Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 42: Charlie w krainie koordynatorów

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2016-05-22 08:00:22
Aktualizowany:2016-05-21 20:34:22


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


W Valesco Town zapowiadał się piękny dzień. Marcowe słoneczko ogrzewało białe ściany domów, a delikatny wietrzyk przynosił przyjemny chłód podróżnym. Z każdym dniem naturze bliżej było do kwietnia, a także terminów, do których czas gorączkowo odmierzali trenerzy. Valesco Town składało się z niewielu fragmentów. Był niewielki rynek zbudowany na planie koła, kilka domów, sklepów, ratusz i stary kościółek. Za miastem znajdował się cmentarz oddzielony od niego polem, a dalej las iglasty i pola prowadzące prosto do Corella. Mimo tak skąpego obrazu, tego roku miasteczko przyciągnęło bardzo wielu turystów. Głównie za sprawą konkursu koordynatorskiego. Przygotowania do finału pokemonowej imprezy rozpoczęły się już o świcie. Na zabytkowym rynku panowało ogromne zamieszanie. Technicy z pomocą wolontariuszy montowali fragmenty areny, na której po południu miała zmierzyć się ostatnia czwórka zawodników. Dla Valesco Town organizacja finałowego etapu konkursu była wielkim sprawdzianem. Kilka miesięcy temu nikt nie myślał, że tam właśnie odbędzie się tak duża impreza. Valesco było jednym z niewielkich miasteczek porozrzucanych po całym Jhnelle, w których prym wiodła wiejska kuchnia, koło gospodyń domowych i tanie pocztówki. Możliwość organizacji turnieju koordynatorskiego była dla miasta szansą na zaistnienie w wielkim świecie. Nic więc dziwnego, że przygotowania szły pełną parą.

Kyle i Josh dotarli do miasteczka na chwilę przed południem. Daniels siedział obok fontanny, obierając jabłko. Wokoło niego niczym na kółku różańcowym stała szóstka pokemonów. Pogoda dopisywała, a więc nic dziwnego, że chłopak postanowił wypuścić swoich podopiecznych i pozwolić im na śniadanie na świeżym powietrzu. Pokemony nie jadły karmy, a jedynie spoglądały na swojego trenera i jego jabłuszko jak w obrazek.

- Ritama... - wzdychał Rhythmox.

- Koli - dodał kot ze szklanymi oczyma.

- Kili! - zawołała Killy, która czuła się, jakby nie jadła od wielu tygodni.

Stworki żebrały w przeświadczeniu, że człowiek je lepsze rzeczy im rzucając zaś jakąś nieapetyczną potrawę. Kyle nie zwracał na nie uwagi. Odrywając wzrok od fontanny, przeniósł go na stojącego przy budce telefonicznej Josha.

- Dzień dobry, profesorze! - przemówił, natychmiast po usłyszeniu odgłosu podnoszonej słuchawki. - Z tej strony Josh Allen - przedstawił się.

- A, Josh! Dawno nie rozmawialiśmy, co słychać? - odpowiedział naukowiec.

- Wiele - westchnął. - Właśnie wracam z Black Moon Island z siódmą odznaką. Niech profesor zgadnie, kto jest tamtejszym liderem?

- Nie wiem, kto?

- Robin McIntyre - udzielił szybko odpowiedzi, w której dało się usłyszeć nutkę pretensji.

- Robin?! - powtórzył z niedowierzaniem.

- On zna profesora i pana Danielsa. I to bardzo dobrze. W dodatku ten facet jest zleceniodawcą regulatorów - powiedział wszystko.

Dennis wziął głęboki oddech i odparł:

- Wychodzi na to, że musimy poważnie porozmawiać. Powiedz mi, kiedy wrócisz do Corella i gdzie teraz jesteś?

- Przed momentem ja i Kyle dotarliśmy do Velasco Town.

- To blisko! - ucieszył się Harding. - Czyli jeszcze dzisiaj będziecie z powrotem?

- Pojutrze - poprawił go Allen. - Przynajmniej ja. Dziś w Valesco odbywa się finał konkursu koordynatorskiego i chciałem go obejrzeć.

