Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Opowieści z Cyfrowego Świata - Lato w Sennej Dolinie

Ktoś tutaj oszukuje

Autor:O. G. Readmore
Serie:Digimon
Gatunki:Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-07-20 11:27:24
Aktualizowany:2015-07-28 21:55:24


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Gdy Jason Riley dotarł do domu było już bardzo późno. Spokojne uliczki Thorndale oświetlały lampy, a w rzadko którym domu paliły się jeszcze światła. Chłopak bardzo cicho ściągnął buty i skradając się na palcach powędrował w głąb domu.

- Gdzie byłeś? - usłyszał rozgniewany głos.

Na półpiętrze stała jego matka.

- Wiesz, która jest godzina? - rzuciła kolejne pytanie, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony.

- Zgubiłem się... To znaczy - poprawił się szybko - straciłem poczucie czasu.

- Dzwoniłam do Petersów. Ian wrócił do domu kilka godzin temu. Gdzie byłeś? - ton jej głosu nie stawał się spokojniejszy, a wręcz przeciwnie. Zaczynał nabierać siły, jak morze budzące się przed sztormem.

- Z Aidenem i October - odparł pośpiesznie. - Znasz ich.

- Aiden to ten chłopiec z naszego osiedla? - wolała się upewnić. - Nie wiedziałam, że kolegujecie się - obniżyła ton głosu, kóry wydał się bardziej zmartwiony, niż zły.

- Tak jakoś wyszło - zaśmiał się nerwowo. - Idę spać.

Tym razem upiekło mu się. Zegar wskazywał trzecią osiem, ale Jason nie mógł zasnąć. W dłoni kurczowo ściskał digipilot. Nadal był podniecony wyprawą do cyfrowego świata. Bał się, że jeśli zaśnie rano wszystko okaże się jedynie snem. W końcu jednak przegrał ze zmęczeniem i zasnął.

Rano obudziło go pukanie. Niewyspany Jason podniósł się i w pierwszej chwili spojrzał na nocny stolik przy łóżku. Odetchnął z ulgą widząc digipilota.

- To nie był jednak sen - zaśmiał się.

Zegar na ścianie wskazywał ósmą dwadzieścia pięć. Było zdecydowanie za wcześnie, aby zacząć dzień, dla kogoś, kto zasnął dopiero o trzeciej. Już miał się ułożyć do snu, gdy do pokoju weszła matka.

- Wstawaj! - ponagliła go. - Na dole czeka twoja koleżanka.

- Kto taki?

- Nie wiem... - odparła, rozsuwając zasłony.

Do pokoju wpadło światło. Jason uświadomił sobie, że zeszłej nocy obiecali sobie, że odwiedzą świat cyfrowych potworów następnego dnia. Jego obecność była o tyle ważna, że posiadał jedyny działający digipilot, gdyż ten należący do Aidena nadal był niewłączony. Szybkim susem wyskoczył z łóżka, niemal w biegu chwycił digipilota i wybiegł z pokoju. Ostrożnie podszedł do schodów i spojrzał w dół. W korytarzu czekała na niego October.

- Daj mi pięć minut! - zawołał, ukryty za ściany.

W pewnym wieku nie chciał, aby jakakolwiek dziewczyna z jego szkoły zobaczyła go w piżamie.

- Nie przyszłam za wcześnie? - zawołała w kierunku schodów. - Twoja mama mówiła, że jeszcze śpisz.

- Nie! Już dawno nie śpię! - skłamał.

Po chwili zbiegł ze schodów w pełni gotowości. Na ramieniu miał zawieszony sporych rozmiarów aparat fotograficzny. Wyszli przed dom, gdzie stał zaparkowany rower dziewczyny.

- Bierzesz go ze sobą? - zdziwił się.

- Tak - odparła krótko, nie chcąc się tłumaczyć. - Nie wiem jak długo będziemy u digimonów tym razem. Powiedziałam ojcu, że jadę z koleżanką na wycieczkę rowerową i prawdopodobnie wrócę jutro.

W końcu aparat fotograficzny i rower były tylko drobnymi gadżetami mającymi umilić im i digimonom czas w cyfrowym świecie.

