Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Slayers - Droga Niepokoju

Twoja kolej! Niepewne zwycięstwo!

Autor:Miya-chan
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Komedia, Przygodowe
Dodany:2005-07-04 19:49:41
Aktualizowany:2005-07-04 19:49:41


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Odcinek 15 - TWOJA KOLEJ! NIEPEWNE ZWYCIĘSTWO!

- No cóż... Więc to niby tam, tak? - -'

- Czemu się pani tak krzywi, wiedzieliśmy że to ma być NAJWYŻSZY szczyt!

- Najwyższy, najwyższy... Aż TAK najwyższy być nie musiał!

- Przecież możemy tam polecieć, prawda?

- NIEPRAWDA! - wnerwiła się Lina - Tam w górze jest zimno, rzadkie powietrze i w rezultacie padniemy zanim dolecimy! Tak wysoko się funkcjonować nie da!

- Ale ten cały Strażnik jakoś może tam fkuncjować - zauważył Gourry.

- To było jakieś 2000 lat temu - przypomniał Zel - Nie mógł dożyć obecnych czasów... Pewnie świątynia świeci pustkami.

- To co, spadamy? - Lina odwróciła się i zrobiła kilka kroków, ale Gourry złapał ją za kołnierz.

- Myślę - powiedział, zadowolony z siebie - że można się tam wspiąć.

- Jestem delikatną dziewczyną, która się nie męczy w ten sposób - usłyszał - Wespnijcie się sami, a potem zrzucicie linę i mnie wciągniecie - wymyśliła czarodziejka.

- Ale skoro mamy się wspiąć bez ciebie to jak cię potem zrzucimy? - spytał wojownik.

*************GLEBA**************

- No bo to wygląda jakbyś wymyślała wymówki żeby tam nie iść - stwierdził zdziwiony.

- On ma rację - Zel poparł blondasa - Tak się spieszyłaś do tej Wyroczni, a teraz jest zupełnie odwrotnie. Powiedz prawdę, obawiasz się czegoś czy znowu masz trudne dni?

Lina przez chwilę myślała jakby ich zamordować, wreszcie poddała się.

- Od kiedy stanęliśmy pod tą górą, mam takie dziwne uczucie - powiedziała.

- Kolory? - zaniepokoił się Zel.

- Nie, żadnych wizji - zaprzeczyła - Ale dręczy mnie wrażenie że tam stanie się coś niedobrego. Coś co może na zawsze zaważyć na życiu kogoś z nas. I nie wiem czy jesteśmy na to gotowi.

- Nie dowiesz się jeśli tam nie wejdziemy - stwierdził Gourry.

- Poza tym nie możemy pozwolić, aby Thane dostał się tam przed nami - dodała Amelia - Panno Lino, więcej optymizmu! Na pewno wszystko będzie dobrze!

- No dobra... Ale żeby potem nie było że nie ostrzegałam!!

I zaczęła się wspinaczka. Miejscami trudna i naprawdę niebezpieczna, ale jakoś dawali sobie radę, poza tym byli połączeni liną (nie mylić z Liną ;P). Amelcia dwa razy spadała, lecz dzięki Lewitacji nic jej się nie stało. Wieczór zapadł gdy przebyli połowę drogi (Niepokoju ;D).

Zrobili krótką przerwę, zatrzymując się na skalnym występie. W pewnym momencie usłyszeli głośny trzepot skrzydeł. Dużych skrzydeł.

- Są jeszcze ptaki na tej wysokości? - zdziwiła się Lina. Odpowiedź na jej pytanie nadleciała kilka sekund później. I na pewno nie była ptakiem, bo oprócz wielkich czarnych skrzydeł miała też ręce, krzykliwie kolorową suknię i długie białe włosy. Z niesamowitą szybkością podfrunęła do Liny i z zaskoczenia cisnęła w nią dziwnym, zmiennobarwnym pociskiem. Czarodziejka nie miała czasu się obronić i spadła! Istota zaśmiała się piskliwie i odleciała. Na szczęście Zelgadis nie stracił głowy - szybko rzucił Ray Wing i pomknął w dół. Po chwili powrócił, trzymając czarodziejkę na rękach, ku mało skutecznie tłumionej zazdrości Amelci.

- Chyba nie przewidziała, że my też możemy latać - oświadczył zadowolony.

- Czy... czy to był Mazoku? - spytała cicho Amelia.

- Nie sądzę - odpowiedziała Lina - Ale emanowała potężną mocą... Nigdy jeszcze kogoś takiego nie spotkałam. Chyba trzeba się pospieszyć.

