Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 15: Być jak Slowpoke

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-09-14 08:00:32
Aktualizowany:2014-08-15 14:35:32


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Poza konkursami Esari City nie miało żadnych charakterystycznych cech, dzięki którym mogło być rozpoznawalne. Było jednym z wielu dużych miast posiadającym sklepy, osiedla, stare uliczki, nowoczesne wieżowce, restauracje, kina i arenę lidera. Autobus linii 273 zatrzymał się przed skrzyżowaniem ulic Bankowej i 21 lipca. Drzwi autobusu otworzyły się wydając z siebie stłumiony pisk.

Kyle Daniels nigdy nie zajmował miejsc siedzących w autobusach, dzięki czemu eliminował problem ustępowania miejsc starszym osobom. Zwykle stawał przy ogromnym oknie naprzeciwko środkowych drzwi i wpatrywał się w mijane budynki, samochody i przechodniów. Wysiadł na ulicy 21 lipca. Poza swoją datą urodzenia nie wiązał z tym dniem żadnego szczególnego wydarzenia. Miał jedynie nadzieję, że nazwa "21 lipca" nie jest związana w żaden sposób z pokemonami. Czasami miał wrażenie, że w Jhnelle przykłada się zbyt wielką wagę do pokemonów. Doskonałym przykładem mógł być Jimmy, który przy liczeniu do dziesięciu zawsze mylił kolejność siódemki i ósemki, ale za to potrafił wymienić zdolności większości pokemonów. Nieuczciwi dystrybutorzy zgarniali grube miliony na naiwności dzieciaków kupujących koszulki z podobiznami ulubionych stworków oraz inne mało atrakcyjne poke-akcesoria.

Przeszedł obok księgarni. Na ogromnej witrynie sklepowej porozstawiane były książki, których kolorowe okładki wabiły wzrok. W oczy chłopaka rzuciła się książka w czerwonej okładce.

- Pokemon Rainheart - przeczytał. - Czego ci ludzie nie wymyślą? - westchnął, a następnie odsunął się od wystawy.

Kyle nie przepadał za czytaniem książek. Wychodził z zasady, że wystarczy mu przeczytanie tego, co konieczne, a wszystko, co znajdowało się "ponad" omijał szerokim łukiem, a w szczególności książki mające w tytule hasło "pokemon".

Przechadzka nie miała celu. Krążył ulicami dla zabicia czasu. Jimmy mógł właśnie zaczynać - jak podejrzewał Kyle - swój występ w zawodach. Trener minął jeszcze kilka sklepów. Zatrzymał się dopiero przed motelem z restauracją. Nad wejściem znajdował się krzywo zawieszony szyld.

"Lawendowa Roztoka. Tu znajdziesz miejsce na spokojny nocleg" - głosił napis.

- Cholera! Udajesz takiego głupiego, czy rzeczywiście masz nierówno pod sufitem? - usłyszał.

Nie mogąc oprzeć się wrzaskom, Daniels postanowił zatrzymać się w Lawendowej Roztoce.

Za ladą recepcji stała czterdziestokilkuletnia kobieta. Cienkie blond włosy chowała za uszami. Z kościstego nosa obsuwały jej się okulary.

- Czego? - spytała z grzecznością godną wychowanego mieszkańca Ortario City.

Czekając na odpowiedź wyjęła spod lady papierosa i zapaliła. Jej reakcja wybiła z Kyle'a całą jego odwagę.

- Em... Chciałem wynająć pokój - powiedział próbując się uśmiechnąć do gospodyni.

Kobieta nie odwzajemniła uśmiechu.

- Na jak długo?

- Na dobę.

- Dobę hotelową? Kończy się w południe.

- Jasne - wzruszył ramionami.

- Niektórym to nawet doba nie wystarcza! - wrzasnęła w kierunku drzwi od salonu.

Trener spojrzał w kierunku pokoju i dyskretnie zaśmiał się pod nosem. Jej rozmówca milczał.

- Ruf! - usłyszał głos przypominający krztuszenie.

- Dowód tożsamości! - mruknęła. - I płatne z góry.

Chłopak wyjął z tylnej kieszeni dokumenty. Pomiędzy nie wsadził banknot. Recepcjonistka podała trenerowi klucze.

- Pokój numer 4 - oznajmiła oschle. - Przepraszam - zwróciła się po chwili znacznie milszym tonem. - Mój pokemon. To na niego krzyczałam.

- Aha, rozumiem.