Chociaż prawdopodobnie digipilot mógł otworzyć portal w którymkolwiek miejscu akurat znajdował się i przenieść ich prosto do wioski, to wspólnie ustalili, że najbezpieczniejszym punktem przejścia będzie stara studnia.

Obok studni czekał na nich zniecierpliwiony Aiden. Nie chciał wracać do digiświata, a od wczorajszego wieczoru przez jego głowę przelatywały setki wątpliwości:

Co jeśli portal zamknie się, gdy tam będziemy? A jeśli digipilot Jasona zostanie uszkodzony? Wioskę znowu może zaatakować jakiś digimon...

Jednak wszystkie jego obawy przeważała obietnica powrotu jaką złożył staruszce. Zawsze dotrzymywał słowa i tym razem też musiał. Był jednak pewny, że to jego ostatnia wizyta w cyfrowym świecie.

- Cześć! - z zamyślenia wyrwało go wołanie Jasona.

Widząc nadchodzącą parę chciał wyjść im naprzeciw, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, aby nie okazywać zbytniego zainteresowania.

Najpierw spuścili w dół rower October. Pomimo wszelkich starań, aby zrobić to delikatnie, rower co chwila haczył o chropowate ściany, a przy samym dnie głośno brzdęknął, jakby zawodząc: "to bolało". Potem zszedł Aiden z latarką, a następnie pomógł zejść October. Na końcu dołączył do nich Jason ze swoim aparatem. Gdy już wszyscy znaleźli się na dnie studni, Riley wyjął z kieszeni digipilot i intuicyjnie wcisnął jeden z dwóch guzików. Urządzenie zasyczało, a przestrzeń wokoło wybrańców zaczęła wypełniać się światłem.

Od samego rana Babamon nerwowo przechadzała się po ganku i tylko od czasu do czasu stawała w miejscu i zmiatała piasek, który nanosiły jej maluchy. Na schodkach przed wejściem siedziało kilka innych digimonów, Gazimon i Pagumon. Znudzony Gazimon wrzucał drobne kamyczki do stojącej kilka kroków dalej puszki. Staruszka zatrzymała się i spojrzała w miejsce, w którym otworzyło się przejście do świata ludzi. Podobnie jak Jason nie mogła zasnąć wczorajszej nocy. Jednak w przeciwieństwie do chłopca jej bezsenność brała się z obaw, które narastały jej od momentu pojawienia się Youkomona w ich wiosce.

"Była bardzo podobna do tej, która uwięziła moją panią" - powtarzała w myślach słowa wypowiedziane przez lisicę. - Czy to możliwe?Czyżby chodziło jej o anielską pieczęć?

To nie było jednak jej jedyne zmartwienie. Problematyczny okazał się też Gazimon, który nie miał ochoty zostawać w osadzie i czekać na powrót swojego partnera. Przybyły do osady stworek był typem przywódcy, który wędrował wraz ze swoim stadem od miasta do miasta, a bezczynne oczekiwanie nie było zgodne z jego naturą.

O ile lepiej byłoby, gdyby partnerami zostali tych dzieci zostali Biyomon, Elecmon i ToyAgumon? Z digimonami takimi jak Gazimon nigdy nic nie wiadomo. Ale ty wolisz pod górkę, stara przyjaciółko, prawda?

- Gdzie oni są? - westchnęła na głos. - A co jak nie wrócą?

- Przecież obiecali - wtrącił się, siedzący na ganku Koromon.

- Szkoda, że nie powiedzieli, kiedy wrócą - zaśmiał się Gazimon.

- Są! Są! Są! - zaczął alarmować Koromon.

Potężny strumień światła wystrzelił wprost z ziemi do nieba, a w jego miejscu pojawili się Jason, Aiden i October. Jednak tym razem ważniejsze od wybrańców dla digimonów okazały się rower i aparat fotograficzny. Gdy maluchy były zaabsorbowane badaniem przedziwnych przyrządów, Jason i October podbiegli przywitać się ze swoimi ulubieńcami: Gazimonem, Biyomonem i Elecmonem.

