Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Magnificon XII – do trzech razy sztuka

Autor:Slova
Redakcja:IKa
Kategorie:Relacja, Konwent
Dodany:2014-07-05 20:40:03
Aktualizowany:2014-07-10 22:27:03

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Kiedy na zeszłorocznym Japaniconie doszły mnie słuchy, że Miohi w końcu zrywa z konwencją expo na Magnificonie, uznałem, że to prawidłowa decyzja. Dwie poprzednie edycje tego krakowskiego konwentu jednoznacznie pokazały, że nasz fandom i rynek jeszcze nie dorosły do organizacji tak wielkiego przedsięwzięcia na własną rękę. Jednak już na Love 5 było wiadomo, że zbliżający się Magnificon jednak utrzyma dopisek „expo”. Czas pokazał, że była to decyzja trafiona.

Jeszcze miesiąc przed konwentem uczucia w fandomie były mieszane. Wiele osób pamięta przecież halę TS Wisła, a wraz z nią legendarne już namioty i sąsiedztwo miasteczka studenckiego AGH. Niepokój wzbudziła też wieść o tym, że impreza odbędzie się w nowo otwartym obiekcie Kraków Expo, w związku z czym nocleg wywędruje do sali gimnastycznej Politechniki Krakowskiej. Czy stworzony z myślą o podobnych imprezach nowy obiekt spełni specyficzne wymagania miłośników mangi i anime? Odpowiedź na to pytanie przyszła w dniu konwentu.

Mimo perturbacji i wynikłych z własnej nieuwagi i gapowatości przygód, szczęśliwie (w sensie - żywy) dotarłem do Krakowa już w piątek. Pierwsza kolejka spotkała konwentowiczów właśnie tego dnia, bowiem akredytacja przy wielkim sleeproomie w sali gimnastycznej oczywiście opóźniła się o godzinę i posuwała się w żółwim tempie. W środku panował gwar, a wysłana folią podłoga nie stanowiła komfortowego miejsca do spania, jednak zmęczenie wzięło górę i sen w końcu na mnie zstąpił, pomimo niekiedy mocno niefrasobliwego zachowania „współlokatorów”. Rano na uczestników imprezy czekał mały luksus w postaci autobusu kursującego między miejscem przeznaczonym na sen a halą expo. Ja i moi koledzy nie raczyliśmy jednak skorzystać z tego środka transportu i udaliśmy się na miejsce pieszo, podziwiając malowniczą okolicę rodem ze Stalkera lub popularnego ostatnio Day Z oraz porażki sztuki architektonicznej w postaci zjawiskowych „gargameli”. Conplace dosłownie otaczały ruiny - w oddali widniały wysokie kominy, w tym takie jednoznacznie przywodzące na myśl elektronie atomową. Po przeciwnej stronie ulicy znajdowało się gruzowisko, chętnie wykorzystywane przez cosplayerów jako zjawiskowe tło do zdjęć, a dosłownie obok hali ciągnął się długi, zrujnowany gmach. Jeżeli ktoś ma zamiar zorganizować najlepszy w Europie zlot miłośników post-apo, to miejsca nie musi daleko szukać. Wystarczyło jednak przejść kilkaset metrów, by wyrwać się z cienia pozostałości po upadłym systemie i minąć ulokowany obok skrzyżowania bar oferujący też obiady, a nieco dalej hipermarket z przyległościami w postaci restauracji.

Po zaopatrzeniu się w prowiant pozostało już tylko grzeczne odczekanie swojego w kolejce. Ta rozładowała się dopiero około czternastej, chociaż akredytację otworzono już o dziewiątej rano. Ci, którzy odstali swoje w piątek i dostali opaski oraz identyfikatory na sali przeznaczonej do spania, mogli wejść bez kolejki, podobnie jak wystawcy, VIPy, twórcy atrakcji i media, dla których przeznaczono osobne wejście. Cała reszta musiała ćwiczyć cierpliwość i odporność na promieniowanie UV. Niestety akredytacja jak zwykle zawiodła i ponownie winę ponoszą obydwie strony - konwentowicze, bo zawsze stwarzają drobne, ale nawarstwiające się problemy i organizatorzy, gdyż przeznaczone do obsłużenia kolejki siły okazały się zbyt wątłe, by całość działała sprawnie. Wytrwali w nagrodę otrzymali opaskę na rękę, odpowiedni identyfikator na sznurku (SIC!) (przy czym różnorodność identyfikatorów była niemała, przynajmniej dziesięć oznaczonych kolorami) i informator z czytelną mapką na okładce i planem atrakcji wewnątrz. Ten, jak zwykle w przypadku konwentów Miohi, był trudny w czytaniu ze względu na nierównomierne rozłożenie poszczególnych linii w tabelkach, a teraz dodatkowo trudem okazało się zaznaczenie interesujących pozycji programu długopisem, gdyż kartki były czarne. Ponadto w informatorze zabrakło regulaminu.

