Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Teoria Chaosu

6. Rebelia! Pamiętasz mnie?

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2014-08-15 14:24:26
Aktualizowany:2020-08-20 10:36:26


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


- Amelia? - powtórzył zdziwiony Kirei. - O kim ty mówisz chłopie?

Ale Zelgadis go nie słyszał, wciąż wpatrywał się tępo w dziewczynę. Jej nienaturalnie blada cera zdawała się lśnić w złotym blasku świec, a w oczach czaił się dziwny błysk. Tak długo jej nie widział! I mógłby przysiąc, że na dźwięk swojego imienia jej twarz wykrzywiła się w bolesnym grymasie. W cierpieniu, które tylko on mógł zobaczyć. Szybko jednak opanowała się, a na jej buzię wpłynął przyjazny uśmiech, który zmył ślady po wcześniejszych emocjach. Uśmiech pełen litości?

- Kirei… - odezwała się melodyjnym głosem. - Wypuść ich - powiedziała po prostu, jak gdyby oznajmiała jakiś oczywisty fakt.

- Ale Akama! Oni muszą zostać ukarani!- zaprotestował blondyn.

- Kirei czyś ty zupełnie zdurniał?! Wiem, że lubisz bawić się w dobrego policjanta, ale dałbyś już sobie spokój. Przecież wszyscy widzą, że to nie żadne demony! - to powiedziawszy podeszła do związanych i nie zważając na protesty przyjaciela, jednym, sprawnym ruchem przecięła więzy. Zelgadis nie potrzebował specjalnego zaproszenia, natychmiast zerwał się z ziemi i doskoczył do dziewczyny.

- Amelia! - wrzasnął łapiąc ją za ręce. Sam nie był do końca pewien, co powinien czuć. Cieszyć się, że ją odnaleźli czy może martwić się jej dziwacznym zachowaniem? Dlaczego ona udaje, że ich nie zna?

- Amelia? - powtórzyła zdziwiona. - Wybacz, ale nie za bardzo wiem o czym mówisz. Nazywam się Akama.

- Akama? - teraz to Zelgadis był zdziwiony. Zdziwiony? Nie, on był w szoku. Przez długą chwilę otwierał tylko usta, jakby próbował coś powiedzieć, ale słowa w ostatniej chwili grzęzły mu w gardle. - Czy wiesz kim jestem? - wykrztusił w końcu, nadal ściskając jej dłonie.

- A powinnam?

- Ja… - co właściwie miał jej powiedzieć? Że przecież kochała się w nim przez tyle lat, a to raczej oznacza, że powinna go pamiętać? Że kiedyś byli przyjaciółmi? Kiedyś? Przecież to było zaledwie wczoraj! Wczoraj, kiedy te oczy nieśmiało spoglądały na niego z takim uwielbieniem. Z uwielbieniem, którego on nigdy nie doceniał. Właściwie to nawet na to nie zasługiwał.

- Hej, ludzie czy ktoś mi wyjaśni, co tu się dzieje?! - wrzasnęła w końcu Lina, którą najwyraźniej denerwował brak informacji.

- To raczej my oczekujemy wyjaśnień - stwierdził Kirei i odciągnął Akamę od Zelgadisa.

- Kim jesteście? - odezwała się czarnowłosa i chociaż to pytanie było bardziej skierowane do Zelgadisa, odpowiedziała Lina. Najwyraźniej zdała sobie sprawę, że chłopak nie jest w stanie nic więcej powiedzieć przez najbliższy czas…

- Jestem Lina Inverse, to Gourry, a ten tam to Zelgadis - przedstawiła. - Przybyliśmy z innego filaru… po nią! - bezceremonialnie wskazała palcem na Amelię i chyba czuła się usatysfakcjonowana ogłaszając taką sensacje.

- Że co?! Z innego filaru? Przecież one są zamknięte! Są zamknięte dla nas! - zdenerwował się blondyn i przyciągnął swoją przyjaciółkę bliżej do siebie.

- Powiedz mi… - zaczęła Lina, nie zwracając uwagi na Kirei’a - Co pamiętasz Amelio?

- Nie rozumiem - odparła zmieszana dziewczyna.

- Jakie jest twoje ostatnie wspomnienie? - drążyła ruda.

