Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Dziecko Wiecznego Zmierzchu

Rozdział 2

Autor:Kh2083
Serie:X-Men, New X-Men
Gatunki:Akcja, Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2016-11-12 11:57:41
Aktualizowany:2016-11-12 11:57:41


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 2

Dzień po dramatycznych wydarzeniach, które spotkały parę młodych mutantów w parku rozrywki Emma Frost odebrała dziwny telefon od ojca Megan Gwynn. Mężczyzna nalegał, aby jego córka opuściła szkołę dla młodych mutantów pomimo tego, że rok wcześniej zabiegał wraz ze swoją żoną, aby się w niej znalazła. Emma wezwała do swojego gabinetu Megan oraz opiekunkę jej grupy Shan. Obie nauczycielki czekały na spóźniającą się na spotkanie uczennicę.

- Ona chyba zapomniała, że ma tutaj jakieś obowiązki. Zaraz złożę jej telepatyczną wizytę. - mówiła Emma Frost.

- Nie denerwuj się Emma, ona zawsze spóźnia się na zajęcia, ćwiczenia w Danger Room, to u niej normalne. Ale to dobra dziewczyna. - Shan powiedziała spokojnie.

- Widzę, że nie potrafisz wprowadzić dyscypliny wśród swoich podopiecznych. Może najwyższy czas, aby ktoś inny zajął się ich grupą? - Emma odparła złośliwie. Młoda Wietnamka przygotowała się, aby odeprzeć jej słowny atak, ale w tym samym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu. Do pomieszczenia weszli Megan i jej chłopak Mark. Emma zdziwiła się widząc młodego mutanta.

- Mark, co ty tu robisz? Nie wołałam cię. - zapytała.

- Sprawa dotyczy Megan i jest podobno pilna i ważna. Dlatego nie mogę teraz zostawić Megan samej. Nie po tym co wydarzyło się wczoraj. - oznajmił DJ.

- Proszę pozwolić mu zostać. - Pixie powiedziała podchodząc do biurka. Frost zamyśliła się spoglądając przez lekko uchylone okno.

- Dobrze. Usiądźcie już bo czas ucieka. - powiedziała stanowczo. Młodzi mutanci spełnili jej polecenie. Megan była bardzo niespokojna, cały czas miała w pamięci wczorajsze wydarzenie i była pewna, że spotkanie z Frost dotyczyło tamtej sprawy.

- Megan, twoi rodzice zabierają cię z naszej szkoły. Rozmawiałam z twoim ojcem. Powiedział mi, że chce abyś wróciła do Walii jeszcze w tym tygodniu. - nauczycielka oznajmiła spokojnie. Oczy Megan zrobiły się duże ze zdumienia. Wstała z krzesła.

- Jak to ?! - spytała. Mark dotknął jej ramienia przekazując jej niewerbalnym gestem, aby usiadła, uspokoiła się i poczekała z odpowiedzią dopóki nie dowie się wszystkiego.

- Powtarzam ci tylko to co usłyszałam od twoich rodziców Megan. - odparła Emma.

- Nie mogą mi tego zrobić! Jeszcze tyle się muszę tutaj nauczyć! - dziewczyna kontynuowała.

- Jeśli to prawda, to czemu nie zadzwonili do mnie wcześniej! Czemu mi o tym nie powiedzieli!? Ja chyba mam jakieś prawo, aby decydować o sobie! - dodała.

- Megan, nie wiem dlaczego dowiadujesz się o tym ode mnie, a nie od nich samych i nie potrafię zrozumieć ich intencji...

- Megan, pamiętaj o tym, że decyzja należy do twoich rodziców, szkoła nie może im się sprzeciwiać. - Shan wtrąciła się do rozmowy. Różowo-włosa dziewczyna zacisnęła pięści. W kącikach jej oczu pojawiły się łzy.

- To nie fair... - wyszeptała. Mark wstał z krzesła. Popatrzył Emmie Frost prosto w oczy.

- Dlaczego oni odezwali się dokładnie dzień po tym jak Megan została zaatakowana? Nie wydaje się to pani dziwne? - spytał ze złością rozbrzmiewającą w głosie.

- Czy to możliwie, że jakoś dowiedzieli się o tym co się wczoraj stało? - Pixie zapytała.

- Nie wiem Megan. - Shan odpowiedziała patrząc w stronę blondynki. Emma opuściła wzrok.

- Nikt nie informował ich o tym co cię spotkało. - odparła.

- Czy naprawdę muszę wyjeżdżać? - zapytała dziewczyna chociaż doskonale wiedziała jakiej odpowiedzi się spodziewać.

- Tak Megan, nic nie mogę poradzić. Powinnaś już zacząć się pakować. - Emma nie chciała robić dziewczynie fałszywych nadziei.

- A jeśli to jakiś podstęp? Może to nie byli jej rodzice? Może to ktoś z ludzi, którzy próbowali ją wczoraj dostać? Czy możemy pozwolić jej na tak daleką podróż wiedząc co się wczoraj stało? - Mark po raz kolejny wstał z krzesła. Był bardzo zdenerwowany faktem, że za kilka dni będzie musiał pożegnać się ze swoją dziewczyną być może na zawsze. Troska o bezpieczeństwo Megan była dla niego jedynie pretekstem do walki o zatrzymanie jej przy swoim boku. Emma milczała chwilę aż w końcu odpowiedziała mu.

- Bezpieczeństwo moich uczniów jest najważniejsze. Nie pozwolę Megan na samotną podróż, nie po tym co się stało. Shan poleci razem z nią i odprowadzi ją prosto do domu jej rodziców. Jeżeli cokolwiek będzie wydawało jej się podejrzane, będzie mogła wezwać jeden ze składów X-Men.

- A czy sama Shan to nie za mało? Może ktoś jeszcze powinien ją pilnować. - dodał DJ.

- Chcesz zostać jej ochroniarzem? - kobieta zapytała. Mark ucieszył się. Kątem oka spojrzał na Megan zauważając uśmiech pojawiający się na jej różowych ustach.

- Oczywiście, że tak! - odpowiedział pewny swoich słów. Pixie chwyciła go za dłoń i się do niego szczerze uśmiechnęła. Po chwili jednak spoważniała, popatrzyła na swoją dyrektorkę wzrokiem wyrażającym obawę.

- Przeczuwa pani, że to może być podstęp? - zapytała.

