Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Bez tytułu

Zbanowani żywcem

Autor:O. G. Readmore
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Parodia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Wulgaryzmy
Dodany:2014-12-09 08:00:07
Aktualizowany:2014-11-25 20:44:07


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Resu, Sakura i Puk Puk opuścili zabitą cenzurą wioskę i ruszyli w kierunku gór Shoutboxowych. Były to najwyższe, najdziksze i najniebezpieczniejsze pasma górskie w całej Fanfiklandii. Co jakiś czas słyszano tam o obsuwających się lawinach tekstu, spadających skałach i groźnych banach. Jednak według Puk Puka to właśnie tam znajdowała się księga bez tytułu.

- Większość ludzi - mówił chochlik. - Uważa, że księga bez tytułu znajduje się na Północy naszej krainy i ma rację. Jednak nie wiedzą, że w jej posiadaniu jest Mroczna Wyrocznia.

Po tych słowach małego Resu przeszedł zimny dreszcz. Zestawienie słów "mroczna" i "wyrocznia" wydawało mu się tak mroczne i "wyroczne", że wręcz przerażające.

- Skąd to wiesz? - zapytała nieufnie Sakura.

- Mój kuzyn, Stuk Puk, pracuje w wydawnictwie geograficznym - wyjaśnił. - Także informacje o wyroczni są z pierwszej ręki...

- Chwila! - podniosła głos, jakby przypomniawszy sobie o czymś. - A skąd wie, że Wyrocznia posiada księgę?

- No... - Puk Puk zaczął się denerwować. Nie lubił sytuacji, w których podważano jego wiedzę, tym bardziej, jeżeli w rzeczywistości takowej nie posiadał. - W końcu to wyrocznia. Wie wszystko i ma wszystko, a przynajmniej tak mi się wydaje.

- Czyli nie wiesz tego na pewno? Okłamałeś nas!

- A co miałem zrobić?! Ten szajbus z wioski - określił niemiłym słowem pana Moderatora. - Chciał mi zakleić usta taśmą! Jaki miałem wybór? Nawet jeśli Mroczna Wyrocznia nie posiada księgi to z pewnością wie, gdzie ona się znajduje.

W milczeniu dotarli na niewielkie wzniesienie, gdzie znajdowało się kilku grubych panów stukających kilofami.

- O, jej... - powiedział spocony, gruby pan. - Ale się zmęczyłem.

Trudno było mu się dziwić. Słońce prażyło, a on miał na sobie brązowy kombinezon, czarne kalosze i kask na głowie.

Spocony, grupy pan uderzył raz jeszcze kilofem w ziemię, po czym spojrzał w stronę grupki podróżnych. Już chciał coś powiedzieć, gdy uprzedził go Resu:

- Kim pan jest?

- Jestem archeologiem - odpowiedział pan archeolog.

- Czego szukacie?

- Odkopujemy stare tematy - powiedział pan archeolog pocąc się przy tym.

Jego grupa badawcza pracowała w ten sposób od świtu do nocy. Zajmowali się wykopywaniem prastarych postów i wiadomości, które powstały jeszcze w okresie ery mezozoicznej. Była to ciężka, a zarazem żmudna praca, ale mały Resu doskonale ją rozumiał. Z sentymentem wspominał odległe czasy sprzed opowiadania, kiedy to łowił spam na swoją wędkę.

- Bo widzi pan - mruknął chłopiec. - My szukamy Mrocznej Wyroczni.

Pan archeolog otarł pot z czoła i oznajmił odkrywczo (z resztą, jak na badacza przystało):

- To dobrze trafiliście, bo ponoć mieszka w górach Shoutboxowych.

Widząc jednak, że jego odpowiedź niespecjalnie ich usatysfakcjonowała, dodał szybko:

- Mogę nawet przydzielić kogoś z mojej ekipy badawczej do waszych poszukiwań.

- Naprawdę?

- Nie potrzebujemy jeszcze jednego nieprzydatnego darmozjada - sprzeciwiła się Sakura spoglądając na Puk Puka.

- Odezwała się najprzydatniejsza! - odburknął natychmiast.

- Oboje jesteście beznadziejni! - rozległo się nad głowami bohaterów.

Na niewielkiej półce skalnej stał młody mężczyzna. Trudno było stwierdzić, jak długo tam się znajdował i ile usłyszał z rozmowy bohaterów. Z pewnym siebie, bezczelnym uśmiechem zeskoczył z półki i stanął naprzeciw Sakury.

- To nasz student archeologii, John - przedstawił go pan archeolog. - Niestety nie widzę w nim talentu badawczego. Odkopywać starych tematów nie chce, pocić się nie chce, przytyć nie chce.