- Interesujesz się konkursami? - zdziwił się profesor.

- Nie, ale zwycięzca dostaje przepustkę do turnieju Jhnelle - odparł. - Trzeba wiedzieć, jak wygląda konkurencja - zażartował.

- W porządku. W takim razie pojutrze porozmawiamy. Do widzenia - powiedział pośpiesznie, rozłączając się.

Josh odłożył słuchawkę i wolnym krokiem ruszył w stronę towarzysza.

- Co u profesora? - zawołał Kyle.

- Chce z nami poważnie porozmawiać o McIntyre.

- Czyli zupa - westchnął, zaczynając wycofywać swoje pokemony do pokeballi. - Mój tata uważa, że Robin ma swoje cele w tym poszukiwaniu bożków i nic nam do tego. Tyle że nie mogę sobie wyobrazić, aby ktoś kto próbuje zdobyć boski nektar kierował się właściwymi pobudkami.

- Ja też nie. Pomyśl - Josh usiadł na ławce obok Danielsa i mówił dalej - żaden z nas nie wie jak działa ten eliksir z krwi.

- Jeśli działa - wtrącił Kyle. - Istnienie Pierota i Underpierota nie oznacza, że mity mówią prawdę.

- Musimy być przygotowani, że z tym nektarem to jednak prawda - oświadczył. - Daje życie... Nieśmiertelność? Odporność? Wielką moc? Nieważne. Tak czy inaczej nie powinien być użyty.

- Widzę, że trenowanie odpoczywania idzie ci doskonale - rozległy się donośne słowa krytyki.

Do chłopców podszedł Sebastian Harper. Josh rozpoznał mistrza niemal od razu. Nie wiedząc jak się zachować w napięciu stał i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Członek elity odgarnął długie włosy do tyłu, po czym przemówił:

- Zamiast trenować, siedzisz sobie tutaj i nic nie robisz.

- Dzień dobry, ma pan mojego Rathvila? - powiedział całkiem spokojnie Kyle, ignorując wcześniejsze słowa mistrza.

- Nie, nie mam. Oczywiście, że tak! - powiedział, wyciągając z kieszeni niebieski pokeball.

- Chcesz mi powiedzieć, że sam mistrz trenował twojego pokemona? - zapytał zdezorientowany Allen.

- Tak - skinął głową Kyle.. - Jestem ciekawy jakie zrobiłeś postępy - przyznał, odbierając od Sebastiana greatball.

- W zasadzie nie chciało mi się trenować Rathvila, ale zawsze możesz powiedzieć innym, że trenował go mistrz. To z pewnością doda takiemu średniakowi jak ty prestiżu - oznajmił Harper.

- I pan mi zarzuca lenistwo?

- Ja jestem mistrzem i mogę nic nie robić, a ty jako średni trener nie masz tego przywileju - wyjaśnił. - Zaraz zaczynają się próby - wspomniał, zerkając na monterów kończących budowę sceny. - Muszę już iść. Do zobaczenia.

Sebastian Harper zniknął gdzieś w tłumie.

- Kyle! Josh! - pomachał im z oddali szczupły chłopak.

Allen zmarszczył brwi, próbując zauważyć punkt, z którego dobiega do nich głos. Jednak dopiero po chwili z tłumu przechodniów wynurzył się Charlie Stacey. Zaraz za nim biegł wielki niedźwiedź o czerwonych oczach i grzywce postawionej do góry.

- Charles! - Kyle ucieszył się na widok przyjaciela.

- Cześć! Co tam?

- Widzę, że nie próżnowałeś - powiedział z szacunkiem Josh. - Twój Bordobear ewoluował w...

Nie kończąc zdania sięgnął po pokedex i zeskanował niedźwiedzia. Urządzenie przemówiło:

- Wildbear. Ten dziki niedźwiedź jest dorosłą formą Bordobeara. Pazury na przednich łapach służą mu do wspinania się po drzewach i skałach. Broniąc własnego terytorium przejawia niezwykłą agresję. Dlatego też zaleca się szczególną ostrożność przy spotkaniach z nim.

