Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Pokemon Jhnelle

Rozdział 48: Piaskowa pułapka Eriona

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2019-07-22 23:44:17
Aktualizowany:2019-07-22 23:44:17


Poprzedni rozdział

Utwór pojawił się na różnych forach i blogu. Historia, region, jak i projekty pokemonów zostały stworzone przeze mnie.


ółte promienie słońca rozświetlały błękitne niebo. Delikatny wiatr nosił ze sobą zapach słonej wody morskiej, a od czasu do czasu dotykał gałęzi drzew wydających z siebie cichy szelest. O tej porze roku plaża nad Valesco Town była przepiękna, a co ważniejsze pozbawiona głośnych turystów. Teddy, Kyle oraz pokemony Danielsa: Koli, Rhythmox i Rathvil grali w piłkę. Ogromna plażowa zabawka w kolorach masterballa uderzała co jakiś czas w ziemię wydając z siebie pusty odgłos. Killy nie bawiła się z pozostałymi. Wolała wykorzystać czas na pływanie. Po tym jak jej stado zostało porwane przez piratów, a następnie przyłączyła się do drużyny Kyle'a nie miała jeszcze okazji dłużej przebywać w morzu. Jedynie leżący na plaży Charlie wyglądał na znudzonego.

- Długo jeszcze? - zaczął jęczeć Stacey.

- Dopiero przyszliśmy - odkrzyknął Teddy.

- Nudzi mi się...

- Nie narzekaj i chodź pograć - Kyle zaprosił kolegę do gry. - Brakuje nam jednego gracza.

- Miałeś trenować pokemony, a nie grać w piłkę - przypomniał mu.

- I trenuję - odparł Daniels. - Teraz robimy rozgrzewkę - dodał dla wyjaśnienia.

Głównym powodem przybycia nad morze była chęć potrenowania w spokojnej okolicy. Po tym jak Lee wrócił do Antonio Bay, Kyle przez jakiś czas chodził na halę treningową w Corella Town. Lider z Liyah zmotywował go do surowszych treningów. Jednak determinacja Danielsa szybko przeminęła. Główną przyczyną była hala walk, na którą starał się uczęszczać. Każdego dnia zjawiało się na niej mnóstwo trenerów i aby dostać się do środka trzeba było czekać w bardzo długiej kolejce. Dodatkowo w sezonie letnim trzeba było płacić za korzystanie z pola walki, a także użerać się z dzieciakami, które przychodziły oglądać pojedynki starszych, a przy okazji zadawać masę pytań na temat pokemonów.

- Co je twój Rhythmox?

- Czy trudno jest wytrenować Nine?

- Czeszesz swojego Koliego szczotką z twardym czy miękkim włosem?

- Srakim! - wrzasnął na upierdliwego pięciolatka i opuścił halę.

Ten dzień postanowił spędzić na plaży w towarzystwie przyjaciół. Na wycieczce zabrakło jedynie Falcona i Arise, którzy na prośbę Henry'ego zostali w Corella Town. Lider chciał potrenować swoje pokemony i potrzebował do tego silnych przeciwników. Kyle zgodził się bez wahania. Wiedział, że jego podopieczni również zyskają na dodatkowym treningu. Z kolei nie przepadający za słońcem i upałami Nine z własnej woli postanowił zrezygnować z wycieczki i pozostać w laboratorium Hardinga.

Charliego dobiegł szelest jakby obsuwający się piasek. Chłopak spojrzał w stronę wydm. Z piasku wyłoniły się długie, jasnożółte uszy z ciemnymi frędzelkami na końcach. Zaraz za nimi wynurzyła się głowa tej samej barwy, a potem drobne ciało i puszysty ogon. Przez lewe oko przechodził brązowy pasek zdobiony znakami do złudzenia przypominającymi hieroglify. Wokoło szyi znajdował się niebiesko-żółty kołnierz. Duże, czerwone oczy pokemona przyglądały się człowiekowi z wielkim zainteresowaniem.

- Patrzcie! - podniósł alarm Charlie. - To... to...

Pozostali ruszyli w stronę chłopaka.

- Co? - pytał zaaferowany Teddy.

- No... wyleciało mi z głowy.

Kyle i Teddy załamali ręce. Nie tracąc czasu Stacey sięgnął po swój pokedex. Maszyna zeskanowała drobne stworzonko, po czym przemówiła:

- Erion. Ten lisek pustynny kopie nory głęboko pod ziemią, gdzie ukrywa się przed słońcem. Żyje w stadach do dziesięciu osobników, które najczęściej nie są ze sobą spokrewnione. Żywi się drobnymi robakami, myszami i ptakami doznającymi zawałów serca. Kolorowy kołnierz ochrania jego szyję przed atakiem drapieżników. Erion jest bardzo szybki i zwinny.