- Bo to nuda - skwitował szybko.

- Może pomógłby wam odnaleźć Mroczną Wyrocznię.

- Jak Sakura powiedziała - odparł złośliwie chochlik. - Nie trzeba nam więcej darmozjadów.

- Nic takiego nie powiedziałam! - wyparła się. - John będzie nam niezbędny w tej podróży - przyznała, nie mogąc oderwać od młodzieńca wzroku.

John ociekał trzema rzeczami: testosteronem, potem (takim przysłówkiem) i arogancją. Sakura widziała w nim maczo podbijającego kobiece serca swego rodzaju nieokrzesaniem, pod którym skrywała się wrażliwa natura. Oczywiście, ja jako autor wspomnę, że to czysta bzdura. John był zwyczajnym chamem i bucem. Na szczęście Sakura nie obiecywała sobie zbyt wiele po znajomości z Johnem: ślub, domek z ogródkiem, dwoje dzieci...

- W porządku - oznajmił władczo John. - Zaprowadzę was do Mrocznej Wyroczni. Góry Shoutboxowe są niebezpieczne, a więc: nie oddalać się, nie rozdzielać, wykonywać moje polecenia.

Resu, aż podrapał się po małej userowej główce. John narzucił wiele zasad i obawiał się, że może o jakiejś z nich zapomnieć. Dlatego pośpiesznie ruszył za swoimi towarzyszami.


Mroczna Wyrocznia mieszkała w małej chatce tuż za rogiem, do której, aby dojść wystarczyło przeskoczyć jeden akapit. John stanął przed drewnianymi drzwiami i zastukał. Po chwili otworzyła im gospodyni. Ku ich zdziwieniu wcale nie przypominała Mrocznej Wyroczni z ich wyobrażeń. Stała przed nimi szczupła i elegancka dwudziestokilkuletnia kobieta.

- John?! - podniosła głos Mroczna Wyrocznia.

- Ona naprawdę jest dobra! - zawołał podekscytowany Resu.

- Kasandra? - wymamrotał jej imię. - Ty jesteś Mroczną Wyrocznią?!

Dalsza rozmowa przeniosła się do chaty Mrocznej Wyroczni imieniem Kasandra.

- Znacie się?

- Pewnie!

- Przelotnie - mruknął John, nie chcąc hiperbolizować znajomości z kobietą.

- Przelotnie? - oburzyła się. - Byliśmy w związku.

- Kilka razy spaliśmy ze sobą! - bronił swego. - To nie był związek!

- Nie miałeś nawet odwagi zakończyć tego otwarcie. Gdy powiedziałam: "Słuchaj, John. Czas przenieść nasz związek na wyższy lewel. Zamieszkajmy razem". Ten skubaniec po prostu zwiał.

- Respekt, mistrzu - skomentował Puk Puk.

- Nie oddzwaniasz, nie piszesz. Teraz tak sobie przychodzisz i co? Myślisz, że ci przebaczę? - wrzeszczała.

- Nie mam za co przepraszać - prychnął.

- Nie? A tamta kelnerka, która siedziała ci na kolanach?!

- Ile mam ci powtarzać?! Rozlała mi kawę na spodnie i tylko wycierała!

- Zamknijcie się! - wrzasnęła Sakura. - Sprowadza nas ważna sprawa.

- Wiem, szukacie bez tytułu - westchnęła Kasandra. Jej głos wydawał się znacznie spokojniejszy. - Na całe szczęście jestem w posiadaniu tej książki.

- Skąd wiesz, że właśnie po to przyszliśmy? - zapytał podejrzliwie Puk Puk.

Wyrocznia przewróciła oczyma. Jednak to, co dla niej było oczywistym, dla Resu i spółki nie musiało takim być.

- Czytam opowiadanie o was od pierwszej strony - odparła, sięgając do niewielkiej komody. Wyjęła księgę bez tytułu, a następnie podała ją Resu.

Mieli ją! Nareszcie! Sakura nie posiadała się ze szczęścia. Podobnie Resu, który myślami znowu łowił spamy w rzeczce obok swojego domu.

- Tylko jedna zasada - Kasandra zgasiła ich optymizm. - Pod żadnym pozorem niewolno jej wam otwierać.

- Dlaczego? - spytał Puk Puk.

- Bo stanie się coś złego.

- Skąd wiesz?

- Bo czytałam też kolejne dwa rozdziały - wyjaśniła wyrocznia.

- Skoro nie możemy jej otworzyć - westchnęła nieco rozczarowana tym faktem Sakura. - Pozostaje nam wracać.

- To nie takie proste - przerwała Kasandra. - Wasza misja dopiero się zaczyna.

- Co masz na myśli?

- Tej księgi szuka również Imperator.

