Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 44: Nauka od podstaw

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2019-04-11 20:19:37
Aktualizowany:2019-04-11 20:19:37


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


Rozpędzona kula mrocznej energii uderzyła w Fairyfly. Motyl wydał z siebie jęk i prawie natychmiast upadł na ziemię. Nine został zwycięzcą trzeciego pojedynku z rzędu. Jimmy ze łzami w oczach spoglądał na cieszącego się ze zwycięstwa Kyle'a. Inaczej wyobrażał sobie treningi pokemon. Jednak trudno mu było rywalizować z bratem posiadającym różnorodny skład drużyny. Sam miał jedynie Fairyfly, Zajebistafish i Basetkę. Nie mógł także dopełnić swojego składu, gdyż w okolicach miasta występowały jedynie słabe pokemony, na których wytrenowanie potrzeba było czasu, czyli czegoś czego chłopiec nie posiadał. Nadal łudził się perspektywą wzięcia udziału w turnieju Jhnelle. W marzeniach o tytule mistrza nie przeszkadzał mu w tym nawet brak odznak.

- To bez sensu! - ogłosił wreszcie, nie kryjąc swojej złości.

- Co takiego? - zdziwił się Kyle.

- Mam trzy pokemony, a ty sześć. W dodatku twoje są fajne, a moje dziwne! Zawsze przegram - poskarżył się.

- Wiem - uśmiechnął się złośliwie starszy brat. - Wiesz kim jest sparingpartner?

- Nie.

- Chłopcem do bicia.

- Ale ja nie chcę tak! - rozzłościł się siedmiolatek.

Jego twarzyczka poczerwieniała niczym buzia rozjuszonej Honey.

- A co ja ci poradzę?

- To proste! Daj mi Nine i Arise! Już! - zawołał, tupiąc nogą.

- Śnij dalej, smarku.

- Ale... - nie zdążył nic powiedzieć, gdy słońce na moment przysłonił cień jakiegoś pokemona.

Wielkie stworzenie nakręciło nad dachem ich domu i wylądowało tuż przed wejściem. Miami rozprostował skrzydła i ryknął, jakby ogłaszając swoje przebycie. Z grzbietu lwa zeskoczył Henry, a zaraz za nim młody chłopiec.

- Tata! - zawołał Jimmy na widok pana Danielsa.

Siedmiolatek natychmiast podbiegł do ojca. Po chwili przed dom wyszła Diana Daniels. Widząc "szczęśliwą rodzinę" zbierającą się wokół Henry'ego, Kyle przewrócił oczyma. Najchętniej odciąłby się od tego przyjaznego obrazka i wrócił do treningu, ale zaciekawił go chłopiec, który przyleciał z jego ojcem. Nieznajomy miał czternaście lat, ale wyglądał na znacznie młodszego. Duże niebieskie oczy, blond loczki, licha postura i piegi znacząco odmładzały nastolatka.

- Co tu robisz? - zapytała Diana.

- Miłe powitanie - zakpił Henry. - Zamknąłem już swoją salę. Więcej wyzwań w tym roku nie przyjmuję.

Według zasad ligowych w na sześć tygodni przed zawodami liderzy mogą zacząć zamykać swoje areny i nie przyjmować wyzwań od trenerów. Areny mogą funkcjonować do samego otwarcia zawodów. Jednak większość liderów rozpoczynała urlop już w połowie kwietnia.

- Kyle, a ty zdobyłeś już wszystkie odznaki? - zwrócił się natychmiast do syna.

- Brakuje mi jednej, ale nie ma problemu. Josh uważa, że liderka z Novan będzie przyjmowała trenerów prawie do samych zawodów - powiedział obojętnie.

Henry skinął głową.

- To jest Lee - pan Daniels zabrał się za prezentację. - A to moja żona, Diana i synowie: Kyle i Jim.

- Dzień dobry. Miło was poznać - powiedział delikatnym, chłopięcym głosem.

- Lee pochodzi z Antonio Bay w Liyah. Przyjechał do nas na tydzień na wakacje - wyjaśnił Henry. - Liczę, że zajmiecie się naszym gościem.

- Jasne! - zawołał Jim. - Po południu możemy iść na boisko. Kyle będzie trenował...

- Trenował? Pan Henry mówił, że bierzesz udział w turnieju Jhnelle - Lee zagadał do Kyle'a.

