Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Płomień w ciemności

Rozdział 6

Autor:Kh2083
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Horror, Mroczne
Uwagi:Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-12-05 19:04:53
Aktualizowany:2016-12-05 19:04:53


Poprzedni rozdział

Rozdział 6

Złotowłosa kobieta stała w centrum żywego kręgu utworzonego przez dziwne postacie, rodem z jakiejś upiornej, cyrkowej bandy dziwolągów. Kolorowo ubrane osoby poruszały się rytmicznie dookoła swej władczyni recytując rymowankę, jedyne wspomnienie z dzieciństwa Mei, które nie zostało zaślepione przez nieracjonalną nienawiść do dwóch przyjaciół, podsycaną przez kuszenie wielowiekowego zła. Kobieta przeczuła, że znienawidzeni przez nią ludzie odkryli jej sekret i zbliżali się do jej królestwa z zamiarem jej ponownego zniszczenia. Ktoś obcy szedł razem z nimi, ktoś kogo ona osobiście nie znała, ale nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Była pewna, że nie będzie dla niej żadnym zagrożeniem. Lampy na atrakcjach w wesołym miasteczku świeciły różnokolorowymi światłami, karuzele obracały się, a po alejach spacerowały widmowe sylwetki gości, dzieci i dorosłych, otoczone przez dźwięki śmiechu i rozmów, powtarzane jakby były odtwarzane z ukrytych gdzieś magnetofonów. Mei pragnęła, aby miejsce jak najbardziej przypomniało lunapark, który odwiedzała kilka godzin przez tym jak ogień zniszczył jej ciało.

- Przyjaciele, dziękuję wam za to, że byliście ze mną przez ten cały czas. Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiliście. Już nigdy więcej nie stworzę wam żadnego nowego towarzysza, ponieważ moi wrogowie odebrali mi miejsce, które dawało mi moc stwórczą... teraz moi wrogowie idą tutaj i chcą mi wszystko zabrać! Ten przepiękny park, was, moi przyjaciele... nawet to piękne ciało.

Wszyscy zgromadzeni słuchali kobiety z uwagą. Pomimo tego, że każdy z nich był tylko fragmentem umysłu małej dziewczynki albo wspomnieniem kogoś kto stracił życie w zupełnie innym miejscu wiele wieków temu, każdy posiadał szczątkową samoświadomość zapewniającą mu rozumienie słów innych i spełnianie bardziej lub mniej złożonych poleceń.

- Jesteście moją ostatnią linią obrony, moi przyjaciele! Dlatego proszę was o ostatnią przysługę... powstrzymajcie moich wrogów, nawet za cenę własnego życia!

Żadnemu z cyrkowców nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wszyscy rozproszyli się po okolicy, kierując do lasu, w miejsca wskazane przez złotowłosą kobietę. Wielka jak góra dama toczyła się w towarzystwie dwóch wiecznie uśmiechniętych pajaców, a dwugłowy pies ciągnął na smyczy swoją panią, kobietę o trzech nogach. Karzełki o ogolonych głowach uzbroiły się w sztylety i wkrótce zniknęły w zaroślach otaczających przerdzewiałe ogrodzenie parku rozrywki. Mei została sama na środku własnego królestwa.

W tym samym czasie Rei, Masanori i Arthur szli przez ścieżkę zarośniętą z obu stron przez trawy i krzewy o kolczastych gałęziach. Muzyka parku dochodziła do nich gdzieś z oddali, stłumiona przez liście i pagórki terenu rozciągającego się dookoła.

- Jak na razie nic się nie dzieje. - Masanori powiedział ciesząc się, że nie natknął się na żadną sytuację, która przypomniałaby mu o jego koszmarach z ostatnich lat.

- Może zamknięcie bramy wystarczyło? Może została pokonana? - spytał.

- Ja nie jestem takim optymistą. Widziałem już wiele podobnych do niej i uwierz mi, oni nie rezygnują tak łatwo. - Łysy popsuł mu humor swoim pesymizmem.

- Arthur ma rację. Wyczuwam ją... a raczej tego człowieka, który stał się demonem. Wyczuwam żyjącą w nim cząstkę żywego płomienia. Jest zupełnie inny niż ten, który mam w sobie, odrzuca mnie nawet z tak dużej odległości.

- Rei, pamiętaj o tym, że ona... on jest bardzo potężna nawet teraz gdy nie czerpie mocy z tunelu czasoprzestrzennego. I ponadto teraz, kiedy odzyskałaś pamięć, ona może wykorzystać to na swoją korzyść. Może spróbować cię oszukać, wzbudzić litość... nie może nabrać się na żaden trik.

- Nie zamierzam. Nie jestem już naiwną nastolatką.

- Rei, czy coś się zmieniło odkąd wróciłaś z przeszłości? Chodzi mi o twoją zdolność kontrolowania płomienia.

- Nie. Jest tak samo jak przedtem. Czuję się pełniejsza i silniejsza. Jestem pewna, że mogę wytwarzać płomienie nawet nie będąc zamienioną. Już chyba tak zostanie na zawsze. W mojej głowie pojawiają się wizje zaklęć o których nie miałam wcześniej zielonego pojęcia.

- To świetnie. Musisz być w pełnej gotowości bojowej.

- Widziałem Rei w akcji, więc się o nią nie martwię... - Masanori dołączył do rozmowy.

- Ale w jaki sposób ty chcesz walczyć? Znasz jakieś triki? - spytał podchodząc do łysego mężczyzny.

- Tylko ten jeden, który trzymam w dłoni. - Dale odparł pokazując swój pistolet.

- Ach tak... już go poznałem. Ostatni raz gdy go widziałem, jego lufa była przyłożona do mojej głowy.

- Zasłużyłeś sobie na to.

- Całe szczęście, że ja tego nie pamiętam. - dziewczyna wtrąciła po krótkiej chwili.

- Przeciwko komu chcesz go użyć? Ja próbowałem uwolnić się od niej w taki sposób, pożyczyłem broń od kolegi i poczekałem aż ona pojawi się ze swym orszakiem. Przekonałem się, że jest odporna na kule, przecież ona jest już martwa. - Masanori podzielił się znanymi mu faktami.