- Całkiem fajny - przyznał Kyle. - Poza tym pokedex nie wspomniał o żadnej dziwnej cesze, która mogłaby mnie załamać.

- Co masz na myśli?

- Złapię go - oznajmił, sięgając po granatową kulę.

Nagle piasek pod stopami chłopców gwałtownie zaczął zapadać się. Przed grupą utworzył się dół, do którego spadała cała ziemia.

- Cofajcie się! - zawołał Kyle próbując wydostać się z zapadającej się pułapki.

- Ale w którą stronę? - wpadł w panikę Charlie.

Było za późno na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Piasek przesypał się niczym miara w klepsydrze. Kyle stracił równowagę, a następnie przewrócił się i spłynął do podziemnej jaskini pod plażą. Spotkanie z ziemią nie było dla niego tak bolesne jak się tego mógł spodziewać. Na swoje szczęście Kyle wylądował na usypanej z piasku górce. Przez moment siedział tam, zamroczony, próbując oswoić wzrok z ciemnością.

- Nic wam nie jest? - usłyszał w głowie głos Teddy'ego.

Daniels spojrzał w górę. Nad jego głową znajdowała się dziura, którą musiał wpaść do środka. Wokoło otworu stali Ted, Killy, Koli i Rathvil.

- Ritama... - mruknął obolały ryś.

Elektryczny pokemon jako jedyny z podopiecznych nie zdążył uciec z zasięgu "piaskowej pułapki", przez co znalazł się w podziemnej grocie razem ze swoim trenerem.

- Ała... - jęknął, siedzący obok Danielsa Charlie.

- Boli cię coś? - zainteresował się nim Kyle. - Złamałeś rękę?

- Chyba nie... - odparł. - Gdzie my jesteśmy?

- Wygląda na to, że przez przypadek zarwaliśmy dach i... - zaczął się rozglądać. - Chyba jesteśmy w norze Eriona.

Charlie wstał na równe nogi i rozejrzał się wokoło.

- Co jak co, ale nie spodziewałem się, że pod plażą znajduje się taka grota - dodał z uznaniem. - Jak się wydostaniemy?

- Bez obawy. Falcon... - przerwał w połowie zdania. - Zapomniałem, że zostawiłem go w Corella Town.

- Koli, Marshilly i Rathvil są na górze. Jedyny pokemon jakim dysponujesz w tej chwili to Rhythmox - przybliżył całą sytuację.

- Coś wymyślimy - wzruszył ramionami Kyle.

- Wątpię. Rhythmoxowi skrzydła nie wyrosną - zauważył.

Daniels zignorował uwagę kolegi i spojrzał w stronę dziury wpuszczającej do wnętrza groty światło.

- Doskoczyć raczej nie doskoczę...

- Nie martwcie się! - zawołał z góry Teddy. - Skołuję jakąś linę, albo drabinę.

- Dobra! Zaczekamy! - odkrzyknął mu Kyle.

Gdy Teddy oraz trzy pokemony Danielsa zniknęli, zapadła cisza. Czas spędzony w ciemnej jaskini zdawał się niemiłosiernie wydłużać.

- Długo to jeszcze potrwa? - rozciął ciszę Stacey.

- Nie wiem... Musimy czekać.

- Riri - mruknął równie znudzony pobytem w jaskini ryś.

- Ciekawe, gdzie podział się ten Erion? - zmienił temat Charlie.

- Pewnie uciekł, a szkoda, bo chciałem go złapać.

- Chyba masz szansę - oznajmił, cofając się za Kyle'a.

W ciemnościach błyszczała czerwona para oczu. W półmroku dało się dostrzec zarysy Eriona. Obok niego pojawił się drugi i trzeci lisek, a po nich kolejne. Wszystkie wydawały z siebie warkliwy pomruk jakby ostrzeżenie intruzów.

- Niedobrze. Całe stado. Rhythmox nie poradzi sobie z nimi w pojedynkę.

- Zaatakują nas? - wyjąkał Charlie.

- Nie wiem.

- Wiejemy?

- Oczywiście.

- Zaraz?

- Teraz! - rzucił okrzyk Kyle.