- Nie wiem Megan, muszę być na wszystko przygotowana. W szczególności po tym jak Logan nie wrócił z wczorajszej misji. - ostatnie zdanie kobieta wypowiedziała zimnym głosem, który sprawił, że twarze młodych mutantów zbladły, a ich ręce mocniej się ścisnęły.

Kiedy członkowie grupy Paragons opuścili gabinet Emmy Frost, Karma oparła się o biurku kobiety patrząc jej głęboko w oczy.

- Nie możemy pozwolić na to, aby cokolwiek stało się tej dziewczynie, czy któremukolwiek z jej kolegów. - powiedziała.

- Doskonale o tym wiem, ale szkoła narobiłaby sobie kłopotów, gdybyśmy próbowali zatrzymać Megan na siłę. Miejmy nadzieję, że atak był wymierzony w mutanta, a nie konkretnie w osobę Megan i że szybko złapiemy tego, kto jest za niego odpowiedzialny. - Shan szykowała się do wyjścia z pokoju. Na chwilę odwróciła się, aby po raz ostatni spojrzeć na swoją rozmówczynię.

- A ja mam nadzieję, że podjęliśmy dobrą decyzję. - odparła smutno i wychodząc zamknęła za sobą drzwi.

Do umysłu Wolverine'a zaczęły powoli docierać impulsy z zewnętrznego świata: zapach roślin i piasku, świeżego powietrza i asfaltu z położonej gdzieś niedaleko drogi, dźwięki silników samochodów przejeżdżających nieopodal i muzyki płynącej z psującego się radia, pomieszanej z odgłosami uderzania o siebie szklanek i innych naczyń, dotyk trawy i malutkich kamyków na opuszkach palców. Mężczyzna otworzył oczy, a pierwszym widokiem który go przywitał był błękit nieba i biel poruszających się po nim chmur. Mutant położył dłoń na głowie, a wewnątrz jego czaszki myśli zaczęły formować się w logiczny i możliwy do zinterpretowania ciąg przyczynowo skutkowy. Dziwne uczucie przepełnienia umysłu, poszukiwanie kogoś, strugi deszczu płynące po jego ciele i zapach, który pamiętał, a który musiał odnaleźć pośród setek innych zapachów. Logan przypomniał sobie wszystko - ćwiczenia w Danger Room ze swoją "córką", informację Emmy o ataku na studentów, poszukiwanie zapachu oraz tajemniczego mężczyznę, który zaskoczył go i powalił. Jak można było tak dać mu się podejść? - pomyślał siadając na trawie. W tej samej chwili zauważył, że jego pazury wciąż były wysunięte, więc podnosząc się z podłogi schował je w głąb ramion. Wszystko to co go otaczało było mu obce, zupełnie różne od pałacu strachów, który odwiedzał przed utratą świadomości. Znajdował się na środku pustkowia przeciętego przez mokrą od deszczu autostradę, a kilka metrów dalej stała jakaś mała, brudna stacja benzynowa. Mężczyzna poszedł kilka kroków w jej kierunku i znieruchomiał, jakby nagle zamienił się w kamień. "Welcome in Illinois" - głosił wesoło napis widniejący na wyblakłym szyldzie stojącym nieopodal budynku.

Megan pakowała wszystkie swoje rzeczy do dwóch podróżnych walizek leżących na niepościelonym łóżku. Była wściekła na wszystkich dookoła, Emmę Frost, swoich rodziców, samą siebie. Jej złe samopoczucie widać było w każdym ruchu i zaciśniętych nerwowo ustach. Dziewczyna co chwilę wycierała oczy ręką, aby się nie rozpłakać. Do pokoju wszedł Mark, stanął w drzwiach i przez chwilę bez słów przypatrywał się koleżance pakującej swoje ubrania. Megan tolerowała go, ale w końcu zdenerwowało ją jego dziwne zachowanie.

- Przyszedłeś mi pomóc!? To bierz się do roboty! - krzyknęła sięgając po kolejną porcję odzieży.

- Nie mogę. Nie będę się przyczyniał do odejścia mojej dziewczyny. - odparł lekko się uśmiechając.

- W takim razie wynoś się stąd, bo jestem zajęta! - Megan odparła zamykając ze złością jedną z walizek. Mark wszedł do pokoju, podszedł do Pixie i dotknął jej ramion. Dziewczyna początkowo próbowała mu się wyrwać, ale czując jego ciepłe ręce bardzo szybko zrezygnowała z tego zamiaru.

- Megan, nawet nie wyobrażasz sobie jak mi teraz ciężko... - chłopak powiedział cichym głosem.

- Proszę cię, nie zaczynaj, bo zaraz się przy tobie rozpłacze. - wyszeptała Megan zamykając oczy i jednocześnie odwracając się w stronę młodego mutanta.

- Jak oni mogli mi to zrobić? - dziewczyna zapytała, nie oczekując logicznej odpowiedzi.

- Nie wiem tego Megan, ale ja się nie poddam. Polecę tam z tobą i przekonam ich, że twoje miejsce jest w naszej szkole. Będą musieli pozwolić ci wrócić. - Dj objął swoją przyjaciółkę, a ona przytuliła się do jego ciała.

- Dziękuję ci... - wyszeptała. Chłopak pochylił się nad nią i pocałował w policzek, a chwilę później w szyję. Pixie objęła go mocniej, przyciskając swoje ciało do jego piersi.

- Boję się, po tym co się wczoraj stało w lunaparku... - oznajmiła patrząc mu prosto w oczy.

- Nie myśl o tym, to już przeszłość do której nie ma powodu wracać. X-Men zajmą się tymi co nas zaatakowali. Znajdą ich i ukarzą, wierzę w to... - Mark starał się uspokoić mutantkę, ale nie wychodziło mu to najlepiej, więc przestał mówić. Zamiast tego przyciągnął ją bliżej siebie i zaczął całować po szyi, włosach i twarzy. W pewnym momencie zatrzymał się, zbliżył swoje usta do ust dziewczyny i mocno ją pocałował, a po chwili przerwy powtórzył, ale zrobił to jeszcze bardziej namiętnie. Megan bez chwili zastanowienia odpowiadała na każdy jego ruch. Wypuściła z ręki jedną z rzeczy do zapakowania, która cichutko upadła na podłogę. Dziewczyna usiadła na łóżku i kuszącym wzrokiem poprosiła chłopaka, aby zrobił dokładnie to samo. Mark objął ją ramieniem i pocałował prosto w usta po raz kolejny, a później delikatnym ruchem położył ją na miękkiej pościeli. Pochylił się nad nią całując ją w szyję, dekolt i ramiona, dotknął jej skrzydeł, ramion zatrzymując się na jej delikatnych dłoniach. Mocno je ścisnął .Popatrzył w oczy dziewczyny szepcząc: "kocham cię", a zaraz po tym po raz kolejny pocałował ją w usta.

