Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dźwięki we mgle

Rozdział II

Autor:Kandara
Serie:Naruto
Gatunki:Akcja, Dramat, Fikcja, Przygodowe, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2015-12-02 21:48:58
Aktualizowany:2015-12-02 21:48:58


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Herbata była jeszcze gorąca. Świadczył o tym delikatny, przeźroczysty obłok pary unoszącej się z kubków. Obok stały dwa niewielkie talerze z ledwo tylko tkniętą jajecznicą, której zapach wypełniał całą kuchnię, ale nikt już nie zwracał na to uwagi. Siedząca na piętach Noriko uporczywie wpatrywała się w blat niskiego stołu, na którym ustawiono ów posiłek i nerwowo miętosiła w palcach skrawek swojej turkusowej tuniki, a zwrócony do niej profilem Tenshi przyglądał się kobiecie ze swego rodzaju zmartwieniem i zainteresowaniem. Chodź domyślał się, o czym ona teraz myśli, to jednak nie dawał tego po sobie poznać. Tym czasem kobieta powoli podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się delikatnie.

- Tenshi - zaczęła cicho - Gdyś mógł wrócić do Ame to, co byś zrobił?

Poczuł się tak, jakby poraził go piorun. Owszem, spodziewał się podobnego pytania, ale tak szybko? Nie był na to przygotowany, nigdy się nad tym nie zastanawiał, z resztą po co? Nigdy nie przepadał za tamtym miejscem. Uświadomił to sobie w tej właśnie chwili, po tym jak usłyszał to jakże bezpośrednie pytanie...

- Czemu tak nagle o to pytasz? - W głosie mężczyzny brzmiało zdziwienie. - Nie, sądzę, że nigdy bym tam nie wrócił nawet gdym mógł... - Dokończył podchodząc powoli do szatynki i siadając tuż obok niej. - To mała wioska, która nie wiele mogła mi dać, właściwie to mnie ograniczała... - Złapał ją za rękę - Masz powód, żeby o to pytać?

- Nie, zapomnijmy o tym - ucięła Noriko aż nazbyt nerwowym tonem, ale mężczyzna ledwo zwrócił na to uwagę. Nie chciał jej naciskać, nie chciał, aby czuła się z jakiegoś powodu skrępowana. Rozluźnił uścisk, a kobieta ponownie wbiła wzrok w blat stołu. Czego właściwie oczekiwała zadając mu to pytanie? Przecież jasne, że jego odpowiedź, nic by nie zmieniła. To ona musi zdecydować, wrócić, czy nie? Podniosła kubek do ust i upiła kilka łyków. Zerknęła kątem oka na jajecznicę, lecz nie miała ochoty na jedzenie. Odstawiła kubek ze stukiem, poczym stanęła na prostych nogach i podeszła do okna. Tenshi przyglądając się jej w milczeniu, wolno jadł swoje śniadanie.

- Nori-chan?

- Tak? - Rzuciła na wpółprzytomnie, jakby właśnie przebudziła się ze snu.

- Wszystko w porządku? - Zapytał bez nacisku - Nic nie zjadłaś...

- Jak najlepszym... Tylko jestem troszkę zmęczona. Wczoraj nie mogłam zasnąć...

- Rozumiem. No cóż... - Chciał jeszcze cos dodać, ale raptem drzwi pomieszczenia otworzyły się, a do środka weszła trójka dzieci: dwóch chłopców i jedna dziewczynka, niższa o głowę od każdego ze swoich kolegów. Widząc ich kobieta odsunęła się od okna i ściągnęła gniewnie brwi.

- Miyuki?! Mam nadzieje, że wytłumaczysz przyczynę tego nalotu. - Zabrzmiało groźnie, nawet samej kunoichi ton, jakiego użyła wydał się zbyt ostry. A jednak, osoba, do której skierowana była owa wypowiedź, niska, szczupła dziewczynka, o łobuzerskiej twarzy ozdobionej parą dużych, fiołkowych oczu oraz długich, rudych włosach spiętych teraz w koński ogon na czubku głowy z pomocą żółtej kokardy, wcale nie wyglądała na speszoną.

