Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Strażniczka Strefy Liminalnej

Rozdział 2

Autor:Kh2083
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-01-19 20:17:57
Aktualizowany:2017-01-19 20:17:57


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 2

Książę Sallos i Marcon siedzieli przy wspólnym stole w niewielkim pomieszczeniu oświetlonym przez blask świec palących się na stojącym w pobliżu złotym świeczniku. Demon patrzył na starszego mężczyznę zimnymi, brązowymi oczami w których odbijał się migający płomień. Na stoliku leżało czerwone wino i dwa kieliszki napełnione do połowy objętości.

- Wiem, że jesteś doskonale poinformowany o zmianach jakie ostatnio zaszły w świecie Annwn. - Sallos zaczął.

- Tak. Owena opowiedziała mi ze szczegółami co się tam zdarzyło. Zresztą ambicje królowej Mab dotknęły również i mnie. Zostałem zaatakowany przez jej wysłanników i o mało nie przypłaciłem tego życiem. Niestety, moja najstarsza przyjaciółka, poprzednia strażniczka strefy liminalnej nie miała tyle szczęścia. - Marcon odparł poprawiając kapelusz.

- Wiem, co się tam stało. Ale wiem też, że jej ofiara nie poszła na marne. Jej dusza pomogła nam wygrać ze wspólnikiem królowej Mab.

- Te sukinsyny nadal są na wolności. Teraz, kiedy sobie tutaj rozmawiamy przy winie, Owena i jej partner ich poszukują. Może wreszcie wymierzą im sprawiedliwość. - Marcon popatrzył na demona wyzywającym wzrokiem. Sallos zrozumiał o co mu chodziło.

- Ukaranie bandytów wykonujących rozkazy jest łatwe. Ukaranie tego, kto naprawdę odpowiada za zbrodnie może okazać się niemożliwe. - Odpowiedział.

- Tak. Owena opowiadała mi, kto tak naprawdę zyskał na tragedii w świecie Annwn. - Marcon prowokował.

- Zyskali wszyscy mieszkańcy Annw, tego świata i wszystkich Kręgów Piekielnych. - Sallos zdenerwował się. Wstał ze stolika i zbliżył się do okna. Patrzył przez szybę na czerń otaczającą miejsce wyjęte z czasu i przestrzeni.

- Decyzja jaką podjąłem po zwycięstwie nad zbuntowanym demonem była najbardziej racjonalna. Oddanie władzy Mab i odbudowa jej królestwa powstrzymała wojnę między krainami, która mogła zniszczyć całą rzeczywistość. Wszystko wróciło do normy i nikt w części Annwn kontrolowanej przez Mab nie pamięta, że działo się coś niezwykłego. Wszyscy żyją w iluzji zaklęć tak jak przed wiekami, kiedy po raz pierwszy został ustanowiony nowy porządek po pojawieniu się Mab i przejęciu przez nią władzy. To fałszywy świat, ale zgodzili się na niego mieszkańcy dawnego Annwn. Gdybym postąpił inaczej... władcy uznaliby to za naruszenie porządku i mieliby pretekst do wojny. Jeśli demon działa na polecenie któregoś z Książąt, może to było jego celem. Nie udało mu się.

- Wszystko wróciło do dawnego porządku?! Powiedz to mojej córce! Powiedz to Tylwyth Teg z Mrocznego Lasu, którym obiecałeś ochronę! - Marcon krzyknął i wstał ze stołka. Sallos odwrócił się gwałtownie. Jego oczy zapłonęły piekielnym blaskiem.

- Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem! Nie mogłem znać losu mrocznych Tylwyth Teg! Nie mogłem wiedzieć, że czarownica zamorduje ich z zimną krwią wykorzystując chaos wojny i moją nieobecność w lesie! Myślisz, że mogę łatwo pogodzić się z tą stratą? Oni byli moją własnością! Ich ochrona była przypieczętowana przysięgą! Marconie, zostałeś tu wezwany z powodu tej masakry. Puszczę w niepamięć twoją bezczelność, bo wiem, że targają tobą ludzkie emocje.

- Już się uspokajam. Wysłucham co masz mi do powiedzenia. A później zgodzę się na twoje warunki, albo pozwolę abyś przeklął mnie na wieki. - Marcon usiadł na krześle. Sallos również uspokoił się i usiadł. Jego oczy znów przybrały normalny kształt i kolor.

