Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Slayers - Droga Niepokoju

Szowiniści? Znów przeszkoda w drodze do celu!

Autor:Miya-chan
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Komedia, Przygodowe
Dodany:2005-07-04 20:38:33
Aktualizowany:2005-07-04 20:38:33


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Połowa tej drogi już za mną... i za nimi...

Odcinek 14 - SZOWINIŚCI? ZNÓW PRZESZKODA W DRODZE DO CELU!

- Że też komuś chciało się tu zamieszkać - mruknęła Lina zanim weszli do wioski. Była cicha i malutka na tle posępnych i majestatycznych gór Ordlen. Poza tym nie było tam nic niezwykłego.

- Trzebaby się porządnie najeść, bo ta Wyrocznia jest ponoć gdzieś wysoko - zdecydowała Lina.

- Ej! - zaczepiła przechodzącego w pobliżu młodzieńca - Jakie specyjały tu podają?

Chłopak zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów.

- Eee... Je... jesteś kobietą? - wyjąkał wreszcie. W czarodziejce aż się zagotowało.

- CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ TY DRANIU NIEDOSTRZEGAJĄCY KOBIECEGO WDZIĘKU?!?!? - wybuchnęła - JA CI ZARAZ POKAŻĘ!!!!!!!!!!

- AAAAAAAAA!!!!!!!! - zareagował i tyle go widzieli.

- Panno Lino, chyba była pani zbyt impulsywna - powiedziała z dezaprobatą Amelia - Może ja się tym zajmę - i ze słodkim uśmiechem wkroczyła do akcji.

- Przepraszam pana... - zwróciła się do starszego mężczyzny stojącego przy gospodzie.

- AAAAAAAAAA!!!!!!! - wrzasnął przeraźliwie, zbladł i zemdlał.

- Co jest, Amelii też się boją? - zdumiał się Zelgadis. Podszedł do gospody, a raczej do saloonu ;P zachwalającego świetne napitki, dobrą rozrywkę i uroczą obsługę - tyle że to ostatnie ktoś przekreślił i napisał "Samoobsługa". Zdecydowanie pchnął drzwi i wszedł do środka razem z Gourrym. Już mieli zamówić sobie coś mocnego na spróbowanie ;P ale za nimi weszły dziewczyny i w saloonie nagle zapanował niesamowity popłoch. Wszyscy którzy tam siedzieli (a było ich ze trzydziestu) w mgnieniu oka skryli się za barem.

- Ej, co wam? Boicie się czegoś??? W tej wiosce też straszy? - zaniepokoił się Gourry.

Ściśnięci jak sardynki mężczyźni chwilę się naradzali, w końcu siłą wypchnęli najodważniejszego, który uchwycił się baru niczym jedynego punktu oparcia.

- P... panowie - wybełkotał - M-my wszystko p-powiemy, t-tylko z-zabierzcie je s-stąd!! - Gourry i Zel ze zdziwieniem dostrzegli że wskazywał palcem na dziewczęta.

- Dobra, Lina i Amelia wypad! - Zelgadis przejął kontrolę nad sytuacją.

- A ty co się zgrywasz na macho? - Lina spojrzała na niego spode łba - Chcesz oberwać?

Na te słowa tłum za barem zadygotał.

- Chyba nie chcesz mieć kłopotów? - syknął Zel - Jak stąd wyjdziemy, wszystko wam opowiemy - i bezpardonowo wystawił Linę i Amelię za drzwi. Dopiero wtedy wystraszona gromadka zdecydowała się wyściubić nosy.

- No to może wreszcie ktoś wyjaśni o co tu chodzi? - spytał zdezorientowany Gourry.

- Ech... To nasza udręka od prawie pół roku - zabrał głos najodważniejszy, którego zwali Wayne Jones - Czujemy wielki lęk przed kobietami... Żonami, siostrami, matkami, wszystkimi!

- A myślałem że tylko Lina i teściowe są takie straszne - Gourry zrobił baranią minę.