- Moje wspomnienie? - powtórzyła cicho, a Kirei zrobił przerażoną minę.

- Nie macie prawa jej o to pytać! - zagroził.

- Owszem mamy, o ile nie chcecie wszyscy zginąć - ogłosiła drwiącym tonem.

- Zginąć? O czym ty mówisz? - zapytał cicho.

- To tylko kwestia czasu, no chyba, że ją stąd zabierzemy - wyjaśniła Lina. - Amelia została wczoraj porwana z naszego świata przez demona. Jeśli ją odnajdzie to będzie koniec dla nas wszystkich.

- Wczoraj? - zakpił Kirei. - W takim razie to pomyłka - dokończył z ulgą.

- Pomyłka? - zdziwiła się czarodziejka.

- Tak, pomyłka. Akama jest z nami już prawie rok - wyjaśnił spokojnie.

- Rok?! - ożywił się Zelgadis - To nie możliwe!

- Zdaje się, że tego nie przewidzieliśmy… - zmarkotniała Lina i z zapałem zaczęła pocierać swoje skronie.

- Czego nie przewidzieliśmy? - zwrócił się do niej Gourry.

- Cóż, kiedyś słyszałam o tym, ale nie sądziłam, że to prawda…

- Czy możesz wreszcie wyjaśnić o czym mówisz?! - zdenerwował się Zel po dłuższej chwili milczenia.

- Spokojnie! Nie widzisz, że próbuje się skupić? - wrzasnęła, ale za moment dodała już nieco spokojniej - Wymiary są przesunięte w czasie. Słyszałam kiedyś o tym w związku z innymi filarami, widać tego też to dotyczy.

- Przesunięte… co? - Gourry miał trudności ze zrozumieniem Liny.

- Przesunięte w czasie. Wychodzi na to, że nasz dzień to rok tutaj - stwierdziła smutnie.

- Rok? - powtórzył głucho Zelgadis i spojrzał z żalem na Amelię.

Wyraz jej twarzy był odległy i zamknięty. Jak gdyby myślami była gdzieś bardzo daleko, gdzieś w zakamarkach swojej przepełnionej bólem świadomości.

- Więc, to nie były tylko sny… - odezwała się w końcu z przekąsem.

- To nie możliwe… - szepnął Kirei z niedowierzaniem.

- Ale Kirei, co jeśli to prawda!? Przecież ja nic nie pamiętam z czasów zanim mnie uratowałeś!

- Akama… dobrze wiesz dlaczego straciłaś pamięć… - odpowiedział zmieszany chłopak.

- A moje sny?!

- No właśnie, SNY! To nie jest rzeczywiste!

- Ale… - zaczęła czarnowłosa, jednak przyjaciel szybko jej przerwał.

- Nie chce tego słuchać! A wy wynoście się stąd! - rzucił do Liny i reszty.

- Rei pomyśl… - dodała błagalnie dziewczyna. - Przecież ON już raz mnie dorwał! Rok temu! Czyli według nich zaraz po tym jak się tu znalazłam. I możliwe, że zrobiłby to znowu gdybyś mnie nie chronił! Czy to twoim zdaniem przypadek? Co jeśli to prawda? - powtórzyła cicho.

Chłopak długo milczał, najwyraźniej trawiąc słowa dziewczyny. Jego twarz wypełniało tysiąc różnych emocji. Strach mieszał się z niedowierzaniem, a troska z gniewem. Co chwila to marszczył brwi, to znów podnosił je do góry w geście zdziwienia.

- Akama, nie chcę cię stracić… - szepnął w końcu zasępiony.

- Rei! Nigdy mnie nie stracisz! Wiesz, że zawsze będę przy tobie… - odpowiedziała jednocześnie przytulając chłopaka do siebie. Zelgadis poczuł nieprzyjemne ukłucie w okolicy żołądka i szybko odwrócił wzrok.

- Więc… - zaczął Kirei odsuwając od siebie dziewczynę. - Załóżmy, że mówicie prawdę. Jak wytłumaczycie swoje przybycie tutaj? - zwrócił się do Liny. - Z tego czego mnie nauczono wiem, że pozostałe filary odwróciły się od nas, a Władca Koszmarów skazała nas na wieczną łaskę tego… tego potwora. Innymi słowy nie było możliwości przedostania się tutaj, co więcej większość nawet nie wie o naszym istnieniu… - zacisnął pięści w złości.