- Zwykła broń jej nie zrani, masz rację, ale ten pistolet ma niezwykłe pociski w magazynku. Każdy z nich ma wygrawerowane specjalne zaklęcie, niszczące wszelkie przejawy sił demonicznych. Myślę, że jeden strzał wystarczy, aby przerwać kontrolę demona i zniszczyć jej nie-umarłe ciało.

- Dlaczego ja nie miałem tego, gdy ona dręczyła mnie każdej nocy? - chłopak zapytał retorycznie.

- Cicho! Coś się zbliża! - oznajmił łysy. Jakieś kształty mignęły w ciemnościach zarośli. Rei zamknęła oczy, a diadem na jej czole zalśnił szkarłatnym blaskiem. Obok dziewczyny pojawiła się kula, która niczym lampa rozświetliła całą okolicę. W krzakach można była zauważyć niskie sylwetki karzełków ze sztyletami w dłoniach. Jeden z nich niebezpiecznie zbliżył się za plecy Masanoriego.

- Rei! - krzyknął chłopak. Czarnowłosa wojowniczka kopnęła twarz napastnika obcasem buta. Łowca demonów powalił dwóch kolejnych liliputów, skutecznie ich rozbrajając. Karzełki bardzo szybko wstały z twardej ziemi i zniknęły w mroku zabierając ze sobą kolegę nieprzytomnego od kopniaka dziewczyny.

- Szybko się uczysz, Rei. Szkoda marnować energię magiczną na takie coś. - powiedział Arthur uśmiechając się.

- Na takie coś chyba opłaca się zmarnować, nie? - Masanori odezwał się wskazując na zbliżającą się potężną kobietę, wielkiego siłacza o twarzy zarośniętej brodą i kilku przerażająco śmiejących się klaunów.

- Ta tłusta baba denerwowała od początku mnie. - powiedział łysy kierując pistolet na wielkie babsko.

- Czy jesteś pewien, że to nie są prawdziwi ludzie? - spytała Rei.

- Tak, przecież sama byłaś świadkiem narodzin demona i jego grupy. - odparł Arthur.

- Chciałam to usłyszeć od kogoś jeszcze raz. - dziewczyna odpowiedziała, a w jej dłoniach pojawił się płonący łuk.

- Mars Flame Sniper! - krzyknęła, a ognista strzała pojawiła się na płonącym łuku i niezwykle szybko pomknęła w stronę pajaców cyrkowych. Jeden z nich został przeszyty na wylot. Zatoczył się i z przerażającym wrzaskiem przechodzącym w bezsensowny śmiech, zamienił w kupę popiołu. W tym samym czasie Arthur Dale strzelił drugiemu z cyrkowców w głowę. Klaun, podobnie jak jego kolega kilka chwil wcześniej, rozsypał się niczym wielka góra usypana z piasku, niszczona przez nadmorski wiatr.

- Cholera, czuję się teraz zupełnie niepotrzebny. - Masanori oznajmił patrząc na dzieło zniszczenia jego towarzyszy.

- Huaaa! - gruba baba wrzasnęła z przerażeniem, nieporadnie odwracając się. Była gotowa do ucieczki, bo jej prosty umysł potrafił przewidzieć wynik starcia z potężniejszymi przeciwnikami.

- Wynoś się stąd i powiedz swoim upiornym znajomym, że jeśli chcą przeżyć, to niech lepiej zejdą nam z drogi! - Rei odezwała się do kobiety próbującej nabrać prędkości i znaleźć się jak najdalej od tych, którzy tak bardzo ją przerazili.

- Coś za łatwo nam poszło. - Masanori odezwał się, gdy tylko tłuste dupsko kobiety schowało się za krzakami.

- Oni nie są tak straszni jak nam się wszystkim na początku wydawało. Mei i ten, który ją kontroluje dali im zbyt wiele cech ludzkich, w tym tchórzostwo. - odparła Rei.

- Nie cieszyłbym się przedwcześnie. - dodał łowca demonów. Cała trójka ruszyła w dalszą drogę. Szli wzdłuż ścieżki zarośniętej przez trawę i chwasty, a kula ognia generowana przez zdolności czarnowłosej dziewczyny rozświetlała ich trasę. Wkrótce ścieżka ustąpiła polanie, a oczom wszystkich ukazały się światła wesołego miasteczka. Rei stanęła milczącą na skraju urwiska z którego rozpościerał się widok na panoramę opuszczonego lunaparku słuchając muzyki powtarzającej się w kółko jak ze zdartej płyty gramofonowej, a w jej oczach odbijały się różnokolorowe neony nieistniejących świateł. Dziewczyna przypomniała sobie nowo odzyskane wspomnienia: ciepły letni dzień, spotkanie na rynku i spacer do wesołego miasteczka, zabawę razem z Mei i Masanorim. Po chwili przypomniała sobie także wydarzenia ostatnich dni: upiorną procesję dziwaków cyrkowych, złe samopoczucie, gorączkę i ból w każdej części ciała, szaleństwo, które wdarło się do jej umysłu wraz z szeptami dziecięcych ust i tańcem cyrkowych pajaców. Zamknęła oczy i mocno zacisnęła pięści. Tymczasem, łysy podszedł do Masanoriego.

- Upiorne miejsce. - oznajmił patrząc na widmowy roller coaster.

- Tak, przez te wszystkie lata było w moim umyśle i doprowadzało mnie do szaleństwa.

- Dlatego dzisiaj musimy zniszczyć ten lunapark. - dodała dziewczyna.

- I lepiej bierzmy się do roboty. - zakończyła. Kiedy zrobiła kilka kroków ścieżką prowadzącą na dół, do bram lunaparku, zauważyła że oczekiwał tam na nią komitet powitalny. Wielki siłacz, trzynoga tancerka, karzełki, kilku akrobatów i połykaczy ognia, a w oddali tłusta kobieta z męskim zarostem, oczekiwali napastników broniąc wejścia do miejsca własnego stworzenia.

- Czy oni naprawdę nie potrafią uczyć się na błędach? - Rei spytała zdenerwowana pojawieniem się kolejnej przeszkody.

