Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 46: Novan City (II) *

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2019-07-05 00:23:02
Aktualizowany:2019-07-05 00:23:02


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Sandra Novy wróciła do Novan City w pod koniec listopada. Jednak powrót w rodzinne strony nie cieszył jej. Obawiała się spotkania z Joey'em i jego podwładnymi. W głowie rysował jej się plan policjanta. Zniszczył pieczęć, aby uwolnić pierwszego strażnika. Pod pretekstem poszukiwania złodzieja, który rzekomo odpowiadał za przebudzenie Dreada, pozbył się jej z miasta i w spokoju zniszczył pozostałe pieczęci. Żałowała, że nie ma z nią kuzyna. Matt wiedziałby jak działać w takiej sytuacji. Chciała być liderem tak dobrym jak on. Na myśl przyszedł jej Joey Finnie i jego matka. Policjant z Novan również chciał być godnym następcą swojej matki

- Stój! - rozległo się.

Sandra gwałtownie zahamowała. Krzaki przed nią zaczęły kołysać się na wszystkie strony. Dopiero po chwili zauważyła, że jest to karton przykryty gałęziami, liśćmi i trawą. Z jego wnętrza wynurzył się mały chłopiec. Mógł mieć około dziesięciu lat. Nosił czapkę z daszkiem, na której widniał symbol pokeballa, czerwoną kamizelkę i dżinsowe spodnie.

- Jesteś liderem! - rzucił stwierdzenie, które w jego głosi przypominało oskarżenie.

- Tak...

- Myślałaś, że cię nie rozpoznam, hę?

Sandra uśmiechnęła się, nie bardzo rozumiejąc cel pytania.

- Jestem Max Mustarda i wyzywam cię na pojedynek! - zawołał tryumfalnie.

- Nie mam teraz czasu - odparła.

- Wyzywam cię!

- Nie mam czasu - powtórzyła spokojnie. - Przyjdź do gymu. Najlepiej w przyszłym tygodniu.

- Teraz! - krzyknął, sięgając po kulę w kolorach flagi Grenlandii.

- Nie.

- Zaczynamy pojedynek!

Liderka miała dość. Rozgniewania zaczęła wydzierać się na chłopca:

- Co ty sobie wyobrażasz?! Dopiero wróciłam z długiej podróży pełnej takich Mustard i innych! Chcę mieć chwilę wytchnienia, więc jak już musisz ze mną walczyć to przyjdź jak każdy normalny trener na arenę walk!

Zapadła cisza. Max wyglądał na zaskoczonego wybuchem Sandry. Nikt wcześniej nie zwracał się do niego w tak agresywny sposób. W pierwszym momencie nie wiedział jak się zachować. Po chwili jego pewność siebie wróciła i powiedział:

- Roomi, walcz!

Mały, ale bardzo dzielny trener pokemon rzucił do przodu pokeball, który od dłuższej chwili trzymał w ręku. Z jego wnętrza wyłoniło się stworzenie niewiele większe od kuli, w której się znajdowało. Pokemon nie miał nóg, a jedynie biały korpus, okrągłą główkę, łapki i błękitne oczy ukryte pod czerwonym kapelusikiem w białe kropki. Stworek Maxa Mustardy był zwykłym poke-muchomorem o buzi skalanej czystością, niewinnością i dobrem.

- Naprawdę nie mam czasu - westchnęła Sandra i ruszyła dalej.

- A walka?! A moja potrzeba pokonania ciebie? - krzyczał za liderką.

***


Alex Wolfberg, pomimo iż powinien czuć większe obawy przed powrotem do Novan City niż Sandra, nie był zdenerwowany ani trochę. Zwiedzając Jhnelle, doszedł do wniosku, że nigdzie indziej nie czuje się tak dobrze jak w mieście smoków. Stał w szczelinie pomiędzy budynkami mieszkalnymi i spoglądał na kilku mężczyzn w policyjnych mundurach. Niecałą godzinę temu zatrzymali ruch i zaczęli rozładowywać z ciężarówki ogromne pudła. Wczorajszego dnia do ratusza dostarczono oficjalne zawiadomienie o specjalnym treningu policji w Novan City. Dlatego nikt nie pytał, co się dzieje, ani jak będzie wyglądał ten trening. Ludzie mijali zamkniętą ulicę. Z niepokojem i rosnącymi obawami spoglądając na policjantów. Alex wiedział działają rozstawiane przez policjantów urządzenia. Takich samych maszyn używali kłusownicy polujący na smoki w rezerwacie Jhnelle.