- Cóż, nie do końca… - zaczęła Lina i przeszła do wyjaśniania sprawy. Opisywała dokładnie wydarzenia sprzed ostatniego tygodnia. Spotkanie z Kazuki’m, a raczej jak dowiedzieli się później z Shabranigdo, historię księgi, którą im przedstawił, podróż do Saillune, bitwę w świątyni (celowo ominęła fragment z zamordowaniem ojca Amelii, pamięta go czy nie, ale to zawsze ojciec - wolała nie ryzykować), spotkanie Yuuki i jej towarzyszy oraz prawdziwą naturę księgi, o której niestety dowiedzieli się za późno.

Zegadis natomiast, stał wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę. Starał się nie słyszeć tego, co mówi Lina, jednak było to cholernie trudne! Nie wiedzieć czemu, ale wspomnienia ostatnich dni paliły jego serce, niczym rozgrzany do czerwoności pręt. Może gdyby lepiej pilnował Amelii…

- I tak znaleźliśmy się tu - zakończyła Lina.

- Więc, jeśli demon odnajdzie Akamę będzie mógł otworzyć przejście i przedostać się do innych filarów? - podsumował Kirei z niedowierzaniem.

- Zgadza się - potwierdziła ruda.

- Coś jednak nie pasuję… - zmieszał się.

- To znaczy? - podpytał Gourry.

- Widzicie - zaczął blondyn - Akama nie trafiła do nas od razu. Ale może zacznę od początku, jeśli mówicie prawdę, to macie prawo znać i naszą historię. Nazywam się Kirei Matte i jestem przywódcą rebelii. Już od pokoleń staramy się jakoś przeciwstawić demonowi. Wiadomo, w bezpośrednim starciu z nim nie mamy szans, ale za to niszczymy bestie, które tworzy. To dlatego moi ludzie was pojmali, nie wyglądaliście na tutejszych, a już zwłaszcza on - tu spojrzał na Zelgadisa. - Poza tym, staramy się pomagać innym z nas. Pewnie wasz świat wyobraża sobie demona jako wielką, bezrozumną kreaturę. No i nie ma racji. Fakt, kreaturą to on jest, ale na pewno nie bezrozumną. Pozornie to nawet przypomina człowieka… Dla niektórych to byłoby nawet lepiej, gdyby zabił ich od razu… Tymczasem on więzi ludzi. Traktuje je jak swoje zabawki, bawi się nimi… A my jesteśmy za słabi żeby ich uwolnić… - zrezygnowany spojrzał na czubki swoich butów. - Miejsce, w którym ich przetrzymuje to nie jest jakieś ZWYCZAJNE miejsce. To Dwór Śmierci… - dokończył szeptem.

- Dwór Śmierci? - podchwyciła Lina.

- Mówi się, że kto zostanie tam przyprowadzony przez demona i uwięziony, zostanie wyzwolony tylko poprzez śmierć… To miejsce zostało zaklęte i nikt żywy stamtąd nie wyjdzie. Oczywiście wielu próbowało, ale zaraz po przekroczeniu progu, natychmiast umierali - przełknął głośno ślinę. - Co innego jest, jeśli wejdzie się tam dobrowolnie. I tak też było rok temu. Wkradłem się na dwór z zamiarem złagodzenia cierpień kilku nieszczęśników. I wtedy znalazłem Akamę. Uwolniłem ją.

- Zaraz! - przerwała mu Lina. - Czy przed chwilą nie powiedziałeś, że kto zostanie uwięziony w tym miejscu to nie wyjdzie stamtąd żywy?

- To prawda. Bo widzisz… ona nie żyła.

- Nie żyła?! - wykrzyknęli wszyscy.

- Na kilka minut jej serce przestało bić. To wystarczyło żebym zdążył wynieść ją z tamtego miejsca…

- Co się stało? - zapytał Zelgadis starając się zachować spokój.

- Ona… - spojrzał ukradkiem na dziewczynę, jednak ona wcale nie zwracała na niego uwagi. - Próbowała się zabić… Cudem udało nam się przywrócić ją z powrotem. Dwa miesiące była nieprzytomna, a kiedy się obudziła nic nie pamiętała. Nawet swojego imienia. Miała za to każdej nocy koszmary, to chyba jakieś wspomnienia z tamtego życia, nie wiem.