- Nie są w stanie przeciwstawić się woli, która powołała ich do życia. Bardzo się boją o to co się z nimi stanie, bo rozumieją otaczający ich świat, ale bez własnej woli mogą być jedynie narzędziem szalonej inteligencji rządzącej tym miejscem. - łysy podzielił się swoimi przemyśleniami.

- Mam już tego wszystkiego serdecznie dosyć! - Dziewczyna nie kryła swojego zdenerwowania.

- Fire Soul! - krzyknęła tworząc w dłoniach kulę ognia. Płonący pocisk pomknął w stronę wielkiego siłacza, podpalając go jakby mężczyzna był oblany litrami benzyny. W kierunku Rei natychmiast poleciały sztylety rzucone przez niezwykle chudych mimów, połykaczy mieczy. Dale chciał zareagować, ale Sailor Mars była szybsza.

- Burning Mandala! - Rei rzuciła kolejne zaklęcie ofensywne, tym razem pod postacią wielu płonących obręczy pędzących z wielką prędkością na spotkanie z nożami. Udało jej się zniszczyć każdy z ostrych przedmiotów, a kolejna porcja ognistych okręgów zniszczyła sztuczne ciała ubranych na biało artystów upiornego cyrku.

- Fire Soul! Burning Mandala! Mars Flame Sniper! - Dziewczyna wpadła w swoisty trans bitewny, rzucając czar za czarem w zastępy dziwaków cyrkowych. Marsjańskie płomienie pochłonęły akrobatów, połykaczy płomieni, klaunów, trzynogą tancerkę i jej dziwacznego psa, karzełków o małych głowach ogolonych na łyso i wiele innych barwnych postaci, których tak bardzo obawiała się jeszcze nie tak dawno temu. Masanori i Arthur patrzyli z niepokojem na wyczyny dziewczyny, zastanawiając się czy im także nie grozi jakieś niebezpieczeństwo w pobliżu rozszalałego żywiołu kontrolowanego przez czarnowłosą wojowniczkę.

- Fire Soul Birds! - Rei użyła jednego z nowo nauczonych czarów, a nad jej głową pojawiły się dwa ogniste ptaki o oczach świecących niczym umierające gwiazdy. Płomienne kruki zatoczyły nad okolicą kilka kółek, aby po chwili obniżyć swój lot i ruszyć prosto na grubą kobietę. Oba uderzyły jednocześnie, wzniecając wybuch w kształcie wielkich, płonących skrzydeł.

- Rei, zaczynam się ciebie bać... kim ty jesteś? - powiedział Masanori, ale nie na tyle głośno aby dziewczyna mogła go usłyszeć.

- Wchodzimy do środka? - spytał łysy.

- Nie. Nie pokonaliśmy jeszcze wszystkich przeciwników. - oznajmiła dziewczyna.

- Jak to? - Arthur rozglądał się dookoła w poszukiwaniu wrogów o których wspomniała jego koleżanka.

- Popatrz przed siebie, Arthur. Te wszystkie światła, dźwięki, muzyka i śmiechy. Tego nie powinno tu być, to nienaturalne dzieło złej świadomości. Musimy zgasić te światła i przywrócić lunapark do takiego stanu w jakim powinien być po wielu latach opuszczenia i rozkładu.

- To trochę długo nam zajmie, nie sądzisz? - spytał Masanori.

- Nie. Nie długo. - Rei odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Podniosła ręce ponad głowę i zamknęła oczy. Diadem na jej czole po raz kolejny rozbłysnął blaskiem rubinu. Dziewczyna otworzyła oczy, które okazały się być zmienione, płonące żywym ogniem, zupełnie tak jakby pradawny płomień Marsa palący się poza granicami czasu i przestrzeni przejął kontrolę nad jej ciałem.

- Mars Flaming Storm! - Sailor Mars wypowiedziała swój najpotężniejszy jak dotychczas czar. Nad okolicą zebrały się czerwono-brunatne chmury, a po chwili zaczął z nich padać deszcz. Nie był to zwykły deszcz, ani ulewa czy nawet gradobicie, ale najprawdziwszy deszcz ognia, przywodzący na myśl dziesiątki meteorytów palących się w atmosferze. Ogniste kule spadały na park i niszczyły jego atrakcję jedna po drugiej. Światła na wszystkich miejscach zabaw i na wielkim roller coasterze zostały strawione przez płomienie i znikały niczym ciemniejące okna wielkiego wieżowca w którym ludzie kładą się spać po ciężkim dniu pracy. Karuzela z drewnianymi końmi trafiona kulą ognia roztrzaskała się w drobne strzępy, a jej muzyka zamilkła, podobnie jak śmiech widmowych dzieci. Kule spadały także na główny plac wesołego miasteczka, a Mei patrzyła z przerażeniem jak dzieło jej życia i narzędzie zemsty zostaje strawione przez ogień jej dawnej przyjaciółki i największego wroga. Jeden z wielkich płomieni, wyglądających z oddali jak słup ognia, spadł na pałac osobliwości, w którym wszystko zaczęło się wiele lat temu. Wypchane zmutowane zwierzęta, płody ludzkie z wosku w słojach z formaliną, zdjęcia dawnych dziwaków żyjących w cyrku, a także skrzynia, dzięki której Mei dostała drugie życia, wszystko znikało pod wpływem gorąca czarów odrodzonej Sailor Mars, która poznała swą prawdziwą potęgę. Rei opuściła ręce, upadając jednocześnie na kolana. Dale i Masanori szybko do niej podbiegli, nie pozwalając jej przewrócić się na ziemię. W tym samym czasie, deszcz ognia się skończył, a brunatne chmury rozwiały równie szybko i tajemniczo jak się pojawiły. Ogień pożerał każdy element scenerii lunaparku, jego blask rozświetlał całą okolicę nad którą powoli ustępowała noc i zaczynał się nowy dzień. Dziewczyna spojrzała milcząco na swych przyjaciół, a oni zauważyli z ulgą, że znów była sobą i jej oczy przybrały naturalny wygląd. Odepchnęła od siebie dłonie obu mężczyzn, próbując wstać i utrzymać się w pozycji wyprostowanej. Była osłabiona użyciem niezwykle potężnego zaklęcia, ale pomimo tego uparła się, aby nie zatrzymywać się, iść dalej w szalejące płomienie trawiące drewniane atrakcje zniszczonego lunaparku.