- Ten lęk jest tak straszliwy, że nie mogliśmy ich widzieć na oczy - kontynuował ich rozmówca - I od tamtej pory mieszkają po drugiej stronie góry. A my tu żyjemy w udręce! Musimy sami gotować, prać aż raz na miesiąc, sprzątać raz na dwa miesiące... - omal się nie rozbeczał - Ech, przecież chłopaki nie płaczą - pociągnął nosem - Ale nie możemy sprowadzić kobiet z powrotem, bo nasze życie stanie się koszmarem... Gorszym niż jest obecnie - westchnął.

- No cóż, postaramy się trzymać nasze towarzyszki z dala od was dopóki nie ruszymy dalej - zapewnił Zel - Dostaniemy coś na wynos?

Wyszli z saloonu obładowani prowiantem. Znaleźli Linę i Amelię siedzące smętnie w grocie i narzekające że muszą się ukrywać jak jakieś poszukiwane męty. Powiedzieli im co i jak.

- One nic im nie zrobiły... Ten lęk przyszedł bez powodu - odezwał się Zel gdy Lina zmęczyła się już wygadywaniem na wszystkich mężczyzn świata - Nie uważacie że to dosyć dziwne?

- Sugeruje pan że są pod wpływem jakiejś klątwy? - spytała Amelia - Biedacy!

- A czemu? - zdziwił się Gourry.

*************GLEBA*************

- Jak to czemu?!? - wykrzyknęła Amelcia - - To przecież okropne samo z siebie!

- Moment, moment - przerwała Lina - Czy mi się wydaje czy zamierzacie się w to wplątywać i im pomagać??? Zdajecie sobie sprawę że to kompletna głupota?

- A co, boisz się że za mało zapłacą? - spytał sucho Zel.

- Dowcipniś się znalazł - warknęła czarodziejka - Sam powiedz, mamy czas? Thane szuka Wszechwidzącego Oka, tak?

- No... tak.

- I ostatni raz widziano go w Ordlen, TAK???

- Sugeruje pani że on też kieruje się do Wyroczni? - przestraszyła się Amelia.

- Daj spokój, gdyby chciał, już dawno by tam był - rzekł Zelgadis cierpko.

- Nie, jeśli wie, że my też tam zmierzamy - odpowiedziała Lina - Mógłby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu... Jestem pewna że wie, nie zdziwiłabym się gdyby Xella-Medina mu powiedziała, pracuje przecież dla niego. Tak nagle zniknęła wtedy w Ordlen... Uciekła?

- Pan Xellos też się nie pokazuje - zamyśliła się księżniczka - Czy to oznacza że coś się święci?

- Zaraz! - Gourry nagle klasnął w ręce - Skoro Thane i tak na nas poczeka to czemu nie moglibyśmy pomóc tym gostkom jak już tu jesteśmy?

- A znasz sposób na zdjęcie tej klątwy, panie Błyskotliwy? - Lina uśmiechnęła się kwaśno.

- No pewnie! - blondas popatrzył na nią jak na nieuświadomione dziecię - Potrawka z oczu ryby, języka syreny, pazurów gryfa i włosów hdyr... hrydy... No tego czegoś co ma dziewięć łbów a po odcięciu jednego wyrastają dwa następne! - dokończył, bardzo z siebie dumny.

Lina spojrzała na przyjaciela zszokowana.

- G...Gourry... - wyjąkała - Skąd znasz formułę zapisaną w najpilniej strzeżonej Księdze Wiedzy Tajemnej, którą treścią przerasta tylko Wszechbiblia, i której nie może otworzyć, ba, nawet dotknąć nikt kto nie posiada magicznych zdolności?? (thx za ten przepisik, Alirciu! - dop. JA)

- Eeee... zapomniałem - oznajmił - A ty skąd znasz?

- Mniejsza z tym - westchnęła - Gdy już znajdziesz syrenę, gryfa i hydrę, zgłoś się do mnie, OK?

- To była ironia, tak? - domyślił się.

- No to co zrobimy? - spytała Amelia - Jakiś sposób przecież musi być!

- No dobra - powiedział Zel - Gourry, wracamy do wioski!

- Ej, a my mamy się tu znowu nudzić? - sprzeciwiła się Lina.

- Za tą górą mieszkają kobiety - przypomniała chimerka - Możecie z nimi poplotkować, podczas gdy my przepytamy mężczyzn.

- Solidarność plemników - prychnęła Lina, która wyraźnie nie zapomniała jeszcze Honeymoon.