Gmach okazał się nie tylko nowy, ale także nowoczesny. Wszechobecne ekrany informujące o najważniejszych trwających właśnie wydarzeniach, podające czas pozostały do następnych prelekcji i ich opisy, wyświetlacze przy każdej z sal oznaczonych kombinacją kolorów i liter, co ułatwiało orientację w przestrzeni i wielki hol. Ponadto każda z sal była klimatyzowana, co na konwentach w Polsce stanowi nie lada luksus. W lożach nad głównym wejściem znajdowało się bistro, ale z niewielkim wyborem potraw i z dyskusyjnie niskimi cenami, za to czynne na okrągło. Nie zabrakło oczywiście Bubble Tea, chociaż tym razem nie oferowano na ten smakołyk kuponów w ramach nagród za konkursy, podobnie jak na sushi, lecz osobiście nie zauważyłem obecności tego drugiego w ogóle.

Pomysłem świetnym, lecz po głębszym namyśle oczywistym, okazało się umieszczenie wszystkich stoisk wystawców w hali przed main roomem ze sceną. Siłą rzeczy konwentowicze musieli przejść obok sklepików, by dostać się na cosplay czy koncerty, a tych było sporo: widowisko muzyczno-taneczne, widowisko taneczne, koncerty japońskiej piosenkarki Ritsuki Nakano i HITT. Niefortunnie tuż obok kurtyny oddzielającej main od hali wystawców ulokowano także kąciki gier planszowych i japońskich, co z pewnością nie sprzyjało czerpaniu frajdy z tego rodzaju rozrywki. W sąsiednim narożniku znalazły się za to stanowiska konsol i komputery, na których rozgrywano turnieje w OSU!. Było to idealne miejsce, by przyjrzeć się wielkiej różnorodności tabletów graficznych i mechanicznych klawiatur komputerowych, z których jedna pochodziła z pewnością z ubiegłego stulecia. Ciekawostką był automat do Pump It Up! Z prawdziwego zdarzenia, niestety z mocno wyeksploatowanymi głośnikami i ustawiony centralnie naprzeciwko wejść do sal panelowych, w efekcie czego każde otworzenie drzwi skutkowało przerwaniem prelekcji z powodu hałasu. Ogólnie jednak salki były dobrze wyciszone. W podobnie nieodpowiednich miejscach stanęły Rock Band i DDR, który wystartował ze sporym opóźnieniem z powodu... braku ławek. Na terenie konwentu funkcjonowała także czynna całodobowo, bezpłatna szatnia, co było strzałem w dziesiątkę w sytuacji, gdy sleep-room znajdował się daleko od właściwej imprezy. Wprawdzie do dyspozycji uczestników oddano jedynie cztery łazienki, po dwie na płeć, lecz mogły one jednocześnie obsłużyć dużą liczbę potrzebujących. Ponadto były regularnie sprzątane i zaopatrywane przez pracownice Kraków Expo, tak więc zawsze panowała w nich czystość, a papieru nie brakowało.

Zabrakło chyba tylko ogólnej rozpiski atrakcji na ścianach. Problemem okazał się także deficyt koszy na śmieci, co jest zarzutem w stronę właścicieli budynku, acz to taka „choroba wieku dziecięcego”. Niestety nie jedyna.

Najbardziej we znaki twórcom atrakcji dało się wyposażenie sal. Owszem, rzutniki były nowoczesne, lecz nie zawsze kompatybilne z dostarczonymi przez Miohi komputerami, z których nie każdy dysponował wejściem HDMI. Rozwiązaniem okazał się oczywiście kabel RGB, lecz wtedy do przesyłania dźwięku niezbędny był kabel audio, a ten do sali, w której prowadziłem prelekcje, dostarczono dopiero po 14, po moim wcześniejszym upominaniu się. Ponadto w sali growej całą noc nie działał wyłączony przez przypadek rzutnik, a do jego włączenia niezbędny był pilot, znajdujący się w dyspozycji obsługi technicznej, z oczywistych względów w środku nocy trudnej do spotkania.

Właśnie, stoiska - tych, jak na expo, było trochę za mało. Z pewnością zabrakło wystawy figurek, którą tak chlubi się yatta.pl. A szkoda, bo przy ponad trzech tysiącach gości część z nich z pewnością znalazłaby nowych właścicieli. Niszę w tego typu gadżetach wypełnili wystawcy z Budapesztu, lecz na rozmowę z nimi nie znalazłem czasu, gdyż zniknęli już w sobotę wieczorem. Odrobiłem sobie za to na stoisku JPF, gdzie dowiedziałem się, że reedycja Ghost in The Shell 2 jest rzeczywiście planowana i nie będzie to tylko dodruk, ale nowe, poprawione wydanie. Pierwszy raz od dawna wpadłem w szał konwentowych zakupów, a to za sprawą podkładek pod mysz ozdobionych wizerunkami bohaterek Girls und Panzer - zgarnąłem ich aż cztery. Szkoda jednak, że gadżety związane z tym anime to na naszych konwentach nadal rzadkość. Mile w tej materii zaskoczył mnie wspomniany już sklep Yatta, na paragonach z którego, poza informacjami o zakupie, widniały także czołgistki w wersji super deformed. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że to element kampanii promocyjnej wydawanej przez Studio JG mangi, lecz taki drobny akcent bardzo przypadł mi do gustu. Kto wie, może drukowanie różnych obrazków na paragonach zachęci konwertowiczów do zakupów ze względu na kolekcjonerstwo? Przykład godny do naśladowania przez innych sprzedawców.

