Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 31: Toksyczna miłość

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2015-05-31 08:00:01
Aktualizowany:2015-05-31 00:21:01


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Boheme City było trzecim co do wielkości miastem w regionie Jhnelle. Przybyszów urzekało pięknem starych uliczek, pięknych domów i gustownych balustrad, zaś bohemianczyków wprawiała w dumę unosząca się w powietrzu atmosfera spokoju i ciszy. Chlubą miasta był jego rynek osadzony w samym sercu. W centrum placyku wyłożonego kostką brukową stał biały zameczek z wieżyczką zegarową i dzwonem, który bił co godzinę.

Na środku owego rynku zatrzymał się odmieniony Zespół Witamina C. Mieli na sobie różowe koszulki z nadrukiem jakiegoś kwiatu. Jedynie Brenda miała na sobie wysłużony strój zespołu, którego zasadom hołdowała. Rozdrażniona usiadła na ławeczce i przyglądała się pracującym z boku Britanny i Brendanowi, którzy rozłożyli niewielki stolik, na którym poustawiali kolorowe flakoniki. Nie zwracali uwagi przechodniów do momentu, kiedy Britanny wdrapała się na stół i zaczęła mówić przed megafon:

- Miłość to wspaniałe uczucie! Rozdziera poczucie naszej pewności siebie na pierwszej randce, nerwy po ślubie i wątrobę po rozwodzie! Nic więc dziwnego, że nie chcecie świętować dnia zakochanych! - mówiła gestykulując. - Dlatego, drogie panie! Olejcie facetów i zamiast kupować im z okazji dnia zakochanych nowe gacie sprawcie sobie perfumy unikalnej marki Witamina C!

Obok podium, na którym stała przemawiająca osiemnastolatka zaczęło roić się od kobiet.

- Britanny, twój pomysł był świetny! - pochwalił dziewczynę Brendan.

- Dziękuję. I coś na tym przy okazji zarobimy - odparła z uśmiechem.

- Oszustwo i tyle! - odezwała się Brenda. - A ty Brendanie, gdzie masz koszulkę Witaminy C?

- Już ci tłumaczyłam, że czarne koszulki w żółte paski nie pasują do wizerunku naszej nowej działalności. Też powinnaś taką ubrać - wtrąciła się Britanny.

- Nigdy! - syknęła starsza siostra.

- Niby czarny wyszczupla, ale pasy znowu pogrubiają. Przebierz się - nakazała grzecznie.

- Zapomnij! Nasz zespół nie będzie się pałał uczciwym zarobkiem kiedy możemy okradać dziesięcioletnich trenerów z ich pokemonów!

- Ta? A wiele sukcesów już zanotowałaś na swoim koncie? - spytała ironicznie. - Poza tym to też jest swego rodzaju szwindel - przyznała dziewczyna. - Tyle że zamiast pakować forsę mamusi w nieprzydatne urządzenia do łapania pokemonów lub głupie stroje możemy kupić perfumy w sklepie "za piątaka" i sprzedać je drogo jako markowe. Skoro nie chcesz się przebrać - zwróciła się do siostry z troską - to chociaż popraw swój makijaż.

- Co chcesz od mojego makijażu? - wstała z miejsca Brenda.

- Nic wielkiego. Tak tylko pomyślałam, że od chudego kucharza nie przyjmiemy jedzenia, tak ty możesz mieć problem ze sprzedażą kosmetyków z tak brzydką cerą.

Brenda zacisnęła zęby i rzuciła się z pięściami na Britanny.

***


Kia rzuciła walizkę na ziemię i ciężko wzdychając zajęła miejsce na metalowej ławce obok. Port świecił pustkami, ale nie przejmował jej brak pasażerów. Chciała wreszcie wsiąść na statek i wypłynąć na Black Moon Island. Była już o krok od zdania praktyk. Do otrzymania licencji pielęgniarki brakowało jej jeszcze jednej pozytywnej oceny z czwartego ośrodka. Sięgnęła do torebki, z której wyciągnęła dzienniczek praktyk. Od niechcenia przewertowała kilka kartek zatrzymując się przy wpisach ocen od trójki przełożonych. Pierwszy od siostry Joy z Novan City, która wystawiła jej dwóję na szynach.

- Niech się cieszy! - mówiła pielęgniarka wpisując się do zeszytu. - Nie zasłużyła na ten wpis i wie to tak samo dobrze jak ja, ale niech zna moje dobre serce.

Drugi wpis pochodził z Esari. Tamtejsza siostra Joy nie wiedziała nic. Broniła się nawet przed zaliczeniem Kii praktyk.

- A co mam wpisać? Bo ja nie wiem - powtarzała zakłopotana.

Po żmudnych tłumaczeniach ze strony uczennicy wpisała jej wreszcie piątkę, ale nie mogąc się powstrzymać dopisała: "ale i tak nie wiem za co ta ocena".

