Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 25: Mikalah i cebule na drzewie

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2015-01-06 21:10:06
Aktualizowany:2015-01-06 21:10:06


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Pociąg relacji Esari-Darea zawitał na stację końcową z kilkuminutowym opóźnieniem. Wszystkie drzwi wagonów otworzyły się jednocześnie wydając z siebie syk. Ze środka wyłoniło się kilka młodych osób z plecakami lub walizkami. Byli to studenci wracający na weekend do domu. Przynajmniej takie wrażenie sprawiali obserwującemu pociąg Mattowi. Mężczyzna wrzucił puszkę po piwie do śmietnika obok, a następnie rzucił szybkie spojrzenie na rozrzedzający się tłum pasażerów. Wśród nich dostrzegł Sandrę i siedzącego jej na ramieniu Mikalah.

- Kuzyn! - zawołała dziewczyna machając mu na przywitanie.

Matt podniósł się z ławki i ruszył w kierunku swojej kuzynki.

- Zmieniłaś się - powiedział przyglądając jej się z bliska.

- A ty wcale - powiedziała kręcąc głową.

Ostatni raz widzieli się w późną wiosną w Novan City. Każdego roku wraz z rozpoczęciem sezonu ligowego Matt wyruszał w podróż pokemon. Uważał, że nie ma lepszego sposobu na trening niż podróż po Jhnelle, podczas której poznawał nowych trenerów i zdobywał doświadczenie. W tym roku postanowił zrezygnować z bycia liderem i pałeczkę przekazać swojej kuzynce.

- To ten Mikalah, o którym tyle mi mówiłaś? - zainteresował się pokemonem siedzącym na ramieniu dziewczyny.

- Tak, poznajcie się - odparła.

- Mikeja... - warknął.

- Zachowuj się! - Sandra szturchnęła swojego podopiecznego. - Przepraszam - zwróciła się do Matta. - Od rana zachowuje się jakby coś go ugryzło.

- Lepiej opowiadaj co nowego w Novan - zmienił temat. - Przez telefon brzmiałaś strasznie poważnie.

Sandra westchnęła i ruszyła przed siebie. Krok za nią podążał Matt Novy.

- Finne wysłał mnie na poszukiwanie pieczęci, którą skradziono kilka miesięcy temu.

- Pieczęć strażnika - przytaknął jej mężczyzna.

- Wszystko było banalne - pokiwała głową. - Znalazłam Alexa Wolfberga, który według policji ukradł pieczęć. Niestety okazało się, że złodziej z Novan nie jest odpowiedzialny za kradzież. I jestem w punkcie zerowym. Pewien trener - wspomniała Josha - polecił mi, abym odwiedziła miasta pozostałych strażników.

- Słusznie - pokiwał głową Novy. - Ten ktoś na pewno będzie chciał uwolnić pozostałych strażników. Najlepiej będzie porozmawiać z moją znajomą. Ona powinna się lepiej niż my orientować w miejscu spoczynku strażnika - wyjaśnił i zaraz po wyjściu z peronu gwałtownie skręcił w lewo.

- Nie zdziwiłabym się jeśli za tym wszystkim stałby Joey Finne - zaczęła Sandra.

- Dlaczego?

- Bo nie może na mnie patrzeć - odparła. - Od kiedy przekazałeś mi obowiązki lidera nie było dnia, aby się do mnie nie dopierniczał.

- Nie chodzi o ciebie. Finne nigdy nie lubił naszej rodziny - wyjaśnił. - Wcześniej liderem smoczej areny w Novan City była jego matka. Cały czas mówiono, że to Joey przejmie jej obowiązki. Dlatego też zdecydował się wyruszyć w podróż pokemon i udowodnić wszystkim, że zasługuje na bycie liderem. Za punkt honoru postawił sobie zdobycie mistrzostwa turnieju Jhnelle. Z resztą ten sam, na którym ja zadebiutowałem. Trzeba przyznać, że sumiennie przygotowywał się do mistrzostw. Nawet zrezygnował na rok z pracy w policji - mówił, co jakiś czas spoglądając na Sandrę. Pech chciał, że odpadł w trzeciej rundzie eliminacyjnej w walce z innym trenerem z Novan City.

- Z tobą - odpowiedziała sobie Sandra.

- Dokładnie - skinął głową. - Teraz wyobraź sobie jaki musiał być jego zawód, kiedy przegrał z debiutantem, któremu udało się dotrzeć do pierwszej czwórki. Niedługo po turnieju pani Finne złożyła mi propozycję przejęcia areny, a Joey musiał wrócić do pracy w policji.