- Nie zabiorą mi ciebie. - dodał w myślach.

- Przysięgam, że im na to nie pozwolę.

Logan siedział wewnątrz baru przy stacji benzynowej, położonej w samym sercu odludzia. Używając starego telefonu stojącego przy wejściu do przybytku, próbował dodzwonić się do Instytutu Xaviera, aby powiedzieć wszystkim o tym gdzie był i w jaki sposób się tam znalazł. Miejsce było ciasne i zadymione, u sufitu kręcił się duży wentylator, a psujące się radio nadawało poranną audycję. Oprócz Logana przebywały w nim jeszcze trzy osoby: dwóch brodatych grubasów siedzących przy biurku ze szklankami whiskey w dłoni oraz podstarzała paniusia o włosach ufarbowanych na blond z mocnym makijażem, która była kelnerką, barmanką, a być może nawet właścicielką całej stacji benzynowej. Brodacze niezwykle głośno rozmawiali śmiejąc się przepitym głosem co bardzo denerwowało Wolverine'a. W końcu mutant dodzwonił się do szkoły. Emma Frost ucieszyła się słysząc jego głos, ale jednocześnie wiedziała, że coś było nie tak.

- Co się stało Logan ? - zapytała.

- Musisz przysłać Blackbirda. - oznajmił mężczyzna.

- Co takiego? Gdzie jesteś?

- W samym sercu pustkowia, na jakiejś autostradzie w Illinois.

- Illinois? Co ty tam robisz?! - Emma niezwykle się zdziwiła.

- Sam chciałbym to wiedzieć. Acha, jest jeszcze jedna rzecz. Muszę rozmawiać z Laurą. To ważne abyśmy zaczęli działać szybko. - Kiedy Logan skończył mówić ostatnie zdanie, Emma zaczęła telepatycznie przeszukiwać szkołę, aby odnaleźć X-23.

Pomieszczenie było ciemne i gorące, najprawdopodobniej należało do jakiegoś opuszczonego przed wieloma latami budynku. Tapety na ścianach były pożółkłe i odrapane, a wykładzina leżąca na podłodze szara od nagromadzonego latami kurzu. Nie było tam żadnych mebli, jedyną dekoracją była doniczka z uschłymi roślinami. Na samym środku pomieszczenia złowrogo świecił się wzór graficzny w postaci pentagramu, a w jego wnętrzu leżała kobieta. Była to ta sama osoba, która poprzedniego dnia zaatakowała młodych mutantów. Jej ciało było już całkowicie wyleczone, nie było na nim śladu po kulach zadanych bronią tajemniczego mężczyzny. Blada dziewczyna była unieruchomiona jakąś niewidzialną siłą, a na jej twarzy malował się wyraz nienawiści. Kilka kroków dalej, w kącie pokoju stał nieogolony mężczyzna w prochowcu. Palił papierosa co chwilę spoglądając na swego więźnia, w ręce trzymał zdobiony miecz. Podszedł w kierunku kobiety, rzucił papierosa na podłogę blisko twarzy dziewczyny i ugasił go podeszwą buta. Kucnął przy nieznajomej spoglądając jej w oczy.

- Po raz kolejny pytam, kim jesteś? - zapytał. Kobieta milczała, nie patrząc nawet na mężczyznę.

- Zapytam cię inaczej, kto cię przysyła? Kto chce śmierci Megan Gwynn?

- Idź do diabła! - wysyczała blada postać.

- Najpierw poślę tam ciebie, ale zanim to nastąpi czeka cię niekończąca się agonia tu na Ziemi. Chyba, że będziesz ze mną współpracować. Zapytam kolejny raz. Kim jesteś? Kto cię tutaj przysłał?

Dziewczyna odwróciła głowę, uśmiechnęła się sama do siebie. Nieogolony osobnik uniósł przed siebie zdobiony miecz.

- Zaklęte zimne żelazo. Prawie tak stare jak wasza Stara Ojczyzna, wiem doskonale jak wasz rodzaj boi się jego dotknięcia. Wiem doskonale jaki ból zadają rany nim otrzymane. Nie jestem katem ani sadystą. Chcę oszczędzić ci cierpienia kobieto, wystarczy, że powiesz mi kto cię przysłał. Kto chce śmierci Megan Gwynn? Co robisz tak daleko od swej ojczystej krainy? - człowiek był coraz bardziej zdenerwowany. Pot spływał po jego twarzy.

- Co Dark Fairy robi za oceanem?! - krzyknął. Kobieta zaśmiała się. Popatrzyła na twarz swego oprawcy.

- Dark Fairy? - zapytała i po raz kolejny wybuchła śmiechem.

- Z czego się cieszysz! - wrzasnął mężczyzna uderzając mieczem obok głowy kobiety.

- Z twojej naiwności, Geralt, z twojej ignorancji wobec tego co dzieje się dookoła.

Geralt, jak go nazwała dziewczyna, był niezwykle zdziwiony faktem, że ona znała jego imię. Mocniej ścisnął rękojeść swego miecza.

- Dlaczego chciałaś zabić Megan Gwynn?! - wrzasnął najgłośniej jak potrafił.

- Nie jest to informacja dla uszu śmiertelnika, nigdy się tego nie dowiesz! - Mężczyzna nie wytrzymał, podniósł miecz ponad głowę bladej damy i z całych sił pchnął nim przebijając jej ramię. Kobieta zawyła z bólu, a wówczas Geralt jeszcze mocniej przycisnął miecz obracając nim w dwie strony, tak aby broń przeszła przez skórę kobiety, jej mięśnie i wbiła się w podłogę. Wszystko robił w milczeniu, nie czując z tego żadnej satysfakcji. Dziewczyna krzyczała, jej ciałem wstrząsały drgawki, a po całym ciele płynęły strugi potu. Zaczęła przeklinać swego oprawcę w jakimś pradawnym języku.