- Więc to dlatego nazwaliście ją Akama? - zapytała z ciekawością Lina (Akama wywodzi się od japońskiego słowa ‘koszmar’ - przyp. Autorki).

- Trafne spostrzeżenie - uśmiechnął się ponuro Kirei. - Ale jak mówiłem coś tu nie pasuje. Skoro demon tak bardzo potrzebuje Akamy, to dlaczego nie wykorzystał jej od razu do otworzenia przejścia. Na co miał czekać? A nawet więcej, pozwolił jej umrzeć!

- Dobre pytanie… - zamyśliła się Lina. - Może nie mógł tego zrobić od razu? Sama nie wiem, ale jedno jest pewne, nie możemy pozwolić, aby ponownie dorwał Amelię!

- Może… - potwierdził blondyn niechętnie. - Wiecie… słuchając waszej opowieści, gotów jestem nawet w to uwierzyć, ale to zbyt poważne sprawy żeby wierzyć na słowo. Macie jakieś dowody?

Zelgadis podniósł wzrok z podłogi i popatrzył z powątpiewaniem na Linę i Gourry’ego. To oczywiste, że nie mają dowodów. Bo jakie mieliby mieć? Cokolwiek powiedzą, Amelia i tak nie będzie tego pamiętać, a nic innego nie mają. Swoich rzeczy Amelia i tak nie rozpozna. Rozpozna? No chyba, że będzie to coś, co Kirei rozpozna!

- Kirei… - zaczął Zelgadis. - Jak dobrze pamiętasz dzień, w którym uratowałeś Amelię?

- Dość dokładnie, a bo co? - zdziwił się chłopak.

- Czy pamiętasz w co była ubrana?

- Hmm nie za bardzo, ale zdaje się, że część tego, co miała wtedy na sobie nadal tu jest.

- Czy mógłbyś to przynieść? - kontynuował Zel.

- Jasne.

Blondyn szybko wyszedł z sali, by po chwili powrócić z małym tobołkiem. Podszedł do małego stolika i wypakował jego zawartość. Były tam dawne amulety Amelii. Ostateczny dowód i dla nich, że odnaleźli prawdziwą księżniczkę. Zelgadis nie czekał długo. Sięgnął do swojego płaszcza i z dna kieszeni wyjął jeden identyczny klejnot. Amelia podarowała mu go kiedyś na pamiątkę. Więc teraz nie było już wątpliwości dla nikogo. Obie historie były prawdziwe.

- Czy to nie miłe poznać swoje imię? - odezwała się nagle czarnowłosa, patrząc na kamień trzymany przez Zela. Przez całą rozmowę zdawała się być nieobecna.

- Akama… - Kirei spojrzał ze zmartwieniem na swoją towarzyszkę.

- Rei, proszę… Zdaje się, że od teraz nazywam się Amelia, prawda?

- Wydaje mi się, że lepiej będzie jeśli wszyscy położymy się teraz spać - zaproponował chłopak. - Dajcie im pokoje na piętrze - rzucił do rosłego mężczyzny, stojącego przy drzwiach po czym sam szybko wyszedł, ciągnąc za sobą Amelię.

- Chyba nie mamy wyboru - stwierdził Gourry.

- Nie czekajcie na mnie - ogłosił niespodziewanie Zelgadis i ruszył w kierunku wyjścia.

- Zel! - zawołała za nim ruda, jednak chłopak zatrzasnął już za sobą drzwi.

Gdy wyszedł z sali jego twarz owiał mroźny powiew. Powoli zszedł ze zniszczonych, marmurowych schodków i ruszył krętą uliczką. Kiedy obejrzał się do tyłu, dopiero uświadomił sobie, że przyprowadzono ich do starego kościoła. Strzeliste wieżyczki, przyozdobione malutkimi oknami, prezentowały się upiornie wśród panującej mgły i ciemności.

- Lighting - mruknął do siebie.

Chociaż tyle mógł zrobić. Jutro będzie musiał porozmawiać z Liną na temat ich magii…

- Czekaj! - zawołał ktoś za nim.

Odwrócił się i zaklęciem, oświetlił drogę dla nadbiegającej osoby. Po chwili majaczący w oddali kształt zaczął nabierać wyrazu.