- Właśnie się przygotowuję do nich.

- Pokażę ci twój pokój - powiedziała Diana, łapiąc chłopca za ramię.

Zaraz za nimi ruszył Henry. Jim i Kyle spojrzeli po sobie, jakby pytając siebie wzajemnie, kim jest Lee?

- Skąd tata zna chłopaka z Liyah? - spytał w końcu siedmiolatek, głaszcząc po łbie leżącego w cieniu Miami.

- Nie wiem - wzruszył ramionami Kyle. - Ty się nim będziesz zajmował.

- Dlaczego niby ja?

- Bo ja muszę trenować do zawodów, a ty nie chodzisz do szkoły. W zasadzie nic nie robisz.

- Ale...

Kyle nie słuchał.

***


W parne południe Kyle postanowił potrenować wraz ze swoją drużyną na boisku Akademii Pokemon. Z okien budynku przyglądały mu się ciekawskie oczy uczniów, którzy zmuszeni byli do przesiadywania na wykładach i nudnych ćwiczeniach. Większość z nich kojarzyła Kyle'a jako absolwenta szkoły i z zazdrością wyobrażali siebie na jego miejscu. Na trybunach od strony płotu siedzieli Jimmy i Lee, a rząd nad nimi znajdowali się Charlie i Teddy.

- Koli to oficjalny starter Jhnelle? - zaczął nowy temat Lee. - W następnych formach zyskuje podtyp latający.

- Dużo wiesz - przyznał Charlie.

Zwykle uczniowie mieli ogólne pojęcie na temat pokemonów żyjących w rodzinnym regionie. Lee dużo czytał o Liyah, a także Irwin i Jhnelle. Potrafił powiedzieć kilka słów o każdej z krain sąsiadujących ze swoją.

- Do jakiej szkoły chodzisz? - spytał od niechcenia Teddy.

- Do Akademii Pokemon w Nesta City. Jestem na pierwszym roku - odparł onieśmielony rozmową ze starszymi kolegami.

Do grupy podszedł Kyle. Po ramieniu chłopaka wspinał się Koli.

- Głupio było mi pytać przy ojcu, ale skąd się znacie?

- Znamy się...

- Kyle! Jimmy! Trzymajcie się! - przerwał mu dramatyzujący Charlie. - Będzie tak jak mówiłem! Zaraz wyjdzie na jaw, że Lee jest nieślubnym synem waszego taty! - powiedział całkiem poważnie.

Pozostała czwórka chłopców z przerażeniem spojrzała na Stacy'ego. W końcu głos zabrał Teddy:

- Powinieneś przestać oglądać seriale.

- Znamy się z kursów i szkoleń dla liderów - wyjaśnił czternastolatek.

- Dla liderów? - powtórzył Kyle, jakby obawiając się, że nie dosłyszał ostatniego słowa.

- Tak.

- Chcesz powiedzieć, że jesteś liderem? - Jimmy zrobił wielkie oczy.

- Tak.

- Zaczekajcie! - stał z miejsca Teddy. - To o tobie czytałem w "Tygodniku Małego Mistrza Pokemon". Jesteś Lee Dweyne z regionu Liyah. Najmłodszy lider w historii mistrzostw.

- Tak - potwierdził trzeci raz z rzędu.

- Jak to możliwe, że zostałeś liderem w tak młodym wieku? - spytał Charlie.

- To po części zasługa mojej mamy. Od najmłodszych lat chciałem zostać liderem. Mama prowadzała mnie na różnego rodzaju konkursy, turnieje i warsztaty przygotowawcze. Kiedy lider z Antonio Bay przeszedł na emeryturę okazało się, że nie ma lepszego kandydata ode mnie. Potem było sporo papierkowej roboty... - westchnął przypominając sobie utrudnienia ze strony ligi, która początkowo nie chciała zatrudnić w swoich szeregach tak młodej osoby. - I tak zostałem liderem stalowych pokemonów.

- To pewnie trudne, dzielić czas pomiędzy szkołę, a opiekę nad areną - stwierdził Charlie.

- Nawet nie. To kwestia dobrej organizacji. We wrześniu rozpocząłem naukę w akademii na specjalnym trybie. Program dwuletni przerabiam w rok. Po zajęciach w szkole przyjmuję wyzwania od trenerów. Sprawami organizacyjnymi zajmuje się moja mama. I tyle - wyjaśnił pokrótce.

