Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

C'est la vie

Scysja, topór i pierwsze wrażenie

Autor:SerielDrake
Serie:Sherlock (BBC)
Gatunki:Komedia, Kryminał, Przygodowe
Uwagi:Wulgaryzmy
Dodany:2015-08-28 08:00:19
Aktualizowany:2015-08-21 20:18:19


Poprzedni rozdział

W ciągu ostatniego tygodnia zabicie Sherlocka Holmesa było jednym z najczęstszych tematów przelatujących Johnowi przez głowę, oczywiście w przeróżnych wariacjach, ale zawsze kończyły się one totalną anihilacją detektywa. W tej chwili nie był jakoś specjalnie wybredny. Wystarczyłoby wyrwać mu pistolet i pociągnąć za spust. Watson był lekarzem wojskowym i doskonale wiedział, gdzie należy celować, by zgon nastąpił na miejscu. Dla osoby postronnej takie myśli wydałyby się okrutne, ale każdy, kto poznał Holmesa miał podobne przynajmniej raz dziennie.

Detektyw był postacią tak abstrakcyjną, że aż nierealną. Jak ktoś normalny, choćby pod jednym względem, mógłby wysadzić w powietrze ścianę, przy okazji niszcząc łazienką sąsiadki, gdy ta akurat się kąpie? Nikt, to pewne.

- Na Boga - wydusił z siebie Watson, gdy w końcu mógł wydusić z siebie cokolwiek. - Nic się pani nie stało? Proszę się nie martwić, jestem lekarzem.

Ręka z fioletowymi paznokciami poruszyła się i ściągnęła z głowy ofiary ekscentryzmu Sherlocka zasłonę kąpielową, ukazując wielkie czekoladowe oczy spod burzy krótkich, acz pokręconych i równie czekoladowych włosów.

- Słyszy mnie pani?

W odpowiedzi kobieta wrzasnęła i odepchnęła lekarza kopiąc go w brzuch. Sherlock próbował złapać współlokatora, przez co obaj wylądowali na pokrytej kurzem podłodze. Dziewczyna wykorzystała ich dezorientację i uciekła do pokoju.

- Nic ci nie jest, John?

Watson zacisnął pięści, by powstrzymać się przed złamaniem mu nosa. Leżąc na nim miał idealny kąt.

- To nie mnie powinieneś się o to pytać, tylko ją! Mogłeś ją zabić!

- Nie bądź śmieszny. Siła wybuchu była stanowczo za mała, by zrobić jej krzywdę. Chyba, że podczas odrzutu uderzyłaby się w skroń, ale prawdopodobieństwo…

- Nie obchodzi mnie żadne prawdopodobieństwo. Ona pozwie nas do sądu! Sam mam ochotę pozwać nas do sąd…!

Sherlock nie dał mu dokończyć. Zrzucił go z siebie i pchnął na posadzkę. Zrobił to w ostatniej chwili, bo miejsce, w którym przed chwilą był John, zajmował wyjątkowo wielki i groźnie wyglądający średniowieczny topór. Najważniejsze było jednak to, że wyglądał na nadzwyczaj ostry.

- Niech się pani uspokoi! - John próbował ją obłaskawić, ale ubrana w szlafrok kobieta wydała jedynie bojowy okrzyk i ponownie uniosła broń.

- Ja wam dam „uspokoić się", mordercy!

Mężczyźni poderwali się na równe nogi i uciekli. Musieli się rozdzielić. Sherlock wrócił do Baker Street dwieście dwadzieścia jeden b, a John pobiegł do mieszkania kobiety, która jednak udała się za detektywem. Gdy Watson zorientował się, że jest bezpieczny chciał zawrócić i pomóc przyjacielowi, ale stanął jak wryty, kiedy jego mózg zarejestrował otoczenie.

Na stoliku w salonie leżał odcięty ludzki czerep, stos kości i nadgnita wątroba. Myślał, że zwróci ciasto pani Hudson wprost na dywan. Odruch wymiotny powstrzymał widok reszty wyposażenia pokoju. Kompletne zidiocienie przegonił mu z głowy huk dobiegający z jego mieszkania.

Gdy zdyszany wpadł do swego salonu, o mało nie łamiąc wcześniej karku przeskakując przez dziurę w ścianie, stanął jak wryty, widząc tarzającą się po podłodze parę, próbującą wyszarpnąć sobie topór. Na szczęście zauważył leżący pod fotelem pistolet.

- Stać! - wrzasnął na całe gardło i dla lepszego efektu wycelował w nich broń. - Sherlock, puść panią. A pani niech puści topór. Właśnie tak, dziękuję.

Holmes poderwał się na równe nogi i otrzepał.

- Doskonałe wyczucie czasu, John.