- Amelia? - Zelgadis przetarł oczy z niedowierzaniem, a kiedy ponownie je otworzył, dziewczyna stała na wyciągnięcie dłoni.

- Wybacz, nie chciałam ci przeszkadzać! - zaczęła speszona patrząc w dół. - Ja po prostu chciałam porozmawiać z kimś z was. Rei jak zwykle próbował się zmyć, kiedy tylko nie mógł sobie z czymś poradzić! Kiedy wreszcie mu się wyrwałam i wróciłam do sali, spotkałam tę rudą dziewczynę i tego wysokiego chłopaka. Chciałam z nimi porozmawiać, ale ona powiedziała, że lepiej jeśli porozmawiam z tobą - wyjaśniła chaotycznie i podniosła wzrok. - WOW! - wykrzyknęła nagle zdumiona, widząc dopiero teraz, czym jej towarzysz oświetlał drogę. - Jak to robisz? - szepnęła, jakby bała się, że pod wpływem głośniejszych dźwięków świetlista kula zniknie.

- To nic trudnego - zaśmiał się chłopak. - Też to potrafisz, a nawet wiele więcej!

- Ja? - spytała nie odrywając wzroku od światła. - Jak?

- Co prawda, mamy tu z Liną pewne problemy z używaniem magii, ale tego zaklęcia to chyba nie dotyczy - uśmiechnął się do dziewczyny. - Daj rękę - poprosił.

Amelia posłusznie wyciągnęła dłoń przed siebie, a Zelgadis ujął ją w swoją. Jej delikatność i kruchość tak bardzo kontrastowała z nim. No cóż, nie każdy ma ciało chimery. Poza tym, Amelia też nie była ‘tamtą’ Amelią. Szermierz dopiero teraz zauważył, że nie tylko jej pamięć uległa zmianie. Dziewczyna bardzo schudła, a pod jej błękitnymi oczami pojawiły się sine cienie.

- To łatwe - zaczął Zel, nie chcąc dłużej zastanawiać się nad nowym wyglądem Amelii. - Wyobraź sobie, że ciemność wisząca nad tobą rozstępuje się, ugina pod wpływem światła, które nosisz w sobie. Tym światłem jest twoja dobroć. Postaraj się wykorzystać ją w walce z mrokiem. Wyobraź sobie coś przyjemnego, a potem przywołaj światło mówiąc ‘lighting’.

- Lighting - szepnęła Amelia, przyglądając się swojej dłoni.

Nie mogła wprost uwierzyć, kiedy zobaczyła pojawiającą się tam świetlistą kulę.

- Mówiłem, że to łatwe - powiedział z zadowoleniem Zelgadis, jednak jego uśmiech szybko znikł, gdy zobaczył nadgarstki dziewczyny. Były teraz wyraźnie oświetlone przez białe światło zaklęcia. Krwiste plamy na bandażach nie miały wróżyć nic dobrego.

- Czasem krwawią - powiedziała po prostu Amelia, czytając w jego myślach.

- Czasem?

- Mam różne sny, po niektórych krwawią.

- Sny?

- Chyba chodzi o coś związanego z moim poprzednim życiem, ale nie mówmy o tym teraz - poprosiła.

- Rozumiem - odpowiedział chłopak przyglądając się oczom dziewczyny. Ciężko było coś z nich wyczytać.

- Wiem, że to głupio zabrzmi, ale jak masz na imię? - spytała nagle zawstydzona.

- Jestem Zelgadis - uśmiechnął się i ścisnął mocniej trzymaną przez siebie dłoń Amelii.


***


Smyczek delikatnie sunął po naprężonych strunach, które jęcząc pod jego naciskiem, układały się w piękną melodię. Stare drewno instrumentu połyskiwało w półmroku, z każdym nawet najmniejszym ruchem gracza. Muzyka wypływająca spod jego dłoni, zdawała się wypełniać wszystko, wpływać w każdy zakamarek, szczelinę, w każdą bruzdę w sercach słuchających. W tym dialogu pozbawionym słów, a mimo to tak bardzo wyrazistym, dało się wyczytać pewien smutek. Smutek, który miał pozostać nigdy nie wypowiedziany…

Zanim Zelgadis otworzył oczy, do jego uszu dotarła muzyka, rozchodząca się echem po pustych korytarzach kościoła. To ona go zbudziła. Chłopak uniósł się powoli na łóżku, podpierając na łokciach i wsłuchał się w wygrywane nuty.

