Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Powrót

Echo czasu

Autor:Rinsey
Serie:Shingeki no Kyojin
Gatunki:Akcja, Dramat, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-08-26 08:00:49
Aktualizowany:2014-08-15 15:13:49


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.


Rozdział 2

Echo czasu

Jej głos jak zawsze był wypełniony entuzjazmem, który również znajdywał swoje odzwierciedlenie w radosnym błysku w orzechowych oczach. Jej sposób poruszania się, gesty, mimika twarzy, wiecznie rozczochrane włosy… Nic się nie zmieniło. Była dokładnie taka jak w jego wspomnieniach.

Zatrzymała się w odległości pół metra przed nim i zgięła się w pół, z trudnością łapiąc oddech.

- I po co tak leciałaś? Myślałaś, że ten zasrany Mur ci ucieknie, czy co? - zwrócił się do niej swoim charakterystycznym, gburowatym tonem.

Kobieta zaśmiała się w odpowiedzi i uniosła głowę, obdarzając go rozbawionym spojrzeniem.

- Chciałam koniecznie sprawdzić, czy faktycznie jesteś taki mały, jak cię pamiętam - odparła dokuczliwie.

Oczy Levi’a zwęziły się niebezpiecznie.

- Haha! Nawet twoje mordercze spojrzenie się nie zmieniło!

Mężczyzna błyskawicznie stanął tuż przed nią i złapawszy Hanji za rozwalającego się kucyka, umieścił jej głowę na wysokości swoich oczu.

- To wszystko, co masz mi do powiedzenia w tej sytuacji, Zasrana Okularnico? - Wciąż mierzył ją wzrokiem, który sprawiał, że większość normalnych ludzi przechodził nieprzyjemny dreszcz. Brązowowłosa uśmiechnęła się tylko szerzej. Na nią nigdy to nie działało.

- Masz na myśli coś w rodzaju: „tęskniłam za tobą” albo „miło cię widzieć”? Oj, chyba najsilniejszy żołnierz ludzkości czuł się bardzo samotny bez swojej Hanji!

Oczy Levi’a zwęziły się jeszcze bardziej.

- Ej, nie rób takiej miny, jakbyś chciał mnie zrzucić z tego Muru - dodała kobieta wciąż z uśmiechem na ustach. - Chociaż dzięki temu, wiem, że ty to ty. - Na moment nieco spoważniała. - Nie jesteś snem, prawda?

Stalowoniebieskie spojrzenie pod wpływem tych słów złagodniało.

- Nie - odparł cicho. - Chociaż nie wiem, czy nie lepiej by było, aby to wszystko było tylko jakimś gównianym koszmarem.

- Nie - powiedziała szybko Hanji z poważnym błyskiem w oczach. - Dano nam szansę, której nie wolno nam zmarnować.

Nie wszyscy Zwiadowcy odzyskiwali wspomnienia. Nie potrafił wyrazić swojej ulgi, gdy mijał na ulicy uśmiechniętego Farlana i Isabel, a oni nie byli w stanie go rozpoznać. Zgodnie z zaleceniami Erwina obserwował różnych odrodzonych członków Oddziału Zwiadowców, jednak ta dwójka ani razu nie wykazała ani jednego symptomu świadczącego o odzyskaniu wspomnień sprzed 2000 lat. Oczywiście, bolało go, że dwójka jego dawnych przyjaciół nawet nie wiedziała o jego istnieniu, lecz świadomość, że tym razem nie zginą w walce z przerośniętymi monstrami, tylko będą wieść normalne, spokojne życie, całkowicie mu to wynagradzała. Z podobnego względu miał nadzieję, że Hanji również podzieli ich los. Erwin jak zazwyczaj całkowicie go rozszyfrował. Wiedział, jak ważna dla rozwiązania zagadki Murów była ta Okularnica, jednak gdyby mógł zdecydować, czy przywrócić jej wspomnienia, nie wahałby się nawet chwili.

Ale stało się inaczej. I kiedy Hanji stała tuż przed nim gotowa do rzucenia się w wir kolejnej wojny, nie mógł powstrzymać myśli, że mimo wszystko cieszy go fakt, że to właśnie ona stanie z nim do walki ramię w ramię.