- Nie przestanę, mroczna Tylwyth Teg. Nie zaprzestanę na jednej ręce. Ugodzę wszystkie twoje kończyny, jeśli nie powiesz mi prawdy. Jeśli będę musiał utnę je, jedną po drugiej, a ty nigdy się nie zregenerujesz przez magię tego miecza. Zniszczę twoją cielesną powłokę zjawo, na zawsze zapieczętuję twego ducha w budynku z dala od ziemi ojczystej. - Geralt nie żartował, jego nerwy były na skraju wytrzymałości i miał ochotę raz na zawsze pozbyć się swojego więźnia. Musiał się jednak opanować, dla dobra Megan i tych którzy byli jej bliscy. Blada kobieta była w agonii, wiedziała że będzie musiała jakoś uratować swoje życie.

- Nawet nie wiesz do czego doprowadzisz... - wyszeptała.

- Oni są wszędzie, w każdym zakątku tego świata. Przygotowywali się do dnia, który ma nastąpić przez długie lata, cała Ojczyzna roi się od ich agentów. Uśpionych w ciałach normalnych, przeciętnych ludzi. Już wkrótce się obudzą, a Gwynn stanie się narzędziem zagłady w ich rękach.

- Kto taki? - zapytał Geralt.

- Ci, którzy według ciebie są moimi braćmi i siostrami...

- Mroczni Tylwyth Teg? Nie jesteś jedną z nich? - Mężczyzna zdziwił się. Zmniejszył nacisk na swój miecz, przynosząc dziewczynie chwilową ulgę.

- Nawet nie wiesz jak ślepy jesteś... ale pomimo tego, że mnie poniżyłeś i uwięziłeś wbrew mej woli, moja misja się wypełni. My nigdy nie działamy w pojedynkę, podróżujemy po krainach parami, tak aby zawsze jedno z nas wykonało zadanie, gdy drugie polegnie. Mój cień, moje drugie ja zbliża się do Gwynn i zrobi to co nam rozkazano... - Geralt zbladł. Zaklął pod nosem stając na równe nogi. Gwałtownym ruchem wyjął miecz z ciała kobiety, nie zważając na to, że w wyniku tego ruchu przeciął jej mięśnie i uszkodził kość. Skierował się do wyjścia, ale po kilkunastu sekundach zawrócił. Zmazał fragment pentagramu z podłogi.

- Nie jestem bez serca, Tylwyth Teg. Jesteś wolna, zapamiętaj to sobie. - powiedział i wyszedł pozostawiając dziewczynę wijącą się z bólu na podłodze. Biegnąc po schodach starego budynku zacisnął pięści ze złości.

- Wysłałem go z Wolverine'm cholera jasna! Teraz kiedy jest potrzebny!

Załatwienie miejsca w samolocie lecącym na Wyspy Brytyjskie zajęło Emmie Frost jedynie chwilę. Kobieta odebrała kolejny telefon od ojca Megan, w którym to mężczyzna ponaglał ją i nalegał aby jego córka wyruszyła do domu rodzinnego tak szybko jak to tylko możliwe, nie chciał nawet rozmawiać z nauczycielką obiecując, że sam zapłaci za podróż. Nie wyjawił powodu swojej decyzji ani nie zgodził się porozmawiać z córką, dlatego Emma postanowiła nie mówić mu o ataku na jej uczennicę i dziwnym zniknięciu jednego z członków X-Men. Wszyscy Paragons, a także Andrea, współlokatorka Megan z pokoju, zebrali się na korytarzu instytutu gotowi do pożegnania z przyjaciółką i odprowadzenia jej na lotnisko. Nie było jedynie głównej zainteresowanej oraz jej chłopaka.

- Nie mogę uwierzyć, że ona wraca do domu. - Hope powiedziała, patrząc na kolegów i koleżanki.

- Ja także, ale dla Megan to jeszcze gorsze niż dla nas. Chodzi wściekła odkąd się o tym dowiedziała, nie chciała nawet abym jej pomogła w pakowaniu rzeczy. - Andrea oznajmiła smutno.

- Musisz pozwolić jej radzić sobie z tym tak jak ona tego pragnie. - Jessica również włączyła się do rozmowy.

- Wiem o tym, ale powinnam jej teraz pomagać. - zakończyła blondynka.

- Nasza grupa bardzo na tym straci... - Ben odezwał się patrząc przez okno na chmury przesuwające się na białym niebie.

- Megan była naszym sercem. - dodał.

- Nie mów o niej tak jakby już umarła! - Nicholas krzyknął na swojego kolegę. Po chwili uspokoił się i posmutniał.

- Ona byłaby świetną X-Manką, gdyby tylko dostała szansę. - oznajmił nie patrząc na pozostałych. W tym samym momencie do grupy podeszła Laura Kinney. Zauważyła Jessicę i szybko się przy niej znalazła. Dotknęła jej ramienia.

- Misja. - powiedziała jej do ucha.

- Co takiego? Laura o czym ty mówisz? - Jessica była bardzo zdziwiona. Jej koledzy również popatrzyli na siebie nawzajem nie wiedząc zupełnie o co chodziło ich znajomej. X-23 odeszła kilka kroków w głąb korytarza prowadząc ze sobą Preview.

- Laura, o co chodzi? - Jessica zapytała wyrywając się z uścisku koleżanki.

- Wolverine. Zadzwonił do Emmy Frost. - X-23 oznajmiła.

- Znalazł się? To świetnie! Co z nim?

- Jest w Illinois.

- Co?!

- Nieważne. Dużo ważniejsza jest misja, którą mi przekazał. Może od niej zależeć bezpieczeństwo Megan.

Jessica popatrzyła na swoją grupę dając im do zrozumienia, że dołączy do nich za chwilę, jak tylko usłyszy co Laura ma do powiedzenia. Zielonooki klon Logana przybliżył się do niej, jakby obawiając się, aby nikt nie podsłuchał szczegółów planu jaki miała jej za chwilę zdradzić.