- Gdy dowiedziałem się o ludobójstwie Tylwyth Teg i bezpowrotnym zniszczeniu ich domu, złożyłem wizytę na dworze Królowej Mab. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, przekonać się, że Królowa nie wiedziała o tej masakrze, że być może wiedźma wymknęła się jej spod kontroli. Ale kiedy posłuchałem jej tłumaczenia, kiedy zobaczyłem jej wzrok... zrozumiałem, że ona nie czuła się winna, była zadowolona, bo rozwiązał się jej problem. I wtedy postanowiłem działać. Postanowiłem zmienić los krainy Annwn. Tak Marconie, chcę sprawiedliwości za życie twojej córki, Lorelli, za życie każdego z Mrocznych Elfów. Ale kara dla Mab zostanie wymierzona w sposób, który nie naruszy pradawnego przymierza.

- W jaki sposób chcesz tego dokonać?

- Poprzez odnalezienie i sprowadzenie do Annwn prawdziwego Króla tej krainy. - Sallos powiedział znów wstając od stołu. Marcon był zdziwiony.

- I kto ma to zrobić? Nikt nie wie gdzie zniknął Król i pewnie niejedni już próbowali go odszukać.

- Zrobisz to ty, Marconie. Ty i twoja Strażniczka. Wezwałem cię tutaj, aby przekazać ci, że misja Strażniczki Strefy Liminalnej zmieniła się. Od dzisiaj Strażniczka i wszyscy, którzy będą jej pomagać będą poszukiwać Króla Annwn.

Owena i Loranir siedzieli przy drewnianym stoliku w restauracji przy podmiejskiej stacji benzynowej. Na zewnątrz było już ciemno, ale mimo późnej pory w lokalu panował dość duży ruch. Rozmowy osób siedzących przy stolikach zlewały się w jednorodny gwar przez który przebijały się dźwięki muzycznej audycji radiowej dochodzącej z głośników wiszących pod sufitem. Dziewczyna patrzyła na stojący przed nią talerz z zupą, ale myślami była w jakimś zupełnie innym, odległym miejscu. Loranir przypatrywał się jej przez dłuższą chwilę, aż w końcu zdecydował się coś do niej powiedzieć.

- Owena, chciałaś szybko wrócić do domu. Może już skończysz i pojedziemy dalej?

- Nie mam ochoty. - Dziewczyna odpowiedziała nie odrywając wzroku od stołu.

- Ale to ty chciałaś się tutaj zatrzymać. Mówiłaś, że jesteś głodna. - Długowłosy mężczyzna zdziwił się.

- Nie chodziło mi o jedzenie. - Owena wyszeptała. Loranir milcząco czekał na jej dalszą wypowiedź.

- Nie mam ochoty dalej bawić się w bycie Strażniczką.

- Owena, nasze niepowodzenie było chwilowe. Jestem pewien, że ją znajdziemy i odeślemy do Annwn jeszcze w tym tygodniu.

- Dokładnie. Znajdziemy ją i odeślemy. Zastanawiałeś się może jaki jest w tym sens? Dlaczego musimy tropić i szukać tych... ludzi?

- Przecież wiesz, że jej grupa zaatakowała poprzednią strażniczkę i zabiła ją z zimną krwią. Marcon był przy tym i on sam o mało nie zginął. Musimy ich ukarać i wysłać tam, gdzie jest ich miejsce. Oni są zagrożeniem przebywając w tym świecie.

- Jesteś tego pewny? Czy słyszałeś o którymkolwiek z nich odkąd skończyła się wojna z Mab? Nie słyszałeś. Mamy trudności z ich odnalezieniem, bo nie zrobili niczego co zwróciłoby na nich uwagę naszą i świata. Kiedy rozkazy od Mab przestały do nich przychodzić nareszcie stali się wolni i zaczęli żyć własnym życiem. A my chcemy ich wysłać prosto w ramiona osoby, która ich stworzyła i zmusiła do zabijania.

- Owena, oni są stworzeni do zabijania. Sama to przed chwilą przyznałaś.