- Aaaa!!! Ratunku! - wrzasnął Bukamon. - Nic nie widzę! Ten szatański przedmiot odebrał mi wzrok! - krzyczał po tym, jak nieumyślnie oślepił się fleszem aparatu.

- Wiedziałem! Te dzieci to zdrajcy! Zabić! - wpadł w panikę ToyAgumon.

- Będę niewidomy! - skomlał Bukamon, który w rzeczywistości powinien nazywać się Panikarz-mon.

- Tylko aparat. Nie zrobi ci krzywdy - uspokoił go Riley.

- Myślisz, że robienie zdjęć digimonom, a potem zanoszenie ich do fotografa to dobry pomysł? - zapytał z powagą Aiden.

- Spokojnie. Nikt ich nie zobaczy - uciął krótko Jason. - Sam wywołam zdjęcia - dodał po chwili.

Riley nadal miał trochę za złe Aidenowi, że nie powiedział mu i October o digipilocie od razu.

- Jednak wróciliście - zagadnęła z uśmiechem Babamon.

- Obiecałem, że wrócę i wysłucham cię - odparł zdystansowany Aiden.

- Wiem i bardzo to doceniam - odparła. - Musimy poważnie porozmawiać. Chodźcie! - ponagliła ich. Gazimonie, ty też.

Digimon skinął głową i posłusznie ruszył za staruszką i dziećmi, zostawiając pozostałe stworki w tyle.

- Mam nadzieję, że to długo nie zajmie - mruknął Pagumon.

- A co spiesy ci sie gdzies? - spytał złośliwie sepleniący Gazimon.

- Do końca tygodnia musimy wyruszyć, jeśli chcemy zdążyć nad morze, a potem wrócić do domu przed ochłodzeniem.

- Chyba wy - powiedział Elecmon. - Miejsce waszego szefa jest teraz w Sennej Dolnie, przy Jasonie.

- Jak to? - głos Pagumona zadrżał.

- Musi opiekować się chłopcem - wyjaśnił. - Nie będzie mógł iść z wami.

- Bycie partnerem wybranego nie jest proste - westchnęła Biyomon.

- Nie jest, ale to wielki zaszczyt - wyjaśnił Elecmon. - To coś więcej, niż organizowanie głupiego festiwalu, który i tak nie wychodzi jakbyś chciał.

Po tych słowach odszedł z opuszczoną głową.

- A temu co jest? - spytał Pagumon, ale nikt mu nie odpowiedział.

Reszta dnia miała minąć spokojnie. Nikt w całej osadzie nie spodziewał się wizyty jeszcze jednego gościa.

- Zapraszam - powiedziała Babamon, przepuszczając gości w progu.

Gazimon i trójka dzieci po raz pierwszy mieli okazję zobaczyć dom staruszki od środka. Dom niczym nie różnił się od chatek innych digimonów. Był mały, ciasny, okna przepuszczały bardzo mało światła, a na samym środku znajdowało się ognisko otoczone cegiełkami. Babamon zajęła miejsce na drewnianym fotelu, a Gazimon i trójka dzieci usadowili się pod ścianą niczym uczniowie przed sprawdzianem uciekający do ostatnich ławek. Wtedy staruszka zaczęła mówić:

- Youkomon nie jest naszym największym zmartwieniem. Powinniśmy obawiać się digimona, który ją tu przysłał.

- Wiesz kim jest? - spytała October.

Babamon zastanowiła się nad odpowiedzią przez chwilę.

- Na początku nie domyślałam się, ale potem wszystko zaczęło do siebie pasować.

- A czułaś tę energię? - przerwał jej Gazimon.

Gospodyni dorzuciła do paleniska kawałek drewna i przemówiła:

- Czułam ją tak samo jak ty, Youkomon i wielu innych digimonów. To energia "wybranych" pochodząca z digipilota. Jest bardzo podobna do zaklęcia anielskiej pieczęci.

- Zaklęcia... Czego? - zmarszczył brwi Jason.