- Wolverine badając okolicę był świadkiem interesującego zdarzenia. Jakiś mężczyzna w parku rozrywki miał atak serca, a lekarze z pogotowia walczyli o jego życie. Wtedy Logan nie zwrócił na to uwagi, ale dzisiaj przypomniał sobie, że wokół tego mężczyzny unosił się dokładnie ten sam zapach, który był na Megan. Zapach osoby, która próbowała ją zabić. Misja będzie polegać na znalezieniu tamtego mężczyzny i wydobyciu z niego informacji. Wolverine mówił żebym wybrała do pomocy kogokolwiek z X-Men.

- Kogokolwiek? Ale ja nie jestem z X-Men. - Jessica zaprotestowała.

- Nieważne. Twoje zdolności mogą się przydać, gdyby okazało się że dowiedzenie się czegoś od tamtego człowieka będzie niemożliwe.

Preview zamyśliła się. Wiedziała, że zaraz usłyszy coś co jej się nie spodoba. Laura kontynuowała.

- Gdyby okazało się, że nie da się z nim porozmawiać, albo nie żyje twój dotyk może być jedynym rozwiązaniem.

- Pięknie... - pomyślała Jessica widząc oczami wyobraźni siebie w szpitalnej kostnicy szukającej trupa, który ma na sobie zapach jakiejś kobiety.

- Laura, wiem że to bardzo ważne, ale za parę godzin jadę z grupą na lotnisko, aby pożegnać Megan. Nie mogę tak po prostu jechać z tobą do miasta.

- Pojedziemy tam właśnie dla bezpieczeństwa Megan. Idź pożegnaj się z Megan teraz, a ja poczekam na ciebie przed szkołą. - Po ostatnim zdaniu Laura odwróciła się od wszystkich zebranych i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Jessica spojrzała na Hope, która obserwowała całą rozmowę, postanawiając spełnić prośbę X-23.

- Idę do Megan. Może razem z Laurą znajdziemy jakiś ślad, który my przeoczyłyśmy w nocy.

- Ok, trzymaj się. - Trance odparła uśmiechając się lekko.

Kiedy Jessica znalazła się na piętrze akademika szkoły na którym mieścił się pokój Megan, zauważyła że po korytarzu spacerował Mark Shepard. Dziewczyna natychmiast do niego podeszła, ale on tylko spojrzał na nią przelotnie.

- Idziesz do Megan? Lepiej zawróć. Ona nie ma teraz ochoty rozmawiać z kimkolwiek.- chłopak odezwał się do niej.

- Byłeś u niej?

- Tak, pomogłem jej się spakować i wcześniej... pożegnałem się z nią... ale parę minut temu powiedziała mi, że chce być sama i wyrzuciła mnie z pokoju.

- Rozumiem, ale muszę się z nią teraz zobaczyć. Nie będę mogła pojawić się na lotnisku.

- Ok, jak chcesz. Ale cię ostrzegałem. - DJ odparł i ruszył spokojnie w kierunku klatki schodowej. Jessica zapukała do drzwi pokoju Pixie, ale z uwagi na to, że nikt jej nie odpowiadał postanowiła nieproszona wejść do środka. Zauważyła Megan siedzącą przy biurku, patrzącą na wiszące na ścianie plakaty Dazzler. Próbowała coś powiedzieć, a wtedy mutantka odwróciła głowę w jej kierunku.

- Jessica, wyjdź stąd. Proszę cię. - powiedziała, a w jej oczach zalśniły łzy.

- Megan... muszę teraz z tobą porozmawiać. Nie będę mogła odprowadzić cię na lotnisko. Chciałam się pożegnać teraz. - Czarnowłosa oparła się o drewniane biurko swojej przyjaciółki.

- Jadę do lunaparku dowiedzieć się czegoś o tych co cię zaatakowali. - dodała po chwili. Pixie ożywiła się, wstała z krzesła i znalazła się naprzeciwko Preview.

- Jessica! To niebezpieczne...

- Spokojnie, nic mi nie będzie... ale nie przyszłam tu rozmawiać o czymś takim.

Megan uciszyła się i usiadła na krześle. Opuściła głowę zakrywając twarz dłońmi.

- Jessica, to niesprawiedliwe. Tak dobrze było mi tu z wami, z tobą, Hope, z chłopakami... - znów zapanowało milczenie.

- Z Markiem...

Jessica zbliżyła się do różowowłosej mutantki, delikatnie ją objęła i dotknęła jej włosów, a później policzka, zmywając z niego płynącą łzę. Megan złapała ją za koszulę, mocno ją ścisnęła. Nie chciała płakać, pragnęła koniecznie pokazać, że była silna, ale przychodziło jej to z coraz większą trudnością.

- Megan... doskonale wiem co to znaczy gdy ktoś na siłę zabiera cię od osoby, którą kochasz. - Preview wyszeptała drżącym głosem gładząc różowe włosy koleżanki.

- Dziękuję ci za wszystko... dziękuję ci za to, że od pierwszego dnia w szkole starałaś się traktować mnie jak przyjaciela. - dodała.

Geralt szykował się do opuszczenia terenu pełnego rozpadających się budynków, na którym próbował wyciągnąć informację od swojego więźnia. Był zły na samego siebie, że został zmuszony do użycia miecza. Nie lubił zadawać bólu innym, nawet jeśli była to absolutna konieczność. Ponadto, każde skorzystanie z przedmiotu na który nałożony był urok powodowało, że coraz bardziej przepełniał się energią krain których nienawidził. Nie miało to jednak w tamtej chwili żadnego znaczenia, bo wiedział że musiał działać szybko, aby osobie którą przysiągł bronić nie stało się nic złego. Przeoczył oczywisty fakt, że zabójcy wysłani ze świata Wiecznego Zmierzchu nie działają w pojedynkę, ale zawsze dopełniają się nawzajem. Czas działał na jego niekorzyść. Mężczyzna musiał po raz kolejny prosić o pomoc istotę, która napawała go obrzydzeniem i której sama obecność budziła w nim złość, kreatury, która stała się jego sługą jeszcze wtedy gdy wraz z dwójką znajomych przekraczał granice dopuszczalne dla zwykłych śmiertelników. Zatrzymał się na środku dwóch dróg krzyżujących się pod kątem prostym, rozpostarł ręce nasłuchując dźwięków dochodzących z oddali, z innych miejsc i innych czasów.