- No skoro tak - zaczęła rezolutnie dziewczynka - to na początek chciałabym bardzo przeprosić za to, że przeszkadzamy, a następnie przypomnieć tobie sensei, o tym, co nam obiecałaś...

- Ach... - Noriko machnęła ręką. - To już tak późno? Dobrze, zaraz do was przyjdę...

Adepci kiwnęli głowami, poczym opuścili kuchnię.

****

Aikanawa Kosuke od dziesięciu lat pracujący jako barman w Inuyoku, jednej z najpodlejszych knajp w całej Kiri-Gakure uśmiechał się pod nosem. Dawno nie miał już takiego klienta, jak tamten, wysoki, dobrze zbudowany ciemnowłosy mężczyzna, ubrany w jednolity, szary skrój, którego dopełnienie stanowiła kamizelka shinobi, oraz widniejąca na czole, metalowa opaska z czterema skośnymi kreskami, symbolem Wioski Ukrytej Mgły. Prawda, że był to gość dość nietypowy, ninja z wioski, rzadko się tu zapędzali, a już na pewno, żaden nigdy nie przyszedł tu pić o tak wczesnej porze. Dla Kosuke nie miało to jednak większego znaczenia. Liczyło się tylko to, że gość po pierwsze jest tutaj, po drugie zamawia takie ilości sake, że w jednym dniu w kasie zostanie taki utarg, jaki zwykle zbiera się przez tydzień... Fakt, że jedyny obecnie klient robił do kieliszka minę zbitego psa, nie miał tu zupełnie żadnego znaczenia.

Tym czasem brunet wypijał duszkiem, kolejne, zamawiane przez siebie porcje alkoholu. Nie liczył ich, ani trochę nie obchodziło go to, że świat powolutku zaczyna wirować mu przed oczami, że język coraz bardziej mu się plącze, tak iż nie jest już w stanie poprawnie wyartykułować nawet jednego zdania... Chciał tylko zapomnieć, pozbyć się tych głupich, nie dających mu spać myśli. Zapomnieć o własnej nienawiści i bezczynności... O tym, że kiedy wreszcie spotkał morderczynię swojego brata, nic nie mógł jej zrobić i to po części z własnego wyboru. Dlatego właśnie nieustannie przeklinał w myśli samego siebie, miał przecież taką świetną okazję... Mógłby to zrobić i nikt by się nie dowiedział, ale zabicie niej oznaczało przeciwstawienie się rozkazowi, a tego zabraniał mu jego własny honor. A niech to cholera! Czemu on sam musi aż tak bardzo komplikować sobie życie? Bo chciał zachować lojalność wobec Piątego? Czy warto się tak męczyć tylko po to, aby zachować pewne ideały?

Ideały stanowiące jakby cześć jego samego, działające jak blokada, za każdym razem, gdy chciał przeciwstawić się przywódcy...

Ponownie skinął na barmana, a ten z wciąż przyklejonym do warg uśmiechem dolał mu trunku. Shinobi, już miał go wychylić drżącą ręką, gdy nagle poczuł, jak ktoś gwałtownie unieruchamia jego nadgarstek, a następnie wytrąca mu kieliszek z ręki. Oszołomimy zarówno alkoholem, jak i owym zdarzeniem, krewko poderwał się na nogi, ale niestety, nie był w stanie utrzymać się prosto, a wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego wzroku wydawało mu się nieostre, rozmyte... Mimo to spróbował zrobić krok do przodu i wtedy jego policzek przeszył piekący ból...

-Więc tak spędzasz przedpołudnie, Ogai? Wstyd mi za ciebie, naprawdę...