- Uf! - ze salonu dobiegła ich odpowiedź.

- Riposta po godzinie. Niezły jest - stwierdził Kyle.

- Tak - przyznała z zakłopotaniem. - On jest dosyć wolny. Jestem Crystabell - przedstawiła się. - Gdybyś czegoś potrzebował, mów śmiało - dodała.

- Mogę zobaczyć tego powolniaka? - rzucił śmiało.

- Jasne - skinęła głową.

Wyszła zza lady i ruszyła w stronę salonu. Kyle wyrównał z nią krok.

Salon był największym pomieszczeniem w całej Lawendowej Roztoce. Był to kwadratowy pokój ozdobiony kiczowatą tapetą w kwiaty. Jego boczne ściany podpierały duże kanapy, zaś w każdym z rogów znajdowała się roślina doniczkowa. Ścianę naprzeciw drzwi wejściowych zdobiły fotografie, zaś na podłodze leżała zwinięta szmatka, identyczna znajdowała się obok jednej z sof. Szary dywan oblepiony był psią sierścią, a w powietrzu unosił się zapach dymu. Crystabell otworzyła okno i wyrzuciła przez nie papierosa, którego do tej pory trzymała w ustach. Do pokoju zawitało świeże powietrze.

- Huff! Huff! - zawołała.

Kyle rozejrzał się po pokoju. Nie było, ani śladu pokemona.

- Są nie dość, że wolne to i leniwe - dodała z zakłopotaniem.

- One? Myślałem, że jest tylko jeden.

- Jeden? Z jednym szczeniakiem to ja mam dzisiaj problem, a w sumie mam ich pięć - wyjaśniła.

Zwitek materiału leżący obok kanapy podniósł się. Ze środka wyłonił się brązowy łeb. Długie, ciemne uszy zwisały wokoło pyszczka, a duży, czarny nos węszył, jakby wyczuwając nowy zapach. Skóra, która sprawiała wrażenie rozciągniętej marszczyła się. Gdy pokemon leżał w bezruchu, nakryty skórą sprawiał wrażenie martwego przedmiotu.

- Uf!

- Zajebisty - zaśmiał się Kyle.

Trener przykucnął i wyciągnął rękę. Huff mozolnymi ruchami podążył w stronę chłopaka w nadziei, że wyciągnięta ręka trzyma jakiś smakołyk.

- Ruf! - z drugiej strony kanapy wyłonił się drugi Huff.

Na znak radości pomachał ogonem, jakby robiąc to w zwolnionym tempie. Po chwili zjawiły się kolejne dwa szczeniaki.

- Huf! Huf! Huf! Huf!

Wszystkie cztery rytmicznie wydawały z siebie monotonny odgłos.

- Huff - zaczął wielki mistrz D. - Huff ma cztery cechy wspólne z brązową poduszką. Po pierwsze jej kolor, po drugie jej wielkość, po trzecie jest miękki, a po czwarte jest w nim tyle energii co w poduszce.

- Wulkany energii - przyznał Daniels.

Huff, którego Kyle wziął wcześniej za poduszkę leżącą na sofie poruszył się.

- Moje największe zmartwienie - kobieta wskazała na piąte stworzonko z kanapy. - Huff! Rusz się!

- Śpi?

- Nie, on tylko leży. Huff. Choć! - zawołała go Crystabelle.

- Nie słyszy?

- Słyszy. Wstaje.

- Nie rusza się...

- Musi się przygotować. Daj mu kilka minut. Chodźmy do kuchni. Parzę świetną herbatę - powiedziała, ciągnąc chłopaka za sobą.

Gdy wrócili do pokoju pokemon baset był w połowie drogi z kanapy do recepcji.

- Ruf! - zawołał pokemon.

- Huffy są wolne, ale ten bije wszelkie rekordy. To właśnie na niego krzyczałam - westchnęła zmartwiona.

- To znaczy? - spytał Kyle.

- Huff nie jest do końca sobą...

- Jak to?

- On mmyśli, że nie jest Huffem, a... - próbowała powiedzieć to w ten sposób, aby nie wzbudzić śmiechu u trenera. - Slowpokiem - w końcu zdecydowała się na szybkie wyrzucenie z siebie nazwy.

- Czym?

- Slowpoke - powtórzyła odważniej. - Najwolniejszy pokemon z regionu Kanto.

- Czyli w zasadzie nie ma wielkiej różnicy - wzruszył ramionami Daniels.