- Jesteś pewna, że dasz radę? Możemy się wycofać i wrócić tu kiedy odzyskasz siły... - łysy zaproponował obawiając się o zdrowie swojej przyjaciółki.

- Nie! - Rei odparła chłodno.

- Ona za ten czas też odzyska siły. Nie możemy na to pozwolić.

- A może ona już zginęła... po tym co zrobiłaś z tym miejscem... - Masanori powiedział patrząc na szalejące płomienie i wieżę widokową zawalającą się w oddali.

- Nie zginęła. I nabiera siły, aby zmierzyć się ze mną po raz ostatni. - Rei ruszyła przed siebie, używając magii, aby gasić płomienie palące się na jej drodze. Znalazła się na środku rozległego placu, dokładnie w tym samym centralnym miejscu w którym jeszcze nie tak dawno stała Mei otoczona przez korowód dziwacznych postaci z cyrku. Dziewczyna rozglądała się dookoła próbując wypatrzeć swą przeciwniczkę, ale ogień trawiący wszystko dookoła i gęsty dym palącego się drewna i starych farb i lakierów stanowił skuteczną zasłonę dla jej zmysłów. Miejsce wyglądało jakby przed chwilą stało się ofiarą zmasowanego bombardowania. Żar panujący dookoła oddziaływał na Rei. Jej oczy były załzawione, a dym drażnił jej drogi oddechowe. Pomimo wszystkich niedogodności dziewczyna nie ustawała w swoim poszukiwaniach. W pewnym momencie poczuła, że coś zbliżało się do niej z ogromną prędkością. Instynktownie uskoczyła na bo,k a duża kula złożona z płomieni i dziwnej czarnej smoły roztrzaskała się obok jej nogi obsypując ją parzącymi odłamkami. Mei wyłoniła się z kłębów dymu. Arthur Dale skierował na nią pistolet.

- Mam cię demonie. Tym razem mogę spojrzeć w twoje prawdziwe oczy, a nie w oczy jakiejś marionetki! - krzyknął. Złotowłosa kobieta popatrzyła na niego z pogardą.

- Nie mam czasu zajmować się takim insektem jak ty! - zasyczała przez zaciśnięte zęby. W jej dłoni uformowała się ognista kula, która wkrótce została wystrzelona w kierunku łysego. Pocisk wybuchł tuż przed jego ciałem, skutecznie go ogłuszając i parząc w odsłonięte części ciała. Artur przewrócił się na ziemię, a jego pistolet upadł obok w brudny piasek.

- Dale! - Rei odwróciła się w jego stronę. Przestraszyła się widząc nieruchome ciało mężczyzny, obawiała się najgorszego. To był jej błąd. Przeciwniczka wykorzystała jej chwilę nieuwagi, a w jej palcach uformowały się ogniste noże. Po chwili ich przeraźliwy świst zagłuszył wszystkie inne okoliczne odgłosy. Krew Rei ochlapała ziemię i pobliski budynek.

- Rei! - Masanori przestraszył się widząc czarnowłosą dziewczynę klęczącą przed demonem, trzymającą się za ramię po którym płynęła krew. Wkrótce cała rękawica Sailor Mars zrobiła się mokra i czerwona, a krew nie tylko kapała pod jej stopy, ale zaczęła lać się regularnym strumieniem. Mei patrzyła na zranioną wojowniczkę z chorą satysfakcją. Rei nie myślała zbyt długo, wiedziała że musiała ratować się każdym możliwym sposobem. Wytworzyła w dłoni ogromne ciepło, które skutecznie zatamowało krwotok. Ból jaki czuła był ogromny, ale pomimo tego dziewczyna nie okazała słabości przed swym przeciwnikiem.

- Dlaczego to robisz Mei? Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? - spytała.

- Chyba znasz na to odpowiedź Rei. Kim jesteś teraz, Rei po wielu latach? Masz własne życie, na pewno chodzisz na jakieś studia, masz pracę i przyjaciół. Masz wszystko to, co odebrałaś mi w jedną noc, w jedną krótką chwilę. - Mei wytworzyła falę ciepłą, która gwałtownie powaliła ognistą wojowniczkę. Rei podniosła się z brudnej ziemi, patrząc na dawną przyjaciółkę. Postanowiła wykorzystać ostatnią okazję, aby przemówić jej do rozsądku. Masanori stał przy łysym łowcy demonów. Przekonał się, że mężczyzna nie był martwy, a jedynie nieprzytomny. Spojrzał ze strachem na złotowłosą bohaterkę swych koszmarów, a także byłą koleżankę klęczącą u jej stóp. Rei wywołała burzę ognia, zniszczyła całe wesołe miasteczka, a pomimo tego uległa mocy demona. Jak potężny on był i czy była jakakolwiek szanse na jego pokonanie?

- Mei... to co stało się wtedy w wesołym miasteczku to nie moja wina... ani moja, ani Masanoriego, ani twoja... to był nieszczęśliwy wypadek. Wszyscy trzej staliśmy się ofiarami potęgi, która zabawiła się naszym kosztem... - Rei mówiła odwlekając walkę ze starą przyjaciółką.

- Jak śmiesz tak kłamać! Jak śmiesz mówić mi prosto w twarz, że też byłaś ofiarą! Ty nie spaliłaś się wtedy żywcem! Ty nie czułaś tego samego bólu! Uciekłaś stamtąd razem z tym cholernym tchórzem zostawiając mnie na pastwę żywiołu! Zabiłaś mnie!

- Mei, byłam wtedy dzieckiem... wszyscy byliśmy dziećmi... nie mogłam ci pomóc w żaden sposób, gdybym spróbowała, skończyłabym tak samo jak ty! Bałam się!