Korzystając z faktu, że jego dłoń wciąż był wczepiona w jej kucyka, przyciągnął ją do siebie. Hanji bez wahania położyła głowę na jego ramieniu, po czym obydwoje zastygli w bezruchu. Słowa nie były jego mocną stroną, jednak dla tej szalonej kobiety nigdy to nie stanowiło problemu. Dlatego otaczająca ich swobodna cisza była znakiem, że wszelkie niewypowiedziane treści zostały zrozumiane.


***


Gorąco. Czuł się, jakby całe jego wnętrze wypełnił ogień, który nie przestanie płonąć dopóki doszczętnie nie wypali jego wnętrzności. Musiał coś zrobić. Cokolwiek, co przyniosłoby mu chociaż minimalną ulgę.

- Eren?

Musi ich wszystkich zniszczyć. Co do jednego. Inaczej ten żar nigdy nie ustąpi.

- Eren!

Nawet jeśli stanie się potworem, zabije je wszystkie. Nikt go nie powstrzyma. Nikt.

- EREN!

Krzyk? Znał ten głos. Czy to nie była Mikasa? Mikasa zawsze go chroniła. Teraz on będzie ją chronił... W jego myślach pojawiło się jednak wahanie. Przed czym miał ją chronić?

W jednej chwili przeszedł go dreszcz i gwałtownie otworzył oczy.

- Eren! Nic ci nie jest? - Tuż nad nim unosiła się znajoma twarz przyjaciółki, która wyrażała szczere zmartwienie.

- Nic - odparł chłopak, ze zdziwieniem stwierdzając, że zamiast siedzieć w ławce szkolnej, leżał na ziemi. - Co się właściwie stało? - dodał, rozglądając się po klasie. Wszystkie głowy były zwrócone w jego kierunku. Błyskawicznie poczuł ukłucie złości. Czy oni naprawdę nie mieli nic innego do roboty, tylko gapić się na niego?

Nagle poczuł, że czyjaś chłodna dłoń dotknęła jego czoła.

- Masz gorączkę - rozległ się głos klęczącego po jego drugiej stronie Armina. Niebieskie oczy chłopaka uchwyciły spojrzenie Mikasy. - To może tłumaczyć, dlaczego zasnął i zaczął się rzucać przez sen. Panie Zacharius, zaprowadzimy Erena do skrzydła szpitalnego, dobrze?

Ich wychowawca, Mike Zacharius, wysoki i potężnie zbudowany mężczyzna, w okamgnieniu znalazł się przy leżącym na podłodze, po czym wykonał trzy krótkie pociągnięcia nosem.

- Lepiej zaprowadźcie go do domu - powiedział stanowczo po wykonaniu tego dziwacznego gestu. - Usprawiedliwię nieobecność na ostatnich lekcjach całej waszej trójki.

- Ej, chwila! Czuję się dobrze! Nie jestem dzieckiem! Nikt mnie nie musi nigdzie odprowadzać! - zaperzył się Eren.

- Bardzo dziękujemy, panie Zacharius - odezwała się z wdzięcznością Mikasa, nie zwracając uwagi na okrzyki przyjaciela.

- Mikasa, słyszysz co do ciebie mówię?!

Dziewczyna obdarzyła go surowym spojrzeniem.

- Eren, nie rób scen. Wracamy do domu.

- Eren, naprawdę lepiej zrobisz, jeżeli jej posłuchasz - wtrącił cicho Armin. - Wiesz dobrze, że jak Mikasa będzie musiała, wyprowadzi cię stąd siłą. I wiesz równie dobrze, że Jean nie da ci o tym zapomnieć aż do śmierci.

Na ostatnie zdanie Eren wyjątkowo się skrzywił. Armin jak zawsze miał rację. Po Mikasie jak najbardziej można było się spodziewać, że posunie się nawet do przemocy, aby zapewnić mu w swoim mniemaniu bezpieczeństwo. Wydał z siebie poirytowane westchnięcie, po czym podniósł się z ziemi. Dopiero kiedy odczuł kolejne zawroty głowy, doszedł do wniosku, że pójście do domu to może faktycznie nie jest taki głupi pomysł.