***


Zniecierpliwiona Miyuki machnęła trzymanym w ręku długim, drewnianym kijem. Minął już cały kwadrans, odkąd cała trójka zgodnie z poleceniem swojej sensei, opuściła kuchnię i teraz czekała na nią na dziedzińcu posiadłości. Jednak, tylko dziewczynka zdradzała oznaki zdenerwowania, obaj chłopcy siedzieli, bowiem spokojnie na wąskim, drewnianym podeście, otaczającym, obszerny plac pokryty uklepaną ziemią oraz gdzieniegdzie wyrastającymi z niej rzadkimi kępkami trawy. Jeden z chłopów, mogłoby się wydawać nieco starszy od pozostałych, brązowowłosy Yume o dużych, piwnych oczach, zgiął prawą nogę w taki sposób, aby móc oprzeć na niej rękę, która z kolei stała się oparciem dla piegowatego policzka. Pozostając przez jakiś czas w tej pozycji, przyglądał się poczynaniom rudej z pod lekko zmrużonych powiek. Inna reakcja nie wchodziła w grę, zbyt długo znał swoją koleżankę, aby chociaż żartem próbować ją uspokoić. Do dziś pamiętał, jak dokładnie trzy lata temu Miyuki pobiła go dotkliwie. Nie zważając przy tym nawet na łączącą ich braterską wieź. Tylko dlatego, że skrytykował jej zachowanie. Od tego czasu nikt, po za Noriko nie ośmielił się krytykować młodej Ashidy zwłaszcza, gdy miała pod ręką Bokken. Ta długa, drewniana tyczka stanowiła w drobnych rączkach Miyuki w iście morderczą broń. Nic w tym z resztą dziwnego, w końcu trenowała z owym orężem dosłownie przez pół swojego krótkiego życia. Chłopak poprawił ułożenie dłoni. Pamiętał, że kiedy zobaczył ją po raz pierwszy z tym długim kijem, nie mógł powstrzymać się od histerycznego śmiechu, szedł nawet o zakład, że ruda nigdy nie nauczy się poprawnie posługiwać tym czymś, jak wówczas nazwał ów oręż w myślach. Jego przekonania, co do słuszności tego twierdzenia, wrosły jeszcze, kiedy zobaczył pierwsze poczynania koleżanki. Mała Miyuki machała bronią na wszystkie strony, jak nie przymierzając cepem. W niej ruchach nie było ani odrobimy płynności, czy koordynacji. Zdarzało się nawet, że traciła równowagę i jak długa padała na ziemię. Wspominając to chłopak, mimowolnie się uśmiechał i tylko kręcił głową, patrząc na dziki taniec młodziutkiej kunoichi, czy raczej kandydatki do tego tytułu. Tym czasem dziewczynka wzięła kolejny szeroki zamach, a jej Bokkenu przecięło powietrze z świstem. Yume, obok którego został wykonany ten ruch, mógłby przysiąc, że poczuł lekki podmuch na policzku, ale broń nawet go nie dotknęła.

Miyuki zrobiła szybki wypad do przodu, pochylając się przy tym nisko i nakreślając tuż nad ziemią szerokie półkole przy pomocy swojego kija. Następny krok, powolne uniesienie broni i nagła blokada. Dopiero teraz dziewczyna otworzyła dotychczas zamknięte oczy i raptownie uniosła głowę. Przed nią stał niewysoki, czarnooki brunet ubrany w zgniłozielone haori* i hakamę w tym samym kolorze.

- Cześć Ankoku - Ruda uśmiechnęła się przymilnie cofając Bokken, którego drugi koniec na nowo stał się swobodny. - Skoro już mi przeszkodziłeś, to chyba wypadałoby przeprosić...

Chłopak tylko prychnął lekceważąco, a następnie oparł lewą dłoń o biodro.

- Chciałbym z tobą walczyć - powiedział cicho - tutaj i teraz.

Chociaż głos chłopca brzmiał bardzo poważnie, w oczach dziewczynki zapaliły się wesołe iskierki.