- Anielska pieczęć - powtórzyła. - To historia od pokoleń przekazywana z ust do ust. Sama usłyszałam ją będąc jeszcze dzieckiem i pewnie wiele rzeczy zatarło się w mej pamięci, a o innych nawet nie słyszałam - zaczęła od krótkiego wyjaśnienia. - Wiele wieków temu, na samym początku istnienia naszej osady, Senną Doliną opiekę sprawował digimon o skrzydłach anioła - opowiadała.

- O, jacie - westchnął znudzony Gazimon. - Baja dla dziewuch...

- Cicho - szturchnęła go po przyjacielsku October. - Chcę posłuchać.

Babamon kontynuowała:

- Kiedy nad Senną Doliną zawisło widmo zniszczenia, digimon o anielskich skrzydłach ruszył do walki.

- A jak się nazywał? - ponownie przerwał Gazimon.

- W opowieściach jego imię nie zostało wspomniane, a jedynie sam tytuł jakim go uhonorowano - wyjaśniła, a po krótkiej pauzie staruszka mówiła dalej:

- Owy digimon strzegł Sennej Doliny ilekroć groziło jej niebezpieczeństwo. Niestety kiedyś pojawił się przeciwnik, którego nie potrafił powstrzymać. Ponieważ moc potwora dorównywała jego sile. Digimon o skrzydłach anioła użył całej swojej siły, aby zamknąć opętanego złem demona. Stworzył też anielską pieczęć, która miała uniemożliwić temu potworowi ucieczkę. Niestety po tej walce obrońca Sennej Doliny zginął, a jego pieczęć zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach.

- Czyli ktoś chce uwolnić tego złego digimona? - zapytał Aiden.

- Może... - wzruszyła ramionami. - Według opowiadań już sama anielska pieczęć daje jej posiadaczowi niezwykłą siłę. Została stworzona z tego, co digimon o anielskich skrzydłach miał najcenniejsze.

- W takim razie kto jest wrogiem? - niecierpliwił się Jason.

- Nie wiem, ale powinniśmy bać się tego, kto przysłał Youkomon. Ona była tylko posłańcem.

- Ale dałem jej wczoraj popalić - ucieszył się Gazimon.

- Doprawdy? - spytała lekceważąco Babamon. - Twoja kondycja jest w opłakanym stanie. Miałeś szczęście, że Youkomon wycofała się z walki. Od dzisiaj powinieneś zacząć ćwiczyć!

- Ja? - oburzył się Gazimon. - Chyba widzieliśmy inną walkę!

- Możesz mi wyjaśnić w jaki sposób Gazimon zmienił się w Sangloupmona? - Jason wrócił do wczorajszego wieczoru.

- Ty to sprawiłeś - odparła. - Ty za pomocą digipilota. Gazimon poczuł, że jesteś w niebezpieczeństwie i zrobił to, aby cię ratować.

- Czyli coś już wiemy - westchnął Riley.

Aiden sięgnął do kieszeni po swój digipilot. Przez noc zdążył trochę ochłonąć. Digimony w dalszym ciągu wydawały mu się czystą abstrakcją, do której podchodził bardzo ostrożnie, ale jego myśli wydawały się być bardziej uporządkowane niż wcześniej. Zastanawiał się, czego oczekują od nich cyfrowe potwory i kim jest jego opiekun.

Tego samego dnia, ale bladym świtem Youkomon zaczęła lizać rany po walce w Sangloupmonem. Kilka zadrapań i rozcięcie na pysku nie robiły na niej wielkiego wrażenia. W życiu musiała stoczyć wiele pojedynków i obrażenia odniesione podczas wczorajszej potyczki nie bolały tak bardzo. O wiele bardziej od ciała ucierpiała jej duma. Przegrała pojedynek z digimonem, który chwilę wcześniej był jeszcze na poziomie Rookie. Na polanę tuż za nią weszli FlaWizardmon i DemiDevimon.

- Tak nie może być! - warknęła wreszcie. - Co to za czasy, że takie byle co śmie podnosić łapę na mnie?

- Bronił się - zachichotał nietoperz.

- Bronił, ale jak?! - złościła się. - Mówię wam! Ten Gazimon i dzieciaki mają coś wspólnego z pieczęcią. To niemożliwe, aby taki pokurcz od tak sobie zmienił się w potężnego digimona.