Od odchodzących chłopaków dobiegło ją jeszcze: "Zeeel, co to jest solidarność???"

Na drodze pod saloonem stał Wayne, a naprzeciwko niego chudy drągal z gwiazdą przypiętą do piersi. Ręce obu błądziły w okolicach pasów z rewolwerami.

- Jak nie pójdziesz to cię aresztuję! - zawołał chudy.

- Jak mnie aresztujesz to nie pójdę! - odpalił Wayne - Poza tym kajdanek nie masz, baby zabrały.

- Co się tu wyprawia? - spytał Gourry przechodniów.

- Debatują kto pójdzie za górę żeby sprawdzić czy strach dalej trwa - usłyszał odpowiedź.

- Jak nie pójdziesz to strzelam! - zagroził tym razem Wayne.

- Jak mnie zastrzelisz to nie pójdę! - odkrzyknął chudy - Poza tym zeza masz, nie trafisz.

- Trafię akurat w doniczkę z pelargonią na twoim parapecie - Wayne uśmiechnął się perfidnie.

- Nieee, tylko nie moja pelargonia!!! T_T - rozbeczał się chudy.

- Widzicie, nie ma kobiet, nie ma kto płakać - skomentował któryś z gapiów.

- A właściwie od kiedy dręczy was ten lęk? - wtrącił się Zel - Bo chyba nie wziął się znikąd?

- No, w sumie... - zaczął zapytany przechodzień - Na górze, która oddziela nas od kobiet, mieszka mag, taki trochę dziwak i samotnik. I raz zszedł do naszej wioski żeby przywitać znajomą czarodziejkę przybyłą do niego z wizytą. Czarodziejka zatrzymała się tu, ale strasznie na nas wygadywała... choć nie mamy pojęcia dlaczego. Trzy dni później wyjechała, a czwartego dnia dopadł nas ten lęk - zakończył płaczliwie.

- No to chyba mamy wyjaśnienie - stwierdził Zel triumfalnie.

- Wyjaśnienie czego??? - nie zrozumiał Gourry.

- PÓJDZIESZ ALBO UMRZESZ W BUTACH!!! - chudy chyba tracił cierpliwość.

- Wolę tu umrzeć w butach niż tam z nich wyskoczyć ze strachu! - oświadczył Wayne - Poza tym mnie nie zastrzelisz, za miękki jesteś!

- Trzeba pójść do tego maga i wyciągnąć od niego informację jak znaleźć czarodziejkę, która rzuciła klątwę - powiedział Zelgadis - Może zgodzi się ją zdjąć...

- A Lina nie będzie się wściekać że marnujemy czas? - spytał Gourry.

- Najwyżej że jesteśmy szowiniści - westchnął Zel - Ale to chyba przeżyjemy...

Spodziewali się ciężkiej wspinaczki, tymczasem znaleźli schody. Co prawda wysokie, strome i śliskie, ale jednak schody. Zasuwali nimi przez gadzinkę, aż dotarli do obitych skórą drzwi z tabliczką "Dheogild Mag - proszę dzwonić". Zelgadis nacisnął dzwonek, rozległo się coś w rodzaju ćwierkania kanarka i drzwi się otworzyły. Przyjęła ich śliczna dziewczyna o nieco kanciastych ruchach - nic dziwnego, była cała z kamienia. Zaprowadziła ich do jasnej sali, w której czekał czarodziej. Miał długie włosy, bladą pociągłą twarz i nieco senne oczy, a na jego głowie kiwał się typowy kapelusz czarodzieja - granatowy w gwiazdki.

- Jak dawno nie miałem tu gości! - klasnął radośnie w dłonie - Lysso, możesz przynieść posiłek? - zwrócił się do kamiennej dziewczyny - Powinien być w kuchni, o ile coś go jeszcze nie zjadło... No więc co was tu sprowadza? - spytał gdy zasiedli przy stole (oprócz Gourry'ego, który wyglądał przez okno podziwiając widoki).

- Sprowadza nas nieszczęście mieszkańców wioski poniżej - odparł Zel - Zostali dotknięci klątwą.

- Ach, ta klątwa... - Dheogild uśmiechnął się ze zrozumieniem - Chcecie mi pogratulować, czy może wiedzeni męską solidarnością uważacie że mają już dość?