Sandra nic nie odpowiedziała.

Po chwili kuzynostwo minęło srebrne jezioro, za którym znajdował się niewielki budynek otoczony mnóstwem drzew.

- Gdzie jesteśmy? - zapytała Sandra.

- To arena lidera z Darea Town - odparł. - Jeśli ktoś może mieć dostateczną wiedzę na temat tutejszego strażnika to właśnie Cathirne Ferrgato.

Przed budynkiem stała ciemnowłosa kobieta. Co jakiś czas okrążała drzewo, a w złości zdarzało jej się kopnąć w pień i przekląć pod nosem.

- Złazić! Natychmiast! - krzyknęła.

- Ne! Ne! - prychnęły chórkiem stworzonka okupujące gałęzie drzewa.

Dziewczyna zacisnęła pięść. Była gotowa wdrapać się na drzewo i ściągnąć nieusłuchane pokemony siłą.

- Cześć, Cat! - usłyszała za plecami.

Do liderki podeszli Matt i Sandra. Dziewczyna zmieniła gniewny wyraz twarzy i uśmiechnęła się do gości.

- Co cię sprowadza w moje progi? - spytała.

- Kłopoty - odparł krótko.

- Domyślam się, że to nie wizyta towarzyska - przyznała.

- Moja kuzynka - wskazał na Sandrę. - Poszukuje pieczęci z Darea Town.

- Po co?

- Kilka miesięcy temu ktoś ukradł pieczęć z Novan City - odparła. - Przypuszczam, że ta osoba będzie chciała obudzić pozostałą dwójkę strażników.

- Chodzi o to... - wtrącił grzecznie Matt. - Czy mogłabyś wskazać nam miejsce położenia "waszej" pieczęci?

- Nie ma sprawy - wzruszyła ramionami. - Tylko najpierw muszę ściągnąć z drzewa Onionleafy. Jak odejdę znowu mi gdzieś czmychną - powiedziała wskazując na dwa stworki siedzące na drzewie.

Były to cebule o dużych, żółtych głowach, z których wychodziły długie zielone liście. Zamiast łapek na gałęziach utrzymywały je cieniutkie korzenie. Wytrzeszczone oczy pokemonów obserwowały z góry całą okolicę.

- Dlaczego tam weszły? - zapytała Sandra.

- Strajku im się zachciało - odparła liderka, która wyglądała na osobę będącą na granicy cierpliwości. - Dziś rano obie Onionleaf stwierdziły, że nie podoba im się bycie w pokeballach i należy im się wolność.

- Mikalah też nie chce siedzieć w pokeballu - odparła ze zrozumieniem dla cebulek Sandra.

- Nie o to chodzi. Jestem przyzwyczajona do tego, że czasem ktoś się zbuntuje, ale one postanowiły przedstawić mi swoje żądania akurat podczas walki o odznakę z jakimś małolatem. Nie dość, że najadłam się przez nie wstydu to jeszcze przez ich fochy przegrałam walkę z trenerem Biriego - odparła. - Złazić! - ryknęła.

- Neeee! - pokręciły głowami Onionleafy.

Pokemony uwielbiały grać na nerwach swojej trenerce. Poranna utarczka z człowiekiem była dla nich urozmaiceniem dnia.

- Mikalah ich przypilnuje - postanowiła Sandra ściągając smoczątko z ramienia. - My tymczasem zajmiemy się pieczęcią.

- Zgoda - odparła bez wahania Cathrine.

Gdy trenerzy zniknęli za drzewami Mikalah warknął na nieposłuszne cebule.

- Keja! - co oznaczało, że mają natychmiast zejść.

- Neen! - odparła jedna z Onionleaf, co w mowie ludzkiej znaczyło: "Jesteśmy niechętne".

- Mi... - warknął.

***

Cathrine, Matt i Sandra podążali leśną drogą do miejsca, w którym znajdował się strażnik.

- O co chodzi z tymi strażnikami? - zapytała Sandra, przerywając tym samym marsz w milczeniu.

- Wieki temu pielgrzymi wędrujący przez Jhnelle poszukiwali miejsca, gdzie mogliby osiedlić się. Smocza bestia wskazała im trzy miejsca - odparła Ferrgato.

- Novan, Darea i Boheme - wszedł jej w słowo Matt. - Każde miasto otrzymało pieczęć za pomocą, której można przywołać strażnika miasta.