- Gdybyś nie pojawiła się w naszym mieście nie doszłoby do tego wszystkiego! To ty jesteś prawdziwym wybrykiem natury, dużo wstrętniejszym niż wszyscy moi przyjaciele, których zniszczyłaś! Gdyby nie twój ogień nadal bym żyła, miałabym życie i pracę i przyjaciół i ukochanego! Nie byłabym widmem nawiedzającym opuszczony park rozrywki, straszącym ludzi w parne letnie noce! Nie byłabym duchem zemsty, którego jedyną radością była myśl o tym, że kiedyś będzie mógł zniszczyć tych, którzy odebrali jej całe życie! - Mei podbiegła do Sailor Mars i uderzyła ją w twarz.

- A teraz zabrałaś mi nawet to... moich przyjaciół... moje królestwo... źródło mojej mocy...

- Wszystko to co mówisz jest prawdą... mój ogień przywołał demona, uwolnił go i uczynił zdolnego do opętania ciebie. Mój ogień zniszczył twoje ciało i wypełnił duszę nienawiścią zrodzoną przed wiekami... ale jeśli jest w tobie chociaż cząstka dawnej Mei, musisz wiedzieć, że nie zrobiłam tego specjalnie... byłam dzieckiem, nie wiedziałam, że jestem inna, niezwykła... nie wiedziałam jakiego rodzaju siłę mogę obudzić... nadal tego nie rozumiem, chociaż potrafię posługiwać się magicznymi płomieniami. W tym co się z tobą działo brały udział inne siły, jak na przykład tunel, który połączył przeszłość z przyszłością podczas rytuału zapoczątkowanego przez twoją babkę. To wszystko jest takie skomplikowane, trudno ocenić jednoznacznie co było skutkiem, a co przyczyną...

W tym samym czasie Masanori zbliżył się do pistoletu Arthura Dale. Kucnął przy nim i po chwili zastanowienia podniósł go idąc w kierunku dwóch kobiet.

- Może nie byłaś świadoma tego co się z tobą działo, ale nie zmienia to faktu, że zabiłaś mnie Rei, odebrałaś mi ciało i zmieniłaś duszę w coś potwornego, piekielnego... nienawidzę cię i zniszczę cię bez względu na wszystko. - Mei powiedziała ze złością. Sailor Mars wstała z ziemi i ignorując ból zbliżyła się do złotowłosego demona.

- Mei... obiecałam twojej babce, że dam ci zasłużony odpoczynek. Jestem tutaj tylko z tego powodu, jeśli mnie sprowokujesz, jestem gotowa zrobić wszystko, aby spełnić obietnicę nawet bez twojej zgody. Ale chciałabym, aby te ostatnie chwile pomogły nam znaleźć porozumienia i wybaczenie dawnych krzywd...

- Już dawno postanowiłam, że nie ma dla mnie innej drogi jak zemsta na was dwóch. Nie zmienię swojego zdania i nawet jeśli dzisiaj nie osiągnę swego celu to i tak kiedyś cię odnajdę i zabiję. Tak samo jak całą twoją rodzinę, jeśli masz kogokolwiek.

Ostatnie słowa Mei przekonały Rei o tym, że dziewczyna była za bardzo przesiąknięta bólem i nienawiścią, aby próbować rozmawiać z nią racjonalnie i osiągnąć jakiekolwiek porozumienie. Tylko rozwiązanie siłowe miało jakąkolwiek szansę na powodzenie.

- Dobrze. W takim razie spełnię obietnicę i odeślę cię na odpoczynek. - powiedziała zamykając oczy.

- Fire Soul - wyszeptała kierując na złotowłosą ogromną kulę ognia. Mei uśmiechnęła się zatrzymując wielki pocisk w powietrzu, tuż przed swoją twarzą. Rei ogromnie się zdziwiła. Instynktownie przygotowała się na obronę. Energia wyzwolona przez czar została zwrócona wprost na czarnowłosą wojowniczkę. Rei zdołała uskoczyć przed ogromnym wybuchem, ale fala gorąca dosięgła ją, pozbawiła równowagi i przewróciła w brudny piasek. Mei pochyliła się nad nią, chwyciła ją za włosy i z całych sił podniosła jej głowę.

- Teraz możesz zakosztować swojej własnej mocy. Możesz na własnej skórze poczuć jęzory ognia. Nie jesteś w stanie mnie pokonać, bo kontroluję każdy aspekt twojej magii, jestem na nią odporna. Twoja śmierć będzie równie bolesna jak moja przed laty... Spalę ci włosy, ręce, nogi... spalę ci gardło i płuca... będziesz cierpiała tak samo jak ja kiedyś...

- Zostaw ją! - wrzasnął Masanori kierując lufę pistoletu łowcy demonów na głowę kobiety. Mei zauważyła go, odepchnęła od siebie Sailor Mars i wolnym krokiem zbliżyła się do chłopaka.

- Zapomniałeś już, że kiedyś próbowałeś zrobić coś podobnego? Zapomniałeś, jak bardzo cię wtedy ukarałam? A może muszę ci o tym przypomnieć? - mówiła uśmiechając się złośliwie.

- Nie zbliżaj się do mnie... pożałujesz tego! - głos Masanoriego się załamywał, nie był w stanie ukryć swego zdenerwowania i przerażenia na widok kobiecego demona.

- Mam dla ciebie propozycję Masanori. Jeśli podejdziesz do Rei, i strzelisz jej w głowę, to przysięgam, że zostawię cię w spokoju. Już nigdy nie będę nachodzić cię w twoich snach i nawet pozwolę ci odejść z tego miejsca. Ta kobieta zniszczyła mnie, obróciła moje ciało w popiół, więc sprawiedliwe będzie, jeśli spotka ją podobny los z rąk innego przyjaciela z dzieciństwa.

Chłopak zawahał się, opuścił broń patrząc jednocześnie na Rei podnoszącą się z ziemi.

- Nie zranią mnie kule o czym się już kiedyś przekonałeś. Wiesz także, że zawsze dotrzymuję słowa. Obiecałam, że obrócę twoje życie w koszmar i tak się stało, prawda? Teraz obiecuję, że zostawię cię w spokoju. Proszę cię tylko o to, abyś przyłożył lufę do głowy tej morderczyni i nacisnął spust. Przecież to takie proste. Już raz zgodziłeś się zniszczyć ją w sposób pośredni przez dostarczenie stworzonego przeze mnie wirusa. Moja prośba nie różni się od tamtej.