- Kim jest Imperator? - zapytał Resu.

- Nie słyszałeś o nim nigdy? - głos Johna brzmiał niezwykle poważnie.

Kasandra zrozumiała, że podróżnicy nie są tak naprawdę świadomi zagrożenia i tego, że będąc w posiadaniu księgi bez tytułu ściągają na siebie gniew potężnego Imperatora. Postanowiła opowiedzieć im wszystko od początku:

- Imperator to największy łotr w całej Fanfiklandii. Dąży do zniszczenia naszej krainy i co jakiś czas udaje mu się poszerzyć swoje wpływy. Niszczy fandomy, wciela nowych czytelników do swoich wojsk, a także mówi: "fanfick", zamiast: "fanfik".

W tym momencie bohaterowie zadrżeli z przerażenia. Jakim sukinsynem trzeba być, aby przekręcać słowo "fanfik"? Nie mogli dopuścić do tego, aby magiczna księga bez tytułu trafiła w łapska kogoś tak podłego.

- Nie zawsze tak było - przyznała wyrocznia. - To znaczy... - zawahała się, próbując ująć opowieść w ładne, a zarazem poetyckie słowa pasujące po atmosfery sceny. - Imperator nie zawsze był zły. Wcześniej nosił imię Admin i był najlojalniejszym podwładnym króla. Kiedyś jednak doszło do konfliktu pomiędzy nimi i król był zmuszony do zbanowania go - wyjaśniła, a po krótkiej pauzie kontynuowała: - Przez jakiś czas panował spokój, ale niedawno Admin powrócił pod nowym imieniem, Imperator. Co gorsza zbanowanie dało mu władzę nad trollami - zakończyła opowieść.

- Nie mamy czasu do stracenia! - odezwał się Resu i pierwszy raz nie brzmiał jak zwyczajny Resu, ale jak bohater z prawdziwego zdarzenia. - Musimy dostarczyć księgę bez tytułu królowi. Wracajmy!

- Nie możecie wrócić tą samą drogą - zakazała im Kasandra. - Imperator wysłał wojska nobów, aby zagrodziły wejście do miasta.

- To jak mamy się tam dostać?

- Na około - rzuciła. - Wojsko obstawiło tylko wejście do miasta. Tyły są niestrzeżone.

- Czyli... Wróg pilnuje jedynie bramy głównej? - zmarszczył brwi Puk Puk.

Kasandra przytaknęła.

- Imperator jest zły, ale to nie oznacza, że jest inteligentny - wyjaśniła, niszcząc tym samym stereotyp inteligentnego antagonisty.

- Coś mi się wydaje, że jednak nasza misja będzie łatwa - odetchnęła Sakura.

- Zachowajcie ostrożność. Dla Imperatora pracuje niejaki doktor Szaleństwo. Ponoć ten genialny naukowiec stworzył przerażającego potwora, który ma za zadanie zdobyć księgę bez tytułu.

- Bądźcie spokojni. Pomogę wam wrócić do miasta - obiecał John.

- To takie szlachetne z twojej strony, John-chan - podziękowała Sakura.

- Drobiazg - machnął ręką. - Nie mógłbym was zostawić bez pomocy.

- A może po prostu chcesz zostawić bez pomocy grupę archeologiczną? - zasugerował chochlik drukarski.

- Co za bzdura? - oburzyła się Sakura. - John zwyczajnie martwi się o powodzenie naszej misji, w przeciwieństwie do ciebie, szczurku!

I w ten oto sposób czwórka skłóconych bohaterów wyruszyła w niebezpieczną drogę powrotną.


Zamek Imperatora znajdował się od dupy strony. Jako narrator śpieszę z wytłumaczeniem, iż "Dupa" była gminą na południu Fanfiklandii, graniczącą z metropolią Archiwum. Głównie zamieszkiwaną przez trolle i noby. Nazwa gminy nie była wulgarnym słowem, jak tłumaczyli to jej mieszkańcy, a skrótem od "Dokładny Układ Powieści Antropomorficznej". Bądźmy jednak szczerzy. Nazwa "Dokładny Układ Powieści Antropomorficznej" nic nie mówiła niemądrym trollom i była wyłącznie pretekstem do bezkarnego używania skrótu "Dupa" bez konieczności cenzury.

- Gdzie mieszkasz? - pytał jeden troll drugiego.

- W dupie - odpowiadał drugi troll pierwszego.