Wczoraj szesnastolatka zakończyła praktyki w Boheme City z piątką. Była pewna, że zatęskni za Boheme City, tutejszym Centrum Pokemon i jego opiekunem. Z Joy połączyło ją coś więcej niż przyjaźń. Na samą myśl o ostatnim z przełożonych i wyjeździe stąd, serce Kii zaczynało bić nieco szybciej. Jak na ironię dzisiaj w mieście odbywał się festyn zakochanych.

- Poszłabym z Joy... - mruknęła do siebie.

- Nie ma statku! - wyrwał ją z zamyślenia przechodzący obok marynarz.

- Co, proszę? - energicznie podniosła się z ławki.

- Czeka pani na "Grację"?

- Tak - odparła ostrożnie.

- To jeszcze panienka poczeka. "Gracja" miała problemy z dopłynięciem do portu. Spóźni się.

- Ile?

- Co najmniej dwie godziny.

Nozdrza marynarza i Kii ukuł nieprzyjemny zapach. Dziewczyna aż się wzdrygnęła, po czym skarciła wzrokiem swojego rozmówcę:

- Wstydziłby się, pan!

- To nie ja! - oburzył się marynarz.

Fetor stawał się coraz mocniejszy.

- To kto?

- Może szambo gdzieś wybiło? - próbował zgadnąć.

Wraz z falą, która uderzyła w brzeg na lądzie pojawił się ogromny brązowy pokemon. Niemal od razu wokoło niego zleciały się muchy przyciągnięte obrzydliwym smrodem. Stworzenie miało rybi ogon, płetwy i róg na głowie. Nieco otępiałe spojrzenie i ząb wystający z pyska dopełniały obraz Beka.

- Beeeeeeeeeeeek! - zawołał.

Wraz z otwarciem pyska smród nasilił się.

- Co to jest? - przeraził się marynarz.

- To... Bek - dziewczyna przypomniała sobie stworzenie z zajęć w akademii. - Nie jest groźny, ale strasznie cuchnie.

Bek pojawił się w Boheme City, gdyż dowiedział się, że ludzie urządzają sobie festyn z okazji dnia zakochanych. Jako bardzo sympatyczny pokemon Bek postanowił przybyć do miasta i złożyć każdemu napotkanemu człowiekowi serdeczne życzenia.

- Beeeeeee! - chuchnął na marynarza, który niemal od razu zemdlał.

Bek uśmiechnął się życzliwie do nieprzytomnego. Wiedział, że jego życzenia sprawią radość każdemu człowiekowi, ale nie spodziewał się omdleń wywołanych wzruszeniem! Trzeba było iść za ciosem i spróbował złożyć życzenia dziewczynie.

- Beeee! - zawołał człapiąc w kierunku Kii.

- Odejdź! - wrzasnęła.

Nie czekając, aż toksyczny pokemon podejdzie bliżej uciekła w kierunku miasta.

Bek nie spodziewał się oporu ze strony ludzi. Cóż... Pozostało mu ruszyć do miasta w ślad za dziewczyną i tam uszczęśliwić ją na siłę swoją personą.

***


Jak każdego roku w dzień zakochanych w Boheme City urządzano wielki festyn. Na rynku ustawiano ogromną scenę koncertową, okna przystrajano balonami w kształcie serduszek, a bramy obklejano plakatami reklamującymi imprezę.

Kia wbiegła na rynek i niemal od razu wmieszała się w tłum. Zapach Beka zniknął, gdzieś za nią. Przeszła się obok kilku stoisk z pamiątkami, po czym znalazła się przy najbardziej obleganym stole. Stanęła obok gromady kobiet i zaczęła słuchać sprzedawczyni.

- Te perfumy sprawią, że każdy facet rzuci wam się do stóp - reklamowała swój produkt Britanny.

- To głupie - stwierdziła Kia.

- Ha! - ucieszyła się Brenda, która zaczynała wątpić, że którakolwiek z kupujących dziewczyn używa rozumu.

- Co jest niby głupie? - warknęła Britanny.

- Nawet najlepsze perfumy nie pomogą w zdobyciu miłości - stwierdziła Kia.

- Miłość to głupi wymysł zakompleksionych ludzi. To, co łączy w pary na lata to zwykłe przywiązanie - kłóciła się Britanny. - Mój preparat pozwala uzyskać efekt przywiązania.

- Dziewczyny, ogarnijcie się! - Kia zaapelowała do kupujących. - Chcecie, aby ktoś był przy was nie z własnej woli, a dlatego, że jakieś lipne perfumy trzymają go siłą?

- Tylko nie lipne! To markowe podróbki! - oburzył się Brendan.

Po tych słowach klientela Britanny rozeszła się.