- Oczywiście, zgadzam się - mruknęła i zaatakowała bez ostrzeżenia, ale przeciwnik bez trudu sparował cios. Odskoczył po za zasiąg oręża panny Ashida. Ta ponownie rzuciła się w jego kierunku, biorąc równocześnie szeroki zamach z nad głowy. I tym razem trafiła w próżnię. Szybko rozejrzała się wokół, dostrzegła chłopaka kątem oka i natychmiast skierowała na niego kolejny cios. Bokken uderzył w ziemię, a jego właścicielka zachwiała się nagle, ale na szczęście, udało się jej przywrócić równowagę...

- Ciągle jesteś za wolna i taka przewidywalna - szepnął Ankoku tuż nad jej uchem. Gwałtownie wzruszyła ramionami. Odwróciła się w jego stronę, wyprowadzając jeszcze jeden atak. Jednak na niewiele się to zdało, bo Ankoku w odpowiednim czasie uskoczył w bok.

- Mówiłem, że jesteś za wolna - rzekł tonem kipiącym wręcz od pewności siebie - Szkoda, miałem nadzieje, że po nudnym treningu, przynajmniej troszkę się pobawię...

Miyuki nie zareagowała na jego słowa. Jej oczy zwędziły się, na czole pojawiła się zmarszczka oznaczająca skupienie. Twarz bruneta rozjaśniła się, jakby wewnątrz chłopaka zapalił ktoś stuwatową żarówkę:

- No wreszcie zaczęłaś myśleć... - Ucieszył się, uchylając się przed końcem Bokkenu, który właśnie świsnęło kilka nanometrów od jego głowy...

- Chyba się jednak zabawie - dokończył, zanim następne uderzenie dziewczyny, zmusiło go cofnięcia się o pół kroku. Mimo iż na początku tego nie chciał, to teraz jego dłoń powędrowała ku przytroczonej do uda kabury na shurikeny. Wydobył z niej kilka metalowych gwiazdek, ale nie zdarzył rzucić, bo w tym samym momencie powietrze przeszył ostry, kobiecy krzyk:

- Miyuki, Ankoku! Znowu zaczynacie?! Przestańcie natychmiast!!!

Podziałało. Chłopak odłożył shurikeny z powrotem na miejsce, dziewczyna oparła Bokken o ziemię. Oboje, lekko zawstydzeni patrzyli teraz na czubki swoich butów.

- Ile razy trzeba wam powtarzać, że pojedynki bez nadzoru są tutaj zabronione? Jesteśmy wyrzutkami, ale i tak musimy trzymać się pewnych zasad. Swoich zasad - pod czas całej tej przemowy, Noriko stała w lekkim rozkroku, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej oczy gniewnie lustrowały okolicę. Nie znosiła tak bezczelnej niesubordynacji, a poczynania tej dwójki nieraz doprowadzały ją na skraj wytrzymałości nerwowej. Podobne sparingi po między nimi zdarzały się przynajmniej raz na tydzień i żadne, prośby, groźby, ani nawet kary niedomagały. Ta para i tak zawsze zrobiła swoje, nawet, jeśli przyłapani na gorącym uczynku, solennie obiecywali, że zdarzyło się to po raz ostatni...

- A wy, co tu tak bezczynnie siedzicie?! - Szatynka nagle dostrzegła siedzących na ganku chłopców. - Czemu żeście tego nie przerwali?!

Pytanie retoryczne, ale Yume otworzył usta, aby opowiedzieć, jednak spokojny do tej pory, srebrnowłosy Nichihi powstrzymał go, zatykając mu usta dłonią.

- Przecież wiesz, że na nich nie ma mocnych - swobodny głos Tenshi'na natychmiast rozładował napięcie narosłe po między kobietą, a dziećmi. - Jeśli bardzo chcą się pobić, to i tak to zrobią...