- Ciekawe, do czego im to tu... - mruknął. - W mieście nie ma tak wielkich pokemonów.

***

Milo w towarzystwie dwójki innych policjantów przyglądał się miastu z dachu wysokiego budynku. Po chwili dotarł do nich jeszcze jeden mężczyzna ubrany w granatowy sweter i czarne spodnie.

- Melduję, że wszyscy nasi ludzie są na stanowiskach - oświadczył.

- Co teraz, Milo? - zwrócił się, stojący z prawej strony mężczyzna.

- Byliśmy w Boheme City i Darea Town. Złapaliśmy opiekunów tych miast... Myślę, że pora zwrócić im wolność - stwierdził.

- Chyba nie rozumiem.

- Wypuśćcie Disturba i Deuce. Gdy zaczną niszczyć miasto zjawi się trzeci ze strażników.

- Skąd wiesz, że zaczną atakować Novan City?

- Ostatni raz były na wolności na swoich terytoriach. Dziś znajdą się pierwszy raz w obcym miejscu. Wierzę, że zaczną niszczyć wszystko na swojej drodze, aby tylko znaleźć drogę ucieczki.

- A co jak uciekną?

- Nie uciekną - warknął Milo zirytowany rozmową z podwładnym. - W mieście jeży się od pułapek. Nie mają szans. Do roboty!

Policjanci podeszli do krawędzi dachu i zrzucili z niego dwa granatowe pokeballe. Kule przez moment leciały w stronę ziemi, aż w końcu uderzyły o jezdnię wypuszczając z wnętrza czerwone światła przybierające formę niedźwiedzia oraz koziczki.

Deuce rozejrzała się wokoło. Chociaż była zachwycona postmodernistyczną architekturą Novan City, to nie czuła się najlepiej w obecności lodowej legendy pochodzącej z Mroźnego Świata. Disturb wyczuwając niechęć ze strony ognistej strażniczki Darea uderzył ją łapą. Cios w pysk był na tyle silny, aby Deuce przeleciała na drugą stronę ulicy i uderzyła w jakiś budynek.

- Beee! - zaczęła krzyczeć i zionąć ogniem.

Niedźwiedź ruszył wprost na nią. Kozica wstała i rzuciła się do ucieczki przed masywnym przeciwnikiem. Mijając ludzi, którzy bali się jej bardziej niż ona ich, strzelała ognistymi kulami. W centrum smoczego miasta wybuchła panika. Nagle kozica będąca symbolem równowagi mentalnej poczuła silne uderzenie. Przez jej ciało przeszedł prąd. Osłabiona elektroatakiem upadła na ziemię tuż przed garstką lamentujących ludzi. Zza zakrętu wyłonił się Dread. Po ciele barana przechodziły jeszcze iskry po wykonanym przed momentem ataku. Elektryczny stwór rzucił spojrzenie w stronę nieprzytomnej kozicy, a następnie Disturba, który szykował się do uderzenia w niego. Obaj strażnicy ruszyli na siebie. W momencie zderzenia ich zderzenia, ziemia zatrzęsła się...

***

Zbliżało się późne popołudnie, a w Centrum Pokemon świeciło pustkami. Po części było to zasługą siostry Joy, którą trenerzy denerwowali do tego stopnia, że postanowiła wywiesić na drzwiach wejściowych kartkę z napisem:

"Nieczynne z powodu epidemii czarnej ospy. Przepraszamy".

Poza przeglądającą kolorową gazetę siostrą Joy w budynku był tylko Max Mustarda, który nie bał się niczego. Chłopiec siedział nieopodal blatu recepcji i przeglądał kolekcję swoich odznak. Na razie udało mu się zdobyć dwie z czego był średnio zadowolony. Chociaż podróżował po Jhnelle od sześciu miesięcy, to nie mógł pochwalić się sukcesami takimi jak posiadanie trzech starterów w pierwszych formach, prawdziwego poke-przyjaciela, czy rywala chcącego mu ubliżać.