Zanim opuścił teren szkoły ponownie stracił przytomność, a gdy się ocknął, znajdywał się już we własnym łóżku.

- Eren, jak się czujesz? - Tuż obok niego odezwał się głos jego matki. Ponownie poczuł chłodną dłoń na swoim czole. - Gorączka już ci chyba minęła. Znowu złapałeś jakieś dziwne choróbsko i to akurat kiedy taty nie ma.

- Nic mi nie jest - odparł uparcie Eren, podnosząc się do pozycji siedzącej. Tym razem mówił prawdę. Ból głowy, a wraz z nim to wszechogarniające gorąco, minął.

Zielone oczy, tak bardzo podobne do jego własnych, przyjrzały mu się badawczo.

- Faktycznie wyglądasz lepiej, ale chcę abyś został w domu przez parę dni. Tata powinien wrócić za dwa, trzy dni. Chcę, aby cię przebadał, zanim wrócisz do szkoły.

- Mam kiblować w domu trzy dni? Chyba śnisz! A jak tacie znowu się przedłuży konferencja, to każesz mi kiblować cały tydzień? To śmieszne! - obruszył się chłopak. Czemu wszyscy musieli być tacy nadopiekuńczy w stosunku do niego. Nie był już dzieckiem. Potrafił o siebie zadbać. Dlaczego nikt nie mógł tego zrozumieć?

- Zostaniesz w domu tak długo, jak uznam to za stosowne! - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu jego rodzicielka. W jej wzroku tliła się taka furia, że każdy rozsądny człowiek dałby za wygraną. Eren jednak nie zamierzał się poddawać.

Zanim jednak z jego ust wyleciał kolejny potok słów, jego umysł zalała fala dziwacznych obrazów.

Olbrzymi, kilkumetrowy potwór trzymający w dłoni bezbronną kobietę o intensywnych zielonych oczach. Krzyki i wierzgające kończyny zamierające po jednym zaciśnięciu ręki humanoidalnego monstrum. Chrupnięcie ludzkich kości. Krew. Mnóstwo krwi. I pobrzmiewający w tle płacz.

Złapał się za głowę i ze wszystkich sił stłumił chęć wydania z siebie rozdzierającego krzyku rozpaczy.

To nie była mama. Mama była bezpieczna. Przecież siedziała tuż obok niego. O co w tym wszystkim chodziło, do cholery?!

- Eren, co się stało? Strasznie zbladłeś. - W głosie kobiety ponownie zaczęło przeważać zmartwienie.

- Chyba masz rację - odezwał się cicho Eren. - Chyba faktycznie nie czuję się najlepiej.


***


- Czyli Eren wciąż jest pod obserwacją? - spytała Hanji, spoglądając, jak to robiła niezliczoną ilość razy w dalekiej przeszłości, na krajobraz rozpościerający się z Muru Maria.

- Tak - odparł siedzący tuż obok niej Levi. - Erwin dzięki swoim obecnym wpływom mógł wrzucić tych wszystkich smarkaczy, których możemy podejrzewać o posiadanie tych wspomnień, do jednej szkoły. Dzięki temu możemy ich dokładnie obserwować. Niestety, każdy musi odzyskać wspomnienia samorzutnie. Nie ma żadnego sposobu, aby to przyśpieszyć. Przynajmniej jeśli nie chcemy, aby ich małe móżdżki się nie przegrzały.

Hanji w skupieniu pokiwała głową. Levi już zdążył jej opowiedzieć, że pierwsza próba opowiedzenia nieprzebudzonej osobie o wydarzeniach sprzed 2000 lat zakończyła się wylewem i porażeniem mózgowym.

- Ale jak do tego wszystkiego doszło? Dlaczego nasza pamięć urywa się w momencie nieudanej próby schwytania kobiety-tytana? Czemu tylko niektórzy odzyskują pamięć? Jak tytani zostali powstrzymani te 2000 lat temu? I co sprawiło, że mimo wszystko się odrodziliśmy?

- W tym całym gównie właśnie najgorszy jest brak odpowiedzi. Erwin wie jedno. Oni powrócą. I uważa, że my, posiadając tę wiedzę i wspomnienia, mamy obowiązek zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby temu zapobiec.