Masanori powoli podniósł pistolet, kierując go na głowę czarnowłosej dziewczyny. Jego wzrok błądził dookoła, co chwilę spotykając się z oczami Rei albo szalonym wzrokiem Mei. Strach przed kobietą i wspomnienia kilku ostatnich lat sprawiały, że na poważnie rozważał spełnienie propozycji blondynki. W końcu zdecydował się działać. Podjął decyzję, aby raz na zawsze rozprawić się z demonami z przeszłości. Gwałtownie skierował broń na ciało Mei i wystrzelił. Kula na której były wygrawerowane magiczne inskrypcje trafiła w ramię kobiety, przebijając je na wylot. Mei była zszokowana, poczuła ogromny ból, którego nie mogła się spodziewać. Chwyciła się za ranę z której wypływała ognista krew.

- Jak to możliwe? - zapytała.

- Każdy pocisk tej broni jest chroniony przez zaklęcie. To nie jest zwykły pistolet. - odparł Masanori czując wyraźną ulgę, że łysy łowca demonów mówił prawdę o swoim pistolecie.

- Nie pozwolę ci... - Mei skierowała swą zdrową rękę na twarz chłopaka. Chciała zaatakować go tak samo jak Rei przez kilkoma minutami.

- Przepadnij wiedźmo... - powiedział Masanori strzelając po raz kolejny. Tym razem kula ugodziła blondynkę prosto w środek czoła. Kobieta bezgłośnie upadła na ziemię a wokół jej ciała zaczęła gromadzić się płonąca krew.

- Naprawdę to zrobiłem... to koniec... - chłopak mówił sam do siebie patrząc na ciepłą jeszcze lufę pistoletu łowcy demonów. Rei zbliżyła się do niego. Była zdziwiona tym co zrobił przed chwilą, jego odwagą i błyskawiczną decyzją.

- Wiele ryzykowałeś. Co byś zrobił gdyby okazała się na to odporna? Drugie rozwiązanie było dużo prostsze.

- Powiedziałem ci, że nie będę już więcej uciekał. - chłopak odparł chłodno i oddalił się w kierunku Arthura, który przez ten czas zdążył odzyskać przytomność. Oddał mu jego broń.

- To chyba twoja własność. - powiedział.

- Dobra robota. - odparł łowca.

- To już koniec. Chodźmy stąd zanim pożarem zainteresuje się ktoś z miasta. - dziewczyna także dołączyła do dwóch mężczyzn.

- Rei, musisz zrobić coś jeszcze. - poinformował Dale.

- Tak?

- Musisz zniszczyć jej ciało. Nie mamy pewności, czy się nie odrodzi jeśli zostawimy ją samą sobie.

- Nie chcę robić tego po raz drugi. - dziewczyna opuściła głowę.

- Musisz. Przecież obiecałaś, że pozwolisz Mei odpocząć na wieczność, prawda?

- Tak. - Rei odpowiedziała krótko po czym odwróciła się i wróciła do miejsca, gdzie leżały zwłoki Mei. Spojrzała na martwe oczy dziewczyny zastygłe w ogromnym zdziwieniu.

- Mei, przygotuj się na sen. Należy ci się po tylu latach życia w niekończącym się koszmarze. - wyszeptała. W jej oczach pojawiły się łzy.

- Teraz kiedy przypomniałam sobie to wszystko... na zawsze pozostaniesz w mojej pamięci jako złotowłosa przyjaciółka z dzieciństwa. Fire Soul... - Rei wytworzyła ogromną kulę ognia, która gwałtownie pochłonęła szczupłe ciało kobiety. Dziewczyna jeszcze przez kilka minut stała nad zwęglającymi się zwłokami dawnej, zapomnianej przyjaciółki. Arthur podszedł do niej, gdyż domyślał się, że niedługo w płonącym lunaparku mogą pojawić się ludzie z miasta.

- Rei, chodź. Nie mamy tutaj nic więcej do roboty. - powiedział dotykając ręki dziewczyny.

- Tak... chodźmy stąd. - odparła Rei ocierając łzy z oczu. Cała trójka wyszła z parku pozostawiając za sobą szalejący ogień, kłęby dymu i unoszące się wszędzie kawałki płonącej materii, która niegdyś należała do najbardziej wesołego miejsca w okolicy. Zwyciężyli demona w walce, ale ich triumf nie był dla nich powodem do radości. Nie rozmawiali ze sobą, niczego nie komentowali i nie oglądali się za siebie. Każdy z nich wiedział, że w walce byli zmuszeni do podjęcia bardzo trudnych decyzji, których konsekwencje miały ich dręczyć jeszcze przez wiele nadchodzących lat.

Nad ranem spadł ogromny deszcz, prawdziwa ulewa identyczna jak ta, która przywitała Rei gdy po raz pierwsze wysiadła z autobusu i udała się do hotelu, nie podejrzewając co miało ją spotkać w tamtym mieście. Strumienie wody zdusiły płomienie szalejące w wesołym miasteczku, skutecznie blokując je przed zaatakowaniem okolicznego lasu, a później domów miasteczka. Rei spędzała czas w swym pokoju hotelowym, pakując się i przygotowując do wyjazdu. Usiadła na kanapie zdejmując koszulę i zaczęła przyglądać się ranie na ręce. Blizna była brzydka, strup od krwi skrzepłej pod wpływem temperatury wyglądał paskudnie, a na skórze dookoła pojawiły się pęcherze od poparzenia. Dziewczyna zamknęła oczy. Westchnęła opierając się o kanapę.

- Nawet jak wyzdrowieje będzie paskudna blizna. - pomyślała.

- No cóż, muszę zapomnieć o krótkim rękawie. - dodała. Spojrzała w kierunku stolika na którym leżały rozrzucone zdjęcia, które dziewczyna zabrała z domu starszej kobiety. Wszystkie przedstawiały małą dziewczynkę o niebieskich oczach, a były zrobione na krótko przed śmiercią dziecka w lunaparku. W myślach dziewczyny pojawiła się twarz jej koleżanki z której promieniowała nienawiść podsycana przez pradawnego demona. Chwilę później obraz zniknął ustępując miejsca innemu, jeszcze bardziej przerażającemu widokowi umierającej Mei z której rany w głowie wypływała płonąca krew. Rei wiedziała, że ten obraz będzie jeszcze długo nawiedzał ją w koszmarnych snach. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Rei otwarła i zaprosiła do środka gościa, którym okazał się Arthur Knight.