- Ale czy sami wybrali takie życie? Nie wydaje mi się. Poza tym cały czas mam wrażenie, że to czy ich ukarzemy czy nie, nie będzie miało żadnego znaczenia. Mieliśmy szansę, aby osoba która wysłała ich na Ziemię, osoba która rozpętała piekło w Annwn, odpowiedziała za swoje zbrodnie i co zrobiliśmy? Uwierzyliśmy w jej kłamstwa i oddaliśmy jej władzę... nie my, ale ten, który wyznaczył dla nas zadanie ochrony Strefy Liminalnej. Sallos nie dość, że się jej nie pozbył, to jeszcze użył swojej mocy aby odbudować jej królestwo i ponownie nałożyć zaklęcie iluzji na jej wszystkich poddanych, aby nadal mogła ich oszukiwać i wykorzystywać. - Owena była bardzo zdenerwowana i rozżalona. Wstała z krzesła.

- Chodź na zewnątrz. Zimniejsze powietrze powinno mi dobrze zrobić.

- Dobrze. - Loranir zgodził się i wyszedł z restauracji razem z dziewczyną. Oboje szli wzdłuż ulicy rozświetlanej przez blade światła latarni.

- Kiedy Sallos był zajęty naprawianiem szkód w Annwn, czarownica mordowała twoich braci i siostry... zamordowała Lorellę. - Dziewczyna zacisnęła pięści. Z jej oczu popłynęły łzy.

- Dlaczego nie szukamy Matyldy!? Dlaczego nie ścigamy tej pierdolonej morderczyni!? - Owena rozpłakała się. Przytuliła się do Loranira. Mężczyzna dotknął jej pleców jedną dłonią.

- Wracajmy do domu. Musisz odpocząć. Jeśli będzie trzeba, ja i Marcon sami zajmiemy się Zmiennikami. - Powiedział. Dziewczyna spojrzała na niego przez załzawione oczy.

- Masz rację. Muszę odpocząć. Przynajmniej przez kilka godzin nie chcę myśleć o tym co nas spotkało w ostatnich miesiącach.

Marcon wychodził z podziemi opuszczonego kościoła, a sceneria wokół niego zmieniała się płynnie z każdym krokiem w kierunku drzwi. Czarne zjawy recytujące dawne zaklęcia robiły się coraz bardziej blade, przeźroczyste, aby po chwili całkowicie zniknąć z ziemskiego planu egzystencji. Kościół przybrał swą normalną formę, zniszczoną przez upływ czasu. Kiedy siwy mężczyzna zbliżył się do starych drzwi, Sallos zatrzymał go.

- Marconie, misja którą wyznaczyłem Strażniczce nie jest niewykonalna. W czasie starcia z Królową Mab i jej demonem byliśmy świadkami czegoś, co nie zdarzyło się od wieków. Ukazał się miecz i hełm magiczny należący do Króla Annwn. Broń przepadła bez wieści, ale wiemy teraz, że nie została zniszczona i jest szansa na jej odnalezienie. Jeśli znajdzie się w rękach Króla Krainy Wiecznego Zmierzchu da nam szansę zniszczenia iluzji Mab raz na zawsze, bez wywoływania gniewu Zgromadzenia Władców Piekielnych. Nie mogę jeszcze przekroczyć bram tego miejsca, ale pamiętaj, że ty i twoja Strażniczka będziecie zawsze mieć...

- Twoje błogosławieństwo? Dziwne słowa z ust diabła. - Marcon przerwał wypowiedź księcia jednocześnie zakładając na głowę kapelusz. Wyszedł z ruin kościoła na skraj lasu zasnutego przez białą mgłę. Wsiadł na zaparkowany w pobliżu motocykl i popędził w kierunku miasta.

Elenaril szła ulicą pogrążającą się w wieczornym mroku. Była ubrana w niebieską sukienkę i żakiet, a jej rozpuszczone, długie włosy skrywały spiczaste, elfie uszy. Dziewczyna zatrzymała się przy jednej z wystaw sklepowych na której stały telewizory. Przypatrywała się dziwnie migającym ekranom na których pojawiały się czarne pasy. Zjawisko było niecodzienne, bo takiego efektu nie można było osiągnąć w nowoczesnych wyświetlaczach ciekłokrystalicznych. Elenaril zacisnęła pięści i przyśpieszyła. Wiedziała, że była obserwowana. Wydawało się jej, że Strażniczka i jej pomocnik bawią się z nią, mamiąc ją złowrogą magią. W pewnym momencie z ciemnej alei wyłoniła jakaś kobieca sylwetka. Zbliżyła się do niebieskowłosej elfki i dotknęła jej ramienia. Eleranil odwróciła głowę w jej stronę. Zdziwiła się.