Inaczej było z Imperatorem, który zaczynał mieć serdecznie dosyć życia w Dupie oraz swoich nierozgarniętych podwładnych. Dlatego, gdy tylko dowiedział się, że król wysłał parę gamoni na poszukiwania księgi bez tytułu zdecydował się obstawić wejście do miasta i tam zaczekać na bohaterów powracających ze zdobyczą. Dumny ze swego szatańskiego planu robił to, co zwykle w takich chwilach robią antagoniści: siedział na wielkim tronie i kontemplował swoje przyszłe zwycięstwo. Niepostrzeżenie na salę wszedł doktor Szaleństwo. Pokłonił się nisko i oczekiwał na rozkazy swego pana.

- Gdy zdobędę księgę bez tytułu zapanuję nad wszystkimi fanfickami w Fanfiklandii.

- Imperatorze - przerwał mu naukowiec. - A co jeżeli wysłannicy króla pójdą inną drogą?

- Jesteś pesymistą - zarzucił mu Imperator.

- Jestem realistą.

- Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu? - zapytał oschle władca.

Przemądrzałość doktora Szaleństwo irytowała go niezmiernie. Pomagierzy innych antagonistów, z którymi się przyjaźnił byli milczący, zabawni, albo brakowało im piątej klepki, zaś jemu akurat musiał przypaść pesymista lub realista (w zależności od punktu spojrzenia).

- Panie, chciałem ci zaprezentować mój najnowszy wynalazek - powiedział, otwierając szeroko drzwi do komnaty. - Przedstawiam ci najdoskonalszą maszynę zagłady, Mary Sue.

Do sali weszła trzynastoletnia dziewczyna. Miała długie, naturalne blond włosy, które opadały jej na plecy i ramiona, zielone oczy oraz drobny nosek. Nosiła jasnozieloną bluzkę z napisem: "Love me. Again", spodnie rurki i czerwone trampki. Jednak jej zalety nie kończyły się na niezwykłej urodzie. Mary Sue znała cztery języki obce, potrafiła grać na instrumentach dętych i walczyć z użyciem broni białej. Naukowiec trzymał ją w oszklonym pokoju, w którym dziewczyna codziennie wstawała i niczym mantrę odprawiała różnorakie czynności jak mycie zębów, czesanie włosów oraz schodzenie na śniadanie. Chociaż dla doktora była ostateczną bronią, ona sama uważała się za typową nastolatkę. Nie lubiła się wywyższać, bo nie czuła, że ma ku temu powody. Jej uroda nie była najważniejsza. Uważała, że jest piękna emocjonalnie, a nie fizycznie.

- W jaki sposób ta dziewczynka ma mi pomóc w zawładnięciu fanfickami?

- Zademonstruję - odparł chytrze naukowiec. - Mary Sue - zwrócił się w stronę swojego wynalazku. - Użyj ataku "Ciętą ripostą"!

Dziewczyna spojrzała na Imperatora i prychnęła z pogardą:

- Pomnóż się przez zero i zniknij.

Uwaga poszła władcy w pięty. Jej sarkastyczno-ironiczna riposta była niczym ostrze noża przechodzące przez miękkie masło. Nie potrafił obronić się przed jej wyniosłością i inteligencją.

- Genialne!

- Dziękuję, panie. Mary Sue zdobędzie dla nas księgę bez tytułu - zapewnił Imperatora. - Ona jest jak tykająca bomba. Im więcej interakcji z zewnątrz ją spotka, tym groźniejszy będzie jej poziom doskonałości. Gdy przekroczy pewną granicę zniszczy naszych wrogów - a następnie skierował się do swojego tworu:

- Ruszaj na misję i pamiętaj, Mary Sue, nie zdradzaj swojego imienia. Inaczej wrogowie szybko odkryją dla kogo pracujesz.

I tu, naturalnie, rodzą się pytania. Jak Resu i spółka mogliby skojarzyć Mary Sue z szalonym doktorem Szaleństwo? Wiązała się z tym bardzo smutna i mroczna historia... W czasach, gdy naukowiec był jeszcze młodym i zdolnym wierszokletą, założył niewielką osadę, w której zamieszkał z córką Buchają. Niestety, król (w dalszej części retrospekcji doktora nazywany "kretynem") dowiedziawszy się o istnieniu wspaniałej marysuistycznej wioski, wysłał piechotę morską. Wspaniały okręt wojenny o nazwie "Zatapialna Armata" zniszczył miasteczko i przeszedł do historii Fanfiklandii jako pogromca merysujek. Jedyną osobą, która uszła z życiem był doktor Szaleństwo. Pogrążony w swym szaleństwie zdecydował się połączyć siły z Imperatorem i wspólnie przejąć władzę nad Fanfiklandią.

Po tej smutnej i mrocznej historii, aż chciałoby się postawić wielokropek na znak, że ciąg dalszy nastąpi. Nie czynię tego w nadziei, że w ten sposób uda mi się wprowadzić do tekstu element nieprzewidywalności.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.