- Nieee, tylko nie latanieee!!! - jęknął Gourry, ale nikt się tym nie przejął i już po chwili zaklęcie uniosło ich w górę. Im wyżej się wznosili, tym silniejszy wiatr był dla nich przeszkodą.

- Gourry, nie drzyj się tak, bo ściągniesz ją tu z powrotem! - Lina usilnie starała się przekrzyczeć wicher i przyjaciela.

- Co mówisz??? Nic nie słyszę!!!

- Mówię żebyś się NIE WYDZIERAŁ!!!!!!!!

- Wiesz, może lepiej tak nie krzycz, bo jeszcze ta skrzydlata usłyszy i znów przyleci!

- ...........- -'

I wreszcie nadejszła ta wiekopomna chwila, gdy wszyscy cali i zdrowi stanęli na szczycie. I zobaczyli taką świątynię bogini życia, jakie byłyby dwie poprzednie, gdyby czas się o nie nie upomniał. Imponującą, marmurową i jaśniejącą jakimś niezwykłym blaskiem. Wszyscy poczuli się mali i niewiele znaczący w obliczu tej wspaniałości. Jednak w przypadku Liny nie trwało to długo.

- Nie stójcie tak z rozdziawionymi japami! - powiedziała - Wchodzimy do środka!

Nie było żadnych drzwi, po prostu wejście jakby zapraszało do środka, więc weszli.

Spodziewali się wszystkiego. Ale nie białych ścian dokoła i niczego więcej. Pomieszczenie ziało pustką. Przyjaciele stali zakłopotani i rozglądali się. Ani śladu czyjejś obecności. Przez ile wieków?

- No, chyba miałeś rację, Zel - powiedziała wreszcie Lina - Nikoguśko tu nie ma. To co, idziemy?

- Przeszliście tak trudną drogę a mimo to chcecie wracać z niczym...

- Kto to powiedział? - Lina drgnęła i odwróciła się. Za nią stał wysoki mężczyzna o siwiejących skroniach i surowym obliczu. Miał na sobie białą kapłańską szatę. Tyle że wcześniej NA PEWNO go tu nie było! I nie słyszeli jak wszedł!

- Hę? - zareagował Gourry - Skąd ten gość się tu wziął?

- Nie chcecie szukać. Dążyć do zdobycia wspaniałości, które kryje ta świątynia. Roznieść jej w drobny mak, jeśli będzie trzeba - mówił spokojnie nieznajomy - Wychodzicie z niej ot tak, bez żalu. Nikt przed wami tego nie zrobił. Co więc mam o was sądzić, przybysze?

- Przybyliśmy do świątyni po wiedzę - odrzekła czarodziejka - Skoro nie ma tu Wyroczni, nie mamy czego szukać. A odejść chcemy szybko, bo wlecze się za nami niebezpieczeństwo...

- Wiem o tym, Lino Inverse - usłyszała - Wiedza dana mi przez moją panią pozwoliła mi być gotowym na wasze przybycie już dawno temu - wyjaśnił nim zdążyła spytać skąd zna jej imię - Jestem Caedd, Strażnik Wyroczni i ostatni kapłan bogini życia.

- Ależ... - zaczęła Amelia - Pan powinien już... To znaczy, to było wieki temu, więc...

- Wyjaśnię wam - przerwał - Chodźcie.

Ku ich zdziwieniu część podłogi zniknęła i ukazały się szerokie schody w dół.

- Ja się tak nie bawię! - burknęła Lina - Po to zasuwałam jak głupia pod górkę żeby teraz znowu schodzić w dół? - ale jednak poszła za Caeddem, tak samo pozostali.

Nie wiedzieli jak długo szli, grunt że schodów było mnóstwo. Mimo to droga wcale się im nie dłużyła. Im głębiej schodzili, tym ciemniej się robiło. Wreszcie ich stopy dotknęły... miękkiej trawy.

Tak, to nie przejęzyczenie - we wnętrzu góry, a może i jeszcze niżej, była trawa i piękne, barwne kwiaty. A dokoła panował półmrok, rozświetlany tylko przez jaśniejące punkciki unoszące się w powietrzu. Niezwykła atmosfera jaka tam panowała, była wręcz fizycznie wyczuwalna.

- Oto prawdziwe wnętrze świątyni, którą zbudował Mocarny Pern, najlepszy z nas trojga, jeśli mogę mieć swoje zdanie - rzekł cicho Caedd - Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt że świątynia przy Isane porosła mchem a świątynia w Dolinie Mgieł jest zupełnie zniszczona? Bogini ciągle pamięta o świecie, ale jej kult wśród ludzi prawie nie istnieje. Zostałem tylko ja...