- Amadee? Co ty tu robisz? - Zapytała. Dziewczyna o czarnych, krótkich włosach i fiołkowych oczach, ubrana w ciemną skórzaną kurtkę i białe spodnie uśmiechnęła się. Jej uszy również były spiczaste, ale ona nie kryła ich pod włosami tak jak jej koleżanka.

- Ratuję cię. Ściga cię Strażniczka, prawda? - Powiedziała.

- Tak. Spotkałam ją dzisiaj.

- Nie powinnaś podróżować samotnie. Chodź ze mną. Mamy bardzo ważną sprawę do omówienia. Musimy spotkać się wszyscy, cała nasza grupa.

- Nie. Nie idę z wami. Teraz wiem, że atak na starszą kobietę i tamtego maga był błędem. Żałuję, że nie odmówiłam udziału w tamtej misji. Zostaw mnie w spokoju. - Elenaril odparła odwracając się od czarnowłosej dziewczyny. Amadee zdenerwowała się.

- Jesteś pewna, że poradzisz sobie ze Strażniczką? I sama pokonasz jej sługusa, który potrafi zamrozić każdą ilość kontrolowanej przez ciebie wody?

- Zaryzykuję. Nie chcę już dłużej spełniać zachcianek Mab.

- Elenaril, posłuchaj. Wiem, że nie chcesz mieć z nami nic wspólnego, bo lubisz żyć w tym świecie. Ale tylko trzymając się naszej grupy twoje marzenie się spełni. Strażniczka odeśle cię do Annwn nie pytając nawet o zdanie. Pewnie sama ci o tym powiedziała przy waszym spotkaniu. Mam rację? - Elenaril milcząco kiwnęła na znak zgody.

- Dobrze. Chodźmy już. Niedaleko jest nasz samochód.

- Samochód?

- Tak. Zhoron czeka na nas i pewnie bardzo się niecierpliwi.

Dwie kobiety doszły do czekającego na nie czarnego auta stojącego w jednej z bocznych alejek. Drzwi były otwarte, a w środku czekał na nie mężczyzna w ciemnych okularach, ubrany w garnitur. Widząc zbliżające się elfki, wyszedł z samochodu.

- Gdzie byłyście? Już miałem odjeżdżać. Pozostali już na nas czekają w kryjówce Zabbasa.

- Musiałam wytłumaczyć koleżance jakie są benefity ponownego połączenia się nas wszystkich w jedną grupę. - powiedziała Amadee.

- Dobrze. Wsiadajcie. Nie będziemy tracić czasu na gadanie, bo Strażniczka pewnie już podążyła tropem Elenaril - Mężczyzna wsiadł do samochodu i zapalił silnik. Kiedy dwie dziewczyny znalazły się wewnątrz, Zhoron ruszył włączając światła przeciwmgielne, bo okolica zaczęła zasnuwać się wieczorną mgłą.

Samochód zatrzymał się na parkingu przy jednym z miejskich klubów nocnych. Trzech Zmienników wysiadło z niego i skierowało się do wejścia nad którym wisiał świecący na czerwono neon tworzący jakiś abstrakcyjny, smukły kształt. Mocno zbudowany mężczyzna o kwadratowej szczęce usunął się im z drogi po tym jak Zhoron na niego spojrzał. Grupa przeszła przez powierzchnię lokalu przeznaczoną dla wszystkich gości i znalazła się w korytarzu prowadzącym do wewnętrznej części budynku, do której mieli wejście tylko nieliczni. Elenaril rozglądała się dookoła widząc dziwnie wyglądając gości klubu. Patrzyła na wygolone na łyso kobiety siedzące przy barze za którym stał barman ubrany w skórzaną bieliznę erotyczną. Widziała śliniących się mężczyzn wpatrzonych w dziewczynę-albinosa tańczącą nago przy rurze i kilku karłów kręcących się wokół gości i roznoszących różnokolorowe drinki. Na końcu długiego korytarza grupa zauważyła dobrze znaną im osobę. Wysoki mężczyzna w masce na twarzy pilnował drzwi ozdobionych złotymi motywami w kształcie liści. Kiedy Zhoron podszedł do niego i wyszeptał mu coś do ucha, on otworzył drzwi kluczem wyjętym z kieszeni w spodniach. Dwie elfki i ich towarzysz weszli do pogrążonego w półmroku pokoju. Człowiek w masce zamknął za nimi drzwi, pozostając na korytarzu. Jego zadaniem było dopilnowanie, aby nikt inny nie pojawił się na tajnym spotkaniu.