- Co więcej... - kontynuowała Cathrine - Strażnicy odwołują się do idei stworzonej przez filozofa na przełomie trzynastego i czternastego wieku. Zgodnie z nią: "charakter człowieka opiera się na trzech stanach emocjonalnych: równowadze mentalnej, lękowi i złości" - skończyła cytować. - Strażnikom przypisywano te cechy. Podobno spotkanie z nimi wywołuje u nas te emocje.

Grupka zbliżyła się do polany, na której znajdował się ogromny głaz z pieczęcią. Obok niego kręciła się trójka mężczyzn w czarnych kombinezonach. Na ich widok Cathirne zwolniła.

- To oni zabrali pieczęć z Novan? - zapytała.

Sandra wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, kto stoi za kradzieżą przedmiotu. Jednak pojawienie się ich tutaj, w Darea Town nie mogło być przypadkiem.

- Przywitajmy się - zaproponował Matt.

Cathrine skinęła głową i wyszła z ukrycia.

- Czego tutaj szukacie?

Nieznajomi zdenerwowali się, jakby przyłapano ich na gorącym uczynku. Jeden z nich trzymał pieczęć wydłubaną z kamienia.

- Ma ją! - zaalarmowała Sandra.

Nim Matt i Cathrine zdążyli w jakikolwiek sposób zareagować skała eksplodowała wyrzucając swoje fragmenty wysoko w powietrze. Jeden ze spadających kamieni trafił w ramię Ferrgato. Siła uderzenia była na tyle mocna, aby dziewczyna cofnęła się do tyłu.

- Nic ci nie jest? - zawołał Matt.

- Nic mi nie będzie - odparła, łapiąc się za ramię.

Na miejscu, w którym stał kamień znajdował się pokemon.

- Deuce... - wyszeptała Cat nie mogąc oderwać wzroku od legendarnego stworzenia.

Strażnik Darea Town był kozicą. Jego brązowy łeb zdobił długi róg. Przez tułów stworzenia przechodziły płomienie przypominające szal opasający szyję. Niebieskie jak bezchmurne niebo oczy rozglądały się na boki, jakby szukały wyjaśnienia, dlaczego został przebudzony.

- Beee... - wydał z siebie łamiący się dźwięk.

- Deuce! - zawołał jeden z mężczyzn. - Pora cię złapać - ogłosił wyciągając z kieszeni niebieski pokeball.

- Be... - zabeczała koziczka, aby wyrazić swoją niechęć do walki z ludźmi.

- Chwila! - wtrącił się Matt. - Nie wolno wam! Strażnik powinien spoczywać w Darea Town. Poza tym walcząc z ognistym pokemonem w środku lasu możecie wywołać pożar!

- Nie mój problem. Ja mam tylko sprowadzić trzech strażników - ogłosił łowca.

- Masz inny problem - wtrąciła się Sandra. - Nas!

- Czyżbyś chciała walczyć? - zaśmiał się. - Nie ma sprawy! - powiedział i wyciągnął zza paska pokeball. - Wybieram Sleekona!

Z kuli wyłonił się jaszczur o długim ogonie przypominającym liścia. Na łapach i grzbiecie miał czerwone wzory, które wybijały się na bladozielonej skórze stworzenia.

- Jak się nazywasz? - zapytała Sandra. - Mam taką zasadę, że nie walczę jeśli nie poznam imienia mojego przeciwnika.

- Milo - odparł krótko.

- Ja jestem Sandra Novy - odparła.

Milo spojrzał na swoich towarzyszy z lekkim niepokojem. Nie spodziewali się spotkać z Darea Town liderki smoczych pokemonów. Nie było odwrotu. Musiał stanąć do pojedynku z nią. To był jedyny sposób, aby ich plan mógł toczyć się bez przeszkód.

- Beee... - skomentowała kozica.

Niezainteresowana poczynaniami ludzi odeszła kawałek i zaczęła przeżuwać zieloną trawę.

- Matt, zabierz Cathrine, a ja zajmę się nimi - postanowiła dziewczyna.

- Dasz sobie radę? - wolał się upewnić.

- Proszę - przewróciła oczyma Sandra. - To jacyś niedzielni trenerzy. Pół minuty i po walce.

Matt siknął głową i pomógł iść rannej.

Gdy zniknęli za drzewami Sandra wyciągnęła pokeball i wyszeptała:

- Twoja kolej.

Pokeball liderki uderzył o ziemię wypuszczając z siebie czerwone światło. Przed Sleekonem pojawił się przeciwnik wzrostem przypominający dorosłego człowieka. Smok miał długi krokodyli pysk, z którego wystawał strzelisty jęzor. Głowę zdobił kształt przypominający grzebień koguta.