- I ma rację - wtrąciła stanowczo brązowowłosa. - Oni nie zostali pokonani. Oni zasnęli, ale na pewno się przebudzą. Nie wiem tylko, jak szybko to się stanie.

Levi odwrócił się do niej z wyrazem lekkiego zaskoczenia na twarzy.

- Skąd to wiesz?

Hanji oparła się na ramionach i spojrzała na ciemne, rozgwieżdżone niebo.

- Zbadałam materiał tego Muru. Jego głównym składnikiem są żywe komórki. W 99.9% procentach identyczne z ludzkimi. Nie wiem, czy są to wszyscy tytani, ale jestem prawie pewna, że część z nich śpi wewnątrz Murów.

Mężczyzna z wyrazem obrzydzenia rozejrzał się dookoła.

- Chcesz mi powiedzieć, że właśnie siedzimy na tyłkach tytanów?

Na twarzy naukowca pojawił się promienny uśmiech, a w oczach szaleńczy błysk.

- Dokładnie! Czyż to nie ekscytujące?

Levi spojrzał na nią z politowaniem.

- Jesteś zdrowo szurnięta, Zasrana Okularnico.

Jej uśmiech się tylko poszerzył.

- Ale ode mnie przynajmniej usłyszysz prawdę w przeciwieństwie do pozostałych osób badających Mur.

Będący niegdyś najsilniejszym żołnierzem ludzkości nie skomentował tej wypowiedzi, lecz niecierpliwość widoczna w jego oczach była znakiem, że czeka aż brązowowłosa rozwinie swoją wypowiedź.

- Mury fascynowały mnie już od dawna. I jak tylko pojawiły się jakieś doniesienia naukowe w tym temacie, natychmiast trafiały one na mój twardy dysk. Wszystkie publikacje mówiły jednomyślnie, że materiału, z którego składają się Mury, nie da się określić. Mogę się zgodzić, że kilka zespołów naukowych mogło nie rozwikłać tej zagadki. Ale to absolutnie niemożliwe, abym była jedyną osobą będącą w stanie znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Oczy Levi’a lekko się rozszerzyły.

- Chcesz powiedzieć, że…

- Tak - oznajmiła z całym przekonaniem Hanji, z powrotem poważniejąc. - Wydaje mi się, że ktoś manipuluje danymi dotyczącymi Murów.


***


Ilse Langner biegła tak szybko, jak nigdy w życiu. Jej nauczycielka biologii z liceum miała rację. Adrenalina potrafiła wyciągnąć z człowiek siły, o jakie nigdy by siebie nie podejrzewał. Tym bardziej, że była to adrenalina wywołana przez świadomość, że zaraz zginie.

Nie widziała twarzy tego wysokiego mężczyzny, lecz od zawsze potrafiła rozpoznać drapieżnika. Musiała znaleźć Hanji za wszelką cenę. Musiała jej przekazać te informacje.

Z impetem wpadła do swojego mieszkania i błyskawicznie zamknęła za sobą drzwi, mając świadomość, że to nie będzie stanowić żadnej przeszkody dla napastnika. Chciała zyskać na czasie, a każde utrudnienie dawało jej kolejne cenne sekundy.

Kiedy kątem oka dojrzała swój sfatygowany notatnik. Bez chwili zawahania sięgnęła po niego i zaczęła błyskawicznie pisać. Właśnie w tym momencie usłyszała, jak ktoś gwałtownie nacisnął klamkę drzwi wejściowych.

Jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Po czole zaczęły jej spływać chłodne krople potu. Wszelkie dźwięki na chwilę ucichły, jednak wiedziała, że wciąż nie jest bezpieczna. Jak tylko skończyła pisać, sięgnęła pod łóżko, popychając dłonią zniszczony notatnik. To była wyjątkowo prymitywna kryjówka, ale tylko na to miała czas. Mogła się tylko modlić, aby to wystarczyło.

Sekundę później usłyszała dźwięk karabinu. Zamek odpadł od razu. Napastnik nie musiał się z nim męczyć, tylko bezceremonialnie kopnął drzwi, torując sobie przejście.

Na moment ich spojrzenia się spotkały. Zielone oczy Ilse otworzyły się szeroko, zanim kula trafiła ją prosto w serce.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.