- Co masz na myśli? - zainteresowała się chimerka.

- Że ci brutale zasłużyli na tę maleńką karę, którą im zafundowałem - odrzekł Dheogild.

- Ty... TY rzuciłeś tę klątwę??? Ależ...

- Oczywiście że ja! - wykrzyknął mag podniośle - Przecież nie mogłem patrzeć jak ci MĘSCY SZOWINIŚCI traktują płeć piękną!! Zmuszają ją do wiecznego sprzątania, prania, gotowania!!!

**************GLEBA*************

- Miarka się przebrała gdy usłyszałem relację mojej znajomej, która mnie tu odwiedziła - mówił dalej czarodziej - Powiedzieli jej że SAMA ma posłać swoje łóżko!!! Gdzie jest sprawiedliwość???

- Tego jeszcze brakowało - jęknął Zel - Maga o feministycznych zapędach...

W tym momencie weszła wyrzeźbiona dziewczyna niosąca tacę z jedzeniem.

- A JEJ każesz przygotowywać posiłek! Czy to nie jest to samo?

- Eee... Nie - Dheogild jakby się zmieszał - Lyssa jest tylko posągiem i nie ma uczuć. Ma tylko dostarczać wrażeń estetycznych... - umilkł, widząc że Zelgadisa jakoś to nie przekonało.

- Zdaje się że nie chcecie dojść do porozumienia - stwierdził zimnym tonem - Opuścicie mój dom, czy zamierzacie dalej bronić swych wątpliwych argumentów?

Zelgadis wzmógł czujność, widząc że zanosi się na pojedynek. Czarodziej emanował mocą, wyglądało na to że może być groźnym przeciwnikiem... W co oni się wpakowali?

- Ale chyba musicie chwilkę poczekać - przerwał im Gourry, wciąż wyglądając przez okno - Bo zmierzają tu następni goście - Zel nie rozumiał dlaczego Gourry tak się szczerzy mówiąc to. Ale szybko zrozumiał. Bo kilka sekund później do komnaty wpadła gromada kobiet o bojowych minach. Baaardzo bojowych.

- Witam, drogie panie, wi... - zaczął Dheogild.

- TY! - przerwała mu kobieta stojąca na czele drogich pań i dzierżąca spory wałek do ciasta - To przez ciebie trwa to całe zamieszanie!!!

- To wszystko dla dobra szanownych pań...

- CISZA!!! Pozbawiłeś nas prawdziwego życia!!! Co ty sobie myślisz, że samowystarczalne jesteśmy??? - zamachała wałkiem - Że nie potrzebujemy miłości? I zarobków?

Reszta pań zaczęła wydawać groźne okrzyki. Dheogild był poważnie przestraszony.

- Jak nie zdejmiesz tej klątwy, młokosie - wykrzyknęła jakaś babcia potrząsając swoją laską - to dostaniesz przez łeb!!!

- Pses łep! - zawtórowała jej malutka dziewuszka z garnkiem na głowie i misiem pod pachą.

Zrezygnowany mag osunął się na krzesło.

- Moje idee diabli wzięli - westchnął - A do teraz wydawało mi się, że rozumiem kobiety...

Zelgadis spojrzał na stojące w drzwiach Linę i Amelię, i ze słabym uśmiechem pokręcił głową. Z triumfem uniosły do góry kciuki.

Płeć żeńska powróciła do domów i rozpoczęła gruntowne porządki - komenderowaniu i narzekaniom na nieład w wiosce nie było końca, ale mężczyźni z rozmaślonymi minami mówili tylko "Tak, kochanie" i obiecywali posprzątać. Panie jednak wolały zrobić wszystko same. "Żeby mieć pewność że wszystko jest jak należy", powiedziały.

Lina spytała jeszcze jedną z kobiet o górę na której znajduje się Wyrocznia.

- Jest o co pytać! - kobieta parsknęła śmiechem i wskazała palcem - Toć nie da się jej przegapić!

Przyjaciele spojrzeli w kierunku, który pokazała i zrzedły im miny. Faktycznie, trudno byłoby tej góry nie zauważyć... I może właśnie NIE CHCIELI brać jej pod uwagę.

CDN

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.