- Jest - sprzeciwiła się. - Kto widział ognistego pokemona, który myśli, że jest typem wodnym?

Chłopak przyjął informację dość spokojnie.

- Witaj w Jhnelle - westchnął.

Kyle był pewien, że nic go nie zdziwi. Po spotkaniu umierających na zawały Birich, pokedexie wierzącym w wolność słowa i im podobnych, Huff wydawał się być małym piwem.

- Wystawiasz Huffa w walkach? - spytał.

- Bierzemy udziały w konkursach - odparła. - Huffy nie są najszybsze, ale prezencję mają... - zastanowiła się nad użyciem właściwego słowa. - Mają lepszą...

***


- Halo? Angela! Jesteś tam?

Odpowiedział mu tylko sygnał zerwanego połączenia. Michael odłożył słuchawkę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Musiał zastanowić się, co robić dalej. Angela wolała uczestnictwo w bzdurnym konkursie niż odnalezienie kolejnego punktu energii. Mimo to ulżyło mu. Wolał poszukiwać figurek w pojedynkę. Angela mogłaby pokomplikować sprawy, a co gorsza nie pozwolić mu na wykorzystanie mocy dla własnych celów. Chłopaka dziwiła niechęć pozostałych regulatorów do korzystania z mocy statuetek. Tymczasem Michaelowi wydawało się, że funkcji Regulatora należała się wyjątkowa siła, którą respektują inni trenerzy. Taka, którą zapewniały statuetki. Gdyby udało mu się zgromadzić wszystkie istniejące punkty nie potrzebowałby, ani Angeli, ani nikogo innego.

Wyszedł z budki telefonicznej i rozejrzał się. Niebo przybierało kolor pomarańczy. Dochodziła pora kolacji. Na ulicy nie było żywego ducha. Większość obywateli Esari musiała znajdować się na konkursie.

- To i lepiej - mruknął. - Nikt mi nie będzie przeszkadzał.

Ruszył przed siebie.

***


Kyle siedział w recepcji i przyglądał się Huffowi, który myślał, że jest Slowpokiem. Danielsa zastanawiało jakim cudem właścicielka odkryła, że pokemon ma coś wspólnego z hipopotamem z Kanto.

- Hooooof - ziewnął baset i uwalił się na ziemi. - F... - parsknął na koniec.

- I tak cały dzień...

Z zaplecza wyłoniła się Crystabelle.

- Huff leży, śpi, slowpokuje i tyle.

- Nie może być aż tak źle - pocieszył ją trener. - Huff ma wiele zalet tyle, że...

- Że co?

- Nie wiem... - odburknął. - Trzeba je odkryć? - dopowiedział bez przekonania.

- Uważasz, że siła pokemona zależy od wiary trenera w jego możliwości oraz w to, że nie ma potężniejszej siły od przyjaźni trenera i jego pokemona? - spytała Crystabelle z błyskiem w oku.

- Gdybym tak myślał, musiałbym być skończonym idiotą. Po prostu powinnaś poświęcić Huffowi trochę więcej uwagi.

Kobieta wyjęła spod lady papierosa.

- Nie mam czasu na takie bzdety - oświadczyła. - Huffy trzymam wyłącznie z przywiązania - dodała. - A nie, bo chce mi się im czas poświęcać.

Włożyła do ust papierosa i zapaliła.

- Wiele lat temu w Lawendowej Roztoce zatrzymała się młoda trenerka, która miała Huffa - mówiła. - Zaprzyjaźniłyśmy się... Nie, nie zaprzyjaźniłyśmy się. To za dużo powiedziane - wycofała się. - Miałyśmy coś w rodzaju układu. Beth nie tylko znała się na hodowli pokemon, ale miała także genialne pomysły. Dzięki niej do mojego motelu trafiło sporo trenerów. Ona zajmowała się pokemonami, a ja wynajmowałam pokoje, ale po jakimś czasie nasze drogi się rozeszły - kontynuowała. - Beth zostawiła mi swojego podopiecznego. Pokemony, które mam dzisiaj to wnuczęta tamtego Huffa. Trzymam je z czystej sympatii aniżeli chęci treningu - wyjaśniła. - Chodź - powiedziała po krótkiej pauzie. - Pokażę ci coś.

Kyle ruszył za kobietą do salonu.

***


Michael stał naprzeciwko Lawendowej Roztoki. Szary kamień zawieszony na jego nadgarstku wskazywał w kierunku motelu.