- Trzymasz się jakoś po tym wszystkim? - zapytał. Rei poprawiła swoje włosy, opuściła wzrok tak aby uniknąć spojrzenia łysego.

- Jakoś się trzymam. Nawet dobrze jak na kogoś, kto zabił swoją dawną przyjaciółkę i to dwa razy.

- Rei, przecież wiesz, że to było jedyne wyjście. Gdybyś nie zniszczyła jej ciała, ona zregenerowała by się i kiedyś cię odnalazła. Oszczędzając ją tylko opóźniłabyś ostateczną konfrontację. Poza tym, zniszczyłaś tylko demona, twoja przyjaciółka umarła tylko raz, wtedy w parku gdy byłyście dziećmi.

- Wiem o tym. Ale próba wyjaśnienia sobie tego w sposób racjonalny wcale nie zmniejsza tego jak strasznie podle się czuję.

- Rozumiem cię Rei. Ale to dobry znak, że tak to odczuwasz. Gdyby stało się to dla ciebie obojętne, byłabyś zupełnie stracona. - Arthur zauważył zdjęcia Mei, które czarnowłosa dziewczyna zabrała z rozpadającego się domu jej babci.

- Jesteś pewna, że chcesz to zabrać? Będą ci ciągle przypominać o tym co się tutaj wydarzyło.

- I o to chodzi. Muszę pamiętać jak daleko się posunęłam.

- Nie narzucaj sobie zbyt ciężkiej pokuty. Nie doprowadzi cię to do niczego więcej niż psychicznego samounicestwienia.

- Wnioskuję, że przechodziłeś kiedyś przez coś takiego... inaczej nie miałbyś dla mnie tylu porad. - Dziewczyna usiadła na kanapie. Odwróciła głowę w kierunku okna, a łysy zrozumiał, że chciała zakończyć temat. Usiadł obok niej jednocześnie patrząc z uwagą na jej rękę.

- Paskudnie to wygląda. Jesteś pewna, że nie chcesz odwiedzić jakiegoś szpitala?

- Może to zrobię jak wrócę do Tokio, teraz chcę tylko jak najszybciej wydostać się z tego miejsca.

- Ale nie możemy zostawić ręki w takim stanie. Nawet jeśli nie dostaniesz żadnego zakażenia, to będzie to paskudnie wyglądać w przyszłości.

- Chcesz mnie zabrać do chirurga plastycznego? - Rei złapała się za ranę na ramieniu.

- Nie. Pamiętasz jak pytałaś mnie o moje zdolności?

- Co to ma do rzeczy?

- Nie powiedziałem ci całej prawdy. Mam jedną wrodzoną zdolność, która absolutnie nie nadaje się do ofensywnej walki, ale bardzo się przydaje gdy wszystko się kończy i opada kurz bitwy. - Łowca dotknął ramienia dziewczyny. Ona instynktownie wyrwała mu się i odsunęła od niego.

- Czego chcesz? - zapytała niezadowolona z jego zachowania.

- Zaufaj mi i nie ruszaj się. Oszukałem cię kiedyś? - spytał łysy. Rei rozluźniła się.

- Nie...

- Siedź spokojnie i zamknij oczy. - powiedział Dale po raz kolejny dotykając ramienia dziewczyny. Rei poczuła ciepło rozchodzące się po jej kończynie, promieniujące aż do tułowia i głowy. W pewnym momencie otworzyła oczy i odsunęła się od mężczyzny, bo ciepło zaczęło być nieprzyjemnie gorące. Spojrzała na ramię i ze zdumieniem stwierdziła, że jej rana, podobnie jak oparzenia całkowicie zniknęły.

- Jak?

- To jest moja prawdziwa zdolność. Potrafię leczyć rany. - odparł Dale uśmiechając się.

- Znowu mi pomogłeś... który to już raz? Dziękuję. - powiedziała dziewczyna.

- Właściwie to przyszedłem do ciebie w zupełnie innym celu. Zupełnie zapomniałem przez naszą małą rozmowę i sztuczkę z leczeniem rany. Przyniosłem ci zaproszenie.

- Zaproszenie? - Rei bardzo się zdziwiła.

- Do chłodnego lasu za kawiarnią. Dzisiaj, najlepiej za chwilę.

Rei myślała przez kilka sekund, po czym bardzo szybko zrozumiała o co chodziło.

- Masanori! Czy on nie potrafi zrozumieć, że nie chcę z nim rozmawiać? - Dziewczyna zdenerwowała się. Podeszła do okna i rozwarła je szeroko, bo na zewnątrz znów robiło się upalnie.

- Rei. On zrobił straszny błąd i jeszcze nie tak dawno temu sam miałem ochotę go zabić. Ale wszystko co zrobił po tym jak wyzdrowiałaś w opuszczonej fabryce, w czym nam pomógł... robił to by naprawić swój błąd. Czy nie uważasz, że powinnaś dać mu szansę? Pozwolić, aby się z tobą pożegnał jak przyjaciel z przyjacielem?

- Nic nie zmieni faktu, że próbował mnie zabić.

- Rei, nie pomyślałaś że spotkanie z nim może sprawić, że poczujesz się lepiej? On jest jedyną osobą, która przeżyła dokładnie to samo co ty. Był z tobą w wesołym miasteczku gdy wybuchł pożar, Mei nienawidziła go tak samo jak ciebie i próbowała zniszczyć jego życie. I to on był tym kto nacisnął spust i wpakował jedną z moich magicznych kul prosto w głowę Mei, prawda?

Rei odwróciła się do okna. Milcząco patrzyła na przesuwające się na niebie nieliczne chmury. Pragnęła jak najszybciej patrzeć na nocne niebo nad Tokio na którym nie widać już było żadnych gwiazd.

- Dobrze. - powiedziała nie odwracając się do mężczyzny.

- Pójdę tam i z nim porozmawiam. - odparła decydując się spełnić prośbę swego przyjaciela.