- Skoro nie mogę skołować forsy prawie uczciwie to zrobię to nieuczciwie - wycedziła przez zęby. - A ty, zapłacisz mi za to! - dodała łapiąc Kię za rękę.

Drugą ręką sięgnęła do kieszeni spodni po jeszcze jeden flakonik perfum, które rozpyliła w powietrzu.

Z nieba spadło kilka Birich. Na rynku wybuchło zamieszanie wywołane pojawieniem się leśnych pokemonów. Mousevile, Digstery, Hawki i ostałe przy życiu Biri zaczęły atakować ludzi.

- Co się dzieje? Skąd te pokemony? - zdziwił się Brendan.

- Tak jak powiedziałam... Dzięki specjalnemu składnikowi, który dodałam do perfum wywołują one efekt przywiązania do ludzi - oznajmiła z uśmiechem. - Trochę inaczej działają na pokemony. Stają się one agresywne wobec tych, którzy "cuchną" moim specyfikiem. Tak jakby... są w mojej mocy -określiła.

- Britanny, jesteś geniuszem zła w naszym zespole! - zawołał Brendan.

- Dlatego mnie wysłali do liceum chemicznego, a moją siostrę do wikliniarskiego - westchnęła.

- Zatrzymam was! - oznajmiła Kia wyszarpując się z uchwytu Britanny. - Tesla! Wybieram cię!

Przed straganem pojawiła się Tesla. Nieco zdziwiona rozejrzała się wokoło.

- Te sla? - spytała, nie pojmując zamieszania.

- Pokonaj ich jakoś! - wskazała na Zespół Witamina C.

- Ti... - odparła bezradnie.

Tesla znała się na pomocy w Centrach Pokemon, a nie na pojedynkach.

- Chyba niepotrzebnie naoglądałam się serialu o pokemonach - stwierdziła trenerka chowając swoją podopieczną do pokeballa.

- Beeeeeeek! - rozległo się.

Na rynku pojawił się Bek ściągając na siebie uwagę pokemonów i ludzi. Zapadła cisza. Wszyscy w skupieniu obserwowali śmierdzące stworzenie. Sam Bek uśmiechnął się i ruszył przez rynek do miejsca, w którym zapach perfum był najintensywniejszy.

- Dlaczego pokemony nie atakują już ludzi? - zaniepokoiła się Brenda.

- Bek - rzuciła hasło Kia.

- Ten śmierdziel niszczy moje perfumy! - zdenerwowała się dziewczyna.

- Co robimy teraz? - rzucił Brendan.

Nim Britanny zdążyła odpowiedzieć Bek stał tuż obok stoiska.

- Beeek! - zawołał na widok ludzi.

- Bek! Musisz zatrzymać zniszczyć flakoniki z perfumami! - nakazała mu Kia.

Pokemon uśmiechnął się i ku przerażeniu podstępnego zespołu jednym ruchem pyska pożarł całe stoisko.

- Tragedia! Zjadł moje perfumy! - zaczęła piszczeć Britanny.

- I nie zapłacił! - dodał Brendan.

- Mam pomysł! - rzuciła z niemal teatralnym heroizmem Brenda.

- Co? - zawołała pozostała dwójka.

- Nogi za pas, Zespole Witamina C! - wrzasnęła i zaczęła uciekać.

Brendan i Britanny ruszyli w ślad za nią. Dzikie pokemony będące w mocy zapachu opuściły Boheme City, a ludzie mogli wrócić do zabawy. Wszystko wskazywało na to, że festyn zakochanych został uratowany. Bek i Kia, która pomogła w odkryciu spisku Zespołu Witamina C zostali okrzyknięciu gośćmi honorowymi imprezy. Mimo wszystko Kia nie została na festynie. W porcie czekała na nią spóźniona "Gracja".

***


Kia zajmowała miejsce w restauracji statku wycieczkowego. Znudzona mieszała łyżeczką w kawie i co jakiś czas głęboko wzdychała. Najgorsze w jej nieszczęśliwej miłości, bo jako platoniczną miłość zdefiniowała uczucie do swojego przełożonego, było to, że nie miała szansy na rozkwit. Z końcem praktyk opuściła Boheme City i osobę, którą darzyła tak wielki uczuciem.

- Joy, czy jeszcze się spotkamy? - zapytała samą siebie.

- Mówiła pani coś? - odezwał się kelner.

Oczy Kii rozbłysły. Kelner był wysokim szatynem o brzoskwiniowej cerze i niebieskich oczach. Wspomnienie Joy z Boheme City uleciało w zapomnienie. Dziewczyna przez moment wpatrywała się w chłopaka jak w obrazek, po czym wydukała niemądre pytanie.

- E... y... Pan płynie tym statkiem?

Nie warto przejmować się miłością, bo za rogiem może kryć się następna.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.