- Wyzywam cię! - Jimmy rzucił bezmyślnie wyzwanie. - Zdobędę odznakę i będę bliżej uczestnictwa w turnieju.

- A nie wydaje ci się, że odznaki liderów z Liyah nie są honorowane w Jhnelle? - starszy brat rzucił oczywistą regułę.

- To nic! Tak czy inaczej możemy przecież stoczyć małą walkę - stwierdził Lee.

- Jeden na jednego - postawił warunek.

Lee i Jimmy wyszli na środek boiska, Kyle i Koli zaś zajęli miejsce na trybunach obok Charliego.

- To będzie jakaś masakra - stwierdził Daniels.

- Nie bądź taki pewien - nie zgodził się z nim Teddy. - Twój brat ma aż trzy pokemony, które rzetelnie trenuje od jakiegoś czasu. Lee jest liderem dopiero od kilku miesięcy, a więc nie będzie, aż tak wymagającym przeciwnikiem.

- Wybieram Basetkę! - zawołał Jimmy, sięgając po pokeball.

Na boisku pojawiło się stworzonko o dużych szklanych oczach. Zaniepokojony spoglądało to na swojego trenera, to na przeciwnika. Lee cisnął przed siebie zieloną kulę. Przedmiot odbił się od boiska wypuszczając z wnętrza owalne stworzonko, stojące na drobnych łapkach. Na różowym łebku znajdowały się ogromne, radosne oczy i szeroka paszcza.

- Tao! - zawołał wesoło.

Po plecach Basetki przeszedł zimny dreszcz. Pokemon dobrze wiedział, że pod każdym słodkim uśmiechem może kryć psychopata.

- Taome, ruszaj - zaczął Lee.

Niewiele większy od Basetki stworek ruszył w kierunku powstrzymującego się od łez stworka. Będąc tuż obok pokemona Jimmy'ego podskoczył i zrobił salto lądując twardym ciałem na głowie przeciwnika. Płaczliwy zwierzak przez moment stał w milczeniu. Jego oczy szkliły się pod naporem łez. W końcu nastąpiła eksplozja...

- Baaaaaaa!!! - zaczęła wydzierać się Basetka.

- Weź się w garść! - prosił siedmiolatek.

Jednak żadne prośby i polecenia nie mogły równać się z siłą histerii. Zmęczona Basetka w końcu upadła na ziemię. Jimmy spuścił wzrok na ziemię i bez słowa zawrócił pokemona do kuli.

- Rzetelny trening, co? - mruknął Kyle, spoglądając na Teddy'ego. - Skoro Jim odpadł, to pora na mnie - powiedział, wstając z trybun.

- Może być dwa na dwa? - zaproponował lider.

- Jasne.

- W takim razie nie zmieniam pokemona, Taome.

Starszy Daniels sięgnął po Rathvila, ale po chwili namysłu odłożył go. Nie miał jeszcze okazji potrenować ze szczurkiem, po tym jak otrzymał go z powrotem od Harpera. Chcąc uniknąć niespodzianek odpiął od paska pokeball z Killy.

Poke-kijanka nie była zaskoczona swoim wyborem. Jak dobrze wiedziała była najlepszym pokemonem w drużynie Danielsa i nikt nie mógłby reprezentować Kyle'a w walce międzyregionalnej tak jak ona.

- Killy, wodny puls!

Pokemon wypluł z pyska strumień wody. Różowy Taome, który z każdą chwilą wydawał się Stacey'emu bardziej podobny do świnki, wyminął cios. Killy zaczęła wymijać ciosy Taome.

- Nie wydaje wam się, że Taome uderza z coraz większą szybkością? - zwrócił uwagę Jimmy.

Charlie i Teddy zmarszczyli brwi, aby dokładniej przyjrzeć się ciosą, jakie wyprowadza pokemon Lee.

- Stalowe pokemony są dosyć wolne - oświadczył lider z Liyah - ale ja staram się rozwijać przede wszystkim ich szybkość. Nie tracę czasu na atak i obronę, bo te zwiększają się same.

Robiąc kolejne uniki Killy odsłoniła się. Na co tylko czekał jej przeciwnik.

- Żelazne uderzenie!