Przyjaciele stali w miejscu bez słowa, urzeczeni nastrojem tego miejsca.

- Bogini potrzymuje moje życie od wieków - ciągnął kapłan - ale nie mogę jej opuścić. Nigdy nie wolno mi wyjść poza świątynię, inaczej moje ciało rozsypie się w proch.

- Głupie toto - skomentował Gourry, drapiąc się po głowie - Mógłbyś iść do ludzi żeby im o tej bogini opowiedzieć, ale tak to kicha...

- Nawet gdybym tak zrobił, nie słuchaliby - stwierdził Caedd z goryczą - Ludzie nie szanują już życia... Wolą zabijać. A tego bogini nie chciała nigdy.

- A Śmiertelny Strumień Życia? - spytał Zel nieco wyzywająco - Nie dość że wysysa energię z otoczenia, to jeszcze używany jest by siać zniszczenie. Czy tego chce bogini?

- Ja stworzyłem to zaklęcie, wykorzystując swoją więź z nią - Caedd spuścił głowę - Poniosłem za to karę i pewnie nigdy nie odpokutuję. Ale nie narzekam na swój los.

- No dobra - Lina postanowiła rozruszać towarzystwo - To gdzie jest ta Wyrocznia?

- To co zwiecie Wyrocznią, jest tuż przed wami.

- To??? - Lina ze zdziwieniem popatrzyła na małą kolumnę, którą wcześniej ledwo zaszczyciła spojrzeniem - Takie małe coś to ta legendarna Wyrocznia?

- W rzeczywistości jest to ołtarz bogini - wyjaśnił kapłan - Ale dotykając go, można zyskać odrobinę mądrości, którą ona posiada. Gdy ludzie się o tym dowiedzieli, zyskał sławę... Ale ktoś kto nie jest kapłanem, może zadać tylko jedno pytanie, nie więcej!

- W porządku. Zel, Amelia, pytamy! Trzy pytania chyba nam wystarczą. Gourry by coś palnął...

- W takim razie dotknijcie ołtarza i pytajcie.

Lina, Zelgadis i Amelia zbliżyli się do kolumienki i położyli na niej dłonie.

- No to zaczynam, a potem pytajcie o Wszechwidzące Oko - zdecydowała czarodziejka. Skoncentrowała się i zadała pierwsze pytanie - Jak mamy się obronić przed naszym wrogiem?

Ołtarz pojaśniał i po chwili Lina odezwała się nieswoim głosem:

"Nie możecie się obronić przed wrogiem, którego nie znacie."

- Jak to nie... - Amelia urwała żeby nieopatrznie nie zadać pytania - Wiemy, kto nas ściga!

"Poznajcie swego przyjaciela, a poznacie swego wroga" kontynuował głos "Nie wpadnijcie w Pustkę, a unikniecie najgorszego. Życie was ocali."

- Chwileczkę - nie wytrzymał Zel - Co to jest ta Pustka? - I w tym momencie przemówił:

"Pustka jest poza wszechświatem. Jest nicością. Trafienie do niej jest trudne. Wyjście jest niemożliwe. Nieszczęśnik który się tam znajdzie, będzie się błąkał bez celu, póki sam nie stanie się celem Niszczyciela Dusz, istoty, która unicestwia duszę zostawiając ciało..."

- To straszne!!! - wyrwało się Amelii - Czy nie można temu zapobiec???

"W mieście zwanym Kelerth znajduje się wejście do siedziby Tej, Która Widzi Dusze" przemówiła Wyrocznia ustami księżniczki "Ona posiada antidotum mogące zapobiec najgorszemu. Ale tylko przez 6 dni od ataku Niszczyciela. Potem dusza przestaje istnieć."

Po tych słowach zamilkła na dobre i ołtarz stracił blask.

- No i coście zrobili?!? - Lina była skonsternowana - Nie dowiedzieliśmy się niczego o Wszechwidzącym oku! Ani... - dodała ciszej - o kolorach...

- Przepraszamy - zmarkotniała Amelia - Ale gdy słyszy się o czymś nowym, zaraz się chce to wiedzieć i nad tym odruchem trudno zapanować, i...

- Dobra, spokojnie - przerwał Zel - Caedd, nie możesz nam pomóc? Skoro jesteś kapłanem, to masz chyba prawo pytać o cokolwiek!

- Miałem - przyznał Caedd - Ale bogini już nie chce ze mną rozmawiać. I to jest właśnie moja pokuta. Chciałbym wam pomóc, ale to nie leży już w mojej mocy.