- Tak - chłopak ucieszył się, że ktoś wreszcie dostrzegł wysiłek jaki włożył w wyewoluowanie pluszowego misia. - Trenując z innymi koordynatorami w Irina City poznałem wiele nowych sposobów ewolucji. Wiedzieliście, że ponad połowa istniejących pokemonów ma swoje wyższe stadia rozwoju?

Kyle pokręcił głową. Nie miał serca mówić przyszłemu producentowi kostek do gier planszowych, że takie zagadnienie omawiali na lekcjach ewolucji w Akademii Pokemon.

- A słucha cię chociaż? - spytał przekornie Daniels.

- Czy to ważne? Jesteśmy w finale konkursu! Posłuszeństwo nie jest sprawą pierwszorzędną - wykręcił się.

- Trenowałeś? - Kyle spytał całkiem poważnie.

- W zasadzie...

- To znaczy?

- Wiesz jak to było z nauką na sprawdziany w szkole?

- Mam jeszcze czas. Nauczę się potem - wyrecytował skądinąd dobrze znaną sobie regułkę.

- I tak właśnie wyglądały moje przygotowania.

- Zawodników prosimy o stawienie się na arenie - przez megafon rozbrzmiało wezwanie.

- Muszę iść. Życzcie mi powodzenia - powiedział Stacey wycofując się.


***


Krzyki, oklaski i entuzjazm rozniosły się po widowni, kiedy na środek areny wyszła Laurie Robinson.

- Witam wszystkich w finale konkursu koordynatorskiego Jhnelle. Po miesiącach przygotowań, żmudnych treningów i zaciętej walki w konkursie pozostało ich już tylko czterech. Przywitajcie ich gorącymi brawami! Alexis! Crystal! Charlie! Eddie! - zawołała.

Przy gromkich brawach na arenę wyszli finaliści zawodów.

- Zasady są proste - kontynuowała prezenterka. - Nasza czwórka stoczy jeden pojedynek pokemon oraz zaprezentuje jeden atak z dowolnej kategorii. Nad wszystkim czuwać będzie nasza jurorka, Paras Hitmonlee!

- Witam! Nie posiadam się ze szczęścia, że dobrnęliśmy do końca tego żenującego konkursu! - oświadczyła celebrytka narażając się na niezadowolenie widowni.

- W roli sędziego dodatkowego wystąpi mistrz ligi, Sebastian Harper!

Znowu rozbrzmiały oklaski, po których Robinson mówiła dalej:

- Jurorzy mogą wam doradzać, ale to właśnie wy - zwróciła się do kamery - decydujecie o tym, kto otrzyma tytuł koordynatora i cenne nagrody. Zwycięzca otrzyma roczne stypendium w Akademii Pokemon w Liyah, dziką kartę turnieju Jhnelle oraz plastikowy medal, który w zasadzie jest bezwartościowy, ale z daleka wygląda ładnie. Zaczynajmy! Jako pierwsi dzisiaj walczą Alexis i Charlie! - zawołała, schodząc z areny.

Po przeciwnych stronach boiska stanęli Charlie oraz Alexis.

- Wildbear, wybieram cię! - zaczął Stacey.

Z pokeballa wystrzeliła wiązka światła, która przybrała formę niedźwiedzia. Pokemon Charliego od razu przyjął pozycję bojową.

- Digovel! - zawołała Alexis, rzucając przed siebie zielony pokeball.

Na polu pojawił się kretopodobny stworek o wydłużonym nosie zakończonym kształtem przypominającym jakiś szpadel. Na przednich łapach miał dwa wiertła, tylne wyglądały zwyczajnie. Sierść na jego grzbiecie była brązowego koloru, zaś jego podbrzusze kremowej barwy.

- Wildbear, fu...

Charlie nie zdążył nawet wydać polecenia, kiedy to niedźwiedź z wrzaskiem ruszył na przeciwnika. Nieco zawstydzony nieposłuszeństwem podwładnego trener zawołał:

- Czytasz z moich myśli! Właśnie tego ataku chciałem użyć!

Wildbear zamachnął się, ale Digovel zatrzymał cios swoim rogiem. Pokemony zaczęły się siłować. Wściekły niedźwiedź odepchnął kreta do tyłu i ponownie ruszył w jego kierunku.

