije mi serce. Bo wali tak, że chyba słychać na całym cmentarzu. Przyciskam go do siebie z całej siły. Nie obchodzą mnie już pozory, może mnie znienawidzić, uważać za nienormalnego psychola, nie wiem co jeszcze… Właściwie wszystko mi jedno, skoro nie mam duszy, mogę robić co chcę. Nie będę udawać. Moje dłonie błądzą po jego brzuchu mnąc mokry materiał, twarz wtulam w ramię Shito. Zsuwam mu krawat i delikatnie przejeżdżam palcami po obojczyku, głaszcząc bladą skórę. I on jakby nagle się ocknął, w ułamku sekundy wzdryga się, odsuwa siłą moje ręce i wykrztusza:

- Akatsuki… - słyszę lekkie drżenie w jego głosie, który zaraz szybko twardnieje. - Co ty odwalasz? Spadaj!

Mówiąc to, odwraca się w moją stronę z uniesioną do uderzenia pięścią, a ja robię kolejną głupią rzecz, na którą od dawna miałem ochotę - chwytam go za podbródek, pochylam się i przyciskam usta do jego lekko rozchylonych warg. Ręka Shito zamiera w powietrzu. Ogarnia mnie fala podniecenia, gdy znów uderza we mnie jego zapach. Moja dłoń wplątuje się w mokre czarne włosy i mocniej przyciska go do mnie. Wtedy mój wzrok napotyka szeroko otwarte, krwistoczerwone oczy. Widzę w nich szok. Momentalnie dociera do mnie, że właśnie wszystko psuję. Muskam więc tylko jego usta i odsuwam się, zmuszając się do puszczenia go. Przywołuję na twarz złośliwy uśmiech i chowam ręce za siebie, próbując ukryć to, jak drżą.

- Gdybyś tylko widział swoją minę…

Rozszerzone oczy Shito mają jeszcze ten zaskoczony wyraz sprzed chwili, lecz już po sekundzie ciemnieją w zimnej furii. Gwałtownie mnie odpycha tak, że uderzam głową o nagrobek. Wstaje i dysząc ze złości, z góry piorunuje mnie wzrokiem.

- Ty idioto!

Śmieję się, rozcierając sobie potylicę. Staram się skupiać na swoich słowach i jego złości, żeby pozbyć się wspomnienia minionej chwili. Wciąż mi wali serce i jestem trochę rozkojarzony.

- Znów jesteś normalny! Myślałem, że będziesz się tak użalał przez wieczność… Już nawet zacząłem szukać sobie nowego, sensownego partnera, który się nie obija, tak jak ty.

Shito prycha i na odchodnym rzuca przez ramię:

- Odwal się, śmieciu.

- Zdychaj, gówniany Shito.

No i znów po staremu. Prostuję się i wsadzam ręce w kieszenie. Wzdycham ciężko. Co ja sobie myślałem? Jak mogłem być na tyle głupi, żeby się tak odsłonić? Ale nie potrafiłem się powstrzymać. Robi mi się gorąco, gdy jeszcze raz odtwarzam w pamięci tamtą chwilę. Smak deszczu na jego ustach… Koniec! Muszę o tym zapomnieć, choć wiem, że to raczej niemożliwe. Ale prawdą jest, że nie zapanowałem nad sobą i przez to o mały włos nie zepsułem swojej przyjaźni z Shito. Nie chcę jej stracić przez jakieś pokręcone uczucia. Bo relacja z nim jest dla mnie naprawdę ważna. Kto jak kto, ale on najlepiej rozumie, co czuję. Wiem to, mimo że nigdy sobie nie opowiadamy o naszych problemach. I mimo że udaję nienawiść do swojego partnera, to prawda jest taka że… Sam nie wiem. Ale w każdym razie prawda jest toksyczna. Zrozumiałem to dzisiaj. Dlatego muszę bardziej uważać na to, co robię. Dopóki to wszystko nie minie…

Kopię jakiś zabłocony kamyk i ruszam z powrotem na górę, gdzie żałobnicy żegnają dziewczynę-zombie.

Już absolutnie nigdy nie pozwolę sobie na taką chwilę słabości, postanawiam w duchu.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • : 2013-04-16 14:19:47
    Niezłe, naprawdę niezłe...

    Spodobał mi się ten tekst. Niby nic nadzwyczajnego, ale jednak wciąga i ma w sobie to... coś, co lubię. I nie chodzi tu o yaoi/shonen ai - bądź co bądź, tego pierwszego raczej unikam, drugie trawię w odpowiedniej ilości. Po prostu - zgrabna historia i ciekawe postacie. W świecie przedstawionym niezbyt się połapałam, ale nie zmienia to jednak faktu, że fajnie piszesz. Oj, polonistka kazała unikać słowa ,,fajnie'', ale co poradzę? Ten tekst jest po prostu fajny. Dobre poczytadło przed komputerem.

    Pozdrawiam i życzę dalszej weny! :)

  • Skomentuj