- Te dzieciaki to pewnie wybrańcy - mruknął FlaWizardmon.

- Kto?

- Co ileś tam lat do cyfrowego świata przybywają ludzie. Z ich pomocą digimony zaprowadzają ład i porządek - wyrecytował historię, którą usłyszał kiedyś.

- Mogą stanowić dla nas zagrożenie? - lisica wolała się upewnić.

- Tak, tym bardziej, że zaraz po tym chłopcu i Gazimonie zaczną pojawiać się coraz to "nowi zbawcy świata" - odparł nieco lekceważącym tonem.

Zamilkli.

- Masz jakieś sugestie? - zapytała Youkomon.

- To jak pojedynek szachowy - odparł, chcąc brzmieć bardziej profesjonalnie. - Musimy wykonać ważniejszy ruch przed nimi. Wtedy partia będzie nasza.

- Mów prościej! - warknęła lisica.

- Musimy dowiedzieć się dwóch rzeczy. Czy dzieci są rzeczywiście w posiadaniu anielskiej pieczęci? Czy wiedzą o jej istnieniu?

- Byłam tam wczoraj! Nie mają pieczęci.

- Skąd wiesz, że nie mają? Bo ci jej nie pokazali? - zakpił. - Musimy postępować rozważniej.

Lisica rzuciła nieprzyjemne spojrzenie na swojego kompana, ale już nic nie odpowiedziała.

- DemiDevimon, polecisz do Sennej Doliny i porozmawiasz z nimi - przemówił w końcu FlaWizardmon.

Lisica i nietoperz spojrzeli na niego w zdumieniu.

- Ja?! Porozmawiać?

- Dowiesz się, co ich sprowadza i czy mają pojęcie o naszej pani - sprecyzował.

- Przecież oni mnie rozszarpią jak tylko postawię łapę w ich osadzie!

- Niekoniecznie. Udasz, że jesteś partnerem jednego z nich.

- Poza tym chłopakiem chyba żadne z nich nie ma jeszcze tego urządzenia - przypomniała Youkomon.

- To dobrze. Dopóki nie będą mieli pilotów będziemy mieli pewność, że żadna pokraka nie doczłapie się do nich.

- Czemu ty tego nie zrobisz? - zapytał z wyrzutem DemiDevimon.

- Ja? Z taką odrażającą mordą? - zaśmiał się.

- Też jestem odrażający - powiedział, robiąc głupią minę.

- Chyba we śnie. Masz słodki pyszczek i potrafisz kręcić. Nadasz się.

- Ja chętnie bym się podjęła tego zadania, ale już byłam w osadzie i oni mnie znają - stwierdziła rozbawiona lisica.

- Nie ma mowy! - zaparł się nietoperz.

- Wolisz zrobić to z własnej woli, czy mam podsunąć ten pomysł naszej pani i wtedy to jej będziesz musiał odmówić? - zapytał FlaWizardmon z miną niewiniątka.

DemiDevimon nie odezwał się już, ani słowem, a jego milczenie zostało potraktowane jako zgoda na wypełnienie misji. Sam nietoperz bał się zdemaskowania, ale otuchy dodawała mu myśl, że zadowoli swoją panią.

Tajna narada została niespodziewanie przerwana przez wtargnięcie zaaferowanego ToyAgumona:

- Babamon! Babamon! I wy, których nie lubię! - wysapał klockowy dinozaur. - Do osady przylazła jeszcze jedna menda!

- Co?! - zawrzeli niemal równocześnie Riley i Jamieson.

Gazimon i Jason niemal od razu wstali, wyobrażając sobie kolejnego groźnego przeciwnika. Aiden spojrzał na October, która tylko pokręciła głową.

- Do osady przyfrunęła kolejna menda! - powtórzył. - Mówi, że jest partnerem jednego z was... - dodał po chwili.

- Co?!

- Jajco! Chodźcie! - nakazał ToyAgumon.