- Pokaż się Podróżniku! Potrzebuję cię! - krzyknął podnosząc obie ręce ponad głowę. W tym samym momencie pojawiło się przed nim jaskrawe światło i wyłonił się z niego ciemny kształt. Geralt wyciągnął pistolet na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo jak jego towarzysz mógł zareagować na nagłe wezwanie. Kształt zaczął falować, zmieniać się aż w końcu przyjął postać czarnego jak noc kojota - skóry, którą Podróżnik przybrał na tamto spotkanie.

- Czy życzysz sobie mojej pomocy znów, chociaż od ostatniego razu nie minęło zbyt wiele czasu? - zwierzę zapytało ludzkim głosem.

- Sprawa jest bardzo poważna, musisz otworzyć dla mnie korytarz. Nie ma chwili do stracenia!

Kojot popatrzył na mężczyznę ziewając leniwie i położył się na piasku zamykając oczy.

- A co ja będę miał z tego, że stworzę dla ciebie przejście?

- Cholera jasna! - Geralt zaklął w myślach. - Znów zaczyna swoje gierki.

- Nie mamy na to czasu! Możemy o tym porozmawiać gdy już wypełnię swoje zadanie, zgoda?

Kojot usiadł na piasku, przez dłuższą chwilę milczał uważnie przypatrując się reakcji człowieka. Bardzo go to bawiło.

- Zasady są zasadami, najpierw zapłata później praca. - odparł po prawie dwóch minutach. Geralt zacisnął pięści, miał ochotę wyjąć pistolet i wpakować w nędzną kreaturę cały magazynek, albo lepiej przeciąć go na dwie równe części swoim mieczem. Nie mógł tego zrobić i bardzo, ale to bardzo tego żałował. Zrezygnowany postanowił zapytać czego podróżnik żądał za swoje usługi.

- No dobrze, czego chcesz?

- Musisz się sam tego domyśleć... - oznajmił kojot patrząc na człowieka z błyskiem zadowolenia w oczach.

Jessica i Laura dojechały do parku w którym poprzedniej nocy rozegrał się dramat ich kolegów z grupy. Dziewczyny szybko, dzięki pomocy pracowników parku, znalazły miejsce w którym Logan widział umierającego mężczyznę. Laura postanowiła zbadać okolicę swoimi wyostrzonymi zmysłami, podczas gdy jej koleżanka udając studentkę dziennikarstwa wdała się w krótką rozmowę z człowiekiem przebranym za wielkie jajko chodzące na ludzkich nogach.

- To naprawdę straszne, znałem go odkąd zacząłem tu pracować. Był sumienny, uczciwy, a do tego potrafił świetnie zajmować się dziećmi, bycie clownem było całym jego życiem. Ja nie wiem, czy dałbym radę pracować tyle lat jako rozbawiacz. Już myślę o tym, żeby rzucić to idiotyczne przebranie i zająć się czymś innym.

- Rozumiem... - Jessica odparła, nie będąc zbytnio zainteresowaną opowieścią chłopaka. Tłusta kobieta w różowej falbaniastej sukience dołączyła do rozmowy. Płakała wycierając sobie oczy białą chusteczką.

- To przyszło tak nagle! Kto by się tego spodziewał! - mówiła piszczącym głosem. Preview nie chciała słuchać opowieści przyjaciół zmarłego, dlatego pożegnała się i skierowała w stronę alejki, na której przebywała Laura.

- Czego się dowiedziałaś? - X-23 zapytała widząc zbliżającą się Preview.

- Ten o którym mówił Wolverine umarł w nocy. Tylko tyle wiem, podobno miał zawał. A co u ciebie?

- Deszcz zmył już większość śladów, ale jednego jestem pewna, ona była tutaj. Kobieta którą miałam odnaleźć.

- I co zrobimy dalej?

- Zwłoki zostały pewnie zabrane do najbliższej kostnicy. Pojedziemy tam i dowiemy się więcej. - oznajmiła Laura. Postępowała dokładnie tak jak ją nauczono, wykonywała kolejną misję.

- Jak ty to sobie wyobrażasz? Jak dostaniemy się do środka? A jeśli nawet, to co dalej? - Jessica zupełnie nie podzielała jej entuzjazmu.

- Wiem co robię. To ważne, aby misja się powiodła. - X-23 odparła idąc w kierunku parkingu. Dziewczyny bardzo szybko znalazły się w samochodzie. Jessica była coraz bardziej zdenerwowana zachowaniem towarzyszki, szczególnie tym, że wszystko co robiła było dla niej misją. Jednocześnie myślami była przy Megan i reszcie grupy. Patrzyła na przemykające za szybą drzewa i domy.

- Laura... - odezwała się po minutach ciszy.

- Tak?

- Nie powinniśmy poprosić o pomoc kogoś z X-Men? Nie wiemy w co się pakujemy.

- Nie, Wolverine przydzielił to zadanie mnie, a ja wybrałam ciebie do pomocy.

- Wolverine nie wspominał nic o włamywaniu się do kostnicy... i co my tam zrobimy, pokroimy tego trupa?

- Jeśli będzie trzeba, tak. - X-23odparła poważnie. Jessie odwróciła głowę w kierunku szyby i znów zapanowała cisza. Dziewczynie cały czas coś nie dawało spokoju, dlatego znów przerwała ciszę.

- Laura, dlaczego wybrałaś mnie? - zapytała.

- Wytłumaczyłam ci jeszcze w instytucie. Twoje zdolności mogą okazać się przydatne.

-Ach tak... - Jessie westchnęła zamykając oczy. Laura kontynuowała.

- A poza tym... lubię cię... - wyszeptała nie odrywając swych zielonych oczu od ulicy. Preview uśmiechnęła się.

- To pewnie przez to, że jesteśmy podobne, to znaczy lubimy tą samą muzykę, podobny styl ubrania...

- Nie. - X-23 powiedziała ściskając mocniej kierownicę.

- Jesteśmy zupełnie inne. - dodała.

- Ale lubię twoje towarzystwo...

Jessica chciała porozmawiać dłużej, ale druga mutantka uciszyła ją mówiąc, że za chwilę dotrą do celu swojej podróży. Dziewczyny znalazły się przed szpitalem i zatrzymały samochód na miejscowym parkingu. Budynek był bardzo duży, nowy lub świeżo wyremontowany i panował przy nim dość duży ruch. W stronę bramy wejściowej szły grupki ludzi odwiedzające swoich krewnych leżących w szpitalu, widać było także kilku lekarzy ubranych w białe fartuchy. Mutantki znalazły się w recepcji niezauważone przez nikogo. Wewnątrz również było tłocznie, dlatego dziewczyny mogły wmieszać się w tłum.