- Pierot... Pierot... - powtarzał sobie. - Czy tam się ukryłeś?

Regulator ruszył w stronę budynku. Przebiegł przez ulicę. Kamień, który w rzeczywistości był kawałkiem rozbitej figury "ciągnął" w stronę innych, nieuszkodzonych statuetek. Zniszczone figurki regulatorzy nazywali "energią Czarnej Gwiazdy". Ich siła nie mogła pomóc w odnalezieniu Pierota, ale doskonale sprawdzała się jako wykrywacz kolejnych punktów. Pod drzwiami motelu sygnał nasilił się. Michael otworzył drzwi i wszedł do motelu.

- Dobry wieczór - wyszeptał.

Nikt się nie odezwał. Chłopak śmiało przeszedł po korytarzu. Na jego szczęście recepcja była pusta. Niepostrzeżenie przeszedł przez pomieszczenie obok drzwi do salonu, w którym znajdowali się Kyle i Crystabelle. Jego wykrywacz wskazywał na drzwi do piwnicy. Dwunastoletni chłopak bez wahania szarpnął za klamkę. Drewniane drzwi uchyliły się. Zeszedł po schodach na dół.

***


- To ona - powiedziała Crystabelle, podając trenerowi oprawione w drewnianą ramkę zdjęcie.

Fotografia przedstawiała właścicielkę motelu w towarzystwie szczupłej blondynki. Kyle zmarszczył brwi ze zdziwienia, po czym uśmiechnął się. Przez moment próbował sobie przypomnieć stare zdjęcia ze swojego albumu rodzinnego.

- To moja mama... - wyszeptał.

- Co? Żartujesz sobie? Jesteś synem Beth?

- Betty Daniels - poprawił kobietę.

- Wtedy nazywała się Betty Noriega.

- Noriega. To było jej panieńskie nazwisko - stwierdził Kyle.

- Niewiarygodne. Nie widziałam jej prawie dwadzieścia lat i nagle dowiaduję się, że ma szesnastoletniego syna - Crystabelle pokręciła głową z niedowierzaniem. - Co u niej słychać?

- Nic. Zmarła - odparł nie spuszczając wzroku z fotografii.

Właścicielce motelu zrobiło się głupio.

- Przykro mi. Nie wiedziałam... - powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy.

Zgasiła papierosa i uważnie przyjrzała się Kyle'owi. Dopiero teraz zwróciła uwagę na podobieństwo do Beth - okrągła buzia, brązowe oczy...

- Nie potrzebnie. To było bardzo dawno temu. Prawie jej nie pamiętam - dodał, odkładając fotografię. - Gdzieś w domu mam podobne zdjęcie - przyznał.

Z korytarza dobiegło rytmiczne szczekanie Huffów. Zaniepokojona właścicielka pokemonów podążyła do swoich pupili. W ślad za nią ruszył Daniels. Cztery Huffy stały pod drzwiami prowadzącymi do piwnicy. Zauważyły intruza, ale były zbyt wolne, aby go dogonić.

- Uf! - wzdychały w porywach zmęczenia wywołanego pogonią za regulatorem.

- Co wam się znowu - rozzłościła się Crystabelle.

Dla świętego spokoju otworzyła drzwi do piwnicy. W pierwszym momencie oślepiło ją bardzo jasne światło. Kobieta odsunęła się od drzwi. Krótkowzroczne szczeniaki popędziły (oczywiście swoim tempem) na dół. Po chwili dało usłyszeć się pisk psów.

- Huffy! - zawołała przerażona kobieta.

Przed oczyma miała białą plamę wywołaną oślepiającym błyskiem, który wydzielała z siebie kolejna statuetka Pierota. Odzyskiwała wzrok bardzo powoli. Kyle intuicyjnie ruszył do piwnicy za basetami. Huff myślący, że jest Slowpokiem ruszył do piwnicy za Danielsem.

Było ciemno. Jedyne światło wydzielała z siebie figurka wydobyta przez Michaela. Owy blask stał się znośny dla oczu i delikatniejszy. Na widok figurki Kyle zmieszał się. Jej obecność oznaczała regulatorów. Pod nogami chłopaka znajdowały Huffy. Pokemony leżały jeden obok drugiego. Pokrywała je biała lepka maź, która uniemożliwiała im poruszanie się.

- Zaraz was uwolnię - zdeklarował się Kyle.

Substancja będąca rodzajem sieci nie dawała się rozerwać.