Grupa wybiegła za dinozaurem z chaty. Na placyku, gdzie wczoraj rozpalano ognisko znajdowała się gromada digimonów. W samym jej środku stał DemiDevimon. Stwór wyglądał bardzo przeciętnie. Miał puchaty łeb, skrzydła po bokach, duże żółte oczy i łapy zakończone pazurami. Babamon wraz z dziećmi dotarła w momencie, kiedy Elecmon zadawał nietoperzowi kolejne pytanie:

- I mówisz, że jesteś opiekunem October, albo Aidena?

- Tak - skinął głową.

- Którego? - dołączył się do przesłuchania Gazimon.

- Wiem tylko, że mam służyć jednemu z nich - mataczył ile się dało.

Niewiele wiedział o gościach z innego świata. Jednym co zrozumiał z historii FlaWizardmona było to, że będzie służyć człowiekowi. Dlatego musiał uważać na każde słowo. Jason, Aiden i October nie wydali mu się groźni. Przypominali humanoidalne digimony, ale jakby obdarte z siły i niezwykłości. W każdym razie DemiDevimon nie widział w nich nic nadzwyczajnego, co mogłoby zasługiwać na miano wybrańca i posiadacza sługi.

Partner Jasona nie dawał za wygraną:

- Kto cię tu przysłał?

- Przysłał?! Nikt! To znaczy... - gubił się w swoich odpowiedziach. - Coś mi nakazało tu przyjść i ochraniać ludzkie dziecko - wydusił wreszcie.

Digimon Riley'a popatrzył pytająco na dzieci i mieszkańców wioski. Pokrętna odpowiedź niekoniecznie musiała oznaczać kłamstwo. Podobnie jak Gazimon, nietoperz mógł polegać jedynie na intuicji, która kazała mu ochraniać wybranego.

October nawet na moment nie spuszczając nietoperza z oka, powiedziała do Aidena:

- Może chodzi o ciebie. Ja nawet jeszcze nie mam digipilota.

- Nie! - zawołał tryumfalnie DemiDevimon. - Chodzi o ciebie!

- O mnie? - zdziwiła się October. - Jesteś pewien?

- Tak!

- A gdzie mój pilot? - zapytała podejrzliwie.

- To jeszcze nie doszedł? Ah, ta poczta... - westchnął, nie mogąc ukryć zdenerwowania. - Na pewno wkrótce go otrzymasz.

- Podejrzane - mruknął Elecmon.

- Zgadzam się, chociaż ja też najpierw poznałem Jasona, a potem on dostał swój pilot. Może tak ma być.

- To co robimy? - padło pytanie.

- Niech zostanie - postanowił Gazimon. - Osobiście będę miał na ciebie oko - dodał po chwili.

October schyliła się i z uśmiechem zapytała nietoperza:

- To jak masz na imię?

- DemiDevimon - przedstawił się.

Reszta dnia mijała bardzo leniwie. Babamon postanowiła wrócić do swoich obowiązków. Aiden zajął miejsce na schodach przed jej domem, z których miał widok na całą wioskę. Nieopodal niego stały Gazimony głośno dyskutujące o czymś. October i Biyomon wraz z grupką maluchów oprowadzały opiekuna dziewczynki po miasteczku. Jednak nie mówiły o anielskiej pieczęci, a sam DemiDevimon nie ponaglał ich w obawie przed zdemaskowaniem, zaś Jason zajął się fotografowaniem Sennej Osady.

- Widziałeś gdzieś Elecmona? - rozproszył go głos Riley'a.

Aiden pokręcił głową.

- Chciałem zrobić mu zdjęcie - pomarkotniał.

- Uspokój się!

Jason i Aiden spojrzeli na grupę Gazimonów, która od dłuższego czasu prowadziła ożywioną dyskusję. Digimony z gangu zwykle zachowywały się głośno, ale przez kilka dni pobytu w osadzie mieszkańcy przyzwyczaili się do ich hałaśliwego i nieco zaczepnego sposobu bycia. Tym razem rozmowa Gazimona ze swoją bandą była agresywniejsza niż zwykle. Kłócili się.

- Nie! - mruknął Pagumon. - Przyszliśmy razem i razem powinniśmy odejść!

- Nie mogę iść z wami! - warczał opiekun Jasona.