- Skrzypce? - mruknął sam do siebie ze zdziwieniem.

Przez długą chwilę przekonany był, że nadal śni, jednak z każdym nowym dźwiękiem zaczynał w to coraz bardziej wątpić. Nigdy nie miewał tak realistycznych snów. Ale kto mógł wpaść na pomysł koncertowania w środku nocy? Cóż, musiał przyznać, że gra jest całkiem niezła… ale dlaczego, do cholery, o takiej porze!? Widać, chyba będzie musiał się przyzwyczaić do nowych zwyczajów… Opadł zrezygnowany z powrotem na swoją poduszkę, jednak coś nie dawało mu ponownie zasnąć. I tym czymś wcale nie były wysokie tony skrzypiec. Przekręcił się niespokojnie na drugi bok. Ciekawość. Tak, musiał sprawdzić kim był tajemniczy muzyk. Z westchnieniem wstał i naciągnął na siebie swoją, białą koszulę. Zły był, że nie potrafi się opanować, jednak ta muzyka, zdawała się wciąż go nawoływać, intrygowała go. Kiedy zapiął ostatni guzik koszuli, wyszedł cicho na korytarz, pozostawiając za sobą uchylone drzwi.

Korytarz ciągnął się kilka metrów, by w końcu doprowadzić do krętych schodów, wiodących na niższe kondygnacje. Zelgadis nie musiał szukać, po prostu podążał za muzyką. Kiedy znalazł się na niższym piętrze, przemierzył jeszcze jedno przejście, po czym zatrzymał się przed masywnymi drzwiami z ciemnego drewna. Zawahał się przez moment, jednak zdecydował się otworzyć. Ach, ciekawość! Delikatnie nacisnął, mosiężną klamkę i pchnął ciężkie wrota, które skrzypnęły w geście sprzeciwu. Cicho wślizgnął się do środka i schronił pod osłoną nocy.

Wysoki, szczupły młodzieniec, stał pośrodku sali. Było to, to samo pomieszczenie, w którym parę godzin temu rozmawiali. Jednak tym razem, ów młodzieniec, wyglądał inaczej. Na twarzy Kirei’a było widać powagę i skupienie, gdy grał. Nawet w rozmowie z nimi, taki nie był. Zelgadis przyglądał mu się długo. Dłoń chłopaka rytmicznie poruszała smyczkiem, który w zetknięciu ze strunami wydobywał, coraz to bardziej melancholijne dźwięki. Kirei był smutny. Tylko dlaczego? Zel głowił się nad tym, próbując odgadnąć prawdziwy powód zachowania chłopaka, gdy nagle ten westchnął i odłożył instrument. Usiadł zrezygnowany na zimnej posadzce i zakrył twarz dłońmi. Zelgadis nie chcąc zostać zauważonym, szybko wymknął się z pomieszczenia. Wolał nie wdawać się z nim w rozmowy. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko wrócić do siebie.

Kiedy zamknął drzwi swojego pokoju, oparł ciężko o nie głowę, przymykając oczy. Usłyszał, że muzyka ponownie potoczyła się echem po całym budynku. Była to ta sama piękna, smutna melodia. Dziwne, że innych nie budziła? A może budziła, ale byli zbyt leniwi żeby to sprawdzić? Zel nie zastanawiał się nad tym dłużej, obecnie czuł się zagubiony w całej sytuacji, w miejscu, w którym się znalazł. Spróbował sobie to wszystko poukładać, gdy niespodziewanie usłyszał za sobą głos.

- Pięknie prawda?

Wszędzie rozpoznałby TEN głos. Obrócił się szybko i spojrzał w stronę swojego łóżka. Na jego skraju siedziała Amelia.

- Co tu robisz? - zapytał, przyglądając się badawczym wzrokiem dziewczynie. Nie powinno jej tu być.

- Nie chcesz wiedzieć… - zaśmiała się ponuro.

- Zamieniam się w słuch - powiedział, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.