- Ale myśmy się wcale nie bili - zaprotestowała energicznie Miyuki, podnosząc przy tym wzrok na mężczyznę.

- Ciebie, młoda damo, nikt o nic nie pytał - uciął Tenshi, a dziewczynka poczuła jak krew uderza jej do głowy. Nie jestem żadną damą! Chciała wykrzyknąć, lecz uznała, że w tej sytuacji najlepszym wyjściem będzie milczenie. Już i tak na pewno nie unikną kary...

Mężczyzna zrobił krok do przodu.

- Wami zajmiemy się później - rzucił parze młodych winowajców surowe spojrzenie, które jednak szybko złagodniało.

- Gdzie Hotatu i Hikaru? - Spytał swoim zwykłym, głębokim głosem.

- Panna świetlik w sadzie, ćwiczy coś, czego i tam nigdy się nie nauczy, a pana świetlistego nie widziałem od wczoraj - wygłosił bezczelnie Ankoku.

*

Ostry, zimny, a przy tym wyjątkowo twardy strumień wody gwałtownie uderzył go w twarz i korpus. Siła odrzutu sprawiła, że ku przerażeniu oglądającego całe zajście barmana, przeleciał przez salę i prawie wbił się plecami w ścianę, a następnie osunął się po niej na podłogę. Na szczęście, nie stracił przytomności, wręcz przeciwnie: jego ręka odruchowo powędrowała do jeszcze trochę piekących oczu. Przetarł je na wpół świadomym ruchem, poczym niezbyt pewnie dźwignął się na chwiejne nogi. Roztaczający się przed nim obraz nadal był odrobinę zamazany, niewyraźny, ale mimo to dostrzegł, że nowoprzybyła postać, stojąca teraz spokojnie przy barze, szykuje się do kolejnego ataku. Instynktownie odsunął się na bok, niestety nie dość szybko, poczuł więc jak po jego ciele spływa kolejna porcja lodowatego płynu i zaklął szpetnie pod adresem, tego kto zgotował mu ów prysznic. Miej-więcej w tym samym momencie, stwierdził, że wypity alkohol, nie ma już nad nim żadnej władzy. Dysząc ciężko, otrzepał się raptownie, tak jak robią to psy po kąpieli, rozglądając się przy tym po sali wściekłym wzrokiem. Przemoczone do cna ubranie kleiło się do ciała, mokre włosy opadały na czoło i przysłaniały oczy. Odrzucił je nerwowym ruchem, z jego nozdrzy głośno wydobywało się powietrze. Zdawało się, że zaraz rzuci się z pięściami na młodego jasnowłosego mężczyznę, spokojnie opierającego się o ladę, ale nic takiego się nie stało. Oto bowiem brunet prychnął raz jeszcze, po czym utkwił wciąż pełen złości wzrok we wspomnianym osobniku.

- Taro?! Co ty tu do cholery robisz?!

- To raczej moja kwestia - odparł beznamiętnie tamten - Co ty tu robisz Ogai-kun?

Nie opowiedział, zamiast tego rozejrzał się po sali i aż jęknął, widząc do czego doprowadził ją atak Taro. Podłogę pomieszczenia pokrywały teraz liczne mniejsze i większe kałuże, w kilku miejscach krople wody wciąż spływały ze ściany, a krzesła i stoliki, były nie tyle poprzewracane, co po prostu połamane... Wszędzie walały się kawałki szkła z rozbitych szyb popielniczek, kieliszków, oraz butelek. Nigdzie nie został nawet kawałek suchego miejsca.

- Chyba przesadziłeś - powiedział już całkowicie spokojnie patrząc przyjacielowi prosto w twarz. Tamten tylko wkruszył ramionami, następnie wydobył z kieszeni kurtki, w którą był ubrany niewielki, czarny portfel i ze spokojnym, może nawet nieco obojętnym wyrazem twarzy rzucił go barmanowi. Ten zaś mimo oszołomienia, złapał go w locie... Po czym ciągle jeszcze szeroko otwartymi oczami spojrzał w stronę jasnowłosego, tyle, że jego już dawno tam nie było...