- Eee... - wtrącił się Raremon.

- Dokładnie! Raremon ma rację! Nie myślisz o nas tylko o tej wiosce! - krzyczał najbardziej zaaferowany Pagumon.

- Myślę, dlatego chcę, żebyście wyruszyli do domu beze mnie!

- Sam sobie wyruszaj! Poradzimy sobie bez ciebie - krzyknął zdenerwowany maluch. - Już cię nie lubię! I w ogóle to kłamałem mówiąc, że jesteś fajny!

I po tych słowach uciekł. Tymczasem do grupki, której emocje powoli zaczęły opadać podeszli Jason i Aiden.

- O co chodziło? - zapytał pierwszy.

- Szkoda gadać - machnął łapą. - Są na mnie źli, bo chcą opuszczać osadę, a ja powinienem tu zostać...

Tymczasem Elecmon wybrał się na spacer poza granice wioski. Szedł ścieżką prowadzącą w głąb lasu. Podążał nią tak długo, aż za jego plecami nie było widać wejścia do lasu. Wtedy zatrzymał się i usiadł pod wysokim drzewem. Chciał na chwilę odetchnąć od zamieszania, które nasiliło się wraz organizacją letniego festiwalu. Podświadomie liczył, że to właśnie on zostanie partnerem Aidena lub October. Nie widział niczego nadzwyczajnego w Gazimonie, a jeszcze mniej dostrzegał w DemiDevimonie. Już chciał zamknąć oczy i zasnąć, gdy rozproszył go chrypliwy głos Gazimona:

- Tu jesteś! Wszyscy cię szukają.

- Ty też? - zdziwił się.

- Nie. Ja szukam Pagumona - odparł, siadając pod drzewem obok czerwonego królika.

Od momentu przybycia bandy Gazimona do miasta oba digimony nie pałały do siebie szczególną sympatią. Po tym jak Gazimon został opiekunem Jasona, Elecmon siłą rzeczy musiał zaakceptować go, a przynajmniej zacząć tolerować.

- Tak sobie myślę... Nie gniewaj się - zaznaczył ostrożnie nie chcąc mimo wszystko urazić rozmówcy. - Nie rozumiem jak ktoś taki jak ty mógł zostać partnerem wybrańca.

- Też się dziwię - przyznał mu rację, czym zupełnie zaskoczył Elecmona. - Pomogłem Jasonowi, ale żeby zaraz stawać się jego opiekunem? Tak właśnie myślałem, ale może właśnie tak miało być. Może ktoś gdzieś tak postanowił i już.

- A dlaczego mu pomogłeś?

- Nie wiem... Bo... Bo tak trzeba - uciął krótko. - Za to nie ufam tego gackowi.

- Też mi się nie podoba - przyznał Elecmon.

- A może w takim razie obaj będziemy strzegli tej trójki?

- Obaj?

- Nie dlatego, że jestem opiekunem Jasona, ale dlatego, że nas potrzebują. Sztama? - zapytał, podając mu łapę.

- Sztama - powtórzył, odwzajemniając uścisk.

W tym samym momencie z krzaków wyskoczył przestraszony Pagumon. Nim Gazimon zdążył zapytać, co się stało, maluch ukrył się za jego plecami. Ziemia zadrżała.

Zza drzew wyłonił się ogromny żółw. Całe ciało potwora pokrywała gruba, żółta łuska. Z części tworzącej skorupę wyrastały kamienie, których ostre krawędzie chroniły ciało digimona jak igły jeża. Długa szyja prowadziła do ogromnego pyska i wściekłych oczu.

W tym samym momencie nadbiegli Jason, Aiden, October i DemiDevimon.

- Tortomon - wycedził przez zęby nietoperz.

- Gdzie ten kurdupel?! - zawarczał żółw.

- Kto? - udał Gazimon. - Coś ty wywinął?! - szeptem zbeształ swojego towarzysza.

- Chciałem pokazać, że poradzimy sobie i zaatakowałem go, ale niechcący... - wyszeptał.

- Jak to "niechcący"?! - wydarł się Gazimon.

- Tu jesteś! - zacharczał żółw zauważając Pagumona skrytego za nieco większymi digimonami.