- Zamknij się - warknął i wypuścił z ust powietrze, które nieświadomie wstrzymał. - Niech pani usiądzie i posłucha mnie. Mogę to wszystko wytłumaczyć.

Sophie posłusznie wdrapała się na stojący z boku fotel i podkuliła nogi pod brodę. Jeden z tych przestępców trzymał ją na muszce, lepiej było nie wykonywać gwałtownych ruchów. Co właściwie strzeliło jej do łba, aby gonić ich z toporem? Powinna zadzwonić po policję, kurwa mać, a nie próbować samosądu. A teraz co? Była zdana na łaskę dwóch mężczyzn, o których nic nie wiedziała nie licząc tego, że niespełna dwadzieścia cztery godziny po ich wprowadzeniu policja zrobiła na nich nalot antynarkotykowy, policja, w której mieli jakieś dziwne wtyki. Jeden z nich był szajbniętym skrzypkiem, który ją śledził i próbował włamać się do jej mieszkania… Tia… wszystko było wprost idealnie.

- Nie wiem, kim jesteście, ale…

- Ale ja wiem kim ty jesteś.

Kobieta uniosła brew widząc wzniesione do nieba oczy niższego mężczyzny, Johna, który twierdził, że jest lekarzem. Najwidoczniej przyznanie się bruneta do śledzenia jej nie przypadło mu do gustu.

- Sherlock, nie teraz.

- Przed trzydziestką, dwadzieścia osiem lat, amerykanka - zaczął lekceważąc polecenia współlokatora. - Dokładnie z Kalifornii, od dziewięciu miesięcy w Anglii. Przez większość życia dokuczano ci z powodu nadwagi. Młodsze rodzeństwo, sądzę że brat. Brak romantycznych zainteresowań, najprawdopodobniej przez uraz psychiczny po odejściu ojca, zatem wyemigrowałaś do Londynu za pracą. W Kalifornii nie ma pewnie dużego zapotrzebowania na domorosłych inżynierów. Znalazłaś jakąś, ale nie jesteś z niej zadowolona. Szef ma widocznie zbyt duże wymagania za wyjątkowo marne pieniądze.

- Co…?

Holmes nie dał jej dojść do słowa. Nie zważał też na protesty Johna, który zakrył dłońmi twarz, nie chcąc oglądać tego co nastąpi. Wiedział, że próba zatrzymania detektywa jest równa próbie zatrzymania rozpędzonej lokomotywy.

- Daj spokój, John, chcesz żebym znów się nudził? - pytanie było widocznie retoryczne, bo nie dał mu dojść do słowa. - Pytasz się skąd wiem, to proste. Po akcencie można poznać skąd pochodzisz, a po wyblakłej opaleniźnie jak długo przebywasz w Anglii. Wiek można wyczytać z budowy i postawy ciała, tak samo jak dawne kłopoty z nadwagą. Poza tym rozstępy w okolicy pośladków jasno wskazują na nagłą utratę wagi. Zapewne przez stres związany z przeprowadzką. Skąd wiem, że dokuczano ci w dzieciństwie? Gruby dzieciak zawsze jest obiektem żartów. Przeważnie chodzisz w zbyt dużych ubraniach, których nie zdążyłaś wymienić po zmianie rozmiaru. Jesteś praktyczna, na co wskazują krótkie włosy, choć długie dużo bardziej by ci pasowały. Nie przywiązujesz żadnej uwagi do swego wyglądu, co jest typowe dla kogoś, kto nie ma zamiaru wdawać się w żadne związki. Na spodzie zegarka leżącego na umywalce było wygrawerowane „Od mamy i Benniego". Starszy brat nie zdrobniłby swego imienia. Brak wzmianki o ojcu powiązany z niechęcią do związków pozwala przypuszczać, że zostawił was, gdy byłaś jeszcze mała. Worki pod oczami i blada cera wskazują na przepracowanie. Używasz taniego szamponu, ale kończący się krem jest bardzo drogi, zatem zarobki masz niższe niż te, do których przywykłaś. Przegapiłem coś?

Sophie nie zauważyła, że opadła jej szczęka. Jak ktoś mógł mówić tak szybko i nie poplątać sobie języka? To, że facet był dziwny nie podlegało nawet dyskusji, a ona w swym życiu spotkała już wielu dziwaków.

- Jesteś psychiczny - oznajmiła ze świętym przekonaniem, machając głową.

- A co najlepsze jesteś w błędzie - dodał z uśmiechem John. Chociaż raz mógł nadkruszyć wielkie ego detektywa.

- Jestem wysoko funkcjonalnym socjopatą - wytłumaczył się machinalnie i zwrócił do Watsona marszcząc brwi. - Jak to „w błędzie"?!