- Cholerni Shinobi - mruknął zabierając się za wycieranie lady. - Stanowczo za dużo sobie pozwalają, jak babcię kocham... - dokończył, zupełnie zapominając o tym, że przecież nie ma już babci.


***


Zaułek, w którym znajdowała się Inuyoku, ciasna, brudna uliczka, po której szwendały się bezpańskie koty, usilnie poszukujące w śmietnikach czegoś do jedzenia, nie należała rzecz jasna do często uczęszczanych. To też jak tylko obaj mężczyźni znaleźli się na zewnątrz, Ogai, bez żadnego ostrzenia, szybkim sprawnym ruchem dłoni posłał Taro wprost na ścianę najbliższego budynku.

- Nie prosiłem cię, o to żebyś mnie niańczył! Doskonale radzę sobie sam! - Warknął wściekle, uwalniając wreszcie pokłady tłumionej w sobie złości. - Nie potrzebuje opieki, niczyjej, a zwłaszcza twojej!

- No właśnie widzę - Blondyn wydawał się być zupełnie niezrażony sposobem w jaki został potraktowany. - W porządku odbiłeś to sobie, więc teraz możemy pogadać normalnie.

Ogai tylko zacisnął pieści. Nie, nie miał mu absolutnie nic do powiedzenia, to co się z nim dzieje, to jego najbardziej osobista sprawa i z nikomu, ale to naprawdę nikomu nie zamierzał się zwierzać, nawet facetowi z którym przyjaźnił się od ładnych paru lat. Zacisnął dłoń w pieść, teraz gdy patrzył w pozornie zimne, zdawało by się pozbawione wyrazu oczy swojego przyjaciela, zdawało mu się że dostrzega w nich niewielkie, ale za to bardzo wyraźne iskierki czegoś, co bardzo przypominało współczucie. Z trudem powstrzymał kolejny wybuch gniewu, to takie poniżające, nie potrzebował litości, nie potrzebował żalu, a już na pewno nie od N I E G O. Nie od człowieka, którego zawsze podziwiał właśnie za nie okazywanie podobnych emocji, od kogoś, kto nigdy się nad nikim nie rozczulał, ale mimo to umiał każdego podnieść na duchu.

Dziś jednak, nawet on nie mógł mu pomóc. Przynajmniej do czasu, aż upora się z własnymi myślami. Myślami utrudniającymi mu normalne funkcjonowanie... Wcisnął głowę pomiędzy ramiona, powoli opuścił ręce. Nie chciał widzieć tych dziwnych, tak nie podobnych do Taro iskierek, czających się teraz w jego spojrzeniu, jednak, po mimo złości, nie miał też zamiaru z nim więcej walczyć. To przecież nic mu nie da.

-Dlaczego? - zapytał tylko, głosem świadczącym o odzyskiwanej równowadze.

-Piąty mi kazał. Uprzedził mnie, żebym miał na ciebie oko i widzę, że się nie pomylił.

Ogai powstrzymał przekleństwo. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego. Przecież nie był nic nie rozumiejącym małym dzieckiem, wymagającym specjalnego traktowania. Nawet jeśli nie mieściło się to w jego w jego rozumowaniu, umiał uznać racje przełożonych.