- Siadajcie. - w pokoju rozległ się niski głos. Dziewczyny zauważyły kanapę stojącą pod oknem i na niej usiadły. Zhoron wybrał fotel z oparciem. Nie zdjął okularów, pomimo panującej dookoła ciemności. W pewnej chwili zapaliła się niebieska lampka stojąca, jak się okazało, na drewnianym biurku zajmującym znaczną część pomieszczenia. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku ubrana w suknię z okresu wiktoriańskiego, trzymająca na rękach dziecko o niebieskiej skórze i o spiczastych uszach. Dziecko odwróciło głowę i uśmiechnęło się w sposób budzący w normalnym człowieku wewnętrzny niepokój.

- Bardzo się cieszę, że nasza rodzina znów jest razem. - Mały demon odpowiedział głosem dojrzałego mężczyzny. Spojrzał na trzymającą go kobietę, a ta zrozumiała, że chciał aby postawiła go na podłodze. Zmiennik podszedł do swoich towarzyszy, chwiejnym, dziecięcym krokiem.

- Zebrałem was, bo nadszedł czas abyśmy uwolnili się od największego zagrożenia. Nadszedł czas abyśmy pokonali Strażniczkę i wszystkich jej sprzymierzeńców.

- Do tej pory udało nam się jej unikać. - Zhoron odezwał się.

- Ale czas spokoju już minął. Elenaril już się o tym przekonała. - Niebieskoskóry zmiennik skomentował jego wypowiedź.

- Tak. Walczyłam ze Strażniczką. - Elenaril potwierdziła.

- Skąd o tym wiesz? - Zapytała.

- Wysłałem ludzi, aby was obserwowali. Mieli również pomóc, ale okazało się, że nie byli potrzebni.

Elenaril opuściła głowę. Zamyśliła się.

- Jaki jest plan pokonania wojowniczki? - Amadee zapytała.

- Musi być jakiś skoro wszyscy zostaliśmy wezwani. - dodała.

- Tak, mamy plan. Jak pewnie wiecie, jedną z moich zdolności jest wyczuwanie obecności istot takich jak my, w szczególności gdy pojawiają się w tym świecie po raz pierwszy. Przed tym, jak zostaliśmy wysłani aby zlikwidować starą Strażniczkę, również miałem wizję. Widziałem, że w jednym ze szpitali pojawiło się dziecko z duszą pochodzącą z Tylwyth Teg. Czułem również, że byli przy nim Mroczni Elfowie, ten który jest ze Strażniczką i kobieta, która nie wróciła z Annwn.

- Jaki to ma związek ze zniszczeniem Strażniczki? - Zhoron zapytał.

- Szpital został zamknięty ze względu na zadłużenie niedługo po tym jak urodziło się tam dziecko ze świata Wiecznego Zmierzchu. Być może to klątwa Mrocznych Elfów. Teraz koczują wokół niego tylko bezdomne menele. Zniszczymy ten budynek robiąc prawdziwy pokaz naszych mocy. Upewnimy się, że ktoś będzie nas widział i przekaże wszystko światu. Strażniczka zobaczy nas i będzie wiedziała, że to ostrzeżenie. Będzie wiedziała, że jeśli się z nami nie zmierzy, naszym drugim krokiem będzie likwidacja dziecka z Fearie i całej jego rodziny. Będzie chciała z nami walczyć i wpadnie w naszą pułapkę. Odciągniemy ją od jej pomocników i zlikwidujemy.

Loranir i Owena weszli do mieszkania, które najmowali razem z ich mentorem, Marconem. Dziewczyna szybko znalazła się w salonie i usiadła na kanapie, nawet nie włączając światła. Loranir zajął miejsce na czarnym, skórzanym fotelu.