Niezainteresowany nikim innym Tortomon zaczął przygotowywać się do ataku. Jego skorupa rozświetliła się i z ogromnym hałasem zaczęła wyrzucać w powietrze głazy. Te unosiły się w powietrze, aby po chwili spaść na głowy zebranych. Gazimon z Pagumonem na rękach i Elecmon zaczęli uciekać. Nagle Elecmon poczuł jak ogromna siła przygniata go do ziemi. Spróbował się podnieść, ale kamień, którym oberwał nie pozwalał mu. Samo uderzenie czuł zaledwie kilka sekund, ale o wiele boleśniejsza od ciosu okazała się próba podniesienia się.

- Pomogę ci wstać! - usłyszał głos Aidena.

Królik nie miał siły, aby mu cokolwiek odpowiedzieć. Czuł jak traci czucie we wszystkich kończynach. świat wydał mu się inny. Nawet jego ciało było jakieś dziwne. Poczuł, że nie jest sobą. I nie był. Przypominał maluchy mieszkające w Sennej Osadzie. Nie miał kończyn, a z głowy brązowej wyrastał mu róg przypominający płetwę.

- Elecmon, co z tobą? - Aiden zapytał stworzonko, które chwilę wcześniej było Elecmonem.

- Wsteczna ewolucja. Zdarza się, że jeśli digimon straci dużo energii wraca do swoich wcześniejszych poziomów - wyjaśnił pośpiesznie DemiDevimon. - Dla przykładu Elecmon zmienił się w Tsunomona.

Tymczasem żółw atakował Gazimona.

- Pomóż mu, DemiDevimon - nakazała October.

Nietoperz popatrzył na gigantycznego przeciwnika, jakby próbując oszacować swoje szanse w starciu z nim, po czym ogłosił:

- Chętnie, ale... sama wielodniowa podróż tutaj kompletnie mnie wykończyła.

- Gazimon! - zawołał Jason, podnosząc w niebo swój digipilot.

Digimon spojrzał. Był w pełni gotów. Ciało Gazimona otoczyła jasna poświata. Opiekun Jasona zdążył zawołać:

- Gazimon digimorfuje w Sangloupmon!

Po chwili naprzeciw kamiennego żółwia stał już Sangloupmon. Mimo przeciwnika pewny swojego Tortomon zaatakował ponownie. Wilk wyminął atak bez najmniejszego problemu. Wydawało się, że był znacznie szybszy niż podczas pojedynku z lisicą.

- Chyba teraz moja kolej! - zawołał pewny siebie Sangloupmon.

Tortomon przygotował się do odparcia ataku. Wilk otworzył pysk wypluwając z niego czarną kulę energii wielkości piłki tenisowej. Pocisk rozszedł się po przeciwniku paraliżując jego ciało. Kolejne uderzenie, tym razem Ciemnym pazurem, odrzuciło Tortomona bardzo daleko.

Zaraz po tym ciosie Sangloupmon na powrót zmienił się w Gazimona. Do wyczerpanego walką digimona podbiegli Jason i Pagumon, któremu zdążyła minąć złość z powodu wcześniejszej kłótni.

- My górą! - zaczął świętować Jason.

- Daliśmy mu popalić, co nie, Tsunomon? - zapytał wyczerpany, ale nadal wesoły Gazimon.

- Ty dałeś - poprawił go rozczarowany maluch.

Aiden odruchowo sięgnął po swój digipilot. Z jego wnętrza dochodziły trzaski ochoczo pracujących mechanizmów i trybików. Mały ekran stopniowo zaczęły zapełniać kolumny z cyframi. W końcu urządzenie rozbłysło jasnym czerwonym światłem. Jego wiązka uderzyła w Tsunomona, który na powrót zmienił się w Elecmona, po czym mechanizm na powrót zamarł.

Aiden milczał i tylko kątem oka spoglądał na digimona.

- Elecmon jest twoim opiekunem - ogłosił uroczyście Jason.

- Na... Naprawdę? - wykrztusił przejęty digimon.

- Gratuluję! - przyklasnął Gazimon.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.