- Nic to! - Linie wrócił optymizm - Powiemy Gourry'emu o co zapytać, może uda mu się...

- Nie tak szybko! - usłyszała nagle - Najpierw ja zamierzam skorzystać z tego przywileju!

Zajaśniało, zamigotało i w pomieszczeniu pojawiły się trzy postacie. Kobieta o czarnych anielskich skrzydłach, która zepchnęła Linę z góry i niezwykle urodziwy młodzieniec, który różnież posiadał skrzydła, ale błoniaste i mieniące się wieloma odcieniami zieleni. Oraz mężczyzna, którego głos było słychać przed chwilą, o rozwichrzonych kolorowych włosach i stroju równie barwnym jak u jego towarzyszy... jeśli nie bardziej. Gdyby nie szalony wyraz oczu, byłby całkiem przystojny.

- Chyba jeszcze się nie poznaliśmy - stwierdził złośliwym tonem.

- Wcale tego nie pragnęłam - odpowiedziała Lina - Zwłaszcza po tym jak połowa twojej obstawy sprawiła że omal nie pogruchotałam sobie kości.

- Leeriel?!? - skrzydlaty chłopak podniósł głos na towarzyszkę - Miałaś ich tylko śledzić!!!

- Nie muszę się tłumaczyć zwykłemu demonowi - odparła wyniośle anielica.

- Jak widzicie, z moją potęgą potrafię zjednoczyć istoty z wielu ras - Thane zrobił kilka kroków w stronę Wyroczni - Być może kiedyś byłem nikim... Ale zostałem obdarowany mocą, dzięki której mogę zwyciężyć wszystkie Filary... wszystkich bogów... Pozwolisz, kapłanie - zwrócił się do Caedda - że pogadam z twoją boginią o miejscu ukrycia Wszechwidzącego Oka.

- Pogadaj, pogadaj! - ucieszyła się Lina - Bo my nie zdążyliśmy, a też chcemy wiedzieć!

*************GLEBA**************

- Najpierw wyjaśnijmy coś sobie, Lino - Thane spojrzał na czarodziejkę - Ostatni raz pytam: przyłączysz się do mnie czy wybierzesz unicestwienie?

- Czyje? - Lina uśmiechnęła się przekornie - Bo JA nie zamierzam zginąć!

- Dość tego!! - w dłoniach zniecierpliwionej czarnej anielicy rozjarzył się biały płomień - Ogniu Niebios, bądź moją siłą!!! - wystrzeliła płomień, próbując trafić Linę - Już nam nie przeszkodzisz!!!

- Leeriel, NIE!! - zawołał demon ostrzegawczo, ale było już za późno. W ostatniej chwili Linie udało się wykonać czar Balus Wall i ogień się przed nią rozstąpił. Jednak nie zamierzał zgasnąć.

Trafił w Wyrocznię.

Wszyscy z przerażeniem patrzyli jak ołtarz płonie. Bo Ognia Niebios nie można ugasić.

- Zniszczyłaś ostatni ślad po bogini życia!! - Caedd skierował dłoń w kierunku Leeriel, a jego głos rozniósł się po całej świątyni - Niebiosa nie przyjmą cię już z powrotem. Zostaniesz tu tak jak ja!!!

Anielica znieruchomiała, a jej ciało powoli zaczęło obracać się w kamień. Wszystko się zatrzęsło.

- Biegnijcie do wyjścia!!! - zawołał Caedd do Liny i reszty - To koniec tej świątyni!

Nie tracąc przytomności umysłu przyjaciele popędzili w górę. Schody za nimi zapadały się, a z sufitu odrywały się skalne bryły. Wreszcie dopadli wyjścia i wzbili się w powietrze. Nie wiedzieli dokąd lecą, byle szybko. Bo na ogonie siedział im skrzydlaty demon.

- Rozdzielamy się! - rzuciła Lina i pomknęła z Gourrym w dół. Zel i Amelia również skryli się za górami. Gdy po paru minutach spotkali się na ziemi, demona nie było nigdzie widać.

- Brawo! - usłyszeli nim zdążyli odetchnąć z ulgą - Ale mnie nie tak łatwo zgubić jak Yddrila...

Thane stał za nimi, trzymając w ręce swój miotacz. Nacisnął jeden z kilku przycisków i z broni wysunęło się coś w rodzaju ostrza naładowanego elektrycznością.

- Skoro nie ma innego wyboru... - talizmany Liny rozbłysły. Jeśli przeciwnik był tak potężny jak słyszała, była zdecydowana na wszystko - Mieczu zimnej i czarnej pustki... - szepnęła, kształtując w rękach moc Pani Koszmarów *czerń* ale nagle pociemniało jej w oczach *czerń* i moc zniknęła!