Na hasło cała trójka rzuciła się do ucieczki wąskimi korytarzami podziemnej jaskini. W tyle słyszeli ujadające Eriony.

- Czy to pomoże, jeśli zacznę krzyczeć? - wołał zdyszany Charlie.

- Pomoże, jeśli nie przestaniesz biec!

Stopniowo czekanie Erionów słabło i zostawało, gdzieś w tyle. Chłopcy zwolnili, aby w końcu zatrzymać się pod ścianą.

- Zgubiliśmy je? - wysapał Stacey.

- Rima - odparł zdenerwowany Rhythmox. Ryś doskonale wiedział, że nie zgubili pościgu. Lisie pokemony były bardzo zawzięte i nigdy nie odpuszczały. Jedyną rzeczą, która nie pozwalała im na dalszą pogoń była granica ich terytorium. Tam, gdzie kończyło się terytorium jednego pokemona zaczynał się rewir innego.

- Jedno jest pewne - powiedział Kyle, wyrównując swój oddech - odeszliśmy daleko od wyjścia. Teraz z pewnością zabłądziliśmy.

- Sofio... - rozniosło się

Cała trójka spojrzała w stronę mrocznego zakamarka jaskini, z którego wyłonił się pokemon robak. Miał około metra długości i pół metra wysokości. Jego ciało pokrywał brązowy pancerz. Na okrągłym łbie znajdowały się otwór gębowy, szczękoczułki oraz czerwone ślepia. Ponadto był wyposażony w dwie pary długich odnóży, potężne szczypce i ogon zakończony kolcem.

- Sofia! - skorpion wrzasnął na nieproszonych gości.

Charlie ostrożnie sięgnął po pokedex i zeskanował stworzenie.

- Scorpio - przemówił atlas. - Dorosła forma Grupio. Pokemon ten żyje pod ziemią. Jego szczypce bez trudności niszczą kamienie i głazy będące przeszkodami. Jest jednym z najszybszych kopaczy wśród ziemnych pokemonów. Żądło na końcu ogona wyposażone jest w bardzo silną truciznę paraliżującą. Pod wpływem promieniowania ultrafioletowego pancerz Scorpio emituje zielone światło.

Informacja o kolcu jadowym mocno zaniepokoiła Rhythmoxa, który ostatnimi czasy niczego nie zmalował.

- Ritam! - zawołał spanikowany ryś i odruchowo wystrzelił ze swego ciała pioruny.

- Rhythmox! Nie atakuj go! - wrzasnął Daniels, ale było za późno.

- Ritama! - pokemon ucieszył się z dobrze wykonanego ataku.

- Coś ty najlepszego zrobił - pokręcił głową trener.

Piorun uderzył w Scorpio. Niestety energia elektryczna rozeszła się po ciele ziemnego pokemona nie wyrządzając mu najmniejszej krzywdy. Jedyny efekt jaki przyszedł z atakiem to złość Scorpio.

- Zofia! Sopi! - burzył się atakiem. - Spfia! Sooo! Sorpio! Sko ooo! - mówił o braku wychowania ze strony nieproszonych gości, o niemiłym ataku i o karze jaką musi im teraz wymierzyć.

- Chyba się rozzłościł - stwierdził Charlie.

Chłopcy nie musieli długo czekać na potwierdzenie słów Stacy'ego. Scorpio zaczął ciąć szczypcami powietrze, aby przygotować się w ten sposób do ataku. W końcu ruszył na trójkę zakłócającą jego spokój. Kyle, Charlie i Rhythmox ponownie rzucili się do ucieczki. Biegnąc nawet nie zauważyli, kiedy do pogoni dołączyło się stado Erionów.

- Mam dość tego dnia! - wrzasnął Daniels.

W tym samym momencie noga chłopaka zawadziła o jakiś kamień i jak długi przewrócił się na usypaną z piasku górkę, na którą padały coraz słabsze promienie słońca. Na powrót znajdowali się w pomieszczeniu, do którego wpadli. Daniels wstał z ziemi i otrzepał kolana z piasku. Nie mieli dokąd uciekać. Ze wszystkich stron otaczały ich Eriony.

- Co teraz?

- Nie mamy wyboru - warknął Kyle. - Rhythmox, atak elektryczną melodią!

Z brzuszka pokemona wystrzelił żółty pocisk wydający z siebie specyficzny dźwięk, który na myśl przywodził prostą melodyjkę. Atak uderzył w kilka Erionów. Na miejscu nieprzytomnych pojawiały się następne.

- W życiu ich nie pokonacie!