- Nie potrzebie przylazły - stwierdził Michael.

- Co im zrobiłeś?

- Mówiłem. Nie potrzebie przylazły - powtórzył.

Kyle jeszcze przez moment siłował się z siecią. W końcu zrezygnował.

- Sprawdźmy, jak bardzo wzrośnie siła moich pokemonów po użyciu statuetki - powiedział Michael. - Wybieram cię, Larvaquito! Przyjdź - zawołał.

Kyle rozejrzał się wokoło. W nikłym świetle nie potrafił dostrzec pokemona. Jego wzrok utkwił wreszcie w szarym stworzeniu o czerwonych, dzikich oczach.

- La ja! - powiedział robal.

- Larvaquito! - zawołał mistrz D. - Do czego ty mnie zmuszasz, Daniels? Obleśna larwa! Uważaj na mnie, bo to może gryźć!

Na Larvaquito opadło światło ze statuetki. Pokemon, jakby w amoku rzucił się na Kyle'a. Spanikowany chłopak zaczął wymachiwać rękoma. Jeden cios wielkim mistrzem D. wystarczył, aby odrzucić larwę do tyłu. Pokemon szybko się pozbierał. Był wściekły.

- O, Bożeno! - zaczął lamentować pokedex. - Dotknąłem tego paskudztwa! To... To jakby słuchać powtórki kiepskiej telenoweli! Walcz z tym!

- Hawk! Wybieram cię! - Kyle wyrzucając przed siebie pokeball.

Kula uderzyła o ścianę piwnicy. Nad głową Kyle pojawił się jastrząb.

- Hawk! Bierz robala! Bierz! - zaczął wydzierać się gorączkowo pokedex.

Kyle schował urządzenie do kieszeni i spojrzał na Hawka. Wolał, aby Larvaquito rzucał się na pokemona niż na niego.

- Hawk! Powietrzny atak!

Pokemon Michaela nie czekał na reakcję przeciwnika. Rzucił się na Hawka za nim ten zdążył wykonać polecenie swojego trenera. Jastrząb intuicyjnie uchylił się przed atakiem. Larvaquito po raz drugi wylądował na szpetnym, zbitym pysku. Jego złość sięgnęła zenitu. Postanowił podjąć kolejną próbę ataku. Hawk ze zdenerwowaniem wypatrywał insekta na podłodze. Ciemna piwnica nie była komfortowym miejscem dla walki pokemona typu powietrze. Działanie na tak małym obszarze jak hotelowa piwnica wymagało od niego większego niż zwykle skupienia. Musiał uważać, aby nie zrobić przez przypadek krzywdy swojemu trenerowi.

- Kleista sieć! - wydał polecenie Michael.

Larvaquito zaczął pluć naokoło białą substancją.

- Hawk! Tym samym skleił Huffy. Uważaj!

Jastrząb mijał kolejne ataki.

- Powietrzny atak! - nakazał Kyle.

Trzepot skrzydeł zwiał lekkiego robala z pola walki.

- To jeszcze nie koniec - odgrażał się Michael.

Czerwony promień z pokeballa dosięgnął Larvaquito. Regulator postanowił zmienić strategię walki. Nawet z pomocą Pierota ciężko było mu zwyciężyć Danielsa. Dwunastolatek nie brał pod uwagę faktu, że jest po prostu słabym trenerem. Nie mógł być! Nosił rangę Regulatora.

- Bee-bee! Wybieram cię!

Nad głową trenera uniosła się pszczoła. W tym samym momencie Huff uważający się za Slowpoke'a zeskoczył z ostatniego schodka.

- Huf! - oznajmił Kyle'owi swoją obecność.

Niestety jako Slowpoke nie widział siebie podczas walki z pokemonami insektami. Co innego, gdyby był pokemonem ognistym...

Bee-bee użyła trującego żądła. Ostre jak brzytwa żądło wbiło się w skrzydło Hakwa. Pokemon zapiszczał i spadł na ziemię. Daniels podbiegł do swojego podopiecznego.

- Hawk! W porządku?

Pszczeli jad osłabił siłę jastrzębia, a co za tym idzie jego zdolność do walki.

- Dobrze się spisałeś - pochwalił go Kyle. - Pora na Rathvila.

- Daj walczyć Huffowi - usłyszał.

Do piwnicy zeszła Crystabelle.

- Huff sobie poradzi - zapewniła go. - Ta ślamazara? - zaśmiał się Michael. - Gdyby był wolniejszy to zacząłby cofać się w czasie! Bee-bee - zwrócił się do podwładnej. - Zniszcz kundla.