- Ale to bez sensu, najlepiej będzie jeśli po prostu już sobie pójdę. Cieszę się, że nic ci nie jest… - wyjaśniła zawstydzona i ruszyła w stronę wyjścia, jednak chłopak zagrodził jej drogę.

- Skoro już weszłaś tu bez pytania, to chyba należą mi się wyjaśnienia - powiedział z uśmiechem.

Amelia westchnęła, ale mimo to ponownie usiadła.

- Więc? - ponaglił Zelgadis.

- Więc, widzisz mówiłam, że to głupie, bo ja właściwie sama nie wiem… - zaczęła nieśmiało. - Chyba nie myślałeś, że po tym, co dziś usłyszałam w ogóle zasnę? No więc, nie mogłam zasnąć i wałęsałam się po kościele, chcąc pozbierać myśli. Przechodziłam koło twojego pokoju, gdy nagle… - urwała.

- Gdy nagle?

- Sama nie wiem. Poczułam, jakiś taki niepokój. Bo widzisz, zostawiłeś uchylone drzwi, a odkąd pamiętam zawsze były zamknięte. Nikt tu nigdy nie przychodził. Wiem, że to brzmi dziwacznie. W każdym razie, kiedy na nie spojrzałam zobaczyłam coś jeszcze… To były strzępy jakichś wspomnień. Widziałam uchylone drzwi, a kiedy przez nie przeszłam… tam był ktoś martwy. Przestraszyłam się. Bałam się, że coś ci się stało…

Zelgadis przełknął głośno ślinę. Dobrze wiedział o czym mówi Amelia, i że to wcale nie o jego śmierć chodzi. Ale jak miał jej powiedzieć o śmierci ojca?

- Co jest? - zapytała nagle dziewczyna, najwyraźniej zauważyła jego reakcje - Ty coś wiesz prawda? - ciągnęła. - Powiedz mi!

- Ja… - w pierwszym momencie miał zamiar skłamać, ale po chwili namysłu stwierdził, że Amelia ma prawo znać prawdę. - W dzień, w którym zniknęłaś z naszego świata, zamordowano twojego ojca. Myślę, że to jego widziałaś - powiedział z trudem, oczekując wybuchu płaczu, jednak nic takiego nie nastąpiło.

- Och… - usłyszał po prostu i spojrzał na nią z niedowierzaniem. Nie przejęła się tym? - Szkoda, że nie widzisz swojej miny - zaśmiała się cicho. - Myślałeś, że się tym zmartwię, prawda? Zelgadisie, ja go nawet nie pamiętam… Wiem, że to okrutne z mojej strony, ale nie poradzę nic na to, że tak jest…

- Rozumiem - odszepnął. - Gdy tu wszedłem, powiedziałaś, że jest piękne. Co miałaś na myśli? - zmienił nagle temat. Nie chciał rozmawiać o przykrych sprawach.

- Sam słyszysz - odpowiedziała z uśmiechem Amelia.

- Skrzypce? - przytaknęła w odpowiedzi. - Tak, pięknie. Tylko czemu on to musi robić w nocy?

- Rei to śmieszny człowiek. Niby jest naszym przywódcą, ale zawsze, kiedy tylko może ucieka od problemów. Nie umie sobie z nimi radzić, ani rozmawiać o nich. Dopiero kiedy gra jest inaczej. Dopiero wtedy przeżywa swój problem, a w jego piosenkach, usłyszysz wszystko o czym myśli - uśmiechnęła się lekko. - Tylko tak może wyrazić siebie, więc jesteśmy już przyzwyczajeni, że robi to czasem w nocy.

- Czyli on gra, gdy ma jakiś problem? - upewnił się Zelgadis.

- W pewnym sensie - odpowiedziała. - Czasem robi to po prostu dla mnie, dla mojej przyjemności. To miłe z jego strony - uśmiechnęła się.

- Czy wy… - zaczął niepewnie.

- Pytasz czy jesteśmy razem? - zaśmiała się, a widząc minę Zela dodała - Nie, nie jesteśmy. Chociaż nie ukrywam, że Kirei wiele razy próbował. Ale dla mnie jest bardziej jak brat. Kocham go, ale jak brata. Rozumiesz?

- Jasne - odpowiedział po prostu, ale za tym małym słowem ukrył całe swoje szczęście.

- A czemu o to pytasz? - zagadnęła po chwili.