Przygodę na konwencie rozpocząłem od randomowej wiedzówki, na której udało mi się wychwycić pierwsze 20 punktów. Szybko wydałem je na nagrody, gdy tylko te pojawiły się przy akredytacji. Dwie dyszki wystarczyły na piąty tom polskiego wydania mangi Spice&Wolf, a w niedzielę zgarnąłem jeszcze najnowszy. Wyjątkowo po tym konwencie Miohi nie mogę narzekać na brak nagród, gdyż w moje ręce trafiły jeszcze trzy tomy 6000, a komiksów (nie tylko azjatyckich) do wyboru było sporo. Nieco gorzej prezentowały się inne rodzaje gadżetów - kilka poduszek, podkładki, kubki, czyli nic szczególnego. Przede wszystkim największym problemem okazał się brak replik mieczy, skrzętnie kolekcjonowanych przez niektórych uczestników od kilku lat.

Z bardziej godnych wyróżnienia prelekcji i konkursów do głowy przychodzi mi jeszcze wykład na temat studia Gainax, na koniec którego znajoma prowadzącej oblała wodą siedzących w pierwszym rzędzie dyskutantów. Chociaż ich uwagi mogły okazać się irytujące, to zdecydowanie wpłynęły pozytywnie na merytoryczny poziom prelekcji, a ten sam z siebie wcale nie był niski.

Później przyszła kolej na moje wykłady, z których jestem zadowolony jak nigdy. Przede wszystkim na wszystkich pięciu godzinach miałem salę pełną słuchaczy, a ponadto w ramach rozważań nad sensem oglądania starych anime wynikła wśród nich interesująca dyskusja.

Prelekcji, konkursów i spotkań odbyło się naprawdę wiele, a anulowano tylko pojedyncze, jak np. wiedzówkę z Fullmetal Alchemist, w której chciałem wziąć udział. Na brak zajęcia nie można było narzekać, chociaż konwent wyraźnie zwolnił w niedzielę rano. Jednak całą noc dało się słyszeć muzykę z automatów i maina, która nie przeszkadzała uczestnikom chcącym zażyć snu gdzie się tylko dało. To już chyba taka fandomowa tradycja, że niektórzy lubią spać tam, gdzie teoretycznie spać się nie powinno, więc nawet na hali Kraków Expo dało się znaleźć pojedyncze lub skupione w grupki śpiwory.

Pod względem atrakcji dwunasty Magnificon ponownie okazał się imprezą wyjątkową, gdyż pierwszy raz od czasu Love 3 na konwencie Miohi nie dało się uświadczyć Polskiego Związku Twórców Atrakcji, który budził nie małe kontrowersje i zarzuty odnośnie odbierania innym uczestnikom szansy na zaprezentowanie własnej inicjatywy. Czyżby głosy oburzenia wreszcie trafiły do organizatorów, którzy tym razem woleli postawić na nieznane dotąd ksywki? Decyzja bez wątpienia była trudna i obarczona ryzykiem spadku poziomu prelekcji, lecz obawy okazały się nieuzasadnione, a wykłady i konkursy trzymały wysoki poziom. Może więc PZTA rzeczywiście było zbędną inicjatywą, a mniej doświadczeni autorzy punktów programu wcale nie muszą ustępować starszym kolegom? Sytuację należy obserwować na kolejnych konwentach firmy Miohi, być może zmartwienia o powtórkę fuszerki z Mokonu 2 rzeczywiście są nieuzasadnione?

Konwent był jak najbardziej udany i jestem pełen podziwy dla Miohi, że w końcu zrobiło to upragnione expo, którego niektórzy mieli już serdecznie dość. Uprzedzenia należy więc odłożyć na bok i wyciągnąć wniosek, że w Polsce można zorganizować imprezę na wysokim poziomie. Szczerze liczę na to, że w przyszłym roku Magnificon wróci w to samo miejsce, lecz rzeczywistość nakazuje sądzić, że może to być problematyczne. Nowo otwarta placówka na pewno kusiła atrakcyjnymi cenami, ale za rok, gdy już wgryzie się w rynek i zdobędzie renomę, koszt wynajmu z pewnością wzrośnie. Czy Miohi pójdzie za ciosem? A może wróci do hali TS Wisła albo którejś ze szkół, gdy w końcu dyrektorzy zapomną o negatywnym wrażeniach z dawnych małopolskich konwentów? Krok wstecz z pewnością cofnąłby polski fandom o kilka lat i zaprzepaścił osiągnięcia organizatorów, ale należy liczyć się z tym, że życie napisze właśnie taki scenariusz.

_______________________________________

Zdjęcia:

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.