- Mikabre! - zawróciła się Sandra. - Wstrząsy!

Smok od niechcenia tupnął nogą. Wywołane trzęsienie ziemi podrzuciło jaszczurkę na wysokość pyska Mikabre. Stwór polizał Sleekona, który momentalnie się zjeżył i sztywno upadł na ziemię.

- Sleekon! - zawołał Milo. - Co z tobą?! Wstań i walcz!

- Nie może - zaśmiała się Sandra. - Jest sparaliżowany.

- Beeeee... - zaskrzeczała kozica.

Przerażona perspektywą walki ze smokiem, który również może ją polizać zerwała się do ucieczki.

- Deuce! Ucieka! - zaalarmował jeden z mężczyzn.

- Skończymy nasz pojedynek kiedy indziej - mruknął Milo chowając Sleekona na powrót do kuli.

Bez słowa zaczęli biec za Deuce.

- Wracaj, Mikabre - powiedziała Sandra.

Gdy jej pokemon zniknął w pokeballu, ruszyła w ślad za Milo i jego towarzyszami.

Deuce biegła na oślep. W pośpiechu wyminęła Matta i Cathrine, aby po chwili znaleźć się na drodze pomiędzy areną lidera, a srebrnym jeziorem. Kozica nie była, aż taka głupia, albo przerażona jak mogło to się wydawać. Zrozumiała, że wystarczy nie rzucać się nikomu w oczy. Dlatego też zwolniła tempo i spokojnie, niby spacerem, podążała w nieokreślonym kierunku. Jak gdyby nigdy nic przeszła obok drzewa, pod którym stał Mikalah.

- A...! - wydarł się na jej widok smok.

Jego donośny krzyk sprawił, że Onionleafy straciły równowagę i spadły z okupowanych gałęzi. Trochę ogłuszone upadkiem warzywa otworzyły pyszczki, z których wydobył się cebulowy gaz. Deuce skwasiła się czując w nozdrzach nieprzyjemny zapach, który potraktowała jak atak na swoją personę.

- Beee! - wpadła w histerię.

- Tam jest! - zawołał Milo wybiegłszy na drogę.

Pojawienie się trójki ludzi pogorszyło sprawę. Kozica zaczęła szarżować wprost na nich. Będąc tuż przed jednym z napastników zionęła mu ogniem prosto w twarz. Mężczyzna wydarł się na cały głos. Przez moment przypominał palącą się pochodnię. W jedynym odruchu jaki przyszedł mu na myśl rzucił się w stronę jeziora. Przewrócił się jednak zanim zdążył do niego dobiec.

- Beeee... - zaczęła jęczeć kozica.

Nagle poczuła lekkie uderzenie w plecy. Ciało Deuce zaczęła wchłaniać nieznana jej dotąd siła. Próbowała z nią walczyć, ale nie była w stanie oprzeć się mocy z jaką była przyciągana. W końcu zmieniła się w czerwone światło i zniknęła we wnętrzu niebieskiej kuli.

Milo podniósł przedmiot i odetchnął.

- Zostały jeszcze dwa...

Jego towarzysz skinął głową.

- Samochód już jedzie - oznajmił łowca spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu.

Na miejscu zdarzenia pojawili się Sandra, Matt i Cathrine. Nim jednak liderzy zdążyli w jakikolwiek sposób zareagować nadjechał czarny samochód terenowy. Łowcy Deuce wsiedli i odjechali.

- Uciekli! - rozzłościła się Sandra.

Matt ruszył w kierunku martwego łowcy. Ostrożnym ruchem odchylił jego czarną kurtkę i sięgnął po portfel.

- Wiecie kto to? - zapytał. - Ma legitymację policjanta z Novan City - odpowiedział sam sobie.

- Chcesz powiedzieć, że za poszukiwaniem strażników stoi policja z Novan? - zdziwiła się Ferrgato. - To by się zgadzało - zmarszczyła brwi smocza liderka. - Finne wysłał mnie za Alexem, aby móc spokojnie złapać strażników.

- Jednego już ma - pokiwała głową Cathrine.

- Co robimy? - zapytała Sandra.

Po chwili milczenia Matt odpowiedział:

- Nie możemy dopuścić do tego, aby złapał pozostałych strażników. Wrócisz do Novan City - zwrócił się do kuzynki. - Tam wyjaśnisz o co chodzi w tym wszystkim. W tym czasie ja polecę do Boheme City i znajdę trzeciego strażnika zanim to zrobią ci łowcy.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.