- Co za debile robią krzyżówki do gazet? - pokręciła głową pielęgniarka. - Posłuchaj sam... Dom dla poke-pszczółek na dwie litery.

- E... - usłyszała w odpowiedzi.

- Każdy wie, że las jest na trzy litery, a nie dwie - odparła, wpisując do krzyżówki właściwe słowo.

Pogawędkę pary erudytów przerwało wejście Sandry Novy. Pielęgniarka wstała z miejsca i niemal od razu warknęła na dziewczynę nie rozpoznając liderki:

- Czego tu?! Nie widzisz, że zamknięte?

- To pilne - oznajmiła Novy i zbliżyła się do recepcji.

- To liderka, jej zawsze jest pilno... - mruknął Max.

- Liderka? - nieprzyjemny wyraz twarzy pielęgniarki został zastąpiony przez nieszczery uśmiech. - Nie poznałam cię, Saro!

- Sandro - poprawiła ją dziewczyna.

- Sara, Sandra. Wszystko jedno, droga Sabino - mruknęła. - W czym problem?

- A więc...

Rozległ się huk. Z blatu, za którym siedziała siostra Joy spadły wszystkie dokumenty oraz telefon.

- Trzęsienie ziemi... - wyszeptał Max.

- Nie - pokręciła głową Sandra. - To coś innego.

Intuicyjnie dziewczyna pobiegła do wyjścia z lecznicy. Zaraz za nią ruszyli Max i Joy. Sandra stała przed wejściem do centrum i wraz z innymi mieszkańcami Novan City przyglądała się walce Dreada z Disturbem.

- To jakaś katastrofa... - pokręciła głową pielęgniarka.

Zderzenie gromu kulistego z lodowym promieniem zakończyło się eksplozją. Ludzie stojący bliżej zniknęli w chmurze czarnego dymu. Novy zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero, gdy gryzący dym rozpłynął się w powietrzu. Przed liderką rozpościerał się widok zniszczonego miasta: kawałki gruzów ozdabiały popękaną jezdnię, dziury w budynkach, plamy krwi na chodnikach i ranni tworzyli widok zniszczeń jakie nastąpiły po wojnie 1913. Pośród krajobrazu stały dwie walczące ze sobą legendy.

- Ja nie wiem... Co mam zrobić? - wyszeptała przerażona Sandra.

Na Dreada, Disturba i nieprzytomną Deuce spadły sieci splecione z grubych lin. Wściekłe legendy zaczęły szarpać się i atakować wszystko na oślep. Kiedy wyczerpane dały za wygraną sieci zaczęły unosić się do góry. Dwa samoloty odleciały z pokonanymi pokemonami w nieznanym kierunku.

- Proszę się nie obawiać - przez megafon rozbrzmiał głos stojącego na dachu Milo. - Legendarne pokemony zaatakowały nasze miasto, ale policja z Novan City opanowała sytuację. Nic wam już nie grozi.

- Co za ulga - westchnęła siostra Joy.

- To jeszcze nie koniec - stwierdził Max, spoglądając na niebiesko-stalowe chmury.

Rozległ się krzyk. Sandra niechętnie uniosła głowę do góry.

Na niebie pojawił się ogromny potwór przypominający węża o błękitnych łuskach. Fragment szyi miał porośnięty puszystym pierzem ciemnego koloru, zaś końcówka ogona rozdwajała się.

- Arlah! - zaskrzeczał potwór.

Liderka spojrzała na siostrę Joy. Uśmiechnęła się i powiedziała:

- Teraz to katastrofa.

Mustarda sięgnął po swój pokedex.

- Featherpent - powiedziało urządzenie. - Pierzasty wąż jest jedną z siedmiu legendarnych pokemonów Jhnelle. Według legendy wskazał ludziom miejsca, w których mogą się osiedlić oraz wyznaczył trójkę pokemonów-strażników mających ochraniać Novan, Boheme i Darea. Uważany jest za opiekuna legendarnych pokemonów: Disturb, Dread i Deuce.

Featherpent otworzył paszczę. W jego pysku utworzyła się żółta kula.

- Co on robi? - zapytała Joy.

- Hiper promień - odparła ze spokojem Sandra.