- Panno Lino!!! Co się stało? - zawołała Amelia. Lina spojrzała na nią z rozpaczą.

- Nie mogę... - rzekła z trudem - Nie rozumiem! Nie mogę używać czarnej magii!

- No cóż, Gourry - Zelgadis rzucił na swój miecz Astral Vine - Chyba kolej na nas!

- Nie ma mowy!! - blondyn przycisnął do siebie Samirenn w obronnym geście - Wiesz co by było gdyby ten świr ją zobaczył? TWÓJ rozgwieżdżony wzrok już wystarczy!

- A twój to niby co? - -'

- A jednak nie warto się wami przejmować - Thane z paskudnym uśmiechem podniósł swój miotacz - Wszyscy skończycie w Pustce, tak jak ten żałosny Xellos!

- Co takiego??? - w oczach Liny pojawiło się zaskoczenie. Thane wycelował w nią i...

Żadne z nich nie oczekiwało takiego rozwoju zdarzeń. Nikt nie spodziewał się tu Xelli-Mediny, która nagle wypadła dosłownie z nicości, lecąc w kierunku Thane'a. Nie zdążył zareagować gdy jej lewa ręka zacisnęła się na jego gardle. Prawa chwyciła miotacz.

- TY?! Jak to...? - wyjąkał wściekły i zdumiony, tworząc wokół siebie błyskawice, jednak Poszukiwaczka Tajemnic jednym mrugnięciem wzniosła dokoła nich dwojga przezroczystą kopułę, od której błyskawice się odbiły - Zapominasz że END chce ze mną współpracować!!

- Ale JA nie chcę z tobą współpracować - w oczach dziewczyny czaiła się dziwna desperacja.

- Kim ty jesteś?!? Dlaczego to robisz?!? - czyżby w głosie Thane'a słychać było lęk? Kapłanka uśmiechnęła się złowieszczo i szepnęła: - To... tajemnica.

Coś w umyśle Liny drgnęło. Zrozumiała.

- Xello-Medino!!! - krzyknęła, biegnąc do bariery. Zawołana uniosła głowę.

- Twoja kolej, Lino - powiedziała, zmieniając uśmiech na promienny.

- CZEKAJ!!!!!!!!!!! - wrzasnęła czarodziejka, ale w tej chwili rozległ się szum i oślepiło ją niezwykle jasne światło. Gourry, Zel i Amelia zacisnęli powieki. Minęło trochę czasu nim odważyli się otworzyć oczy. Nie zobaczyli ani Thane'a, ani Xelli-Mediny. Tylko miotacz leżący na ziemi.

- Szaleniec... - powiedziała chimerka - Wolał skazać samego siebie na Pustkę...

- Nie, Zel - zaprzeczyła czarodziejka - Byłam bliżej i widziałam. Broń uruchomiła Xella-Medina.

- Do reszty jej odbiło??? - spytał Gourry oszołomiony - I co miało znaczyć to "twoja kolej, Lino"?

- Najkrócej mówiąc to, że ona polazła tam za Xellosem - oświadczyła Lina.

Popatrzyli na nią wielkimi oczami.

- Chyba zgodzę się z Gourrym - stwierdził Zel - Do reszty jej odbiło???

- No wie pan?!? - rozkleiła się Amelcia - To takie wzruszająco wzruszające!!! T_T

- Czy to znaczy że już Thane'a nie spotkamy? - zapytał Gourry.

- Na to wygląda - odrzekła Lina - A tego już nikt nie użyje - czarami otworzyła ziemię pod miotaczem i broń zniknęła głęboko pod jej powierzchnią.

Wszyscy spojrzeli na najwyższy szczyt, na którym nie było już ani śladu po świątyni bogini życia.

- Upadły resztki świętości - szepnął Zelgadis - Czy to zła wróżba dla życia w ogóle?

- Nie - odpowiedziała Lina - Bogini ciągle gdzieś jest... Zaczeka na lepsze czasy.

Przyjaciele ruszyli w drogę, nie wiedząc dokąd się teraz udać i co jeszcze przed nimi. A w miejscu z którego odeszli pojawiła się jakaś postać. Po jej cichych słowach rozstąpiła się ziemia i wyleciał z niej miotacz Thane'a. Postać chwyciła go ze zdegustowaną miną.

- Oto ile wart jest Chaos... - powiedziała do siebie.

C(hodźcie)D(rogą)N(iepokoju)! ;DDD

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.