Taome zamachnął się i z całej siły wyprowadził cios. Stworek Danielsa upadł na ziemię. Kyle nie zastanawiał się nad porażką. Wolał nie okazywać swojego zdenerwowania. Nie wiedzieć dlaczego pomyślał o teatrze i pracy w nim. Niczym aktor doskonale panujący nad emocjami zawrócił Killy i wybrał drugiego pokemona.

- Arise, twoja kolej!

Ognisty pokemon pies myślący, że jest wodnym pokemonem zamieszkującym region Kanto spojrzał na Taome z pogardą.

- Nie będziemy się cackać! Użyj ognistego podmuchu - nakazał trener.

Jedno szczeknięcie psa uwolniło ognistą kulę, która wchłonęła biednego Taome. Malec nie był zdolny do dalszej walki. Lee uśmiechnął się jedynie.

- Arise może sprawić mi małe trudności, ale mam pokemona, który powinien sobie z nim poradzić. Wybieram Pana Dzbanuszka!

Drugim przeciwnikiem Kyle'a i Arise był pokemon wielkości kotła. Szare ubarwienie, mdłe spojrzenie i czerwony kapelusik przypominający nakrycie garnka. Tak właśnie prezentował się Pan Dzbanuszek.

Zaintrygowany nazwą i wyglądem pokemona, Charlie sięgnął po pokedex. Po kilku sekundach urządzenie włączyło się:

- Pan Dzbanuszek - pokemon bulionówka. Niektóre osobniki posiadły niezwykły dar odczuwania werterowskiego weltschmerz, czym tłumaczy się jego wieczne marudzenie i niezadowolenie.

- Panie Dzbanuszku, to będzie szybka walka, użyj depresji!

Czapka pokemona poskoczyła do góry wypuszczając z jego środka szary gaz. Dym otoczył Arise, po czym zniknął. Ognisty podopieczny Kyle'a zaczął chwiać się na nogach.

- Co z tobą? - zaniepokoił się trener.

- Tak działa depresja - wyjaśnił Lee. - Ten gaz, który wypuścił z siebie Pan Dzbanuszek to psychiczny atak, który wpływa na samopoczucie przeciwnika.

- Niedobrze... - skomentował Jimmy.

Pogrążony w depresji Arise postanowił popełnić samobójstwo! Ignorując polecenia swojego trenera zaczął uderzać łbem w ścianę. Kyle przez moment przyglądał się swojemu pokemonowi i po chwili doszło do niego, że być może jest jeszcze szansa na uratowanie pojedynku.

- Au... - zawył Arise, odchodząc od muru. Pokemon nie czuł się najlepiej. Kręciło mu się w głowie, która w dodatku bolała, jakby za moment miała eksplodować.

- Świetnie! - zawołał Daniels. - Masz migrenę, a wiesz co to oznacza...

Arise otrząsnął się. Depresja, a wraz z nią chęć targnięcia się na własne życie minęły. Pies wiedział, że jak każdy szanujący się Psyduck, odczuwający ból głowy musi użyć swojego najpotężniejszego ataku. Wraz z pełnią psyduckowatości zionął ogniem w kierunku przeciwnika. Pokemon Lee nie miał szansy. Ogarnięty płomieniami zemdlał.

- Pan Dzbanuszek wyautowany! Zwycięzcą walki jest Arise! - zawołał Jimmy.

Kyle podszedł do pokemona i pogłaskał go po łbie.

- Dobra robota - dodał.

- Świetny pojedynek - stwierdził Lee. - Jestem pod wrażeniem mocy jaką wydobył z siebie Arise.

- A mnie zaskoczył atak i w ogóle istnienie czegoś takiego jak pokemon bulionówka - przyznał Kyle.

- Główna zasada Jhnelle - wtrącił Charlie - spodziewaj się wszystkiego.

- A może razem będziemy trenować? - Kyle rzucił myśl.

- Razem? - zdziwił się blondynek.

- Ja muszę przygotować się do mistrzostw, a ty poprawić swój warsztat liderski.

- To dobry pomysł - przyznał Charlie. - A ja chętnie wam pomogę.

- Jhnelle i Liyah - pokiwał głową Teddy. - Z takiej współpracy musi coś wyjść.

- Zgoda - przytaknął z uśmiechem Lee.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.