Obok trójki bohaterów wylądował Serian. Na grzbiecie elektrycznego ptaka siedział Alex Wolfberg.

- Wsiadajcie! - nakazał.

Nie musiał ich przekonywać. Cięższy o trzech pasażerów Serian wzbił się w powietrze. Max obejrzał się za siebie. Nad miastem uniósł się dym, wśród którego tańczył pierzasty wąż.

- Co tu robisz?

W głosie Sandry pytanie brzmiało jak zarzut.

- Ratuję was - odparł rudzielec, koncentrując się na drodze przed nimi.

- Gdzie lecimy? - spytała siostra Joy.

- Do Ortario City, albo innego miasta... W Novan jest niebezpiecznie - odparł Alex.

- Jak to? - syknęła z pretensją pielęgniarka. - Zostawiłam w centrum portmonetkę z pieniędzmi. Jak ktoś ją ukradnie?

Alex zaśmiał się. Nie chciało mu się wierzyć, że Joy jest, aż tak naiwna.

- Połowa Novan City przeszła już do historii. Wątpię, aby pani pieniądze ocalały.

- Przynajmniej policja pozbyła się tych trzech legend - westchnęła na pocieszenie.

- Sami sprowokowali je do działania - odparł Wolfberg.

- Jak to? - ożywił się Max.

- Wcześniej zastawili pułapki, a potem...

- Wypuścili Disturba i Deuce, które złapali wcześniej - dokończyła Novy.

- Tylko po co?

- Na samym początku uwolnili strażnika Novan City, ale wtedy nie udało im się go złapać. Wiedzieli, że Dread pojawi się w mieście tylko wtedy, kiedy wkroczą do niego pozostali dwaj opiekunowie.

- I w ten sposób wzbogacili się o trzy legendy, a przy okazji zostali bohaterami - dopowiedział Alex.

- Nie zupełnie... - pokręciła głową Sandra. - Nie chodziło im o strażników miast, a o ich opiekuna, Featherpent. Teraz on zniszczy miasto i tyle.

Serian wylądował na polanie za miastem. Mustarda jako pierwszy zeskoczył z pokemona i rozejrzał się po polanie. Poza ich czwórką na łące byli inni ludzie, którym udało się wydostać z Novan City. Niektórzy z przerażeniem spoglądali na dym i ogień unoszący się nad ich domami, inni z wyrzutem przyglądali się liderce, która w ich opinii powinna powstrzymać legendarne stwory, a pozostali oczekiwali na nadejście jakiejś pomocy z sąsiadującego z Novan Ortario City.

- Trudno uwierzyć, że tutaj jest tak spokojnie, gdy w Novan... - westchnęła Sandra.

- Walcz z nim! - stwierdził Max.

- Z kim? Z Featherpentem? On jest znacznie silniejszy od moich pokemonów. Gdyby był tu mój kuzyn... To może on miałby z nim szansę, ale ja nie...

- Żartujesz? - warknął dziesięciolatek. - Jesteś liderem! Wzorem do naśladowania. Powinnaś walczyć w obronie miasta. Nie wolno ci się poddawać. Musisz uwierzyć w siłę swoją i swoich pokemonów!

- Ehe, w kilka minut zrobiłby pastę jajeczną z jej Mikalah - zaśmiał się Wolfberg.

- Mikalah nie może się mierzyć z tym smokiem... - westchnęła Sandra - ale... Możesz mi pożyczyć swojego Seriana? - zwróciła się do Alexa.

- Co chcesz zrobić? - spytał.

- Muszę tam wrócić.

- Po co? Chyba nie chcesz walczyć z Featherpent?

- W mieście mieszkają wujek z ciocią.

- Oszalałaś? - złodziej podniósł głos.

- To starsi ludzie. Opiekowali się mną całe życie. Muszę po nich wrócić. Boże... Jak mogłam o nich zapomnieć? - mówiła do siebie. - Joey miał rację. Nie nadaję się na liderkę.... Po tym wybuchu... Byłam w takim amoku... Ja... Po prostu o nich... zapomniałam - jąkała się. - Muszę po nich wrócić.

- Może są gdzieś tutaj? - spytała przez grzeczność pielęgniarka.

- Nie. To wykluczone! Wujek porusza się na wózku. Nie daliby rady sami opuścić miasta - odparła.