- Digovel, pod ziemię! - rzuciła hasło Alexis.

Wiertła na łapach pokemona zaczęły poruszać się w bardzo szybkim tempie. Ich siła sprawiła, że w kilka sekund na polu walki powstał tunel. Pokemon zniknął pod ziemią nim Wildbear zdążył podbiec do niego.

- On chowa się pod ziemią. To nie fair! - oburzył się Charlie.

- Przecież to nie jest zabronione - wyjaśniła dziewczyna.

- A powinno... - mruknął pod nosem Stacey.

Wildbear wrzeszczał i wymachiwał łapami z wściekłości. Taktyka Alexis działała na niego jak płachta na byka. Niedźwiedź wolał pojedynki, w których podbiega do przeciwnika i z miejsca robi mu krzywdę: skręca kark, łamie żebra lub odgryza ucho. Pokemony uciekające przed jego potęgą irytowały go. Rozzłoszczony Wildbear zaczął uderzać łapami o podłoże. Arena zadrżała.

- To jest to! - rozpogodził się Charlie. - Musisz użyć energii hiper wstrząsów!

Wildbear będąc w amoku nie słyszał słów trenera i nieświadomie nadal uderzał w pole. Niespodziewanie tuż przed nim spod ziemi wystrzelił Digovel. Oszołomiony kret zrobił kilka kroków w stronę niedźwiedzia i przewrócił się. Wildbear czekał na taką okazję od dawna. Podopieczny Charliego runął na kreta całym ciałem. Przez trybuny przebiegł szelest.

- Zwycięzcą pojedynku zostaje Wildbear! - zawołała Laurie.

Po pojedynku Eddiego i Crystal, który wygrała dziewczyna nastąpiła krótka przerwa techniczna. Zaraz po niej rozpoczęła się prezentacja ataków, które ozdabiały cenne komentarze Paras.

- To już wszystko! - podsumowała Laurie. - Możemy przejść do ogłoszenia wyników.

Na arenę ponownie wyszli koordynatorzy.

- Zacznę od miejsca czwartego, które dzisiaj przypada Alexis!

Rozbrzmiały brawa. Charlie nerwowo przebierał nogami. Nie obchodziło go stypendium naukowe i dalsza męczarnia w prestiżowej szkole w innym regionie. Chciał wygrać, aby móc wziąć udział w turnieju Jhnelle. Nie liczył na zwycięstwo czy wysoka lokatę w zawodach. O wiele ważniejsza była chęć uczestnictwa w imprezie. Chciał wydłużyć swoją karierę trenerską chociażby o kilka dni. Charlie miał jasne i klarowne plany. Chłopak założył sobie, że po zakończeniu sezonu trenerskiego wróci do marzenia o założeniu fabryki kostek do gry. Póki co, chciał jednak przebywać z pokemonami i innymi trenerami.

Wyczytano jego nazwisko. Usłyszał brawa i gratulacje. Po chwili doszły do niego słowa uśmiechniętej Alexis:

- Charlie, jesteś na trzecim miejscu.

- Na.. naprawdę? - zdziwił się.

Był zaskoczony, ale zadowolony. Znalazł się na podium.

- Została nam dwójka! - uciszyła widownię Laurie. - Zwycięzcą turnieju koordynatorów Jhnelle w roku 2007 zostaje... - zrobiła pauzę. - Crystal!

Po raz kolejny rozbrzmiały brawa, tym razem kończące konkurs koordynatorów.


***


Kiedy Kyle, Josh i Charlie doszli do drogowskazu, trzeci z nich raz jeszcze obejrzał się na Valesco Town. Obiecał sobie, że zapamięta turniej i swoją podróż pokemon na całe życie. Przed nim zaś ciągnęła się droga do domu.

- Szkoda, że nie wygrałeś - stwierdził Daniels.

- E... - machnął ręką. - Było fajnie.

- I tak należą ci się gratulacje - dodał Kyle.

- Dzięki - powiedział z lekkim rozczarowaniem w głosie.

Więcej jednak nie oglądał się za siebie.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.