Baset spróbował ataku wodną bronią, bo jak każdy doskonale wiedział, że Slowpoke potrafi wykonać taki ruch. Jego zawód był ogromny, kiedy zamiast strumienia wody z jego pyszczka wydobyło się kilka ogników.

Dziwne - pomyślał Huff, ale postanowił się nie zrażać.

- Co za komedia - roześmiał się Michael. - Huff nie pokona Bee-bee, tym bardziej, że wspiera ją energia Pierota.

Baset szybkim jak na siebie truchtem opuścił "arenę walki". Z krótkim postojem na odpoczynek, niepostrzeżenie dotarł do unoszącej się obok Michaela statuetki. Basetowi nie podobało mu się korzystanie z dopingu. Pod wpływem ostrych zębów Huffa figurka rozkruszyła się. Bee-bee częściowo opadła z sił.

- Co ty zrobiłeś? Cholerny, wyliniały dywaniku! - zaczął wydzierać się Michael.

Regulator czuł, że traci grunt pod stopami. Mimo to postanowił nie tracić dobrej miny.

- Dobra! - przejął inicjatywę Kyle. - Huff! Ognisty atak!

- Hu?

- Co znowu?

- Huff uległ własnemu atakowi - wyjaśniła Crystabelle. - Amnezja.*

- Przecież on nie posiada takiego ataku! - Daniels zaczął kłócić się z właścicielką baseta.

- Ale Slowpoke tak.

- On nie jest Slowpokiem! - trener stracił cierpliwość.

- Problem w tym, że myśli, że jest nim, a więc także, że posiada owy atak - wyjaśniła swoją zagmatwaną teorię.

- Co za bezsens - poddał się Kyle.

Chłopak nie wierzył w to, co się dzieje.

- Bee-bee! Wróć! - Michael wydał komendę swojemu pokemonowi.

- Chwila! Ty się wycofujesz? - trener zainteresował się regulatorem.

- Nic tu po mnie skoro kundel zniszczył figurkę. I pamiętaj! - postanowił zagrozić na koniec. - Gdyby była tu ze mną Angela to siedziałbyś tam, gdzie stokrotki wącha się od strony korzeni! - krzyknął i wybiegł z piwnicy.

Huff uważający się za Slowpoke'a użył ataku wodnej broni. Ogień, który wydzielał się z jego pyszczka zamiast wody rozpuścił lepką sieć Larvaquito.

***


Oznaką końca konkursu były tłumy ludzi podążające z areny miejskiej. Kyle zarzucił na siebie brązową kurtkę i wyszedł przed motel. Do wyjścia odprowadziła go gospodyni Lawendowej Roztoki oraz jej pięć basetów, z których jeden uważał się za Slowpoke'a.

- Miło było cię poznać - powiedziała Crystabelle wyciągając rękę na pożegnanie.

- Wzajemnie - odparł.

Chłopak przykucnął i pogłaskał kolejno każdego z Huffów.

- Wiesz, co? - zaczęła Crystabelle. - Tam sobie myślałam, że miałeś rację z Huffem. Potrzebuje kogoś, kto poświęci mu więcej uwagi. Na przykład ty!

- Chwila! Chcesz mi go dać? - spytał zdziwiony.

- Tak. Liczę, że może podróż z trenerem trochę rozbudzi jego świadomość - odparła.

W rzeczywistości niespecjalnie wierzyła, że cokolwiek może rozbudzić uśpiony slowpokowy umysł.

- Nie będzie ci przykro oddać go?

- Nie. Mam pozostałe cztery. Mniej wadliwe - dodała. - Poza tym on jakby... należy do Beth, a więc i do ciebie. Śmiało. Jest twój.

- Uf... - baset westchnął ciężko.

- W porządku - stwierdził Kyle.

Wyciągnął z plecaka pusty pokeball. Urządzenie otworzyło się i wchłonęło Huffa do wnętrza. Kula przestała wibrować niemal od razu. Kyle schował nowego stworka do plecaka i ruszył przed siebie.

W momencie, gdy udało mu się zwerbować do drużyny czwartego stworka, Jimmy i Charlie kwalifikowali się właśnie do finału turnieju koordynatorskiego, który miał odbyć się już niedługo w Townview.

_________

* Nawiązanie do odcinka anime z pierwszego sezonu 'The Evolution Solution'

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.