Wolfberg nie mógł jej odmówić. Już po chwili elektryczny ptak z Sandrą na grzbiecie wzbił się w powietrze.

***

Zbliżając się do miasta, Serian obniżył lot, aby czuwający nad miastem Featherpent nie zauważył go. Pierzasty wąż co jakiś czas otwierał pysk strzelając hiper promieniem. Zaraz po ataku zamykał ślepia i zasypiał. Pokemon Alexa przeleciał tuż obok niego. Sandra miała okazję przyjrzeć się potworowi z bliska. Był większy nawet od Sabermikalah. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się, czy na świecie istnieje trener i pokemon silniejsze od tej legendy. Serian skręcił za zniszczoną piekarnią, do której zwykle wymykał się jej Mikalah.

- Ląduj tutaj - poprosiła liderka.

Widząc swój dom i wylęgarnię smoków wujka, zeskoczyła z lewitującego kilkanaście centymetrów nad ziemią Seriana. Podbiegła do drzwi. Były zamknięte, dlatego też zaczęła pukać z całych sił.

- Ciociu! Wujku!

Drzwi uchyliła ciotka. Nastolatka uśmiechnęła się szeroko.

- Sandra? Co ty tutaj robisz?

- Tak się cieszę, że cię widzę - odparła, rzucając się kobiecie w ramiona. - Nie mamy czasu! - dodała po chwili. - Serian zabierze ciebie i wujka w bezpieczne miejsce.

- A ty? - spytała ciotka.

- Ja muszę załatwić jeszcze jedną rzecz - stwierdziła.

Kiedy Serian i jego pasażerowie zniknęli w oddali przestała machać. Ruszyła przez gruzowisko w stronę komendy policji. Biegła ile sił w nogach. Nie była pewna, czy zmierza w dobrym kierunku.

Zdewastowane ulice, domy i ogrody nie przypominały miejsc z jej dzieciństwa. Za plecami usłyszała kolejny huk. To Featherpent po raz kolejny musiał użyć hiper promienia. Nie chciała się odwracać i oglądać umierającego miasta. Szła dalej. Przed jej oczyma wyrosła komenda policji, która nie ucierpiała tak bardzo jak się tego spodziewała z początku. Dziewczyna śmiało weszła do środka. Wszędzie było ciemno. Budynek wyglądał na opustoszały. Liderka ruszyła przez kolejne pomieszczenia. Na samym końcu znajdował się oszklony gabinet Joey'a Finnie. Mężczyzna siedział przy biurku i spoglądał przez okno. Sandra wtargnęła do gabinetu i niemal od razu ryknęła:

- Masz czego chciałeś! Trójka strażników ściągnęła tutaj swojego opiekuna, który niszczy Novan City!

- Niby czego chciałem?

- Nie wiem! Do tej pory tego nie wiem! Powiedz mi! - krzyknęła, szarpiąc go za ramię.

- Przestań, cholerna histeryczko! - warknął, odpychając dziewczynę.

W tym momencie nastąpił kolejny wstrząs. Był na tyle silny, aby Novy straciła równowagę i wyrżnęła głową w ścianę, tracąc przy tym niemal od razu przytomność. Policjant podbiegł do dziewczyny.

- Sandra! Sandra... - powtarzał, klęcząc obok niej.

Drzwi gabinetu otworzyły się ponownie. Tym razem wszedł przez nie asystent Joey'a.

- Wezwij pomoc! - nakazał mu policjant.

- Co z nią? - zapytał Milo, podchodząc do biurka Finniego.

- Uderzyła się - odparł zdenerwowany.

Milo nie czekał na dalsze wyjaśnienia. Sięgnął po telefon stojący na stole Joey'a, a następnie z całej siły uderzył nim w głowę swojego przełożonego. Finnie upadł na podłogę obok nieprzytomnej liderki. Mężczyzna przez chwilę patrzył na nich, po czym sięgnął po swój telefon komórkowy i wybrał numer.

- Słucham - zaczął suchy głos w słuchawce.

- Mieliśmy mały kłopot, ale już się go pozbyłem.

_________________________________

* - Akcja tego rozdziału dzieje się w okolicach akcji rozdziałów 27 - 32.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.