- I w końcu skorzystałaś z Nexusa. - Powiedział uśmiechając się.

- Moja chęć znalezienia się jak najszybciej w domu była silniejsza od niechęci do podróżowania przez Nexus.

- Włączę światło, bo ten pokój jest naprawdę nieprzyjemny jak jest tak ciemno jak dzisiaj. - Długowłosy podszedł do ściany, nacisnął przycisk i po chwili pomieszczenie rozjaśniło się. Okazało się, że w pokoju był ktoś jeszcze. Marcon siedział na drewnianym taborecie przy oknie. Uśmiechnął się widząc zdziwienie na twarzach swoich uczniów.

- Gdybym był waszym wrogiem, bylibyście martwi. - powiedział.

- Nie zdziwiło was, że w zwykłym bloku roztacza się magiczna atmosfera? Użyłem bardzo prostego zaklęcia maskującego. - Marcon był wyraźnie niezadowolony z pomyłki jakiej dopuścili się Owena i Loranir.

- Nasze mieszkanie jest chronione wieloma zaklęciami barier. Jest niewielu, którzy potrafiliby rozbroić twoje magiczne pułapki i odciski runów z mojego miecza. - Dziewczyna próbowała się bronić.

- Właśnie przyznałaś, że nie ma wielu, którzy dostali by się tutaj bez naszej wiedzy. Ale wiesz również, że są tacy dla których nie byłoby to najmniejszym problemem. Sallos dał nam nadludzką moc, więc jego własna magia nie zrobiłaby mu krzywdy. Jestem pewien, że Matylda również poradziła by sobie z naszymi barierami. Ale dość już narzekania. Wróciliście, a ja mam wiele do powiedzenia.

- Tak? Długo cię nie było. - Owena oznajmiła.

- Sallos wezwał mnie do siebie. Spotkaliśmy się w jednym z liminalnych miejsc.

- Czy powiedział coś nowego o Mrocznych Elfach? - Loranir wstał z fotela.

- Nie. Nic poza wspomnieniem tragedii, która ich spotkała. - Marcon odparł beznamiętnie. Długowłosy elf nie odpowiedział. Owena dotknęła jego ramienia. Chciała go pocieszyć, ale widząc smutek w jego oczach, zrezygnowała.

- Wiem jak trudno jest wam pogodzić się z tym co się stało i jak bardzo chcielibyście ukarać winnych tej tragedii. Może okazać się to niemożliwe, bo nikt nie wie gdzie jest Matylda, czy ktokolwiek z jej hordy nieumarłych. Ale po rozmowie z Sallosem, dowiedziałem się, że istnieje możliwość wprowadzenia zmian w świecie Wiecznego Zmierzchu i usunięcie czynników, które doprowadziły do tego, że masakra mrocznych Tylwyth Teg była możliwa. - Owena słuchała z zaciekawieniem. Loranir usiadł przy niej na kanapie.

- Sallos nie wystąpi przeciwko Mab. Ale jest ktoś, kto może to zrobić i nie narazi się na gniew Książąt Piekielnych i wojnę pomiędzy krainami.

- Kto? - Loranir spytał.

- Król Annwn. Tylko on może starać się o odebranie tronu Mab.

- Ale król Annwn zaginął wieki temu. Może już od dawna nie żyje. - Dziewczyna była sceptycznie nastawiona do rewelacji.

- Wszyscy tak myśleliśmy, ale ostatnio byliśmy świadkami zmaterializowania się jego hełmu i miecza. Te magiczne przedmioty są częścią króla i nie istniałyby, gdyby król był martwy. Sallos wiedział o tym i dlatego postanowił zmienić rolę Strażniczki Strefy Liminalnej. Od dzisiaj twoim zadaniem Oweno będzie odnalezienie Króla Annwn, a my będziemy ci w tym pomagać. - Marcon popatrzył prosto w oczy dziewczyny. Blondynka początkowo zaniemówiła, ale chwilę później znów racjonalnie oceniła sytuację w jakiej się znalazła.

- Jak mam to zrobić, skoro nie mam pojęcia nawet gdzie miałabym zacząć poszukiwania? - spytała.

- Jesteśmy przy tobie, aby ci pomóc i coś wymyśleć. - Marcon oznajmił z zadowoleniem.