- Nasza sąsiadka…?

- Sophie - podpowiedziała dziewczyna mając do jasnowłosego mężczyzny dużo więcej sympatii niż do tego psychola, obojętnie jak go zdiagnozowali.

- Sophie - powtórzył z uśmiechem John. - Nie jest domorosłym inżynierem. Skończyła prestiżową uczelnię. I wątpię, by mało zarabiała.

- BBC płaci mniej niż dostawałam w Hollywood - wyjaśniła.

Holmes złapał się za włosy i pociągnął, wyrywając pokaźną ich kiść.

- Efekty specjalne - nie mógł uwierzyć. - Coś jeszcze miałem źle?

Dziewczyna wbiła się w oparcie chcąc znaleźć się jak najdalej od wariata, który pochylił się nad nią jak kat nad dobrą duszą i sapał jej na czoło.

- Kilka rzeczy - przyznała piskliwym głosem, analizując w głowie jego tyradę. Nachmurzyła się dokładnie myśląc co powiedział. - Nie jestem domorosłym inżynierem! Skończyłam M.A.A.S na M.I.T.

- M.A.A.S.? - zapytał John, ciekawy jaki kierunek krył się pod tak dziwnym skrótem. Co nie zmieniało faktu, że kobieta, którą prawie zabili skończyła jedną z najlepszych uczelni na świecie. Miał nadzieję, że nie pozwie ich. Inaczej mieli przesrane na całej linii.

- Media Art and Sciences - wyjaśniła. - Skoro wiecie o mnie wszystko, to może powiecie mi łaskawie kim wy jesteście?

- Co jeszcze miałem źle? - Sherlock pokazywał jej właśnie swój jednotorowy tok myślenie i nie ustępował o krok. Póki Watson nie odciągnął go i na siłę nie posadził na kanapie.

- Nazywam się John Watson, a to mój współlokator Sherlock Holmes. Jest kimś w rodzaju prywatnego detektywa.

- Jestem jedynym na świecie detektywem doradczym - sprostował brunet i próbował się poderwać, ale ręka Johna na jego ramieniu skutecznie mu przeszkodziła.

- Detektywem doradczym? - Sophie starała się zrozumieć w jaki dziwny wymiar wpadła, kiedy potknęła się w wannie i wpadła w króliczą jamę, która musiała kryć się w rurze ściekowej.

- Pomagam policji, kiedy nie dają sobie rady, czyli zawsze - mówiąc to wypiął pierś jak paw. - To ja wymyśliłem ten zawód.

Sophie pomasowała skroń. Miała stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

- Super… Tylko czemu detektyw socjopata najpierw mnie prześladuje, a potem chce wysadzić?

- Nudziło mi się - powiedział jakby to wyjaśniało wszystko. - I nie próbowałem cię wysadzić w powietrze. To był tylko drobny incydent w trakcie eksperymentu.

- Ten drobny incydent zniszczył mi łazienkę! - mózg tańczył w jej poobijanej czaszce kankana, przez co nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła wrzeszczeć. Chociaż pewnie gdyby zauważyła to i tak wrzeszczałaby dalej. - Co mam teraz zrobić? Kupić sobie kuwetę, a myć się w fontannie w parku?

- Zapewniam, że naprawimy wszystkie szkody - powiedział John. Uznał, że teraz to on powinien przejąć pałeczkę w rozmowie. Należało ją ugłaskać, a Sherlock nie potrafiłby ugłaskać nawet spasionego, leniwego kocura. Prędzej doprowadziłby go do załamania nerwowego i próby samobójczej. - Do tego czasu możesz korzystać z naszej łazienki.

- Co?! - krzyknęli jednocześnie.

- To najrozsądniejsze wyjście - próbował wytłumaczyć John.

- Chcesz wpuścić do naszej łazienki Amerykankę? - nie dowierzał Sherlock.

- Hej! Wiesz, że ta amerykanka cię słyszy? I co to ma w ogóle znaczyć, ty zakichany Angolu?

- Jesteście społeczeństwem pozbawionym jakiejkolwiek ogłady, kultury i zasad moralnych. Wprowadzacie tylko zamieszanie.

- To nie je wysadziłam cholerną ścianę!

- Wpuściłaś nam do domu stado myszy, używając przy tym dość marnego podstępu z kilkoma brakującymi sztukami.

- Bo się na mnie uwziąłeś! Z resztą mój podstęp nie był nawet w połowie tak marny jak twoja bomba. Dziecko zrobiłoby lepszą z klocków lego!

John usiadł i oparł brodę na ręku. A myślał, że jego życie nie może już stać się dziwniejsze. Widocznie mieszkając z Sherlockiem Holmesem można spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.