- To może nam pomóż?

Charlie sięgnął po pokeball z Wildbearem, po chwili przypiął go z powrotem do pasa. Wolał nie ryzykować tego, że nieposłuszny pokemon zaatakuje go zamiast przeciwników.

- Sofia! - zawołał nadciągający skorpion.

- Jeszcze tego nam brakowało - jęknął Daniels.

Scorpio nie odpuszczał. Wiedział, że odpuszczenie ludziom i Rhythmoxowi bolesnej kary będzie szalenie niepouczające. Skoro było przewinienie to należała się za nie bolesna kara, która będzie stanowiła nauczkę na przyszłość. Jedyne co zdenerwowało go bardziej od trenerów to powarkiwania Erionów w jego stronę. Wściekły zachowaniem lisków cisnął w ich kierunku trujący jad. Lisy zaczęły ujadać i atakować nowe zagrożenie dla siebie. Ziemne pokemony zaczęły walczyć między sobą, ignorując zaskoczonych obrotem spraw chłopców.

- Ej! Mam linę! - usłyszeli znajomy głos.

Po chwili Teddy spuścił linę w dół.

- W samą porę - stwierdził Kyle, chwytając koniec liny. Rhythmox skoczył swojemu trenerowi na ramię. Trenerzy zaczęli się wspinać. Niestety akcja ratunkowa nie mogła uciec uwadze mieszkańców podziemia.

- So! - zawołał Scorpio.

Zajadłe Eriony zaczęły doskakiwać do liny i chwytać się jej kurczowo ostrymi zębiskami. Kyle, Charlie i Rhythmox wydostali się z dziury.

- Wolni! - zawołał z ulgą Stacey.

- To chyba nie koniec kłopotów - pohamował jego radość spoglądający w dół Teddy.

Eriony i Scorpio próbowały wspinać się po linie za trenerami.

- Nie - pokręcił głową Daniels. - To już jest lekka przesada - stwierdził. - Rathvil, użyj kła do przecięcia liny.

Szczur pochwycił koniec liny w ostre niczym żyletki kły. Wystarczył jeden silniejszy nacisk, aby przeciąć linę. Eriony i Scorpio spadli w dół. Błysnęli w mrokach jaskini niczym Zespół Witamina C na niebie.

- To by było na tyle - podsumował Charlie.

Nie miał racji. Kilka metrów dalej spod piachu wynurzył się rozjuszony Scorpio. Miał już dosyć uganiania się za ludźmi, ale nie miał zamiaru im odpuszczać kary, którą im obiecał.

- Sofia! - ryknął.

- Mam serdecznie dosyć tej upierdliwości! - odkrzyknął Kyle. - Koli, ostry liść! Killy, wodna broń!

Połączone ataki uderzyły w Scorpio nokautując go niemal od razu. Trener odruchowo pochwycił pokeball i rzucił go w kierunku nieprzytomnego skorpiona. Urządzenie uderzyło w stworzenie z całą siłą i otworzyło się nad jego głową. Scorpio zmienił się w czerwoną energię i zniknął we wnętrzu pokeballa. Kyle w napięciu spoglądał na wibrującą kulę. Jego pokemony zaatakowały skutecznie. Jeśli okazałoby się, że pomimo tego Scorpio jest nadal zdolny do walki, to oznaczałoby, że trener nie posiada stworka na tyle silnego, aby zwyciężyć dzikiego pokemona. Blokada na kuli zmieniła kolor z czerwonej na białą. Stworzenie zostało okiełznane.

- Złapałem! Mam Scorpio! - uradował się. - I co? - prychnął, podnosząc z ziemi pokeball. - Teraz już nie jesteś taki cwany? Scorpio, wybieram cię! - zawołał, zwalniając blokadę z kuli.

Na powierzchni pojawił się skorpion. Pokemon przez chwilę przyglądał się swojemu nowemu trenerowi, jakby usiłując zapamiętać jego twarz. Bycie złapanym nie wydawało mu się straszne, gdyż i tak nie miał żadnych planów na dzisiaj. Chcąc jednak zachować swoje pedagogiczne podejście do sprawy, uderzył nowego trenera ogromnymi szczypcami. Chłopak przewrócił się, ryjąc twarzą w złotym piasku.

- Ała... Co to ma znaczyć? - jęknął, leżąc na ziemi.

- Sofia - powiedział ze spokojem skorpion. Wcześniejsza złość minęła, gdy tylko ukarał Kyle'a za wcześniejsze zachowanie.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.