- Nareszcie moja siostra będzie mogła znaleźć spokój. - Loranir powiedział cicho do Oweny. Marcon wstał z taboretu.

- Idę do siebie. A wy zostańcie tutaj i zastanówcie się nad zmianami jakie przyniesie wam nowe zadanie. - powiedział wychodząc z pokoju. Owena spojrzała na swojego przyjaciela. Chciała z nim porozmawiać, ale zauważyła, że jego umysł znów zanurzył się w oceanie myśli otaczającym wspomnienie jego zamordowanej siostry. Postanowiła nie przerywać milczenia. Po dłuższej chwili Marcon znów wszedł do salonu. Jego wyraz twarzy był nad wyraz poważny.

- Owena, Loranir, myślę, że powinniście to zobaczyć. - Powiedział i wrócił do swojego pokoju.

- O co mu chodzi? - Dziewczyna zapytała nie oczekując odpowiedzi.

- Zaraz się przekonamy. - Loranir wstał z krzesła i natychmiast skierował się do drzwi. Po chwili oboje zobaczyli siwego mężczyznę zapatrzonego w ekran telewizora na którym wyświetlane były wiadomości. Obrazy przedstawiały akcję ratunkową w centrum miasta, strażaków próbujących ugasić płonące ruiny.

- Co się stało? - Owena spytała zaciekawiona.

- Zaraz usłyszysz. Pokazują ten wywiad co pięć minut. - Marcon uciszył dziewczynę i wrócił do oglądania telewizora. Na ekranie pojawiła się reporterka rozmawiająca z osobą wyglądającą jak miejski włóczęga.

- Czy mógłby Pan opisać co się tutaj stało? - kobieta zapytała.

- To było straszne! Najpierw ktoś wyrzucił mnie i moich przyjaciół z korytarza szpitala, a później zaczęły dziać się jakieś cuda! Najpierw wybuchły studzienki kanalizacyjne, a wylatująca z nich woda uderzyła w ściany i szyby budynku. Później na wyższych piętrach pojawiło się światło, a chwilę później wszystkie latarnie eksplodowały jakby jednocześnie uderzyły w nie pioruny. Później zatrzęsła się ziemia. Wtedy wszyscy uciekli, zostałem tylko ja, bo nie mogę już biegać tak szybko jak kiedyś. Na końcu cały budynek zafalował. Tak, było tak jak mówię, cały budynek zafalował i runął. To wszystko co pamiętam. Później już się uspokoiło.

Owena i Loranir patrzyli na ekran wiedząc, że włóczęga nie wymyślił sobie całego zdarzenia.

- Woda, światło, błyskawice... - Loranir powiedział do blondynki.

- A później trzęsienie ziemi i co jeszcze? - Owena dokończyła za niego.

- Anomalia przestrzeni. - Marcon powiedział odwracając się do swoich wychowanków.

- Czy myślisz, że to oni? - Dziewczyna spytała.

- To prezentacja magii, którą stosuje grupa Zmienników wysłana na Ziemię przez Mab. Nie ma mowy o przypadku.

- I stało się to chwilę po tym, jak zaatakowaliśmy jedną z nich. Tak, masz rację. Nie ma mowy o przypadku. - Loranir skomentował.

- Czy ktoś zginął? - Owena spytała przestraszona.

- Nie. Budynek był opuszczony. Ponadto ktoś wyprowadził bezdomnych z ruin zanim zostały zniszczone. A wiecie co to był za szpital? - Siwy mężczyzna popatrzył na długowłosego elfa.

- Ten w którym urodził się najmłodszy Zmiennik. Razem z Lorellą odebraliście od niego przekaz parę miesięcy temu. - dodał nie czekając na odpowiedź.

- To było ostrzeżenie specjalnie dla nas. Rzucili nam rękawicę. - Loranir oznajmił zaciskając pięści.

- Jak mogłam być taka naiwna. - Owena oparła się o parapet i patrzyła na pogrążone w ciemności miasto.

- Przez moją głupotę mogli zginąć ludzie. - dodała. Odwróciła się w stronę mężczyzn.

- Nie będę już się więcej wahała. Oni są niebezpieczni i muszę odesłać ich tam, gdzie nikomu nie zagrożą. Musimy przyjąć ich wyzwanie i zakończyć ich sprawę raz na zawsze. - oznajmiła.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.