- Idź z kimś porozmawiaj, a ja się tutaj rozejrzę. - Laura zaproponowała. Jessica zauważyła jakąś grubą murzynkę, pielęgniarkę i do niej podeszła.

- Przepraszam, mam jedno pytanie...

- Tak? - kobieta odparła niskim głosem.

- Słyszałam, że przywieziono tutaj jednego z pracowników parku, podobno nie żyje. Chciałam się upewnić czy to prawda...

- A kim ty jesteś żeby się o takie rzeczy wypytywać? - murzynka zapytała patrząc z obrzydzeniem na czarną koszulę, spodnie i glany dziewczyny.

- Ja... od dziecka przychodziłam bawić się do tego parku. A on zawsze był dla mnie taki miły... - dziewczyna odpowiedziała opuszczając głowę. Gruba złagodniała, położyła rękę na ramieniu Jessie.

- Ach to tak... niestety to prawda. Przywieziono tutaj clowna wczoraj w nocy. Bardzo mi przykro, nic się nie dało dla niego zrobić.

Tymczasem Laura szła szpitalnym korytarzem rozglądając się dookoła. Zaobserwowała położenie wind oraz klatek schodowych, miejsca w których spotykała różnych ludzi oraz takie, gdzie mogli wchodzić jedynie pracownicy szpitala. Znalazła także mały kantorek w którym wisiały białe fartuchy lekarskie. Po skończonym rekonesansie, dziewczyna wróciła do głównej poczekalni szpitala.

- Jessica! - krzyknęła widząc stojącą w pobliżu Preview. Czarnowłosa przeprosiła pielęgniarkę i podeszła do X-23.

- Jego ciało jest tutaj, właśnie się dowiedziałam.

- Świetnie, ja zbadałam teren. Do kostnicy wpuszczają tylko personel, więc musimy się przebrać. Widziałam miejsce, gdzie są wieszaki z fartuchami. Przebierzemy się za studentki medycyny...

- Co takiego? - Jessica pytała próbując nadążyć za Laurą. Wkrótce obie znalazły się w małej garderobie, a X-23 zamknęła pomieszczenie na klucz, aby nikt im nie przeszkodził. Dziewczyny ubrały fartuchy.

- A jak nas złapią? Znasz się tak dobrze na medycynie, aby udawać studentkę? - Jessica zapytała.

- Tak. W Organizacji uczyłam się anatomii i fizjologii od 8 roku życia. - Laura odparła szczerze. Mutantki zatrzymały się na korytarzu.

- Zwłoki przewożone są do kostnicy tamtą windą. - X-23 wskazała na duże, metalowe drzwi.

- Ale droga ta jest zbyt uczęszczana, my dostaniemy się tam ewakuacyjną klatką schodową, które zwykle w takich budynkach położone są na końcach korytarza, w miejscach gdzie panuje najmniejszy ruch. - Laura chwyciła Jessie za rękę i razem z nią podążyła w głąb szpitala. Dziewczyny dotarły do skrzydła budynku w którym znajdowało się wejście na dodatkową klatkę schodową. Okazało się, że było zamknięte na kłódkę.

- I co teraz? - zapytała Preview.

- Stój i pilnuj, aby nikt się nie pojawił. - odparła X-23. Wystawiła dwa metalowe pazury z prawej dłoni i szybkim ruchem pozbyła się kłódki broniącej dostępu do podziemi. Stary metal nie miał szans z ostrzami wykonanymi z adamantium. Mutantki zeszły po schodach na najniższy poziom budynku, gdzie Jessica odnalazła włącznik światła. Okazało się, że jedynym oświetleniem ciasnego korytarza była żarówka wisząca na jednej ze ścian. Miejsce było brudne i zagracone starymi kartonowymi pudłami, bo nikt nie zapuszczał się w tamte tereny, nawet sprzątaczki. Przy jednej ze ścian stało żelazne płuco, nie działające i dawno wycofane z użytku. Jessica spojrzała na podobne do beczki urządzenie z zaciekawieniem.

- Przerażające. - oznajmiła.

- Przerażające? Nie widziałaś urządzeń medycznych w Organizacji. - Laura odparła. Dziewczyny wkrótce natrafiły na kolejne zamknięte drzwi, które zostały pokonane dzięki talentom klona Wolverine'a i znalazły się w nowej części szpitala, gdzie mieściła się kostnica. Korytarz był oświetlony zimnym światłem, przez co miejsce było niezwykle przygnębiające dla wszystkich w nim przebywających. Laura upewniwszy się, że nikt się nie zbliżał, weszła do pomieszczenia w którym znajdowały się stalowe lodówki na zwłoki oraz stoły do przeprowadzania sekcji. Jessica szukała włącznika światła, ale X-23 ją powstrzymała.

- Musimy działać szybko, zaraz może się tu ktoś pojawić.

- Ok... - Preview odparła patrząc na wszystko co znajdowało się dookoła niej z niepokojem. Laura zamknęła oczy poszukując zapachu, który wczoraj zapamiętała. Znalazła go. Jego natężenie było niezwykle słabe, dochodził z jednej z lodówek. Dziewczyna szybkim ruchem otworzyła drzwiczki urządzenia i wysunęła "szufladę" ze zwłokami mężczyzny w średnim wieku. Był to dużej postury człowiek, na którego martwej twarzy widniały jeszcze ślady makijażu clowna.

- Och! - Jessica krzyknęła odwracając głowę.

- Jessie, teraz wszystko zależy od ciebie. Nie obawiaj się, niczym się nie zarazisz. - X-23 powiedziała wskazując na leżącego bez ruchu trupa.