Kiedy Rei dotarła do lasu z górską rzeką ukrytego za kawiarnią było już południe, ale nie było gorąco gdyż chmury znów pojawiły się nad miasteczkiem. Dziewczyna szła ścieżką, otoczona przez przyjemną dla oczu zieleń oraz uspokajający szmer wody opływającej kamienie. Spostrzegła Masanoriego stojącego na brzegu strumienia, dokładnie w tym samym miejscu w którym ona sama zatrzymała się, gdy po raz pierwszy chłopak zaprosił ją do lasu. Zawahała się, czy odezwać się do niego, czy podejść bliżej, czy może odwrócić się i odejść jak najdalej z tamtego miejsca i już nigdy więcej do niego nie wracać. Masanori zauważył ją i poprosił aby do niego dołączyła.

- Jak twoje rany? - zapytał.

- Dobrze. Arthur Dale wyleczył je. Ma zdolności uzdrowicielskie albo coś podobnego.

- Ciekawe. Patrząc na niego można by pomyśleć, że jest zdolny tylko do niszczenia.

- Rei, rano poszedłem do lasu. Kręci się tam strasznie dużo ludzi. Policja, straż pożarna, pełno gapiów, wszyscy robią zdjęcia. Z tego co słyszałem park ma być całkowicie rozebrany, a cały jego teren zalesiony nowymi drzewami. Zwyciężyliśmy. Nie pozostanie ani jeden ślad po tym przeklętym miejscu.

- Pozostanie... - Dziewczyna przerwała mu, nie czekając na jego następną wypowiedź.

- W mojej pamięci. W pamięci nas wszystkich.

- Rei, dzięki tobie udało mi się zemścić za te wszystkie lata cierpienia. Zawsze będę o tym pamiętał. Dziękuję ci.

- Szkoda tylko, że najpierw spróbowałeś łatwiejszą drogę. - dziewczyna kucnęła. Włożyła dłonie do zimnego strumienia.

- O tym także będę zawsze pamiętał. - odparł chłopak rzucając do wody mały kamyk.

- Nie proszę cię o to byś mi wybaczyła, ale chcę abyś mnie zrozumiała.

- Ja już zrozumiałam. Przechodziłam przez psychiczne tortury tej kobiety, wiem co one oznaczały. Miałeś tego dość i kiedy nadarzyła się okazja skorzystałeś z niej. Zachowałeś się jak zwykły człowiek walczący o swoje przetrwanie i nigdy nie będę miała o to do ciebie pretensji. Pokazałeś do czego jesteś zdolny, aby się ratować i... co dla mnie najważniejsze, pokazałeś, że nie jesteś i nigdy nie byłeś moim przyjacielem. Przyszłam się z tobą dziś pożegnać, bo już nigdy nie wrócę do tego miejsca. Dziękuję za to, że pomogłeś mi zobaczyć moją przeszłość, dziękuję że uratowałeś mi życie tam w parku. Żegnaj. - Dziewczyna odpowiedziała szykując się do odejścia. Masanori po chwili milczenia kontynuował rozmowę.

- To znaczy, że nie ma już szansy na to abyśmy zostali przyjaciółmi?

- Nie, Masanori. Nie ma na to szansy. - Rei wróciła na ścieżkę, zostawiając chłopaka sam na sam ze swoimi myślami.

Rei i Arthur Dale Knight spotkali się po raz ostatni na stacji kolejowej w pobliskim mieście. Oboje byli gotowi do podróży i powrotu do codziennych czynności. Mieli do siebie wiele pytań, ale większość z nich miała na razie pozostać bez odpowiedzi.

- Dziękuję, że pomogłaś mi w moich łowach, Rei. - powiedział łysy.

- To ja powinnam dziękować. Przecież to ja wywołałam całe zamieszanie i cię w to wciągnęłam. Poza tym nie wiem co miałabym zrobić, żeby odwdzięczyć się za ratowanie mi tyłka. Trzy razy.

- Cztery razy, jeśli mamy być dokładni. W hotelu gdy po raz pierwszy zachorowałaś, w lunaparku, w opuszczonej fabryce, gdzie o mało nie umarłaś i na końcu w hotelu, gdzie wyleczyłem ci rękę.

- Dobrze. Przestańmy mówić o szczegółach. - dziewczyna uśmiechnęła się.

- Jak się czujesz? Czy zmieniło się coś od ostatniej nocy? - Dale zmienił temat.

- Pytasz o płomień? Nie, nadal jest tak samo. Strasznie dziwnie się czuję mogąc zrobić coś takiego... - dziewczyna pokazała dłoń nad którą unosiła się malutka ognista kula.

- Przyzwyczaisz się. Najważniejsze, że znalazłaś dawno zagubioną część dawnej siebie.

- Zastanawia mnie ile fragmentów tego ognia jest jeszcze na świecie. Demon pokazał mi obrazy z przeszłości. Jakiś inkwizytor z Europy posługiwał się ogniem do zabijania ludzi. Kto wie czy ktoś jeszcze nie robi czegoś podobnego do dzisiejszych czasów.

- Myślę, że jesteś teraz jedyną osobą, która może znaleźć odpowiedzi na te pytania. Jeśli chcesz możemy być w kontakcie. Znam ludzi, którzy wiedzą o największych tajemnicach.

- Tak, chciałabym dowiedzieć się jak najwięcej o tym ogniu. Kiedy pojawił się wewnątrz mnie, mam dziwną, niepohamowaną chęć szukania prawdy.

- Tylko pamiętaj, aby uważać na siebie. Ja wpakowałem się w różne kłopoty przez węszenie nie tam gdzie trzeba.

- O tym też chciałabym wiedzieć więcej.

- Rei, zaraz odjedzie twój pociąg. Powinnaś się pośpieszyć. - łysy wspomniał, pokazując na stojące nieopodal wagony.

- Do zobaczenia. - dziewczyna uśmiechnęła się i odchodząc pomachała na pożegnanie swojemu nowemu przyjacielowi. Po chwili wsiadła do jednego z wagonów. Arthur Dale Knight zabrał swoją torbę z bagażem i ruszył w sobie tylko znanym kierunku.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.