***


Łagodny wiatr poruszał źdźbłami traw, sprawiał, że okolicę wypełniał zapach dzikich róż, przenikał przez cieniutką asymetryczną tunikę z turkusowej bawełny, okrywającej ciało brązowowłosej kobiety. Noriko obojętnym gestem poprawiła jakiś niesforny, wciąż wpadający jej do oczu kosmyk włosów. Znów była sama, w miejscu, ułatwiającym jej skupienie. Przymknęła oczy, ułożyła ręce pod głową. Niepokój, dziwne uczucie braku, rozbudzone wczorajszego wieczora, dokładnie w tym samym miejscu, zmuszały jej umysł do intensywnej pracy. W jednej chwili to co wypracowała przez lata, przestało się tak naprawdę liczyć. Wrócić, czy zostać, żyć dalej jak do tej pory? Pytanie to wciąż obijało się o ściany jej mózgu, przyćmiewając sobą wszelkie inne sprawy. Argumenty, zarówno za, jak i przeciw, same cisnęły się na jej usta, same układały się w długie polemiki, które przemieniały się w wewnętrzne kłótnie, zupełnie, jakby skrywała w sobie dwie, zupełnie różne osoby. Z jednej strony miała dość podobnej egzystencji, życia bez żadnych widoków, chociażby na najbliższe dni, za to nieustanie pełnego obaw, o tych którzy stali się jej bliscy, z drugiej wcale nie miała gwarancji, że jeśli się zgodzi, pozostali pozostaną bezpieczni. I to ją powstrzymywało. Przecież tamten facet nie powiedział ani słowa o dzieciach, a nawet gdyby jakoś udało się przekonać Mizukage do tego, aby one z nią zostały, to co się stanie z Tenshi'm? Niewiarygodne, w jak krótkim czasie, ten człowiek stał się dla niej kimś wyjątkowym, o kim mogła myśleć... o kim chciała myśleć jak o człowieku, z którym mogłaby spędzić resztę swojego życia. Fakt ten bardzo ją niepokoił, sprawiał, że jeszcze intensywniej starała się skupić, na tym jakie korzyści, mógłby dać jej powrót. To przecież absurdalne, żeby uczucie do tego mężczyzny przyczyniło się do zmarnowania takiej szansy, przecież znali się od niedawna... Co więcej, gdyby nie ta mała, fioletowowłosa dziewczynka i błagające spojrzenie jej dużych, fiołkowych oczu, osobnik ów już dawno by nie żył, że też musiała dojrzeć wówczas te oczy... Odkąd pamiętała, miała słabość do małych dziewczynek o tym kolorze tęczówki. Kilka lat temu, to właśnie spojrzenie Miyuki, sprawiło, że przygarnęła trójkę dzieciaków, z nieistniejącej już wtedy Oto-Gakure. Nagle zmieniła pozycję na siedzącą. Fakt, że owo miejsce już nie istnieje, wciąż wywoływało w jej piersi nieprzyjemne ukłucie. Prawda, że nie była to miła osada, za którą się tęskni, ale przecież to tam mieszkała i trenowała po opuszczeniu Kiri. Co więcej była przekonana, że znacznie więcej zawdzięcza jej przywódcy, niż swojej rodzinnej wiosce. Pewna, że nikt jej nie widzi, zaczęła powoli ściągać materiał tuniki ze swojego lewego ramienia.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę - usłyszała tuż za swoimi plecami cichy, znajomy głos - Więc jednak coś się stało. Przy śniadaniu, nie powiedziałaś mi wszystkiego, prawda? - Zapytał siadając na wprost kobiety, pod czas gdy ona ponownie nakryła ramię niebieską tkaniną.

- Rano nie chciałem naciskać, ale potem odeszłaś zupełnie bez słowa... Myślisz o tym, o czym pytałaś mnie w kuchni, prawda?

- No co ty - Noriko starała się ukryć grające w niej emocje, - przecież to nie było na poważnie.

- A jednak coś się z tobą dzieje, jesteś inna.

- Nie znasz mnie. Za krótko się znamy.

- Mieszkamy razem, chyba nie zapomniałaś. Z resztą myślę, że zdążyłem cię poznać... Często zapadasz w zadumę, ale nigdy nie olewasz dzieci, a dzisiaj? Znikłaś jak tylko posłałem Ankoku i Miyuki do pokoi. Yume i Nichihi nie mogli zacząć nauki bez niej, czy jak?