- Łatwo ci mówić. - Jessica odparła i wolnym krokiem podeszła do lodówki. Wyciągnęła przed siebie rękę jednocześnie zamykając oczy i zaciskając usta. Zbliżyła dłoń do zwłok i dotknęła je delikatnie starając się dostrzec jakąś wizję, ślad z przeszłości lub przyszłości martwej osoby lub kogoś kto był z nim bezpośrednio związany przez ostatnie kilka godzin jego życia. Zimno jego skóry sprawiło, że Jessica poczuła nieprzyjemny dreszcz. Po chwili obrazy zaczęły napływać do jej głowy: park rozrywki pogrążony w mroku nocy, dzieci śmiejące się kiedy mężczyzna wręczał im balony, zimny wiatr zwiastujący nadejście ulewy, tajemnicza blada kobieta, jej dotknięcie przynoszące ogromny ból w klatce piersiowej. Preview skupiła się na tej części wizji, łącząc ją z doświadczeniem z poprzedniego dnia. Zobaczyła śmiejącą się kobietę oraz przestraszoną Megan, a po chwili innego mężczyznę o długich, jasnych włosach stojącego nieopodal, trzymającego złoty miecz odbijający promienie słoneczne. Sceneria wizji się zmieniła i dziewczyna znalazła się na środku lotniska, zauważając, że tajemniczy człowiek ze złotym mieczem czekał tam na kogoś. Megan - pomyślała Jessica wracając do rzeczywistości.

- Jessica, wszystko w porządku? - Laura zapytała widząc koleżankę wstrząśniętą tym co przed chwilą zobaczyła.

- Drugi... jest drugi zabójca! Musimy jak najszybciej ostrzec Megan! - krzyknęła łapiąc z trudem każdy oddech.

- Idziemy stąd. - X-23 odparła jednocześnie zamykając szafkę ze zwłokami mężczyzny.

Geralt był wściekły. Patrzył na stojącego przed nim kojota myśląc o jego idiotycznych gierkach w które bawił się nawet wtedy, gdy czyjeś życie było poważnie zagrożone. Myślał o chwili, gdy nie będzie potrzebował jego usług i wreszcie będzie mógł rozprawić się z nim odsyłając go gdzieś na samo dno najgłębszego piekła. Zacisnął pięści i wykrzyczał prosto w oczy zwierzęcia.

- Dobrze, wygrałeś! Otworzę dla ciebie następne korytarze! Nie mamy czasu na głupią zabawę! Otworze dla ciebie amerykańskie szlaki! Tylko zacznij działać!

- Widzę, że znów doskonale się rozumiemy. - Podróżnik odparł opuszczając lekko głowę.

- Zdołasz odnaleźć Gwynn? - zapytał Geralt.

- Oczywiście, ty chyba mnie obrażasz... - kojot oburzył się. W tym samym momencie za jego ciałem pojawiło się jasne światło, tworzące portal do tunelu biegnącego poza czasem i przestrzenią.

- Na co czekasz, brama nie będzie otwarta w nieskończoność! - Podróżnik krzyknął, aby ponaglić mężczyznę obserwującego niecodzienne zjawisko z zaciekawieniem.

Na lotnisku wszyscy członkowie grupy Paragons za wyjątkiem Jessiki żegnali Megan odlatującą wraz z Shan i Markiem do jej rodzinnego domu w Walii. Każdy z młodych mutantów wierzył, że dziwne zachowanie jej rodziców znajdzie racjonalne wytłumaczenie, a dziewczyna szybko wróci do szkoły.

- Trzymaj się Megan. - powiedział Ben.

- Nie daj się i walcz o swoje. - Nicholas dodał od siebie.

- Będzie mi ciebie brakować. - Andrea oznajmiła i mocno uściskała swoją współlokatorkę z akademika.

- Chodźmy już, bo się spóźnimy. - Mark ponaglił swoją dziewczynę.

- Dziękuję wam... wszystkim - Megan odparła odchodząc w kierunku terminala. W pewnym momencie do trójki mutantów podszedł policjant. Był dość wysokim mężczyzną, a spod jego czapki wystawały kręcone włosy złotego koloru.

- Przepraszam państwa bardzo, ale ze względu na bezpieczeństwo każdy odlatujący mutant musi być dokładnie sprawdzony.

Spojrzał na Megan i jej mieniące się w słońcu skrzydła.

- Musi pani pójść ze mną do eksperta w dziedzinie homo superior, który oceni zagrożenie jakie może pani stanowić dla rejsu. To nie zajmie więcej niż 5 minut, musimy wiedzieć czy nie jest pani związana z jakąś grupą terrorystyczną.

- Co takiego? - Shan bardzo się oburzyła.

- Jak pan śmie tak ją traktować! - chłopak krzyknął, a jego dłoń zaiskrzyła zgromadzoną energią z jego własnego głosu. Megan chwyciła go za rękę, aby go uspokoić.

- Spokojnie. 5 minut spóźnienia nie będzie dla nas tragedią. Pójdę z panem... - oznajmiła dziewczyna.

- Dziękuję pani za współpracę. - odparł policjant wskazując ręką kierunek w jaki miał udać się wspólnie z mutantką.

Pixie i towarzyszący jej mężczyzna dotarli do małych drzwi znajdujących się w mniej uczęszczanej części lotniska i przechodząc przez nie znaleźli się na zewnątrz budynku. Megan zauważyła, że była gdzieś na zapleczu, w typowo technicznej części portu lotniczego. Widziała drewniane skrzynie, urządzenia załadowcze, szyby i metalowe fragmenty pozostałe zapewne z ostatniego remontu terminala, a w oddali stojące na pasie startowym samoloty. Po kilku minutach wędrówki dziewczyna zaniepokoiła się widząc, że odchodzi coraz dalej i dalej od części lotniska w której przebywali ludzie.

- Jest pan pewien, że idziemy w dobrym kierunku? - zapytała. Policjant nie odpowiedział jej. Przeszedł w milczeniu kilka kroków pozostawiając Pixie w tyle. W pewnym momencie na głowę dziewczyny spadł płatek róży. Megan rozglądnęła się dookoła szukając rośliny z której miałby upaść, lecz bezskutecznie. Wkrótce pojawiło się więcej płatków, które spadały w najbliższym otoczeniu mutantki niczym jakiś dziwny, magiczny deszcz. W sercu Pixie pojawiło się przerażenie, strach o własne życie. Wiedziała, że tak niesamowite zjawisko nie mogło wróżyć niczego dobrego. Zauważyła stojącego przed sobą mężczyznę, lecz nie był to już policjant. Miał długie, złote włosy i spiczaste uszy, a na sobie niebieski kostium wyglądający jak historyczny uniform i pelerynę powiewającą na wietrze. Nieznajomy wyjął z pochwy miecz wykonany całkowicie ze złotego materiału.

- Megan Gwynn, przygotuj się na śmierć. - oznajmił uśmiechając się do dziewczyny.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.