Zelgadis poczuł, że się rumieni, ale miał nadzieję, że Amelia nie zobaczyła tego. Kretyn z niego! Nie powinien być zazdrosny, a już tym bardziej pytać o takie sprawy.

- Zelgadisie… - zaczęła nagle - Powiedz mi, tylko tak szczerze! Czy ty byłeś dla mnie kimś ważnym?

To pytanie go zgasiło. Co miał opowiedzieć?! Przecież nie powie prawdy - tak, kochałaś mnie, ale ja zlewałem cię przez kilka lat? Za coś takiego, to mogłaby go najwyżej znienawidzić. Zresztą to i tak nic by nie zmieniło. Tacy ludzie jak on, nie zasługują na miłość. Miłość? I nagle w pełni zrozumiał, co czuje do dziewczyny. Jednak, to słowo było dla niego takie przerażające!

- Byłem twoim przyjacielem… - cóż to nie było kłamstwo, a przynajmniej nie do końca, bo przecież formalnie był tylko przyjacielem.

Amelia przyglądała mu się przez chwilę podejrzliwie, po czym uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Myślę, że powinnaś się położyć spać - spróbował chłopak, nie chciał odpowiadać na inne krępujące pytania.

- Zel… - ‘Zel? No proszę, chyba robimy postępy’ - pomyślał. - Bo ja mam mały problem… - powiedziała czarnowłosa.

- Problem?

- Nie potrafię spać sama… - odpowiedziała rumieniąc się.

- A co ja mam z tym wspólnego? - zapytał cicho.

- Zawsze śpię w pokoju z Rei’em, wiesz przez moje koszmary i w ogóle, ale on dziś chyba wcale się nie położy. Nie chcę siedzieć samotnie w pokoju, albo włóczyć się gdzieś po zimnych korytarzach… Pomyślałam sobie, że może jeśli nie masz nic przeciwko, to mogłabym tu zostać…? Nie mam do kogo pójść… - zapytała nieśmiało.

- Przeciwko? - powtórzy z niedowierzaniem. - Skądże! Możesz tu zostać tak długo, jak tylko chcesz!

- Dzięki - powiedziała z uśmiechem. - A tak poza tym to nie lubię ciemności… - dodała szeptem.

Młodzieniec już miał się uśmiechnąć, gdy nagle usłyszeli przeraźliwe majaczenie za oknem. Prawie, że w tym samym momencie, ucichła także gra Rei’a. Zel spojrzał ze strachem na Amelię. Byli atakowani czy jak?

- Co to było? - zapytał podchodząc do małego okienka i wyglądając przez brudne szyby.

- To demony - odpowiedziała dziewczyna i skuliła się na łóżku.

W tej samej chwili Zelgadis zobaczył snujące się koło budynku postacie. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak ludzie, jednak po dokładniejszych oględzinach, bardziej przypominali żywe trupy.

- Co to u licha jest!

- Kiedyś to byli ludzie. To się później dzieje z tymi, którzy zamknięci są na Dworze Śmierci… - odpowiedziała cicho. - Teraz krążą po mieście i żywią się krwią niewinnych. Ale spokojnie tu nie mogą wejść, na kościół rzucono chyba jakieś pieczęcie ochronne.

- To dobrze, ale i tak nie zadowala mnie ich towarzystwo, nawet jeśli nie mogą tu wejść - odpowiedział kwaśno.

Odwrócił się od okna i spojrzał na Amelię. Siedziała skulona na jego posłaniu.

- Nie bój się - usiadł przy niej. - Sama powiedziałaś, że się tu nie dostaną.

- A ty powiedziałeś, że ich towarzystwo, nawet jeśli są tylko za oknem i tak nie zadowala - odpowiedziała z przekąsem.

Chłopak oparł się plecami o ścianę i przymknął oczy. Nie chciał się sprzeczać. Miał już zasnąć, kiedy na swojej piersi poczuł ciężar Amelii. Zdziwiony otworzył oczy i spojrzał na nią, jednak ta uśmiechnęła się tylko nieśmiało.

- Co robisz? - zapytał szeptem.

- Boję się… - odpowiedziała tak cicho, że ledwo mógł ją usłyszeć.

- Spokojnie - powiedział i nieśmiało przytulił ją do siebie. - Będę cię chronił. Obiecuję…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.