- Przyszedłeś tu, żeby gadać takie banały?

- Myśl sobie co chcesz. Nie lubię czekać, na złe zakończenie. - Powiedziawszy to, powoli dźwignął się z trawy, wciągnął głęboko powietrze i już miał odejść, gdy zatrzymał go cichy, ledwo słyszalny szept:

- Proszę, zostań.

Posłuchał i przysiadł dokładnie w tym samym miejscu, a szatynka dyskretnie przybliżyła się do niego. To, co chciała w sobie stłumić, teraz jakby przejęło nad nią kontrolę, sprawiało, że chociaż sama dziwiła się swojemu zachowaniu, jej ręka błądziła po jego ramieniu, a następnie schodziła w dół i zaczynała szarpać wycięcie jego zgniłozielonej koszulki. Nie protestował, przeciwnie, pomógł dziewczynie ściągnąć z siebie ów rzecz i odrzucić ją na bok. Następnie, jego własne palce przesunęły się po ramionach Noriko, delikatnie zsuwając z nich osłaniającą je tkaninę. W owej chwili on także nie panował nad sobą, nie myślał. Zupełnie nie obchodziło go, to że jest środek dnia, tutaj i tak nikt nie mógł ich nakryć... Dotknął ustami skóry kobiety, na co ona tylko uśmiechnęła się kącikiem ust. Całe napięcie uciekło w jednej chwili zapomniała, że jeszcze kilka minut temu, pragnęła za wszelką cenę stłumić to bezsensowne uczucie, które jednak teraz opanowało ją bez reszty.


***

Siedziała po turecku, z dłońmi na kolanach i z przymkniętymi oczami, powtarzała w kółku jedno zdanie. Za każdym zaś powtórzeniem, zapadała w coraz głębszy trans, wszelkie emocje, jeszcze niedawno rozsadzające pierś dziewczynki, nagle się ulotniły. Nawet złość, czy raczej wściekłość, na tego, kto zamknął ją w tym pomieszczeniu, znikły w jednej chwili. Myśli rudej przestały płynąć, wszystko wokół, to jest sufit na którym zawieszono prowizoryczną lampkę, podłoga wyłożona zniszczonymi tatami, wbudowana w ścianę szafa, przestały dla niej istnieć.

On Mani Hatsu Mei Un

Monotonny szept wypełniał pomieszczenie, przyczyniając się do jeszcze większego rozluźniania wypowiadającej go osoby. Niespodziewanie, do dźwięków składających się na wypowiadaną przez dziewczynkę mantrę, dołączył odgłos stukania, a mówiąc śmielej uderzania palcem w powierzchnię drewnianych drzwi. Stukanie powtórzyło się, dotarło do świadomości dziewczynki, burząc tym samym całą jej koncentrację. Z nieco kwaśną miną zaprzestała modłów i nie zmieniając pozycji, krzyknęła standardowe w owej sytuacji pytanie: „Kto tam?”, chociaż w jej głowie brzmiało ono znacznie bardziej wulgarnie i dosadnie.

- Miyuki-chan? Poćwiczysz ze mną? - Odpowiedział jej głos, właśnie wsuwającego się do pomieszczenia Yume.

- Tenshi-san zabronił mi opuszczać pokój. - Odparła odwracając się w stronę szatyna - Zapomnij, nie zamierzam narażać się dwa razy w tym samym dniu.

- Ale ani jego, ani Noriko-sensei, tutaj nie ma i coś mi się zdaje, że nieprędko wrócą - Chłopak uśmiechnął się sztucznie. - To jak idziemy?

Entuzjastycznie kiwnęła głową, gdy podnosiła się z podłogi. Co prawda teoretycznie pogodziła się z faktem, że spędzi w tym pokoju najbliższy tydzień, ale jeśli nadarzała się okazja opuszczenia go, chociażby na chwilę przed końcem wyroku to należały ją wykorzystać...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.